Czy kiedyś będzie lepiej?

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy kiedyś będzie lepiej?

Post autor: Ruta »

Ja bym wcale nie chciała, by mój mąż po zdradzie cokolwiek mi kupował. Czułabym się zbywana takimi gestami jak tatuaż, samochód, biżuteria i koniec nocowania poza domem.
Raczej zapalałoby mi to lampy alarmowe co chce pod tym ukryć. Ostatnio mąż mój szanowny, nadal romansujący, miał czas, gdy stał się milszy dla mnie i się na to natychmiast uruchomiłam. Na razie wyszło na jaw tyle, że wrócił do brania. Zważywszy na zbliżający się termin rozprawy zapewne coś tam też nowego kombinuje i kryje wyrzuty sumienia.
Warto przyglądać się swoim emocjom, a nie im zaprzeczać. To nasze systemy informujące o tym co się dzieje w naszych relacjach. Wyposażone w czujniki wczesnego ostrzegania. Niemniej jednak czasem nadczułe, czego ci życzę, bo to jednak milsza opcja, czasowa nadwrażliwość. Ale trochę ostrożności nigdy jeszcze nikomu nie zaszkodzilo, ani uważności na własne emocje też nie.
Mmm
Posty: 26
Rejestracja: 23 paź 2021, 1:32
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy kiedyś będzie lepiej?

Post autor: Mmm »

Avys pisze: 05 lis 2021, 13:36 Mmm,
A co Twój mąż mógłby dla Ciebie zrobić żeby nie było sztuczne a dało Ci radość i satysfakcję?
Nie wiem... Czasu nie cofnie, a tego najbardziej pragnę. Nie wyobrażam sobie nic, co dałoby mi ulgę w tym zranieniu. Dlatego nie mówię mu o tym, co myślę o jego "staraniach", bo to nic dobrego nie wniesie.
Mmm
Posty: 26
Rejestracja: 23 paź 2021, 1:32
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy kiedyś będzie lepiej?

Post autor: Mmm »

Pavel pisze: 05 lis 2021, 14:14
Mmm pisze: 05 lis 2021, 13:12
Trochę odbieram Twoje słowa, Marylko, jakbyś mówiła "weź się, babo, w garść, bo cię zostawi". Wiem, że przesadzam, ale to wszystko jest świeże, to rozegrało się tej jesieni i nadal piekielnie boli.

Czy mój mąż ma zalety? Oczywiście.
Jest mądry i zdolny, wytrwały, jest fajnym tatą.

Jeszcze niedawno powiedziałabym, że jest bardzo kochającym mężem, oddanym i uczciwym. Teraz oczywiście jestem innego zdania.

Nie mówię mu o wszystkim, co czuję, bo podcięłabym mu skrzydła. Ale jego starania (tatuaż z moim imieniem na sercu, "żeby nigdy więcej nie zapomniał", nowy samochód dla mnie, biżuteria, koniec nocowania poza domem - to ostatnie było na porządku dziennym, z uwagi na wyjazdowy charakter jego pracy) wydają mi się sztuczne, nie dają radości ani satysfakcji. Trochę czuję się, jakby chciał mnie kupić.
Pewnie powiecie, że jestem okropna, bo niejedna żona na tym forum wiele by dała za taką postawę swojego męża po zdradzie. Ale piszę, co czuję. A cierpię nadal, nadal nie ufam i przeżywam to, co zrobił. I czekam w strachu na kolejną katastrofę, z jakimś chorym przekonaniem, że będą dziać się kolejne złe rzeczy.
Ja napiszę tak: rozumiem ból, brak zaufania itd.
Zatrzymaj się natomiast na chwilkę i pomyśl co by było gdyby...
Normalnie tego nie polecam, ale moje obserwacje mówią, że na początku kryzysu najcześciej przyjmujemy jakaś rolę, zależną od decyzji/postępowania drugiej strony.
Czyli - gdyby twój mąż nie chciał naprawiać, nadal aktywnie pielęgnował nowe szczęście z kowalską, z niemałym prawdopodobieństwem prosiłabyś go o szansę na ratowanie rodziny.
Mogę się oczywiście mylić, tylko gdybam. Ale gdy poczytasz wątki pań na forum, zrozumiesz skąd to gdybanie się bierze.

Ty jesteś w pozycji, że mąż chce naprawiać. Nie ma jednak nic niezmiennego, o czym zdążyłaś się boleśnie przekonać.
Możesz sobie igrać z ogniem i ryzykować. Mąż okazał się już raz zbyt słaby. Oznacza to dla mnie, że siłą rzeczy ma swoje ograniczenia. W cierpliwości również.
Możesz postarać się przepracować siebie, małżeństwo, kryzys i jego powody.
Bo kryzysy są po coś, kwestia tego co my z nimi robimy.

Można wszystko rozwalić, można też sprawić, że pomimo tych okropnych doświadczeń bedziecie szczęśliwsi niż kiedykolwiek wcześniej.
Każdy dokonuje swojego wyboru.

Ja postanowiłem nauczyć się z tym żyć, pomimo bagna które się wydarzyło.
Mając na uwadze i własny udział w tym bagnie. Każdy z nas taki udział ma.

Aha, twój mąż się teraz po prostu zapewne stara jak potrafi.
Może warto zbadać swój i jego język miłości?
Znamy swoje języki miłości - przynajmniej tak mi się wydaje. Ale może rzeczywiście trzeba raz jeszcze to przegadać.
To nie jest tak, że siedzę z założonymi rękami jak obrażona księżniczka - zgodziłam się na wspólną terapię, mocno się do niej przykładam. Do indywidualnej zresztą też. Robię to po to, żeby z tego kryzysu wyjść, ale nie potrafię radzić sobie z tym lepiej ani szybciej. Jeżeli on nie ma dość cierpliwości, to i ja tego nie przeskoczę. Mimo wszystko usiłuję normalnie funkcjonować. Staram się wychodzić do ludzi, robić coś dla siebie. Męża nie wyrzuciłam z domu ani nawet z łóżka - może niesłusznie, ale wydaje mi się, że znam siebie na tyle, żeby wiedzieć, że byłoby mi ciężko wpuścić go z powrotem. Może nie byłabym nawet w stanie.
I naprawdę, jestem świadoma swojego współudziału w kryzysie - przez 3 lata prosiłam go, żebyśmy poszli na terapię, bo nie było między nami dobrze. Ale musiał upaść na samo dno, żeby samemu zauważyć tę potrzebę. Nie czuję się natomiast absolutnie winna jego zdrady. Kryzys to jedno - nasze wspólne "dzieło", a zdrada to jego pomysł i decyzja.
Chcę pracować nad naszym małżeństwem. Nie odeszłam, nie wniosłam o separację, nikt poza nami dwojgiem, terapeutami i członkami tego forum nie wie o tym, co się wydarzyło - nawet najbliższa rodzina ani moja serdeczna przyjaciółka. Uważam, że w ten sposób chronię mojego męża, dając mu szansę na naprawienie tej podłości na naszym podwórku, w innym wypadku straciłby sympatię, zaufanie i szacunek ludzi z naszego otoczenia. Natomiast nadal tkwię w bólu i nie potrafię w żaden sposób go uśmierzyć.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy kiedyś będzie lepiej?

Post autor: Caliope »

Warto z mężem o tym porozmawiać, zeby to nie było sztuczne. Ile mąż wytrzyma jeśli tego nie robił.U mnie taki był prezent na urodziny w zeszłym roku, gdzie za chwilę zostałam sprowadzona do parteru mówieniem o rozwodzie. A wcześniej nigdy prezentu nie dostałam, w tym roku już też nie.
Mmm
Posty: 26
Rejestracja: 23 paź 2021, 1:32
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy kiedyś będzie lepiej?

Post autor: Mmm »

Ruta pisze: 05 lis 2021, 15:03 Ja bym wcale nie chciała, by mój mąż po zdradzie cokolwiek mi kupował. Czułabym się zbywana takimi gestami jak tatuaż, samochód, biżuteria i koniec nocowania poza domem.
Raczej zapalałoby mi to lampy alarmowe co chce pod tym ukryć. Ostatnio mąż mój szanowny, nadal romansujący, miał czas, gdy stał się milszy dla mnie i się na to natychmiast uruchomiłam. Na razie wyszło na jaw tyle, że wrócił do brania. Zważywszy na zbliżający się termin rozprawy zapewne coś tam też nowego kombinuje i kryje wyrzuty sumienia.
Warto przyglądać się swoim emocjom, a nie im zaprzeczać. To nasze systemy informujące o tym co się dzieje w naszych relacjach. Wyposażone w czujniki wczesnego ostrzegania. Niemniej jednak czasem nadczułe, czego ci życzę, bo to jednak milsza opcja, czasowa nadwrażliwość. Ale trochę ostrożności nigdy jeszcze nikomu nie zaszkodzilo, ani uważności na własne emocje też nie.
Nie odbieram zachowań męża jako sposobu ukrywania kolejnych oszustw. Nie ma fizycznie takiej możliwości - mam pełny dostęp do jego telefonu, lokalizacji w czasie rzeczywistym itd. Mam też kontakt z tamtą kobietą. Ona szukała kogoś, żeby się "zabawić", ma już kolejnego. I dzieli nas od niej 500 km.
Natomiast mój mąż zawsze "przepraszał" prezentami, chyba inaczej nie umie. Tylko teraz wina jest takiego kalibru, że żaden prezent jej nie zadośćuczyni.
Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: Czy kiedyś będzie lepiej?

Post autor: Avys »

Mmm,
to może weź miednicę, umyj swojemu Mężowi nogi, natrzyj czymś pachnącym i pocałuj je. Może to wniesie coś dobrego?
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy kiedyś będzie lepiej?

Post autor: marylka »

Mmm ja ci już pisałam że ja się wyprowadziłam.
Ja nie zakładałam w życiu powrotu do zdrajcy i ponownego życia że zdrajcą.
Jak go widziałam to nie mogłam oddychać
Z żalu? Z nienawiści? Z bezradności?
Dla nas wyprowadzka była dobrym pomysłem.
Bo mąż się starał myślę że jakbyśmy razem mieszkali to i tak by się starał

Natomiast chodziło o mnie.... to ja musiałam odczuć jego brak, docenić jego nieobecność kiedy go potrzebowałam itd
Ja bardzo doceniałam gesty które dla mnie robił,- mi akurat zadbał o naprawy samochodu skręcanie mebli itd
Często proponował zajęcie się dziećmi itd
Zawsze syczałam żeby się nie wysilał ale w głębi duszy doceniałam... że jak może to się stara. Czasem to nieporadne było czasem wręcz się narzucał

Prawda była taka że przeszłości nikt nie zmieni. Chociaż byśmy obydwoje chcieli.... Nie zmienimy

Ja kiedyś kochałam męża "za"
Teraz nauczyłam się go kochać "pomimo"

I tak cię podziwiam że widzisz zalety swojego męża
Ja miałam czarną dziurę. Nie potrafiłam przypomnieć sobie nic pozytywnego

Nie chciałam żebyś odebrała mój wpis jako "weź się w garść"

Ale dziiś wiem ile go to wszystko kosztowało.
Odbiło się to na zdrowiu
Sam sobie na to zapracował. Ale tak było u nas

Pozdrawiam
udasiek
Posty: 149
Rejestracja: 15 lip 2017, 9:59
Płeć: Kobieta

Re: Czy kiedyś będzie lepiej?

Post autor: udasiek »

Kochana Mmm
Mmm pisze: 05 lis 2021, 17:24 Natomiast nadal tkwię w bólu i nie potrafię w żaden sposób go uśmierzyć
My budujemy na nowo nasze małżeństwo już 4 lata po odejściu i powrocie męża i wiesz, wydaje mi się że tu nie ma łatwych pocieszeń... Mnie boli nadal... nie cały czas, nie tak jak kiedyś ale jednak bywa że boli. I wkurza mnie mówienie "bądź wdzięczna" - to tak jakby bezdomnemu mówić że przecież dzieci w Afryce mają gorzej - co jest przecież obiektywnie prawdą! Mój mąż wrócił i w dodatku bardzo bardzo się stara! Na prawdę mam za co być wdzięczna, co tylko wzbudza we mnie nieraz wyrzuty sumienia że czuję ból - ale wiesz, na prawdę czuję i nie ma co tego wypierać.
Mi się wydaje że ten etap największego bólu trzeba przeżyć. Nie wiem kto to powiedział że "każdy ból chce być przeżyty" i myślę że to prawda, nie da się go schować przed sobą, a nawet było by to szkodliwe, dlatego że:
1. on chroni - przed powrotem w to samo miejsce co przed kryzysem. Jeżeli zdrada się wydarzyła to znaczy że nie było dobrze, lub "życie było było udawane a nie udane" (tytuł książki, polecam)
2. przed popełnianiem tych samych błędów
3. mobilizuje do przyglądania się sobie - czy ten brak poczucia własnej wartości nie ma korzenia wcześniej, głębiej? czy opieranie go na jednym (!) człowieku (!) nie było niewłaściwe? czy ja nie jestem zbyt "przyklejona" emocjonalnie do męża?

Oczywiście jak sama wiesz ból nie musi być wylewany na męża i super że tego nie robisz! Pomocą w przeżyciu tych trudnych uczuć bez wyżywania się na małżonku (choć też nieraz pewnie mu się oberwało) dla mnie było (jest):
1. pójście na 12 kroków (zakładka do zapisów na forum) - tam narodziłam się na nowo, w akceptacji i miłości danych mi przez prowadzące i grupę i zrozumiałam wiele swoich popaprań,
2. zaakceptowanie że nasze małżeństwo już nie będzie takie samo, teraz nie mogę powiedzieć że jest "lepiej" czy "gorzej", jest inaczej, i są we mnie różne uczucia: przenigdy nie chciałabym wrócić do tego co było przed kryzysem, ale też wiele bym dała żeby się nie wydarzył (i zrozum tu siebie :lol: )
3. zaakceptowanie faktu że po takim kryzysie nie możemy już ustać w pracy nad sobą, jako małżeństwo już zawsze będziemy musieli "coś robić" : rekolekcje, wsparcie wspólnoty. Co mi bardzo pasuje bo kocham rekolekcje Sycharowe i spotkania.
4. zrozumienie że i ja niejednokrotnie święta nie byłam, często łamałam przysięgę małżeńską choćby pierwszą jej część "ślubuję ci miłość", popapranie było też moim udziałem, choć bez zdrady

Też mi pomagają różne hasła usłyszane na krokach, wyczytane na forum np:
1. "nie żałuj dobra, nie zazdrość zła" - gdy piszesz o że pielęgnowałaś męża - chwała Ci za to! nie żałuj dobra! ja np często łapałam się na tym że miałam poczucie że mąż się "nabawił" w czasie gdy ja siedziałam i płakałam (postawa starszego brata z przypowieści o synu marnotrawnym), ale wiesz - grzech, zło najpierw dotyka tego kto je robi, to on jest tak na prawdę najbardziej pokiereszowany
2. "nie możemy nigdy się czuć ani o milimetr lepsi od innych" (w tym naszych małżonków którzy pobłądzili) - staram się tego pilnować w sercu, bo łatwo z ofiary stać się katem

No i też pamiętam w pierwszych postach mojego wątku ktoś napisał o rekolekcjach czy wikendzie małżeńskim ("spotkania małżeńskie") a ja odpowiedziałam że to wydaje mi się zbyt "święte" jak na nas :lol:
Ale powiem Ci że moim zdaniem bez Pana Boga nie ma szans na przejście tego trudnego czasu, a z Panem Bogiem - i owszem, On nawet może z tego wycisnąć coś dobrego :)
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy kiedyś będzie lepiej?

Post autor: Pavel »

Mmm pisze: 05 lis 2021, 17:24
Pavel pisze: 05 lis 2021, 14:14
Mmm pisze: 05 lis 2021, 13:12
Trochę odbieram Twoje słowa, Marylko, jakbyś mówiła "weź się, babo, w garść, bo cię zostawi". Wiem, że przesadzam, ale to wszystko jest świeże, to rozegrało się tej jesieni i nadal piekielnie boli.

Czy mój mąż ma zalety? Oczywiście.
Jest mądry i zdolny, wytrwały, jest fajnym tatą.

Jeszcze niedawno powiedziałabym, że jest bardzo kochającym mężem, oddanym i uczciwym. Teraz oczywiście jestem innego zdania.

Nie mówię mu o wszystkim, co czuję, bo podcięłabym mu skrzydła. Ale jego starania (tatuaż z moim imieniem na sercu, "żeby nigdy więcej nie zapomniał", nowy samochód dla mnie, biżuteria, koniec nocowania poza domem - to ostatnie było na porządku dziennym, z uwagi na wyjazdowy charakter jego pracy) wydają mi się sztuczne, nie dają radości ani satysfakcji. Trochę czuję się, jakby chciał mnie kupić.
Pewnie powiecie, że jestem okropna, bo niejedna żona na tym forum wiele by dała za taką postawę swojego męża po zdradzie. Ale piszę, co czuję. A cierpię nadal, nadal nie ufam i przeżywam to, co zrobił. I czekam w strachu na kolejną katastrofę, z jakimś chorym przekonaniem, że będą dziać się kolejne złe rzeczy.
Ja napiszę tak: rozumiem ból, brak zaufania itd.
Zatrzymaj się natomiast na chwilkę i pomyśl co by było gdyby...
Normalnie tego nie polecam, ale moje obserwacje mówią, że na początku kryzysu najcześciej przyjmujemy jakaś rolę, zależną od decyzji/postępowania drugiej strony.
Czyli - gdyby twój mąż nie chciał naprawiać, nadal aktywnie pielęgnował nowe szczęście z kowalską, z niemałym prawdopodobieństwem prosiłabyś go o szansę na ratowanie rodziny.
Mogę się oczywiście mylić, tylko gdybam. Ale gdy poczytasz wątki pań na forum, zrozumiesz skąd to gdybanie się bierze.

Ty jesteś w pozycji, że mąż chce naprawiać. Nie ma jednak nic niezmiennego, o czym zdążyłaś się boleśnie przekonać.
Możesz sobie igrać z ogniem i ryzykować. Mąż okazał się już raz zbyt słaby. Oznacza to dla mnie, że siłą rzeczy ma swoje ograniczenia. W cierpliwości również.
Możesz postarać się przepracować siebie, małżeństwo, kryzys i jego powody.
Bo kryzysy są po coś, kwestia tego co my z nimi robimy.

Można wszystko rozwalić, można też sprawić, że pomimo tych okropnych doświadczeń bedziecie szczęśliwsi niż kiedykolwiek wcześniej.
Każdy dokonuje swojego wyboru.

Ja postanowiłem nauczyć się z tym żyć, pomimo bagna które się wydarzyło.
Mając na uwadze i własny udział w tym bagnie. Każdy z nas taki udział ma.

Aha, twój mąż się teraz po prostu zapewne stara jak potrafi.
Może warto zbadać swój i jego język miłości?
Znamy swoje języki miłości - przynajmniej tak mi się wydaje. Ale może rzeczywiście trzeba raz jeszcze to przegadać.
To nie jest tak, że siedzę z założonymi rękami jak obrażona księżniczka - zgodziłam się na wspólną terapię, mocno się do niej przykładam. Do indywidualnej zresztą też. Robię to po to, żeby z tego kryzysu wyjść, ale nie potrafię radzić sobie z tym lepiej ani szybciej. Jeżeli on nie ma dość cierpliwości, to i ja tego nie przeskoczę. Mimo wszystko usiłuję normalnie funkcjonować. Staram się wychodzić do ludzi, robić coś dla siebie. Męża nie wyrzuciłam z domu ani nawet z łóżka - może niesłusznie, ale wydaje mi się, że znam siebie na tyle, żeby wiedzieć, że byłoby mi ciężko wpuścić go z powrotem. Może nie byłabym nawet w stanie.
I naprawdę, jestem świadoma swojego współudziału w kryzysie - przez 3 lata prosiłam go, żebyśmy poszli na terapię, bo nie było między nami dobrze. Ale musiał upaść na samo dno, żeby samemu zauważyć tę potrzebę. Nie czuję się natomiast absolutnie winna jego zdrady. Kryzys to jedno - nasze wspólne "dzieło", a zdrada to jego pomysł i decyzja.
Chcę pracować nad naszym małżeństwem. Nie odeszłam, nie wniosłam o separację, nikt poza nami dwojgiem, terapeutami i członkami tego forum nie wie o tym, co się wydarzyło - nawet najbliższa rodzina ani moja serdeczna przyjaciółka. Uważam, że w ten sposób chronię mojego męża, dając mu szansę na naprawienie tej podłości na naszym podwórku, w innym wypadku straciłby sympatię, zaufanie i szacunek ludzi z naszego otoczenia. Natomiast nadal tkwię w bólu i nie potrafię w żaden sposób go uśmierzyć.
Ten twój wpis jednak rozjaśnia sytuację, poszerza mocno moje widzenie na twoje poprzednie wpisy. Zmienia perspektywę.

Najwyraźniej podarunki to nie twój główny język miłości, a nawet gdyby był - faktycznie tego co się stało prezentami się nie przysłoni.
Mam nadzieję, że nie taki jest ich cel, a po prostu są efektem starań, środkiem by ci pokazać, że kocha, żałuje.
Pewnie, za zdradę odpowiada zdradzający, ten wybór twego męża w żaden sposób cię nie obciąża. To jego odpowiedzialność.
Ty odpowiadasz za swój obszar, dobrze, że takowy widzisz.
Nie dzielenie się tym z rodziną, znajomymi z jednej strony powoduje noszenie ciężaru który samemu ciężej nieść. Z drugiej zaś - to faktycznie nie pomogłoby w odbudowie relacji.

Nie poradzisz sobie z tym łatwiej ani szybciej - jesteś sobą, masz swoje tempo. I to jest Ok.
To co się stało, zdrada, to potężny cios. Nic po niej nie jest takie samo. Bezpowrotnie coś niszczy. Jednocześnie może być między wami z czasem lepiej niż kiedykolwiek, aczkowkiek wymaga to dużo pracy. Mądrej i solidnej pracy. I czasu oczywiście.

Jasne, że to strasznie boli. Wynika to także z tego, że chyba mało realistycznie patrzyłaś na męża. On jest tylko człowiekiem. To nie wytłumaczenie dla zdrady, po prostu jesteśmy dramatycznie słabi. Bez Boga ani do proga. Sami tylko psuć potrafimy.

Co może ci pomóc?
Bóg, z pewnością. Postaraj mu się to oddawać. Aby to zabrał.
Przy współpracy z Nim, to się może w końcu wydarzyć.
U mnie zdrada żony, jej i mój udział w kryzysie nie rzuca się już cieniem na bieżące życie.
Bardziej problematyczne są nieprzepracowane w części lub całości inne kwestie, ale może i do tego dojdziemy :)
Nieco mi zajęło by tak w pełni wybaczyć, podleczyć swe rany, swe ego.
Ale się udało.
Patrzę dziś też dzięki kryzysowi, również zdradzie, zarówno na siebie jak i żonę realniej, prawdziwiej. Nie widzę jej takiej jaką bym ją widzieć chciał, a taką jaka jest.
I to lepsze niż oglądanie tych wszystkich noszonych przez lata przez nią masek poprzez okulary spawalnicze na moim nosie.
Tak było kiedyś - ona udawała kogoś innego niż jest, ja udawałem, że nie widzę, nie widziałem lub widziałem ją życzeniowo, zbierając ochłapy i jeszcze się z nich cieszyłem.

Przyszło to w trakcie pracy nad sobą, jednym z jej elementów było wybaczenie sobie i innym.
Tak jak Udasiek polecam kroki, ogólnie jej post bardzo mi się podoba, jest wg mnie bardzo wartościowy i warty dokładnego przyjrzenia się.

Daj czas czasowi.
Pracuj nad sobą, nad swoją relacją z Bogiem, a idąc tą drogą przydarzą się ci wielkie rzeczy.
Z nim bowiem niemożliwe nie istnieje.
On sobie z twoimi ranami, przy twojej współpracy, poradzi.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Czy kiedyś będzie lepiej?

Post autor: s zona »

Droga Mmm,
moze to na dobry poczatek dnia :)
https://www.youtube.com/watch?v=lni4LFAoUDY


Madrze tu ludzie pisza .... co ja moge jeszcze tu dodac ... moze to, co mnie wtedy pomoglo ....

viewtopic.php?f=30&t=389&p=8799#p8799

Kiedys pakowalam te zdrady, swoj zal, wscieklosc na meza itp . I za rada Lustro wysylalam Panu Bogu " w paczce " . Troche to trwalo.. kiedys mnie olsnilo,zeby dolozyc do tej virtualnej paczki modlitwe,post i jalumuzne . Pokoj, jaki potem rozlal mi sie w sercu wart jest kazdego wyrzeczenia ...

Mmm a moze warto wykorzystac to,ze masz "jakies srodki" i wspomoc w ten sposob jakims grosikiem plus, modlitwa, postem w ciazy raczej ostroznie, moze wyrzec sie jakiegos chciejstwa ....
Tak na zasadzie, zle duchy tylko modlitwa postem i jalumuzna ...
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy kiedyś będzie lepiej?

Post autor: Ruta »

Mmm pisze: 05 lis 2021, 17:33
Ruta pisze: 05 lis 2021, 15:03 Ja bym wcale nie chciała, by mój mąż po zdradzie cokolwiek mi kupował. Czułabym się zbywana takimi gestami jak tatuaż, samochód, biżuteria i koniec nocowania poza domem.
Raczej zapalałoby mi to lampy alarmowe co chce pod tym ukryć. Ostatnio mąż mój szanowny, nadal romansujący, miał czas, gdy stał się milszy dla mnie i się na to natychmiast uruchomiłam. Na razie wyszło na jaw tyle, że wrócił do brania. Zważywszy na zbliżający się termin rozprawy zapewne coś tam też nowego kombinuje i kryje wyrzuty sumienia.
Warto przyglądać się swoim emocjom, a nie im zaprzeczać. To nasze systemy informujące o tym co się dzieje w naszych relacjach. Wyposażone w czujniki wczesnego ostrzegania. Niemniej jednak czasem nadczułe, czego ci życzę, bo to jednak milsza opcja, czasowa nadwrażliwość. Ale trochę ostrożności nigdy jeszcze nikomu nie zaszkodzilo, ani uważności na własne emocje też nie.
Nie odbieram zachowań męża jako sposobu ukrywania kolejnych oszustw. Nie ma fizycznie takiej możliwości - mam pełny dostęp do jego telefonu, lokalizacji w czasie rzeczywistym itd. Mam też kontakt z tamtą kobietą. Ona szukała kogoś, żeby się "zabawić", ma już kolejnego. I dzieli nas od niej 500 km.
Natomiast mój mąż zawsze "przepraszał" prezentami, chyba inaczej nie umie. Tylko teraz wina jest takiego kalibru, że żaden prezent jej nie zadośćuczyni.
Podoba mi się duża świadomość siebie, swoich emocji jakie masz. Przeczytałam twoje kolejne wpisy.
Wychodzi na to, że problemem jest przebaczenie. I wyproszenie kowalskiej z waszej relacji. Bo choć jej już fizycznie nie ma, to jest obecna. W twoich uczuciach, myślach. To z kolei jest proces.

W wyrzucaniu kowalskiej pomaga Nowenna Pompejańska. Cztery pełne różańce dziennie skutecznie zajmują myśli, pomagają kierować uwagę gdzie indziej. A to najbardziej powierzchowny efekt, choć bardzo pomocny, to są i inne efekty. Zdumiewające.
Przy natrętnych myślach pomagają też akty strzeliste, Jezu, Ty się tym zajmij! (jest też piękna medytacja ojca Dolindo o tym tytule, do wysłuchania na You Tubie) i błogosławienie osoby która "nie chce" wyjść z naszej głowy.

Odnoszę też takie "międzywierszowe" wrażenie, że mąż jakoś cię rozczarowuje. Może masz jakieś oczekiwania, jak mąż mógłby ci zadośćuczynić? Strzelam. Nie wiem
Ale swoim oczekiwaniom warto się przyjrzeć. Jak już się z nimi zapozna można zrobić z nimi różne rzeczy, na przykład powiedzieć o nich mężowi, albo uznać, że nie byłoby to okej i pomyśleć jak inaczej poradzić sobie z potrzebą.

Ja wprawdzie nie przeżyłam jeszcze powrotu marnotrawnego męża. Ale przebaczenie było mi bardzo potrzebne.

Napisałaś też, że masz kontakt z kowalską. Może czas go zakończyć?
Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: Czy kiedyś będzie lepiej?

Post autor: Avys »

Mmm,
Czy zrobiłaś kiedyś coś złego i ktoś Ci to wybaczył/nie wybaczył? Co robiłaś, aby zadośćuczynić za to zranienie kogoś?
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Czy kiedyś będzie lepiej?

Post autor: s zona »

Mmm,
podpisuje sie pod wpisami dziewczyn Ruty i Avys .

Mnie NP uratowala "glowe" a pozniej malzenstwo i rodzine .. Moja Mama w tym czasie tez odmawiala za nas ...
Olsnilo mnie, ze moze i Tobie moze pomoc taka mala ksiazeczka o przebaczeniu ks prof Romualda
Jaworskiego " Kiedy milosc boli " https://wydawnictwo.plock.pl/kiedy-milo ... alzenstwie
Polecam, westchne nadal o Boze Prowadzenie ....
Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: Czy kiedyś będzie lepiej?

Post autor: Avys »

Mmm,
P.s. Mój mąż wszystkie kowalskie miał z tindera. Niektóre zamężne, a niektóre mogłyby być jego córkami. Gdyby skończył z tym, wrócił, żałował tego całego piekielnego szaleństwa, a co najważniejsze - doszedłby do wniosku, że chce być znowu mężem, nie chce kłamać więcej i mnie kocha to byłabym bardzo szczęśliwa a dzieci miałyby Tatę. Wiedząc na 100% procent, że nie ma na to żadnych szans już u mnie - serio zazdroszczę Ci w dobrym tego słowa znaczeniu (może nie tylko ja tutaj), że Twój mąż po zdradzie żałuje, przeprasza, chce być z Tobą, chce Cię kochać. Nie doceniasz kobieto swojej sytuacji, nie widzisz tego, że warto się śpieszyć z kochaniem męża (oczywiście z pomocą Boga).

Moi sąsiedzi to szczęśliwe małżeństwo w wieku ok. 30 lat, mają dwójkę małych dzieci- jedno 5 miesięcy, drugie 5 lat. Mąż do tej pory pracował (głównie fizycznie) na utrzymanie rodziny. Ogólnie młody wysportowany gość, uprawiał sporty etc.Za równo 11 dni mają mu odciąć całą nogę z połową miednicy, bo wyrósł mu b.rzadki guz w miednicy.
Jestem przekonana, że jego żona nie wahałaby się z przebaczeniem mu nawet 7 zdrad, aby tylko nie odcinali mu nogi i aby ten guz się nie rozpanoszył do płuc i aby on nie umarł.

Mmm, Ty możesz zmienić swoją postawą i wyborem Wasze życie na co dzień! Twoja miłość może nie pamiętać złego, może przebaczyć, może być łaskawa dla męża, może cieszyć się, że doszliście do prawdy i jesteście na terapii.
Możesz jeśli będziesz chciała wyjechać swoim nowym samochodem z mężem nad morze i pójść z Nim trzymając go za rękę na spacer po plaży. Uwierz, nie wszyscy mają taką możliwość i oddali by dużo żeby ją mieć. Nie wiadomo jak długo jeszcze będziesz miała możliwość kochania męża.

Co do prezentów - mi wystarczyłoby w zupełności żeby mój mąż BYŁ znów moim mężem i mnie KOCHAŁ. Gdybym jednak dostała też nową furę czy biżuterię to ucieszyłabym się z tego jeśli dla Niego byłoby to ważne i od serca (a że samochód mam b.stary to i byłby to radosny praktyczny prezent który by się z pewnością nie zmarnował!). Jedynie co do tatuażu to uważałabym, że przegiął (!) bo gdybym miała w przyszłości wypadek i umarła i on miał inną żonę to bardzo głupio byłoby ciągle w łóżku przypominać o mnie skoro bym nie żyła na ziemi i nie była już jego żoną. No chyba, żeby nowa żona miała tak samo na imię :-)
No ale to tak na marginesie o tych prezentach.

Przepraszam Cię za przedstawianie takiej perspektywy życia bez uwzględnienia tego, że Ty potrzebujesz czasu na wybaczenie, bo to nie jest proste i może długo trwać. Wiem to jest dłuuuuugi proces czasem i nie da się inaczej. Ale ja mając właśnie taką perspektywę życia jaką mam to myślę sobie, że szkoda każdej sekundy w Waszym małżeństwie bez miłości i przebaczenia.
Mmm
Posty: 26
Rejestracja: 23 paź 2021, 1:32
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy kiedyś będzie lepiej?

Post autor: Mmm »

Avys pisze: 05 lis 2021, 17:55 Mmm,
to może weź miednicę, umyj swojemu Mężowi nogi, natrzyj czymś pachnącym i pocałuj je. Może to wniesie coś dobrego?
Robię podobne gesty - nie aż tak biblijne, ale myję mu włosy, nacieram twarz kremem. Jednego dnia stać mnie na to, kolejnego nie
ODPOWIEDZ