Kiedy nikt nie wie co przeżywasz...

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

Mea_
Posty: 24
Rejestracja: 17 paź 2017, 20:50
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Kiedy nikt nie wie co przeżywasz...

Post autor: Mea_ »

Witam!
Chciałam wszystkich powitać. Jestem tu nowa i jeszcze nie wiem czy się odnajdę. Mam straszną potrzebę porozmawiania, wyrzucenia z siebie tego co mnie dotknęło. Niestety jestem bardzo zamkniętą osobą i jest to dla mnie mega ciężka sprawa.
Szukając zrozumienia...bo tylko ktoś kto jest albo był w podobnej sytuacji...jest w stanie zrozumieć co przeżywasz...weszłam na to forum.
Tak bardzo chyba tego potrzebuję. Zrozumienia :( Wsparcia ( tak trudno się do tego przyznać ).
Próbuję się pozbierać ...i pewnie wyglądam na jakiegoś terminatora...bo domyślam się, że wiele osób w mojej sytuacji by się załamało, a w moim środowisku pewnie nikomu nawet przez myśl by nie przeszło, że mam jakieś problemy :(.
Prawda jest taka, że ja jestem jedną, wielką niepewnością...doglądającą ruin własnego, dotychczasowego życia...
......................
Pozdrawiam wszystkich odczuwających podobnie...
"Kocha się naprawdę i do końca tylko wówczas, gdy kocha się na zawsze w radości i smutku bez względu na dobry czy zły los."
JAN PAWEŁ II
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Kiedy nikt nie wie co przeżywasz...

Post autor: Pavel »

Witaj na forum Mea_,
Na początek chciałbym przestrzec przed pisaniem o szczegółach mogących spowodować rozpoznanie Ciebie/Twojej rodziny w realnym świecie. W internecie jesteśmy mniej anonimowi, niż się nam czasem wydaje.
To na zaś, bo nie napisałaś oczywiście niczego takiego.
Bardzo cieszę się, że tu trafiłaś. Z własnego doświadczenia wiem, że nie trafia się tu przypadkiem.
Mi to forum pomogło odnależć i zbudować siebie, uratować małżeństwo i powrócić do Boga o którym "przypomniałem" sobie właśnie w małżeńskim kryzysie.
Ja akurat jestem dość otwarty, aczkolwiek o samej sytuacji kryzysowej również nie miałem z kim porozmawiać, wyżalić się, wyrzucić całego bagażu emocji z siebie. Ani rodzina, ani przyjaciele...raczej by nie zrozumieli. Albo dostałbym "dobre rady" typu: "nie ta, to następna", "zdarza się, takie jest życie" itp.
Na forum mogłem się uzewnętrznić, dostałem wsparcie, mądre rady, wskazano mi drogę. Wytknięto mi również sprawy które we mnie "nie grały", dzięki czemu mogłem nad sobą popracować.

Zachęcam do napisania czegoś więcej, abyśmy mogli pomóc wydatniej. W wolności, gdy będziesz gotowa :)

Na razie otulam modlitwą :)

Zachęcam również do czytania innych wątków na forum, oraz zajrzenia do naszego archiwum:
www.archiwum.kryzys.org
które jest kopalnią wiedzy o kryzysach.
Czytając, zauważysz jakie problemy mieli inni i jak sobie z nimi radzili.
O ile wszyscy jesteśmy inni, a nasze życiowe sytuacje - niepowtarzalne, o tyle pewne schematy się powielają, sam miałem nierzadko wrażenie, że czytam o sobie.
Czytanie o uzewnętrznianiu się innych może również pomóc przełamać własne opory, obawy, wstyd.

Jeszcze raz witam i serdecznie pozdrawiam,
Pavel
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Mea_
Posty: 24
Rejestracja: 17 paź 2017, 20:50
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kiedy nikt nie wie co przeżywasz...

Post autor: Mea_ »

Bardzo dziękuję za otulenie modlitwą. Bardzo tego potrzebuję.
Dotychczas niestety nie miał kto nas w ten sposób otulać. Chociaż nie do końca. Myślę, że byliśmy otuleni modlitwą zmarłych. Niestety w naszym środowisku dominują ludzie niewierzący, wojujący ateiści, wrogowie kościoła, antyklerykałowie lub ukrywający się pod innymi określeniami, dla których wiara to średniowiecze....
Niestety ja o swojej wierze przypomniałam sobie tak jak Pavel kiedy moje małżeństwo sięgnęło "dna." Właściwie to uświadomiłam sobie, że przez ostatnie lata byłam duchowo martwa. Mąż niestety od początku naszego ślubu był ateistą.
Postaram się w skrócie podzielić moją historią.
Jesteśmy małżeństwem już ze sporym stażem. Uchodzącym za wzór małżeństwa. Mąż zawsze umie zrobić takie wrażenie, że słyszę słowa typu "ale Twój mąż Cię kocha". Niestety prawda o naszym małżeństwie okazała się inna. Ostatnie 3 lata mąż spędzał na ciekawym hobby.
Nie będę się rozpisywać o szoku jaki przeżyłam. Wiedziałam, że to koniec. W maju postanowiłam, że nie ma czego ratować a mój ból jest zbyt silny by cokolwiek budować na zgliszczach. I wtedy zaczęły się dziać przedziwne, niewytłumaczalne wręcz rzeczy. To były znaki od Pana Boga. Kiedy było mi strasznie ciężko znalazłam modlitwę - egzorcyzm małżeński. Odmówiłam. Było źle. Mąż nie chciał słyszeć o rozstaniu a ja wiedziałam, że nic z tego nie będzie. Zaczął czytać dobre rzeczy. Kupił Biblię. Kolejny szok dla mnie. O co chodzi?
I przyszedł dzień kiedy poczułam, że miłość, której do męża w zasadzie nie odczuwałam od kilku lat ( mimo, że był mi kimś bardzo bliskim ) została wlana we mnie. Piszę tak jak to wtedy poczułam. Ja spojrzałam na niego innnymi oczami...Nie umiem tego po dziś dzień zrozumieć. Zaczęliśmy rozmawiać. Okropnie wspominam te rozmowy. A potem dobre książki...m.in. "Skandal Miłosierdzia", kazania księdza Pawlukiewicza na youtubie, o którym wstyd przyznać nie miałam pojęcia, że istnieje. Od jego kazań uzależniliśmy się z mężem, słuchaliśmy ich w każdej wolnej chwili. Jak czytam tutaj co doradzacie małżeństwom w kryzysie, to my gdzieś instynktownie albo prowadzeni przez właściwą "Osobę" robiliśmy dokładnie to co trzeba. We wrześniu byliśmy na wspaniałych rekolekcjach małżeńskich. Mąż dwukrotnie się wyspowiadał i czeka jeszcze na spowiedź z życia bo tak doradził spowiednik z uwagi na jego dotychczasowy ateizm.
Te rekolekcje to czad...jak określił mój małżonek. Jeśli ktoś jest w potrzebie mogę na priv polecić. Wspaniali i oddani ludzie je prowadzą. Nie poprzestaliśmy na tym. Byliśmy jeszcze zaraz po dwukrotnie na rekolekcjach. One nas trzymają przy życiu i modlitwa.
Nie wierzę w to co się dzieje, ale nawet modlimy się wspólnie a mój mąż nie rozstaje się z różańcem. Nie umiem sobie tego wszystkiego poukładać w głowie. Modlę się i staram powierzyć wszystko Bogu...słowami - Ty się tym zajmij.
Pomyślicie brawo. Wszystko na dobrej drodze. Dla męża chyba tak. Zachłysnął się wręcz wiarą. Wszystko kwituje, że omodli.
A ja...Walczę o nas, ale często dręczą mnie demony przeszłości. Staram się to zabijać w sobie...Niestety są dni, kiedy sobie nie radzę i nawet nawrócenie męża odbieram jako szatańskie.
Czasami obije czujemy złość Złego...bo myślał, że ma nas w kieszeni....a my jakimś cudem się ratujemy. I on nie poddaje się w walce.
Przywołuje wtedy we mnie bagno przeszłości. Mąż tego chyba nie rozumie co ja czuję i czasami go to złości.
Przepraszam rozpisałam się. Może wystarczy....
"Kocha się naprawdę i do końca tylko wówczas, gdy kocha się na zawsze w radości i smutku bez względu na dobry czy zły los."
JAN PAWEŁ II
Magnolia

Re: Kiedy nikt nie wie co przeżywasz...

Post autor: Magnolia »

Bardzo wiele się u was dzieje nowych rzeczy, trudno by tak wiele nowości od razu ułożyło się w głowie i w sercu na właściwych miejscach. Potrzebujesz czasu, daj go sobie, nie denerwuj się na siebie... Ale też poproś męża o czas, warto byście szli razem, żeby mąż z tej radości nawrócenia nie wystrzelił za bardzo do przodu...

A co masz na myśli piszące te słowa: "często dręczą mnie demony przeszłości. Staram się to zabijać w sobie...Niestety są dni, kiedy sobie nie radzę i nawet nawrócenie męża odbieram jako szatańskie." ? To mnie zaniepokoiło ....
Pewnych uczuć (żalu, skrzywdzenia, uraz) nie da się inaczej pozbyć niż przez przebaczenie... nie da się uczuć wymazać, zabić, albo zapomnieć w 10 minut... to oprócz tego że jest niewykonalne, to jeszcze w pewnym sensie niebezpieczne dla zdrowia (różne zaburzenia emocjonalne)
Emocje, uczucia po prostu SĄ w człowieku, trzeba je obserwować, akceptować, przyjrzeć się czemu coś mnie boli, dlaczego mnie boli...co się za tym uczuciem kryje... w tym pomaga terapia... Terapia jest tu narzędziem poznania siebie.

Innym sposobem radzenia sobie z takimi bolesnymi wspomnieniami i uczuciami jest oddanie ich Jezusowi, w szczerym akcie zawierzenia i oddania. Aby Jezus przemienił je w miłość, tak jak wziął wszystkie grzechy i całe zło na krzyż, i zamienił w miłość, aby nam ją ofiarować.

Pisz... słuchamy....
helenast
Posty: 2966
Rejestracja: 30 sty 2017, 11:36
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Kiedy nikt nie wie co przeżywasz...

Post autor: helenast »

Brawo za drugi krok ... Pierwszy to wejście w naszą wspólnotę, drugi początek otwarcia się ...

Z tego co piszesz wyczytałam Twój jakby lęk przed tym co się dzieje z mężem, niepewność itd. Nie szukaj drugiego dna, nie gdybaj bo zadręczysz się własnymi interpretacjami wydarzeń, które dzieją się w Waszym życiu. Oczywiście trzeba mieć oczy otwarte, ale należy również pamiętać, że nigdy człowiek nie zrozumie planów, zamiarów i działań Boga. Nawet nie próbuj. Po prostu przyjmij to jak i co się dzieje. Jeżeli chcesz to rozmawiaj z mężem o tym co czuje i czego doświadcza - w kwestii wiary, religii, Boga.

Piszesz ,że nachodzą Cię demony przeszłości - a może tak jest, bo nie wszystko jeszcze przerobione jest przez Ciebie/ przez Was.
Takie przerobienie, analiza, rozmowy są bolesne , ale nieuniknione do całkowitego uzdrowienia. Jeżeli coś przeoczycie, zamieciecie pod dywan to wyjdzie to prędzej czy później. Sama piszesz,że mąż nie rozumie czasem Ciebie, więc to sygnał do przerobienia, rozmów, wyjaśnienia. Jego złość wynika właśnie z niezrozumienia, a może i z interpretacji ataku na niego.
Mea_
Posty: 24
Rejestracja: 17 paź 2017, 20:50
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kiedy nikt nie wie co przeżywasz...

Post autor: Mea_ »

Odezwałam się na tym forum bo szukałam zrozumienia i wsparcia.
Po dość trudnych miesiącach w moim życiu chyba nie dziwne, że miewam jeszcze wątpliwości i chwile zwątpienia. Ale nie poddaje się. Rekolekcje, msze i modlitwy bardzo mnie wspomagają i przede wszystkim wspólne modlitwy z mężem.
Magnolio...jeśli zaczniesz wlewać w moje serce kolejne wątpliwości to z pewnością mi nie pomożesz. Odnośnie tego co napisałaś o moim mężu by nie wystrzelił zbyt do przodu ze swoim nawróceniem...trochę mnie to zdziwiło. Myślę, że każdy człowiek świeżo nawrócony jak i ten silnie wierzący musi zdawać sobie sprawę z zagrożeń. Zły jest bardzo inteligentnym stworzeniem i działa bardzo sprytnie i przebiegle.
Należy się go bać by móc z nim walczyć, lekceważenie go może doprowadzić do nieszczęścia.
Myślę, że jedną dobrą rzeczą - refleksją jaką wyciągnęłam z naszego kryzysu...jest otwarcie oczu na sprawy innych małżeństw. Tak wiele z nich przeżywa ogromne problemy, dotykają niektórych prawdziwe trzęsienia ziemi. Staramy się polecać ich z mężem modlitwom, zwłaszcza te beznadziejne przypadki. Jeśli ktoś jest w potrzebie, to może napisać do mnie na priv. Chętnie "omodlę". To działa również na moje złe chwile. Moje gorsze chwile zabijam pomagając innym. Dlatego proście mnie o pomoc a pomożecie zaraz mnie.
"Kocha się naprawdę i do końca tylko wówczas, gdy kocha się na zawsze w radości i smutku bez względu na dobry czy zły los."
JAN PAWEŁ II
Magnolia

Re: Kiedy nikt nie wie co przeżywasz...

Post autor: Magnolia »

Magnolia pisze: 25 paź 2017, 20:48 Bardzo wiele się u was dzieje nowych rzeczy, trudno by tak wiele nowości od razu ułożyło się w głowie i w sercu na właściwych miejscach. Potrzebujesz czasu, daj go sobie, nie denerwuj się na siebie... Ale też poproś męża o czas, warto byście szli razem,
Mea, to jest mój przekaz.. daj sobie czas i poproś męża o czas...
jacek-sychar

Re: Kiedy nikt nie wie co przeżywasz...

Post autor: jacek-sychar »

Mea_ pisze: 25 paź 2017, 16:57 Przepraszam rozpisałam się. Może wystarczy....
Mea
Zaczęłaś trochę opowiadać historię swojego życia, ale jakoś szybko wycofałaś się. :P
Pisz więcej. Nawet jak nikt nie odpisuje, to wiele osób czyta, dla wielu jest to lekcja.
Sama modlitwa, o którą prosiłaś, jest ważna, ale żyjemy na świecie wśród ludzi. Musimy z nimi utrzymywać kontakt. Spróbujesz coś jeszcze napisać? Przecież napisałaś w pierwszym swoim poście:
Mea_ pisze: 24 paź 2017, 20:10 Mam straszną potrzebę porozmawiania, wyrzucenia z siebie tego co mnie dotknęło. Niestety jestem bardzo zamkniętą osobą i jest to dla mnie mega ciężka sprawa.
Już nowa nie jesteś :lol: , więc pisz. Wyrzuć z siebie to, co Ci dolega.
Wielu z nas na początku kontaktu z Sycharem miało opory, żeby mówić nieznanym osobom coś często tak prywatnego, że nawet rodzina o tym nie wiedziała. Ale po jakimś czasie takie otwarcie się pozwala łatwiej to przeżyć.
Jeżeli coś Ci trudno znieść, to wyrzuć to nam. My z Tobą będziemy to nieść przez życie. Jak ciężar się rozłoży na wielu, to będzie to łatwiej. Ty poczujesz dużą ulgę, a nam niewiele przybędzie, bo my już tyle niesiemy, że jesteśmy zahartowani w tym boju. :D
Mea_
Posty: 24
Rejestracja: 17 paź 2017, 20:50
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kiedy nikt nie wie co przeżywasz...

Post autor: Mea_ »

Dzięki...za te słowa Jacek.
Przepraszam jednak za otwarcie tego wątku. Myślę, że wolę porozmawiać z kimś na priv. Próba otwarcia nie wyszła...:(:(:(
Pozdrawiam wszystkich!
"Kocha się naprawdę i do końca tylko wówczas, gdy kocha się na zawsze w radości i smutku bez względu na dobry czy zły los."
JAN PAWEŁ II
kwachu
Posty: 5
Rejestracja: 04 lut 2017, 9:24
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Kiedy nikt nie wie co przeżywasz...

Post autor: kwachu »

Nie ma, że próba otwarcia nie wyszła. Ziarno gorczycy zostało zasiane...
ODPOWIEDZ