Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

yeti
Posty: 42
Rejestracja: 29 sie 2022, 11:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: yeti » 19 wrz 2022, 11:39

Przesłuchałem wielu wykładów ks. Drzewieckiego, żona też i ciagle nie mozemy dojść do porozumienia ...
Na początek krótki wstęp - jesteśmy 20 lat po ślubie.... mamy dwójkę dzieci, aż mi się wierzyć nie chce że byliśmy w stanie wychować takie wspaniałe dzieci chociaż wiem, że skutek naszego wychowania tak naprawdę się ujawni jak dzieci zaczną budować rodziny itp... ale narazie jestem bardzo zadowolony z dzieci.
Do łóżka poszliśmy na pierwszej imprezie w akademiku w maju a od października zaczeliśmy mieszkać razem w akademiku potem wzielismy ślub aby móc razem mieszkać - można by powiedzieć miłość od pierwszego wejrzenia.... Jak widać wszystko poszło nie tak jak powinno. Nie daliśmy sobie czasu aby sie poznac, sex przyśpieszył/skomplikował poznawanie się budowanie relacji.

Pomimo że obydwoje pochodziliśmy z rodzin katolickich/religijnych przestaliśmy chodzić do kościoła. Do coniedzielnej mszy wróciliśmy w połowie 2015 - z mojej inicjatywy.

Nie mamy nałogów, nie zdradzamy się (przynajmniej ja nic o tym nie wiem) natomiast główny problem polega na problemie w dogadywaniu się jeżeli trzeba coś zrobić tzn. jeżeli życie płynie swoim naturalnym rytmem wszystko jest OK. natomiast problem pojawia się jeżeli trzeba coś zrobić niestandardowego - wtedy zaczynają się dyskusje, kłótnie nieodzywanie się - trudność w komunikacji...

Kulminacja nastąpiła w momencie podjęcia decyzji o budowie domu ;) - pomysł mojej żony i nie ukrywam że mi się bardzo podobał ... Natomiast jak zapewne szanowni forumowicze wiedzą budowa domu wiąże się z ciężką pracą, podejmowaniem decyzji, dyskusjami itd itp.... Do pewnego momentu (dokładnie do momentu gdy żona nie interesowała się budową) wszystko szło dobrze, budowę domu zakończyłem w ok. 1,5 roku co jest wg. mnie dobrym osiągnięciem, ale problem pojawił się po przeprowadzce - bo jak wiecie w nowym domu ciągle trzeba coś zrobić, poprawć dokupić itd... Ogrom spraw wytrąca z równowagi moją żonę, ona nie potrafi myśleć wielowątkowo, wszystko ją drażni, wszystko jest nie tak. Razem nie potrafimy niczego zrobić, jeżeli ja robię coś sam to ona twierdzi że się odsuwam od niej, jeżeli ona ma cos zrobić sama to ona twierdzi że zostawiam ją.

W pewnym momencie żona zaczełą grozić/straszyć mnie że odejdzie odemnie, że się rozwiedzie - ponieważ wg. niej ja ją zostawiłem (zajmuję się tylko budową) - strasznie mnie to zmartwilo i tu zrobiłem głupotę życia... otóż wygadałem się matce, że jest taki problem, natomiast moja matka zrobiła jeszcze większą głupotę - zadzwoniła do matki żony .... ;)

Jakoś to załagodziłem, poodwracałem żonę przeprosiłem, ale co się stało to się nie odstanie - przy każdej okazji żona mi wyrzuca że ją zdradzilem (i w sumie ma racje) ...


Podsumowując narobiło się.
Pomimo optymistycznego podejścia do zycia raczej nie widzę możliwości, aby moja komunikacja z żoną poprawiła sie znacząco, wiem że to brzmi banalnie, ale troche do siebie nie pasujemy i tu się kłania okres "zaprzepaszczonego narzeczeństwa i poznawania się". Jestem tego świadomy, że reszta mojego życia łatwa nie będzie, wiem że żona nie jest szczęśliwa w mną i ciągle ucieka się do "prymitywnych zagrywek" polegających na tym, aby czymś mnie zranić, dopiec i akurat nie to mnie martwi co ona mi robi tylko to, że jest w takim tragicznym stanie i że to robi.... dzieci to widzą.

Samotność w związku to jest chyba główny problem który nas dotyczy, ale o tym pewnie wiecie.

W wyniku tego skonfliktowania się zawiesiliśmy kontakty seksualne (z inicjatywy żony), złośliwie można by powiedzieć, ze 20 lat za późno.

To jest mój szczery chociaz subiektywny opis sytuacji, jeżeli ktoś wyłapie coś co otworzy mi oczy co z kolei spowoduje krok w dobrym kierunku będę wdzięczny.

Pozdrawiam

Al la
Posty: 2654
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: Al la » 19 wrz 2022, 17:40

Witaj, yeti, na naszym forum.

* sprostowanie: ks. Dziewiecki

Myślę, że forumowicze odnajdą się w watkach, które tu poruszyłeś. Jakoś tak te nasze kryzysy mają wiele punktów stycznych.
Na początek zapytam: jesteście małżeństwem sakramentalnym? Jak jest u Was ze wspólną modlitwą?

Naprawianie tego, co się popsuło to proces, nic nie zadzieje się od razu. Nie warto też stawiać samemu diagnoz, no chyba, że korzystaliście z fachowej pomocy, np terapii dla małżeństw, warsztatów, rekolekcji, mediacji.

Dobrze jest zainwestować w wiedzę, np tutaj są konferencje z naszych wspólnotowych rekolekcji nt komunikacji, kryzysu małżeńskiego http://sychar-rekolekcje.blogspot.com/
A tutaj lista polecanych lektur viewtopic.php?f=10&t=383#p8621
Polecam: "Gary Chapman, 5 języków miłości"
Znacie z żoną Wasze języki miłości?

Pozdrawiam, na pewno odezwą się w Twoim wątku nasi forumowicze.

Zwróć też uwagę na niepodawanie charakterystycznych szczegółów, internet nie jest anonimowy.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa

yeti
Posty: 42
Rejestracja: 29 sie 2022, 11:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: yeti » 20 wrz 2022, 10:51

Dziękuję za odpowiedź
Jesteśmy małżeństwem sakramentalnych.
Z modlitwą kiepsko.
Raz skorzystaliśmy z pomocy poradni za moją namową - diagnoza była, że jesteśmy strasznie niedogadani i kręcimy się w kółko.
Dziękuję za literaturę - nie znałem, zapoznam się.
Pozdrawiam

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: Ruta » 21 wrz 2022, 0:46

Witaj yeti na forum,
Dobrze, że jesteś, że szukasz rozwiązań.

Tak sobie czytam i myślę, że o ile nie jest najlepszym pomysłem zaczynanie relacji od wchodzenia w relację intymną, to jednak spędziliście 20 lat razem. Taki start często kończy się to tym, że do ślubu nie dochodzi, albo relacja konczy się w ciągu kilku pierwszych lat po ślubie. I jest to nie jedyne, ale główne zagrożenie. Więc choć taki sposób rozpoczęcia relacji ma konsekwencje duchowe, z którymi można jednak sobie poradzić, to w kwestii obecnego kryzysu w małżenstwie z takim stażem, to ja nie przywiązywałabym aż takiej wagi do tego, że nie dochowaliście czystości przedmałżenskiej. Choć oczywiście w sferze duchowej warto to uporządkować.

Budowa domu to kryzys, że tak powiem kryzys murowany. Mężczyzna szczęśliwy oddaje się cały projektowi, zapomina budować relację, bo dni spędza na budowie. Mysli ma przy budowie i wszystko przy budowie. On jest tym pochlonięty, żona zostaje z pustką - i wszystkimi obowiązkami. Czuje się opuszczona, zmęczona. No i jak się napatoczy jakiś pan, to jest wyjątkowa podatność na to, by nawiązała się relacja. Tam gdzie jest pusto, tam może pojawić się coś co pustkę wypełnia.

Nie wiem, czy twoja żona ma romans, ale wiele z tego co piszesz może być symptomem jesli nie romansu, to myślenia w kierunku opuszczenia relacji, znalezienia "sobie kogoś". Ta potrzeba szukania to chęć zapchania tej pustki, no i trudnosci z przełamaniem niechęci do małżonka, żalu, gniewu, rozczarowania - mężem, czy żoną się juz tej pustki zapelniać nie chce.

Mój mąż wszedł w takie myślenie. Był wobec mnie nieprzyjemny, odsunął się, tak było źle, a inaczej niedobrze. Z inicjatywy męża ustała nasza relacja intymna, także w wymiarze takiej codziennej czułości, przytulenia, dotyku. Wszelkie próby rozmowy o tym co się dzieje konczyły się agresją męża, unikami, obwinianiem mnie. Więc rozmowy w zasadzie nie było. Była tylko narastająca pogarda męza do mnie i coraz gorsze traktowanie mnie. I mój coraz większy lęk przed opuszczeniem i rozpadem rodziny. Nie rozumialam też jak mąż mógł z kochajacego męza przejść do takiej postawy. Szukałam różnych fantastycznych wyjaśnien, włącznie z chorobą męża. Podejrzewalam cukrzycę albo guza mózgu. Albo depresję.

Koniec końców mój mąż się wyprowadził i zażądał rozwodu. Do dziś twierdzi, że nie jest w żadnej innej relacji. Tak mówił także podczas sprawy rozwodowej, która wytoczył. Ostatnio tak twierdzi nawet bardziej dynamicznie, w sensie w taki sposób, że do mnie takie informacje docierają. Już druga osoba w krótkim czasie poinformowała mnie, że mój mąż powiedział, że nie był nigdy w realcji z kobietą z którą najprawdopodobniej był w relacji. I z którą mieszkał od czasu wyprowadzki z domu. I że to "pewne". Ucinam doniesienia na ten temat, nie gadam. Tak jak ucinałam rewelacje na temat "pewnego" romansu mojego męża, tak będę ucinać relacje na temat pewnego "nieromansu".

Nie do konca rozumiem po co to. Kiedyś się jak mawiają moje dzieci "rejdżowałam" (wkurzałam, męczyłam, irytowałam i takie tam), a teraz się nie rejdżuję. Lubię spokój. Fajne uczucie. Więc odsuwam od siebie myśli w tym kierunku...

W sumie nie ma dla mnie znaczenia, czy mój szacowny umiłowany mąż był w relacji, nie był i z kim był lub nie był. Nie moja sprawa. Nie moja tez sprawa, czemu mają służyć obecne zapewnienia i przecieki informacyjne. Przez moment się zestresowałam, że może to jakaś kolejna strategia do procesu rozwodowego, albo jakaś manipulacja, która ma cos tam na celu, co dla mnie korzystne nie będzie. A potem się odstresowałam. Kto rzuca kamień w górę, sam nim obrywa, kto kopie dołki, sam w nie wpada. Zaufałam Bogu. Nie ruszają mnie już takie sprawy.

Odnosząc to do twojej sytuacji. Moja recepta na kryzys z perspektywy piątego roku brzmi tak: Zostaw żonę. Zajmij się sobą. Nie pozwól się źle traktować (lista Zerty jest w tym bardzo pomocna). Nie rejdżuj się. Zaufaj Bogu, zbliż się do Niego. Piszesz, że z modlitwą małżenską słabo. Zacznij od modlitwy indywidualnej. Codziennej. Buduj relację z Bogiem. Jak się da, włączając w to żonę, jesli nie, no to na początek sam. Będzie dobrze i wszystko się poukłada. Jeśli tylko oddamy sprawy Bogu, bo my sami to za wiele nie zdziałamy...

Kiedyś myślałam, że to ważne by ustalić, czy mąż ma romans, czy nie ma. Teraz myślę, że nie ma to znaczenia. Znaczenie ma jak się do mnie odnosi, jak wygląda nasza relacja. I nie chodzi o cichą zgodę na romans. Jesli jest romans, dobrej relacji nie ma i być nie może. Za to jak nie ma dobrej relacji, to przyczyna tego stanu ma drugorzędne znaczenie. Pierwsze jest wtedy chronienie siebie i dzieci, a nie dochodzenie, czemu on/ona tak ma. No i praca nad relacją po swojej stronie. Twoja część małżenstwa moze zawsze byc dobra i zdrowa, niezależnie od postępowania żony.

Niepoprawny83
Posty: 270
Rejestracja: 07 wrz 2021, 22:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: Niepoprawny83 » 21 wrz 2022, 9:53

To co pisze Ruta o potencjalnym romansie może być prawdą, tak więc na wszelki wypadek radzę odwiesić się od żony. Jeśli nie możesz pogodzić się z separacją od łoża to odwieszenie będzie mega trudne, jeśli pogodzisz się z tym, że jako katolik i tak nie powinieneś współżyć w czasie kryzysu i zaakceptujesz ten stan i zobaczysz dobre strony panowania nad swym popędem to będziesz w dużym stopniu wygrany. Nie warto dać sobą powodować dla nadziei która i tak może się nie spełnić. Nadziei dobra które często przeceniamy.
Panuj nad emocjami nie daj wyprowadzać się z równowagi ani prowokować do kłótni czy awantur. Kobiety nie szanują facetów, którzy dają się in podpuszczać, ponadto jak wiadomo klient awanturujący się jest łatwiejszy do odstrzelenia w sądzie. Ludzie ogólnie nie szanują tych co sami siebie nie szanują. Sorki, że straszę już sądem, ale martwi mnie ten wybudowany dom i początek kryzysu... Żonka robi Ci wodę z mózgu sugerując, że cobyś nie zrobił będzie źle. cyt "twierdzi że się odsuwam od niej, jeżeli ona ma cos zrobić sama to ona twierdzi że zostawiam ją." Pozornie nie masz pola manewru.
Dlatego też nie dowiaduj się czy ma romans, bo to nic nie da. W razie potwierdzenia najpewniej panowanie nad sobą i zaorasz się popisowo, ewentualnie w ciszy będziesz się samokaleczył psychicznie. W sądzie w zależności od Twej reakcji powie, że albo ograniczałeś jej wolność albo nie interesowałeś się nią dostatecznie, i pewnie w to sam uwierzysz. Szanuj się, nie bądź słodkim misiem ani zimnym draniem. Rób swoje i oczekuj wzajemności, nie daj się wykorzystywać. Jeśli lubisz działać to sprawdź czy nie kręci się koło żony ktoś kto był jej dawną miłością, o ile posiadasz taką wiedzę w co wątpię, ale zostaw to najlepiej na później. Początek waszej znajomości daje sporo do myślenia, odpowiednie wnioski zostawiam Tobie.
Kochaj Boga, kochaj siebie i kochaj żonę bo tak nakazuje Pan i to dla Ciebie będzie dobre. Czytaj Pismo, módl się. Dzieci miej na uwadze, ale jeśli będziesz się szanował i mądrze stawiał granice pokażesz im właściwy wzorzec.
Zaufaliśmy miłości.

yeti
Posty: 42
Rejestracja: 29 sie 2022, 11:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: yeti » 21 wrz 2022, 12:26

Dziękuję za odzew, muszę "dojaśnić"...
Ani ja nie jestem święty ani żona potworem ;)
Moje patrzenie na ten problem zbieżne jest z tym co piszecie - chcę od zawsze uporządkować relacje z Bogiem i robić swoje bo wiem że sam nic nie zdziałam i że postępując dobrze jest szansa że efekt będzie dobry.

Co do romansu - podczas pewnej awantury żona wprost powiedziała, że zacznie sobie kogoś szukac i że żałuje że wcześniej nie skorzystała choć było wiele okazji.

Sytuacja zmieniła się (na lepsze) kiedy obejrzała filmy z ks. Dziewieckim tzn. nie wiem jak naprawde myśli, ale przynajmniej oficjalnie jej się odmieniło.... Tu bym musiał opisać osobowość mojej żony, może napiszę tylko że jest to bardzo uporządkowana osoba, która ściśle przestrzega reguł, których jest świadoma, takie podejście do życia ma wiele zalet ale też wady... np. dokładanie kolejnej zasady oznacza dosłowne jej stosowanie co powduje że człowiek się zamęcza i jest oporny na przyjmowanie nowych zasad ;)

Po wskazówkach od Al la porozmawiałem o 5 językach miłości abyśmy zastanowili się "w jaki sposób możemy lepiej okazywać sobie swoją miłość i sprawić, abyśmy czuli że się kochamy" odpowiedź żony była taka że to nie ma sensu i że takie podejście jest egoistyczne ponieważ ja mogę mieć "swoje" oczekiwania a przecież są ogólne normy (nie dowiedziałem się jakie) które należy spełniać....

Domyślam się że te ogólne normy dotyczą tego że to ja nawet tych ogólnych norm nie spełniam ;) Może jak żona przeczyta książkę to wrócę do rozmowy.

Natomiast te zasady miłości mogą się również obrócić przeciwko mnie, ponieważ ta wiedza (którą żona posiada) umożliwia dotkliwe uderzenie w czułe punkty ...

Ruta zgadzam się, że współżycie przedmałżeńskie istotne nie jest, wspomniałem o tym tak dla porządku.
Jeżeli chodzi o zaprzestanie współżycia traktuję jako poważny sygnał, że nie jest dobrze.

Gdybym w wieku np. 20 lat musiał ponieść taką ofiarę to pewnie było by ciężko natomiast nie oszukujmy się jeżeli człowiek dobija do 50 to taka ofiara (zaprzestania współżycia) nie jest niczym istotnym ani trudnym do zniesienia...

Natomiast też dla porządku muszę dodać, że w świadomości żony miał być to cios ostateczny pod którym upadnę totalnie i ... w sumie nie wiem co...
Natomiast moja reakcja była taka - OK. w takim razie jako dorośli ludzie zawieszamy tą więź łączącą/dzieląca nas aż do momentu kiedy oboje uznamy, że ma być inaczej.

Przyznaję tez bez bicia, że się zatraciłem w budowie, ale nie tylko w budowie, ja zawsze tak żyłem, że jak cos robie to angażuje się na 200% zawsze taki byłem, przed ślubem również i zdaje sobie sprawę z tego że nie jest to optymalny sposób przeżywania życia szczególnie dla współmałżonka przy którym mnie ma w momencie gdy bardzo mnie potrzebuje - i to jest chyba główne źródło problemu ;)

Pozdrawiam

Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1528
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: Niepozorny » 21 wrz 2022, 13:12

yeti pisze:
21 wrz 2022, 12:26
Może jak żona przeczyta książkę to wrócę do rozmowy.
A Ty już przeczytałeś i wiesz już jakie wyróżnia się języki miłości oraz potrafisz wskazać, które są dominujące u twojej żony?
Z braku rodzi się lepsze!

yeti
Posty: 42
Rejestracja: 29 sie 2022, 11:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: yeti » 21 wrz 2022, 20:22

Niepozorny pisze:
21 wrz 2022, 13:12
yeti pisze:
21 wrz 2022, 12:26
Może jak żona przeczyta książkę to wrócę do rozmowy.
A Ty już przeczytałeś i wiesz już jakie wyróżnia się języki miłości oraz potrafisz wskazać, które są dominujące u twojej żony?
Jestem w trakcie czytania, wydaje mi się że wspólny czas.

Bławatek
Posty: 1611
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: Bławatek » 21 wrz 2022, 22:14

Witaj, niestety problemy z komunikacją są najczęstszym powodem wielkich kłótni małżeńskich. Jak również inne spojrzenie na życie, drugiego człowieka.

Jeśli twoja żona nie potrafiła zrozumieć twojego zaangażowania w budowę domu i przeszkadzał jej twój brak obok niej to może nie rozumie, że małżeństwo sprawia, że jesteśmy jedno, ale jednak mamy prawo do odrębności, samodzielnego spędzania czasu i działania - oczywiście tak aby drugiej strony nie zaniedbywać. Jednakże niektórym osobom ciągle mało, bo być może mają niedosyt z lat dziecinnych, młodości - np. przez brak bliskości z rodzicami.

Polecam konferencje pana Pulikowskiego, KS. Pawlukiewicza - skarbnica wiedzy o kobiecie, mężczyźnie, małżeństwie, współdziałaniu i komunikacji.

Dobrze jest skupić się na czymś innym niż żona i jej raniących słowach. Wykorzystaj czas na poznanie siebie i swoich oczekiwań oraz zweryfikuj co warto zmienić, tak by żona mogła odkryć twoją wartość.

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: Ruta » 22 wrz 2022, 9:03

yeti pisze:
21 wrz 2022, 12:26
Dziękuję za odzew, muszę "dojaśnić"...
Ani ja nie jestem święty ani żona potworem ;)
Moje patrzenie na ten problem zbieżne jest z tym co piszecie - chcę od zawsze uporządkować relacje z Bogiem i robić swoje bo wiem że sam nic nie zdziałam i że postępując dobrze jest szansa że efekt będzie dobry.

Co do romansu - podczas pewnej awantury żona wprost powiedziała, że zacznie sobie kogoś szukac i że żałuje że wcześniej nie skorzystała choć było wiele okazji.

Sytuacja zmieniła się (na lepsze) kiedy obejrzała filmy z ks. Dziewieckim tzn. nie wiem jak naprawde myśli, ale przynajmniej oficjalnie jej się odmieniło.... Tu bym musiał opisać osobowość mojej żony, może napiszę tylko że jest to bardzo uporządkowana osoba, która ściśle przestrzega reguł, których jest świadoma, takie podejście do życia ma wiele zalet ale też wady... np. dokładanie kolejnej zasady oznacza dosłowne jej stosowanie co powduje że człowiek się zamęcza i jest oporny na przyjmowanie nowych zasad ;)

Po wskazówkach od Al la porozmawiałem o 5 językach miłości abyśmy zastanowili się "w jaki sposób możemy lepiej okazywać sobie swoją miłość i sprawić, abyśmy czuli że się kochamy" odpowiedź żony była taka że to nie ma sensu i że takie podejście jest egoistyczne ponieważ ja mogę mieć "swoje" oczekiwania a przecież są ogólne normy (nie dowiedziałem się jakie) które należy spełniać....

Domyślam się że te ogólne normy dotyczą tego że to ja nawet tych ogólnych norm nie spełniam ;) Może jak żona przeczyta książkę to wrócę do rozmowy.

Natomiast te zasady miłości mogą się również obrócić przeciwko mnie, ponieważ ta wiedza (którą żona posiada) umożliwia dotkliwe uderzenie w czułe punkty ...

Ruta zgadzam się, że współżycie przedmałżeńskie istotne nie jest, wspomniałem o tym tak dla porządku.
Jeżeli chodzi o zaprzestanie współżycia traktuję jako poważny sygnał, że nie jest dobrze.

Gdybym w wieku np. 20 lat musiał ponieść taką ofiarę to pewnie było by ciężko natomiast nie oszukujmy się jeżeli człowiek dobija do 50 to taka ofiara (zaprzestania współżycia) nie jest niczym istotnym ani trudnym do zniesienia...

Natomiast też dla porządku muszę dodać, że w świadomości żony miał być to cios ostateczny pod którym upadnę totalnie i ... w sumie nie wiem co...
Natomiast moja reakcja była taka - OK. w takim razie jako dorośli ludzie zawieszamy tą więź łączącą/dzieląca nas aż do momentu kiedy oboje uznamy, że ma być inaczej.

Przyznaję tez bez bicia, że się zatraciłem w budowie, ale nie tylko w budowie, ja zawsze tak żyłem, że jak cos robie to angażuje się na 200% zawsze taki byłem, przed ślubem również i zdaje sobie sprawę z tego że nie jest to optymalny sposób przeżywania życia szczególnie dla współmałżonka przy którym mnie ma w momencie gdy bardzo mnie potrzebuje - i to jest chyba główne źródło problemu ;)

Pozdrawiam
Dobrze, że chcesz uporządkować relację z Bogiem. To piękna droga, no i też niezła przygoda. Choć bywa ciężko. Ale bywa też niesamowicie, pięknie. Ciężkie jest to, co jest po mojej stronie.

Wiem, że to co mówi twoja żona teraz może wydawać się chaotyczne i pełne sprzecznych zarzutów. Nie ma też raczej sensu byś się zmieniał pod kolejne "zarzuto-wskazówki". Z drugiej strony warto się wsłuchiwać, by wiedzieć, co żona czuje. Słuchać spokojnie, bez prostowania, polemizowania. Ja tego nie dźwignęłam, były awanturki, bo polemizowałam, odpierałam zarzuty. Bez sensu. Część tego, co mówił w tamtym czasie mój mąż miało sens, ale w chaosie zarzutów ciężko było odłowić te sensowne partie. Empatyczne wysluchanie ma jednak sens. A jeśli nie dajesz rady, warto poćwiczyć empatyczne oddalanie się. Z czasem doszłam do wprawy. Tłumaczenie drugiej osobie, że się ma nie aawanturować nie ma sensu. W pojedynkę kłócić się nie da - więc wystarczy wytłumaczyc sobie wszystko to, co chce się wytłumaczyć szacownej żonie/mężowi.

To jest trochę tak, że osoba wchodząca w myślenie proromansowe czasem stara się przerzucić "winę" za swoją decyzję na drugą osobę. Będę mieć romans, ale to wina męża/żony. Ale taka agresja jest też o strachu. Trochę też o przyzwoitości, którą taki człowiek próbuje w sobie pokonać. W sumie na plus, że próbuje. Są też osoby, które zdradzają z zimną krwią i nie potrzebują się usprawiedliwiac nawet same przed sobą.

Myślenie proromansowe zaczyna się od pustki. Ale też są bodźce wspierające. Towarzystwo wesołej rozwódki, koleżanka korzystająca z portali randkowych. Ale też niektóre czasopisma i portale kobiece opisujące niesamowite ekstazy, których zwykle mąż nie dostarcza. Nie dostarcza, bo też dostarczyć nie może. Fantazja redaktorek, które to wszystko opisują nie zna granic. Ale są kobiety, które się tym przejmują i które w takie fantazje zaczynają wierzyć. I pojawia się poczucie rozczarowania. Szczególnie tam, gdzie w relacji sa jakies braki. Początkowa ekscytacja samym pomysłem romansu, zainteresowaniem płci przeciwnej zdaje się ten miraż potwierdzać.

Ale są też mozliwe przyczyny po stronie męża. Część kobiet nie lubi intymności w małżeństwie, bo jest coś co je rani, a nie potrafią o tym otwarcie mówić. I gdy się psychicznie uniezależnią, po prostu odsuwają męża. A gdy libido działa, uznają że mają prawo do romansu, by się w tej sferze życia zacząć realizować, zanim umrą. Panowie mają swoje kryzysy wieku średniego, kobiety swoje.
Podam kilka przykładów zniechęcaczy, choć z góry zastrzegam, że żaden może nie dotyczyć was. Bardziej chodzi o wskazanie kierunku myślenia. Jeśli mężczyzna ogląda pornografię, nawet gdy żona o tym nie wie, bardzo niszczy to intymność małżenską. Wzorce z pornografii które wtedy mężczyzna swiadomie lub mniej swiadomie wprowadza sprawiają, że zona w przestrzeni intymnej czuje się źle. Męzczyźni nie zawsze to rozumieją, ale to są wzorce przemocy, a nie intymności. Bywa też, że męzczyzna z wiekiem zaniedbuje się fizycznie, albo przestaje dbać o higienę, lub pojawia się jakiś problem higieniczny, o którym żonie trudno mężowi powiedzieć, bo boi się go zranić (brzydki zapach z ust, problem ze stopami, chrapanie, niestetyczne włosy w uszach lub nosie, które z wiekiem lubią się rozrosnąć). Zresztą po stronie kobiet takie zaniedbanie siebie też jest dla męża zniechęcajace i też się zdarza. Problemem jest też egoizm, brak otwartości na potrzeby drugiej osoby. Albo asymetria libido, bo z wiekiem to się zmienia. Bywa, że u mężczyzny libido i potrzeba intymnych kontaktów z wiekiem spada, a u kobiety rośnie. I wtedy żona czuje się zaniedbana, nie chciana, albo nawet odrzucona. I też zaczyna myśleć o swoim "prawie do romansu".

Warto zrobić intymny rachunek sumienia, bo nie zawsze odsunięcie się żony, to kwestia romansu, czasem narastającego nawet w sumie błahego i latwego do rozwiązania problemu i braku rozmowy. Dla wielu par małżenskich intymność jest trudna i nie ma rozmowy. Przyjęcie decyzji zony o odsunięciu się w tej sferze może nie byc najlepszą reakcją. Moze jednak warto xapytac w spokojnym czasie co zona ma na mysli mowiac o regulach ogolnych.

Intymność zawsze warto budowac, warto wiedzieć jak, tu z pomocą przychodzi Pulikowski, który dość celnie mówi o potrzebach kobiet w tej przestrzeni, w tym o potrzebach emocjonalnych, bardzo ważnych dla tej sfery w życiu kobiety.

I jeszcze jedno: nie twierdzę, że brak czystosci nie ma znaczenia. W ramach porzadkowania relacji z Bogiem warto i to uporzadkować. W sferze duchowej jest to nieuporzadkowanie, które może potem ciągnąc się przez małżenstwo i przynosic wiele zlych skutków. Tylko, że w sferze duchowej da się takie sprawy uregulowac nawet po wielu latach. Tu nie ma nic nieodwracalnego. Małżonkowie czasem szukajac przyczyn kryzysu wpadają na ten brak czystosci i taktuja go jako nieodwracalny ciężar. To bardzo obciązające myślenie - źle zaczęlismy i teraz juz zawsze będzie nas to obciązac. A tu wystarczy skrucha, rachunek sumienia, zmiana myslenia (nawrócenie to w duzej mierze własnie zmiana myślenia), konfesjonał. W miarę wewnętrznej potrzeby jakaś dodatkowa zadośćuczyniajaca pokuta, poszukanie sposobów na zadoścuczynienie sobie, małżonce, małżenstwu. Jeden z najpiękniejszych sakramentów, sakrament pojednania. I już. Siostra Faustyna pisała o skandalu Bożego Milosierdzia.

yeti
Posty: 42
Rejestracja: 29 sie 2022, 11:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: yeti » 22 wrz 2022, 9:59

Dzięki nie znałem ks Pawlukiewicza, zapoznam się.
Być może jest problem braku bliskości z rodzicami - moja żona pochodzi z rodziny gdzie ojciec był alkoholikiem, matka bardzo religijna...
Ja o sytuacji rodzinnej dowiedziałem się dopiero w momencie 1-szej wizyty związanej z zaręczynami. Matka spała w jednym pokoju, ojciec w drugim oboje skłóceni. Życie w takim środowisku do łatwe nie było i nie jest to wina mojej żony natomiast wpływ miało.
Jaki był stosunek do rodziców młodej postępowej osoby możecie się domyśleć...

Moje podejście głupiego młodego człowieka było takie: "Teraz jest mój czas i ja pokażę całemu światu jak to się robi ;) Nie przerażą mnie żadne trudności..."

Moim celem było zbudowanie rodziny, to że były sygnały/sprzeczki z narzeczoną/żoną to przeciez normalne - kto się nie sprzecza ? Wierzyłem, że wszystkie problemy rozwiążemy i że to tylko kwestia czasu ;) Dalej w to wierzę.

Jednak z samej wiary niewiele wynika dopiero działanie przynosi jakiś skutek, budowa domu skutkowała uwolnieniem się od kredytu i zdjęcia jarzma z mojego (tylko z mojego) karku co daje mi możliwość oddechu i zajęciem się 20letnim problemem i skutek pojawił się jak widać zamiast cichego potulnego męża chodzącego na 8h do roboty pojawił się osobnik który realizuje się np. w budowie ogrodu czy chodnika, ale wtedy już nie leży na kanapie w pobliżu małżonki która czuje się samotna ... ;)


Jak czytam listę Zerty to troche mnie to przeraża (chociaż wiele pkt. intuicyjnie stosuję) natomiast takie podejście zrób tak, albo nie rób tak oznacza właśnie działanie a działanie jak wiadomo przyniesie skutek... tzn co innego jak np. sie zdenerwuje i coś palnę - bo wtedy zawsze mogę powiedzieć "przepraszam, zdenerwowałem się i nagadałem głupot".

Chodzi mi o to że troche mam blokadę wewnętrzną w podejmowaniu akcji bez zrozumienia problemu - samo podjęcie akcji jest trudne ale skutek może być nieodwracalny.
Co za problem rozwieźć się, albo wyprowadzić się z domu ? Itd.. itd..

Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1528
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: Niepozorny » 22 wrz 2022, 10:41

yeti pisze:
22 wrz 2022, 9:59
Być może jest problem braku bliskości z rodzicami - moja żona pochodzi z rodziny gdzie ojciec był alkoholikiem, matka bardzo religijna...
Ja o sytuacji rodzinnej dowiedziałem się dopiero w momencie 1-szej wizyty związanej z zaręczynami. Matka spała w jednym pokoju, ojciec w drugim oboje skłóceni. Życie w takim środowisku do łatwe nie było i nie jest to wina mojej żony natomiast wpływ miało.
Jaki był stosunek do rodziców młodej postępowej osoby możecie się domyśleć...
A jaka była twoja rodzina? Warto przeczytać lub odsłuchać Rozwinąć skrzydła (już pierwsze 30 minut powinno Ci wiele wyjaśnić).
Jednak z samej wiary niewiele wynika dopiero działanie przynosi jakiś skutek, budowa domu skutkowała uwolnieniem się od kredytu i zdjęcia jarzma z mojego (tylko z mojego) karku co daje mi możliwość oddechu i zajęciem się 20letnim problemem i skutek pojawił się jak widać zamiast cichego potulnego męża chodzącego na 8h do roboty pojawił się osobnik który realizuje się np. w budowie ogrodu czy chodnika, ale wtedy już nie leży na kanapie w pobliżu małżonki która czuje się samotna ... ;)
Polecam to samo, co wyżej :).
Jak czytam listę Zerty to troche mnie to przeraża (chociaż wiele pkt. intuicyjnie stosuję) natomiast takie podejście zrób tak, albo nie rób tak oznacza właśnie działanie a działanie jak wiadomo przyniesie skutek... tzn co innego jak np. sie zdenerwuje i coś palnę - bo wtedy zawsze mogę powiedzieć "przepraszam, zdenerwowałem się i nagadałem głupot".
Z listą Zerty trzeba być ostrożnym. Najlepiej dokładnie przemyśleć (i przemodlić) co z niej powinno zostać zastosowane.
Z braku rodzi się lepsze!

yeti
Posty: 42
Rejestracja: 29 sie 2022, 11:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: yeti » 22 wrz 2022, 12:03

A jaka była twoja rodzina?
Pomimo, że alkohol występował jak to w tamtych czasach nie było to rodzina z problemami alkoholowymi.
Było tak, że ojciec po pracy czasem wracał mniej lub bardziej "podpity" i kończyło się to awanturami. Z mojej perspektywy przyczyna tego, było to że był okazje poimprezowania z kolegami po pracy a w momencie pojawienia się rodzinnych/małżeńskich problemów był to sposób na ucieczkę od problemu - także można śmiało powiedzieć, że ojciec był na ścieżce do wpadnięcia w pułapke alkoholową jednak dzięki m.in. interwencji ze strony mojej mamy do tego nie doszło...

Czasy komuny były ciężkie i z jednej storny ludzie jednoczyli się w zmaganiach z rzeczywistością a z drugiej zmuszeni byli do ciężkiej pracy co powoduje, że byli zapracowani/wycięczeni...


Moja rodzina bardzo ciężko pracowała tzn. rodzice 8h w robocie a przez resztę dnia w polu.

To co mi się podobało w mojej rodzinie to to że zawsze można było na niej polegać - nawet jak były kłutnie i awantury to w rezutacie osobiste racje animozje były rozliczane na boku natomiast liczyło się "dobro wspólne" i nie wynikało to z jakichś szczególnych cech poszczególnych członków rodziny a ze zwykłej życiowej konieczności zapewnienia bytu...

Taką cechę wyniosłem z domu rodzinnego.

Natomiast moja rodzina była (może nie patologiczna), ale pewne elementy nie działały jak powinny...
Moja mama była nieślubnym dzieckiem wychowanym tylko przez matkę - ojciec znikął (nikt nigdy nie wyjaśnił mi o co dokładnie chodziło - temat tabu).
Rodzice po ślubie wybudowali dom (lata 70) i w tym domu mieszkała również moja babka (która miała wpłw na moje wychowanie, złego słowa o niej powiedzieć nie mogę).
Także na wychowanie moje napewno ma wpływ mieszkania w rodzinie wielopokoleniowej... gdzie jedno z rodziców pochodzi z rodziny rozbitej.
Mam jeszcze starsze rodzeństwo, która poniosła porażkę w tworzeniu rodziny.
Wiodącą role w rodzinie miała/ma matka, ojciec był wycofany. Babka również była wycofana.

Jest cały szereg przykładów błędów wychowawczych które mógłbym z perspektywy czasu wymienić natomiast nie mam żalu do rodziców o nie, rozumie z czego one wynikały, stosunki z rodzicami ma nienajgorsze, natomiast tu jest kolejny problem ...

Ponieważ z pkt. widzenia mojej żony najlepiej było by gdybym nie kontaktował się z rodzicami co najwyżej od większego święta.... ale to kolejny wątek tej całej opowieści - relacji synowa/teściowa itp...
Ostatnio zmieniony 22 wrz 2022, 12:29 przez Niepozorny, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: poprawiono cytowanie

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: Ruta » 22 wrz 2022, 12:54

Jak jest problem na linii synowa- tesciowa to jest to problem męża. To moja osobista opinia i zapewne zostanie oprotestowana. Niemniej jednak pozostanę przy swoim.

Wielu mężów ma problemy z lojalnoscia wobec żony. Błąd numer jeden to radzenie się mamy i uznawanie jej autorytetu w sprawach ogólnych. Bład numer dwa, to zwierzanie się mamie z trudnosci małżenskich lub dzielenie się opiniami nawet najbardziej prawdziwymi ale niepochlebnymi o małżonce. To zarzewie wojny tesciowej z synową. Błąd numer trzy to spędzanie czasu i angazowanie się w sprawy mamy, w sytuacji gdy zaniedbane są sprawy w domu. Dokąd w domu/mieszkaniu nie jest dokręcona ostatnia śrubka od drzwiczek i małżonkowie nie odbyli co najmniej trzech randek, nawet niewinny obiad u mamusi będzie zarzewiem konfliktów.

Męzczyźni rzadko ogarniaja tą rywalizację. Oraz to, ze mamusia da znac zonie, ze zna tajniki małżenstwa. Oraz, ze mamusia lubi wygrywac rywalizacje, i zaproszenia na obiad wcale nie sa niewinne. Rzadko tez ogarniają, czemu zona nie chce czasem odwiedzic tesciowej. Bo zwykle nie dostrzegaja cichych szpil i wlasnie wykorzystywania tego, co sami o swojej zonie przekazali mamie w dobrej wierze.

Nic z tych rzeczy nie ma miejsca, gdy męzczyzna rzeczywiscie opuszcza ojca i matkę swoją. I z mamy nie robi powierniczki, a juz szczegolnie w sprawach małzenskich. Choc w innych tez, nie ma niemal żony, która nie wscieknie się, gdy o kafelkach do kuchni zdecyduje tesciowa, po płaci, to "moze zdecydowac", albo dlatego ze "mamusia ma dobry gust". Dobrze tez gdy mąż nie czuje się chlopcem do towarzystwa swojej mamy, zobowiazanym, by wypełniac mamusi samotnosc. Dla wielu tesciowych synowa to dziwdało, bo nie chce wchodzic w kody rodziny tesciowej i chce wprowadzac wlasne obyczaje. A tesciowa jednak by wolala by rodzina byla zorganizowana na podobienstwo jej rodziny. I torpeduje szacowna małzonke syna. A mąz na ogól nie za bardzo lapie ze trwa wlasnie trzecia wojna swiatowa i zaraz zostana odpalone glowice. I niewinnie pyta: no ale co to za problem, ze w czwartek zjem obiad u mamy i przy okazji zaniose jej kota do weterynarza/pojade z mama na cmentarz/zawiesze firanki/odmaluje przedpokoj/przywioze zakupy na swieta, bo mamusia nas zaprosila.

yeti
Posty: 42
Rejestracja: 29 sie 2022, 11:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: yeti » 22 wrz 2022, 13:34

Tak Ruta strzal w 10-siatkę, napisałem to w 1 poście, że "zrobiłem głupotę życia" - nie jest/nie było może aż tak jak to opisałaś, ale co do 3 wojny to wszystko się zgadza :). Kontakty z rodzicami zmuszony byłem ograniczyc do minimum, ale mimo wszystko ten kontakt czasem jest. Nie wierzę też, że bedę w stanie sprawić, że te kobiety będą pałały miłością do siebie.... Matce powiedzialem, że jej działania są szkodliwe i aby nie robiła tego czy owego itd... ale co się stalo to się szybko nie odstanie.

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 10 gości