Wróci?

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

helenast
Posty: 2966
Rejestracja: 30 sty 2017, 11:36
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Wróci?

Post autor: helenast »

łucja pisze: 21 gru 2017, 9:07
A wczoraj znów "zgasił" mój entuzjazm. Mówił, że nie widzi dla nas przyszłości; nie wierzy, że może być lepiej; nie wierzy w to, że jestem w stanie się zmienić.
Takich chwil będzie sporo i rozumiem ,że boli , ale jak wcześniej wspomniałaś czujesz strach męża i bojaźń. To chyba normalne- kto by chciał znów przeżywać te najgorsze chwile gdyby ponownie nie wyszło. Skoro wiesz i piszesz nam ,że masz świadomość, iż mąż potrzebuje czasu to mu go daj. Daj pomimo tego co mówi. Wiem,że rani Cię ,ale pewnie tak się broni, albo musi mieć czas na to by zobaczyć twoją prawdziwą przemianę. Musi się upewnić, że będzie inaczej= lepiej = dobrze. Ja tak myślę.
Powiem Ci na własnym doświadczeniu,że nie pozwoliłam, by złe słowa męża gasiły mój jak to nazwałaś ,, entuzjazm,, do naprawy naszego małżeństwa. To prawda,że byłam tarczą przyjmującą wiele bolących słów , ale wytrwałam i warto było.
Więc wytrwałości Ci życzę , sił i cierpliwości.
łucja
Posty: 38
Rejestracja: 09 paź 2017, 7:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wróci?

Post autor: łucja »

Kochani, dziękuję za każdą wypowiedź pod moim postem. Czytam, myślę i próbuję wcielić w życie.
Mąż w dniu Wigilii wyznał, że był w spowiedzi....i dostał rozgrzeszenie.... Powiedziałam, że Jego pojednanie z Bogiem jest najlepszym prezentem dla mnie i bardzo się cieszę. A On na to, że teraz niewie co robić...
Planował, że kogoś pozna, zacznie życie "od nowa", do mnie nie wróci.... Nie wiem, co usłyszał przy konfesjonale.... Ale zobaczył, że Bóg Go kocha.
Ja oczywiście bardzo się cieszę, ale po ludzku nie ogarniam.... Jak to? Oboje żyjemy w łasce Pana, a jednak oddzielnie... Czy to jest właśnie Boże miłosierdzie?
Pragnę z całego serca, aby Mąż wrócił, ale On jeszcze nie jest gotowy (i nie wiadomo czy kiedykolwiek będzie).
Czy tak można? Żyć z dala od siebie, ale zachowując wierność? Czy tyle wystarczy, aby móc korzystać z wszystkich sakramentów?
jacek-sychar

Re: Wróci?

Post autor: jacek-sychar »

Łucjo

Jeżeli będziesz żyła w czystości, to można żyć oddzielnie i korzystać z wszystkich sakramentów.
łucja pisze: 29 gru 2017, 22:51 Oboje żyjemy w łasce Pana, a jednak oddzielnie... Czy to jest właśnie Boże miłosierdzie?
Tak, czasami to jest miłosierdzie. Bo jak nie daje się żyć razem, to lepiej żyć oddzielnie. Życie oddzielnie czasami jest spokojniejsze. Brak awantur i wzajemnej destrukcji.
łucja
Posty: 38
Rejestracja: 09 paź 2017, 7:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wróci?

Post autor: łucja »

Moi Drodzy,jest mi ciężko:-( Staram się trwać w tym co postanowiłam, że cierpliwością, łagodnością, brakiem jakiegokolwiek nacisku będę dążyła do naprawy relacji z Mężem... Ale ostatnio coraz częściej dopadają mnie "złe" myśli. Tak jak wspominałam wcześniej w naszym małżeństwie od dawna się nie układało. Odejście Męża otworzyło mi oczy, że ponoszę w tym dużo winy.
Coraz częściej jednak wracają myśli, że mi też nie było komfortowo w naszym związku. Pojawiają się wspomnienia sytuacji, w których czułam się źle, czułam się zraniona, opuszczona, niekochana (nie chcę podawać szczegółów)... i jestem rozdarta. Bo z jednej strony wiem, co było złe w moim postępowaniu i staram się nad tym pracować, a z drugiej strony czuję smutek i żal, bo zawiniliśmy oboje, a mąż zachowuje się tak, jakbym była jedyną osoba odpowiedzialną za ten kryzys. Mój Mąż nie widzi swojej winy w rozpadzie naszego związku, całkowitą winą obarcza mnie.
Obecnie sytuacja wygląda tak, że Mąż nie mieszka z nami, nic nie mówi na temat tej sytuacji, tylko przebąkuje, że czas pokaże...
Jedno wiem, że na razie wracać nie chce, ale z rodzicami też "wiecznie mieszkać nie będzie". Chce być sam, a jednocześnie spędza czas z nami, czasem nocuje. Bywa nawet, że pozwala mi na bliskość fizyczną tzn. przytulić się, czy dać buziaka (jak dzieci nie widzą). Ale do sfery emocjonalnej mnie nie dopuszcza, nie rozmawiamy o tym co było, co będzie, jak naprawić...
Po miłym weekendzie potrafi następnego dnia zadzwonić i być przykrym, tzn. żąda rozdzielności majątkowej, wspomina o sądzie, znów przestaje być fajnie. A kolejnego dnia przyjeżdża i nie ma tematu, jest miło i"stabilnie". To trudne i przykre, strasznie mnie dezorientuje.
Nie wiem co robić.
Mam wrażenie, że stoję w miejscu.
Mirakulum
Posty: 2648
Rejestracja: 16 sty 2017, 19:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Wróci?

Post autor: Mirakulum »

Łucja
poszukaj wsparcia , wspólnoty, zapraszamy na nasze rekolekcje

Zajmij się sobą , jak będziesz patrzeć co On ??? to nic nie da , zadręczysz się
łucja
Posty: 38
Rejestracja: 09 paź 2017, 7:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wróci?

Post autor: łucja »

Mirakulum

miałam przyjemność uczestniczyć w jednym spotkaniu Sycharu. Mam nadzieję, że uda mi się w miarę regularnie uczęszczać na nie, choć powiem szczerze, że jest to bardzo, bardzo trudne... przy trójce dzieci.
Niestety nie mam nikogo,kto by mi pomógł w opiece i każde samodzielne wyjście gdziekolwiek to nie lada wyczyn. Oczywiście mąż spotyka się z dziećmi, ale w dogodnych jemu terminach i godzinach. A ja, zamiast zrobić coś dla siebie, spędzam ten czas z mężem i dziećmi.

Boję się, że jak zacznę gdzieś wychodzić w czasie jego wizyt, to pomyśli, że mi już nie zależy, że "korzystam z wolności", mam "nianię" do dzieci to mogę "szaleć".

Naprawdę widzę dużą zmianę w naszych relacjach i nie chciałabym tego zniszczyć. A z drugiej strony popadam w jakiś obłęd, ciągle myślę o tym, aby go nie urazić, nie zasmucić, nie sprawić przykrości, co pomyśli, co będzie czuł...Może dlatego, że wcześniej mało mnie to interesowało? Staram się być żoną, taką jaką chciałby, abym była - cierpliwą, oddaną, zaangażowaną. Teraz pracuję nad tym, aby naprawić (a raczej poprawić) to co było niewłaściwe w moim zachowaniu. Boję się myśleć o sobie, o swoich potrzebach, bo znowu wyjdzie na to, że jestem egoistką...
Czarek
Posty: 1384
Rejestracja: 30 sty 2017, 8:33
Płeć: Mężczyzna

Re: Wróci?

Post autor: Czarek »

łucja pisze: 24 sty 2018, 11:20 Niestety nie mam nikogo,kto by mi pomógł w opiece i każde samodzielne wyjście gdziekolwiek to nie lada wyczyn. Oczywiście mąż spotyka się z dziećmi, ale w dogodnych jemu terminach i godzinach. A ja, zamiast zrobić coś dla siebie, spędzam ten czas z mężem i dziećmi.
Łucjo skoro to zauważyłaś to może to zechcesz zmienić i podejmiesz ku temu konkretne działania? Może z czasem uda się Wam ustalić spotkania męża z dziećmi w terminie, który będzie wygodny także dla Ciebie?
łucja pisze: 24 sty 2018, 11:20 Boję się, że jak zacznę gdzieś wychodzić w czasie jego wizyt, to pomyśli, że mi już nie zależy, że "korzystam z wolności", mam "nianię" do dzieci to mogę "szaleć".
Czy Twój lęk nie jest dla Ciebie murem więzienia, za którym sama się zamykasz?
łucja pisze: 24 sty 2018, 11:20 A z drugiej strony popadam w jakiś obłęd, ciągle myślę o tym, aby go nie urazić, nie zasmucić, nie sprawić przykrości, co pomyśli, co będzie czuł...
Łucjo po co próbujesz kontrolować myśli i uczucia męża?
łucja pisze: 24 sty 2018, 11:20 Boję się myśleć o sobie, o swoich potrzebach, bo znowu wyjdzie na to, że jestem egoistką...
A pomyślałaś co się stanie za jakiś czas z Twoimi niezaspokojonymi potrzebami?
Mirakulum
Posty: 2648
Rejestracja: 16 sty 2017, 19:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Wróci?

Post autor: Mirakulum »

Łucjo powiedz mężowi gdzie chcesz wyjść i dlaczego

daj mu broszurę, albo zaproś na spotkanie "sychar"
łucja
Posty: 38
Rejestracja: 09 paź 2017, 7:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wróci?

Post autor: łucja »

Czarek pisze: 24 sty 2018, 11:44 Łucjo po co próbujesz kontrolować myśli i uczucia męża?
Nie myślałam o tym w ten sposób🙁 Ale to prawda. Chciałabym mieć kontrolę nad uczuciami, myślami ludzi wokół mnie. Jak kontroluję sytuację, wszystko idzie wg. mego planu, czy tak jak to sobie wymyslilam to jestem spokojna i szczęśliwa. Ale jak tylko nie mam na coś, tracę kontrolę, nie mam na coś wpływu to wkrada się niepokój i frustracja. Ciągle mam problem, aby nad tym panować.
Czarek pisze: 24 sty 2018, 11:44
A pomyślałaś co się stanie za jakiś czas z Twoimi niezaspokojonymi potrzebami?
Chyba nie.... Ciągle mi się wydaje, że moje potrzeby są mało istotne....
jacek-sychar

Re: Wróci?

Post autor: jacek-sychar »

łucja pisze: 30 sty 2018, 22:24 Jak kontroluję sytuację, wszystko idzie wg. mego planu, czy tak jak to sobie wymyslilam to jestem spokojna i szczęśliwa. Ale jak tylko nie mam na coś, tracę kontrolę, nie mam na coś wpływu to wkrada się niepokój i frustracja. Ciągle mam problem, aby nad tym panować.
Łucjo
Czy Ty jesteś DDA, DDD lub DDRR?
To są właśnie typowe objawy "dorosłych dzieci".
Dość podobnie brzmią mi inne Twoje wypowiedzi.
łucja
Posty: 38
Rejestracja: 09 paź 2017, 7:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wróci?

Post autor: łucja »

jacek-sychar pisze: 30 sty 2018, 22:59 Łucjo
Czy Ty jesteś DDA, DDD lub DDRR?
To są właśnie typowe objawy "dorosłych dzieci".
Dość podobnie brzmią mi inne Twoje wypowiedzi.
:( :( :(
Jacku,
myślę, że tak.
Jeszcze przed ślubem natrafiłam na artykuł o DDA i uświadomiłam sobie, że mnie też to dotyczy. Ba, nawet rozmawiałam o tym z moim (jeszcze wtedy przyszłym) mężem, mówiłam mu o tym, że życie ze mną nie będzie bajką, że wiążąc się ze mną bierze na siebie ciężar mego bagażu. Nawet próbowałam go odwieść od planów małżeństwa ze mną, uzasadniając to tym, że ja się nie nadaję do związku i nikt ze mną nie będzie szczęśliwy. On twierdził, że ze wszystkim sobie poradzimy, pokonamy trudności.
A wyszło zupełnie inaczej....
jacek-sychar

Re: Wróci?

Post autor: jacek-sychar »

Łucjo

Znasz następującą literaturę?

ks prof. Grzegorz Polok, „Rozwinąć skrzydła” i „W drodze do siebie”
http://www.rozwinacskrzydla.pl/

Jim Conway, Dorosłe dzieci prawnie lub emocjonalnie rozwiedzionych rodziców. Jak uwolnić się od bolesnej przeszłości. Wydawnictwo Logos, Warszawa 2010
fragment za darmo jest tutaj:
http://www.rozwinacskrzydla.pl/studenci ... dzicow.pdf
jacek-sychar

Re: Wróci?

Post autor: jacek-sychar »

Łucjo

A może czas zabrać się za siebie i pozwolić dorośleć swojemu wewnętrznemu dziecku?
Tobie się wydaje, że problem jest w mężu. A mi się coś wydaje, że to problem może być w Tobie. To Ty nie jesteś gotowa na życie we dwoje. Ciągle się boisz, że zostaniesz sama. Co więc robisz? Sama odchodzisz - jak inaczej potraktować Twoje mówienie o rozwodzie? Tak przycisnęłaś męża, że w końcu nie wytrzymał i uciekł. Nie był w stanie żyć dalej w stanie permanentnej niepewności i Twoich rozchwianych emocji.

Ja też miałem żonę DDA/DDD/DDRR. Taki trójpak. :(
Też mi robiła takie jazdy, o których Ty piszesz. Też tak była pewna, że ją nie kocham, że znalazła sobie kogoś innego. A ja tylko trochę się wycofałem, żeby nie być narażony na jej jazdy emocjonalne, jej ciągłe decydowanie o wszystkim, jej kłamstwa (to też jedna z cech dorosłego dziecka - kłamie nawet wtedy, gdy nie ma takiej potrzeby, bo jest nauczona z domu, że prawda zawsze była dla niej stratą i problemem), jej brak poczucia pewności siebie, który wyładowywała na mnie, jej nienasycenie na wszystko (ze względy na braki w domu rodzinnym, ciągle jej było mało, a więc również zakupoholizm).
Spróbuj znaleźć terapię dla siebie. Jak Ty znajdziesz wreszcie siebie, będziesz mogła wreszcie stworzyć trwały i stabilny związek. Twój mąż traktuje Cię (moje przypuszczenie) jak pole minowe, które wybucha nie wiadomo dlaczego. Dlatego uciekł ze strachu. Jeżeli jest sam i Ty się zmienisz, jest szansa na naprawę Waszego małżeństwa. Powiedz mu jednak teraz, że wiele zrozumiałaś i że TY chcesz się zmienić, a nie chcesz zmienić jego. Musi wreszcie zrozumieć, w co gracie. Bo życie z dorosłym dzieckiem, to jest jak gra, kiedy nie zna się zasad tej gry. Partner dorosłego dziecka myśli, że gramy w piłkę nożną, a nagle okazuje się, że to była siatkówka. Chociaż często jest to jeszcze bardziej skomplikowane. Pierwsza połowa to siatkówka, druga połowa to koszykówka a dogrywka to hokej, w dodatku na lodzie, ale zamiast strzelonych bramek liczą się piruety jak w jeździe figurowej. Niewielu więc wytrzymuje życie na takim wulkanie. Chociaż częściej to dorosłe dzieci same wcześniej odchodzą.
I jeszcze jeden problem. Dorosłe dzieci nie dorośleją z czasem (gdy nad sobą nie pracują), tylko stają się coraz bardziej dziecięce. Coraz gorzej z nimi wytrzymać. I im ze sobą również.
łucja
Posty: 38
Rejestracja: 09 paź 2017, 7:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wróci?

Post autor: łucja »

jacek-sychar pisze: 31 sty 2018, 17:17
Tobie się wydaje, że problem jest w mężu. A mi się coś wydaje, że to problem może być w Tobie. To Ty nie jesteś gotowa na życie we dwoje. Ciągle się boisz, że zostaniesz sama. Co więc robisz? Sama odchodzisz - jak inaczej potraktować Twoje mówienie o rozwodzie? Tak przycisnęłaś męża, że w końcu nie wytrzymał i uciekł. Nie był w stanie żyć dalej w stanie permanentnej niepewności i Twoich rozchwianych emocji.
Jacku,
masz rację, ciągle mi się wydawało, że problem jest w mężu. Że za mało się stara itp. Po jego wyprowadzce zrozumiałam, że to ja mam problem, nie powinno mnie dziwić, że nie mógł ze mną wytrzymać, przecież ja sama ze sobą nie wytrzymuję.

Tylko wciąż moją głowę zaprzątały myśli (i chyba ciągle zaprzątają), że to on powinien się mną zaopiekować, wyrwać mnie z tych stanów, zaproponować terapię itp. Tym bardziej, że mu mówiłam o swoich emocjonalnych problemach jeszcze przed ślubem, czyniąc go jednocześnie współodpowiedzialnym za to - wiedział, więc powinien coś z tym zrobić.

Wiem, że tak nie jest, że to ja wyłącznie odpowiadam za swoje życie, swoją postawę i swoje emocje... Ale tak łatwo zrzucić odpowiedzialność na innych...
łucja
Posty: 38
Rejestracja: 09 paź 2017, 7:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wróci?

Post autor: łucja »

Witajcie.
W marcu mam pierwszą wizytę w ośrodku psychoterapii... Nie mogę się już doczekać. W prawdzie byłam kilka razy u psychologa, ale to chyba nie to samo, co terapia, prawda? Zresztą, to było chyba na zasadzie - wygadam się i będzie mi lepiej...

Widzę, że dużo pracy przede mną. Myślałam, że już "jakoś" sobie radzę z emocjami i "panuję" nad sobą... Niestety, tak nie jest.

Dzieci spędzały ferie u taty, a ja codziennie pisałam do córki: "co słychać? co robicie?" itp. Myślałam, że to tęsknota i troska. Niestety, mąż odwożąc dzieci przywitał mnie "ścianą lodu", przestało być miło i fajnie, nie chciał mi powiedzieć, czy coś się stało, co wywołało taką postawę, czy coś zrobiłam nie tak. Powiedział tylko, że nie wierzy, że ja się kiedykolwiek zmienię. Przepłakałam pół nocy, zachodząc w głowę o co mu chodzi i mnie olśniło... On chyba czuł się znowu kontrolowany i pilnowany (mogę się tylko domyślać, bo mi o tym nie powiedział). I wiecie, co? Miał takie prawo. Chciałam tego. Chciałam mieć kontrole, wiedzieć co robią, gdzie, z kim, dlaczego... Sama siebie nakręcałam, że to matczyny obowiązek interesować się dziećmi. A ja po prostu źle się czułam z tym, że nic nie wiem... Nie umiem tego kontrolować. Wydawało mi się, że nic złego nie robię. :( :( :(

I co teraz? Przeprosić? Powiedzieć, że nie miałam złych intencji? Drążyć temat? Czy wyciągnąć wnioski na przyszłość i odpuścić?
ODPOWIEDZ