Jak wrócić i być szczesliwym

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

Ukasz

Re: Jak wrócić i być szczesliwym

Post autor: Ukasz »

Niezapominajko, ja też miałem taki etap i to całkiem długi: chciałem, ale nie czułem. Nie wracałem po zdradzie, to było wypalenie po bólu, którego nie umiałem unieść. Pozbierałem się dopiero po wyprowadzce od żony. Wtedy za radą kierownika duchowego wszedłem głębiej w eucharystię, żeby odnowić charyzmat sakramentu małżeństwa, i uczucia wróciły. Pielęgnuję je, bo znam ich wartość, a żona mi tego nie ułatwia.
Mój problem jest raczej taki, że ja wciąż jestem chyba ślepy. Wiem, że popełniałem błędy, grzeszyłem, ale ogólnie rzecz biorąc nie czuję się odpowiedzialny za kryzys. Od siedmiu lat robię, co mogę, żeby relacje odbudować, a one wciąż gasną. Mam wrażenie, że dostrzeżenie mojej własnej winy wciąż jest przede mną. Nie widzę jej, więc też jej sobie na siłę nie wmawiam. Jestem na 12 krokach i staram się z nich wyciągnąć jak najwięcej. Może do przełomu u nas brakuje właśnie tego, żebym potrafił stanąć w prawdzie. A może jest tak, że rzeczywiście niewiele więcej mogłem zrobić i po prostu tak jest? Mam to przyjąć i nie szukać na siłę drugiego dna? Wiem w zasadzie tylko tyle, że kocham swoją żonę, chcę z nią być i że z Bożą pomocą to jest możliwe. Po tej lub może już po tamtej stronie.
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Jak wrócić i być szczesliwym

Post autor: renta11 »

To jest bardzo trudne, bo jest ciągłym balansowaniem na linie.
Co jest moje, co moją odpowiedzialnością? Bo przecież każde działanie może być zupełnie różnie odbierane i oceniane przez współmałżonka. Czy jest jakaś prawda obiektywna? Bo przecież nawet w czasie to wszystko się zmienia. Inaczej pewne rzeczy oceniałam, odbierałam ileś lat temu, dzisiaj widzę szerzej, z większym dystansem? I łączy się to z tym, czy lepiej rozumieć, czy lepiej czuć?
Warto sobie to jakoś poukładać, uporządkować, ale nie warto także nadmiernie tego rozgraniczać. To trudne.

Niezapominajko

Bardzo trudne dla mnie jest przyjąć, że ta "miłość" mojego męża była lepsza, większa? od tej do mnie. Ale to także jest zmienne w czasie. Dzisiaj przeżywasz, bo widziałaś, jak wył. Czyli czuł bardzo mocno. Ale czy najbardziej z powodu miłości, odrzucenia, urażonego ego, poczucia straconej ostatniej szansy, czy jeszcze czegoś innego? A może za 5, 10 lat on zdziwi się, że Ty tak mocno to odebrałaś. Bo potem coś innego będzie dla niego więcej warte? Uczucia są chyba najbardziej zmienne, trudne do oceny, bardzo osobnicze. Mój mąż to typ histrioniczny, czyli przeżywa głęboko, nadmiernie, czy bardziej eksponująco, teatralnie? Ja jestem osobą nadwrażliwą. Przeżywam mocno, ale głownie w środku. Kto przeżywa mocniej: on czy ja? I co z tego wynika?
Piszę to po to, abyś nabrała pewnego dystansu i nie zadręczała się czymś, czemu mogłaś nadać nadmierne znaczenie. Skoro tam było szarpiąco (jak najczęściej bywa w romansach), może w domu lepiej, aby było kojąco? Ale głównie skoncentruj się na sobie, na to masz wpływ. Aby w sobie to jakoś poukładać.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
ODPOWIEDZ