Re: Jak wrócić i być szczesliwym
: 23 lis 2018, 23:13
Niezapominajko, ja też miałem taki etap i to całkiem długi: chciałem, ale nie czułem. Nie wracałem po zdradzie, to było wypalenie po bólu, którego nie umiałem unieść. Pozbierałem się dopiero po wyprowadzce od żony. Wtedy za radą kierownika duchowego wszedłem głębiej w eucharystię, żeby odnowić charyzmat sakramentu małżeństwa, i uczucia wróciły. Pielęgnuję je, bo znam ich wartość, a żona mi tego nie ułatwia.
Mój problem jest raczej taki, że ja wciąż jestem chyba ślepy. Wiem, że popełniałem błędy, grzeszyłem, ale ogólnie rzecz biorąc nie czuję się odpowiedzialny za kryzys. Od siedmiu lat robię, co mogę, żeby relacje odbudować, a one wciąż gasną. Mam wrażenie, że dostrzeżenie mojej własnej winy wciąż jest przede mną. Nie widzę jej, więc też jej sobie na siłę nie wmawiam. Jestem na 12 krokach i staram się z nich wyciągnąć jak najwięcej. Może do przełomu u nas brakuje właśnie tego, żebym potrafił stanąć w prawdzie. A może jest tak, że rzeczywiście niewiele więcej mogłem zrobić i po prostu tak jest? Mam to przyjąć i nie szukać na siłę drugiego dna? Wiem w zasadzie tylko tyle, że kocham swoją żonę, chcę z nią być i że z Bożą pomocą to jest możliwe. Po tej lub może już po tamtej stronie.
Mój problem jest raczej taki, że ja wciąż jestem chyba ślepy. Wiem, że popełniałem błędy, grzeszyłem, ale ogólnie rzecz biorąc nie czuję się odpowiedzialny za kryzys. Od siedmiu lat robię, co mogę, żeby relacje odbudować, a one wciąż gasną. Mam wrażenie, że dostrzeżenie mojej własnej winy wciąż jest przede mną. Nie widzę jej, więc też jej sobie na siłę nie wmawiam. Jestem na 12 krokach i staram się z nich wyciągnąć jak najwięcej. Może do przełomu u nas brakuje właśnie tego, żebym potrafił stanąć w prawdzie. A może jest tak, że rzeczywiście niewiele więcej mogłem zrobić i po prostu tak jest? Mam to przyjąć i nie szukać na siłę drugiego dna? Wiem w zasadzie tylko tyle, że kocham swoją żonę, chcę z nią być i że z Bożą pomocą to jest możliwe. Po tej lub może już po tamtej stronie.