Świadectwo Moniki
: 24 lip 2018, 9:58
Mam na imię Monika. Jestem sakramentalną żoną od ponad 20 lat, 7 lat po rozwodzie cywilnym. Nasi synowie mają 20 i 14 lat. Mój mąż mieszka z kochanką, z którą ma dwójkę dzieci: 10-letniego syna i 7-letnią córkę. Nie mają cywilnego kontraktu. Kiedy dowiedziałam się o romansie męża, mieliśmy za sobą poważny kryzys - moją zdradę. Byłam niemal pewna, że i to przetrwamy według zasady - skoro on mi wybaczył, to ja też mu wybaczam. Jednak rzeczywistość mnie przerosła; okazało się, że kochanka męża, jego koleżanka z pracy, nosi pod sercem ich dziecko. Poczułam się bezradna, nic nie warta - to wszystko, co czuje porzucona kobieta. Pamiętałam jak mąż celebrował moje ciąże i domyślałam się jak ją teraz traktuje gdy jest ona w ciąży. I powiedziałam sobie, że nie mam z nią szans. Mąż zarzekał się, że ona się nie liczy, że pójdziemy do psychologa. Kiedy się wyprowadzał nasi synowie mieli 10 i 4 lata. Straciłam chęć do życia, a moje poczucie wartości, o ile w ogóle istniało wcześniej, rozpłynęło się w powietrzu. Stałam wtedy tyłem do Krzyża, poszukałam pocieszenia w ramionach nie widzianego od 20 lat znajomego, któremu rozpadł się związek. Dwie rany nie wróżą nic dobrego. Po dwóch latach od odejścia, mąż wniósł pozew o rozwód. Nie pamiętam nikogo, kto odwodziłby mnie od zgody na rozwód. Moja pani adwokat po rozmowie ze mną powiedziała zdziwiona, po co godzę się na rozwód, przecież kocham męża. Nawet nie zdawałam sobie wówczas sprawy, że w taki sposób o nim i naszym małżeństwie opowiadałam, że widać było, że kocham mojego męża. Zgodziłam się na rozwód, mój związek z tamtym mężczyzną trwał 4 lata. Przez ten czas rzadko chodziłam do kościoła, nasz młodszy syn przyjął sakrament I Komunii Świętej, a ja nie byłam w stanie łaski uświęcającej. Pamiętam, że toczyłam zażarte dyskusje z moim kuzynem, który przygotowywał się do święceń kapłańskich nt. przyjmowania komunii przez osoby rozwiedzione. Moje „argumenty”, że to on mnie zostawił, że to nie w porządku, że Kościół mógłby iść z duchem czasu… nie przekonywały go. Początkiem mojego nawrócenia były niespodziewane wspólne wakacje ze znajomymi, mężem i naszymi synami. Tam po raz pierwszy usłyszałam wypowiedziane zamiast „była żono” słowa „sakramentalna żono”. Coś we mnie pękło w środku. Pozwoliłam sobie poczuć moją miłość do męża, były łzy moje i jego, żale, słowa „przepraszam”. Rozstałam się z mężczyzną, który mieszkał ze mną, i zaczęło się… Potajemne spotkania z mężem, wspólny wyjazd we dwoje. Myślałam, że mu się nie układa i że wróci. Usłyszałam jedynie: „nie skrzywdzę kolejnych dzieci”, „nie chcę, żeby ona przechodziła to, co ty”. Przeżyłam szok. Nie wiedziałam co robić, psychicznie nie dawałam rady, poszłam do spowiedzi i tam dostałam Sycharowską ulotkę. Prowadziłam długie rozmowy z moim kuzynem księdzem. Od niego usłyszałam o sile modlitwy. Powiedział mi, że kiedy się rozwodziliśmy, on zaczął się modlić o moje nawrócenie, czyli modlił się za nas już 4 lata. Chwała Panu, musiałam się przekonać jak niewierny Tomasz na sobie, że Pan wysłuchuje naszych próśb. Potem były spotkania w Sycharze, rekolekcje. Taki był mój początek na drodze z Jezusem. Starałam się stawiać granice mężowi, zerwać nasze spotkania, ale to nie było łatwe, kilka razy upadłam. Jednak dopiero po warsztatach 12 krokowych podjęłam decyzję. Powiedziałam mężowi, że jestem jego żoną i nie godzę się na to, żeby on spotykał się ze mną, a nadal żył z kochanką. Bałam się, że po tym postawieniu mężowi granicy nasz kontakt się urwie i tak się niestety stało. Nasi synowie cały czas mają z nim kontakt, jeżeli tylko on tego chce, nigdy mu go nie utrudniałam, ponieważ sama wychowywałam się bez ojca. Jestem na terapii, dzięki której pojednałam się z mamą, zaczęłam szukać kontaktu z moim tatą, choć kilkakrotnie już złapałam się na tym, że mój Ojciec w niebie w zupełności mi wystarczy. Przed Wielkanocą byłam na rekolekcjach i tam Pan postawił na mojej drodze, w grupie, w której pracowałam dwie osoby: dziewczynę o podobnej historii jak moja, która podjęła trud poznania swojego taty oraz kobietę, która rozbiła sakramentalne małżeństwo, miała z tym mężczyzną dziecko, a teraz jest szczęśliwą sakramentalną żoną. To co poczułam do tej kobiety jest trudne do opisania: ciepło, czułość, sympatię. Powtarzała, że kiedy była z mężem innej kobiety jedyne słowa ,które do niej wtedy dotarły, to były słowa jej mamy: „na cudzym nieszczęściu szczęścia nie zbudujesz” i tak się stało. Kiedy jej słuchałam miałam takie wewnętrzne uczucie przebaczenia , kochance mojego męża, próby zrozumienia, że ona jest bardzo poraniona, spragniona miłości, że uwierzyła, że może dać jej to mój mąż. Poczułam zrozumienie, sama patrząc na swoje życie, jak ja lgnęłam prawie do każdego, kto okazał mi ciepło i bliskość, co przyczyniło się do tego, że zdradziłam męża i żyłam z kochankiem ok. 4 lata. Pragnęłam ją przytulić, to co Pan zrobił wtedy z moim sercem było niesamowite, nie oskarżałam jej, czułam żal, smutek i nadzieję, że kochanka mojego męża też ma szansę nawrócenia. Przecież ja się o to modlę codziennie, o przebaczenie kochance, o jej nawrócenia i Pan mi postawił taką osobę na drodze. To w jaki sposób mówiła ona o żonie tego mężczyzny zrobiło na mnie wrażenie. W jej wypowiedzi było słychać smutek, poczucie winy, ale też radość, że Pan się o nią upomniał i że się nawróciła. W czasie tych rekolekcji , które nazywały się „Winnica Racheli” i były dla osób z doświadczeniem aborcji, bardzo zbliżyłyśmy się do siebie. Usłyszałam od niej słowa i obietnicę, że będzie się modliła za nasze małżeństwo, za nawrócenie mojego męża. Byłyśmy w bagnie, każda w swoim, ale zaufałyśmy, że z najgorszego grzechu Pan wyciąga, wystarczy powiedzieć Mu „tak” . Doświadczyłyśmy, że jesteśmy kochane i że nie potrzebujemy żadnego mężczyzny, aby tak się czuć, że jesteśmy córkami Króla. Kiedy ja podczas warsztatów wyrzucałam z siebie mój żal, krzywdę wobec kochanki mojego męża, ta kobieta patrząc mi prosto w oczy bez lęku prosiła o przebaczenie za to, co zrobiła żonie swojego kochanka. Mówiła to z taką wiarą. Pan przemienił moje serce, tak jakby powiedział „dzieciaku zobacz to jest możliwe, ufaj”. Nie wiem jaki będzie dalszy ciąg mojej historii ,ale wiem że kochać można tylko w wolności, że miłość to decyzja a Bóg chce abym żyła pełnią życia, w radości tu i teraz. Codziennie przebaczam kochance męża i mężowi w modlitwie za kochankę/kochanka, otwieram się na „nowe” w moim życiu, współprowadzę grupę krokową, ukończyłam studia podyplomowe, jak Pan pozwoli będę współprowadziła krąg biblijny. Bywają trudne chwile, zwątpienie, dawniej szukałam pocieszenia w lampce wina, szukałam potwierdzenia wartości w oczach innych. Dzisiaj wiem gdzie mam się zwracać, komu oddawać co boli i w kim szukać pocieszenia. Jestem otwarta na powrót męża, wyobrażałam sobie różne scenariusze jak to mogłoby wyglądać. Wszystkie one wydarzyły się w życiu innych osób. Już nie planuję, nie wyobrażam sobie. Wiem, że Pan Bóg ma swój plan dla nas, najlepszy z możliwych i daje czas, by człowiek mógł się zmienić, dla Niego nawrócenie jest zawsze procesem. Wiem też, że po ludzku powrót męża jest mało realny, a bez nawrócenia niemożliwy. Pozostaję w modlitwie, za niego i jego kochankę. Mam pragnienie w sercu, abyśmy mogli kiedyś wspólnie Bogu dziękować za powrot do siebie, a nasza historia żeby była świadectwem dla naszych synów i innych małżonków w kryzysie.
Chwała Panu.
Chwała Panu.