Życie Sakramentalne
Moderator: Moderatorzy
Re: Życie Sakramentalne
U mnie było tak że przez kilkanaście lat małżeństwa byliśmy oboje wierzący, zwłaszcza moja żona. Czasami miałem wrażenie że mieszkam z księdzem. Jeszcze kilka lat temu żona prawie codzienie była na mszy. Razem z dziećmi co miesięczna spowiedź, co niedziele wszyscy do komuni świętej, dziesiątki przeczytanych książek religijnych, ciągłe rozmowy na temat wiary, modlitwy, różańce, wspólnoty. Aż kilka lat temu żona poszła do pracy gdzie było mnóstwo mężczyzn i stopniowo, krok po kroku zaczęła tracić wiarę. Odchodziła od sakramentów, potem stwierdziła sobie nieważność naszego małżeństwa i że nie jestem jej mężem, po dwoch latach zaczęła zdradzać mnie z kolegą z pracy i teraz chce rozwodu. Nienawidzi kościoła. Zero skruchy, refleksji, pokory. Przed tym wszystkim, jak by mi to ktoś powiedział to nigdy bym nie uwierzył. Każda inna ale nie ona. Cytując klasyka: "Dałbym sobie za nią rękę uciąć. I dzisiaj bym ... ręki nie miał"... Dla mnie moja żona po ludzku umarła. Nie ma już tamtej kobiety. Jest ktoś kto wygląda jak ona, mówi jej głosem ale to już nie jest moja dawna ukochana żona tylko jakieś jej przeciwieństwo. Nawet wzrok ma jakiś taki zimny, pełen nienawiści.
Ostatnio zmieniony 04 paź 2023, 22:19 przez Niepozorny, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: usunięto literę sugerującą wulgaryzm
Powód: usunięto literę sugerującą wulgaryzm
Re: Życie Sakramentalne
To bardzo ciekawy temat.
Kiedy poznałam M byłam daleko od KK. On, wierzący, wręcz przekonany, bez cienia wątpliwości.
Nie naciskał, nie zmuszał, robił swoje dlatego pomału wracałam do wiary, którą zaszczepili mi rodzice, a którą potem w okresie buntu odwiesiłam. Historia mojego cudownego nawrócenia to temat na inny wątek i inne forum w ogóle.
Z czasem zaczęliśmy się bardzo angażować w życie pewnej wspólnoty, często oboje jeździliśmy na rekolekcje, również jako organizatorzy i nauczający.
Mijał czas, M zaproponowano pewną bardzo zaszczytną funkcję w parafii, którą z radością przyjął, a którą pandemia zatrzymała.
Czas dalej się sączył, mój M zaczął nawracać swoją kowalską. Pamiętam, że kiedy mi mówił ze przyjmuje za nią Komunię św. zapaliła mi się czerwona lampka, poczułam, że wystawia się do ciężkiej walki duchowej, której może nie podołać.
Mijał czas. Mój M zaczął powtarzać za kowalską zgrane teksty podważające istnienie jedynego Boga, zaczął negować spowiedź, nauczanie KK, określał swoje miejsce bliżej protestantyzmu. A po drodze mądrości typu, że często "drugie małżeństwo może być szczęśliwsze [!]", itp. Wtedy naprawdę się przeraziłam. Powiedziałam mu, ze jak przestanie wierzyć, to nasze małżeństwo może nie przetrwać.
Dużo wtedy miał tego typu "przemyśleń". Dziwne rzeczy mówił, nie przystające do osoby, która jest w relacji z Jezusem.
Mijał czas. Kowalska stała się dla niego boginią do której prawie się modlił. Ja modliłam się za niego, za nas, za nią.
Wierzę, ze dzięki modlitwom jesteśmy jeszcze razem, że nieprzypadkowo kowalska zaczęła go unikać, stracił pracę (a ja się cieszyłam, jakbym wygrała w totka ), dzięki której ją poznał (nie widują się już na codzień), itp.
Dużo rozmawiamy. Wiem, że gdzieś tam w kąciku duszy czuł, że sakrament to nie przelewki. Robił okropne rzeczy, ale nie takie, które mogłyby zniszczyć bezpowrotnie nasze małżeństwo.
Teraz żyję nadzieją, że wszystko co najgorsze już za nami.
Kiedy poznałam M byłam daleko od KK. On, wierzący, wręcz przekonany, bez cienia wątpliwości.
Nie naciskał, nie zmuszał, robił swoje dlatego pomału wracałam do wiary, którą zaszczepili mi rodzice, a którą potem w okresie buntu odwiesiłam. Historia mojego cudownego nawrócenia to temat na inny wątek i inne forum w ogóle.
Z czasem zaczęliśmy się bardzo angażować w życie pewnej wspólnoty, często oboje jeździliśmy na rekolekcje, również jako organizatorzy i nauczający.
Mijał czas, M zaproponowano pewną bardzo zaszczytną funkcję w parafii, którą z radością przyjął, a którą pandemia zatrzymała.
Czas dalej się sączył, mój M zaczął nawracać swoją kowalską. Pamiętam, że kiedy mi mówił ze przyjmuje za nią Komunię św. zapaliła mi się czerwona lampka, poczułam, że wystawia się do ciężkiej walki duchowej, której może nie podołać.
Mijał czas. Mój M zaczął powtarzać za kowalską zgrane teksty podważające istnienie jedynego Boga, zaczął negować spowiedź, nauczanie KK, określał swoje miejsce bliżej protestantyzmu. A po drodze mądrości typu, że często "drugie małżeństwo może być szczęśliwsze [!]", itp. Wtedy naprawdę się przeraziłam. Powiedziałam mu, ze jak przestanie wierzyć, to nasze małżeństwo może nie przetrwać.
Dużo wtedy miał tego typu "przemyśleń". Dziwne rzeczy mówił, nie przystające do osoby, która jest w relacji z Jezusem.
Mijał czas. Kowalska stała się dla niego boginią do której prawie się modlił. Ja modliłam się za niego, za nas, za nią.
Wierzę, ze dzięki modlitwom jesteśmy jeszcze razem, że nieprzypadkowo kowalska zaczęła go unikać, stracił pracę (a ja się cieszyłam, jakbym wygrała w totka ), dzięki której ją poznał (nie widują się już na codzień), itp.
Dużo rozmawiamy. Wiem, że gdzieś tam w kąciku duszy czuł, że sakrament to nie przelewki. Robił okropne rzeczy, ale nie takie, które mogłyby zniszczyć bezpowrotnie nasze małżeństwo.
Teraz żyję nadzieją, że wszystko co najgorsze już za nami.
Re: Życie Sakramentalne
Jak to Jezus powiedział: "Gdy duch nieczysty opuści człowieka, błąka się po miejscach bezwodnych, szukając spoczynku. A gdy go nie znajduje, mówi: "Wrócę do swego domu, skąd wyszedłem". 25 Przychodzi i zastaje go wymiecionym i przyozdobionym. 26 Wtedy idzie i bierze siedem innych duchów złośliwszych niż on sam; wchodzą i mieszkają tam. I stan późniejszy owego człowieka staje się gorszy niż poprzedni".
Dlatego wydaje mi się że o wiele trudniej jest nawrócić kogoś kto już był blisko przy Bogu. Jak patrzę co wyprawia moja żona to nie widze już szans po ludzku.
Totalnie neguje wszystko co związane z Bogiem i kościołem. Nawet oczywiste dla niej kiedyś argumenty nie mają znaczenia. Powiedziała mi niedawno że piekła się nie boi. Odwróciła się o 180 stopni.
Dlatego wydaje mi się że o wiele trudniej jest nawrócić kogoś kto już był blisko przy Bogu. Jak patrzę co wyprawia moja żona to nie widze już szans po ludzku.
Totalnie neguje wszystko co związane z Bogiem i kościołem. Nawet oczywiste dla niej kiedyś argumenty nie mają znaczenia. Powiedziała mi niedawno że piekła się nie boi. Odwróciła się o 180 stopni.
-
- Posty: 770
- Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
- Płeć: Kobieta
Re: Życie Sakramentalne
U mnie mąż zanim przeszedł od myśli o wycofaniu się z małżeństwa do realizacji swoich zamiarów, odszedł od Boga i powiedział mi którego dnia ni stąd ni zowąd, że w tego mojego Boga to nawet nie wierzy. Przestał chodzić do kościoła, ale nie przeszkadzało mu, że ja chodzę, nawet odwoził mnie samochodem. Co niedzielę pytałam go czy idzie ze mną - mówił, że nie jest gotowy - taką mieliśmy umowę, że jak będzie gotowy, to pójdzie. Ale bronił mnie w rozmowach jak atakowano mnie za wiarę i przynależność do Kościoła. Czytałam mu wieczorem Biblię, pytał mnie o różne rzeczy z nią związane, a po paru miesiącach wypowiedział swoje nowe credo. A jak udało mi się po rozwodzie z nim porozmawiać i zapytać go dlaczego właściwie się rozwiedliśmy, to powiedział "jestem niewierzący i zapamiętaj to sobie raz na zawsze". Spytałam kiedy stał się niewierzący, ale się wyłaczył. Domyślam się, że wtedy jak poznał tę....kobietę?
Re: Życie Sakramentalne
Podobnie mówi moja żona: .., ten twój Bóg, twoi guru (czyli księża), ta sekta (kościół), twoje czary (modlitwy) itp. Mnie to tylko utwierdza w wierze w Jeden, Święty, Powszechny i Apostolski Kościół. Ja myślę że każdy kto od niego odchodzi stwarza w swojej głowie swojego Boga który przyklepuje jego własne pomysły i decyzje. Moja żona w imię właśnie tego zalegalizowanego Boga usprawiedliwiła każde swoje łajdactwoJolantaElżbieta pisze: ↑06 paź 2023, 12:33 U mnie mąż zanim przeszedł od myśli o wycofaniu się z małżeństwa do realizacji swoich zamiarów, odszedł od Boga i powiedział mi którego dnia ni stąd ni zowąd, że w tego mojego Boga to nawet nie wierzy.
Re: Życie Sakramentalne
Wczoraj się załamałem, usłyszałem że moja żona ma głęboko "gdzieś" sakrament małżeństwa.
Od momentu kiedy wniosła pozew o rozwód podobnie jak wasi małżonkowie odwróciła się od Boga i kościoła. Śmieje się ze mnie że jestem świętoszkiem, że wstąpiłem do jakiejś sekty. Sama nie chodzi już do kościoła, podczas I komuni Świętej naszej córeczki nie przystąpiła do sakramentów, na Boże Ciało to ja biegałem z kwiatkami przy córci w procesji (chyba jako jedyny tato bo to głównie dumne mamy towarzyszyły dzieciom).
I tak jak napisał Rawek, wzrok mojej żony również jest taki inny, zimny nieludzki, pełny zlosci jakby opętany. I tak się zastanawiam czy to nie robota " złego" ? Może modlitwa o uwolnienie ma tu uzasadnienie a wręcz konieczność jej zastosowania. A może rozmowa z księdzem egzorcystą? Sam już nie wiem, ale to jak się zachowuje teraz moja żona mnie przeraża i czuję że muszę jej jakoś pomóc... A nawet mam obowiązek jako mąż, ojciec i głowa rodziny
Od momentu kiedy wniosła pozew o rozwód podobnie jak wasi małżonkowie odwróciła się od Boga i kościoła. Śmieje się ze mnie że jestem świętoszkiem, że wstąpiłem do jakiejś sekty. Sama nie chodzi już do kościoła, podczas I komuni Świętej naszej córeczki nie przystąpiła do sakramentów, na Boże Ciało to ja biegałem z kwiatkami przy córci w procesji (chyba jako jedyny tato bo to głównie dumne mamy towarzyszyły dzieciom).
I tak jak napisał Rawek, wzrok mojej żony również jest taki inny, zimny nieludzki, pełny zlosci jakby opętany. I tak się zastanawiam czy to nie robota " złego" ? Może modlitwa o uwolnienie ma tu uzasadnienie a wręcz konieczność jej zastosowania. A może rozmowa z księdzem egzorcystą? Sam już nie wiem, ale to jak się zachowuje teraz moja żona mnie przeraża i czuję że muszę jej jakoś pomóc... A nawet mam obowiązek jako mąż, ojciec i głowa rodziny
Re: Życie Sakramentalne
Myślę że tak.
Jak pisałam w innym wątku, zdradzający zaczynają odsuwać się od Boga, jakby chcieli uciekać od Światła, Prawdy. Zaczynają wierzyć, że Bóg stoi im na drodze do szczęścia.
A przecież po po bożemu to szczęście to niebezpieczeństwo dla duszy.
Re: Życie Sakramentalne
Może to Cię nie pocieszy, ale to raczej standardowa sytuacja. Bardzo wielu facetów z tego forum (i nie tylko) ma takie doświadczenie. To jest jednak sfera relacji małżonka z Bogiem, na którą nie mamy wpływu. Oprócz, oczywiście, obowiązku modlitwy i świadectwa (przy czym też raczej nienachalnego, bo ostentacja w praktykach religijnych powoduje utwierdzanie się małżonki w jej przekonaniach).Lukas pisze: ↑13 paź 2023, 19:12 Wczoraj się załamałem, usłyszałem że moja żona ma głęboko "gdzieś" sakrament małżeństwa.
Od momentu kiedy wniosła pozew o rozwód podobnie jak wasi małżonkowie odwróciła się od Boga i kościoła. Śmieje się ze mnie że jestem świętoszkiem, że wstąpiłem do jakiejś sekty. Sama nie chodzi już do kościoła, podczas I komuni Świętej naszej córeczki nie przystąpiła do sakramentów, na Boże Ciało to ja biegałem z kwiatkami przy córci w procesji (chyba jako jedyny tato bo to głównie dumne mamy towarzyszyły dzieciom).
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Re: Życie Sakramentalne
Witajcie, to mój pierwszy post na forum Sycharu.
Póki co, chciałbym podzielić się z Wami moimi doświadczeniami w tym temacie, a na założenie mojego wątku może przyjdzie jeszcze czas, jeśli będę miał potrzebę/chęć podzielenia się z Wami moją historią w obszerniejszym wymiarze.
Moje doświadczenia są trochę inne i odbiegają od standardowej sytuacji, o której pisze Monti, czyli od tego, że oddalanie się współmałżonka od relacji małżeńskiej idzie zwykle w parze z oddalaniem się od Boga.
Myślę, że moja żona od początku trwania naszego związku sakramentalnego była bliżej Boga ode mnie, zarówno w jakości, jak również w intensywności relacji z Panem. Moja relacja z Nim, jak patrzę z perspektywy czasu, była dosyć powierzchowna, mimo nie stronienia od Kościoła. Poziom wiary i relacji z Panem zatrzymał się u mnie na tym, co wypracowałem w okolicach szkoły średniej.
Dwa i pół roku temu dla mojej żony pojawiła się okazja uczestnictwa w projekcie poświęconym na wskroś Panu Bogu. Dla żony było ziszczeniem jej marzeń, spełnieniem jej talentów i wyrazem realizacji siebie w szczytnych celach. Projekt ten wymagał współpracy z obcym mężczyzną, który poniekąd umożliwił jej zaangażowanie się w ten projekt.
Jak łatwo się już domyślić, po ledwie miesiącu współpracy zaczęło się nawiązywanie bliższej relacji mojej żony z tym mężczyzną, natomiast im bliższa była to relacja, tym nasza wieź się bardziej rozluźniała, aż do całkowitej "ewakuacji" mojej żony z relacji małżeńskiej.
Standardowe natomiast były zachowania mojej żony dotyczące nierozstawania się z telefonem, fascynacji tym mężczyzną, odklejaniu się od rzeczywistości, wyraźnym tkwieniu myślami i uczuciami gdzie indziej, jednym słowem wyraźnymi objawami wejścia w stan amoku zauroczenia się tym mężczyzną. Dla żony dosłownie z dnia na dzień stałem się kimś obcym, a od niej samej biła oziębłość i zupełna obojętność.
Pomimo licznych lampek ostrzegawczych, które zapalały się w mojej głowie, standardowe było również moje zachowanie, ponieważ przez długie miesiące samooszukiwałem siebie, wmawiałem sobie, że może to tylko moje niedojrzałe myśli i odczucia, moje niedorzeczne podejrzenia w obliczu tego w jaki projekt jest zaangażowana moja żona i jakie szczytne cele jej przyświecają.
Na pytania zadawane mojej żonie otrzymywałem standardowe odpowiedzi, że wymyślam sobie, że wkręcam sobie itd.
Kulminacyjnym punktem mojej ignorancji było odnowienie przysięgi małżeńskiej podczas Świąt Bożonarodzeniowych. Idąc za namową księdza, aby wszyscy małżonkowie podali sobie dłonie i powtarzali słowa odnawianej przysięgi, trochę na siłę złapałem rękę żony, chociaż ona próbowała tego uniknąć. Ale i to nie sprawiło, że przejrzałem na oczy, ciągle podważałem zaufanie do samego siebie i uznawałem możliwość zdrady jako scenariusz niedorzeczny w obliczu przekonań i wartości jakie wyznawała moja żona.
Bolesną prawdę poznałem kilka dni po okresie świątecznym, ponieważ żona postanowiła w końcu powiedzieć co czuje do tego mężczyzny, a czego... nie czuje już do mnie... Wtedy też dowiedziałem się od niej, że te części tekstu przysięgi, które jej nie odpowiadały... nie wypowiedziała.
Za tym poszło standardowe racjonalizowanie swojej postawy przez żonę - czyli w największym skrócie - zrzucenie odpowiedzialności za kryzys i zdradę na mnie.
Natomiast niestandardowym zachowaniem było (i jest w zasadzie do tej pory) zrzucenie odpowiedzialności za taki stan rzeczy również na... Pana Boga - żona chyba do tej pory wierzy w to, że to Pan Bóg postawił na jej życiowej drodze, przy realizacji naprawdę chwalebnego projektu, "nową miłość jej życia"...
Niestety nie obyło się również bez moich standardowych zachowań pozbawiania się szacunku do samego siebie - proszenia, błagania, kajania się, wszelkich prób "walki o małżeństwo", które, przynosiły oczywiście odwrotny skutek od zamierzonego...
Później moja żona żałowała bardzo, że powiedziała mi prawdę, twierdziła, że nawet księża zalecają w obliczu takiej sytuacji, by prawdy współmałżonkowi nie ujawniać i w konsekwencji powiedziała mi, że jej uczucie do tego mężczyzny przeminęło, a jedyną miłością jej życia, która z dnia na dzień wzrasta, jest miłość do Pana Jezusa.
Obecnie mieszkamy razem, chociaż wciąż żyjemy w rozwodzie emocjonalnym...
Póki co, chciałbym podzielić się z Wami moimi doświadczeniami w tym temacie, a na założenie mojego wątku może przyjdzie jeszcze czas, jeśli będę miał potrzebę/chęć podzielenia się z Wami moją historią w obszerniejszym wymiarze.
Moje doświadczenia są trochę inne i odbiegają od standardowej sytuacji, o której pisze Monti, czyli od tego, że oddalanie się współmałżonka od relacji małżeńskiej idzie zwykle w parze z oddalaniem się od Boga.
Myślę, że moja żona od początku trwania naszego związku sakramentalnego była bliżej Boga ode mnie, zarówno w jakości, jak również w intensywności relacji z Panem. Moja relacja z Nim, jak patrzę z perspektywy czasu, była dosyć powierzchowna, mimo nie stronienia od Kościoła. Poziom wiary i relacji z Panem zatrzymał się u mnie na tym, co wypracowałem w okolicach szkoły średniej.
Dwa i pół roku temu dla mojej żony pojawiła się okazja uczestnictwa w projekcie poświęconym na wskroś Panu Bogu. Dla żony było ziszczeniem jej marzeń, spełnieniem jej talentów i wyrazem realizacji siebie w szczytnych celach. Projekt ten wymagał współpracy z obcym mężczyzną, który poniekąd umożliwił jej zaangażowanie się w ten projekt.
Jak łatwo się już domyślić, po ledwie miesiącu współpracy zaczęło się nawiązywanie bliższej relacji mojej żony z tym mężczyzną, natomiast im bliższa była to relacja, tym nasza wieź się bardziej rozluźniała, aż do całkowitej "ewakuacji" mojej żony z relacji małżeńskiej.
Standardowe natomiast były zachowania mojej żony dotyczące nierozstawania się z telefonem, fascynacji tym mężczyzną, odklejaniu się od rzeczywistości, wyraźnym tkwieniu myślami i uczuciami gdzie indziej, jednym słowem wyraźnymi objawami wejścia w stan amoku zauroczenia się tym mężczyzną. Dla żony dosłownie z dnia na dzień stałem się kimś obcym, a od niej samej biła oziębłość i zupełna obojętność.
Pomimo licznych lampek ostrzegawczych, które zapalały się w mojej głowie, standardowe było również moje zachowanie, ponieważ przez długie miesiące samooszukiwałem siebie, wmawiałem sobie, że może to tylko moje niedojrzałe myśli i odczucia, moje niedorzeczne podejrzenia w obliczu tego w jaki projekt jest zaangażowana moja żona i jakie szczytne cele jej przyświecają.
Na pytania zadawane mojej żonie otrzymywałem standardowe odpowiedzi, że wymyślam sobie, że wkręcam sobie itd.
Kulminacyjnym punktem mojej ignorancji było odnowienie przysięgi małżeńskiej podczas Świąt Bożonarodzeniowych. Idąc za namową księdza, aby wszyscy małżonkowie podali sobie dłonie i powtarzali słowa odnawianej przysięgi, trochę na siłę złapałem rękę żony, chociaż ona próbowała tego uniknąć. Ale i to nie sprawiło, że przejrzałem na oczy, ciągle podważałem zaufanie do samego siebie i uznawałem możliwość zdrady jako scenariusz niedorzeczny w obliczu przekonań i wartości jakie wyznawała moja żona.
Bolesną prawdę poznałem kilka dni po okresie świątecznym, ponieważ żona postanowiła w końcu powiedzieć co czuje do tego mężczyzny, a czego... nie czuje już do mnie... Wtedy też dowiedziałem się od niej, że te części tekstu przysięgi, które jej nie odpowiadały... nie wypowiedziała.
Za tym poszło standardowe racjonalizowanie swojej postawy przez żonę - czyli w największym skrócie - zrzucenie odpowiedzialności za kryzys i zdradę na mnie.
Natomiast niestandardowym zachowaniem było (i jest w zasadzie do tej pory) zrzucenie odpowiedzialności za taki stan rzeczy również na... Pana Boga - żona chyba do tej pory wierzy w to, że to Pan Bóg postawił na jej życiowej drodze, przy realizacji naprawdę chwalebnego projektu, "nową miłość jej życia"...
Niestety nie obyło się również bez moich standardowych zachowań pozbawiania się szacunku do samego siebie - proszenia, błagania, kajania się, wszelkich prób "walki o małżeństwo", które, przynosiły oczywiście odwrotny skutek od zamierzonego...
Później moja żona żałowała bardzo, że powiedziała mi prawdę, twierdziła, że nawet księża zalecają w obliczu takiej sytuacji, by prawdy współmałżonkowi nie ujawniać i w konsekwencji powiedziała mi, że jej uczucie do tego mężczyzny przeminęło, a jedyną miłością jej życia, która z dnia na dzień wzrasta, jest miłość do Pana Jezusa.
Obecnie mieszkamy razem, chociaż wciąż żyjemy w rozwodzie emocjonalnym...
Re: Życie Sakramentalne
Byłoby miło gdyby któryś z kapłanów wyjaśnił Twej żonie treść przysięgi małżeńskiej.
Mała rzecz a cieszy, tzn otwiera oczy.
Mała rzecz a cieszy, tzn otwiera oczy.
Re: Życie Sakramentalne
Witaj Hiobie, rozgość się, zachęcam do założenia własnego wątku.
Widzę wiele punktów wspólnych naszych historii
Mój M zauroczył się w koleżance, którą postanowił nawracać, ewangelizować. W efekcie, sam oziąbł w wierze, jego poglądy przestały być wyraziste i stanowcze jak kiedyś. Zaczął opowiadać jakieś bzdury, że być może nie ma jedynego Boga, że pod każdą szerokością geograficzną kogoś czczą i tego typu brednie usłyszane od kowalskiej.Mało tego, uważał, ze ona jest bardzo inteligentna, skoro ma takie przemyślenia. Dla nie go to była EUREKA
Widzę wiele punktów wspólnych naszych historii
Mój M był bliżej.
hiob pisze: ↑17 paź 2023, 13:23 Pomimo licznych lampek ostrzegawczych, które zapalały się w mojej głowie, standardowe było również moje zachowanie, ponieważ przez długie miesiące samooszukiwałem siebie, wmawiałem sobie, że może to tylko moje niedojrzałe myśli i odczucia, moje niedorzeczne podejrzenia
Świetnie to nazwałeś, ja też podważałam zaufanie do samej siebie. Bardziej ufałam niewiernemu M niż sobie
Według mojego M to był dowód na brak zdrady, no bo przecież mi powiedział. W sumie powiedział co chciał. Potem wielokrotnie zmieniał zeznania, przeinaczał fakty, plątał się w tym co sie faktycznie zadziało
Mój M zauroczył się w koleżance, którą postanowił nawracać, ewangelizować. W efekcie, sam oziąbł w wierze, jego poglądy przestały być wyraziste i stanowcze jak kiedyś. Zaczął opowiadać jakieś bzdury, że być może nie ma jedynego Boga, że pod każdą szerokością geograficzną kogoś czczą i tego typu brednie usłyszane od kowalskiej.Mało tego, uważał, ze ona jest bardzo inteligentna, skoro ma takie przemyślenia. Dla nie go to była EUREKA
Re: Życie Sakramentalne
Ja do dziś nie rozumiem wiary mojego męża.
On chodził do kościoła spotykać się z kowalska.
Teraz pewnie chodzą już razem.
Nie wiem jak im nie przeszkadza to , że są w miejscu , gdzie grzesznik ma możliwość nawrócenia,spowiedzi,modlitwy.
Wiem natomiast ,że przeszkadza to mi.
Nie lubię tego udawania, pokazówki.
Gdy mąż chciał do mnie wrócić , to szukał pomocy w Sycharze, w moich bardzo religijnych rodzicach, stwarzał pozory nawróconego człowieka.
Dziś nie potrafi ich nawet przeprosić za te kłamstwa.
Nie wiem jak mógł przyjmować komunię i klękać obok kowalskiej.
Być może źle to pojmuje , ale czasem wiara jest przykrywką do drugiego życia.
Tak było w naszym przypadku.
Mąż nadal twierdzi , że wierzy,choć zaprzecza temu swoim postępowaniem , dobrowolnym życiem w grzechu.Chyba nigdy nie zrozumiem po co prócz nas wszystkich chciał oszukać jeszcze Pana Boga.
On chodził do kościoła spotykać się z kowalska.
Teraz pewnie chodzą już razem.
Nie wiem jak im nie przeszkadza to , że są w miejscu , gdzie grzesznik ma możliwość nawrócenia,spowiedzi,modlitwy.
Wiem natomiast ,że przeszkadza to mi.
Nie lubię tego udawania, pokazówki.
Gdy mąż chciał do mnie wrócić , to szukał pomocy w Sycharze, w moich bardzo religijnych rodzicach, stwarzał pozory nawróconego człowieka.
Dziś nie potrafi ich nawet przeprosić za te kłamstwa.
Nie wiem jak mógł przyjmować komunię i klękać obok kowalskiej.
Być może źle to pojmuje , ale czasem wiara jest przykrywką do drugiego życia.
Tak było w naszym przypadku.
Mąż nadal twierdzi , że wierzy,choć zaprzecza temu swoim postępowaniem , dobrowolnym życiem w grzechu.Chyba nigdy nie zrozumiem po co prócz nas wszystkich chciał oszukać jeszcze Pana Boga.
Re: Życie Sakramentalne
Slucham .. po raz drugii..i widze,jak bardzo mnie dotyczy...nie zdradzilam fizycznie,emocjonalnie ...jednak nierozstropnoscia juz bardzo ...
Tutaj w ok 32:30 min ...
Polecam wysluchac:
Niebezpieczeństwo cudzołóstwa - ks. Sławomir Kostrzewa
https://www.youtube.com/watch?v=aUgwisKK9J8
Tutaj w ok 32:30 min ...
Polecam wysluchac:
Niebezpieczeństwo cudzołóstwa - ks. Sławomir Kostrzewa
https://www.youtube.com/watch?v=aUgwisKK9J8
-
- Posty: 140
- Rejestracja: 07 mar 2023, 0:03
- Jestem: w kryzysie małżeńskim
- Płeć: Kobieta
Re: Życie Sakramentalne
Nie, nie ma to znaczenia. W moim małżeństwie M nigdy nie był jakoś specjalnie wierzący, 2 razy w roku do spowiedzi, w niedzielę do kościoła i odfajkowane. Ja bardziej angażowałam się w struktury , ale wcale nie uważam siebie za bardzo świętą, mimo że przyjmuje Komunię jak najczęściej się da. Ta ochrona sakramentu nie obroniła mnie przed zauroczeniem w innym mężczyźnie, jednak wiara i modlitwa pomogły odsunąć pokusę, co prawda moje intencje były inne niż to co się spełniło ostatecznie, ale wyszło dobrze i nie mam co narzekać, ot człowiek myśli teraźniejszością a Bóg widzi więcej i Jego Wola jest ostateczny.
Sądzę, że w przypadku osób wierzących i zdradzających coś musiało szwankować w zaufaniu do Bożej Woli i poszli za odruchem serca.
Ale ze swojego doświadczenia, nie tylko dot. Mojego związku wiem, że Sakramenty nie chronią przed pokusami, pomagają w ich zwalczeniu, ale to od człowieka ostatecznie zależy czy z tej pomocy skorzysta, czy nie
Sądzę, że w przypadku osób wierzących i zdradzających coś musiało szwankować w zaufaniu do Bożej Woli i poszli za odruchem serca.
Ale ze swojego doświadczenia, nie tylko dot. Mojego związku wiem, że Sakramenty nie chronią przed pokusami, pomagają w ich zwalczeniu, ale to od człowieka ostatecznie zależy czy z tej pomocy skorzysta, czy nie