Dobrze, że udałeś się na terapię, bo rzeczywiście trochę to niepokojące, że tak długo u Ciebie trwa na rozwałka. Mam podobny staż i czuję, że stanąłem na nogi. Trzeba pamiętać, że "chwała Boga jest człowiek żyjący". Żyjący - a nie wegetujący, obecny tu i teraz, a nie wspominający przeszłość.Lukasz.wroc pisze: ↑27 lip 2021, 23:03 Zrobiłem to o czym wspominał powyżej Ojciec Mateusz...
Założyłem obrączkę..... ale na lewą rękę.
Nie ma dla mnie znaczenia kto i co o tym pomyśli.
Jestem w żałobie od blisko 3 lat. Żyję, funkcjonuję, ale zatracam się niej. Mam włączony tryb zombie. Niby dbam o siebie, ale tyle tylko żeby podtrzymać się w dobrej formie na wypadek gdyby żona chciała wrócić.
To nie dobre.
Chodzę na terapię od pół roku. Chcę niejako pożegnać się z żoną.
Bardzo do mnie przemawia stwierdzenie "żeby wrócić, trzeba odejść".
Ja nie pozwoliłem odejść żonie.
Przez przeżycie żałoby chcę wejść na wyższy poziom pokochania siebie, swojego życia jako cudu samego w sobie, a jednocześnie zacząć realnie "czekać nie czekając".
Nie zmarnować tego co On stworzył w mojej osobie.
Umiejętność pogodzenia się ze stratą jest ważnym wyznacznikiem naszej dojrzałości. Pracuj nad tym, pogódź się, że tej relacji w znanej Ci formie już nie ma. Może się odrodzi, a może nie. Ale nie możesz od tego uzależniać swojego szczęścia i spełnienia. Rozpamiętując cały czas to, co było, tak naprawdę nie żyjesz i nie wykorzystujesz z czasu, który jest Ci dany przez Boga.
Dlatego uważam, że noszenie obrączki po rozstaniu nie zawsze jest dobre, bo może podtrzymywać schematy myślowe, które uniemożliwiają pójście do przodu (nie mam na myśli wejścia w nowy związek, tylko pogodzenia się ze stratą i odbudowy życia).