Pantop pisze: ↑20 lut 2018, 13:08
Rozumiem intencję kierującą Tobą w trakcie tworzenia tego wpisu.
Puszczenie się w wir zajęć - dobrze rokuje.
Niestety nie rozwiązuje krzyży.
Drogi Pantopie,
Nie zrozumiałeś, ale z mojej winy, bo nie do końca rozwinęłam swoją myśl. Nigdy nie zamierzałam rzucać się w wir aktywności odrzuciwszy krzyż. Postanowiłam, zamiast zamknąć się w sobie i lizać rany, wyjść do świata właśnie ze swoim krzyżem.
Chodzi o to, by swój krzyż nieść uczciwie i odrzucić to co krzyżem nie jest (samonapędzające się myśli, rozpacz). Zawsze sceptycznie podchodziłam do tak zwanych praktyk pokutnych np. samobiczowania się. Życie niesie tyle krzyży, że powinno wystarczyć samo ich przyjęcie bez buntu. Już w tym jest heroiczność cnót, które można rozwinąć w sobie, gdy jest zgoda na bycie narzędziem w rękach Taty.
Krzyż niesiony uczciwie może okazać się błogosławieństwem. Przemawia do mnie obrazek: Idą ludziki, każdy ze swoim krzyżem. Jeden co parę kroków odpiłowuje kawałek ze swojego. Niczym Grześ z wiersza Tuwima ,,cieszy się głuptasek''. Dochodzą do przepaści. Każdy przerzucił swój krzyż nad urwiskiem i przeszedł po nim jak po kładce. Tylko Grzesia krzyż za krótki. A po drugiej stronie raj.
Mam wewnętrzne przekonanie, że przepaści jeszcze przede mną. Gdy mężowi wykrzykuję z dna rozpaczy, że nikt mnie tak nie skrzywdził jak on, to śmieje się, że jeszcze nad jego grobem będę wzdychać ,, To był taki dobry człowiek''. Może ma rację, że nowe krzyże przerosną obecny. I mówiąc trywialnie, aktualne cierpienie jest potrzebne, bo co nas nie zabije, to nas wzmocni.
Nie myślę zatem o byle jakiej aktywności, tylko może na początek strąki, ale docelowo o służbie.
Najlepsza praktyka pokutna na Wielki Post, to włożenie wysiłku w umilenie czyjegoś życia.
Syty głodnego nie zrozumie. Ale taki, co mu już cierpienie uszami wychodzi, podobnych już sobie tak. Cierpiących na ziemi nie brakuje. W tak zacnym gronie, trochę na zasadzie prowadził ślepy kulawego, można doczłapać do mety. Ja tak właśnie pojmuje swoją aktywność- służbę.
Jak meta to i wyścig szczurów? Nie!
,,W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem.''
(2 Tm 4,7) Apostoł nie chwali się na którym dobiega miejscu. Można się przeczołgać przez metę. Wieksza radocha jak się uda jeszcze z sobą kilku innych wciągnąć. Najlepiej, gdyby był wśród nich i współmałżonek. Ale tu jest granica, krórej i Bóg nie przekracza, wolność człowieka. Zostaje modlitwa. W kilku relacjach, które czytałam, ludzie powracający ze śmierci klinicznej mówią, że słyszą modlitwy, które są za nich zanoszone i one mają wpływ na to co się z delikwemtem dzieje, gdy stoi już w światłości. Można nie wierzyć w opowieści z cyklu ,,życie po życiu''. Ja osobiście wierzę, że ma moc modlitwa: ,, Odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią.''