Maz_42 pisze: ↑02 lip 2019, 16:31
Hmmm. Od czego by tu zacząć? Nie był to nigdy łatwy związek - wiele w tym mojej winy tzn. mojej wybuchowość, nieodpowiednich relacji z dziećmi, braku konsekwentnego działania.
Rozumiem ..sam taki byłem w części jestem ,wiem że zranienie czasem niełatwo wyleczyć , szczególnie to głębsze , zaufać ponownie ,to dotyczy obu stron.
Odnosząc się do Twojego pierwszego wpisu ,dobrze jest sobie uzmysłowić (to moja teoria oparta na tym co przeżyłem ,przeczytałem , przesłuchałem i wysłuchałem), że to nie Twoja żona jest wrogiem ,a diabeł który raz że wykorzystuje Wasze słabe strony do tego by mącić i skłócać ,poróżnić i rozdzielić ,osłabiając , dwa że zrobi wszystko żeby Was zrazić i do Boga - oddzielając od źródła Waszej miłości małżeńskiej ,pokoju , radości itd .
Jeśli ulegniesz złudzeniu że to żona jest tą która jest "zła" to już połowa jego sukcesu ,on nami potrafi nieźle zmanipulować ,wg mnie nie ma człowieka który się ostanie ,każdy ma tzw.piętę achillesową ,dlatego warto wykorzystać nawet te swoje słabości by uczyć się kochać drugiego ,nie koniecznie akceptować jego zachowanie , jednak źródłem
zawsze decyzji ,postępowania powinna być miłość ,zgoda z wolą Bożą .
Maz_42 pisze:Ale kulminacja nastąpiła 2 lata temu kiedy dowiedziałem się, że moja żona zbudowała relację emocjonalną z jej przyjacielem z pracy. Od tego czasu walczę o naszą rodzinę, wiele zmieniłem między innymi przeszedłem trrapię DDA i na jesieni zeszłego roku wszystko wskazywało na to, że się udało.
Widzisz ,znów podzielę się swoim doświadczeniem ,które nabyłem ,że trudne sytuacje ,jak choćby powyższa ,niekoniecznie muszą być "tragedią" ,a mogą stać sie źródłem rozwoju , przemiany , umocnienia ,weryfikacją naszych deklaracji w jakiś sposób stanięciem w prawdzie ,to trudne ,długo trwało moje dojrzewanie w tej kwestii i nie jest ono zakończone ..
Sam napisałeś że odkrycie relacji żony z "przyjacielem" popchnęło Cię do wyjścia ze strefy komfortu ,orbity "świętego spokoju" i to było dobre , na ile terapia zmieniła Twoją świadomość ,motywacje ,tożsamość ?
A propos w naszej wspólnocie są pewne treści ,slogany, które niosą bogactwo doświadczeń w pigułce , choćby to że "słowa mają moc" i to że warto mówić nie o walce w kontekście małżeństwa ,a raczej o uzdrowieniu choćby ,"w walce są wygrani i przegrani" ...
Maz_42 pisze: Niestety przez moje palenie a właściwie przez okłamywanie żony, że nie palę znów zniszczyłem to z takim trudem budowane zaufanie.
Nikt z nas nie jest doskonały ,czy idealny ,kłamstwo nie popłaca o czym się przekonałeś (choć znów można paradoksalnie i to do rozwoju wykorzystać -porażkę -która uczy) , na 12 krokach nauczyłem się kochać siebie samego takiego jakim jestem ,i uświadomiłem sobie że Bóg mnie takiego kocha ,choć nie akceptuje zła które czynię ,to stało się katalizatorem w zmianie moich zachowań ,m.in w miłosiernym spojrzeniu na siebie i innych ...i w związku z tym brakiem ukrywania swych słabości przed sobą i innymi (oczywiście w granicach rozsądku i stopnia zaufania )
Maz_42 pisze: Piszę tu tylko o moich „potknięciach” nie chcę opisywać jak wtrakcie małżeństwa byłem traktowany. Jednak gdy w marcu w trakcie rozmowy usłyszałem że nigdy mnie nie kochała (mamy trójkę dzieci), że nigdy nie powinniśmy się spotkać, poza tym w rozmowie o obejrzanym filmie z konferencji o. Adama Szustaka usłyszałem- ja wierzę w dobrą i złą energię a Pismo zostało napisane przez staruchów przy winie...a przed apostazją powstrzymuje mnie tylko skomplikowana procedura.
Popatrz ,to znów jakaś łaska ,żona powiedziała Ci coś bolesnego ,trudnego ,otwarła się ..może niekoniecznie chciała Cię zranić ,może ból jest w Niej i wie jak sobie z nim radzić ,przez chwilę zapomnij że to Twoja żona (bo choćbyś nie chciał prawdopodobnie patrzysz na Nią z perspektywy poprzednich zranień , słów , wspomnień i filtrujesz ) spojrzyj z boku na tę sytuację , zobacz Ją jeszcze raz starając się wsłuchać w to co mówi ,aby emocje które wyraża nie dotykały Ciebie .
Powiem tak ,nasz kryzys trwa od narzeczeństwa (25 lat małżeństwa), w ostrym kryzysie w którym żona zdecydowała sie szukać miłości u innych , tego rodzaju słowa pojawiały się dziesiątki razy i wierz mi to nie były te najgorsze ,trwało to trzy lata do mojej wyprowadzki ,żona wtedy mówiła do mnie o wiele gorsze rzeczy ,nie ma co przytaczać ...na dzień dzisiejszy potrafi mi prawić komplementy , chwalić ,podchodzić z szacunkiem ….nie mieszkamy z sobą od ośmiu lat ,z perspektywy czasu odbieram ostatnie lata jako okres "ponownego poznawania siebie" bez płaszczyzny seksualnej , zaprzyjaźniamy się na nowo(albo tak naprawdę pierwszy raz) i na nowo poznajemy .
Pisze to bo kiedyś ,długo miałem takie "czarne okulary' ,a zmieniło między innymi moją percepcję stwierdzenie kóre utkwiło mi w głowie i które staram sie od tamtego czasu wdrażać w życie ,że ta sama trudność :
- dla jednego jest problemem
Różnica w postrzeganiu mną "wstrząsnęła" ,od tego czasu staram się patrzeć na wszystko przez punkt drugi i trzeci ...
Maz_42 pisze:Postanowiłem zacząć się nodlić o uwolnienie żony. Od tego czasu nastąpił powrót wrogości, brak chęci do spędzania razem czasu (a to przecież postawa do odbudowy relacji), wypominanie zaszłości tych już dawno przeze mnie naprawionych. Tyle w skrócie.
Myślę że tego rodzaju szczera modlitwa nigdy nie jest zła ,równie ważne jest jednak to jak się zachowujemy ,jeśli się modlisz to warto "w ukryciu" ,jeśłi tak jest to ok,jeśli reakcja żony jest efektem "nawracania" to sie nie dziwię Jej reakcji ,sam to przeżyłem , nie polecam .
Modlitwa za żonę ,małżeństwo ,dzieci jest jak najbardziej ok. jest wręcz obowiązkiem i nawet można o tym powiedzieć ,tym najbliższym, jeśli w tym będą widzieć wsparcie ,dobrą wolę i miłość ,lecz jeśli odbierać to będą w kategorii narzucania,naznaczenia(zła) ,naprawy ich (nie siebie) ,nawracania (ich) nie siebie ,to z doświadczenia wiem że jest to raczej skazane na porażkę .
Słowo Boże ma zmieniac nas ,nasze życie , postawę inni widząc te zmiany w wolności mogą sie poczuć zachęceni ,tak to widzę .
Pozdrawiam serdecznie.