Echo Słowa

Pomogła Ci jakaś modlitwa? Któryś ze Świętych jest Ci szczególnie bliski?...

Moderator: Moderatorzy

Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

Wczoraj nie zdążyłem nic napisać. Ma to tę dobrą stronę, że czytania z wtorku i środy składają się razem na piękną całość.
http://brewiarz.pl/vi_18/1306p/czyt.php3
1 Krl 17, 7-16
Potok, przy którym ukrywał się Eliasz, wysechł, gdyż w kraju nie padał deszcz. Wówczas Pan skierował do niego to słowo: «Wstań! Idź do Sarepty koło Sydonu i tam będziesz mógł zamieszkać, albowiem kazałem tam pewnej wdowie, aby cię żywiła». Wtedy wstał i zaraz poszedł do Sarepty.
Kiedy wchodził do bramy tego miasta, pewna wdowa zbierała tam sobie drwa. Zawołał ją i powiedział: «Daj mi, proszę, trochę wody w naczyniu, abym się napił». Ona zaś zaraz poszła, aby jej nabrać, ale zawołał za nią i rzekł: «Weź, proszę, dla mnie i kromkę chleba!»
Na to odrzekła: «Na życie Pana, Boga twego! Już nie mam pieczywa – tylko garść mąki w dzbanie i trochę oliwy w baryłce. Właśnie zbieram kilka kawałków drewna i kiedy przyjdę, przyrządzę sobie i memu synowi strawę. Zjemy to, a potem pomrzemy».
Eliasz zaś jej powiedział: «Nie bój się! Idź, zrób, jak rzekłaś; tylko najpierw zrób z tego mały podpłomyk dla mnie i przynieś mi! A sobie i swemu synowi zrobisz potem. Bo tak mówi Pan, Bóg Izraela: Dzban mąki nie wyczerpie się i baryłka oliwy nie opróżni się aż do dnia, w którym Pan spuści deszcz na ziemię».
Poszła więc i zrobiła, jak Eliasz powiedział, a potem zjadł on i ona oraz jej syn, i tak było co dzień. Dzban mąki nie wyczerpał się i baryłka oliwy nie opróżniła się, zgodnie z obietnicą, którą Pan wypowiedział przez Eliasza.
Ps 4, 2. 3-4a. 4b-5. 7-8
Kiedy Cię wzywam, odpowiedz mi, Boże, *
który wymierzasz mi sprawiedliwość.
Tyś mnie wydźwignął z utrapienia, *
zmiłuj się nade mną i wysłuchaj moją modlitwę.
Jak długo będą ociężałe wasze serca, mężowie? *
Czemu kochacie marność i szukacie kłamstwa?
Wiedzcie, że godnym podziwu *
czyni Pan swego wiernego.
Pan mnie wysłucha, *
gdy będę Go wzywał.
Zadrżyjcie i już nie grzeszcie, *
rozważcie na swych łożach i zamilknijcie.
Wielu powiada: «Któż nam szczęście ukaże?» *
Wznieś ponad nami, Panie, światłość Twojego oblicza!
Więcej wlałeś radości w moje serce *
niż w czasie obfitych plonów pszenicy i wina.
Mt 5, 13-16
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi.
Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też lampy i nie umieszcza pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciła wszystkim, którzy są w domu.
Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie».
http://brewiarz.pl/vi_18/1206p/czyt.php3
1 Krl 18, 20-39
Achab rozesłał polecenie wszystkim Izraelitom i zgromadził proroków na górze Karmel.
Wówczas Eliasz przybliżył się do całego ludu i rzekł: «Jak długo będziecie chwiać się na obie strony? Jeżeli Jahwe jest prawdziwym Bogiem, to Jemu służcie, a jeżeli Baal, to służcie jemu!» Na to nie odpowiedzieli mu ani słowa. Wtedy Eliasz przemówił do ludu: «Tylko ja sam ocalałem jako prorok Pański, proroków zaś Baala jest czterystu pięćdziesięciu. Wobec tego niech nam dadzą dwa młode cielce. Oni niech wybiorą sobie jednego cielca i porąbią go oraz niech go umieszczą na drwach, ale ognia niech nie podkładają! Ja zaś oprawię drugiego cielca oraz umieszczę na drwach i też ognia nie podłożę. Potem wy będziecie wzywać imienia waszego boga, a następnie ja będę wzywać imienia Pana, aby się okazało, że ten Bóg, który odpowie ogniem, jest naprawdę Bogiem». Cały lud, odpowiadając na to, zawołał: «Dobry pomysł!»
Eliasz więc rzekł do proroków Baala: «Wybierzcie sobie jednego młodego cielca i zacznijcie pierwsi, bo was jest więcej. Następnie wzywajcie imienia waszego boga, ale ognia nie podkładajcie!» Wzięli więc cielca i oprawili go, a potem wzywali imienia Baala od rana aż do południa, wołając: «O Baalu, odpowiedz nam!» Ale nie było ani głosu, ani odpowiedzi. Zaczęli więc tańczyć, przyklękając przy ołtarzu, który przygotowali.
Kiedy zaś nastało południe, Eliasz szydził z nich, mówiąc: «Wołajcie głośniej, bo to bóg! Więc może jest zamyślony albo zajęty, albo udaje się w drogę. Może on śpi, więc niech się obudzi!» Potem wołali głośniej i kaleczyli się według swojego zwyczaju mieczami oraz oszczepami, aż się pokrwawili. Kiedy już południe minęło, oni jeszcze prorokowali aż do czasu składania ofiary pokarmowej. Ale nie było ani głosu, ani odpowiedzi, ani też dowodu uwagi.
Wreszcie Eliasz przemówił do ludu: «Przybliżcie się do mnie!» A oni przybliżyli się do niego. Po czym naprawił rozwalony ołtarz Pański. Eliasz wziął dwanaście kamieni według liczby pokoleń potomków Jakuba, któremu Pan powiedział: «Imię twoje będzie Izrael». Następnie ułożył kamienie na kształt ołtarza ku czci Pana i wykopał dokoła ołtarza rów o pojemności dwóch sea ziarna. Potem ułożył drwa i porąbawszy młodego cielca, położył go na tych drwach i rozkazał: «Napełnijcie cztery dzbany wodą i wylejcie na całopalenie oraz na drwa!» Potem polecił: «Wykonajcie to drugi raz!» Oni zaś to wykonali. I znów nakazał: «Wykonajcie trzeci raz!» Oni zaś wykonali to po raz trzeci, aż woda oblała ołtarz dokoła i napełniła też rów.
Następnie w porze składania ofiary pokarmowej prorok Eliasz wystąpił i rzekł: «O Panie, Boże Abrahama, Izaaka oraz Izraela! Niech dziś będzie wiadomo, że Ty jesteś Bogiem w Izraelu, a ja, Twój sługa, na Twój rozkaz to wszystko uczyniłem. Wysłuchaj mnie, o Panie! Wysłuchaj, aby ten lud zrozumiał, że Ty, o Panie, jesteś Bogiem i Ty znów nawracasz ich serca».
A wówczas spadł ogień od Pana i strawił żertwę i drwa oraz kamienie i muł, jak i też pochłonął wodę z rowu. Cały lud to ujrzał i padł na twarz, a potem rzekł: «Naprawdę Pan jest Bogiem! Naprawdę Pan jest Bogiem!»

Ps 16 (15), 1b-2a. 4. 5 i 8. 11
Zachowaj mnie, Boże, *
bo chronię się do Ciebie,
mówię do Pana: *
«Ty jesteś Panem moim».
Wszyscy, którzy idą za obcymi bogami, *
pomnażają swoje udręki.
Nie będę wylewał krwi w ofiarach dla nich, *
nie wymówią ich imion moje wargi.
Pan moim dziedzictwem i przeznaczeniem, *
to On mój los zabezpiecza.
Zawsze stawiam sobie Pana przed oczy, *
On jest po mojej prawicy, nic mną nie zachwieje.
Ty ścieżkę życia mi ukażesz, *
pełnię radości przy Tobie
i wieczne szczęście *
po Twojej prawicy.

Mt 5, 17-19
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę bowiem, powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni.
Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim».
W poniedziałek słyszeliśmy w liturgii mocne wezwanie do apostolstwa i zarazem niezwykłą obietnicę jego owoców, aż po wskrzeszenie z martwych. Lekcje z dwóch kolejnych dni ukazują sposób, w jaki Ewangelia może być głoszona.
Prorok Eliasz wołający do Boga o zesłanie ognia na dowód Jego istnienia to przesłanie najbardziej elementarne, pierwotne. Jest w nim najprostsza treść – że należy zdać się na Jego działanie, bo on rzeczywiście działa i świadczy o swojej mocy.
Chrystus nie uchyla tego przekazu, nie znosi Pierwszego Przymierza. Dokonuje jednak w nim fundamentalnej zmiany. U progu swej działalności odpowiada twardo Szatanowi, że nie będzie wystawiał Ojca swego na próbę (Mt 4, 5-7). Nie schodzi z krzyża mimo prowokacyjnych uwag swoich oprawców (Mt 27, 39-44). Pokazuje działanie Bożej mocy, ale zupełnie inaczej, w sercu człowieka. Dokonuje wypełnienia Przymierza i czyni je nowym.
Ukazuje także dwa podstawowe mechanizmy apostolstwa, warunki skutecznego głoszenia Ewangelii. Pierwszy to ten, że trzeba zachować w sobie Boży smak. Jeśli sól swój smak utraci, nie da się nią nic posolić. Nadaje się tylko do wyrzucenia i podeptania. Żeby komukolwiek głosić Słowo Boże, ono musi we mnie płonąć. Od zgasłego ogniska nie da się zapalić pochodni.
Drugi warunek to wola i odwaga głoszenia świadectwa. Nie należy go ukrywać, stawiać pod korcem, pozbawiać jego blasku. Uczniowie Chrystusa mają być jak miasto położone na górze. Świecić zorzą dobrych uczynków. I nie chodzi o czyny wielkie i spektakularne. Mogą być skromne jak ufność wdowy z Sarepty Sydońskiej, która oddała Bogu wszystko, co miała dla siebie i swojego dziecka.
Takie jest moje powołanie. Oddawać Bogu codziennie wszystko, a to się nie wyczerpie. Oddawać Bogu moje małżeństwo, bo tylko tak pozwolę Bogu je odrodzić. Taki jest charyzmat Sycharu. Trwać w wierności, wzrastać w miłości, choć najbliższy człowiek nawet tego nie widzi i nie chce widzieć. Dzień po dniu aż do czasu, aż do dnia, w którym Pan spuści deszcz na ziemię.
Nasi krzywdziciele i gapie mogą z nas szydzić. Niech Pan ich odda im dom, skoro mu zaufali. Wielu powiada: Któż nam szczęście ukaże? Kto nam pokaże szczęście tego upokorzenia i samotności?
Wznieś ponad nami, Panie, światłość Twojego oblicza! Ty więcej wlewasz radości w moje serce niż w czasie obfitych plonów pszenicy i wina. Ty ścieżkę życia mi ukazujesz, pełnię radości i wieczne szczęście przy Tobie.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

http://brewiarz.pl/vi_18/1406p/czyt.php3
1 Krl 18, 41-46
Eliasz powiedział Achabowi: «Idź! Jedz i pij, bo słyszę odgłos deszczu». Achab zatem poszedł jeść i pić, a Eliasz wszedł na szczyt Karmelu i pochyliwszy się ku ziemi, wtulił twarz między kolana.
Potem powiedział swemu słudze: «Podejdź i spójrz w stronę morza!» On podszedł, spojrzał i wnet powiedział: «Nie ma nic!» Na to mu odrzekł Eliasz: «Wracaj siedem razy!» Za siódmym razem sługa powiedział: «Oto obłok mały jak dłoń człowieka podnosi się z morza!» Wtedy mu rozkazał: «Idź, powiedz Achabowi: Zaprzęgaj i odjeżdżaj, aby cię deszcz nie zaskoczył».
Niebawem chmury oraz wiatr zaciemniły niebo i spadła ulewa, więc Achab wsiadł na wóz i udał się do Jizreel. A ręka Pańska wspomogła Eliasza, by przepasawszy swe biodra, pobiegł przed Achabem w kierunku Jizreel.
Ps 65 (64), 10abcd. 10e-11. 12-13
Nawiedziłeś i nawodniłeś ziemię, *
wzbogaciłeś ją obficie.
Strumień Boży wezbrał wodami, *
przygotowałeś im zboże.
I tak uprawiłeś ziemię: *
Nawodniłeś jej bruzdy, wyrównałeś jej skiby,
spulchniłeś ją deszczami *
i pobłogosławiłeś plonom.
Rok uwieńczyłeś swoimi dobrami, *
tam gdzie przejdziesz, wzbudzasz urodzaje.
Stepowe pastwiska są pełne rosy, *
a wzgórza przepasane weselem.
Mt 5, 20-26
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.
Słyszeliście, że powiedziano przodkom: „Nie zabijaj”; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: „Raka”, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: „Bezbożniku”, podlega karze piekła ognistego.
Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam sobie przypomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj.
Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie wydał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę, powiadam ci: Nie wyjdziesz stamtąd, dopóki nie zwrócisz ostatniego grosza».
Słyszałem ten ustęp z Ewangelii tyle razy, że wydawało mi się, że znam go już na pamięć. Jeżeli przed ołtarzem przypomnę sobie, że mam coś przeciwko bratu, to... Teraz widzę, że nigdy nie doczytałem tego zdania. Jezus nie mówi o tym, że ja miałbym coś przeciw mojemu bratu, lecz on przeciw mnie! Czyżby było wszystko jedno, jaki ja mam stosunek do niego? Oczywiście nie. Jeśli tylko gniewam się na mojego brata, podlegam sądowi. Na pewno zanim stanę przed Panem powinienem uwolnić się od wszelkich negatywnych uczuć względem bliźniego (nie wiem, jak to się ma stwierdzenia, że uczucia są obojętnie moralne, ale tu Jezus waloryzuje gniew jednoznacznie). Ta wolność od gniewu i tym bardziej od słów kierowanych przeciwko drugiemu człowiekowi to jednak za mało, by stanąć przed Bogiem. Pan czyni mnie współodpowiedzialnym również za to, jak druga osoba odnosi się do mnie. Powinienem dążyć nie tylko do uwolnienia siebie samego od gniewu wobec innych, ale również od tego, który jest skierowany w moją stronę. Przyznam, że nie do końca rozumiem to przykazanie. Zapewne jest to wezwanie do rachunku sumienia: czy ja przypadkiem kogoś nie skrzywdziłem. A jeśli nie, to może jakoś przyczyniłem się do nieuzasadnionego poczucia krzywdy. Może po prostu pełne miłości podejście do bliźniego, który mnie niesłusznie oskarża, jest najlepszym lekarstwem na to zło.
Czytany dziś fragment jest przez św. Mateusza umieszczony w początkowej części Kazania na górze. Otwiera je osiem błogosławieństw. Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni. Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. Błogosławieni jesteście, gdy [ludzie] wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie. Mam pragnąć sprawiedliwości, wprowadzać pokój. Jeśli to jednak nic nie da, a moi najbliżsi będą mi urągać, prześladować mnie i z powodu Jezusa mówić kłamliwie wszystko złe na mnie, to mam się cieszyć i radować.
Dzisiejsze czytania jeszcze raz mówią o radości – w psalmie. Opisuje on błogosławieństwo deszczu i zarazem deszcz błogosławieństw. Wczoraj przyrównałem cierpliwą ufność wdowy z Sarepty sydońskiej to trwania w wierności małżeńskiej mimo wszystko i aż do końca. Ten ustęp z Księgi królewskiej pokazuje koniec tej suszy. Prorok siedzi w postawie zupełnej bezsilności. Tylko czeka. Wie, że to jeszcze nie czas. Jednocześnie nakazuje wypatrywać pierwszych symptomów nadchodzącego błogosławieństwa wciąż od nowa. A ono przyjdzie niechybnie i będzie to tak gwałtowna ulewa, że lepiej się do tego przygotować, a nawet szukać schronienia. Przeczytajmy z tej perspektywy – osoby czekającej na współmałżonka – na całą treść psalmu.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

http://brewiarz.pl/vi_18/1506p/czyt.php3
1 Krl 19, 9a. 11-16
Gdy Eliasz przyszedł do Bożej góry Horeb, wszedł do pewnej groty, gdzie przenocował. Wtedy Bóg rzekł: «Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana!»
A oto Pan przechodził. Gwałtowna wichura rozwalająca góry i druzgocąca skały szła przed Panem; ale Pana nie było w wichurze. A po wichurze – trzęsienie ziemi: Pana nie było w trzęsieniu ziemi. Po trzęsieniu ziemi powstał ogień: Pana nie było w ogniu. A po tym ogniu – szmer łagodnego powiewu.
Kiedy tylko Eliasz go usłyszał, zasłoniwszy twarz płaszczem, wyszedł i stanął przy wejściu do groty. A wtedy rozległ się głos mówiący do niego: «Co ty tu robisz, Eliaszu?»
Eliasz odpowiedział: «Żarliwością zapłonąłem o Pana, Boga Zastępów, gdyż Izraelici opuścili Twoje przymierze, rozwalili Twoje ołtarze, a Twoich proroków zabili mieczem. Tak że ja sam tylko zostałem, a oni godzą jeszcze i na moje życie».
Wtedy Pan rzekł do niego: «Idź, wracaj swoją drogą ku pustyni Damaszku. A kiedy tam przybędziesz, namaścisz Chazaela na króla Aramu. Później namaścisz Jehu, syna Nimsziego, na króla Izraela. A wreszcie Elizeusza, syna Szafata z Abel-Mechola, namaścisz na proroka po tobie».
Mt 5, 27-32
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Słyszeliście, że powiedziano: „Nie cudzołóż”. A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa.
Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła. I jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało iść do piekła.
Powiedziano też: „Jeśli ktoś chce oddalić swoją żonę, niech jej da list rozwodowy”. A Ja wam powiadam: Każdy, kto oddala swoją żonę – poza wypadkiem nierządu – naraża ją na cudzołóstwo; a kto by oddaloną wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa».
Pismo przynosi nam różne obrazy: przybycia Boga na górę Horeb, Jego poleceń dla Elisza, wskazań Jezusa na temat stosunku do własnego ciała. Warto dostrzec w nich wszystkich szczególny język, którym Bóg mówi o tym, co niewidzialne, przez to, co widzialne. Dla niego istotne jest jednak wnętrze człowieka i to o nim przede wszystkim chce mnie pouczyć.
Eliasz skrył się we wnętrzu góry i czekał na głos Pana. Człowiek ukrył się głęboko w sobie i czekał na głos Pana. Przyszły gwałtowne burze, które rozwalały najtwardsze rzeczy wokół niego. Nie usłyszał w nich głosu Pana. Potem przyszedł wstrząs, który przeszył całe jego wnętrze. Nie usłyszał w nich głosu Pana. Potem przyszedł żar uniesienia, taki, że człowiek płonął. Nie usłyszał w nich głosu Pana. A po tym ogniu – szmer łagodnego powiewu. Najdelikatniejsze poruszenie, dotknięcie serca, jakie tylko mogło być. To był Pan.
Jezus głosi wypełnienie prawa zawartego w przykazaniu „Nie cudzołóż!” Nazywa tym grzechem dwie sytuacje, które stały w zgodzie z ówczesnym prawem. Pierwsza to pożądliwe patrzenie na bliźniego. Drugie to wejście w związek z osobą, która jest czyjąś żoną lub mężem. Klamrą spinającą te wskazania są niesłychanie radykalne słowa Jezusa o wyłupieniu własnego oka i obcięciu własnej ręki. Są one w sposób szczególny połączone z pierwszą sytuacją (jeśli więc prawe twoje oko...). Jego miejsce w środku rozważań na temat cudzołóstwa każe jednak łączyć je z całością postawy człowieka wobec więzi małżeńskiej i czystości.
Wymienione przez Jezusa części ciała nie są przypadkowe, szczególnie odnosząc je do człowieka wewnętrznego. Oko to brama, przez którą świat zewnętrzny dociera do mnie. To jest wszystko, na co patrzę, co odbieram zmysłami i czemu pozwalam kształtować siebie. Ręka to działanie, wszystko to, robię w świecie, brama prowadząca z mojego wnętrza na zewnątrz. Przez nią pozwalam mojej postawie, myślom, emocjom stawać się uczynkiem, faktem. Kształtuję świat wokół mnie, ale zarazem rzeźbię siebie.
Jezus nie mówi o jednym z oczu ani o jednej z rąk. Wskazuje konkretne: prawe oko, prawa ręka. Greckie słowo δεξιὸς (dexios) oznacza nie tylko prawą stronę ciała, lecz również, a w tekstach biblijnych przede wszystkim, tę stronę ważniejszą, podstawową. Syn Człowieczy siądzie po prawicy Ojca.
Chrystus wzywa więc do odrzucenia tego, co wydaje mi się pierwsze, najważniejsze, podstawowe. Zarówno w czerpaniu ze świata, jak też w działaniu. O ile w sensie dosłownym nakaz wyłupienia oka i odcięcia ręki zdaje się bardziej pasować do pierwszej strony szóstego przykazania, czyli pożądliwego stosunku do kobiety (względnie mężczyzny), o tyle odniesienie tych samych słów do wnętrza człowieka i uwzględnienie precyzyjnego wskazania prawej strony prowadzi raczej ku drugiemu aspektowi, wierności. Jeżeli mój odbiór świata, to, co od niego najchętniej przyjmuję, co wydaje mi się największym darem, rozkoszą, szczęściem, jest sprzeczne z wolą Bożą, to na pewno lepiej to odrzucić. Jeśli to, co wydaje mi się najważniejszym obszarem mojego działania, najcenniejszym moim darem dla świata, tym, co najbardziej uszczęśliwia innych, jest sprzeczne z Jego wolą, to mam tego zaniechać.
Wezwanie to ma charakter uniwersalny, ale zostało sformułowane przez Jezusa w bardzo konkretnym kontekście. Porzucenie tej osoby, która stała się ze mną jednym ciałem, z którą Bóg mnie połączył, i wejście w związek z inną, lub wejście z związek z osobą, która przez Boga jest już połączona w jedno ciało z kimś innym, to właśnie ta sytuacja. To wtedy mam wyłupić swoje oko i odciąć swoją rękę. Jezus wie, że osoba wchodząca w cudzołożny związek widzi w nim kwintesencję swojego życia, szczęścia, a także swoje najważniejsze zadanie, wręcz powołanie, że ma poczucie uszczęśliwiania innych w ten sposób. Wie, że wyrzeczenie się tego jest równie trudne, jak wyłupienie własnego oka i odcięcie własnej ręki. I to nie jednej z rąk, lecz tej prawej, tej, którą nie bez powodu uważam za ważniejszą, bez której trudno jest żyć, a każda czynność staje się wyzwaniem. On to wszystko wie i mówi: tak lepiej jest dla ciebie.
Do człowieka głęboko skrytego w głębi siebie, zamkniętego, Bóg przychodzi najłagodniejszym tchnieniem, muśnięciem jego serca. Pyta: co ty tu robisz? Zbolała dusza odpowiada Mu: wszystko wokół umiera i leży gruzach, ja też jestem na progu śmierci. Pan odpowiada: nie stój w miejscu, wyrusz na drogę przez pustynię, tam wypełnisz swoje powołanie i przygotujesz swoje własne odejście z tego świata.
Pantop
Posty: 3167
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Echo Słowa

Post autor: Pantop »

Niestety (a może stety) świat jest pełen tchórzy.
Gdyby potraktować dosłownie słowa Jezusa wówczas przemysł protez rąk i oczu wszedłby nie w złoty a platynowy okres rozkwitu. :D
Nie sposób jednak przejść obojętnie wobec ostrzeżenia :!:
Tu żarty się kończą a zaczyna się prawo i ZASADY - nieprzekraczalne, stałe i niezmienne. :ugeek:



ps i to do tego stopnia niezmienne, że żadne pochylanie się i rozumienie oraz indywidualne rozpatrywanie z sercem każdego przypadku niczego w tej materii nie zmieni
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

Cieszę się z głosu Pantopa – wygląda na to, że ktoś tu zagląda. Inna sprawa, że chyba obaj dość odmiennie odbieramy tę samą perykopę. To normalne i dobre. W dodatku głos mojego adwersarza wprowadza dobrze w Ewangelię z kolejnego dnia:
http://brewiarz.pl/vi_18/1606p/czyt.php3
Mt 5, 33-37
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Słyszeliście, że powiedziano przodkom: „Nie będziesz fałszywie przysięgał, lecz dotrzymasz Panu swej przysięgi”. A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie – ani na niebo, bo jest tronem Boga; ani na ziemię, bo jest podnóżkiem stóp Jego; ani na Jerozolimę, bo jest miastem wielkiego Króla. Ani na swoją głowę nie przysięgaj, bo nawet jednego włosa nie możesz uczynić białym albo czarnym.
Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi».
Znów warto zwrócić uwagę, że te słowa następują bezpośrednio po czytanych wczoraj, w których Jezus jednoznacznie odrzucił rozwody. Nie bez znaczenia jest także sąsiedztwo kolejnych nauk Chrystusa – odrzucających odwet i wzywających do miłości nieprzyjaciół. Ich wspólnym mianownikiem jest radykalizm. Chciałoby się powiedzieć, że radykalizm ewangeliczny. Przypisanie Ewangelii radykalizmu ewangelicznego jest równie odkrywcze jak stwierdzenie, że woda jest mokra. Czasem jednak nie zaszkodzi przypomnieć oczywistości. Tym bardziej, jeśli słowa często lub bezrefleksyjnie powtarzane tracą swój smak, jak sól wspomniana przez Jezusa w tymże Kazaniu na górze, to trzeba im ten smak przywrócić.
Dzisiejsze Słowo jest kwintesencją radykalizmu ewangelicznego. Prawo Pierwszego Przymierza jest tu pogłębione tak, że zdaje się odrywać od możliwości człowieka, od realiów. Zróbmy krótki przegląd: błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie, sam gniew traktowany na równi z zabójstwem, a pożądliwe spojrzenie – z cudzołóstwem, jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi, miłujcie waszych nieprzyjaciół... To nie są przykazania skrojone na miarę człowieka. One są na miarę Boga. Są wezwaniem do tego, być świętym (świętą), by być jak Bóg, mieć udział w Nim samym. Są wezwaniem do drogi ku celowi, który po tej stronie życia nie może zostać osiągnięty.
Jest to zupełnie inna filozofia, niż ta zawarta w Prawie. Tam było postawione wymaganie minimalne. Przepisy były na ludzką miarę: wykonalne, weryfikowalne. Należało je spełnić i patrzeć za siebie, aby mieć pewność, że jest się po właściwej stronie. Dawały poczucie komfortu, samozadowolenia, zachęcały do jednoznacznej oceny siebie i innych.
Jezus mnie z tego wszystkiego odziera. Każe patrzeć do przodu. Nie daje szansy na minięcie mety i osiągnięcie strefy komfortu, spoczęcia na laurach. Pozbawia podstaw do sądzenia innych z pozycji tego, kto jest wobec Boga „w porządku”. Stawia mnie w prawdzie jako grzesznika i zarazem usprawiedliwia. Bóg wie, że nie jestem w stanie wypełnić tego wezwania całkowicie tu i teraz. On mnie zna lepiej, niż ja sam. Jest bliżej mnie, niż ja sam. Przemawia do mnie nie z zewnątrz, lecz od środka. Nie gwałtownością, lecz największą delikatnością. Nie powala na ziemię, nie porywa wichurą, lecz porusza muśnięciem serca. I tylko takiej odpowiedzi oczekuje.
Nie chce przysięgi, zaklinania, wielkich deklaracji. Tak – Jemu; nie – grzechowi. Koniec. Nic więcej. Prosty wybór.
W tym tak ma się jednak zmieścić wszystko. Świętość. Czystość serca. Poświęcenie siebie aż do odrzucenia tego, co mi najdroższe. „Tak” ma być nieodwołalne i bezgraniczne. Raz powiedziane ma stać się życiem, i to do końca życia. Wszystko we mnie ma stać się „tak”. Wtedy nie ma już tam miejsca na gniew, pożądliwość, niewierność, odwet. Nie ma miejsca na przysięgi, na zróżnicowanie tego, co zaprzysiężone i tego, co tylko wybrane.
Moje życie ma być tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi. To jedno z piękniejszych streszczeń całej Ewangelii w jednym prostym zdaniu.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

http://brewiarz.pl/vi_18/1706p/czyt.php3
Ez 17, 22-24
Tak mówi Pan Bóg: «Ja także wezmę wierzchołek z wysokiego cedru i zasadzę, z najwyższych jego pędów ułamię gałązkę i zasadzę ją na górze wyniosłej i wysokiej.
Na wysokiej górze izraelskiej ją zasadzę. Ona wypuści gałązki i wyda owoc, i stanie się cedrem wspaniałym. Wszystko ptactwo pod nim zamieszka, wszystkie istoty skrzydlate zamieszkają w cieniu jego gałęzi.
I wszystkie drzewa na polu poznają, że Ja jestem Pan, który poniża drzewo wysokie, który drzewo niskie wywyższa, który sprawia, że drzewo zielone usycha, który zieloność daje drzewu suchemu. Ja, Pan, rzekłem i to uczynię».
Ps 92 (91), 2-3. 13-14. 15-16
Dobrze jest dziękować Panu, *
śpiewać Twojemu imieniu, Najwyższy,
rano głosić Twoją łaskawość, *
a wierność Twoją nocami.
Sprawiedliwy zakwitnie jak palma, *
rozrośnie się jak cedr na Libanie.
Zasadzeni w domu Pańskim *
rozkwitną na dziedzińcach naszego Boga.
Nawet i w starości wydadzą owoc, *
zawsze pełni życiodajnych soków,
aby świadczyć, że Pan jest sprawiedliwy, *
On moją Opoką i nie ma w Nim nieprawości.
2 Kor 5, 6-10
Bracia:
Mając ufność, wiemy, że jak długo pozostajemy w ciele, jesteśmy pielgrzymami, z daleka od Pana. Albowiem według wiary, a nie dzięki widzeniu postępujemy. Mamy jednak nadzieję i chcielibyśmy raczej opuścić nasze ciało i stanąć w obliczu Pana.
Dlatego też staramy się Jemu podobać, czy to gdy z Nim, czy gdy z daleka od Niego jesteśmy. Wszyscy bowiem musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy otrzymał zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre.
Mk 4, 26-34
Jezus mówił do tłumów:
«Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy, nasienie kiełkuje i rośnie, sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarno w kłosie. Gdy zaś plon dojrzeje, zaraz zapuszcza sierp, bo pora już na żniwo».
Mówił jeszcze: «Z czym porównamy królestwo Boże lub w jakiej przypowieści je przedstawimy? Jest ono jak ziarnko gorczycy; gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane, wyrasta i staje się większe od innych jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki podniebne gnieżdżą się w jego cieniu».
W wielu takich przypowieściach głosił im naukę, o ile mogli ją rozumieć. A bez przypowieści nie przemawiał do nich. Osobno zaś objaśniał wszystko swoim uczniom.

Dzisiejsze czytania podkreślają realną obecność i stałe, intensywne działanie Boga w świecie. Jedynie w Liście do Koryntian autor natchniony pozornie oddziela doczesny świat od królestwa Bożego. Jednocześnie wskazuje jednak, że postępowaniem uczniów Chrystusa nie kieruje "widzenie", czyli rzeczywistość poznawana zmysłami, lecz wiara. Mamy ufność - czyli pokładamy ją po tamtej stronie, niejako przenosimy nasze nadzieje za granice poznawalnego, sami siebie tam sytuujemy. Jesteśmy pielgrzymami,
naszą tożsamością jest droga stąd - tam. Droga, która jeszcze się nie skończyła, ale na pewno już się zaczęła, już wyruszyliśmy i przebyliśmy jakąś jej część. Wciąż jesteśmy tutaj, ale trochę już tam...
Choć znamy kierunek i nasz wysiłek jest niezbędnie potrzebny, to nie my decydujemy o dokonanych postępach. Staramy się Jemu podobać, a On daje wzrost ziarnu gorczycy, które jest we mnie. Czy śpię, czy czuwam, we dnie i w nocy, nasienie kiełkuje i rośnie, sam nie wiem jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarno w kłosie. Kiedyś przyjdzie czas na żniwo, ale tego czasu nie znam. Wiem tylko, że Jego ziarno, choćby najmniejsze, może się rozrosnąć jak gorczyca - więcej, jak dumny cedr. I że Boga nie ogranicza nic. Może dawać wzrost tam, gdzie człowiek jest już bezradny. On może zieloność dać drzewu suchemu.
Jednym z ziaren zasianych przez Boga we mnie jest sakrament małżeństwa i jego charyzmat. Wiem, że ma wzrastać, że ja mam się o nie troszczyć, ale nie ja daję wzrost. Mając ufność wiem, że jak długo pozostaję w ciele - w tym świecie i w jednym ciele z moją żoną - jesteśmy pielgrzymami, zmierzającymi do Pana, sprawującymi pieczę nad Jego ziarnem, wciąż po części od Niego oddzieleni, a zarazem już po trosze, coraz bardziej, połączeni. Wiem o tym, bo mam nadzieję, patrzę i postępuję według Jego
obietnicy, a nie według tego, co doświadczają moje zmysły. One przynoszą wciąż więcej bólu niż radości, i chciałbym raczej opuścić to ciało - ten świat i wraz z nim to niedoskonałe ciało, jakie tworzymy razem z żoną - i stanąć razem z nią w obliczu Pana. Ten czas jest jednak w Jego rękach, nie moich. Może będę czekać do starości – zasadzeni w domu Pańskim, zakorzenieni w Słowie Pańskim nawet i w starości wydadzą owoc, zawsze pełni życiodajnych soków. Aż przychodzą do głowy niepokojące myśli... A i starość już nie tak daleko.
Pantop
Posty: 3167
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Echo Słowa

Post autor: Pantop »

Dobrze, że tego forum i Twoich wpisów nie odwiedzają i nie czytają księża.
Niejeden z nich gorzko zapłakałby nad swoimi kazaniami po przeczytaniu dowolnego Twego tu wpisu.
Zaryzykuję nawet tezę, że minąłeś się z powołaniem.
Głębokość spojrzenia, analizy i wypływających zeń wniosków śmiało plasuje Cię w pierwszej dwudziestce polskich kazaniopisarzy.
Stąd me proste pytanie - jakżeś się uwikłał w małżeństwo przyjacielu?
Masz dar, który w warunkach bycia ,,świecuchem,, w 80% się marnuje. Dobra - przesadziłem.
W 75%.

Ad tego coś napisał.
To nie takie proste.
Mówiąc skrótowo
Od małego zostaliśmy wychowani jako ludzie, mamy ludzkie nawyki, dążenia, marzenia i wyobrażenia.
A Nauczyciel mówi:
- To dobrze że to wszystko wiesz. A teraz weź to zostaw a najlepiej o tym zapomnij i rób co ci mówię.
- Ależ Panie - każesz mi wywrócić wszystko do góry nogami.
- No tak.
- To ja się jeszcze zastanowię...
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

Drogi Pantopie, kadzisz mi, aż miło, aż zbyt miło. Od różnych zniewoleń Pan uwolnił mnie w ostatnich miesiącach, ale na pochlebstwa wciąż jestem łasy jak Puchatek na miód. Proszę o pilną obserwację mnie jako pacjenta. Jak mi woda sodowa zbytnio uderzy do głowy, to proszę w ten czerep kilka razy stuknąć, żeby niezdrowe gazy się ulotniły. Z góry dziękuję!
Stanowczo protestuję przeciw tezie, że minąłem się z powołaniem. Akurat w tym punkcie nie mam żadnych wątpliwości, że realizuję plan Boga wobec mnie. Czym jest powołanie – drogą do niego. Moja droga prowadzi przez małżeństwo, przez związek z tą konkretną osobą. Jeśli rzeczywiście moje rozważania czytań są dla innych pomocne, to chwała Panu. Duch Święty potrafi posłużyć się nawet dość nieporadnym narzędziami, wystarczy mu pozwolić, a ja staram się nie przeszkadzać. Nie mam wątpliwości, że Bóg uchyla przede mną rąbka zasłony skrywającej Słowo właśnie przez moje doświadczenie w małżeństwie. O tym głównie piszę, bo to jest moje życie, tym mogę się dzielić. Kapłan z racji celibatu nie ma tego doświadczenia ani tego charyzmatu. Dlatego mogę być przydatny tym, którzy podobnie jak ja przeżywają w swoim małżeństwie kryzys. Dzisiejsze czytania to wręcz poradnik dla małżonków postawionych przed trudnymi wyborami. Stawiają filary rozeznania.
http://brewiarz.pl/vi_18/1806p/czyt.php3
1 Krl 21, 1b-16
Nabot Jizreelita miał winnicę w Jizreel obok pałacu Achaba, króla Samarii. Achab zatem zwrócił się do Nabota, mówiąc: «Oddaj mi na własność twoją winnicę, aby została przerobiona dla mnie na ogród warzywny, gdyż ona przylega do mego domu. A ja dam ci za nią winnicę lepszą od tej, chyba że wydaje ci się słuszne, abym ci dał pieniądze jako zapłatę za nią». Nabot zaś odpowiedział: «Niech mnie Pan broni przed tym, bym miał ci oddać dziedzictwo mych przodków».
Achab przyszedł więc do swego domu rozgoryczony i rozgniewany słowami, które Nabot Jizreelita wypowiedział do niego, a mianowicie: «Nie dam tobie dziedzictwa moich przodków». Następnie położył się na swoim łożu, odwrócił twarz i nic nie jadł.
Niebawem przyszła do niego Izebel, jego żona, i zapytała go: «Czemu duch twój jest tak rozgoryczony, że nic nie jesz?» On zaś jej odpowiedział: «Bo rozmawiałem z Nabotem Jizreelitą. Powiedziałem mu: Sprzedaj mi twoją winnicę za pieniądze albo, jeśli chcesz, dam ci zamiast niej inną. A on powiedział: Nie dam tobie mojej winnicy». Na to rzekła do niego Izebel, jego żona: «To ty teraz sprawujesz rządy królewskie nad Izraelem. Wstań, jedz i bądź dobrej myśli. To ja ci dam winnicę Nabota Jizreelity».
Potem w imieniu Achaba napisała listy i opieczętowała jego pieczęcią, a następnie wysłała do starszyzny i dostojników, którzy byli w mieście, sąsiadujących z Nabotem. W listach tak napisała: «Ogłoście post i posadźcie Nabota przed ludem. Posadźcie też naprzeciw niego dwóch ludzi nikczemnych, by zaświadczyli przeciw niemu, mówiąc: „Zbluźniłeś Bogu i królowi”. Potem go wyprowadźcie i kamienujcie, tak aby zmarł».
Jego współobywatele, starsi oraz dostojnicy mieszkający w mieście zrobili, jak im Izebel poleciła i jak było napisane w listach, które do nich wysłała. A więc ogłosili post i posadzili Nabota przed ludem. Potem przyszło dwóch ludzi nikczemnych, którzy zasiadłszy przed nim, zaświadczyli przeciw niemu, mówiąc: «Nabot zbluźnił Bogu i królowi». Dlatego wyprowadzili go za miasto i ukamienowali go, wskutek czego zmarł. Sami zaś posłali do Izebel, aby powiedzieć: «Nabot został ukamienowany i zmarł».
Kiedy więc Izebel usłyszała, że Nabot został ukamienowany i zmarł, powiedziała Achabowi: «Wstań, weź w posiadanie winnicę Nabota Jizreelity, której nie zgodził się dać ci za pieniądze, bo Nabot nie żyje, lecz umarł». Kiedy tylko Achab usłyszał, że Nabot umarł, zaraz wstał, aby zejść do winnicy Nabota Jizreelity i wziąć ją w posiadanie.
Mt 5, 38-42
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Słyszeliście, że powiedziano: „Oko za oko i ząb za ząb!” A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu: lecz jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz. Zmusza cię ktoś, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące. Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie».
To Słowo stało się dla mnie dziś precyzyjną odpowiedzią w bardzo konkretnym dylemacie. Wróciłem do wspólnego mieszkania z żoną. Pokochałem ją od nowa całym sobą, także uczuciami i to naprawdę gorącymi. Przekonałem ją do przyjęcia jakiś wspólnych planów na przyszłość. Ona wciąż demonstruje obojętność i pretensję. Ja w odpowiedzi staram się jej nieba przychylić. To jest dość dziwny dialog. Zastanawiałem się, czy w ten sposób nie prowadzę jej na złą drogę, czy nie utwierdzam w złej postawie. Może powinienem ją postawić przed twardym wyborem?
Pierwsze czytanie jest wyraźną przestrogą. Oto mamy męża, któremu znakomicie się powodzi. Jest królem, ma swój pałac, ma chęć i środki, by go jeszcze powiększyć. Ma też kochającą żonę. Uważnie go obserwuje, a widząc ból ukochanego stara się mu zaradzić. Robi to skutecznie.
O Izebel dowiadujemy się kilku faktów. Była córką króla Sydonu. Wprowadziła w Izraelu kult Baala i Aszery, a proroków Jahwe kazała pozabijać. Ocalał tylko Eliasz. Gdy on z kolei w swego rodzaju pojedynku na składanie ofiar pokonał proroków Baala i następnie ich wszystkich wymordował, posłała mu wiadomość, że odpłaci mu za to śmiercią. Ta relacja między królem Achabem a jego żoną jest przestrogą: nie dopuszczaj zła do siebie. Nie pozwól, by zło ci służyło, sprzeciwiaj mu się, nie bądź bierny wobec niego, bo staniesz się współodpowiedzialny za wyrządzoną krzywdę. Nie wahaj się odrzucić uczuć najbliższej osoby, jeśli kryje się za nimi czyjaś krzywda. Nawet krzywda osoby, która cię zraniła, a przynajmniej tak o niej myślisz. To swoją drogą bardzo wyraziste przesłanie dla każdego, kto staje u progu zdrady. Gorące ramiona i czułe słówka kochanki czy kochanka to właśnie taki pozorny dar, słodki z zewnątrz i trujący w środku. Stawiaj opór złemu – Złemu!
Jednocześnie Chrystus mówi, żeby nie stawiać oporu złemu. Nadstawić drugi policzek. Te niezwykłe, prowokacyjne i wręcz szokujące, a zarazem bardzo proste słowa. Ich interpretacja jest również bardzo prosta, bo Bóg to samo powiedział czynami, historią zbawienia. Chrystus pozwolił się zamęczyć, wyszydzić, ukrzyżować, zabić. Był Bogiem i mógł jednym słowem to wszystko zatrzymać. Wyjaśnił Piłatowi, dlaczego tak postępuje. Otóż Jego królestwo nie jest z tego świata. Gdyby Jego królestwo było z tego świata, Jego słudzy biliby się, aby nie został wydany. Teraz zaś królestwo Jego nie jest stąd (J 18, 36).
W trakcie męki był jeden moment, gdy Jezus przeciwstawił się wyrządzanej mu krzywdzie: gdy był bity przez sługi przed Sanhedrynem. Podjął rozmowę z krzywdzicielami i wykazał im, że postępują niewłaściwie. Nie podjął jednak żadnej innej akcji, nie zasłonił swej twarzy przed razami, zniewagami i opluciem. Warto także pamiętać, że właśnie na tę chwilę Syn Człowieczy przyszedł na świat. Bóg zapowiedział to człowiekowi zaraz po grzechu pierworodnym. Cała historia zbawienia to dzieje kochającego Boga, który jest coraz bardziej raniony przez swoje dzieci i coraz bardziej je kocha (o ile takie stopniowanie w odniesieniu do Boga ma sens – ale gruncie rzeczy dlaczego Bóg miałby być niezdolny do kochanie jeszcze bardziej? Bo to wyłamuje się naszej logice?), przez co ich grzechy stają się dla Niego jeszcze boleśniejsze.
Jak postąpić wobec żony, która mnie krzywdzi? Nazwać krzywdę po imieniu, nie zakłamywać sytuacji, ale nadstawić policzek na kolejne uderzenie. Pokochać ją jeszcze bardziej, tak, by każdy kolejny gest mógł sprawić jeszcze większy ból. Głupie, nielogiczne, nieżyciowe, wręcz nieludzkie? Przecież Chrystus mówi jasno, że Jego królestwo nie jest z tego świata, przecież my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan (1 Kor. 1, 23).
Mój dylemat wydawał mi się trudny, a tu Bóg daje taką prostą odpowiedź.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

http://brewiarz.pl/vi_18/1906p/czyt.php3
Mt 5, 43-48
Jezus powiedział do swoich uczniów:
Słyszeliście, że powiedziano: „Będziesz miłował swego bliźniego”, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził.
A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście się stali synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych.
Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią?
Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski.
Dzisiejsze czytania są tak piękną kontynuacją, dopełnieniem wczorajszych, że mógłbym po prostu przekleić moje refleksje z wczoraj, tylko dwa razy i pogrubione. Zamiast tego proponuję pewną zabawę, swego rodzaju żart, ćwiczenie dla małżonków w kryzysie. Piszę o siebie, więc panie, które to czytają, z góry przepraszam i zachęcam do przeróbki.

Słyszeliście, że powiedziano: „Będziesz miłował swoją żonę, gdy ona będzie miłowała ciebie, a gdy przestanie, zostawisz ją samej sobie.
A ja wam powiadam: Miłuj swoją żonę i módl się za nią, kiedy cię prześladuje, abyś się stał synem Ojca twojego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad twoja żoną gdy ona cię kocha i gdy cię poniża i dręczy, i On zsyła deszcz łaski na nią, gdy postępuje dobrze i gdy postępuje źle.
Jeśli bowiem miłujesz ją wtedy, gdy ona ciebie miłuje, cóż za nagrodę mieć będziesz? Czyż i cudzołożnicy tego nie czynią? I jeśli błogosławisz ją tylko wtedy, gdy jest to łatwe, cóż szczególnego czynisz? Czyż i poganie tego nie czynią?
Bądź więc doskonały, jak doskonały jest Ojciec twój niebieski.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

http://brewiarz.pl/vi_18/2006p/czyt.php3
2 Krl 2, 1. 6-14
Kiedy Pan miał wśród wichru unieść Eliasza do nieba, Eliasz szedł z Elizeuszem z Gilgal. Wtedy rzekł Eliasz do niego: «Zostań, proszę, tutaj, bo Pan posłał mnie aż do Jordanu». Elizeusz zaś odpowiedział: «Na życie Pana i na twoje życie: nie opuszczę cię!» I szli dalej razem.
A pięćdziesięciu spośród synów prorockich poszło i stanęło z przeciwka, w oddali, podczas gdy oni obydwaj przystanęli nad Jordanem.
Wtedy Eliasz zdjął swój płaszcz, zwinął go i uderzył w wody, tak iż się rozdzieliły w obydwie strony. A oni we dwóch przeszli po suchym łożysku. Kiedy zaś przeszli, Eliasz rzekł do Elizeusza: «Żądaj, co mam ci uczynić, zanim wzięty będę od ciebie». Elizeusz zaś powiedział: «Niechby – proszę – dwie części twego ducha przeszły na mnie!» On zaś odrzekł: «Trudnej rzeczy zażądałeś. Jeżeli mnie ujrzysz, jak wzięty będę od ciebie, spełni się twoje życzenie; jeśli zaś nie ujrzysz, nie spełni się».
Podczas gdy oni szli i rozmawiali, oto zjawił się wóz ognisty wraz z rumakami ognistymi i rozdzielił obydwóch; a Eliasz wśród wichru wstąpił do niebios. Elizeusz zaś patrzał i wołał: «Ojcze mój! Ojcze mój! Rydwanie Izraela i jego jeźdźcze». I już go więcej nie ujrzał. Ująwszy następnie swoje szaty, Elizeusz rozdarł je na dwie części i podniósł płaszcz Eliasza, który spadł od niego z góry.
Wrócił i stanął nad brzegiem Jordanu. I wziął płaszcz Eliasza, który spadł od niego z góry, i uderzył w wody. Wtedy rzekł: «Gdzie jest Pan, Bóg Eliasza?» I uderzył w wody, a one rozdzieliły się na obydwie strony. Elizeusz zaś przeszedł środkiem.
Ps 31 (30), 20. 21. 24
Jakże jest wielka dobroć Twoja, Panie, *
którą zachowałeś dla bogobojnych.
Okazujesz ją tym, którzy uciekają się do Ciebie *
na oczach ludzi.
Osłaniasz ich Twą obecnością *
od spisku mężów,
ukrywasz w swym namiocie *
przed swarliwym językiem.
Miłujcie Pana, wszyscy, *
którzy cześć Mu oddajecie.
Pan chroni wiernych, *
a pysznym z nawiązką odpłaca.
Mt 6, 1-6. 16-18
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej bowiem nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie.
Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.
Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni to lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.
Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam, już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i obmyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie».
Czy wierzycie w te wszystkie ogniste rumaki i cudowny płaszcz spadający z góry i wstrzymujący bieg rzeki? Wątpliwość w tym względzie – delikatnie rzecz ujmując – długo czyniła mnie głuchym na przesłanie tego tekstu. Dziś do mnie przemówił. Chyba stało się to głównie za sprawą zestawienia z perykopą z Ewangelii św. Mateusza, która pasuje do niego jak ulał.
Brzmi to dziwnie, bo przecież oba teksty ukazują całkowicie odmienny styl. Elizeusz wie, ze będzie wzięty do nieba, mówi o tym. Planuje sobie cudowne przejście przez rzekę. Robi to na oczach około pięćdziesięciu widzów. Przepowiada przyszłość. Elizeusz dorównuje mu kroku. Żąda dwóch części ducha. Nie tylko od razu próbuje dorównać swemu nauczycielowi w czynieniu cudów, ale wręcz prowokuje Boga: Gdzie jest Pan, Bóg Eliasza? To niesamowity kontrast z pokorą, cichością i skrytością aktów wiary, do jakiej nawołuje Chrystus w Kazaniu na górze. Przynajmniej pozornie.
Zacznijmy od tego, że oba teksty ukazują właśnie styl działania. Pierwsza księga królewska nie jest, jako Słowo Boga, zapisem wydarzeń historycznych. Natchniony i prawdziwy jest zawarty w niej obraz Boga i jego przesłanie do człowieka, a nie opis zdarzenia. Również słowa Chrystusa niekoniecznie zostały spisane dosłownie. To nie jest stenogram. Ich prawda leży w tym samym: obrazie Boga i Jego wezwania do człowieka. Każde słowo ma swoją wagę, podobnie jak jego relacja do pozostałych, tworząca misterną strukturę Bożej opowieści dla nas. Na pewno tę treść przekazał nam Jezus, choć być może padły inne słowa. Nawet na pewno inne, bo On nie mówił po polsku.
Dzisiejsze dwa czytania pasują do siebie nie dlatego, że niosą ten sam przekaz, lecz dlatego, że się uzupełniają. Dzięki swej odmienności składają się na bogatą, spójną całość.
Uczeń Jezusa wyłaniający się z tego ustępu Kazania na górze to szara, cicha myszka, która wręcz ukrywa swoją wiarę. Nie świadczy o Bogu, nie głosi Jego wielkości, nie woła do wszystkich wokół: zobaczcie, jak wielkie rzeczy Bóg we mnie uczynił! Chowa się z modlitwą, udaje, że nie pości, a gdy daje jałmużnę, lewa jego ręka nie wie, co czyni prawa... Tu warto wrócić do znaczenia prawej i lewej ręki. Prawa uosabia dobro. To dobry uczynek sam w sobie. Lewa to ta część mojej osoby, która nie dorasta do wielkości prawej, jej zanurzeniu się w Bogu, działaniu tylko dla Niego. Ta ma nie wiedzieć o dobrym uczynku, aby nie rosła we mnie pycha. Tu nie chodzi tylko o to, żeby nie chwalić się przed innymi, ale także przed sobą samym! Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli. Ja też jestem człowiekiem, potrafię pozować sam przed sobą, nawet modląc się w zamkniętej izdebce. Wtedy też odbieram od razu swoją nagrodę, balon rośnie aż miło, żadna pochwała z zewnątrz nie nakarmi tak pychy, jak zachwyt nad samym sobą. Uczynek pobożny ma być wykonywany przed Bogiem i tylko przed Nim, tylko dla Niego. Niezależnie od tego, czy dzieje się to w zamkniętej izdebce, czy jest to widoczne tak, jak miasto położone na górze. Właśnie tak Chrystus rozpoczyna – po wypowiedzeniu błogosławieństw – Kazanie na górze. Na górze! Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie. Aby ludzie widzieli wasze dobre, pobożne uczynki! Aby chwalili Ojca, nie was...
W poetyce właściwej Pierwszemu Przymierzu scena odejścia Eliasza mówi właśnie o tym. Wzywajcie Pana głośno i wobec całego świata. Domagajcie się wiele, aby okazać ufność Jego potędze i aby ona okazała się wobec wszystkich. Róbcie to wszystko dla Niego i tylko dla Niego i nie znajcie innych ograniczeń. Bądźcie zachłanni i zuchwali w wołaniu do Boga, bo On jest wszechmocny i miłuje was bezgranicznie. Proście o cuda, oczekujcie cudów, nie wstydźcie się tego. Nie bójcie się prosić, bądźcie szaleni w nadziei, ufności i świadectwie! Gdy pościsz, namaść sobie głowę i obmyj twarz, bo to ma być twoja radość, a nie dlatego, że chcesz kogoś oszukać lub ukryć swoją wiarę; gdy cierpisz, chwal Pana z radością, na całe gardło!
Psalm zawiera niejako w pigułce tę samą treść: Jakże jest wielką dobroć okazujesz Panie tym, którzy uciekają się do Ciebie na oczach ludzi, a pysznym z nawiązką odpłacasz.
Oczywiście mam przed oczami przede wszystkim obraz opuszczonego małżonka, któremu wiat się zawalił. Skrzywienie? Dopatrywanie się na siłę jednego tematu we wszystkim? A co mówi Elizeusz do Eliasza, gdy ten każe mu zostawić go – ile osób z nas słyszało podobne słowa, żeby się odczepić, bo druga strona ma swoje życie i już nie życzy sobie, żeby się w nie wtrącać? Na życie Pana i na twoje życie: nie opuszczę cię!
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

http://brewiarz.pl/vi_18/2106p/czyt.php3
Mt 6, 7-1
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Modląc się, nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich! Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, zanim jeszcze Go poprosicie.
Wy zatem tak się módlcie:
Ojcze nasz, który jesteś w niebie, niech się święci Twoje imię! Niech przyjdzie Twoje królestwo; niech Twoja wola się spełnia na ziemi, tak jak w niebie. Naszego chleba powszedniego daj nam dzisiaj; i przebacz nam nasze winy, tak jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili; i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego.
Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, Ojciec wasz nie przebaczy wam także waszych przewinień».
Najpierw trochę spiętrzę skojarzenia i obrazy z poprzednich dni. Wdowa z Sarepty sydońskiej co dzień ofiarowuje Bogu tę jedyną odrobinę, jaką ma na podtrzymanie swojego życia, i ona się nie wyczerpie, aż Bóg ześle deszcz na ziemię (1 Krl 18, 20-39) – jak wierność opuszczonego małżonka, który będąc u kresu sił ofiarowuje Bogu już samo swoje trwanie w oczekiwaniu na koniec pustyni, na Jego deszcz. Boża obietnica zawarta w psalmie (Ps 65 (64), 10-13): Nawiedziłeś i nawodniłeś ziemię, wzbogaciłeś ją obficie, strumień Boży wezbrał wodami, [...] nawodniłeś jej bruzdy, wyrównałeś jej skiby, spulchniłeś ją deszczami... I wreszcie Jego Słowo jako deszcz spadający na ziemię i wracający owocnie do Niego przez naszą modlitwę (Iz 55, 10-11): Zaiste, podobnie jak ulewa i śnieg spadają z nieba i tam nie powracają, dopóki nie nawodnią ziemi, nie użyźnią jej i nie zapewnią urodzaju, tak iż wydaje nasienie dla siewcy i chleb dla jedzącego, tak słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa. Chrystus daje nam Swoje Słowo jako modlitwę. Największy strumień łaski modlitewnej, jaki spada na ziemię, nawadnia ją, spulchnia, czyni urodzajną i wraca do swojego Źródła dopiero po przyniesieniu owoców.
Jesteśmy Wspólnotą Trudnych Małżeństw. Mamy wiele modlitw wypływających z naszego charyzmatu i zarazem stanowiących jego realizację. Korzystam z nich regularnie, są naszym wielkim bogactwem. Już od pewnego czasu marzy mi się jednak, aby wraz z innymi, z Wami, wziąć się za przygotowanie nowej. Takiej, która będzie zbudowana z Jego Słowa. Nie z naszych cegiełek, lecz ze skały, nie z kamyczków, lecz z głazów. Przecież Pismo jest taką kopalnią modlitw, że dobranie odpowiednich ustępów w jedną całość, odpowiadającą doświadczeniu i powołaniu wspólnoty, na pewno jest możliwe. Wciąż jednak nie miałem pomysłu, jak się za to zabrać. Aż dzisiaj Bóg przyszedł i podał mi na tacy konspekt tej modlitwy: wezwanie Jego Imienia i siedem próśb.
Chrystus dając nam tę najdoskonalszą z modlitw przekazał nie tylko jeden zamknięty tekst. To jest także idealny porządek, struktura każdej modlitwy. Każde wezwanie jest jednocześnie odwołaniem do bogatych treści, rozwiniętych w innych ustępach Pisma. To nie tylko modlitwa sama w sobie, ale także lista zadań modlitewnych, podpisane naczynia, które mamy wypełniać treścią.
W ten sposób moje marzenie przybrało konkretne kształty. Nie zacznę go jednak sam, żeby nie wyszło tak, jak z tym wątkiem, który miał być miejscem wymiany refleksji, wspólnego dzielenia się Słowem, a stał się amboną, z której laik prawi kazania. Jeśli ktokolwiek chciałby się przyłączyć, albo jeszcze lepiej to przedsięwzięcie poprowadzić (tu zwracam się oczywiście przede wszystkim do liderów wspólnoty), to zachęcam do założenia nowego wątku. Ja na pewno tam dołączę.
Jestem przekonany, że niezależnie od jakiejś wspólnej pracy na forum taka idea wymaga kiedyś także spotkania w realu. Zebrania się we wspólnocie, wzięcia się za ręce, spojrzenia w oczy. Długiej, wspólnej adoracji i modlitwy do Ducha Świętego o rozeznanie. Tak uwieńczona praca będzie miała szanse być mniej naszą, a bardziej Jego. Mieć sens.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

http://brewiarz.pl/vi_18/2206p/czyt.php3
Mt 6, 19-23
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje.
Światłem ciała jest oko. Jeśli więc twoje oko jest zdrowe, całe twoje ciało będzie rozświetlone. Lecz jeśli twoje oko jest chore, całe twoje ciało będzie w ciemności. Jeśli więc światło, które jest w tobie, jest ciemnością, jakże wielka to ciemność!»
Większość Kazania na górze jest napisana bardzo prostym językiem, przynajmniej na pewnym poziomie zrozumiałym dla każdego. Ten ustęp, a w zasadzie jego druga część, zdaje się być wielką zagadką. Światło, które jest ciemnością... Nie da się tego pojąć wprost, dosłownie. W poszukiwaniu sensu tych słów pomocne wydaje mi się bliższe spojrzenie na ich kontekst.
Poprzedni ustęp, czytany przedwczoraj, dotyczył uczynków pobożnych wykonywanych przed ludźmi po to, aby nas widzieli. Jezus mówi o ludziach, którzy udają pobożność po to, żeby się pokazać, zdobyć uznanie. Nazywa to działaniem jałowym z perspektywy nieba: wykonywane z pobudek doczesnych i nagrodzone już docześnie. To nie jest żaden skarb w niebie. Aby coś odłożyć tam, trzeba całą intencję działania skierować ku Bogu i wieczności.
Kolejna perykopa o oku i światłości, która jest ciemnością, zdaje się schodzić głębiej, dotykać zagrożenia jeszcze większego, bardziej podstępnego i sięgającego w głąb duszy. Jezus pozornie umieszcza całą tę metaforę w kontekście cielesnym: światłem ciała jest oko. Jeśli więc twoje oko jest zdrowe, całe twoje ciało będzie rozświetlone. Lecz jeśli twoje oko jest chore, całe twoje ciało będzie w ciemności. Jednak wewnętrzne rozświetlenie i ciemność wskazują wyraźnie na inne znaczenie, duchowe. Ciało oznacza tu raczej doczesność, kondycję człowieka żyjącego w ciele i w czasie, to tej stronie życia. Okiem jest więc chyba wiara, poznanie Boga, rozeznanie Jego woli. To jest światło mojej doczesności. Jeśli ono jest zdrowe, to całe moje życie będzie rozświetlone. Jeśli wiara jest chora, życie będzie przebiegać w ciemności.
Wróćmy do wypowiedzianego przez Jezusa w tym samym Kazaniu na górze szokującego wezwania do wyłupienia własnego oka. Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Prawe oko, oko duszy, zbudowany w człowieku obraz Boga i Jego powołania. Jeśli moja wiara jest powodem do grzechu, jeśli prowadzi mnie do złego, to lepiej, żeby jej nie było wcale. Taką wiarę lepiej odrzucić, bo nie jest we mnie źródłem światła, lecz ciemności. Człowiek, który tylko udaje pobożność dla przyziemnych korzyści, jest próżny – pusty. Gorzej, gdy jest przekonany o swojej pobożności, a w rzeczywistości idzie w zupełnie innym kierunku, jest w znacznie gorszej sytuacji. Jest ślepym, któremu wydaje się, że dobrze widzi, który brnie przed siebie ku otchłani pełen animuszu i zadowolony z siebie. Jakże wielka to ciemność, jakie zagrożenie!
Wiara nie jest zabawką, lecz powołaniem połączonym z wielką odpowiedzialnością. Albo się rozwija, wzrasta, albo karleje, degeneruje się, staje się źródłem wewnętrznej ciemności. Wymaga ciągłego oczyszczania, odnoszenia wciąż od nowa do Boga, nieustannego poddawania się Duchowi Świętemu, przyjmowaniu z pokorą i otwartością Jego Słowa. Całe moje życie wymaga stałego odnawiania, ożywiania, ale na pierwszym miejscu powinna być relacja z Bogiem. Bez tego wszelkie inne wysiłki tracą sens.
Szatan jest istotą bardzo przebiegłą. Udaje dobrego, mówi o Bogu, najchętniej się pod Niego podszywa. Gdy tylko stanę w miejscu, uwierzę w doskonałość swojej wiary, uznam ją za wystarczającą, Zły zaciera ręce i zaczyna się tam mościć. Bóg stawia przede mną nowe wyzwania, odsłania się, zachęca do wejścia głębiej. Wystarczy to odrzucić i pozostać w strefie komfortu i samozadowolenia, a już się otwiera miejsce dla diabła, jasność przygasa i stopniowo zamienia się w ciemność. Moje oko staje się źródłem ciemności.
Na szczęście tak być nie musi. Właśnie po to Chrystus przychodzi w Swoim Słowie i nas przestrzega. Zaprasza, rozświetla, czeka z wyciągniętą ręką.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

http://brewiarz.pl/vi_18/2306p/czyt.php3
2 Krn 24, 17-25
Po śmierci Jojady przybyli naczelnicy judzcy i oddali pokłon królowi. Król ich wtedy usłuchał. Opuścili więc świątynię Pana, Boga swego, i zaczęli czcić aszery oraz posągi. Wskutek ich winy zapłonął gniew Boży nad Judą i nad Jerozolimą. Posyłał więc Pan do nich proroków, aby ich nawrócili do Pana i napominali, oni jednak ich nie słuchali.
Wtedy duch Boży zstąpił na Zachariasza, syna kapłana Jojady, który stanął przed ludem i rzekł: «Tak mówi Bóg: Dlaczego przekraczacie przykazania Pańskie? Dlatego się wam nie wiedzie! Ponieważ opuściliście Pana, i On was opuści».
Lecz oni sprzysięgli się przeciw niemu i ukamienowali go z rozkazu króla na dziedzińcu świątyni Pańskiej. Król Joasz zapomniał już o dobrodziejstwie, jakie wyświadczył mu ojciec Zachariasza, Jojada, i zabił jego syna. Kiedy zaś ten umierał, zawołał: «Oby Pan to widział i pomścił, i zażądał zdania z tego sprawy!»
I oto jeszcze w ciągu tego roku wyruszyło przeciw niemu wojsko Aramu. Wkroczywszy do Judy i do Jerozolimy, wytracili z ludu wszystkich jego naczelników, a całą swą zdobycz wysłali do króla Damaszku.
Choć wojsko Aramu weszło z małą liczbą żołnierzy, Pan jednak oddał mu w ręce wielkie mnóstwo wojska, ponieważ mieszkańcy Judy opuścili Pana, Boga swych ojców. I tak wykonało ono wyrok na Joaszu.
Kiedy się od niego oddalili, pozostawiając go ciężko chorym, słudzy jego uknuli spisek przeciw niemu, aby pomścić krew syna kapłana Jojady. I zabili go na jego łóżku. Zmarł i został pochowany w Mieście Dawidowym, ale nie złożono go w grobach królewskich.
Ps 89 (88), 4-5. 29-34
«Zawarłem przymierze z moim wybrańcem, *
przysiągłem mojemu słudze, Dawidowi:
Twoje potomstwo utrwalę na wieki *
i tron twój umocnię na wszystkie pokolenia».
«Na wieki zachowam dla niego łaskę *
i trwałe z nim będzie moje przymierze.
Sprawię, że potomstwo jego będzie wieczne, *
a jego tron jak dni niebios trwały.
A jeśli jego synowie porzucą moje prawo *
i nie będą postępować według moich przykazań,
jeżeli moje ustawy naruszą *
i nie będą pełnili moich rozkazów.
Rózgą ukarzę ich przewinienia, *
a winę ich biczami,
lecz nie odejmę od niego mej łaski *
i nie zawiodę w wierności».
Mt 6, 24-34
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego – miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie!
Dlatego powiadam wam: Nie martwcie się o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom podniebnym: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichlerzy, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one?
Kto z was, martwiąc się, może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia?
A o odzienie czemu się martwicie? Przypatrzcie się liliom polnym, jak rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam: nawet Salomon w całym swym przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele polne, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, to czyż nie tym bardziej was, ludzie małej wiary?
Nie martwcie się zatem i nie mówcie: co będziemy jedli? co będziemy pili? czym będziemy się przyodziewali? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane.
Nie martwcie się więc o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie martwić się będzie. Dosyć ma dzień każdy swojej biedy».
Dla mnie te czytania są wyrazistym obrazem różnicy między Pierwszym Przymierzem a Ewangelią i odnoszą ją także do małżeństwa. Przyznam też, że na pewno na odczytywanie tych treści wpłynęła jakoś wczorajsza lektura wątku >Wytyczne Pastoralne do Adhortacji „Amoris laetitia” Konferencji Episkopatu Polski< https://www.kryzys.org/viewtopic.php?f ... 143#p68143. Ostatnio jestem tak zajęty, że nie nadążam ze śledzeniem forum (dlatego wspomniany wątek zauważyłem dopiero wczoraj) i jeśli coś tu piszę, to głównie te rozważania z czytań. W sumie uważam to za ważniejsze, niż podejmowanie bezpośredniej dyskusji z tymi, którzy mają odmienne od mojego zdanie w tej czy innej kwestii. To jest forum pomocy, a nie forum dyskusyjne. Dzielenie się przyjęciem Słowa Bożego ma większe szanse stać się wsparciem dla osób przeżywających kryzys, niż przekonywanie do swojego stanowiska w gorącej dyspucie, która w gruncie rzeczy nas nie dotyczy... To ostatnie zdanie może dziwić i postaram się je niżej trochę wytłumaczyć.
Ustęp z Drugiej Księgi Kronik zawiera dwie wypowiedzi kapłana Zachariasza, syna Jojady. W pierwszej głosi odwrócenie się Boga od Jego ludu: ponieważ opuściliście Pana, i On was opuści. W drugiej ponosząc męczeńską śmierć modli się pomstę dla swoich krzywdzicieli: oby Pan to widział i pomścił, i zażądał zdania z tego sprawy! W obu pobożny kapłan wyraża swoją wiarę i troskę o lud Boży.
Ta sama wiara i troska w Nowym Testamencie jest wyrażana inaczej. Jeśli się będziemy Go zapierali, to i On nas się zaprze. Jeśli my odmawiamy wierności, On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego (2 Tm 2, 12-13). Chrystus umierając modlił się Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23, 34a). Jego uczeń Szczepan, kamieniowany jak Zachariasz, prosił Boga: Panie, nie poczytaj im tego grzechu! (Dz 7, 60). Warto przyjrzeć się fundamentalnej różnicy między tymi postawami. Obie wynikają z troski o to, by ludzie nie grzeszyli, są bohaterską obroną wartości, dla których Zachariasz i Szczepan oddali życie.
W tym miejscu odpowiedzią dla mnie jest dzisiejsza Ewangelia. Chrystus napomina mnie, żebym nie zamartwiał się dniem jutrzejszym. Odnosi to jednoznacznie do potrzeb cielesnych, jedzenia i odzieży. Nie ma jednak wątpliwości, że posługuje się przykładem dla ukazania szerszej treści. Na pewno Jego Słowa dotyczą także np. mieszkania. Można je jednak rozumieć jeszcze szerzej, w odniesieniu do trosk duchowych. Słowa otwierające to wezwanie do ufności Bogu - nie martwcie się o swoje życie – są bardzo podobne do tych, które towarzyszą zapowiedzi prześladowań: Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić, gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was (Mt 10, 19-20, por. Łk 12, 11-12). W dniach poprzedzających Swą mękę Jezus wyjaśniał to jeszcze bliżej: postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie się mógł oprzeć ani się sprzeciwić (Łk 21, 14-15). Te dwa wezwania – do braku troski o jedzenie i odzienie oraz zdania się na Jego Ducha w dawaniu świadectwa – są klamrami obejmującymi klamrami całe życie ucznia Chrystusa. Mam pokładać ufność w Nim od spraw najprostszych i najbardziej cielesnych aż po te, które najbardziej należą do Niego, czyli po dawanie świadectwa w chwili próby, także ostatecznej. Modlitwa konającego Szczepana na pewno jest realizacją tego nauczania Chrystusa. Pismo mówi wyraźnie, że umierał napełniony Duchem Świętym, przemawiającym przez niego. Naśladował swego mistrza. Wypełniał dosłownie i w najtrudniejszej chwili Jego Słowo: miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują (Mt 5, 44).
Odniesienie ufności Bogu także do spraw wiary, a nie tylko trosk dnia codziennego, wydaje się zresztą oczywiste. Chrystus mówi, że mam zdać się na Niego nawet w tych obszarach, które pozornie są największym stopniu powierzone mi i mojej odpowiedzialności. O ileż bardziej musi to odnosić się do zbawienia, szczególnie zbawienia innych!
Chrystus wzywa mnie do troski o zbawienie innych. Staraj się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość. Mówi o tym tak: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi! (Mt 5, 39). Czy nie utwierdzam w ten sposób bliźniego w jego złej postawie? Czy nie przyczyniam się do zepsucia, do szerzenia przemocy? Nie legitymizuję jej? Nie mieszam dobrego ze złym? Takie pytania są logiczne i naturalne. Moja logika mówi mi wyraźnie, żeby stawiać opór złemu, nie nadstawiać drugiego policzka, że nie da się miłować tego, kto mnie prześladuje, że taka postawa będzie prowadzić do ogólnego rozprężenia. Takie są moje myśli. Ale Jego myśli nie są moimi i Jego drogi nie są moimi drogami. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi Jego - nad moimi drogami, i myśli Jego - nad myślami moimi (Iz 55, 8-9). On pokazuje mi zupełnie inną drogę troski o wartości i o zbawienie innych. Nienawiść pokonać miłością. Przemoc – wyrzeczeniem się nie tylko jej, ale i samego gniewu. Cudzołóstwo – radykalną wiernością. Wiernością sięgającą do dna serca, która nie dopuszcza pożądliwości nawet w spojrzeniu. Wiernością bezwarunkową i trwałą, sięgającą po kres życia niezależnie od okoliczności. Wiernością realizującą się nie w samym trwaniu, lecz we wzrastaniu w miłości, w miłości pełnej, gorącej, pragnącej spełnienia i bliskości.
Bóg długo prowadził człowieka do pełni Swojego Słowa i czyni to nadal. Punktem wyjścia było ludzkie myślenie: bądźcie wierni, abym i Ja był Wam wierny, jak długo wy będziecie wierni, i Ja dochowam wierności. Już wtedy spod tego przesłania wyłaniało się głębsze, jak widać choćby w dzisiejszym psalmie: Na wieki zachowam dla niego łaskę i trwałe z nim będzie moje przymierze. [...] A jeśli jego synowie porzucą moje prawo [...] rózgą ukarzę ich przewinienia, a winę ich biczami, lecz nie odejmę od niego mej łaski i nie zawiodę w wierności.
Wierność i opuszczenie to słowa bliskie małżonkom w kryzysie. I nie jest to przypadek. Małżeństwo jest obrazem przymierza między Bogiem a Jego ludem. Zachowywanego wiernie przez Niego i łamanego przez człowieka, który Go opuszcza. Moją drogą ma być naśladowanie Boga. Żona mnie upuszcza? Ja tym bardziej mam nie tylko wytrwać w wierności i miłości, ale też w nich wzrastać. Zdradza mnie emocjonalnie, a może nawet fizycznie? Mam modlić się, by Pan nie poczytał jej tego grzechu. Czy ona mojej miłości nie potraktuje jako przyzwolenie na swój grzech? Mam otwarcie, bez lęku mówić prawdę, za nią iść i resztę oddać Bogu. Nie zamartwiać się tym, że jak dam jej palec, to zażąda całej ręki. Chce prawować się ze mną i wziąć moją szatę? Mam odstąpić i płaszcz! Zmusza mnie, żeby iść z nią tysiąc kroków – mam iść dwa tysiące! (Mt 5, 40-41).
Gdy wkrótce po separacji byłem u psychiatry i przedstawiłem swoją sytuację, pani doktor spytała, czy nie myślałem o rozwodzie. Odpowiedziałem, że w ten sposób zaparłbym się wszystkiego, kim jestem od 50 lat. Dopiero wiele miesięcy później uświadomiłem sobie, że nie były to tylko moje słowa: jeśli my odmawiamy wierności, On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego (2 Tm 2, 12-13), jeśli ona odmawia wierności, ja dochowuję wiary, bo nie mogę się zaprzeć samego siebie. Charyzmat sakramentu to nie moja szata, którą mogę zdjąć, lecz część mnie samego. Łamiąc wierność zaparłbym się siebie samego, złamałbym siebie, największą krzywdę wyrządziłbym sobie samemu.
Piszę w trybie warunkowym, choć trwające dłużej niż moje małżeństwo, jeszcze od bardzo młodzieńczego wieku, uzależnienie od masturbacji było przecież zdradą Boga i potem mojej żony. Nigdy się z nim nie pogodziłem, nigdy całkiem nie odpuściłem, ale też nie potrafiłem się z niego wyzwolić. Potem przyszła do tego jeszcze pornografia i w latach kryzysu było coraz gorzej. Gdy doszedłem do wniosku, że jedynym ratunkiem dla naszego małżeństwa jest czasowa separacja, myślałem z przerażeniem o tym, co się stanie ze mną w wobec jeszcze zwielokrotnionej pokusy nieczystości. Mimo to podjąłem tę decyzję; to było jak zamknięcie oczu i skok w otchłań. Wyznając Panu mój grzech oddałem Mu go całkowicie, w pełnym poczuciu bezsilności. I Pan mnie po prostu oczyścił. W krótkim czasie uświadomiłem sobie, że jestem wolny. Cisza, nie ma nawet żadnych nieczystych myśli. Tak od ponad pół roku. Jest rozpierające piersi poczucie wolności i wielka radość czystości, jakiej nie znałem przez całe moje dorosłe życie, ponad 35 lat! To pozwoliło mi sięgnąć głębiej w Eucharystię i w Słowo, Bóg na nowo obdarzył mnie uczuciami po zupełnym wypaleniu sprzed kilku lat, odrodził moją miłość do żony. Znów mieszkamy razem, choć bez żadnej intymnej relacji. To nie jest łatwe, miłość i płynące z niej uczucia rosną i zarazem bolą coraz bardziej. Chwała Panu! Tak chcę żyć. Kochać i nie zamartwiać się ani o jutro, czy dam radę znieść dalsze odrzucenie, ani o to, czy ona mojej miłości nie odbierze jako przyzwolenia na krzywdzenie mnie. To jest w Jego rękach.
Patrzę na ptaki śmigające i szybujące nad moją głową: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichlerzy, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż ja nie jestem ważniejszy niż one? Czyż On nie posili mnie tak, bym mógł wytrwać i wzrastać? Patrzę na wiosnę rozkwitającą zielenią i wszystkimi barwami kwiatów polnych, na niewyobrażalne piękno stworzenia. Ono stało się przez jedno Jego Słowo, a żadne dzieło ludzkie, żaden z „cudów świata” nigdy im nie dorówna, żaden człowiek w całym swym przepychu nie może się z nim równać. Jeśli więc ziele polne, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, to czyż nie tym bardziej mnie, człowieka małej wiary? Czy miałbym się Go wstydzić i przeżywać swoje opuszczenie jako „dopust Boży”, patrzeć z zawiścią na cudzołożników, zazdrościć im rozpusty? Martwić się tym, że oni przeżywają rozkosz, podczas gdy ja jestem „tylko” z moim Bogiem? Czuć się zranionym, gdy On pochyla się do ich grzechu i całym Sobą chce ich z niego wyciągnąć? Nie, ja będę przeżywał i głosił radość miłości, która boli.
Takie jest moje świadectwo przyjęcia dzisiejszego słowa i drogi, jaką Pan mnie poprowadził do tego miejsca.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

http://brewiarz.pl/vi_18/2406p/czyt.php3
Iz 49, 1-6
Wyspy, posłuchajcie mnie! Ludy najdalsze, uważajcie! Powołał mnie Pan już z łona mej matki, od jej wnętrzności wspomniał moje imię. Ostrym mieczem uczynił me usta, w cieniu swej ręki mnie ukrył. Uczynił ze mnie strzałę zaostrzoną, utaił mnie w swoim kołczanie. I rzekł mi: «Tyś sługą moim, w tobie się rozsławię».
Ja zaś mówiłem: «Próżno się trudziłem, na darmo i na nic zużyłem me siły. Lecz moje prawo jest u Pana i moja nagroda u Boga mego. Wsławiłem się w oczach Pana, Bóg mój stał się moją siłą».
A teraz przemówił Pan, który mnie ukształtował od urodzenia na swego sługę, bym nawrócił do Niego Jakuba i zgromadził Mu Izraela.
I rzekł mi: «To zbyt mało, iż jesteś Mi sługą dla podźwignięcia pokoleń Jakuba i sprowadzenia ocalałych z Izraela. Ustanowię cię światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców ziemi».
Ps 139 (138), 1-3. 13-14ab. 14c-15
Ty wiesz, kiedy siedzę i wstaję.
Z daleka spostrzegasz moje myśli, †
przyglądasz się, jak spoczywam i chodzę, *
i znasz moje wszystkie drogi.
Ty bowiem stworzyłeś moje wnętrze *
i utkałeś mnie w łonie mej matki.
Sławię Cię, żeś mnie tak cudownie stworzył, *
godne podziwu są Twoje dzieła.
I duszę moją znasz do głębi. *
Nie tajna Ci moja istota,
kiedy w ukryciu nabierałem kształtów, *
utkany we wnętrzu ziemi.
Dz 13, 22-26
W synagodze w Antiochii Pizydyjskiej Paweł powiedział:
«Bóg dał ojcom naszym Dawida na króla, o którym też dał świadectwo w słowach: „Znalazłem Dawida, syna Jessego, człowieka po mojej myśli, który we wszystkim wypełni moją wolę”. Z jego to potomstwa, stosownie do obietnicy, wyprowadził Bóg Izraelowi Zbawiciela Jezusa. Przed Jego przyjściem Jan głosił chrzest nawrócenia całemu ludowi izraelskiemu.
A pod koniec swojej działalności Jan mówił: „Ja nie jestem tym, za kogo mnie uważacie. Po mnie przyjdzie Ten, któremu nie jestem godny rozwiązać sandałów na nogach”.
Bracia, synowie rodu Abrahama i ci spośród was, którzy się boją Boga! Nam została przekazana nauka o tym zbawieniu».
Łk 1, 57-66. 80
Dla Elżbiety nadszedł czas rozwiązania i urodziła syna. Gdy jej sąsiedzi i krewni usłyszeli, że Pan okazał tak wielkie miłosierdzie nad nią, cieszyli się z nią razem. Ósmego dnia przyszli, aby obrzezać dziecię, i chcieli mu dać imię ojca jego, Zachariasza.
Jednakże matka jego odpowiedziała: «Nie, lecz ma otrzymać imię Jan».
Odrzekli jej: «Nie ma nikogo w twoim rodzie, kto by nosił to imię». Pytali więc znakami jego ojca, jak by go chciał nazwać.
On zażądał tabliczki i napisał: «Jan będzie mu na imię». I wszyscy się dziwili. A natychmiast otworzyły się jego usta, język się rozwiązał i mówił, wielbiąc Boga. I padł strach na wszystkich ich sąsiadów. W całej górskiej krainie Judei rozpowiadano o tym wszystkim, co się zdarzyło. A wszyscy, którzy o tym słyszeli, brali to sobie do serca i pytali: «Kimże będzie to dziecię?» Bo istotnie ręka Pańska była z nim.
Chłopiec zaś rósł i wzmacniał się duchem; a żył na pustkowiu aż do dnia ukazania się przed Izraelem.
Dziś moje „echo” jest trochę inne. To są jak zwykle rozważania z dzisiejszych czytań mszalnych, ale spisane dla konkretnego, szczególnego adresata. Jest nim niespełna dwuletnia dziewczynka, która dziś przyjęła chrzest. Zastanawiałem się, jaki mogę dać jej z tej okazji prezent i w końcu postanowiłem, że będzie odręcznie spisany list o poniższej treści. Tu na forum powinienem te same myśli ująć inaczej, cytatami i parafrazami związać je ze Pismem, nie unikać słów trudnych. Nie dam już rady tego dziś zrobić, taka odmiana formy ma swoje dobre strony i jeśli starałem się pisać w sposób zrozumiały dla małej dziewczynki, to i użytkownicy forum nie będą przecież mieli problemów z lekturą.
XXX,
dziś przyjęłaś chrzest. Jako daleki krewny zostałem zaproszony na tę uroczystość i chcę Ci podarować ten list jako pamiątkę naszego spotkania w tym szczególnym dniu. Mam nadzieję, że kiedyś go przeczytasz i znajdziesz w nim dla siebie coś cennego.
Dzień Twojego chrztu to szczególna, podwójna uroczystość. Jest to nie tylko niedziela – ten dzień tygodnia, w którym w sposób szczególny cieszymy się ze zmartwychwstania Chrystusa – ale także święto narodzenia Jana Chrzciciela. Z tą drugą okolicznością związane są teksty Pisma Świętego czytane w trakcie mszy świętej. Nie przepisuję ich tutaj, bo nie zmieściłyby się na tej kartce, ale zawsze będziesz mogła je znaleźć:
Iz 49, 1-6, Ps 139, Dz 13, 22-26, Łk 1, 57-66. 80
Wszystkie mówią o powołaniu: o tym, że na każdego człowieka czeka jakieś zadanie, takie, w którym spełni swoje najpiękniejsze marzenia.
Bóg przekazuje w tych słowach nam – mi, Tobie i każdemu słuchającemu – wiele różnych treści. Ja chciałbym podzielić się z Tobą kilkoma spośród nich.
Od pierwszych chwil Twojego istnienia, gdy stawałaś się malutką drobinką pod sercem Twojej mamy, byłaś kochana, wyczekiwana, upragniona. Nie tylko przez Twoich rodziców, ale też przez Boga. Nie przyszłaś na ten świat jako niespodziewany przybysz, lecz jako najbardziej wytęskniony gość. To właśnie to pragnienie, abyś przyszła na świat, powołało Cię do istnienia.
Kochające Cię osoby i cały świat czekają od tej chwili, abyś na tę miłość odpowiedziała. Żyjesz nie tylko dla siebie samej, lecz także po to, żeby się sobą samą dzielić z innymi. Przekazać dalej ten dar, który otrzymałaś od samego Twojego początku. Abyś Twoją dobrocią przynosiła na świat jeszcze więcej dobra.
Nie wiemy jeszcze, jak to ma się stać, kim będziesz w Twoim dorosłym życiu. Wiadomo jednak, że jest na świecie miejsce przygotowane specjalnie dla Ciebie. Są zadania, w których nikt Cię nie zastąpi. Najważniejszym z nich jest odnalezienie tej drogi. Na niej rozkwitnie wszystko, co w Tobie najpiękniejsze i przyniesiesz najwięcej szczęścia wszystkim, którzy na to czekają. Także Tobie.
Może to być życie ciche i niepozorne, ale na pewno ma być ono wielkie. Nie byle jakie, przeciętne i bezbarwne, lecz obfite, pełne, intensywne, niezwykłe.
W dniu Twojego chrztu życzę Ci, żebyś odnalazła tę drogę, Twoje powołanie, i żebyś poszła tą drogą. Niech Ci Bóg błogosławi!
YYY
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

http://brewiarz.pl/vi_18/2806/czyt2.php3?tekst=I
Mt 7, 21-29
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Nie każdy, kto mówi Mi: „Panie, Panie!”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Wielu powie Mi w owym dniu: „Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia?” Wtedy oświadczę im: „Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości”.
Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały rzeki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony.
Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały rzeki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki».
Gdy Jezus dokończył tych mów, tłumy zdumiewały się Jego nauką. Uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie tak jak ich uczeni w Piśmie.
http://brewiarz.pl/vi_18/2906/czyt.php3
Mt 16, 13-19
Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: «Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?»
A oni odpowiedzieli: «Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków».
Jezus zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?»
Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego».
Na to Jezus mu rzekł: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem ciało i krew nie objawiły ci tego, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr – Opoka, i na tej opoce zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego: cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie».
Dom, który runął. Mój dom. Wydawał się być taki stabilny, że nic go nie ruszy. Spadł deszcz, wezbrały rzeki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki. Tak mi się przynajmniej wydawało. W jakiejś mierze widzę ten upadek nadal, ale już nie jestem tego pewien. A może jednak on nie runął, bo na Skale był utwierdzony? Istotny jest nawet nie tyle wybór między tymi dwoma skrajnościami, lecz rozeznanie, na ile one opisują moje doświadczenie, i dlaczego tak się stało.
W ostatnich dniach było kilka czytań ze Starego Testamentu przeciwstawiających klęsce grzeszników - powodzenie bogobojnych. Nieprawy król z wielkim wojskiem przegrywa. Król ze słabą armią, ale pokładający ufność w Panu nawet nie musi walczyć i doznaje ocalenia. Wynika z tego bardzo prosty morał: ufaj Bogu, a będzie Ci się dobrze powodziło. Jednak dobrze wiemy, że tak nie jest. Nie chodzi tylko o to, że na naszych oczach prawi ludzie doznają niezasłużonego cierpienia, kochający małżonkowie są zdradzani i porzucani przez najbliższą osobę, doświadczają cierpienia swoich dzieci. Chrystus ufał Bogu całkowicie, a skatowany i wyszydzany konał w męczarniach na krzyżu.
Jego dom nie runął. Okazał się budowlą wzniesioną na skale. Jezus pokazuje Swoją męką, co było Jego domem. To nie było Ludzkie ciało. To nie był krąg najbliższych osób. To nie było piękno tego świata. Tu był tylko pielgrzymem, przechodniem, który miał do wypełnienia ważne zadanie. Robił to wszystko po to, żeby wrócić do domu, do Ojca. Podkreślał, że lisy mają nory i ptaki podniebne – gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć (Łk 9, 58). Czy to jest droga, którą nam wskazuje? Po prostu wyrzec się domu tutaj i przejść przez życie jak tułacz, oczekując schronienia i ciepła dopiero po tamtej stronie?
Wydaje mi się to głęboko sprzeczne ze zobowiązaniami, jakie składałem zawierając sakrament małżeństwa. Ja w gruncie rzeczy ślubowałem żonie budowanie domu, Pełnego miłości, uczciwości, bezpieczeństwa.
Poza tym Chrystus nie tylko podaje w Kazaniu na górze ogólne zasady. Potem, w rozmowie z Piotrem, sam pokazuje wznoszenie takiej budowli na ziemi: zapowiada budowę Kościoła. Oczywiście na skale, na opoce. Tą opoką ma być św. Piotr. Człowiek.
W sakramencie małżeństwa Bóg zagnieżdża w sercach małżonków fundament ich domu. Mówi mi: ty jesteś opoką, na której buduję wasz dom. Wypełniaj Moje słowa, a bramy piekielne go nie przemogą. Spadnie deszcz, wezbrą rzeki, zerwą się wichry i uderzą w ten dom. On jednak nie runie, bo na skale będzie utwierdzony. To jest obietnica. Mogę mieć dom trwały, który nie runie niezależnie od tego, co zrobi drugi człowiek, nawet ten, który ten dom wraz ze mną zakładał, osoba, bez której nie wyobrażam sobie tego domu.
Sądzę, że kluczem do tej obietnicy jest właściwe rozumienie sensu tego domu oraz warunku, jaki stawia Chrystus. Jest nim wypełnianie Jego słów. Jezus nie precyzuje, na czym owo wypełnianie ma polegać - w każdym razie nie robi tego w cytowanym wyżej fragmencie Kazania na górze, w pozostałych kreśli wręcz panoramę tej drogi - ale przestrzega przed przeciwieństwem tej postawy. Wstępem do przypowieści o dwóch domach jest obraz Sądu Ostatecznego. Jezus zapowiada, że nie przyjmie niektórych osób, które nazywają Go swoim Panem. Więcej: chodzi o osoby, które prorokowały mocą Jego imienia, wyrzucały złe duchy mocą Jego imienia, i czyniły wiele cudów mocą Jego imienia - a przynajmniej są przekonane, że takich czynów dokonywały. Czy rzeczywiście działały mocą Jego imienia, można mieć wątpliwości, skoro słyszą odpowiedź Pana: nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości. Chodzi zatem o ludzi, którzy słuchali Słowa, uznali je za własne, głosili, że są Jego wyznawcami, że działają w Jego imieniu, ale w rzeczywistości postępowali inaczej, dopuszczali się nieprawości z imieniem Boga na ustach, a tak naprawdę nigdy Go nie znali. Byli prorokami, lecz fałszywymi, takimi, przed którymi Jezus przestrzegał, wilkami w owczej skórze.
Boża obietnica jest dla tych, którzy postępują inaczej. Nie tylko słuchają Słowa, ale też je wypełniają, czynią je, pozwalają Bogu działać przez siebie. Również Je głoszą, również działają mocą Jego imienia - a w zasadzie naprawdę Je głoszą i naprawdę działają Jego mocą. W nich Słowo nie jest czymś zewnętrznym, narzędziem, którym człowiek się posługuje. Wpuszczają Je do swego wnętrza, tak, że staje się ich własnym głosem. Oni Je wypełniają - Ono ich wypełnia. Działają tym Słowem, żyją nim. Nie ma w nich rozdwojenia na treści głoszone i czynione, na komunikat zewnętrzny i prawdę ich serca.
Co jest domem takiego człowieka? Osoby, która ślubuje tak, że charyzmat sakramentu staje się częścią jej samej? Dla której wierność nie jest już zewnętrznym nakazem, lecz częścią ich tożsamości, a zdrada byłaby zaparciem się samego siebie?
Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, mam tylko niejasne przeczucia. Ten dom jest zarazem na zewnątrz takiej osoby, obejmuje przecież współmałżonka, ale również i przede wszystkim wewnątrz niej. Jego istotą jest miłość do Boga, do siebie i żony lub męża, do dzieci. Miłość wykraczająca poza bierne trwanie w wierności: aktywna, ciepła, otwarta, pełna tęsknoty, oczekiwania. Taki dom nie będzie pełen bez drugiej strony, pozostanie boleśnie pusty, przynajmniej po części, ale będzie istniał. Będzie schronieniem zawsze czekającym na człowieka, dającym mu to wszystko, co najbardziej potrzebne. Domem otwartym i promieniującym ciepłem na wszystkich, którzy go tworzą - współmałżonka, dzieci, ale też dla mnie samego. To będzie dom, w którym wciąż będą mieszkać moje marzenia, będzie miejsce na smutki i radość.
Obietnica takiego domu spełni się sama. Na ile będę żył Słowem, na tyle ten dom będzie istniał. Gdy to samo Słowo stanie się tylko hasłem na zewnątrz, a w środku moimi czynami zbuduję sobie inny świat, bez Boga, ten dom runie pod naporem burzy, a jego upadek będzie wielki.
To są dwa bieguny. Ja jestem między nimi. Każdym dobrym uczynkiem przesuwam się ku Skale, każdą nieprawością oddalam się od Niego. Kruszę fundamenty mojego domu, domu moich najbliższych, robię w nim wyłomy, czynię mniej zacisznym, ciepłym, bezpiecznym i narażam na niebezpieczeństwo katastrofy w godzinie próby. To nie jest jeden wybór między skałą a piachem, lecz trud dokonywania wyborów codziennie, wielokroć każdego dnia, przy kładzeniu najmniejszej cegiełki mojego życia. Wiem na pewno, że wiele z nich położyłem na piasku, bo tak było łatwiej. Jestem też przekonany, że wiele udało się postawić na opoce, że tworzą one jakiś dom zarazem Boży i na moją ułomną miarę, w którym możemy zamieszkać razem z moją żoną. Nie tracę nadziei, że zamieszkamy i będziemy dalej razem budować.
Zablokowany