https://brewiarz.pl/viii_18/1708p/czyt.php3
Ez 16, 1-15. 60. 63
Pan skierował do mnie te słowa: «Synu człowieczy, zapoznaj Jerozolimę z jej obrzydliwościami i powiedz: Tak mówi Pan Bóg do Jerozolimy: Z pochodzenia i urodzenia swego jesteś z ziemi Kanaan. Ojciec twój był Amorytą, a matka twoja – Chittytką. A twoje urodzenie: w dniu twego przyjścia na świat nie odcięto ci pępowiny, nie obmyto cię w wodzie, aby cię oczyścić; nie natarto cię solą i w pieluszki cię nie owinięto. Żadne oko nie okazało współczucia, aby spełnić względem ciebie jedną z tych posług przez litość dla ciebie. W dniu twego urodzenia wyrzucono cię na puste pole – przez niechęć do ciebie.
Oto Ja przechodziłem obok ciebie i ujrzałem cię, jak szamotałaś się we krwi. Rzekłem do ciebie, gdy byłaś we krwi: Żyj, rośnij! Jak trawę na polu cię uczyniłem. Rosłaś, wzrastałaś i doszłaś do wieku dojrzałego. Piersi twoje nabrały kształtu i włosy twoje stały się obfitsze. Ale byłaś naga i bez okrycia.
Oto przechodziłem obok ciebie i ujrzałem cię. Był to twój czas, czas miłości. Rozciągnąłem połę płaszcza mego nad tobą i zakryłem twoją nagość. Związałem się z tobą przysięgą i wszedłem z tobą w przymierze – mówi Pan Bóg – stałaś się moją. Obmyłem cię wodą, otarłem z ciebie krew i namaściłem olejkiem. Następnie przyodziałem cię wyszywaną szatą, obułem cię w trzewiki z miękkiej skórki, opasałem bisiorem i okryłem cię jedwabiem.
Ozdobiłem cię klejnotami, włożyłem bransolety na twoje ręce i naszyjnik na twoją szyję. Włożyłem też pierścień w twój nos, kolczyki w twoje uszy i wspaniały diadem na twoją głowę. Zostałaś ozdobiona złotem i srebrem, przyodziana w bisior oraz w szaty jedwabne i wyszywane. Jadałaś najczystszą mąkę, miód i oliwę. Stawałaś się z dnia na dzień piękniejsza i doszłaś aż do godności królewskiej. Rozeszła się twoja sława między narodami dzięki twojej piękności, bo była ona doskonała z powodu ozdób, w które cię wyposażyłem – mówi Pan.
Ale zaufałaś swojej piękności i wyzyskałaś swoją sławę na to, by uprawiać nierząd. Oddawałaś się każdemu, kto obok ciebie przechodził.
Ja jednak wspomnę o przymierzu, które z tobą zawarłem za dni twojej młodości, i ustanowię z tobą przymierze wieczne, abyś pamiętała i wstydziła się i abyś ze wstydu ust swoich nie otwarła wówczas, gdy ci przebaczę wszystko, co uczyniłaś» – mówi Pan Bóg.
Mt 19, 3-12
Faryzeusze przystąpili do Jezusa, chcąc Go wystawić na próbę, i zadali Mu pytanie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?»
On odpowiedział: «Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę? I rzekł: „Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem”. A tak już nie są dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela».
Odparli Mu: «Czemu więc Mojżesz przykazał dać jej list rozwodowy i odprawić ją?»
Odpowiedział im: «Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony, lecz od początku tak nie było. A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę – chyba że w wypadku nierządu – a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo».
Rzekli Mu uczniowie: «Jeśli tak ma się sprawa człowieka z żoną, to nie warto się żenić».
On zaś im odpowiedział: «Nie wszyscy to pojmują, lecz tylko ci, którym to jest dane. Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są także bezżenni, którzy ze względu na królestwo niebieskie sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje!»
Nie ma chyba dla Sycharu tekstu ważniejszego niż dzisiejsza Ewangelia. Jest to jednocześnie ustęp tak wszechstronnie i głęboko omówiony w trudnych do policzenia tekstach, że próba dodania do tego czegokolwiek wydaje się być przejawem wyjątkowo głupiej pychy. Jednak właśnie do tego wzywa nas Bóg każdego dnia: do odnalezienia w Jego Słowie tego, co dotąd mi nie było dane. A może to przyda się jeszcze komuś?
Kreślony przez proroka Ezechiela obraz narodu wybranego pokazuje życie każdego z nas. Moje. A w nim dwa kluczowe momenty. Pierwszy to początek życia, powołanie do życia, do istnienia. Drugi to przymierze po osiągnięciu dojrzałości. W obu prorok podkreśla nagość – bezbronność człowieka. W obu wkracza Bóg: daje dar, który można zmarnować, ale nie można go zniszczyć, bo ma w sobie ziarno świętości, swego Stwórcy, które nie podlega zepsuciu, przemijaniu, śmierci.
Chrystus odwołuje się do jednego z tych momentów. Jednocześnie wyraźnie zaznacza, że to jest ten drugi, następujący po pierwszym: dlatego opuści człowiek ojca i matkę. Wolno człowiekowi opuścić ojca i matkę, bo przystępuje do czegoś równie wielkiego, jak samo powołanie go do życia: do realizacji swojego dorosłego powołania. Więzi, które w tym momencie tworzy, są równie nierozerwalne, jak relacja dziecka i jego rodziców. Moja mama nigdy nie przestanie być moją mamą, a ja – jej synem; mój tata zawsze będzie moim tatą, a ja jego synem. Mogę się tego wyrzec, temu zaprzeczać, zapomnieć, ale to nic nie zmieni w fakcie konstytuującym naszą relację. Taki sam charakter ma przymierze zawarte ku realizacji mojego powołania - małżeństwo.
W obu tych momentach – powołania do życia i zawierania przymierza powołania – Bóg nie działa sam. Zaprasza do tego człowieka. Jemu powierzył władzę przekazywania życia i zawierania przymierza. Tym samym powierzył człowieka drugiemu człowiekowi. W kluczowych momentach jego życia, gdy jest najbardziej nagi i bezbronny, niezdolny do obrony. W przypadku narodzin wydaje się to oczywiste. Podobnie jest jednak w zawieraniu przymierza małżeńskiego: odsłaniam swoją nagość, zrywam wszystko, co mnie ochrania przed wzrokiem i przed ciosem, odsłaniam ciało i duszę, odsłaniam tak, że cios od tej drugiej osoby będzie nieuchronny, że nie będę miał przed nim obrony, że ból zadany przez tę drugą osobę będzie nieporównywalny z innym i może trwać aż do śmierci. Jednocześnie Bóg powierza mi drugiego człowieka w tej samej bezbronności: moją żonę i moje dzieci. Są zdane na moją miłość i odpowiedzialność. Jeśli ja im tego nie dam, będą zranieni do samego serca, raną taką, że nigdy nie da się jej do końca uleczyć.
Powiedzenie, że Bóg traktuje człowieka poważnie, brzmi w tym kontekście śmiesznie słabo, wydaje się być dalekie od powagi i mocy tego daru. Bóg nie powierza w ten sposób, w pewnym sensie bezgraniczny, kogokolwiek, lecz swoich ukochanych, swoje najdroższe, najukochańsze dzieci. Mnie, moją żonę, moje dzieci. Każda rana zadana jednej z tych osób boli go bardziej niż samego zranionego człowieka. Mimo to daje mi taką władzę i odpowiedzialność: powoływania do życia i zawierania przymierza nieodwołanego i tak potężnego, że nie ma już dwojga, lecz jest jedno ciało. Władzę stwarzania tego jednego ciała, którego wcześniej nie było, i stwarzania nowego życia z tego jednego ciała. Więcej – stwarzania miłością. Oba dary, obie władze, są nierozerwalnie związane z miłością, są owocem miłości, Bożej miłości, owocem samego Boga i człowieka jednocześnie.
Reakcja apostołów na odsłonięcie ogromu tego daru jest zarazem zdumiewająca i zrozumiała. Z jednej strony najbliżsi uczniowie Chrystusa zdają się zupełnie tego nie pojmować, skoro odpowiadają, że jeśli tak ma się sprawa człowieka z żoną, to nie warto się żenić. Nie jest to wyraz świadomości ich powołania do wyłącznej służby Bogu i Kościołowi, o której Jezus wspomina na końcu tej rozmowy. Z drugiej strony może to wskazywać właśnie na zrozumienie wagi tego, co usłyszeli, wagi odpowiedzialności, jaka spoczywa na małżonku. Taki moment bojaźni, uświadomienia sobie wymiaru powołania, jest chyba niezbędnym etapem drogi do zrozumienia tajemnicy małżeństwa. Drogi, którą stale mam kroczyć i której nigdy w tym życiu nie przemierzę do końca.