Echo Słowa

Pomogła Ci jakaś modlitwa? Któryś ze Świętych jest Ci szczególnie bliski?...

Moderator: Moderatorzy

Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

Pantop pisze: 21 sie 2018, 10:47 Być może jest tak, że cała ta przygoda jaką są doświadczenia związane z pobytem duszy w ciele są .. nie warte jednej łzy z naszego oka PONIEWAŻ są (one doświadczenia) bez znaczenia (nie mówiąc nawet o jakimkolwiek porównaniu) z doświadczeniem oczekującym nas po drugiej stronie.
Mi się wydaje, że są bezcenne. To paradoks, sprzeczność sama w sobie - ale wezwanie do radości przez łzy otwiera drogę wzwyż właśnie dzięki tym łzom.
Pantop pisze: 21 sie 2018, 10:47 Na ten przykład ja wyłem z:
- wściekłości
- żalu
- bólu
- straty
- niemocy
Teraz widzisz wezwanie: kochaj dalej, jeszcze mocniej, i w tym znajdź siłę do radości. Z samej miłości, nie z jej spełnienia. Wielkość tego wezwania płynie z siły Twojej wściekłości, żalu, bólu, straty, a szczególnie niemocy, bezsilności. Gdybyś był terminatorem, nie otrzymałbyś powołania tak wielkiego, ukazującego tak wielką Jego wiarę w Ciebie.
Piszę to w momencie, gdy właśnie legły ostatecznie w gruzach nadzieje na jakąkolwiek gotowość mojej żony do budowania czegokolwiek razem. Oczekuje ode mnie tyko kasy, a jak tego odmówię, to ma być bezpardonowa wojna. Wciąż modlę się o cud, ale innej drogi do ponownego bycia razem nie widzę. A kilka dni temu patrzyłem na nią zachwycony i miałem taką ochotę ją utulić, jak chyba nigdy od początku kryzysu. Nie wiem, co będzie jutro. Dziś piszę to, co czytasz poniżej. Napisałem to przed przeczytaniem Twojego postu. I przed lekturą postu Ozeasza, który w tych kilku słowach zawarł więcej treści niż ja w kilku akapitach.

https://brewiarz.pl/viii_18/2108p/czyt.php3
Ez 28, 1-10
Pan skierował do mnie te słowa: «Synu człowieczy, powiedz władcy Tyru: Tak mówi Pan Bóg: Ponieważ serce twoje stało się wyniosłe, powiedziałeś: Ja jestem Bogiem, ja zasiadam na Boskiej stolicy, w sercu mórz – a przecież ty jesteś tylko człowiekiem, a nie Bogiem, i rozum chciałeś mieć równy rozumowi Bożemu. Oto jesteś mądrzejszy od Daniela, żadna tajemnica nie jest ukryta przed tobą. Dzięki swej przezorności i sprytowi zdobyłeś sobie majątek i nagromadziłeś złota i srebra w swoich skarbcach. Dzięki swojej wielkiej przezorności, dzięki swoim zdolnościom kupieckim pomnożyłeś swoje majętności, a serce twoje stało się wyniosłe z powodu twego majątku.
Dlatego tak mówi Pan Bóg: Ponieważ rozum chciałeś mieć równy rozumowi Bożemu, oto dlatego sprowadzam na ciebie cudzoziemców – najsroższych spośród narodów. Oni dobędą mieczy przeciwko urokowi twojej mądrości i zbezczeszczą twój blask. Zepchną cię do dołu, i umrzesz śmiercią nagłą w sercu mórz. Czy będziesz jeszcze mówił: Ja jestem Bogiem – w obliczu swoich oprawców? Przecież będziesz tylko człowiekiem, a nie Bogiem w ręku tego, który cię będzie zabijał. Umrzesz śmiercią nieobrzezanych z ręki cudzoziemców, ponieważ Ja to postanowiłem» – mówi Pan Bóg.
Mt 19, 23-30
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Zaprawdę, powiadam wam: Bogatemu trudno będzie wejść do królestwa niebieskiego. Jeszcze raz wam powiadam: Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego».
Gdy uczniowie to usłyszeli, bardzo się przerazili i pytali: «Któż więc może być zbawiony?»
Jezus spojrzał na nich i rzekł: «U ludzi to niemożliwe, lecz u Boga wszystko jest możliwe».
Wtedy Piotr rzekł do Niego: «Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy?»
Jezus zaś rzekł do nich: «Zaprawdę, powiadam wam: Przy odrodzeniu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na swym tronie chwały, wy, którzy poszliście za Mną, zasiądziecie również na dwunastu tronach, aby sądzić dwanaście szczepów Izraela. I każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci, siostry, ojca, matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne posiądzie na własność.
Wielu zaś pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi».

Dzisiejsze czytania pokazują jeszcze mocniej to, co wczorajsze: jeśli moje bogactwo nie będzie dla mnie darem Bożym, czymś, co nie jest moją zasługą i należną mi własnością, to to będzie mnie oddzielać od Boga. I mogę to stracić, aby uświadomić sobie prawdę.
To dotyczy niesłychanie mocno szczęścia małżeńskiego. Przeżywałem je jako coś bardzo osobistego, dotyczącego relacji między mną a żoną. Nawet modlitwa dziękczynna za tę łaskę niemal automatycznie wchodziła w tory: dzięki Ci Panie, że dostaję takie szczęście od żony, że jestem taki dobry, że sam kocham. Bardzo trudne było przeżycie każdej takiej chwili jako daru od Niego.
Patrząc na kryzys z tej strony jest on darem, który uświadamia mi pochodzenie wcześniejszego daru. Darem bardzo bolesnym, ale cennym. Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli – błogosławieni, którzy nie utracili, a mieli świadomość Źródła miłości i szczęścia.
Mam teraz pełną jasność, że szczęśliwe lata naszej rodziny były Jego darem. Nie oznacza to jednak, że jest teraz łatwo podjąć starania o odbudowę. Pracuj nad sobą, stań się lepszym człowiekiem, bardziej wolnym, kochającym dojrzalej. Pokochaj siebie, doceń siebie. To słuszne wskazówki, ale zarazem balansowanie na krawędzi, bo jednocześnie konieczna jest pamięć o tym, że to wszystko, każdy krok do przodu, jest współdziałaniem z Jego łaską, i nie musi przynieść odrodzenia relacji; a jeśli przyniesie, to nie jest to zasługa mojej pracy nad sobą, lecz kolejny dar. Mam być silny i słaby jednocześnie, świadomy celu i posłusznie prowadzony, w pełni wolny – wolny nawet od własnych planów i oczekiwań. A jestem tylko człowiekiem... Na szczęście jestem aż człowiekiem, Jego ukochanym stworzeniem, odkupionym bezcenną Krwią Chrystusa.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/viii_18/2208p/czyt.php3
Mt 20, 1-16
Jezus opowiedział swoim uczniom następującą przypowieść:
«Królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy.
Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: „Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam”. Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił.
Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: „Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?” Odpowiedzieli mu: „Bo nas nikt nie najął”. Rzekł im: „Idźcie i wy do winnicy”.
A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: „Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych”. Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze.
Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: „Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzy znosiliśmy ciężar dnia i spiekotę”. Na to odrzekł jednemu z nich: „Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czyż nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje, i odejdź. Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?” Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi».
Ta perykopa ewangeliczna od pewnego czasu przywołuje u mnie dwie refleksje. Pamiętam dobrze, kiedy przyszła ta pierwsza, to było wkrótce po mojej wyprowadzce. Wtedy wyglądało na to, że z mojego małżeństwa po ludzku nie zostało nic. Ona wolała separację niż naprawianie czegokolwiek, ja byłem emocjonalnie zupełnie wypalony. Przyszłość wyglądała jak czarna otchłań wypełniona potworami. Myśli samobójczych nie było, ale tęsknota za śmiercią na pewno.
Wtedy uświadomiłem sobie, że jestem jednym z tych robotników najętych przez Pana w Jego winnicy. Czas mojej pracy skończy się o zachodzie słońca. Nie wcześniej. Rezygnując wcześniej wyrzekłbym się wszystkiego, co mi Pan obiecał. Zachodu słońca nie mogę i nie powinienem przyspieszać. To jest czas, który On odmierza. Przyjdzie niechybnie, nie wiem kiedy i nie muszę tego wiedzieć wcześniej. Gdy przyjdzie, na pewno tego nie przeoczę... Ta myśl dała mi pokój. Tęsknota za śmiercią przeszła.
Druga refleksja też wiąże się z niewiedzą. Robotnicy nie zrozumieli, dlaczego Pan daje tyle samo za tak różny wkład pracy. Ich sprzeciw jest intelektualnie w pełni zrozumiały. Bóg nie odwołuje się w odpowiedzi do logiki wprowadzonych przez Niego zasad. Nie tłumaczy, dlaczego tak zdecydował. Odwołuje się do Swojej woli i oczekuje akceptacji. Jego logiką jest dobro – tak wielkie, że nie jestem w stanie za nim rozumowo podążyć. Pan wręcz przestrzega przed taką próbą. Mówi po prostu: tak, tak postanowiłem i to jest najpełniejsze uzasadnienie, nie będzie innego.
Można to odnosić mniej lub bardziej bezpośrednio do osób przechodzących przez gehennę kryzysu i tych, którzy prowadzą w spokoju szczęśliwe życie ze swoim małżonkiem. Byłoby to jednak wielkie i nieuzasadnione zawężenie dość fundamentalnego przesłania. Nie wszystko muszę rozumieć. Może to przyjdzie później, może w tym życiu wcale. Mam prawo i może nawet obowiązek pytać dlaczego, ale pod warunkiem gotowości na tę najprostszą odpowiedź z Jego strony: bo tak. Dzięki Ci Panie za wszystko, co przede mną odsłaniasz, i za to, co pozostaje zakryte.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/viii_18/2308p/czyt.php3
Ez 36, 23-28
Tak mówi Pan:
«Chcę uświęcić wielkie imię moje, które zbezczeszczone jest pośród ludów, zbezczeszczone przez was pośród nich, i poznają ludy, że Ja jestem Pan, gdy okażę się Świętym względem was przed ich oczami.
Zabiorę was spośród ludów, zbiorę was ze wszystkich krajów i przyprowadzę was z powrotem do waszego kraju, pokropię was czystą wodą, abyście się stali czystymi, i oczyszczę was od wszelkiej zmazy i od wszystkich waszych bożków.
I dam wam serca nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, zabiorę wam serca kamienne, a dam wam serca z ciała. Ducha mojego chcę tchnąć w was i sprawić, byście żyli według mych nakazów i przestrzegali przykazań, i według nich postępowali. Wtedy będziecie mieszkać w kraju, który dałem waszym przodkom, i będziecie moim ludem, a Ja będę waszym Bogiem».
Ps 51 (50), 12-13. 14-15. 18-19
Stwórz, Boże, we mnie serce czyste *
i odnów we mnie moc ducha.
Nie odrzucaj mnie od swego oblicza *
i nie odbieraj mi świętego ducha swego.
Przywróć mi radość Twojego zbawienia *
i wzmocnij mnie duchem ofiarnym.
Będę nieprawych nauczał dróg Twoich *
i wrócą do Ciebie grzesznicy.
Ofiarą bowiem Ty się nie radujesz, *
a całopalenia, choćbym dał, nie przyjmiesz.
Boże, moją ofiarą jest duch skruszony, *
pokornym i skruszonym sercem Ty, Boże, nie gardzisz.
Mt 22, 1-14
Jezus w przypowieściach mówił do arcykapłanów i starszych ludu: «Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść.
Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: „Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę; woły i tuczne zwierzęta ubite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę!” Lecz oni zlekceważyli to i odeszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy, pozabijali.
Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić.
Wtedy rzekł swoim sługom: „Uczta weselna wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie”. Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala weselna zapełniła się biesiadnikami.
Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka nieubranego w strój weselny. Rzekł do niego: „Przyjacielu, jakże tu wszedłeś, nie mając stroju weselnego?” Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: „Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”. Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych».
Obrazy z przypowieści są jedynie swego rodzaju scenerią, tłem dla właściwej treści. Nie sądzę jednak, by było ono dobierane przez Chrystusa przypadkowo. Przeciwnie: to jeszcze jeden element niosący jakieś ważne przesłanie.
Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Dwoje ludzi łączy się za sobą jako mąż i żona. Dokonuje się święto miłości. Z tej okazji zostaje wyprawiona wielka uczta. Sam król zaprasza, by wszyscy jego bliscy cieszyli się tym, świętowali z nim i z jego synem, by przyszli i mieli swój udział w tej radości – radości miłości. Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który tak raduje się miłością dwojga ludzi, spełnieniem miłości swego dziecka, że wszystkich wzywa do udziału w tej radości.
Niech to pierwsze zdanie przypowieści będzie usprawiedliwieniem dla mojej fiksacji. Ja – dzisiaj – odczytuję te teksty z perspektywy małżeństwa i jego kryzysu.
Ustęp z księgi proroka Ezechiela jest oczywistą i wielką obietnicą. Wiemy jednak dobrze, że nie możemy jej tak po prostu odnieść do naszych relacji z małżonkiem, przynajmniej w życiu doczesnym. Bóg nie obiecuje każdemu z nas, że mąż czy żona na pewno do niego wróci. To jest wolność tego drugiego człowieka.
Ta obietnica jednak jest. Coś znaczy. Nie wiem, co może oznaczać pierwsza obietnica - powrót do kraju. Dwie następne zapowiedzi wydają się natomiast zrozumiałe.
Druga to oczyszczenie: pokropię was czystą wodą, abyście się stali czystymi, i oczyszczę was od wszelkiej zmazy i od wszystkich waszych bożków, ze wszystkich grzechów. Odpuszczenie win dokonuje się w sakramencie pojednania, a tu chyba jest zawarte jeszcze więcej. Bóg może mnie nawet wyrwać z moich uzależnień, pomóc przezwyciężyć skutki moich upadków. Stwórz, Boże, we mnie serce czyste – modli się Dawid po uświadomieniu sobie własnego grzechu. Dostrzega swoją małość, grzeszność i bezsilność – nie wiem, jak inni, ale ja to dobrze znam ze swojego kryzysu. I błaganie, by On nie odrzucał mnie od swego oblicza, nie odbierał mi świętego ducha swego. Dawid idzie dalej w swojej ufnej modlitwie: prosi o odnowienie tego ducha, o przywrócenie radości z Jego zbawienia, o ducha ofiarnego i ochoczego, gotowość do dzielenia się sobą z innymi.
Trzecia i główna część obietnicy przekazanej przez proroka Izajasza dotyczy właśnie spełnienia tej prośby: dam wam serca nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, zabiorę wam serca kamienne, a dam wam serca z ciała; Ducha mojego chcę tchnąć w was i sprawić, byście żyli, abyście znowu żyli, a nie tylko tęsknili za życiem, wspominali je, lamentowali nad jego stratą. Bóg chce tchnąć w każdego z nas, odebrać serce skamieniałe z bólu i dać serce nowe, tętniące Jego duchem, Jego miłością, która czerpie radość z dawania, z samej miłości i jej spełniania każdego dnia, choćby w samym sercu.
Doświadczyłem takiego spełnienia obietnicy. Moją żona wciąż nie chce być ze mną, ale Pan dał mi znów serce z ciała i znów mogę się radować tym, że kocham.
Moje życie ma być jakoś podobne do uczty wydanej z radości, dla uczczenia niezwykłego daru miłości. Zapraszam na nią przede wszystkim moją żonę. Ona jednak nie chce przyjść. Nikt nie może zająć jej miejsca, ale mogę dawać siebie innym na wiele sposobów. Czas, który spędzałbym z nią, mogę ofiarować innym. Zaprosić ich do radości z tego, że kocham, że wierzę, że sam zostałem zaproszony i obdarowany.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/viii_18/2508p/czyt.php3
Ez 43, 1-7a
Anioł poprowadził mnie ku bramie, która skierowana jest na wschód. I oto chwała Boga Izraela przyszła od wschodu, a głos Jego był jak szum wielu wód, a ziemia jaśniała od Jego chwały. Było to widzenie jak to, które miałem wtedy, gdy przyszedł, by zniszczyć miasto, widzenie jak tamto, które oglądałem nad rzeką Kebar. I upadłem na twarz.
A chwała Pańska weszła do świątyni przez bramę, która wychodziła na wschód. Wtedy uniósł mnie duch i zaniósł mnie na wewnętrzny dziedziniec. – A oto świątynia pełna była chwały Pańskiej.
I usłyszałem, jak ktoś mówił do mnie od strony świątyni, podczas gdy ów mąż stał jeszcze przy mnie. Rzekł do mnie: «Synu człowieczy, to jest miejsce tronu mojego, miejsce podstawy mych stóp, gdzie chcę na wieki mieszkać pośród Izraelitów».
Ps 85 (84), 9ab i 10. 11-12. 13-14
Będę słuchał tego, co Pan Bóg mówi: *
oto ogłasza pokój ludowi i swoim wyznawcom.
Zaprawdę, bliskie jest Jego zbawienie †
dla tych, którzy Mu cześć oddają, *
i chwała zamieszka w naszej ziemi.
Łaska i wierność spotkają się z sobą, *
ucałują się sprawiedliwość i pokój.
Wierność z ziemi wyrośnie, *
a sprawiedliwość spojrzy z nieba.
Pan sam szczęściem obdarzy, *
a nasza ziemia wyda swój owoc.
Sprawiedliwość będzie kroczyć przed Nim, *
a śladami Jego kroków zbawienie.
Mt 23, 1-1
Jezus przemówił do tłumów i do swych uczniów tymi słowami: «Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą.
Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi.
A wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy jesteście braćmi. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus.
Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony».
Słyszałem kiedyś na homilii, że ten ustęp ewangelii jest często przywoływany w czasie rekolekcji dla księży. Kapłani dostrzegają siebie w tym surowym obrazie kreślonym przez Chrystusa. Nie dlatego, że wśród nich króluje niepodzielnie postawa napiętnowana w tej perykopie, ale dlatego, że ona się zdarza i, chyba przede wszystkim, że jest ona zagrożeniem duchowym, nieustanną pokusą.
A dlaczego Kościół kieruje te słowa do mnie dzisiaj? Żebym słuchał księży, ale nie naśladował ich czynów? Pewnie coś w tym jest, ale mam przekonanie, że najważniejsze jest odniesienie tej krytyki do mnie samego, a nie do innych. Nie jestem księdzem, nie uczę religii. Jestem jednak chrześcijaninem, uczniem Chrystusa, członkiem Jego Kościoła. Samą tą przynależnością głoszę zasady zawarte w ewangelii z całym jej radykalizmem. Jestem cząstką tego Kościoła, mam w nim swoje powołanie i swoją odpowiedzialność. Jego świętość jest moją świętością, a słabość – moją słabością.
Jeśli spojrzę na to czytanie z perspektywy Kościoła i głoszonej przez niego prawdy o nierozerwalności małżeństwa słowa Chrystusa nagle nabierają niezwykłej ostrości. My katolicy głosimy tę nierozerwalność. My katolicy zdradzamy i rozwodzimy się. Zakłamujemy prawdę ewangelii na wiele sposobów, wątpimy w moc sakramentu. To nasza postawa jako Kościoła sprawia, że dramat rozpadu rodzin szerzy się tak zatrważająco. Wyobraźmy sobie sytuację, że wyznawana wiara i przynależność do Kościoła katolickiego byłyby rzeczywistą gwarancją, że taka osoba nie zdradzi, nie opuści, zawsze stanie po stronie wiernego i skrzywdzonego małżonka. Jak wtedy wyglądałby świat, jak wyglądałyby nasze rodziny? Z jaką siłą brzmiałby nasz głos, głos Kościoła, w obronie nierozerwalności węzła małżeńskiego?
Może Chrystus zwraca się w tym miejscu nie tylko do swoich uczniów - do uczniów Chrystusa! – lecz do innych, którzy go słyszą, choć są poza Kościołem, ale o tych, którzy są Kościołem: czyńcie i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Lubią zaszczytne miejsca i pierwsze krzesła w kościołach. Chcą, by im w mediach okazywano szacunek i żeby ludzie uznawali ich za moralny autorytet. A wy nie pozwalajcie nazywać się nauczycielami, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy jesteście braćmi. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus. Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony.
Czy nie powinniśmy, wzorem księży, odnieść tej gorzkiej wizji Kościoła do siebie?
Księga Ezechiela również mówi o świątyni, czyli o Kościele. Miejscu, które nie jest miejscem w sensie geograficznym, które nie jest budowlą, lecz wspólnotą napełnioną Duchem Świętym. A oto Kościół pełen chwały Pańskiej, Chrystus żywy w miłości swych uczniów, miłości mądrej, ofiarnej i wiernej, mówi do nas: to jest miejsce tronu mojego, miejsce podstawy mych stóp, gdzie chcę na wieki mieszkać pośród Was.
Ta wizja Kościoła nie jest mniej realna czy mniej prawdziwa niż ta ukazana w dzisiejszej ewangelii. Jedna jest przestrogą, druga wezwaniem. Kościół wypełniony Jego chwałą nie jest abstrakcyjnym wyobrażeniem czy stanem wyłącznie eschatologicznym. To nasze codzienne powołanie – czynić go takim tu i teraz. Z wiarą, że bliskie jest Jego zbawienie, wierność z ziemi wyrośnie, a Pan sam szczęściem obdarzy.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/viii_18/2608p/czyt.php3
Prz 8, 22-35
To mówi Mądrość Boża:
«Pan mnie stworzył, swe arcydzieło, przed swymi czynami, od dawna, od wieków jestem stworzona, od początku, nim ziemia powstała.
Jestem zrodzona, gdy jeszcze bezmiar wód nie istniał ani źródła, co wodą tryskają, i zanim góry stanęły. Poczęta jestem przed pagórkami, nim ziemię i pola uczynił, początek pyłu na ziemi.
Gdy niebo umacniał, z Nim byłam, gdy kreślił sklepienie nad bezmiarem wód, gdy w górze utwierdzał obłoki, gdy źródła wielkiej otchłani umacniał, gdy morzu stawiał granice, by wody z brzegów nie wyszły, gdy kreślił fundamenty pod ziemię. Ja byłam przy Nim mistrzynią, rozkoszą Jego dzień po dniu, cały czas igrając przed Nim, igrając na okręgu ziemi, znajdując radość przy synach ludzkich.
Więc teraz, synowie, słuchajcie mnie, szczęśliwi, co dróg moich strzegą. Przyjmijcie naukę i stańcie się mądrzy, pouczeń mych nie odrzucajcie. Błogosławiony ten, kto mnie słucha, kto co dzień u drzwi moich czeka, by czuwać u progu mej bramy, bo kto mnie znajdzie, ten znajdzie życie i uzyska łaskę u Pana».
Ga 4, 4-7
Bracia:
Gdy nadeszła pełnia czasu, Bóg zesłał swojego Syna, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo. Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: «Abba, Ojcze». A zatem nie jesteś już niewolnikiem, lecz synem. Jeżeli zaś synem, to i dziedzicem z woli Bożej.
J 2, 1-11
W Kanie Galilejskiej odbywało się wesele i była tam Matka Jezusa.
Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi do Niego: «Nie mają już wina».
Jezus Jej odpowiedział: «Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Jeszcze nie nadeszła godzina moja».
Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: «Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie».
Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych, przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary.
Rzekł do nich Jezus: «Napełnijcie stągwie wodą». I napełnili je aż po brzegi. Potem do nich powiedział: «Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu». Ci zaś zanieśli.
A gdy starosta weselny skosztował wody, która stała się winem, i nie wiedział, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli, przywołał pana młodego i powiedział do niego: «Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory».
Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie.
W opisie cudu w Kanie Galilejskiej są dwie wypowiedzi Maryi. Jedna jest skierowana do Jezusa: to jej modlitwa. Druga do sług – do nas. W ogóle w Piśmie Świętym jest niewiele słów Maryi. Poza pieśnią Magnificat jest to kilka zdań, w tym tylko do jedno skierowane do nas: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie. Maryja mówi do mnie to jedno zdanie i usuwa się w cień, nie chce zasłaniać sobą Chrystusa, nie chce, bym słuchał jej, tylko Jego. Ona tam jest – od tego zaczyna się dzisiejsza ewangelia – ale moje zmysły i uwaga mają być skierowane nie na nią, lecz na Niego. Bezpośrednio na Niego, ona nie stawia się w roli pośredniczki, nie prosi o wskazówki dla sług, nie powtarza Jego słów. Wie, że On jest tam obecny, że przemówi do każdego sam. Jej przesłanie, bijące z tych słów i z całego życia, nie ogranicza się jednak do samego słuchania – chce żebym słuchał czyniąc, wprowadzając to Słowo w czyn, w życie, żeby to Słowo stało się moim życiem.
Ciekawe jest połączenie mądrości Bożej z pierwszego czytania z radością, ba – nawet z rozkoszą i z zabawą. Mądrość, odwieczne Słowo, Logos, cały czas bawi się, igra przed Nim, jest Jego zabawą, igra na okręgu ziemi, wciąga w swój taniec niebo i ziemię, znajduje radość przy synach ludzkich, wchodzi do serca każdego, kto się na nią otworzy. Daje więcej, niż pokój i pogoda ducha: to jest radość, która tryska, igra, porusza. Jest szczęściem, co dróg jej strzegą, jest samym życiem tych, co ją znajdą. Życiem, które nie jest wegetacją i trwaniem, lecz ruchem, tańcem, zabawą, igraniem przed Nim i wraz z Nim.
Jezus nie rozpoczął swojej godziny od uleczenia chorego czy rozmnożenia chleba, nie od działań jakże poważnych i pożytecznych. Objawił swoją chwałę biorąc udział w uczcie weselnej. W świętowaniu ludzkiej miłości, świętowaniu radosnym. Pomnożył to, co nie służyło w tym momencie ciału, jego zdrowiu lub sile, lecz samej radości, cudownie przemienił wodę w wino, co rozwesela serce ludzkie. Pomógł ludziom cieszyć się ze święta miłości. Oni sami sobie pomogli słuchając – zachęceni przez Maryję – Jego Słowa i wprowadzając je w życie. W ten sposób On ich rękami dokonał cudu i pomnożył ich radość.
Pozwólmy Słowu rozgościć się w nas, igrać, rozweselić nas, porwać nas do weselnego tańca. Bóg po to je wysyła do naszych serc. A jeśli już mu pozwolimy w nas działać i mówić, to odezwie się w nas radosne: Abba, Ojcze!
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/viii_18/2708p/czyt.php3
2 Tes 1, 1-5. 11b-12
Paweł, Sylwan i Tymoteusz do Kościoła Tesaloniczan w Bogu, Ojcu naszym, i Panu Jezusie Chrystusie. Łaska wam i pokój od Boga, Ojca naszego, i Pana Jezusa Chrystusa!
Bracia, zawsze winniśmy Bogu za was dziękować, co jest rzeczą słuszną, bo wiara wasza bardzo wzrasta, a miłość wzajemna u każdego z was się pomnaża, i to tak, że my sami chlubimy się wami w Kościołach Bożych z powodu waszej cierpliwości i wiary we wszystkich waszych prześladowaniach i uciskach, które znosicie. Są one zapowiedzią sprawiedliwego sądu Boga; celem jego jest uznanie was za godnych królestwa Bożego, dla którego też cierpicie.
Oby Bóg nasz uczynił was godnymi swego wezwania i oby z mocą wypełnił w was wszelkie pragnienie dobra oraz działanie wiary. Aby w was zostało uwielbione imię Pana naszego, Jezusa Chrystusa – a wy w Nim – za łaską Boga naszego i Pana Jezusa Chrystusa.
Dziś chciałbym zaproponować najprostszy zabieg – odniesienie Słowa do konkretnej sytuacji, do kryzysu małżeńskiego.
Najpierw spotykamy wezwanie do wdzięczności za wzrost w wierze i w miłości wzajemnej, w relacji do Boga i do ludzi, a przede wszystkim do współmałżonka. Szczególny akcent jest położony na tę drugą relację – miłość wzajemna każdego z was się pomnaża i to tak, że my sami chlubimy się Wami w Kościołach Bożych. Kto się cieszy – sam Bóg.
Tego pomnożenia wiary i miłości wzajemnej, przede wszystkim do żony, doświadczyłem. Nie mam wątpliwości, że to był Jego dar. Właśnie dlatego z pewnym zdziwieniem przyjmuję te słowa do siebie i jakoś umiem przyjąć do wiadomości, że On sam chlubi się tym w Swoim Kościele.
Przyczyny tej chluby są rozwinięte w dalszej części zdania – z powodu waszej cierpliwości i wiary we wszystkich waszych prześladowaniach i uciskach, które znosicie. Te dwa oblicza kryzysu – doświadczenie bolesnej krzywdy odrzucenia, ataków, obelg, obmowy, często wręcz znęcania się – a z drugiej strony cierpliwości, wierności, nadziei i bliskości z Bogiem – to moje, ale przecież nie tylko moje doświadczenie.
Idźmy dalej. To wszystko jest zapowiedzią sprawiedliwego sądu Boga i jego celem jest was za godnych królestwa Bożego, dla którego też cierpicie. Nasz – moja postawa wierności, stanie na stanowisku nierozerwalności małżeństwa to zapowiedź Jego wyroku, potwierdzenie Jego prawdy. Cierpimy dla Niego, a celem jest nasza droga nieba, nasze zbawienie.
Oby tak się stało – oby Bóg uczynił nas godnymi Swego wezwania. Wróćmy do początku - oby On nas uczynił godnymi przyjęcia Jego wezwania do pomnożenia miłości do współmałżonka! Dalej – oby On mocą wypełnił w nas wszelkie pragnienie dobra, odarte z wszelkich planów. Kalkulacji, i pomysłów, ma być wypełnione mocą – Mocą Wszechmogącego! Oby On wypełnił w nas działanie wiary! Tej wiary, która góry przenosi. Wreszcie na koniec – oby w Was zostało uwielbione imię Pana naszego Jezusa Chrystusa – a wy w Nim, abyśmy my zostali uwielbieni w Nim – aby On chlubił się w Swoim Kościele nami, naszą wiarą i pomnożeniem naszej miłości. W ten niezwykły sposób dzisiejsze Słowo dopełnia się, potwierdzając zdumiewające przesłanie. Ten, który jest źródłem wszelkiego dobra we mnie i w Tobie, z nas czerpie Swoją chwałę w Kościele – za łaską Boga naszego i Pana Jezusa Chrystusa.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/viii_18/2808/czyt.php3
2 Tes 2, 1-3a. 14-17
W sprawie przyjścia Pana naszego, Jezusa Chrystusa, i naszego zgromadzenia się wokół Niego prosimy was, bracia, abyście się nie dali zbyt łatwo zachwiać w waszym rozumieniu ani zastraszyć bądź przez ducha, bądź przez mowę, bądź przez list, rzekomo od nas pochodzący, jakby już nastawał dzień Pański. Niech was w żaden sposób nikt nie zwodzi.
Po to wezwał was przez nasze głoszenie Ewangelii, abyście dostąpili chwały Pana naszego, Jezusa Chrystusa. Przeto, bracia, trwajcie niewzruszenie i trzymajcie się tradycji, o których zostaliście pouczeni bądź żywym słowem, bądź za pośrednictwem naszego listu. Sam zaś Pan nasz, Jezus Chrystus, i Bóg, Ojciec nasz, który nas umiłował i przez łaskę udzielił nam wiecznego pocieszenia i dobrej nadziei, niech pocieszy serca wasze i niech utwierdzi w każdym działaniu i dobrej mowie.
Każde małżeństwo jest do uratowania. Gdy Bóg z nami, któż przeciwko nam? Zwyciężymy i wkrótce nastąpi czas jego ponownego przyjścia. Jego – czyli męża lub żony. Choć osoby bliżej związane ze wspólnotą ostrzegają przed tak naiwnym odczytywaniem naszego charyzmatu, pokusa takiego myślenia w jakiejś mierze i na jakimś etapie kryzysu jest chyba powszechna.
Dzisiejsze Słowo nie odpowiada na nią jednoznacznie. Nie dajcie się zwieść, niech was w żaden sposób nikt nie zwodzi. Pan po to wezwał was przez Swoje Słowo, abyście dostąpili Jego chwały. Przeto trwajcie niewzruszenie w wierności. Sam Bóg, który nas umiłował i przez łaskę udzielił nam wiecznego pocieszenia i dobrej nadziei, niech pocieszy serca wasze i niech utwierdzi w każdym działaniu.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/viii_18/2908/czyt.php3
Jr 1, 17-19, Ps 71, Mk 6, 17-29
Pan skierował do mnie następujące słowa:
«Przepasz swoje biodra, wstań i mów wszystko, co ci rozkażę. Nie lękaj się ich, bym cię czasem nie napełnił lękiem przed nimi. A oto Ja czynię cię dzisiaj twierdzą warowną, kolumną ze stali i murem spiżowym przeciw całej ziemi, przeciw królom judzkim i ich przywódcom, ich kapłanom i ludowi tej ziemi. Będą walczyć przeciw tobie, ale nie zdołają cię zwyciężyć, gdyż Ja jestem z tobą – mówi Pan – by cię ochraniać».
Ps 71 (70), 1-2. 3-4a. 5-6. 15ab i 17
W Tobie, Panie, ucieczka moja, *
niech wstydu nie zaznam na wieki.
Wyzwól mnie i ratuj w Twej sprawiedliwości, *
nakłoń ku mnie swe ucho i ześlij ocalenie.
Bądź dla mnie skałą schronienia *
i zamkiem warownym, aby mnie ocalić,
bo Ty jesteś moją opoką i twierdzą. *
Boże mój, wyrwij mnie z rąk niegodziwca.
Bo Ty, mój Boże, jesteś moją nadzieją, *
Panie, Tobie ufam od młodości.
Ty byłeś moją podporą od dnia narodzin, †
od łona matki moim opiekunem, *
Ciebie zawsze wysławiałem.
Moje usta będą głosiły Twoją sprawiedliwość *
i przez cały dzień Twoją pomoc.
Boże, Ty mnie uczyłeś od mojej młodości *
i do tej chwili głoszę Twoje cuda.
Mk 6, 17-29
Herod kazał pochwycić Jana i związanego trzymał w więzieniu z powodu Herodiady, żony brata swego Filipa, którą wziął za żonę.
Jan bowiem wypominał Herodowi: «Nie wolno ci mieć żony twego brata». A Herodiada zawzięła się na niego i rada byłaby go zgładzić, lecz nie mogła. Herod bowiem czuł lęk przed Janem, znając go jako męża prawego i świętego, i brał go w obronę. Ilekroć go posłyszał, odczuwał duży niepokój, a przecież chętnie go słuchał.
Otóż chwila sposobna nadeszła, kiedy Herod w dzień swoich urodzin wyprawił ucztę swym dostojnikom, dowódcom wojskowym i osobom znakomitym w Galilei.
Gdy córka Herodiady weszła i tańczyła, spodobała się Herodowi i współbiesiadnikom. Król rzekł do dziewczęcia: «Proś mnie, o co chcesz, a dam ci». Nawet jej przysiągł: «Dam ci, o co tylko poprosisz, nawet połowę mojego królestwa».
Ona wyszła i zapytała swą matkę: «O co mam prosić?»
Ta odpowiedziała: «O głowę Jana Chrzciciela».
Natychmiast weszła z pośpiechem do króla i prosiła: «Chcę, żebyś mi zaraz dał na misie głowę Jana Chrzciciela».
A król bardzo się zasmucił, ale przez wzgląd na przysięgę i na biesiadników nie chciał jej odmówić. Zaraz też król posłał kata i polecił przynieść głowę jego. Ten poszedł, ściął go w więzieniu i przyniósł głowę jego na misie; dał ją dziewczęciu, a dziewczę dało swej matce.
Uczniowie Jana, dowiedziawszy się o tym, przyszli, zabrali jego ciało i złożyli je w grobie.
Przesłanie dzisiejszych czytań i święta jest oczywiste. To jest niezłomność w obronie Bożej prawdy. Została jednak pokazana na przykładzie nierozerwalności małżeństwa. Herod wziął sobie cudzą żonę i za życia jej męża z nią cudzołożył. Mówienie tej prawdy doprowadziło św. Jana Chrzciciela do męczeńskiej śmierci. Nie stało się tak dlatego, że trafił między pogan i głosił im prawa sprzeczne z ich tradycją. Przeciwnie. Herod uważał św. Jana za męża prawego i świętego. Chętnie go słuchał.
Słuchał go, ale nie słuchał. Nie zrywał z grzechem, wezwanie do nawrócenia pozostawało bezowocne. Jednocześnie owoc tego słowa chyba dojrzewał, skoro jego cudzołożna partnerka widziała w św. Janie zagrożenie. Żyjąc w grzechu chciała zabić prawdę.
Te dwie postacie to dobre figury przeciwieństw, na jakie napotyka nauka o nierozerwalności małżeństwa. Jedna grupa to ci, którzy w zasadzie wyznają te same zasady, ale w konkretnym przypadku, gdy dotyczy to ich samych, postępują wbrew nim. Drudzy to ci, którzy chcą zasady zniszczyć. Chcą, by to ich grzech stał zasadą, normą. Ci pierwsi słysząc głos prawdy i głos grzechu dokonują w końcu wyboru i decydują się zadać cios. Rozwód.
Dzisiejsze Słowo mówi jednak coś więcej. Zapowiada zwycięstwo jednej ze stron. Do tych, którzy żyją po stronie prawdy, mówi – przepasz swoje biodra, wstań i mów wszystko, co ci rozkażę. Nie lękaj się, bym cię czasem nie napełnił lękiem przed nimi. Oto ja czynię cię dzisiaj twierdzą warowną, kolumną ze stali i murem spiżowym przeciw całej ziemi.
Czujecie to, tę siłę, tę Bożą moc, stając naprzeciw głosom cudzołóstwa? Czy raczej czujemy lęk przed zalewem zła, w naszym domu i na świecie? Czujemy Moc czy bezradność?
Choć sam jestem słaby i nie mam wpływu na moją żonę, Ty Boże jesteś moją opoką i twierdzą. Jesteś moją nadzieją, moim powołaniem od samego początku, od dnia narodzin, wcześniej, od łona matki. W Tobie mam korzenie.
Dlatego Bóg mówi do każdego i każdej z nas. Będą walczyć przeciw tobie, ale nie zdołają cię zwyciężyć, bo Ja jestem z tobą – mówi Pan – by cię ochraniać.
Św. Jan Chrzciciel zwyciężył. Pamiętajmy jednak, jakie to było zwycięstwo. Nie zmusił cudzołożników do zaniechania grzechu. Jego głowę zaniesiono na misie w sam środek hucznej zabawy, ale to on zwyciężył, bo Bóg go warownią nie do zdobycia.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/viii_18/3008/czyt.php3
1 Kor 1, 1-9
Paweł, z woli Bożej powołany na apostoła Jezusa Chrystusa, i Sostenes, brat, do Kościoła Bożego w Koryncie, do tych, którzy zostali uświęceni w Jezusie Chrystusie i powołani do świętości wespół ze wszystkimi, co na każdym miejscu wzywają imienia Pana naszego, Jezusa Chrystusa, ich i naszego Pana.
Łaska wam i pokój od Boga Ojca naszego i Pana Jezusa Chrystusa! Bogu mojemu dziękuję wciąż za was, za łaskę daną wam w Chrystusie Jezusie. W Nim to bowiem zostaliście wzbogaceni we wszystko: we wszelkie słowo i wszelkie poznanie, bo świadectwo Chrystusowe utrwaliło się w was.
Nie doznajecie tedy braku żadnej łaski, oczekując objawienia się Pana naszego, Jezusa Chrystusa. On też będzie umacniał was aż do końca, abyście byli bez zarzutu w dzień Pana naszego, Jezusa Chrystusa.
Wierny jest Bóg, który powołał was do współuczestnictwa z Synem swoim, Jezusem Chrystusem, Panem naszym.
Mt 24, 42-51
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Czuwajcie, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. A to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o jakiej porze nocy nadejdzie złodziej, na pewno by czuwał i nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie.
Któż jest tym sługą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowił nad swoją służbą, żeby we właściwej porze rozdał jej żywność? Szczęśliwy ów sługa, którego pan, gdy wróci, zastanie przy tej czynności. Zaprawdę, powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem.
Lecz jeśli taki zły sługa powie sobie w duszy: „Mój pan się ociąga z powrotem”, i zacznie bić swoje współsługi, i będzie jadł i pił z pijakami, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna. Każe surowo go ukarać i wyznaczy mu miejsce z obłudnikami. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów».
Trwanie w wierności i samotności do końca życia to perspektywa, która mnie swego czasu wręcz paraliżowała. Wiem, że nie byłem w tych odczuciach odosobniony. Trudno zachęcić kogoś do takiego postępowania.
Bóg mówi w dzisiejszych czytaniach o terminie tego trwania. O tym, że nigdy nie wiemy, jak długo będzie ono trwało. Że nie mam powodu zakładać, że będzie to dłużej niż chwila. Mam po prostu żyć tak, żeby być gotowym na Jego przyjście w tej jednej chwili teraz. Tyle siły mieć w sobie. Każde myślenie, że jakiś tam czas to jeszcze dam radę, ale tyle lat to już ponad moje siły, nie jest od Niego. On mówi po prostu, żebym czuwał, żył z Nim tu i teraz. I że mam do tego wszystko, co mi jest potrzebne. Nim to bowiem zostałem wzbogacony we wszystko: we wszelkie słowo i wszelkie poznanie, nie doznaję tedy braku żadnej łaski, oczekując objawienia się Pana naszego, Jezusa Chrystusa. On też będzie umacniał mnie aż do końca, abym był bez zarzutu w dzień Pana naszego, Jezusa Chrystusa.
Wierny jest Bóg, który powołał mnie do współuczestnictwa z Synem swoim, Jezusem Chrystusem, Panem moim. To trwanie w tej chwili, to trwanie z nim. W wierności, bo wierny jest Bóg, który mnie powołał…
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/viii_18/3108/czyt.php3
1 Kor 1, 17-25
Bracia:
Nie posłał mnie Chrystus, abym chrzcił, lecz abym głosił Ewangelię, i to nie w mądrości słowa, by nie zniweczyć Chrystusowego krzyża. Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia.
Napisane jest bowiem: «Wytracę mądrość mędrców, a przebiegłość przebiegłych zniweczę». Gdzie jest mędrzec? Gdzie uczony? Gdzie badacz tego świata? Czyż nie uczynił Bóg mądrości świata głupstwem?
Skoro bowiem świat przez mądrość nie poznał Boga w mądrości Bożej, spodobało się Bogu przez głupstwo głoszenia słowa zbawiać wierzących. Tak więc, gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków – Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą. To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi.
Mt 25, 1-13
ezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść:
«Podobne będzie królestwo niebieskie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie pana młodego. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły z sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w swoich naczyniach. Gdy się pan młody opóźniał, senność ogarnęła wszystkie i posnęły.
Lecz o północy rozległo się wołanie: „Oto pan młody idzie, wyjdźcie mu na spotkanie!” Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. A nierozsądne rzekły do roztropnych: „Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną”. Odpowiedziały roztropne: „Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie”.
Gdy one szły kupić, nadszedł pan młody. Te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną, i drzwi zamknięto. Nadchodzą w końcu i pozostałe panny, prosząc: „Panie, panie, otwórz nam!” Lecz on odpowiedział: „Zaprawdę, powiadam wam, nie znam was”.
Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny».
Bóg wzywa mnie do roztropności i przezorności. Bóg przestrzega mnie przed mądrością świata. To jak w końcu ma być? Mam być roztropny, przewidywać, zastanawiać? Budować jakąś swoją mądrość tak po prostu po ludzku?
Nie wiem. To chyba nie jest do „rozgryzienia”. Trzeba po prostu przyjąć, że jest jednocześnie tak i tak. Sprzeczność? Dla Boga najwyraźniej nie.
Będę starał się posługiwać rozumem, na ile dam rady. A jednocześnie pamiętać, że to w istocie nie jest żadna mądrość. Że mądrość Krzyża przewyższa ją tak, że tamta moja jest przy niej niczym.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/viii_18/0109/czyt.php3
1 Kor 1, 26-31
Przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu! Według oceny ludzkiej niewielu tam mędrców, niewielu możnych, niewielu szlachetnie urodzonych.
Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał, co niemocne, aby mocnych poniżyć; i to, co nieszlachetnie urodzone według świata oraz wzgardzone, i to, co w ogóle nie jest, wyróżnił Bóg, by to, co jest, unicestwić, tak by się żadne stworzenie nie chełpiło wobec Boga.
Przez Niego bowiem jesteście w Chrystusie Jezusie, który stał się dla nas mądrością od Boga i sprawiedliwością, i uświęceniem, i odkupieniem, aby jak to jest napisane, «w Panu się chlubił ten, kto się chlubi».
Mt 25, 14-30
Jezus opowiedział swoim uczniom następującą przypowieść:
«Podobnie jest z królestwem niebieskim jak z pewnym człowiekiem, który mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obieg i zyskał drugie pięć. Tak samo i ten, który dwa otrzymał; on również zyskał drugie dwa. Ten zaś, który otrzymał jeden, poszedł i, rozkopawszy ziemię, ukrył pieniądze swego pana.
Po dłuższym czasie powrócił pan owych sług i zaczął rozliczać się z nimi.
Wówczas przyszedł ten, który otrzymał pięć talentów. Przyniósł drugie pięć i rzekł: „Panie, przekazałeś mi pięć talentów, oto drugie pięć talentów zyskałem”. Rzekł mu pan: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!”
Przyszedł również i ten, który otrzymał dwa talenty, mówiąc: „Panie, przekazałeś mi dwa talenty, oto drugie dwa talenty zyskałem”. Rzekł mu pan: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!”
Przyszedł i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: „Panie, wiedziałem, że jesteś człowiekiem twardym: żniesz tam, gdzie nie posiałeś, i zbierasz tam, gdzie nie rozsypałeś. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność!” Odrzekł mu pan jego: „Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że żnę tam, gdzie nie posiałem, i zbieram tam, gdzie nie rozsypałem. Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz – w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”».
Dziś liturgia stawia przede mną ten sam paradoks, co wczoraj, ale jeszcze mocniej. Nie sama mądrość – inteligencja, wiedza, roztropność itp. – ale w ogóle wszystko, co mógłbym sobie poczytać za moją mocną stronę, jest niczym. Bóg to unicestwia, by wyróżnić to, czego we mnie nie ma.
Jezus ukazuje to wyróżnienie szerzej. Mam stać się sługą, który nie ma nic własnego, lecz jedynie oczekuje od Pana, że ten powierzy mu Swój majątek. Dopiero wtedy mogę go dostać. I dostanę większy, niż kiedykolwiek zdobyłbym sam, z zadaniem pomnażania go. Po to, by Mu go oddać, ponownie dostać pomnożony i dalej mnożyć. Mam rozpoznać w sobie wszystkie talenty, ale nie jako moje, tylko Jego. Nie patrzeć, co mam, w czym jestem mocny, lecz być gotowym na to, że On każdą moją mocną stronę może unicestwić, a obdarzyć mnie tam, gdzie czułem się zupełnie bezsilny. Znać siebie i zarazem pamiętać, że siebie w ogóle nie znam, bo moje wady i zalety nie ograniczają Go w żadnym stopniu.
W tej chwili nie mam pojęcia, jak rozpoznawać tak rozumiane talenty, jak budować świadomość siebie inaczej, niż odwołując się do dotychczasowych doświadczeń. Wiem tyle, że chodzi o traktowanie wszystkiego jako Jego daru i wielką otwartość na zmianę.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/ix_18/1309/czyt.php3
Ps 139 (138), 1b-3. 13-14b. 23-24
Przenikasz i znasz mnie, Panie, *
Ty wiesz, kiedy siedzę i wstaję.
Z daleka spostrzegasz moje myśli, †
przyglądasz się, jak spoczywam i chodzę, *
i znasz wszystkie moje drogi.
Ty bowiem stworzyłeś moje wnętrze *
i utkałeś mnie w łonie mej matki.
Sławię Cię, że mnie tak cudownie stworzyłeś, *
godne podziwu są Twoje dzieła.
Przeniknij mnie, Boże, i poznaj moje serce, *
doświadcz mnie i poznaj moje myśli.
I zobacz, czy idę drogą nieprawą, *
a prowadź mnie drogą odwieczną.
Łk 6, 27-38
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. Jeśli cię kto uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi. Jeśli zabiera ci płaszcz, nie broń mu i szaty. Dawaj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje. Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie.
Jeśli bowiem miłujecie tych tylko, którzy was miłują, jakaż za to należy się wam wdzięczność? Przecież i grzesznicy okazują miłość tym, którzy ich miłują. I jeśli dobrze czynicie tym tylko, którzy wam dobrze czynią, jaka za to należy się wam wdzięczność? I grzesznicy to samo czynią. Jeśli pożyczek udzielacie tym, od których spodziewacie się zwrotu, jakaż za to należy się wam wdzięczność? I grzesznicy pożyczają grzesznikom, żeby tyleż samo otrzymać.
Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, ubitą, utrzęsioną i wypełnioną ponad brzegi wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie».
Jak Bóg mnie kocha? Od samego początku, całego. Czule. Utkał mnie w łonie mojej mamy z czułością. Przenika mnie wciąż. Najistotniejsze nie jest to, że On jest w stanie sięgnąć do najgłębszych zakamarków mojego serca, lecz to, że chce to robić. Pragnie poznania mnie, każdej mojej myśli, każdego kroku, każdego drgnienia emocji. Może również nimi kierować, zmieniać je, kształtować wedle Swojego zamysłu, ale tego już nie robi. Szanuje moją odrębność i wolność. Jednocześnie wskazuje mi odpowiedź na tę miłość: modlitwa o to przenikanie, o poznanie mnie, otwieranie się na tę obecność Boga we mnie, radość z Jego tak niezwykłej i przenikającej mnie obecności.
To jest dla mnie szkoła kochania. Pragnąć poznać jak najbliżej i jak najgłębiej ukochaną osobę. Towarzyszyć jej myślą wszędzie, przeniknąć ją i radować się tym połączeniem dusz. Pragnąć być poznanym, otworzyć się przed nią. I jednocześnie robić to z taką delikatnością i tak stanowczym poszanowaniem jej wolności, aby nie był to ciężar, tylko radość wspólnego pragnienia.
Ewangelia to druga lekcja miłości. Chrystus mówi nie tylko o różnych osobach wokół nas, lecz także o różnej postawie i zachowaniu naszych najbliższych. Kochaj drugą osobę wtedy, gdy cię miłuje, i wtedy, gdy cię nienawidzi, przeklina i znieważa, gdy okazuje ci zupełną obojętność, traktuje cię jak powietrze. Gdy całuje i gdy policzkuje. Gdy oddaje ci to, co tobie należne, i gdy ci tego odmawia. Dawaj jej wtedy jeszcze więcej. Nie osądzaj jej, lecz kieruj się miłosierdziem. Cóż to za sztuka trwać w miłości, gdy jest się kochanym, gdy moja miłość jest od razu odwzajemniona? Jestem uczniem Chrystusa i moja miłość ma nie tylko być wzorowana na Jego miłości, ale może i powinna z Jego miłości czerpać. Powinienem i mogę kochać będąc krzywdzonym. Kochać każdego. A ileż bardziej tę osobę, z którą Bóg tak mnie złączył, że staliśmy się jednym ciałem, powołał nas do tego, byśmy się nawzajem kochali, znali, przenikali, będąc każdy sobą w pełnej wolności...
Bardzo potrzebowałem dziś tego słowa. Sprowadza do pionu, stawia na nogi, na mocnym fundamencie właśnie w tej chwili, gdy sam z siebie zacząłem się chwiać. To, czego Jezus od mnie oczekuje, jest ponad ludzkie siły. Jest możliwe tylko z Nim, a i tak jest niesłychanie trudne. Gdy najdotkliwiej dopada mnie poczucie opuszczenia i odrzucenia, mam odpowiedzieć na nie czymś dokładnie przeciwnym, pokochać bardziej wiedząc, że wtedy ból tego odrzucenia będzie jeszcze silniejszy.
Jezus zamyka to największe i najtrudniejsze przykazanie obietnicą. Dawajcie miłość tak, a tak będzie wam dana; miarę dobrą, ubitą, utrzęsioną i wypełnioną ponad brzegi wsypią w zanadrza wasze. Ja mam tylko dać ten mój okruch pragnienia, a On wypełni mnie aż po brzegi miłością zahartowaną, pełną pokoju i pewności. Nie obiecuje, że nie będzie bolało, ale na pewno chcę iść w kierunku takiego daru.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/ix_18/1409/czyt.php3
Lb 21, 4b-9
W owych dniach podczas drogi lud stracił cierpliwość. I zaczęli mówić przeciw Bogu i Mojżeszowi: «Czemu wyprowadziliście nas z Egiptu, byśmy tu na pustyni pomarli? Nie ma chleba ani wody, a uprzykrzył się nam już ten pokarm mizerny».
Zesłał więc Pan na lud węże o jadzie palącym, które kąsały ludzi, tak że wielka liczba Izraelitów zmarła. Przybyli zatem ludzie do Mojżesza, mówiąc: «Zgrzeszyliśmy, szemrząc przeciw Panu i przeciwko tobie. Wstaw się za nami do Pana, aby oddalił od nas węże». I wstawił się Mojżesz za ludem.
Wtedy rzekł Pan do Mojżesza: «Sporządź węża i umieść go na wysokim palu; wtedy każdy ukąszony, jeśli tylko spojrzy na niego, zostanie przy życiu». Sporządził więc Mojżesz węża z brązu i umieścił go na wysokim palu. I rzeczywiście, jeśli kogoś wąż ukąsił, a ukąszony spojrzał na węża z brązu, zostawał przy życiu.
Flp 2, 6-11
Chrystus Jezus, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w tym, co zewnętrzne, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego też Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych, i aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca.
J 3, 13-17
Jezus powiedział do Nikodema:
«Nikt nie wstąpił do nieba, oprócz Tego, który z nieba zstąpił, Syna Człowieczego.
A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne.
Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony».
Panie, dlaczego wyprowadziłeś mnie na pustynię? Czy po to, żebym tu powoli umierał w samotności? Czy moje małżeństwo było Egiptem, krajem niewoli?
Chrystus ogołocił samego siebie. Sam, posłuszny Ojcu, wyszedł na najgłębszą pustynię i pozostał tam aż do śmierci, a była to śmierć krzyżowa. Bóg nie tłumaczy mi, dlaczego tak się stało, tylko przede wszystkim wychodzi na tę pustynię za mną. To jest Jego najważniejsza odpowiedź.
Rozmowa z Nikodemem przynosi jedynie pewne uzupełnienie. Bóg nie posłał Swego Syna na pustynię po to, żeby potępił, ale po to, żeby zbawił. Moja pustynia nie jest wyrazem potępienia, lecz drogą zbawienia. Po części jest tu także zawarta odpowiedź na pytanie, ale nieco odwrócone. Nie „dlaczego?”, lecz „po co?” Trzeba, aby wywyższono Syna Człowieczego. Potrzebuję tego widoku. Dopiero na pustyni oczy wiary otwierają się i mogę Go naprawdę zobaczyć. Wywyższenie w skrajnym uniżeniu. Jezus uniżył samego siebie aż do samego dna i dlatego też Bóg wywyższył Go nad wszystko.
Ja też potrzebuję tego uniżenia i ogołocenia, aby dostrzec wywyższenie Boga i żeby zostać przez Niego wywyższonym. To nie są wydarzenia, które następują po sobie w chronologicznej kolejności. To jest Boża rzeczywistość poza czasem. To się dzieje tu i teraz. Jestem uniżony i ogołocony, jeszcze nie do końca, lecz na tę dalszą drogę powinienem być gotowy. I właśnie w tym Bóg już teraz mnie wywyższa, bo otwiera mnie na Swoją obecność, ukazuje mi Siebie, przygarnia mnie do Siebie, bierze ze Sobą. W miarę, jak pozwalam Mu sączyć we mnie Jego miłość, już teraz, na tej pustyni, dotykam nieba.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/ix_18/1509p/czyt.php3
Hbr 5, 7-9
Chrystus podczas swojego życia doczesnego z głośnym wołaniem i płaczem zanosił gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości.
A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają.
Ps 31 (30), 2-3b. 3c-4. 5-6. 15-16. 20
Panie, do Ciebie się uciekam: †
niech nigdy nie doznam zawodu, *
wybaw mnie w sprawiedliwości Twojej.
Nakłoń ku mnie Twe ucho, *
pospiesz, aby mnie ocalić.
Bądź dla mnie skałą schronienia, *
warownią, która ocala.
Ty bowiem jesteś moją skałą i twierdzą, *
kieruj mną i prowadź przez wzgląd na swe imię.
Wydobądź z sieci zastawionej na mnie, *
bo Ty jesteś moją ucieczką.
W ręce Twoje powierzam ducha mego: *
Ty mnie odkupisz, Panie, wierny Boże.
Ja zaś pokładam ufność w Tobie, Panie, *
i mówię: «Ty jesteś moim Bogiem».
W Twoim ręku są moje losy, *
wyrwij mnie z rąk wrogów i prześladowców.
Jakże jest wielka dobroć Twoja, Panie, *
którą zachowałeś dla bogobojnych.
Okazujesz ją tym, którzy uciekają się do Ciebie *
na oczach ludzi.
J 19, 25-27
Obok krzyża Jezusa stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena.
Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: «Niewiasto, oto syn Twój». Następnie rzekł do ucznia: «Oto Matka twoja».
I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.
Dla dzisiejszych rozważań ważny wydaje mi się również Psalm 22:
Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?
Daleko od mego Wybawcy słowa mego jęku.
3 Boże mój, wołam przez dzień, a nie odpowiadasz,
[wołam] i nocą, a nie zaznaję pokoju.
4 A przecież Ty mieszkasz w świątyni,
Chwało Izraela!
5 Tobie zaufali nasi przodkowie,
zaufali, a Tyś ich uwolnił;
6 do Ciebie wołali i zostali zbawieni,
Tobie ufali i nie doznali wstydu.
7 Ja zaś jestem robak, a nie człowiek,
pośmiewisko ludzkie i wzgardzony u ludu.
8 Szydzą ze mnie wszyscy, którzy na mnie patrzą,
rozwierają wargi, potrząsają głową:
9 «Zaufał Panu, niechże go wyzwoli,
niechże go wyrwie, jeśli go miłuje».
10 Ty mnie zaiste wydobyłeś z matczynego łona;
Ty mnie czyniłeś bezpiecznym u piersi mej matki.
11 Tobie mnie poruczono przed urodzeniem,
Ty jesteś moim Bogiem od łona mojej matki,
12 Nie stój z dala ode mnie, bo klęska jest blisko,
a nie ma wspomożyciela.
13 Otacza mnie mnóstwo cielców,
osaczają mnie byki Baszanu.
14 Rozwierają przeciwko mnie swoje paszcze,
jak lew drapieżny i ryczący.
15 Rozlany jestem jak woda
i rozłączają się wszystkie moje kości;
jak wosk się staje moje serce,
we wnętrzu moim topnieje.
16 Moje gardło suche jak skorupa,
język mój przywiera do podniebienia,
kładziesz mnie w prochu śmierci.
17 Bo [sfora] psów mnie opada,
osacza mnie zgraja złoczyńców.
Przebodli ręce i nogi moje,
18 policzyć mogę wszystkie moje kości.
A oni się wpatrują, sycą mym widokiem;
19 moje szaty dzielą między siebie
i los rzucają o moją suknię.
20 Ty zaś, o Panie, nie stój z daleka;
Pomocy moja, spiesz mi na ratunek!
21 Ocal od miecza moje życie,
z psich pazurów wyrwij moje jedyne dobro,
22 wybaw mnie od lwiej paszczęki
i od rogów bawolich - wysłuchaj mnie!
23 Będę głosił imię Twoje swym braciom
i chwalić Cię będę pośród zgromadzenia:
24 «Chwalcie Pana wy, co się Go boicie,
sławcie Go, całe potomstwo Jakuba;
bójcie się Go, całe potomstwo Izraela!
25 Bo On nie wzgardził ani się nie brzydził nędzą biedaka,
ani nie ukrył przed nim swojego oblicza
i wysłuchał go, kiedy ten zawołał do Niego».
26 Dzięki Tobie moja pieśń pochwalna płynie w wielkim zgromadzeniu.
Śluby me wypełnię wobec bojących się Jego.
27 Ubodzy będą jedli i nasycą się,
chwalić będą Pana ci, którzy Go szukają.
«Niech serca ich żyją na wieki».
28 Przypomną sobie i wrócą
do Pana wszystkie krańce ziemi;
i oddadzą Mu pokłon
wszystkie szczepy pogańskie,
29 bo władza królewska należy do Pana
i On panuje nad narodami.
30 Tylko Jemu oddadzą pokłon wszyscy, co śpią w ziemi,
przed Nim zegną się wszyscy, którzy w proch zstępują.
A moja dusza będzie żyła dla Niego,
31 potomstwo moje Jemu będzie służyć,
opowie o Panu pokoleniu przyszłemu,
32 a sprawiedliwość Jego ogłoszą ludowi, który się narodzi:
«Pan to uczynił».

Z głośnym wołaniem i płaczem zanosimy nasze prośby i błagania do Tego, który może nas wybawić od śmierci. Jakiej śmierci? Czy tej fizycznej – czy modlimy się o nieśmiertelność tu na ziemi? Czy o nią modlił się Jezus w Ogrójcu – niech mnie ominie ten kielich? Czy o nią modlił się na krzyżu słowami Psalmu 22? Został wysłuchany dzięki swej uległości: Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie! (Łk 22, 42). Chwilę wcześniej polecił konkretną modlitwę towarzyszącym Mu apostołom: módlcie się, abyście nie ulegli pokusie (Łk 22, 40). Spójrzmy na dynamikę modlitwy o Boży ratunek w psalmie czytanym dzisiaj i w tym wykrzyczanym przez Jezusa na krzyżu.
Początkiem jest przejmujące poczucie odrzucenia i opuszczenia. Rozdzierający ból bierze się stąd, że odczuwam obojętność wobec mojego cierpienia ze strony tej osoby, którą kocham najbardziej i która powinna najmocniej mnie kochać. Mimo tego właśnie do niej się zwracam, by była moim ocaleniem. Jeżeli w tej kluczowej chwili na pierwszym miejscu jest człowiek, to doznam zawodu, który mnie pogrąży. Jeżeli stąd, z dna rozpaczy zwracam się do Boga, zaczyna się inny scenariusz. Wyrażam ufność, że On jest skałą, warownią, ucieczką, Tym, którym zaufali moi poprzednicy w wierze, Tym, który zbawia. Tak odkrywam tę prawdę, dociera do mnie i zmienia mój ból w pieśń uwielbienia. Cierpienie trwa nadal, ale jestem zdolny chwalić dobroć Boga i radować się nią. Głoszę ją innym, choć wrogowie i prześladowcy zła nadal mnie otaczają, moja modlitwa wznosi się ponad ich szyderstwa. Bóg staje moim wybawieniem, moja dusza będzie żyła dla Niego. Pan to uczynił. Takie jest Jego wybawienie, od takiej śmierci nas zbawia - od zwątpienia, od odwrócenia się od Niego, od pójścia własną drogą.
Bolesne doświadczenie, które nas łączy, nie polega na bólu fizycznym, lecz na odtrąceniu i porzuceniu przez najbliższego nam człowieka. Choć Chrystus w jakimś stopniu przeżył także to, o czym najdobitniej świadczą Jego słowa o opuszczeniu przez Boga, to w obrazie męki cierpienie ciała wręcz przesłania cierpienie Jego duszy. Ból stojącej pod krzyżem Maryi jest jakoś bliższy naszemu. Wydaje mi się, że było to nie tylko współcierpienie z ukochanym Synem, ale także, a może nawet przede wszystkim, właśnie poczucie odtrącenia przez Niego.
Zwróciłem już kiedyś uwagę na to, jak surowe są odnotowane w ewangeliach słowa Jezusa do Jego matki. Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? (J 2, 4) Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? (Łk 2, 49) Bardzo wymowna jest scena, w której Maryja wraz z bliskimi chce spotkać się z Jezusem, a on odmawia i pokazuje słuchających Jego słów jako swoich braci (Mt 12, 46-50; Mk 3, 31-35; Łk 8, 19-21). Potem Jezus jeszcze mocniej kwestionuje wyjątkowość roli Swej matki odpowiadając na słowa błogosławieństwa anonimowej kobiety pod adresem Maryi (Łk 11, 27-28). Nie ma wątpliwości, że te Jego słowa docierały do niej i sprawiały trudny do wyobrażenia ból. Pismo nie mówi nam wprost, w jakim stopniu Maryja rozumiała misję swego Syna. Była jednak w owej grupie rodzinnej, która nie tylko chciała Go spotkać, ale też jakoś powstrzymać, mówiono wręcz, że odszedł od zmysłów (Mk 3, 20-21). Czy rozumiała Jego wybór bardziej, gdy towarzyszyła Mu na Golgocie? Czy nie myślała raczej o tym, że On poddając się męce na jej oczach świadomie nakładał na nią ból nie do zniesienia? Wreszcie same słowa testamentu z krzyża, czytane w czasie dzisiejszej liturgii, także mogły być odczytane jako odtrącenie: teraz to on będzie twoim synem, nie Ja. Ewangelista pisze o matce i uczniu, którego Jezus miłował, a nie o uczniu i matce, którą miłował...
Nie wątpliwości, że Jezus kochał Maryję miłością pełną, której nie potrafię pojąć. I że ona Go kochała do końca, wzrastała w tej miłości. Nie była to jednak miłość sielankowa, płynąca z intelektualnej więzi i rozumienia postępowania Syna, ze świadomości, na czym polega Jego misja. Wręcz przeciwnie: to była ufność wbrew wszystkiemu, podtrzymywana wtedy, gdy całe jej jestestwo krzyczało przeciw temu, co się dzieje. I ona też poszła drogą modlitwy od wykrzyczenia opuszczenia, przez uczepienie się Skały, aż po hymn pochwalny i radość z niewysłowionej dobroci Boga, jej Syna.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/ix_18/1609/czyt.php3
Iz 50, 5-9a
Pan Bóg otworzył mi ucho, a ja się nie oparłem ani się nie cofnąłem. Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem.
Pan Bóg mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam.
Blisko jest Ten, który mnie uniewinni. Kto się odważy toczyć spór ze mną? Wystąpmy razem! Kto jest moim oskarżycielem? Niech się zbliży do mnie!
Oto Pan Bóg mnie wspomaga. Któż mnie potępi?
Ps 116A (114), 1b-2. 3-4. 5-6. 8-9
Miłuję Pana, albowiem usłyszał *
głos mego błagania,
bo skłonił ku mnie swe ucho *
w dniu, w którym wołałem.
Oplotły mnie więzy śmierci, †
dosięgły mnie pęta Otchłani, *
ogarnął mnie strach i udręka.
Ale wezwałem imienia Pana: *
«Panie, ratuj moje życie!»
Pan jest łaskawy i sprawiedliwy, *
Bóg nasz jest miłosierny.
Pan strzeże ludzi prostego serca: *
byłem w niedoli, a On mnie wybawił.
Uchronił bowiem moją duszę od śmierci, *
oczy od łez, nogi od upadku.
Będę chodził w obecności Pana *
w krainie żyjących.
Mk 8, 27-35
Jezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: «Za kogo uważają Mnie ludzie?»
Oni Mu odpowiedzieli: «Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków».
On ich zapytał: «A wy za kogo Mnie uważacie?»
Odpowiedział Mu Piotr: «Ty jesteś Mesjasz». Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili.
I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy wiele musi wycierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że zostanie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa.
Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: «Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku».
Potem przywołał do siebie tłum razem ze swoimi uczniami i rzekł im: «Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je».
Słowa z księgi proroka Izajasza towarzyszą mi często w trudnych chwilach. Pan Bóg mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam. Jestem tu, gdzie jestem, bo słucham Jego Słowa. Pan Bóg otworzył mi ucho, a ja się nie oparłem ani się nie cofnąłem. Wystawiłem się na ciosy, na odrzucenie. Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami. Blisko jest Ten, który mnie uniewinni. Kto się odważy toczyć spór ze mną? Oto Pan Bóg mnie wspomaga. Któż mnie potępi?
Niemal tę samą treść, choć innymi słowami, wyraża psalm. Oplotły mnie więzy śmierci, dosięgły mnie pęta Otchłani, ogarnął mnie strach i udręka - ale wezwałem imienia Pana i usłyszał głos mego błagania, bo skłonił ku mnie swe ucho w dniu, w którym wołałem. Wołam: Panie, ratuj moje życie! – a On chroni moją duszę od śmierci, oczy od łez, nogi od upadku. Otarł moje łzy, nie pozwolił mi zejść na złą drogę. Bóg nasz jest miłosierny! Będę chodził w obecności Pana w krainie żyjących.
Moją uwagę przykuł szczególnie jeden werset: Pan strzeże ludzi prostego serca. Tych, których tak znaczy tak, miłość i wierność to miłość i wierność. Tak po prostu i zwyczajnie, niezależnie od zawirowań świata.
Ewangelia pokazuje podobną dynamikę raz jeszcze, ale w formie bardziej złożonej i bogatszej. Punktem wyjście jest uznanie Jezusa za Mesjasza, za Zbawiciela. Za Skałę, za źródło życia i miłości. Następnie wkracza pokusa życia bez krzyża i poprawiania woli Bożej. To nie jest zamysł Boga: zejdź Mi z oczu, szatanie! Punkt kulminacyjny tej perykopy stanowi wezwanie do wzięcia swojego krzyża, skierowane już nie tylko do apostołów i uczniów, ale do wszystkich. Zamyka ją przestroga i obietnica: kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je. Moje małżeństwo, moja miłość do żony i jej do mnie zdawały mi się być całym życiem. Gdy to padło, dla Niego i dla Ewangelii podjąłem bolesne życie w samotności. Wtedy On dał mi znowu tę miłość, piękniejszą i dojrzalszą niż przedtem. Ona, ten piękny dar od Niego, jest teraz zarazem krzyżem i źródłem radości. Osadza mnie w osamotnieniu i z niego wyrywa. Pan Bóg mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam. Doznam, już doznaję, Jego pocieszenia i mocy.
Zablokowany