1 Tes 4, 1-8
Mt 25, 1-13Bracia, prosimy was i napominamy w Panu Jezusie: zgodnie z tym, co od nas przejęliście o sposobie postępowania i podobania się Bogu – jak już zresztą postępujecie – stawajcie się coraz doskonalszymi! Wiecie przecież, jakie nakazy daliśmy wam w imię Pana Jezusa.
Albowiem wolą Bożą jest wasze uświęcenie: powstrzymywanie się od rozpusty, aby każdy umiał utrzymywać własne ciało w świętości i we czci, a nie w pożądliwej namiętności, jak to czynią nie znający Boga poganie. Niech nikt w tej sprawie nie wykracza i nie oszukuje brata swego, bo jak wam to przedtem powiedzieliśmy, zapewniając uroczyście: Pan jest mścicielem tego wszystkiego. Albowiem nie powołał nas Bóg do nieczystości, ale do świętości. A więc kto te słowa odrzuca, nie człowieka odrzuca, lecz Boga, który przecież daje wam swego Ducha Świętego.
W ostatnich dniach Jezus przypominał, że sama modlitwa i inne praktyki religijne to za mało. Teraz pokazuje konieczność połączenia dewocji z życiem z drugiej strony. Gdy Pan przyjdzie w Swojej chwale, wszyscy będziemy chcieli radośnie zakrzyknąć na Jego powitanie i zapalić nasze lampy. Nie wszyscy będą jednak do tego zdolni. Ci, którzy nie nauczyli się być z Nim, witać się z Nim, zapalą się i od razu zgasną. Nie będą w stanie trwać w tym szczęściu z oblubieńcem. Dobra wola nie wystarczy: roztropność nakazuje przygotować sobie zapas oliwy. Mieć go cały czas, bo nie znamy czasu przyjścia Pana.Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść:
«Podobne będzie królestwo niebieskie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie pana młodego. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły z sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w swoich naczyniach. Gdy się pan młody opóźniał, senność ogarnęła wszystkie i posnęły.
Lecz o północy rozległo się wołanie: „Oto pan młody idzie, wyjdźcie mu na spotkanie!” Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. A nierozsądne rzekły do roztropnych: „Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną”. Odpowiedziały roztropne: „Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie”.
Gdy one szły kupić, nadszedł pan młody. Te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną, i drzwi zamknięto. Nadchodzą w końcu i pozostałe panny, prosząc: „Panie, panie, otwórz nam!” Lecz on odpowiedział: „Zaprawdę, powiadam wam, nie znam was”.
Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny».
Odmowa panien roztropnych może razić. Bóg jednak mówi mi wyraźnie, że jestem w stanie zgromadzić tylko tyle oliwy, ile sam niezbędnie potrzebuję. Nie będę silny za dwoje. Sama taka próba byłaby pychą i brakiem roztropności. Tak mogłaby zgasnąć i jedna i druga lampa.
Czy to jednak znaczy, że zbawienie najbliższej osoby ma mi być obojętne? Idź sobie sama do kupujących i kup oliwę? Czy to są słowa miłości? Wbrew pozorom tak. Dokładnie tych słów, a jeszcze dokładniej takiego przekazu moim świadectwem życia, moja żona potrzebuje najbardziej. Nie oddawać się rozpuście, lecz dążyć do uświęcenia. Mieć swój zapas oliwy. Być głosem roztropności, zachęty, przykładem, który zachęca, a nie zniechęca. To jest moja odpowiedzialność. Stać w prawdzie i świadczyć o prawdzie. Wołać, że oblubieniec na pewno przyjdzie i że ta oliwa będzie potrzebna. Wołać wielkim głosem w ciszy i poszanowaniu jej wolności. I modlić się.