Echo Słowa

Pomogła Ci jakaś modlitwa? Któryś ze Świętych jest Ci szczególnie bliski?...

Moderator: Moderatorzy

Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

http://brewiarz.pl/iv_18/1004/czyt.php3
J 3, 7b-15 (te wersy wyróżniam pogrubieniem, ale wklejam też początek rozdziału, 1-7a)
1 Był wśród faryzeuszów pewien człowiek, imieniem Nikodem, dostojnik żydowski. 2 Ten przyszedł do Niego nocą i powiedział Mu: "Rabbi, wiemy, że od Boga przyszedłeś jako nauczyciel. Nikt bowiem nie mógłby czynić takich znaków, jakie Ty czynisz, gdyby Bóg nie był z Nim". 3 W odpowiedzi rzekł do niego Jezus: "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego". 4 Nikodem powiedział do Niego: "Jakżeż może się człowiek narodzić będąc starcem? Czyż może powtórnie wejść do łona swej matki i narodzić się?" 5 Jezus odpowiedział: "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego. 6 To, co się z ciała narodziło, jest ciałem, a to, co się z Ducha narodziło, jest duchem. 7 Nie dziw się, że powiedziałem ci: Trzeba wam się powtórnie narodzić. 8 Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha". 9 W odpowiedzi rzekł do Niego Nikodem: "Jakżeż to się może stać?" 10 Odpowiadając na to rzekł mu Jezus: "Ty jesteś nauczycielem Izraela, a tego nie wiesz? 11 Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, że to mówimy, co wiemy, i o tym świadczymy, cośmy widzieli, a świadectwa naszego nie przyjmujecie. 12 Jeżeli wam mówię o tym, co jest ziemskie, a nie wierzycie, to jakżeż uwierzycie temu, co wam powiem o sprawach niebieskich? 13 I nikt nie wstąpił do nieba, oprócz Tego, który z nieba zstąpił - Syna Człowieczego.
14 A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, 15 aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne.
Tę Ewangelię postrzegam jako rozwinięcie wczorajszej – o powołaniu, o tym jak radykalną zmianę myślenia ma ono przynieść. Nikodem dziwi się, jak człowiek może wejść ponownie do łona matki. Jezus tłumaczy mu, że chodzi o narodzenie z wody – wydaje mi się, że chodzi o oczyszczenie, zmycie z siebie starego człowieka – i z ducha. Moje życie duchowe przez przyjęcie Bożego powołania staje się całkiem nowe. Jezus przedstawia rozmówcy sam początek i zaznacza, że całość jest znacznie trudniejsza. Dla mnie jest oczywiste – łatwo się to mówi czy pisze – że nie chodzi o akt jednorazowy. To jest nawrócenie, a nawracać mam się wciąż. Wciąż od nowa powinienem rodzić się na nowo z wody – oczyszczać – i z ducha, przyjmując nowe wezwanie. Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszę, lecz nie wiem, skąd przychodzi i dokąd podąża. O tym, do czego Bóg mnie jeszcze wezwie, wiem tylko jedno: że mnie zaskoczy.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

http://brewiarz.pl/iv_18/1104/czyt.php3
Dzisiejsza Ewangelia jest kontynuacją wczorajszej, J 3, 7b-15 i J 3, 16-21. Mnie najbardziej zafrapowało połączenie ostatniego zdania z wczoraj i pierwszego z tego dnia:
J 3, 14-16
A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.
Powtórzenie tego samego celu – życia wiecznego dla każdego człowieka, który uwierzy w Niego – spaja dwa wydarzenia przedstawione jako droga do niego. Wywyższenie Syna Człowieczego, czyli krzyż, oraz „danie” czy ofiarowanie Jego Syna Jednorodzonego. Przed nimi stoi zaś praprzyczyna tych wydarzeń: tak Bóg umiłował świat, czyli po prostu człowieka.
Bóg pokazuje mi, czym jest miłość. Daje Swego Syna, Tego, który jest z Nim jednym, którego kocha bardziej, niż ja potrafię sobie wyobrazić. Daje Go mi, człowiekowi, na ukrzyżowanie. Daje więcej, niż coś najcenniejszego, daje Kogoś najcenniejszego, daje Siebie i zarazem więcej, niż gdyby dawał Siebie. Nie stawia granic swojemu darowi, ponieważ tego wymaga ocalenie ukochanego stworzenia, uwolnienie go od śmierci, zapewnienie mu życia.
To jest dla mnie jako męża wzór absolutnie niedościgniony. Jest jednocześnie tym, który wyznacza kierunek. Rozważając to, co mógłbym, jeśli będzie taka potrzeba, poświęcić dla ukochanej osoby, dla żony, chcę mieć w pamięci te słowa Ewangelii. Dać siebie to za mało. Dać siebie i jednocześnie siebie zachować, by dalej być dla niej, to wciąż za mało. Pokochać siebie i wtedy ofiarować siebie samego – w Bogu, w jedności z Nim i realizując Jego powołanie – to byłaby chyba właściwa ścieżka. Tylko ona prowadzi do życia, do zmartwychwstania. Jest dla mnie zupełnie niemożliwa, przekracza możliwości nie tylko moje, ale w ogóle ludzkie. Jedynie w Nim mogę dawać okruchy siebie, dzień po dniu.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

http://brewiarz.pl/iv_18/1204/czyt.php3
Znów poruszył mnie przede wszystkim psalm, ale kluczem do jego zrozumienia okazało się zdanie z Ewangelii.
Ps 34 (33), 2 i 9. 17-18. 19-20
Będę błogosławił Pana po wieczne czasy,
Jego chwała będzie zawsze na moich ustach.
Skosztujcie i zobaczcie, jak Pan jest dobry,
szczęśliwy człowiek, który znajduje w Nim ucieczkę.
Pan zwraca swe oblicze przeciw zło czyniącym,
by pamięć o nich wymazać z ziemi.
Pan słyszy wołających o pomoc
i ratuje ich od wszelkiej udręki.
Pan jest blisko ludzi skruszonych w sercu,
ocala upadłych na duchu.
Liczne są nieszczęścia, które cierpi sprawiedliwy,
ale Pan go ze wszystkich wybawia.
J 3, 31-36
Kto przychodzi z wysoka, panuje nad wszystkim, a kto z ziemi pochodzi, należy do ziemi i po ziemsku przemawia. Kto z nieba przychodzi, Ten jest ponad wszystkim. Świadczy On o tym, co widział i słyszał, a świadectwa Jego nikt nie przyjmuje. Kto przyjął Jego świadectwo, wyraźnie potwierdził, że Bóg jest prawdomówny.
Ten bowiem, kogo Bóg posłał, mówi słowa Boże: a bez miary udziela mu Ducha. Ojciec miłuje Syna i wszystko oddał w Jego ręce. Kto wierzy w Syna, ma życie wieczne; kto zaś nie wierzy Synowi, nie ujrzy życia, lecz gniew Boży nad nim wisi.
Początkowo wydawało mi się, że ten psalm jest napisany niejako wstecz. Najpierw wyśpiewany jest stan aktualny, a potem stopniowo cofam się do punktu startu.
Liczne są nieszczęścia, które cierpi sprawiedliwy, doprowadzają do tego, że on upadnie na duchu. Drogą wyjścia z tego upadku jest skrucha i wołanie o pomoc; Pan je słyszy i ocala go, ratuje od wszelkiej udręki. Człowiek, który znalazł w Nim ucieczkę, skosztował i zobaczył, jak dobry jest Pan, jest szczęśliwy, błogosławi i wychwala Pana po wieczne czasy.
Wygląda to bardzo składnie, ale nie potrafię pełni tego scenariusza rozpoznać ani we mnie, ani wokół mnie. Co więcej, widzę w nim wewnętrzną sprzeczność. Pan ratuje od wszelkiej udręki, od wszelkiego nieszczęścia, ale sprawiedliwy doświadcza wielu udręk i nieszczęść. Pan ocala i ratuje, ale sprawiedliwy upada na duchu.
Można to wytłumaczyć prostym następstwem zdarzeń: to co złe, dzieje się najpierw, a potem, po nawróceniu, już tylko to, co dobre. Wiem jednak, że nawrócenie to nie jest jednorazowy akt, lecz proces, który trwa i nie skończy się, póki tu żyję. Doświadczam też na przemian i udręk, i radości pochodzącej od Niego.
Drugie wytłumaczenie, jakie się nasuwa, to ulokowanie pierwszej, bolesnej części procesu tu na ziemi, a tej drugiej już po śmierci. Wskazują na to jednoznacznie „wieczne czasy” chwalenia Pana. Oznaczałoby to jednak, że zawarta w psalmie obietnica ratunku i ocalenia nie dotyczy w ogóle doczesności. To też jest sprzeczne z moim doświadczeniem Jego pomocy już tu i teraz.
Jak Bóg prowadzi człowieka, Swoje ukochane stworzenie? Jak Swego Syna. Jezus na pewno był Sprawiedliwym, który w Ojcu odnalazł ucieczkę. Ten psalm jest o Nim. Nawet upadek na duchu, oczywiście nie jako grzech i odwrócenie się od Ojca, lecz jako doświadczenie dna bólu i rozpaczy – Boże mój, czemuś mnie opuścił?
Ojciec miłuje Syna i wszystko oddał w Jego ręce. Ojciec mnie miłuje i wszystko oddaje w moje ręce. Kładzie przede mną błogosławieństwo i przekleństwo, życie i śmierć, udrękę i ocalenie, ból i szczęście. Nie tylko moje: w swojej wolności mogę dać innym udrękę albo szczęście, pomocną dłoń lub zaciśniętą pięść. I tego samego doświadczyć od innych.
Ojciec mnie miłuje i wszystko oddaje w moje ręce. Upadek i ratunek, udrękę i szczęście. Stawia przede mną drogę, która prowadzi przez wszystkie barwy życia. W każdej sytuacji daje mi to jednocześnie. W każdym bólu jest pocieszeniem. W każdej chwili szczęścia wzywa do wzięcia krzyża, ukazuje cierpienie wokół mnie cierpienie, na które nie mogę być obojętny. Wszystko oddaje w moje ręce, tylko ja nie wszystko potrafię przyjąć.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

http://brewiarz.pl/iv_18/1304p/czyt.php3
Dziś przedstawiam nie swoje własne przemyślenia – sam dorzucam jeden drobiazg na początku i chcąc nie chcąc trochę przeinaczam pierwotną treść odtwarzając ją z pamięci – lecz główne myśli z homilii abpa Grzegorza Rysia.
J 6, 1-15
Jezus udał się na drugi brzeg Jeziora Galilejskiego, czyli Tyberiadzkiego. Szedł za Nim wielki tłum, bo oglądano znaki, jakie czynił dla tych, którzy chorowali.
Jezus wszedł na wzgórze i usiadł tam ze swoimi uczniami. A zbliżało się święto żydowskie, Pascha.
Kiedy więc Jezus podniósł oczy i ujrzał, że liczne tłumy schodzą się do Niego, rzekł do Filipa: «Gdzie kupimy chleba, aby oni się najedli?» A mówił to, wystawiając go na próbę. Wiedział bowiem, co ma czynić.
Odpowiedział Mu Filip: «Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy z nich mógł choć trochę otrzymać».
Jeden z Jego uczniów, Andrzej, brat Szymona Piotra, rzekł do Niego: «Jest tu jeden chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, lecz cóż to jest dla tak wielu?»
Jezus zaś rzekł: «Każcie ludziom usiąść». A w miejscu tym było wiele trawy. Usiedli więc mężczyźni, a liczba ich dochodziła do pięciu tysięcy.
Jezus więc wziął chleby i odmówiwszy dziękczynienie, rozdał siedzącym; podobnie uczynił i z rybami, rozdając tyle, ile kto chciał. A gdy się nasycili, rzekł do uczniów: «Zbierzcie pozostałe ułomki, aby nic nie zginęło». Zebrali więc i ułomkami z pięciu chlebów jęczmiennych, pozostałymi po spożywających, napełnili dwanaście koszów.
A kiedy ludzie spostrzegli, jaki znak uczynił Jezus, mówili: «Ten prawdziwie jest prorokiem, który ma przyjść na świat». Gdy więc Jezus poznał, że mieli przyjść i porwać Go, aby Go obwołać królem, sam usunął się znów na górę.
Jezus dokonał wielkiego cudu. Pomnożył pięć małych chlebków i dwie ryby tak, że najadło się wiele tysięcy ludzi (samych mężczyzn było około pięciu tysięcy) i jeszcze zostało dwanaście koszy resztek. Ciekawe jest to, że osoby uczestniczące w tym wydarzeniu nie zdawały sobie sprawy z tego, co się dzieje. Nawet po fakcie, gdy uświadomili sobie niezwykłość czynu Jezusa, także nie zrozumieli jego sensu; wyrzucał im nazajutrz w Kafarnaum to zamknięcie umysłów. A przecież istotą każdego cudu nie jest złamanie praw natury, lecz odczytanie przez ludzi znaku danego przez Boga. Ten znak nie został odczytany. Był jednak bardzo ważny. Jezus złożył go w ludzkich sercach jak ziarno, które wyda owoc w swoim czasie.
Jednocześnie Jezus potrzebował współdziałania człowieka. Czy mógłby stworzyć tyle jedzenia po prostu z niczego? Wydaje się oczywiste, że tak. A jednak dopytywał się, co uczniowie mają, a potem kazał rozdawać tę odrobinę, która była do dyspozycji. Pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby – lecz cóż to jest? Okazuje się, że to jest klucz do cudu, ta odrobina otworzyła drzwi Bożej wszechmocy.
Jestem powołany do świętości. Do uświęcenia mojego małżeństwa. To jest łaska, ona uprzedza i ogarnia wszystko, ja nawet jej często nie dostrzegam, nigdy w pełni nie rozumiem, zwykle tylko lekko dotykam tajemnicy. Jednak bez mojego wkładu – tych kilku chlebków spośród potrzebnych wielu tysięcy – ta łaska nie może przyjść. Moja wola, która urzeczywistnia się w dobrym uczynku, odblokowuje działanie Boga we mnie.
Abp Grzegorz Ryś zwrócił uwagę na specyfikę tego opisu zdarzenia, obecnego we wszystkich Ewangeliach, i na jego kontekst. Tylko św. Jan wspomina, że stało się to tuż przed Paschą. Zaraz potem Jezus w cudowny sposób przeprawia się na drugą stronę jeziora i w Kafarnaum wygłasza mowę eucharystyczną. Ukazuje ludziom przejście od chleba doczesnego do wiecznego.
Jezus daje nam chleb życia w dwóch formach: Swojego Ciała i Słowa. Karmimy się tymi dwoma chlebami w jednej uczcie eucharystycznej. Są ze sobą nierozerwalnie powiązane. Bez przyjęcia Słowa, bez Jego Prawdy człowiek jest nie tylko niegodny Chrystusa – wszyscy jesteśmy niegodni i wyrażamy to tuż przed przyjęciem Jego Ciała – ale jest też niezdolny do Jego przyjęcia. Tę prawdę słowa trzeba przyjąć w całości, nie wybiórczo.
Tu znów wrócę do moich skojarzeń, tym razem z komunią cudzołożników. Bez uznania Jego prawdy o sakramencie, o jego nierozerwalności, o wynikającym z tego powołaniu nie może być mowy o przyjęciu Chrystusa. Nie można jednocześnie Go przyjmować i odrzucać. Jego Słowo i Jego Ciało to ten sam chleb życia.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

http://brewiarz.pl/iv_18/1404/czyt.php3
J 6, 16-21
Po rozmnożeniu chlebów, o zmierzchu uczniowie Jezusa zeszli nad jezioro i wsiadłszy do łodzi, zaczęli się przeprawiać przez nie do Kafarnaum. Nastały już ciemności, a Jezus jeszcze do nich nie przyszedł; jezioro burzyło się od silnego wichru.
Gdy upłynęli około dwudziestu pięciu lub trzydziestu stadiów, ujrzeli Jezusa kroczącego po jeziorze i zbliżającego się do łodzi. I przestraszyli się. On zaś rzekł do nich: «To Ja jestem, nie bójcie się». Chcieli Go zabrać do łodzi, ale łódź znalazła się natychmiast przy brzegu, do którego zdążali.
Dzisiejsza Ewangelia jest kontynuacją wczorajszej. Znów Jezus dokonuje cudu na oczach osób – tym razem tylko apostołów – które w ogóle nie są do tego przygotowane. Św. Marek (Mk 6, 52) pisze nawet, że „Oni tym bardziej byli zdumieni w duszy, że nie zrozumieli sprawy z chlebami, gdyż umysł ich był otępiały.” Św. Mateusz (Mt 14, 28-31) opisuje jeszcze scenę z Piotrem, który wyszedł Mu naprzeciw także krocząc po wodzie, ale uląkł się i zaczął tonąć. Wszystkie trzy relacje ukazują w sposób zgodny sytuację do momentu rozpoznania Jezusa. Jest noc, silny wiatr i wysokie fale. Apostołowie widzą Jezusa z daleka i boją się, że to zjawa. A On im odpowiada: to Ja jestem, nie bójcie się.
Jest w tej scenie coś niezwykłego. Uczniowie Pana spodziewają się Jego nadejścia, pragną go, bo walczą z silnymi przeciwnościami losu i odczuwają strach. Nie wiedzą jednak, jak to nastąpi. Gdy On wreszcie nadchodzi, nie rozpoznają Go, a ich strach jeszcze wzrasta. On krzepi ich swoim słowem: to Ja jestem, nie bójcie się. Jest to jednocześnie zadanie. Mam się nie bać. Jeszcze wyraźniej wybrzmi to w opisanej przez Mateusza scenie ze św. Piotrem, który ”na widok silnego wiatru uląkł się”. Jezus wyrzuca mu to: „czemu zwątpiłeś, małej wiary?”
Niewielka łódka na targanej falami i wichrem, pogrążonej w ciemnościach wielkiej wodzie to dobra metafora kryzysu. Jezus przychodzi do mnie w tej sytuacji, ale ja mogę go nie rozpoznać i wbrew Jego woli trwać w lęku. A On jest, przychodzi do mnie w cudowny sposób i ja mam się bać.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

http://brewiarz.pl/iv_18/1504/czyt.php3
Dz 3, 13-15. 17-19
Piotr powiedział do ludu:
«Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba, Bóg ojców naszych wsławił Sługę swego, Jezusa, wy jednak wydaliście Go i zaparliście się Go przed Piłatem, gdy postanowił Go uwolnić. Zaparliście się Świętego i Sprawiedliwego, a wyprosiliście ułaskawienie dla zabójcy. Zabiliście Dawcę życia, ale Bóg wskrzesił Go z martwych, czego my jesteśmy świadkami.
Lecz teraz wiem, bracia, że działaliście w nieświadomości, tak samo jak zwierzchnicy wasi. A Bóg w ten sposób spełnił to, co zapowiedział przez usta wszystkich proroków, że Jego Mesjasz będzie cierpiał. Pokutujcie więc i nawróćcie się, aby grzechy wasze zostały zgładzone».
Ps 4, 2. 4 i 9

Kiedy Cię wzywam, odpowiedz mi, Boże,
który wymierzasz mi sprawiedliwość.
Tyś mnie wydźwignął z utrapienia,
zmiłuj się nade mną i wysłuchaj moją modlitwę.
Wiedzcie, że godnym podziwu czyni Pan swego wiernego,
Pan mnie wysłucha, gdy będę Go wzywał.
Spokojnie zasypiam, kiedy się położę,
bo tylko Ty jeden, Panie, pozwalasz mi żyć bezpiecznie.
1 J 2, 1-5
Dzieci moje, piszę do was, żebyście nie grzeszyli. Jeśliby nawet ktoś zgrzeszył, mamy Rzecznika u Ojca – Jezusa Chrystusa sprawiedliwego. On bowiem jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy, i nie tylko za nasze, lecz również za grzechy całego świata.
Po tym zaś poznajemy, że Go znamy, jeżeli zachowujemy Jego przykazania. Kto mówi: «Znam Go», a nie zachowuje Jego przykazań, ten jest kłamcą i nie ma w nim prawdy. Kto zaś zachowuje Jego naukę, w tym naprawdę miłość Boża jest doskonała.
Łk 24, 35-48
Uczniowie opowiadali, co ich spotkało w drodze i jak poznali Jezusa przy łamaniu chleba.
A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: «Pokój wam!»
Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: «Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie Mnie i przekonajcie się: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam». Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi.
Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: «Macie tu coś do jedzenia?» Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i spożył przy nich.
Potem rzekł do nich: «To właśnie znaczyły słowa, które mówiłem do was, gdy byłem jeszcze z wami: Musi się wypełnić wszystko, co napisane jest o Mnie w Prawie Mojżesza, u Proroków i w Psalmach». Wtedy oświecił ich umysły, aby rozumieli Pisma.
I rzekł do nich: «Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie; w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jeruzalem. Wy jesteście świadkami tego».
Zdumiewające, jak bliźniaczo podobna jest sekwencja postaw i słów ukazana we wczorajszej i dzisiejszej Ewangelii. Apostołowie są zatrwożeni i wylękli, wydaje im się, że widzą ducha. A to Jezus przychodzi do nich mówi im: to Ja jestem, nie bójcie się! Skąd się bierze trwoga człowieka – Jego apostoła! – na widok przychodzącego Jezusa? Jest w tym jakaś wewnętrzna sprzeczność.
Drugie czytanie i psalm przynoszą wręcz spiętrzenie sprzeczności. Psalmista dziękuje za już dokonane wydźwignięcie przez Boga i prosi, żeby ten się nad Nim zmiłował. Św. Jan nazywa kłamcą tego, kto mówi, że zna Boga, a nie zachowuje Jego przykazań, a jednocześnie w tym, kto je zachowuje, miłość Boża jest doskonała. Psalmista wzywa Boga, który wymierza mu sprawiedliwość. Przecież jestem grzeszny, mogę liczyć na Boże miłosierdzie, a nie sprawiedliwość, Jego miłość we mnie na pewno nie jest doskonała, a nie chcę jak św. Piotr zapierać się Jezusa mówiąc, że Go nie znam.
Dlaczego mogę odczuwać strach na widok Boga? Może chodzi o to, że On wzywa mnie do doskonałej miłości. Nie tylko do przestrzegania przykazań, lecz do wypełnienia całej Jego nauki. Powołuje mnie, jak każdego chrześcijanina, do świętości. Tylko pod warunkiem wypełnienia takich wymagań mógłbym ufać w Jego sprawiedliwość rozumianą po ludzku. Radykalność Jego oczekiwań wobec mnie może budzić lęk. Mam miłować tych, którzy mnie nienawidzą? Mam kochać miłością pełną, bezwarunkową i czułą swoją żonę niezależnie od tego, co ona robi, jak odnosi się do mnie? Teraz i każdej następnej chwili, póki oboje żyjemy? Przecież wiem, że to ponad moje siły. A Jezus się zbliża, doświadczam Jego pomocy, wydźwignął mnie z dna rozpaczy, stopniowo odsłania przede mną moją grzeszność…
Odpowiedź Jezusa na ten lęk jest prosta: to Ja jestem, nie bój się. On nie przychodzi jak człowiek. Przychodzi krocząc po nocnym, wzburzonym jeziorze tak, jakby to była równa ścieżka w promieniach słońca. Przychodzi zza zamkniętych drzwi i zza ściany śmierci i pokazuje mi Swoje rany. To Ja jestem! Zaprasza mnie do wspólnego stołu. Sam pyta, czy mam dla Niego coś do zjedzenia!
On mówi do mnie, żebym nie grzeszył. Po to przyszedł na świat, po to przeszedł przez mękę i śmierć, po to zmartwychwstał, po to przychodzi do mnie teraz – żebym nie grzeszył. Jednocześnie mówi, żebym się nie bał, bo On jest, bo On jest Sobą. Jeśli nawet zgrzeszę, mam Rzecznika u Ojca – Jezusa Chrystusa sprawiedliwego. On bowiem jest ofiarą przebłagalną za moje grzechy, i nie tylko za moje, lecz również za grzechy całego świata.
Pragnę żyć zgodnie z Jego nauką i grzeszę. On mnie dźwiga, zanim go o to poproszę. Widzę to i wzywam Boga w modlitwie: zmiłuj się nade mną. On na pewno mnie wysłucha. On uczyni mnie godnym podziwu, wyniesie mnie, wydźwignie jeszcze bardziej mimo moich grzechów. Wiedzcie o tym! Jestem tego świadkiem, my jesteśmy tego świadkami. Przy Panu jestem bezpieczny. Nawet gdy zasnę i jestem zupełnie bezbronny, On będzie czuwać nade mną. Czy zasypiam, czy budzę się z umysłem otępiałym wszystkimi troskami i lękami, On przychodzi i mówi: to Ja jestem, nie bój się.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

http://brewiarz.pl/iv_18/1604/czyt.php3
Dz 6, 8-15
Szczepan, pełen łaski i mocy, działał cuda i znaki wielkie wśród ludu.
Niektórzy zaś z synagogi zwanej synagogą Wyzwoleńców oraz Cyrenejczyków i Aleksandryjczyków, i tych, którzy pochodzili z Cylicji i z Azji, przystąpili do rozprawy ze Szczepanem. Nie mogli jednak sprostać mądrości i Duchowi, z którego natchnienia przemawiał.
Podstawili więc ludzi, którzy zeznali: «Słyszeliśmy, jak on wypowiadał bluźnierstwa przeciwko Mojżeszowi i Bogu». W ten sposób podburzyli lud, starszych i uczonych w Piśmie. Przybiegli, porwali go i zaprowadzili przed Sanhedryn.
Tam postawili fałszywych świadków, którzy zeznali: «Ten człowiek nie przestaje mówić przeciwko temu świętemu miejscu i przeciwko Prawu. Bo słyszeliśmy, jak mówił, że Jezus Nazarejczyk zburzy to miejsce i pozmienia zwyczaje, które nam Mojżesz przekazał».
A wszyscy, którzy zasiadali w Sanhedrynie, przyglądali się mu uważnie i zobaczyli twarz jego, podobną do oblicza anioła.
Ps 119 (118), 23-24. 26-27. 29-30
Chociaż zasiadają możni, przeciw mnie spiskując, *
Bo Twe napomnienia są moją rozkoszą, *
moimi doradcami Twoje ustawy.
Wyjawiłem Ci moje drogi, a Ty mnie wysłuchałeś, *
naucz mnie swoich ustaw.
Pozwól mi zrozumieć drogę Twych przykazań, *
abym rozważał Twoje cuda.
Powstrzymaj mnie od drogi kłamstwa, *
obdarz mnie łaską Twojego Prawa.
Wybrałem drogę prawdy, *
pragnąc Twych wyroków.
J 6, 22-29
Nazajutrz, po rozmnożeniu chlebów, tłum stojący po drugiej stronie jeziora spostrzegł, że poza jedną łodzią nie było tam żadnej innej oraz że Jezus nie wsiadł do łodzi razem ze swymi uczniami, lecz że Jego uczniowie odpłynęli sami. Tymczasem w pobliże tego miejsca, gdzie spożyto chleb po modlitwie dziękczynnej Pana, przypłynęły od Tyberiady inne łodzie.
A kiedy ludzie z tłumu zauważyli, że nie ma tam Jezusa ani Jego uczniów, wsiedli do łodzi, dotarli do Kafarnaum i tam szukali Jezusa. Gdy zaś odnaleźli Go na przeciwległym brzegu, rzekli do Niego: «Rabbi, kiedy tu przybyłeś?»
W odpowiedzi rzekł im Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, że widzieliście znaki, ale dlatego, że jedliście chleb do syta. Zabiegajcie nie o ten pokarm, który niszczeje, ale o ten, który trwa na życie wieczne, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec».
Oni zaś rzekli do Niego: «Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boga?»
Jezus, odpowiadając, rzekł do nich: «Na tym polega dzieło Boga, abyście wierzyli w Tego, którego On posłał».
Przeciwnicy Szczepana byli ludźmi pobożnymi, przekonanymi o tym, że znają Boga. Słysząc Ewangelię stwierdzili różnicę między swoją wiedzą, a tym Słowem. Podjęli walkę z Nim posługując się kłamstwem. To wszystko robili w przeświadczeniu, że działają w imię Boga – tak, jak Go sobie wyobrażali.
Słuchacze Jezusa, którzy najedli się rozmnożonym chlebem i rybami, szukali Go. Najpierw chcieli obwołać go królem – bo „wiedzieli”, że to by było najlepsze. Potem kierowały nimi różne intencje: nadzieja na ponowne nakarmienie, chęć rozwiązania zagadki Jego przeprawy na drugą stronę jeziora, pewnie jeszcze inne. Jezus nie odrzuca ich, rozmawia, tłumaczy. Przemienia ich pragnienia, przekierowuje ku tym właściwym: szukania chleba życia i wiary w Niego.
Chleb życia to oczywiście On w Swoim Ciele, ale również w Krwi i w Słowie. To właśnie Słowo otrzymali ci ludzie, ale nie potrafili w pełni go przyjąć. I wciąż je trzymywali, wciąż mogli i powinni z niego czerpać życie.
Psalm wyraża głód Słowa. Wybieram drogę prawdy i kładę przed Bogiem swoje drogi. Pan to przyjmuje i odpowiada. Jego napomnienia, wyroki, cuda (właśnie tak zostali nakarmieni ludzie nad Jeziorem Tyberiadzkim – nauką i cudem, które były nierozerwalną całością), pragnienie ich poznania, rozważanie ich, chęć zrozumienia stają się przyjemnością, wręcz rozkoszą, a zarazem boję się wyboru innej drogi, drogi kłamstwa. Modlę się do Pana, aby pozwolił mi zrozumieć drogę Jego przykazań. Drogę – nie proszę o jednorazowy dar poznania, lecz o łaskę kroczenia drogą ku zrozumieniu, ku poznawaniu Go, ku uwierzeniu w Niego.
Św. Szczepan mówi z natchnienia Ducha Świętego. Mówi prawdę. Pozwala Mu kierować sobą, a On przemienia go w znak Swojego działania, w czyni go świadkiem wiary.
Wszystkie te postawy są w jakimś stopniu i moim udziałem. Chcę je rozpoznawać. Bronić się przed postawą zadufania w swoją wiedzę i znajomość Boga, które prowadzą do kłamstwa i walki z prawdą. Nie rezygnować z różnych motywów szukania Go – jak choćby własna próżność – ale prosić go o ich uzdrowienie, oczyszczenie, skierowanie na właściwe tory. Otrzymuję łaskę radości z rozważania Jego Słowa i wciąż o nią proszę. Otrzymuję ten chleb życia i mam się nim dzielić – ale tylko wtedy, gdy sam się usunę, i pozwolę działać Duchowi Świętemu.
Uczę się rozpoznawać w sobie te postawy – chcę, żeby On mnie uczył – i wiem, że nigdy się tego do końca nie nauczę, zawsze będę się Mu jakoś opierał.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

http://brewiarz.pl/iv_18/2204/czyt.php3
Dz 4, 8-12
Piotr napełniony Duchem Świętym powiedział: «Przełożeni ludu i starsi! Jeżeli przesłuchujecie nas dzisiaj w sprawie dobrodziejstwa, dzięki któremu chory człowiek odzyskał zdrowie, to niech będzie wiadomo wam wszystkim i całemu ludowi Izraela, że w imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka – którego wy ukrzyżowaliście, a którego Bóg wskrzesił z martwych – że dzięki Niemu ten człowiek stanął przed wami zdrowy.
On jest kamieniem odrzuconym przez was budujących, tym, który stał się głowicą węgła. I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, przez które moglibyśmy być zbawieni».
Ps 119 (118), 23-24. 26-27. 29-30
Dziękujcie Panu, bo jest dobry, *
bo Jego łaska trwa na wieki.
Lepiej się uciekać do Pana, †
niż pokładać ufność w człowieku. *
Lepiej się uciekać do Pana, niż pokładać ufność w książętach.
Dziękuję Tobie, że mnie wysłuchałeś *
i stałeś się moim Zbawcą.
Kamień odrzucony przez budujących †
stał się kamieniem węgielnym. *
Stało się to przez Pana i cudem jest w naszych oczach.
Błogosławiony, który przybywa w imię Pańskie, *
błogosławimy wam z Pańskiego domu.
Jesteś moim Bogiem, podziękować chcę Tobie, *
Boże mój, wielbić pragnę Ciebie.
1 J 3, 1-2
Najmilsi:
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi, i rzeczywiście nimi jesteśmy. Świat zaś dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego.
Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest.
J 10, 11-18
Jezus powiedział:
«Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, którego owce nie są własnością, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza; najemnik ucieka, dlatego że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach.
Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce. Mam także inne owce, które nie są z tej zagrody. I te muszę przyprowadzić, i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia, jeden pasterz.
Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je znów odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja sam z siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca».
Będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest. Nie chodzi tu oczywiście o zmysł wzroku, lecz poznanie. Kiedy Go poznamy takim, jakim jest, staniemy się do Niego podobni. Jak dokładnie, tego nie wiemy, bo to się jeszcze nie objawiło. Znamy tylko kierunek. Poznawanie Go prowadzi do upodobnienia do Niego. Czyli do świętości. Do życia, do miłości, do dobroci, do prawdy. Szczególnie do prawdy: to dość oczywiste, że poznając prawdę – Prawdę – zaczynam żyć w prawdzie. Poznając Jego miłość, zaczynam kochać. Poznając Jego dobroć, staję się zdolny do dobrych uczynków. Doświadczając Jego, zaczynam żyć naprawdę.
Św. Jan pisze o przyszłości, ale Chrystus umiejscawia to poznanie w teraźniejszości. „Znam owce moje, a moje Mnie znają”, co więcej, to poznanie jest odzwierciedleniem jedności Ojca i Syna: „podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca”. Jezus mówi o życiu tu, na ziemi. Jego owce znają Jego głos, potrafią go rozpoznać, słuchają go, idą za nim – za Nim. To się dzieje tu i teraz. Jezus mówi do mnie: należysz do Moich owiec, znasz Mój głos, znasz Mnie. Przez to stajesz się do Mnie podobny.
Wszystko, co jest we mnie dobre, dzieje się w ten sposób. Przez doświadczenie Boga. Patrzenie na Niego. Słuchanie Go. Przez Jego Imię, które pozwalam wejść we mnie i działać. Przez dotknięcie Go w Jego Ciele, w Jego Krwi. Upodobnianie się do Boga przez poznanie Go, za sprawą Jego działania, to niebo. Jego Królestwo. I zarazem to rzeczywistość, której doświadczają Jego owce. Doświadczają okruchów nieba już tu, na ziemi. I proszą o więcej: przyjdź Królestwo Twoje!
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

http://brewiarz.pl/iv_18/2304/czyt.php3
Dz 1, 3-8
Po swojej męce Jezus dał Apostołom wiele dowodów, że żyje: ukazywał się im przez czterdzieści dni i mówił o królestwie Bożym. A podczas wspólnego posiłku kazał im nie odchodzić z Jerozolimy, ale oczekiwać obietnicy Ojca.
Mówił: «Słyszeliście o niej ode Mnie: Jan chrzcił wodą, ale wy wkrótce zostaniecie ochrzczeni Duchem Świętym».
Zapytywali Go zebrani: «Panie, czy w tym czasie przywrócisz królestwo Izraela?» Odpowiedział im: «Nie wasza to rzecz znać czas i chwile, które Ojciec ustalił swoją władzą, ale gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi».
Ps 126
Gdy Pan odmienił
los Syjonu,
byliśmy jak we śnie.
2 Wtedy usta nasze były pełne śmiechu,
a język wołał pełen radości.
Wtedy mówiono między poganami:
"Wielkodusznie postąpił z nimi Pan!"
3 Wielkodusznie postąpił Pan z nami:
staliśmy się radośni.
4 Odmień nasz los, o Panie,
jak strumienie w [ziemi] Negeb.
5 Którzy we łzach sieją,
żąć będą w radości.
6 Postępują naprzód wśród płaczu,
niosąc ziarno na zasiew:
Z powrotem przychodzą wśród radości,
przynosząc swoje snopy.
Flp 1, 20c-30
Bracia:
Chrystus będzie uwielbiony w moim ciele: czy to przez życie, czy przez śmierć. Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk. Jeśli bowiem żyć w ciele – to dla mnie owocna praca. Co mam wybrać? Nie umiem powiedzieć.
Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść i być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze, pozostawać zaś w ciele to bardziej dla was konieczne. A ufny w to, wiem, że pozostanę, i to pozostanę nadal dla was wszystkich, dla waszego postępu i radości w wierze, aby rosła wasza duma w Chrystusie przeze mnie, przez moją ponowną obecność u was.
Tylko sprawujcie się w sposób godny Ewangelii Chrystusowej, abym ja, czy to gdy przybędę i ujrzę was, czy też będąc z daleka, mógł usłyszeć o was, że trwacie mocno w jednym duchu, jednym sercem walcząc wspólnie o wiarę w Ewangelię, i w niczym nie dajecie się zastraszyć przeciwnikom. To właśnie dla nich jest zapowiedzią zagłady, a dla was zbawienia, i to przez Boga. Wam bowiem z łaski dane jest to dla Chrystusa: nie tylko w Niego wierzyć, ale i dla Niego cierpieć, skoro toczycie tę samą walkę, jaką u mnie widzieliście, a o jakiej u mnie teraz słyszycie.
J 12, 24-26
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity.
Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne.
A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec».
To są czytania świąteczne – na święto męczennika, św. Wojciecha. O jego męczeństwie i jego świętości. O życiu w łasce Ducha Świętego, ofiarowaniu samego siebie i apostolstwie.
Liturgia tak mocno wyróżnia Bożego świadka nie po to, żebym uświadomił sobie dystans między jego świętością a moim normalnym życiem w zupełnie innym świecie. Cel jest dokładnie przeciwny: chodzi o to, żebym w tym wezwaniu, w tym powołaniu do świętości dostrzegł siebie jako adresata, żebym je wreszcie usłyszał. Jest to chyba pierwsze tak mocne liturgiczne wezwanie od czasu ukazania się papieskiej adhortacji „Gaudete et exsultate. O powołaniu do świętości w świecie współczesnym”. Ten dokument zaczyna się następującymi słowami:
„Cieszcie się i radujcie” (Mt 5, 12) mówi Jezus ludziom, którzy są prześladowani lub poniżani ze względu na Jego sprawę. Pan chce od nas wszystkiego, a to, co oferuje, to życie prawdziwe, szczęście, dla którego zostaliśmy stworzeni. Chce, abyśmy byli świętymi i nie oczekuje, że zadowolimy się życiem przeciętnym, rozwodnionym, pustym.
Jak w pewnej reklamie – jakoś czy jakość; życie przeciętne, czy wyjątkowe, rozwodnione czy skondensowane, puste czy pełne. Tę pełnię opisują dzisiejsze czytania.
Na początku jest obumieranie. Nie tylko utrata wszystkiego, co mi najbliższe, ukochane, ale jeszcze konieczność wyrzeczenia się tego. Zaparcia się siebie tak mocno, żeby to własne życie znienawidzieć i gorąco pragnąć jego utraty. Droga na siew tego ziarna wiedzie przez Golgotę: we łzach sieją, postępują naprzód wśród płaczu. To cierpienie jest dane z łaski i jest dla Chrystusa. Jest to walka o wiarę w Ewangelię. Nie tylko moją – ta walka, cierpienie i obumieranie ma przynieść plon obfity. Przemienia mnie, ale także czyni uczniów Chrystusa Jego świadkami, najpierw wobec ich najbliższych, ale wymiar tego świadectwa sięga aż po krańce ziemi. To nieustraszone sprawowanie się w sposób godny Ewangelii – nieosiągalne dla mnie jako stan, ale żywe jako cel drogi – czyli właśnie obumieranie w cierpieniu dla Chrystusa, jest dla przeciwników, czyli w gruncie rzeczy dla Złego – zapowiedzią zagłady, przegranej.
Gdy trafiłem tu, na forum i w ogóle do Sycharu, byłem wypalony, a ból samotności przenikał mnie na wskroś, do samego dna. Czytając kolejne historie kryzysów innych osób zetknąłem się ogromem cierpienia. Rozdzierający płacz niosących ziarno rozlega się wciąż tak głośno, że nie sposób być obojętnym, nie cierpieć wciąż od nowa z każdą osobą, która dzieli się swoim świadectwem.
Równie głośno brzmi jednak obietnica Ojca powtarzana za Chrystusem przez innych Sycharków. Przyjdzie Pocieszyciel. Ta zapowiedź klęski Przeciwnika jest też zapowiedzią zbawienia. Plonu. Zachowania życia, odzyskania go pełniejszym, niż to utracone dla Niego. Nie jest naszą znać czas i chwile, które Ojciec ustalił swoją władzą, ale gdy Duch Święty zstąpi na nas, otrzymamy Jego moc i będziemy Jego świadkami tu i aż po krańce ziemi. Nie wiemy, jak to się stanie, kiedy znów połączymy się z ukochaną osobą, po tej czy po tamtej stronie, ale możemy mieć pewność przyjścia Ducha Świętego, który da nam moc przejścia tej drogi. I to nie kiedyś, lecz tu i teraz. On przychodzi wciąż i wciąż oczekuje modlitwy „Odmień nasz los, o Panie” i wciąż ją wysłuchuje. Postępuje z nami wielkodusznie, odmienia nasz los.
Moje usta będą pełne śmiechu, a język będzie wołał pełen radości, stanę się radosny, jak we śnie, jak w marzeniu.
Będę – ale przede wszystkim już teraz mogę być, jeśli otworzę się na Pocieszyciela. Cierpienie i walka nie znikną, bolesne obumieranie ma trwać dalej, współ-czucie z cierpiącymi też. To wszystko może być jednocześnie przesycone radością pochodzącą od Niego. Nie wiem jak, ale dzisiejsze czytania mówią mi bardzo wyraźnie, że tak właśnie jest.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

http://brewiarz.pl/iv_18/2404p/czyt.php3
Dz 11, 19-26
Ci, których rozproszyło prześladowanie, jakie wybuchło z powodu Szczepana, dotarli aż do Fenicji, na Cypr i do Antiochii, głosząc słowo samym tylko Żydom. Niektórzy z nich pochodzili z Cypru i z Cyreny. Oni to po przybyciu do Antiochii przemawiali też do Greków i głosili Dobrą Nowinę o Panu Jezusie. A ręka Pańska była z nimi, bo wielka liczba uwierzyła i nawróciła się do Pana.
Wieść o tym doszła do uszu Kościoła w Jeruzalem. Wysłano do Antiochii Barnabę. Gdy on przybył i zobaczył działanie łaski Bożej, ucieszył się i zachęcał wszystkich, aby całym sercem wytrwali przy Panu; był bowiem człowiekiem dobrym i pełnym Ducha Świętego i wiary. Pozyskano wtedy wielką liczbę wiernych dla Pana.
Barnaba udał się też do Tarsu, aby odszukać Szawła. A kiedy go znalazł, przyprowadził do Antiochii i przez cały rok pracowali razem w Kościele, nauczając wielką rzeszę ludzi. W Antiochii też po raz pierwszy nazwano uczniów chrześcijanami.
Ps 87
1 Synów Koracha. Psalm. Pieśń.
Budowla Jego jest na świętych górach:
2 Pan miłuje bramy Syjonu
bardziej niż wszystkie namioty Jakuba.
3 Wspaniałe rzeczy głoszą o tobie,
o miasto Boże!
4 Wymienię Rahab i Babel wśród tych, co mnie znają;
oto Filistyni i Tyr razem z Kusz [powiedzą]:
«Ten się tam urodził».

5 O Syjonie zaś będzie się mówić: «Każdy na nim się narodził,
a Najwyższy sam go umacnia».
6 Pan spisując wylicza narody:
«Ten się tam urodził».
7 I oni zaśpiewają jak tancerze:
«W tobie są wszystkie me źródła»

J 10, 22-30
Obchodzono w Jerozolimie uroczystość Poświęcenia Świątyni. Było to w zimie. Jezus przechadzał się w świątyni, w portyku Salomona.
Otoczyli Go Żydzi i mówili do Niego: «Dokąd będziesz nas trzymał w niepewności? Jeśli Ty jesteś Mesjaszem, powiedz nam otwarcie!»
Rzekł do nich Jezus: «Powiedziałem wam, a nie wierzycie. Czyny, których dokonuję w imię mojego Ojca, świadczą o Mnie. Ale wy nie wierzycie, bo nie jesteście z moich owiec.
Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną, a Ja daję im życie wieczne. Nie zginą na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy».

W ostatnich dniach Chrystus mówił do nas o Sobie jako o źródle życia: w mowie eucharystycznej w Kafarnaum i w perykopie o dobrym pasterzu. Wierni je przyjmują w postaci Chleba i Słowa. Tu dochodzi jeszcze jeden obraz – wody, źródła. Słowa z psalmu o Syjonie, z którego wypływają wszystkie źródła, przywołuje sugestywny obraz z księgi proroka Ezechiela (Ez 47, 1-12), gdzie spod świątyni wypływała rzeka niosąca obfitość życia na pustynię.
Również rozprzestrzenianie się Słowa od Jeruzalem na okoliczne kraje przypomina coraz bardziej rwącą i rozlewającą się szeroko rzekę. Rzekę życia: ci, którzy z niej czerpią, sięgają do samego źródła, do Syjonu, tam się rodzą, z tamtego ziarna, z Ducha. To znów przywodzi na myśli słowa Jezusa z rozmowy z Nikodemem o potrzebie powtórnego narodzenia (J 3, 3-8). Głos dobrego pasterza rozlega się szeroko, a Jego owce go słuchają, łączą się z Nim tak, że nikt nie wyrwie ich z Jego ręki.
Ta obietnica wydaje mi się niezwykła. Nikt nie wyrwie mnie z Jego ręki? To już o nic nie muszę się starać? A moja wolność? Chyba odpowiedzią jest ostatnie zdanie: On i Jego Ojciec są jednym. To jest więź nie do rozerwania. Ja – Jego owca – jestem bezpieczny, dopóki trwam w Nim. Nic tu nie zależy od Złego, bo Bóg i Jego miłość są większe, większe od wszystkiego i od wszystkich. Wystarczy słuchać Jego głosu i iść za nim.
Pochodzące od Niego niezniszczalne życie i gwarantowana Jego wielkością nierozerwalna więź realizuje się między innymi w małżeństwie. On rodzi się tam, na Syjonie. Śpiewajmy o tym radośnie jak tancerze.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

http://brewiarz.pl/iv_18/2504/czyt.php3
1 P 5, 5b-14
Najmilsi:
Wszyscy wobec siebie wzajemnie przyobleczcie się w pokorę, Bóg bowiem pysznym się sprzeciwia, pokornym zaś daje łaskę. Upokórzcie się więc pod mocną ręką Boga, aby was wywyższył w stosownej chwili. Wszystkie troski wasze przerzućcie na Niego, gdyż Jemu zależy na was.
Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży, szukając, kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu. Wiecie, że te same cierpienia ponoszą wasi bracia na świecie. A Bóg wszelkiej łaski, Ten, który was powołał do wiecznej swojej chwały w Chrystusie, gdy trochę pocierpicie, sam was udoskonali, utwierdzi, umocni i ugruntuje. Jemu chwała i moc na wieki wieków. Amen.
Krótko, jak mi się wydaje, wam napisałem przy pomocy Sylwana, wiernego brata, upominając i stwierdzając, że taka jest prawdziwa łaska Boża, w której trwajcie.
Pozdrawia was ta, która jest w Babilonie, razem z wami wybrana, oraz Marek, mój syn. Pozdrówcie się wzajemnym pocałunkiem miłości.
Pokój wam wszystkim, którzy trwacie w Chrystusie.
Ps 87
Będę na wieki śpiewał o łasce Pana, *
moimi ustami Twą wierność będę głosił przez wszystkie pokolenia.
Albowiem powiedziałeś: «Na wieki ugruntowana jest łaska», *
utrwaliłeś swą wierność w niebiosach.
Niebiosa wysławiają cuda Twoje, Panie, *
i Twoją wierność w zgromadzeniu świętych.
Bo któż na obłokach będzie równy Panu, *
kto z synów Bożych będzie doń podobny?
Błogosławiony lud, który umie się cieszyć *
i chodzi, Panie, w blasku Twojej obecności.
Cieszą się zawsze Twym imieniem, *
wywyższa ich Twoja sprawiedliwość.
Mk 16, 15-20
Po swoim zmartwychwstaniu Jezus ukazał się Jedenastu i powiedział do nich: «Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony.
Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: W imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie».
Po rozmowie z nimi Pan Jezus został wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga.
Oni zaś poszli i głosili Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał z nimi i potwierdzał naukę znakami, które jej towarzyszyły.
Św. Piotr ukazuje nam cierpienie, jego źródła i owoce.
Owoce są dobre i pochodzą od Boga: gdy trochę pocierpicie, sam was udoskonali, utwierdzi, umocni i ugruntuje.
Cierpienie jest walką ze Złym, który krąży wokół nas, aby nas pożreć. My mamy mu się przeciwstawić mocni w wierze, mocni Bogiem. To cierpienie jest powszechnym doświadczeniem Jego uczniów.
Źródłem cierpienia jest diabeł, nie Bóg. Pan jedynie je dopuszcza na tyle, na ile służą naszemu dobru. Pomagają nam czuwać, budzą z letargu, pozornego szczęścia szukanego w sobie samym.
Od Niego pochodzi radość: błogosławiony, kto umie się cieszyć, zawsze się cieszy Jego imieniem.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

http://brewiarz.pl/iv_18/3004p/czyt.php3
Dz 14, 5-18
Gdy Paweł i Barnaba dowiedzieli się w Ikonium, że poganie i Żydzi wraz ze swymi władzami zamierzają ich znieważyć i ukamienować, uciekli do miast Likaonii: do Listry i Derbe oraz w ich okolice i tam głosili Ewangelię.
W Listrze mieszkał pewien człowiek o bezwładnych nogach, kaleka od urodzenia, który nigdy nie chodził. Słuchał on przemówienia Pawła; ten spojrzał na niego uważnie i widząc, że ma wiarę potrzebną do uzdrowienia, zawołał głośno: «Stań prosto na nogach!» A on zerwał się i zaczął chodzić.
Na widok tego, co uczynił Paweł, tłumy zaczęły wołać po likaońsku: «Bogowie przybrali postać ludzi i zstąpili do nas!» Barnabę nazywali Zeusem, a Pawła Hermesem, gdyż głównie on przemawiał. A kapłan Zeusa, którego świątynia była przed miastem, przywiódł przed bramę woły oraz przyniósł wieńce i chciał razem z tłumem złożyć ofiarę.
Na wieść o tym Apostołowie Barnaba i Paweł rozdarli szaty i rzucili się w tłum, krzycząc: «Ludzie, co wy robicie! My także jesteśmy ludźmi, podobnie jak wy podlegamy cierpieniom. Nauczamy was, abyście odwrócili się od tych marności do Boga żywego, który stworzył niebo i ziemię, i morze, i wszystko, co w nich się znajduje. Pozwolił On w dawnych czasach, aby każdy naród chodził własnymi drogami, ale nie przestawał dawać o sobie świadectwa, czyniąc dobrze. Zsyłał wam deszcz z nieba i urodzajne lata, karmił was i radością napełniał wasze serca».
Tymi słowami ledwie powstrzymali tłumy od złożenia im ofiary.
Ps 115 (113B), 1-2. 3-4. 15-16
Nie nam, Panie, nie nam, lecz Twemu imieniu daj chwałę *
za łaskę i wierność Twoją.
Dlaczego mają pytać poganie: *
«Gdzie się ich Bóg znajduje?»
Nasz Bóg jest w niebie, *
czyni wszystko, co zechce.
Ich bożki są ze srebra i złota, *
dzieła rąk ludzkich.
Błogosławieni jesteście przez Pana, *
który stworzył niebo i ziemię.
Niebo jest niebem Pana, *
ziemię zaś dał synom ludzkim.
J 14, 21-26
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Kto ma przykazania moje i je zachowuje, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie».
Rzekł do Niego Juda, ale nie Iskariota: «Panie, cóż się stało, że nam się masz objawić, a nie światu?»
W odpowiedzi rzekł do niego Jezus: «Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego, i mieszkanie u niego uczynimy. Kto nie miłuje Mnie, ten nie zachowuje słów moich. A nauka, którą słyszycie, nie jest moja, ale Tego, który Mnie posłał, Ojca.
To wam powiedziałem, przebywając wśród was. A Paraklet, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem».
Po rekolekcjach w Ożarowie i fantastycznych konferencjach ks. Jarosława Międzybrodzkiego lektura czytań mszalnych przynosi taki natłok myśli, że na pewno nie warto tego wszystkiego spisywać. Ograniczę się do tego, co mnie dziś poruszyło najmocniej – raczej pytań i zwierzeń z wątpliwości, niż odpowiedzi.
Barwna historia św. św. Pawła i Barnaby w Listrze wygląda z pozoru egzotycznie. Nie sądzę, żeby kiedyś ktoś wziął mnie za Zeusa lub Hermesa i chciał złożyć mi w ofierze parę wołów. Jednak za każdym razem, gdy słyszę komplement, dzieje się w gruncie rzeczy coś podobnego. Załóżmy, że pochwała jest o tyle zasłużona, że rzeczywiście coś konkretnego zrobiłem. Sprawiłem jakieś dobro – ale przecież źródłem wszelkiego dobra we mnie jest Bóg. Czy w takim razie słysząc takie słowa powinienem prostować, że to nie ja dokonałem tego wielkiego czynu, jak zdjęcie walizki z półki w pociągu, tylko Bóg przeze mnie? To by dopiero zabrzmiało pysznie, i to w obu znaczeniach tego słowa. A może to dobro pochodzi jednak także ode mnie? Mam prawo przyznawać się jako do własnych nie tylko do grzechów, ale też do dobrych uczynków? I chodzi nie tylko o akty zewnętrzne, lecz także te dokonywane w głębi duszy, i to nawet w odniesieniu do ewidentnego cudu: św. Paweł „spojrzał na niego uważnie i widząc, że ma wiarę potrzebną do uzdrowienia, zawołał głośno”. Chory człowiek, aby doznać działania Bożej łaski, musiał najpierw dokonać odpowiedniego aktu wiary w tęże łaskę, czyli w sumie największego uczynku, na jaki stać go wobec Boga. Czy zatem cud był także jego zasługą? Czytając polskie tłumaczenie nie można zresztą wykluczyć innego, nieco przewrotnego rozumienia tego ustępu: św. Paweł patrząc na chromego uznał, że ma wiarę potrzebną do dokonania cudu w imię Jezusa. Przecież chromy uzdrowiony przez Piotra w Pięknej Bramie świątyni jerozolimskiej oczekiwał tylko pieniędzy, a otrzymał to samo, natomiast bez wiary apostoła nie mogło być mowy o tym cudzie. Może więc ta interpretacja nie jest tak przewrotna? I jaka jest zasługa św. Pawła w tym zdarzeniu – czy on zrobił coś dobrego, czy on uzdrowił chromego?
Wydaje mi się, że te dywagacje mają pewne znaczenie. Słusznie przestrzegamy się nawzajem przed zatraceniem siebie w relacjach ze współmałżonkiem. A przed Bogiem? Czy wolno mi, czy powinienem zatracić się w Nim? To jasne, ze nigdy nie podporządkowuję swojej woli całkowicie Jemu, ale przecież mogę w modlitwie mówić Mu, że każde dobro, jakie stało się przeze mnie, to tylko Jego zasługa, a ode mnie pochodzą same grzechy.
Miłość małżeńska jest dla mnie ważna także dlatego, że jest pod pewnymi względami najlepszym obrazem miłości między Bogiem a człowiekiem. Kochając żonę chcę się kierować przede wszystkim wzorem Chrystusa, patrzeć, jak On kocha Kościół i mnie. To działa także w drugą stronę: kochając człowieka, który jest obok, którego poznałem wszystkimi zmysłami, uczę się kochać Boga, którego tak poznać nie mogę. Czy stając przed Nim też powinienem dbać o swoją odrębność, o swoją godność płynącą wiary w Niego i z dobrych uczynków?
Nie sądzę, żebym kiedykolwiek doszedł do pełnej odpowiedzi na to pytanie. Rozważania relacji między trzema Osobami Trójcy Świętej, pięknie streszczonych w dzisiejszej Ewangelii, prowadzą jedynie do mocniejszej świadomości tajemnicy: „Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego, i mieszkanie u niego uczynimy. Kto nie miłuje Mnie, ten nie zachowuje słów moich. A nauka, którą słyszycie, nie jest moja, ale Tego, który Mnie posłał, Ojca. To wam powiedziałem, przebywając wśród was. A Paraklet, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem.” Jedność i odrębność. Mam zachować to Słowo – a raczej, jak tłumaczył ks. Międzybrodzki, strzec go w sobie – wiedząc, że go nie rozumiem, ale zarazem trochę rozumiem, że odkrywa się przede mną powoli i zawsze tylko w jakiejś drobnej części.
Na koniec chcę się Wam zwierzyć z jeszcze jednego trudnego doświadczenia, które także bardzo odżyło i pod wpływem rekolekcji i tych czytań. Wciąż od nowa stawiam sobie pytanie, czy to wszystko prawda. Doświadczam łaski i z wiarą modlę się do Niego, widzę wiarę ludzi wokół mnie, Jego działanie, przyjmując Jego Ciało czuję nieraz wręcz dotyk Boga – a potem zdaję sobie sprawę, że to wszystko może być ułudą, tworem mojego chorego umysłu. Wiem, że póki żyję, tego nie sprawdzę, że stawiając moje życie na Niego mam Jego obietnicę je odzyskać po stokroć, ale mogę też je po prostu bezpowrotnie stracić. Myślę, że świadomość tego ryzyka jest dobra. Wybieram wciąż od nowa bez żadnej gwarancji, przez samo zaufanie do Słowa, które jest Nim. Ta powracająca wciąż wątpliwość to chyba czas, kiedy staję przed Nim w mojej odrębności i wolności.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

http://brewiarz.pl/v_18/0105p/czyt.php3
Dz 14, 5-18
Do Listry nadeszli Żydzi z Antiochii i z Ikonium. Podburzyli tłum, ukamienowali Pawła i wywlekli go za miasto, sądząc, że nie żyje. Kiedy go jednak otoczyli uczniowie, podniósł się i wszedł do miasta, a następnego dnia udał się razem z Barnabą do Derbe.
W tym mieście głosili Ewangelię i pozyskali wielu uczniów, po czym wrócili do Listry, do Ikonium i do Antiochii, umacniając dusze uczniów, zachęcając do wytrwania w wierze, «bo przez wiele ucisków trzeba nam wejść do królestwa Bożego». Kiedy w każdym Kościele wśród modlitw i postów ustanowili im starszych, polecili ich Panu, w którego uwierzyli.
Potem przeszli przez Pizydię i przybyli do Pamfilii. Głosili słowo w Perge, zeszli do Attalii, a stąd odpłynęli do Antiochii, gdzie za łaską Bożą zostali przeznaczeni do dzieła, które wykonali.
Kiedy przybyli i zebrali miejscowy Kościół, opowiedzieli, jak wiele Bóg przez nich zdziałał i jak otworzył poganom podwoje wiary. I dość długi czas spędzili wśród uczniów.
Dziś przypada wspomnienie św. Józefa, więc w wielu kościołach, być może w większości, są inne czytania, związane z tym patronem. Przywołuję tę historię z Dziejów Apostolskich, ponieważ właśnie zestawienie jej z wczorajszym fragmentem nasunęło mi pewną refleksję.
Oba zdarzenia – uznanie św. Pawła za greckie bóstwo i jego pozornie śmiertelne ukamieniowanie – to sceny mocno zapadające w pamięć. Nigdy natomiast dotąd nie zauważyłem, że obie zdarzyły się w krótkim czasie w tym samym mieście.
Ta sama społeczność najpierw wiwatowała, wręcz ubóstwiała św. Pawła i zaraz potem z nienawiścią ciskała w niego kamieniami, aby umarł. Z tego samego powodu: że głosił Ewangelię. Jest to bardzo bliskie Paschy Chrystusa. Tylko kilka dni dzieliło Jego triumfalny wjazd i okrzyki "Hosanna!" od tych „Ukrzyżuj Go!” Zmienność ludzkiego serca jest zadziwiająca i mocno kontrastuje ze stałością Bożej miłości.
Większość z nas, obecnych tu na forum, też w pewnym sensie tego doświadczyła. Ta sama osoba, dla której byliśmy najbliżsi i najbardziej ukochani, potem odwróciła się całkowicie, okazując zupełną obojętność, a nierzadko nienawiść. Niektórzy doświadczyli tej zmiany w sposób wręcz gwałtowny. Jednego dnia czuli się kochani, a następnego słyszeli, że to już koniec.
Chrystus wjeżdżając do Jerozolimy wiedział, co go czeka. Przyjmował owacje ludzi wiedząc, jak zmienne są ich serca. Św. Paweł niedługo po nieudanym ukamieniowaniu wrócił do Listry. Nie odwrócił się od społeczności, która odrzuciła jego. Powołaniem małżonka w kryzysie jest nadal kochać tych, którzy najbardziej ranią.
Warto sobie jednak uświadomić, że ten obraz dotyczy każdego z nas także z innej strony. Wielbię Boga, przyjmuję Jego Ciało, a potem grzeszę. Ranię Go tak bardzo, że nie jestem w stanie sobie tego w pełni uświadomić. Gdy wyobrażam sobie scenę ukamieniowania św. Pawła, powinienem dostrzec swoją twarz nie tylko w rysach apostoła, ale także wśród tych, którzy rzucają kamienie.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

http://brewiarz.pl/v_18/0205p/czyt.php3
J 15, 1-8
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który go uprawia. Każdą latorośl, która nie przynosi we Mnie owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. Trwajcie we Mnie, a Ja w was będę trwać. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie – jeżeli nie trwa w winnym krzewie – tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie.
Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto nie trwa we Mnie, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. Potem ją zbierają i wrzucają w ogień, i płonie. Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, to proście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami».
Dziś chciałbym się zatrzymać tylko przy Ewangelii. Obraz winnego krzewu i latorośli jest tak znany, że zwykle słuchałem tej perykopy tak, jakbym ją już w pełni rozumiał, czyli na dobrą sprawę wcale. Tym razem udało mi się zatrzymać przy lekturze i słuchaniu tego Słowa ... na Słowie.
To właśnie Słowo łączy uczniów z ich Mistrzem: jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was. Te życiodajne soki, jakie płyną z pnia – krzewu – ku latoroślom to Słowo. Ono ma we mnie stale trwać, żyć, a przyniesie owoc, i to obfity. Co niezwykłe – sam Bóg dozna przez to chwały. Ja mogę być źródłem Bożej chwały? To Bóg może czerpać ze mnie? Działanie Słowa włącza mnie w coś niezwykłego, czego nie potrafię pojąć. A jednocześnie dopiero na skutek tego stanę się Jego uczniem...
Równie ciekawe wydaje mi się to, że Słowo oczyszcza: wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. Latorośle właśnie tego potrzebują, żeby wydać obfity owoc: każdą latorośl, która przynosi owoc w Nim, Ojciec oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Oczyszcza Jego Słowem. Mam go słuchać tak, żeby martwe gałązki same ode mnie odpadły. Dać się pokierować tak, żeby błądzeniem na boki nie marnować życiodajnych soków. Ono ma odsłaniać mi Go, sprawiać, żeby coraz mniej mi Go przesłaniało.
Słowo i owoc, Słowo i plon. Przychodzi od Niego i nie wraca do Niego, póki w modlitwie i medytacji tegoż Słowa nie dokona swego posłannictwa, nie przyniesie nasienia dla siewcy i chleba dla jedzącego (Iz 55, 10-11).
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

http://brewiarz.pl/v_18/0405p/czyt.php3
J 15, 12-17
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich.
Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni jego pan, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego.
Nie wy Mnie wybraliście, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał – aby Ojciec dał wam wszystko, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali».
Ponownie zatrzymam się tylko przy Ewangelii i ponownie będą to raczej pytania i wątpliwości, niż odpowiedzi, ponieważ jest to dla mnie trudny ustęp Pisma.
Nie wy Mnie wybraliście, ale Ja was wybrałem – niby oczywiste, ale dla mnie tylko pozornie. Przecież miłość to nade wszystko wybór. A ten wybór został dokonany poza moją wolą. A jeżeli uważam, że Go wybrałem? Że odrzuciłem to, co mi tak sugestywnie oferował świat, żeby wybrać Jego, Jego Słowo, to wszystko, co mi oznajmił? Nie mam prawa do tego wyboru? Nie ma tu żadnego wyboru?
Nasuwają się pewne odpowiedzi, ale nie są one dla mnie w pełni wystarczające.
Bóg jest jeden i nie mogę wybierać pośród „bogów” – jest tylko Ten, Który Jest. Moim wyborem może być jedynie uznanie Jego istnienia jako Boga, lub odrzucenie tej prawdy. Wciąż jest to jednak jakiś wybór.
Nie wy Mnie stworzyliście, ale ja Was stworzyłem. Istnienie Boga nic nie zawdzięcza mojej decyzji, mojemu wyborowi. Gdyby zaś On wybrał inaczej, mnie by po prostu nie było. Jego miłość powołuje mnie do istnienia. Czy moja miłość też ma jakiś wymiar stwórczy? W odniesieniu do mojego małżeństwa i dzieci chyba tak, ale w odniesieniu do Boga już nie. Tyle, że Jezus jednak mówi o wybraniu, a nie o stwarzaniu.
Podobnie z kolejnym wytłumaczeniem – On wybrał mnie najpierw, bezwarunkowo, ja tylko mogę Mu odpowiedzieć swoją ułomną miłością. Bóg zaś okazuje nam swoją miłość [właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami (Rz 5, 8). Tak, ale Jego słowa są jednak trochę inne. Nie mówi o kolejności, tylko wyborze jednostronnym.
Te wątpliwości zarazem wzmacniają i po części wyjaśniają zdania poprzednie i następne.
Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni jego pan, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Sługa jest tym, który tylko wykonuje polecenia, nie dokonuje wyboru. Przyjaciel to ten, któremu ukazuję siebie i oczekuję odpowiedzi. Na pewno nie chodzi więc o to, że Jezus widzi w nas biernych wykonawców Swojej woli, Swojego wyboru.
Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili. Nie wybrał mnie do bierności, lecz do kroczenia naprzód, do działania, do przynoszenia owocu, czyli w jakimś sensie do tworzenia czegoś nowego i to trwałego, czyli mającego w sobie Boży pierwiastek: abyście owoc przynosili, i by owoc wasz trwał. Mam przynosić owoc wykraczający poza ludzką ulotność.
Dalsze zdanie jest jeszcze bardziej zagadkowe - aby Ojciec dał wam wszystko, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To jest przecież radykalnie sprzeczne z moim rozumem i doświadczeniem. Po prostu dlatego, że proszę często o rzeczy dla mnie złe i na szczęście Bóg nie realizuje wszystkich moich głupich pomysłów. A może nie zanoszę tych próśb w Jego imię? Mimo, że z wiarą, z pełnym przekonaniem wypowiadam w modlitwie właśnie te słowa? To nawet nie może działać w ten sposób, że wypowiedzenie w przekonaniem odpowiedniej formuły, choćby najbardziej pobożnej, automatycznie przyniesie efekt. Takie postrzeganie modlitwy to magia, głęboko przeciwna Jego Słowu.
Podobną treść zawierała czytana przedwczoraj perykopa o winnym krzewie (J 15, 7), które bezpośrednio poprzedza dzisiejszą Ewangelię: jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, to proście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Proszenie w Jego imię jest w jakiś sposób tożsame z trwaniem Jego Słowa w nas. Może chodzi o to, żeby pozwolić Jezusowi we mnie, żeby to On zanosił prośby do Swego Ojca? Żeby tak mocno i głęboko trwać w Nim, żeby z mojego wnętrza płynęło Jego Słowo, a Ono wtedy się spełni, bo Ono ma w Ojcu moc stwarzania? Nawet nie mam pomysłu, jak iść w tym kierunku.
Najciekawsze są w tym kontekście słowa, które spinają całą tę mowę Chrystusa: to jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. [...] To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali. On odsłania obraz – ułomek obrazu – Jego miłości do mnie żebym wiedział, co czyni mój Pan – mój Przyjaciel! – i żebym mógł naśladować Jego miłość kochając innych ludzi. Żebym to potrafił, mówi mi o tym, że to On mnie wybrał, a nie ja Jego. Mam powiedzieć żonie: to nie Ty mnie wybrałaś, lecz ja Ciebie wybrałem? Na pewno nie. I na pewno jest w tym cenne i głębokie przesłanie, które wciąż mi umyka.
Słowo Boże to studnia. Widzę, że jest niezgłębione i czerpię tylko z powierzchni. Ta głębia mnie fascynuje, choć będzie mi dostępna dopiero wtedy, gdy stanę z Nim twarzą w twarz. Nie teraz.
Zablokowany