Strona 10 z 74

Re: Echo Słowa

: 05 maja 2018, 23:40
autor: Ukasz
http://brewiarz.pl/v_18/0505p/czyt.php3
Dz 16, 1-10
Paweł przybył także do Derbe i Listry. Był tam pewien uczeń, imieniem Tymoteusz, syn Żydówki, która przyjęła wiarę, i ojca Greka. Bracia z Listry i Ikonium dawali o nim dobre świadectwo. Paweł postanowił zabrać go z sobą w podróż. Obrzezał go jednak ze względu na Żydów, którzy mieszkali w tamtejszych stronach. Wszyscy bowiem wiedzieli, że ojciec jego był Grekiem. Kiedy przechodzili przez miasta, nakazywali im przestrzegać postanowień powziętych przez apostołów i starszych w Jerozolimie. Tak więc utwierdzały się Kościoły w wierze i z dnia na dzień rosły w liczbę.
Przeszli Frygię i krainę galacką, ponieważ Duch Święty zabronił im głosić słowo w Azji. Przybywszy do Myzji, próbowali udać się do Bitynii, ale Duch Jezusa nie pozwolił im, przeszli więc Myzję i zeszli do Troady. W nocy miał Paweł widzenie: jakiś Macedończyk stanął przed nim i błagał go: «Przepraw się do Macedonii i pomóż nam!» Zaraz po tym widzeniu staraliśmy się wyruszyć do Macedonii, w przekonaniu, że Bóg nas wezwał, abyśmy głosili im Ewangelię.
Ps 100 (99), 2-3. 4-5
Służcie Panu z weselem, *
stańcie przed obliczem Pana z okrzykami radości.
Wiedzcie, że Pan jest Bogiem, †
On sam nas stworzył, jesteśmy Jego własnością, *
Jego ludem, owcami Jego pastwiska.
W Jego bramy wstępujcie z dziękczynieniem, †
z hymnami w Jego przedsionki, *
chwalcie i błogosławcie Jego imię.
Albowiem Pan jest dobry, †
Jego łaska trwa na wieki, *
a Jego wierność przez pokolenia.
J 15, 18-21
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie wpierw znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi.
Pamiętajcie o słowie, które do was powiedziałem: „Sługa nie jest większy od swego pana”. Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować. Jeżeli moje słowo zachowali, to i wasze będą zachowywać. Ale to wszystko wam będą czynić z powodu mego imienia, bo nie znają Tego, który Mnie posłał».
Dziś liturgia karmi nas kolejnymi słowami Chrystusa z ostatniej wieczerzy. Znów są one dla mnie trudne.
Wcześniej Jezus mówił, że nie nazywa już swoich uczniów sługami, lecz przyjaciółmi. Teraz znów przyrównuje ich do sług. Więcej, z opozycji między Nim a światem wynika, że jesteśmy po prostu Jego własnością. Psalmista ujmuje to wprost: On sam nas stworzył, jesteśmy Jego własnością, Jego ludem, owcami Jego pastwiska. Człowiek będący czyjąś własnością to niewolnik, jak zwierzę. Jak owce.
W psalmie ta przynależność jest źródłem radości. W Ewangelii Jezus mówi o innej stronie tej relacji. Przynosi ona nienawiść ze strony świata i prześladowanie.
Wraca także motyw wybrania: Jezus wybrał nas sobie ze świata. Konsekwencją tego wyboru jest nienawiść i prześladowanie ze strony świata. Pan nie tylko wybrał Swoich uczniów, ale ich prowadzi. Jak św. Pawłowi wyznacza konkretne szlaki. Na przykład ten do Listry, gdzie niedawno apostoł najpierw został okrzyknięty bogiem, a potem ukamieniowany.
Po co Chrystus nas wybrał? Dlaczego mamy trwać w Nim?
Odpowiedź przybliża opowiedziana chwilę wcześniej perykopa o krzewie winnym. Jeżeli On by nas nie wybrał, jeżeli nie ciągnęlibyśmy soków z Niego, to po prostu przestalibyśmy istnieć. On jest jedynym źródłem życia. Wybrał nas do życia. Powiedział nam to wszystko, aby Jego radość była w nas i aby radość nasza była pełna (J 15, 11). Tak, my jesteśmy jego owcami, ale On nie jest zwykłym pasterzem, nie jest najemnikiem. On oddaje swoje życie za Swoje owce, zagubioną odnajduje i bierze na ramiona.
To, do czego nas wybrał – powołał – nie jest łatwe. Ale tylko na tej drodze jest życie i radość. Prawdziwa, pełna radość.

Re: Echo Słowa

: 06 maja 2018, 18:56
autor: Ukasz
http://brewiarz.pl/v_18/0605/czyt.php3
Dz 10, 25-26. 34-35. 44-48
Kiedy Piotr wchodził, Korneliusz wyszedł mu na spotkanie, padł mu do stóp i oddał pokłon. Piotr podniósł go ze słowami: «Wstań, ja też jestem człowiekiem».
Wtedy Piotr przemówił: «Przekonuję się, że Bóg naprawdę nie ma względu na osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie».
Kiedy Piotr jeszcze mówił o tym, Duch Święty zstąpił na wszystkich, którzy słuchali nauki. I zdumieli się wierni pochodzenia żydowskiego, którzy przybyli z Piotrem, że dar Ducha Świętego wylany został także na pogan. Słyszeli bowiem, że mówią językami i wielbią Boga.
Wtedy odezwał się Piotr: «Któż może odmówić chrztu tym, którzy otrzymali Ducha Świętego tak samo jak my?»
I rozkazał ochrzcić ich w imię Jezusa Chrystusa. Potem uprosili go, aby pozostał u nich jeszcze kilka dni.
Ps 98 (97), 1-4
Śpiewajcie Panu pieśń nową,
albowiem cuda uczynił.
Zwycięstwo zgotowała Mu Jego prawica
i święte ramię Jego.
Pan okazał swoje zbawienie:
na oczach narodów
objawił swą sprawiedliwość.
Wspomniał na dobroć i na wierność swoją
wobec domu Izraela.
Ujrzały wszystkie krańce ziemi
zbawienie Boga naszego.
Radośnie wykrzykuj na cześć Pana, cała ziemio,
cieszcie się i weselcie, i grajcie!
1 J 4, 7-10
Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością.
W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu.
W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy.
J 15, 9-17
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Trwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości.
To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna.
To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich.
Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni jego pan, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego.
Nie wy Mnie wybraliście, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał – aby Ojciec dał wam wszystko, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali».
Ostatnio wciąż narzekałem, że czytania mszalne są dla mnie trudne, przynoszą więcej wątpliwości niż odpowiedzi. Dzisiejsza ewangelia jest tą samą, która sprawiała mi największy kłopot, czytanie z Listu św. Jana jest niemalże jej powtórzeniem, ustęp z Dziejów Apostolskich wydawał mi się początkowo zupełnie z nimi niezwiązany. Aż powoli coś się zaczęło rozjaśniać, jak słońce zza chmur. Ciekawe, czy to tylko podszyte pychą złudzenie, czy rzeczywiście Bóg powolutku coś mi odsłania.
Każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Czy potrafię to odnieść do siebie? Czy narodziłem się z Boga? Czy Go znam? Nie odważę się odpowiedzieć twierdząco. Trochę się przede mną odsłania, ale dobrze wiem, jak znikoma jest ta cząstka wobec Jego pełni. To trochę tak, jakbym lecąc samolotem nad jakimś krajem na chwilę dostrzegł przez dziurę w chmurach fragment krajobrazu i potem chwalił się, że ten kraj to ja już znam. Podobnie z narodzinami z Boga, ponownymi narodzinami z Ducha, jak mówił Jezus w nocnej rozmowie z Nikodemem (J 3, 3-5). Mam raczej poczucie chodzenia wciąż w tym samym starym ubraniu, choć przyszyłem jeden nowy guzik. Coś w sobie zmieniam, nawet często wydaje mi się to duże, ale jak się głębiej zastanowię, to jest to raczej kosmetyka.
Kiedy Piotr jeszcze mówił, Duch Święty zstąpił na wszystkich. Wszyscy narodzili się na nowo z Ducha. W jednej chwili, równocześnie, pod wpływem słów apostoła. A w zasadzie pod wpływem Słowa, którymi natchnął go tenże Duch. Pozwolili Słowu wejść do swego wnętrza, a Bogiem było to Słowo, poznali Boga i narodzili się na nowo. Dzieje apostolskie, dawne dzieje. Wtedy świat był narysowany ostrą kreską, czerń i biel. Grzech, nawrócenie, potem świętość. Jeden chrzest na odpuszczenie grzechów. Ślad tego świata wciąż przywołujemy w czasie liturgii wyznając wiarę w Niego. Jednocześnie wierzymy, że nie tylko chrzest obmywa z grzechów, że po nim wciąż idziemy z tym samym garbem skutków win, potykamy się i wciąż potrzebujemy na nowo pojednania i nawrócenia.
Śpiewajcie Panu pieśń nową, albowiem cuda uczynił. Bóg działa, jest obecny. Mam mu śpiewać pieśń uwielbienia, wciąż nową. Nie powtarzać słów, lecz nieustannie trwać w zdumieniu i zachwycie Jego cudami. On ukazuje mi Swoje zbawienie, i to tak, że ujrzały to wszystkie krańce ziemi. Czyni cuda, nowe cuda. Daje się poznać, a poznanie Go przemienia mnie. Poznawanie Jego miłości uzdalnia mnie do kochania, do życia w duchu. Stale mnie odradza. Nie narodziłem się raz od nowa, nie przeżyłem jednego wielkiego nawrócenia. On obdarza mnie tą łaską każdego dnia. Konkretną. Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca (Hbr 4, 12). Kreska wciąż jest ostra, ale Pan kreśli ją tak gęsto, że z daleka rozmywa się ludzkich oczach.
To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Moja miłość ma być konkretna, ostra, wciąż objawiająca się działaniu, jednoznaczna. Ma być jasnym wyborem Boga w każdej relacji z drugim człowiekiem. Mam trwać w Jego miłości – to znaczy nie trwać, lecz stale wzrastać. Uczyć się tego, co w niej najtrudniejsze. Nie wy Mnie wybraliście, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili. W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu. W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy. Nie jestem Bogiem, nie dokonuję wyboru, który jest początkiem wszystkiego. Mogę tylko czerpać z tego wyboru, wejść w niego i mieć w nim swój udział. Kochać tak po prostu, nie za coś i nie oczekując niczego. Powoli stopniowo oczyszczać się z wszystkich warunków, którymi objuczyłem moją miłość.
Czy istnieje bezwarunkowa miłość? Tak, to jest właśnie Bóg. Ten, który jest w niebie, celu mojej wędrówki, i ten, które jest we mnie, bez którego nic nie mogę uczynić. Nic dobrego.

Re: Echo Słowa

: 07 maja 2018, 10:49
autor: Ukasz
http://brewiarz.pl/v_18/0705p/czyt.php3
J 15, 26 – 16, 4a
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Gdy przyjdzie Paraklet, którego Ja wam poślę od Ojca, Duch Prawdy, który od Ojca pochodzi, On zaświadczy o Mnie. Ale wy też świadczycie, bo jesteście ze Mną od początku.
To wam powiedziałem, abyście się nie załamali w wierze. Wyłączą was z synagogi. Ale nadto nadchodzi godzina, w której każdy, kto was zabije, będzie sądził, że oddaje cześć Bogu. Będą tak czynić, bo nie poznali ani Ojca, ani Mnie. Ale powiedziałem wam o tych rzeczach, abyście, gdy nadejdzie ich godzina, pamiętali, że Ja wam o nich powiedziałem».
Te słowa Chrystusa odnosiły się przede wszystkim do zesłania Ducha Świętego na apostołów i prześladowań, które potem nastąpiły. Jednak, jak każda inna część Ewangelii, są aktualne wciąż i w bardzo różnych sytuacjach. Mi tym razem przywiodły na myśl małżonków w kryzysie. Jako narzeczony i potem świeżo upieczony mąż na pewno wiele razy słuchałem tego czytania. Niestety nigdy nie spojrzałem na nie od tej strony. Szkoda, bo mogłoby to bardzo mi pomóc w najtrudniejszym okresie.
Również w sakramencie małżeństwa przychodzi Duch Święty.
KKK 1624 [...] W epiklezie tego sakramentu małżonkowie otrzymują Ducha Świętego jako komunię miłości Chrystusa i Kościoła (Por. Ef 5, 32). Jest On pieczęcią ich przymierza, zawsze żywym źródłem ich miłości, mocą, w której będzie odnawiać się ich wierność.
On – Paraklet – świadczy potem o Bogu w małżeństwie, o Jego obecności, Jego mocy, o nierozerwalności Jego więzów. Nie tylko o obecności Boga w miłości małżeńskiej, ale też przez miłość małżeńską o obecności Boga w świecie.
Ale małżonkowie też świadczą, bo są z Nim od początku. Na początku swego małżeństwa, w udzielanym sobie nawzajem sakramencie, są z Nim. Ten początek ma charakter normatywny. Raz dokonany jest niewzruszonym fundamentem, na którym stoi cały gmach. A że tego sakramentu nowożeńcy udzielają sobie nawzajem sami – choć wobec Kościoła, to reprezentujący go kapłan jedynie zaświadcza o tym fakcie (KKK 1623) – to ten fundament jest również świadectwem samych małżonków.
To świadectwo nie kończy się oczywiście w chwili odejścia od ołtarza. Ono jest zadaniem, które się wtedy zaczyna. Świadectwem jest wierność temu początkowi. Jej złamanie jest antyświadectwem.
Chrystus przestrzega, że przyjdzie czas próby, aby żadne z nich nie załamało się w wierze. I w wierności. To może być próba dramatyczna: jak tych, którzy są rdzeniem Kościoła, wyłączano z synagogi, czyli właśnie ze wspólnoty wiary, tak małżonek może być wyłączany ze swojej rodziny, oderwany od najbliższych sobie osób. Wyrwany z domu, którego jest częścią i który – ten dom – jest częścią jego samego. Więcej: otrzyma ciosy tak bolesne, że wolałby umrzeć, a ci, którzy to uczynią, jego najbliżsi, będą głosić i sądzić, że czynią dobrze, może nawet w imię Boga. Ci, którzy zburzą jego rodzinę, ogłoszą się obrońcami wartości rodzinnych. Będą łamać wierność i miłość zdradzonego w imię wierności grzechowi. Będą tak czynić, bo nie poznali ani Ojca, ani Syna.
Chrystus powiedział nam o tych rzeczach, abyśmy, gdy nadejdzie ich godzina, pamiętali, że On nam o nich powiedział, żebyśmy nie załamali się w wierze, żebyśmy właśnie wtedy pamiętali, że On wtedy przyjdzie świadczyć za naszą miłością i żebyśmy sami świadczyli wraz Nim – o Nim.

Re: Echo Słowa

: 14 maja 2018, 7:25
autor: Ukasz
http://brewiarz.pl/v_18/1305/czyt.php3
Ef 4, 1-13
Bracia:
Zachęcam was ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny powołania, do jakiego zostaliście wezwani, z całą pokorą i cichością, z cierpliwością, znosząc siebie nawzajem w miłości. Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój.
Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani do jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie. Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który jest i działa ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich.
Każdemu zaś z nas została dana łaska według miary daru Chrystusowego. Dlatego mówi Pismo: «Wstąpiwszy na wysokości, wziął do niewoli jeńców, rozdał ludziom dary». Słowo zaś „wstąpił” cóż oznacza, jeśli nie to, że również zstąpił do niższych części ziemi? Ten, który zstąpił, jest i Tym, który wstąpił ponad wszystkie niebiosa, aby wszystko napełnić. On też ustanowił jednych apostołami, innych prorokami, innych ewangelistami, innych pasterzami i nauczycielami, aby przysposobili świętych do wykonywania posługi dla budowania Ciała Chrystusowego, aż dojdziemy wszyscy razem do jedności wiary i pełnego poznania Syna Bożego, do człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa.
Piękny, bogaty tekst poświęcony w całości powołaniu. Skierowany do każdego z nas, do mnie, opowiada o moim powołaniu: do świętości w małżeństwie.
Już pierwsze zdanie brzmi tak, jakby było pisane specjalnie dla małżonków: z całą pokorą i cichością, z cierpliwością, znosząc siebie nawzajem w miłości. Samo życie. Tę praktyczną wskazówkę poprzedza jednak szczególne wezwanie - abyśmy postępowali w sposób godny powołania, do jakiego zostaliśmy wezwani. To ustawia cichą pokorę dnia codziennego w innym świetle. Miara tej godności jest przybliżona w następnym akapicie. Moje powołanie stanowi część większej całości. Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani do jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który jest i działa ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich. Dalej św. Paweł wyróżnia dwie zasadnicze kategorie powołań. Pierwsza to apostołowie, prorocy, ewangeliści, pasterze (czyli przede wszystkim biskupi) i nauczyciele wiary. Można powiedzieć, że jest to po prostu Kościół hierarchiczny, duchowieństwo. Pełni ono ujęciu tego czytania rolę służebną wobec pozostałych wiernych – świętych, którzy wykonują posługę dla budowania Ciała Chrystusowego. Właściwymi budowniczymi Kościoła są tu świeccy – na pewno przede wszystkim rodziny. Może nie przez przypadek to pierwsze zdanie brzmiało tak rodzinnie? Jeszcze ciekawiej brzmi w tym kontekście kolejna odsłona celu tego powołania: aż dojdziemy wszyscy razem do jedności wiary i pełnego poznania Syna Bożego, do człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa. Droga do jedności wiary i do poznania Boga także prowadzi przede wszystkim przez posługę rodzin, przysposabianych do tego przez duchownych.
Oczywiście to tylko subiektywna interpretacja jednego ustępu Pisma. Sądzę jednak, że pokazuje ona wyraźnie współodpowiedzialność świeckich, szczególnie rodzin, w tych kluczowych zadaniach Kościoła, kojarzonych dotąd niemal głównie z duchowieństwem. Czy jestem gotowy do takiego wezwania – wyzwania? Jeśli sam z siebie tak bym się czuł, to by znaczyło głównie moje nieprzygotowanie. Najważniejsze przysposobienie do tej pracy płynie jednak skądinąd i jest wyraźnie obiecane w tym właśnie tekście: każdemu zaś z nas została dana łaska według miary daru Chrystusowego.

Re: Echo Słowa

: 14 maja 2018, 17:22
autor: Ukasz
http://brewiarz.pl/v_18/1405/czyt.php3
Dz 1, 15-17. 20-26
Piotr w obecności braci, a zebrało się razem około stu dwudziestu osób, tak przemówił: «Bracia, musiało się wypełnić słowo Pisma, które Duch Święty zapowiedział przez usta Dawida o Judaszu. On to wskazał drogę tym, którzy pojmali Jezusa, bo on zaliczał się do nas i miał udział w naszym posługiwaniu.
Napisano bowiem w Księdze Psalmów: „Niech opustoszeje dom jego i niech nikt w nim nie mieszka. A urząd jego niech inny obejmie”.
Trzeba więc, aby jeden z tych, którzy towarzyszyli nam przez cały czas, kiedy Pan Jezus przebywał z nami, począwszy od chrztu Janowego aż do dnia, w którym został wzięty od nas do nieba, stał się razem z nami świadkiem Jego zmartwychwstania».
Postawiono dwóch: Józefa, zwanego Barsabą, z przydomkiem Justus, i Macieja.
I tak się pomodlili: «Ty, Panie, znasz serca wszystkich, wskaż z tych dwóch jednego, którego wybrałeś, by zajął miejsce w tym posługiwaniu i w apostolstwie, któremu sprzeniewierzył się Judasz, aby pójść swoją drogą».
I dali im losy, a los padł na Macieja. I został dołączony do jedenastu Apostołów.
J 15, 9-17
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Trwajcie w miłości mojej. Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna.
To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję.
Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał, aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali».
Te dwa czytania przywołały myśl, która jakoś kołatała się we mnie od dawna. Teraz, w świetle tego Słowa, okrzepła. Chodzi o wybór.
Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem – nad tymi słowami już się tu zastanawiałem. Pokazują ona bardzo mocno, że powołanie to wybór Boży, który ja jedynie rozpoznaję i realizuję. Nie wybieram sobie jak w supermarkecie z bogatej oferty. To nie koncert życzeń. Rozeznaję, co jest moim powołaniem, między innymi na podstawie pewnej przyjemności z podjęcia go. Wybieram pracę, która mi odpowiada, sprawia frajdę. Widzę, że mi dobrze idzie, odkrywam tu swój talent. Jest to jednak tylko powierzchowne wrażenie, delikatna podpowiedź od Niego. W realizacji powołania nie chodzi już o moją przyjemność, tylko o realizację wezwania, służbę, która może być bardzo ciężka.
Niezwykła jest w tym kontekście scena losowania apostoła. Dla mnie przebija tu trochę naiwne podejście, że przez losowanie wypowiada się Bóg. Istotniejsze jest jednak to, że wskutek takiej formy wyboru Maciej stał się apostołem, a Józef nie. Każdy otrzymał inne powołanie, podjął je, choć nie miał w tym ostatnim wyborze żadnego czynnego udziału. Przyjął i zrealizował.
Moim powołaniem jest małżeństwo. Ma ono wręcz swoje imię – imię mojej żony. Ogólne wezwanie do założenia rodziny przybrało w wyniku sakramentu konkretny kształt i teraz nie jest nim życie z kimś, tylko z tą konkretną osobą. Nikt mnie nie zmuszał ani do brania ślubu, ani tym bardziej do wyboru tej konkretnej żony. Powinienem ją wcześniej poznać, pokochać, rozważyć, czy do siebie pasujemy. To wszystko pewnie jakoś pomaga, ale zarazem jest bardzo złudne. W narzeczeństwie nie da się zweryfikować, jak zachowa się wybranka czy wybranek za kilkadziesiąt lat. Szczególnie w czasie kryzysu wiele osób pisze, że zupełnie nie poznaje najbliższego dotąd człowieka, nie rozumie go, postrzega jak inną osobę. Nawet osoby znające się wiele lat przed ślubem odkrywają po czasie, że się tak naprawdę nie znały.
Fakt wolnego wyboru współmałżonka może sprawić wrażenie, że trafność tego wyboru może warunkować szanse powodzenia związku. Jestem przekonany, że to błąd. Fałszywe przekonanie, które odgrywa decydującą rolę w mentalności rozwodowej. Pomyliłem się wybierając ciebie – spróbuję jeszcze raz, z kimś innym, może teraz się uda, trafię. A jak nie, to zawsze mogę jeszcze raz spróbować. Z tobą już nie, bo się nie da, nie pasujemy do siebie, nie jesteś tą właściwą osobą. Wielkie, raniące do głębi kłamstwa. Szatańskie podszepty zwodzące wiernych, pchające ich wprost w objęcia Złego.
Po zawarciu sakramentalnego związku nie ma już żadnego znaczenia, czy słusznie wybrałem tę a nie inną osobę. Bóg daje mi gwarancję, że właśnie ona jest moją drogą do świętości i do szczęścia. Że na pewno mogę żyć z nią, że powinienem żyć tylko z nią. Choćby była mi wybrana w drodze losowania lub narzuconej decyzji przez rodziców, jeśli ją zaakceptuję i przed Bogiem już z własnej woli, szczerze wypowiem słowa przysięgi, to są ona zarazem potwierdzeniem, że nie był to wybór zły.
To, jak młodzi dobierają się w pary, ma w sobie coś z wielkiej loterii. Pełna wolność wyboru jest swego rodzaju złudzeniem. Bardzo niebezpiecznym, jeżeli w trafności tego wyboru zaczniemy się dopatrywać źródeł jego prawomocności. Powołania w istocie nie wybieramy, lecz On je nam wybiera. My je tylko akceptujemy. Jezus mówi małżonkom: Ja was wybrałem. Nie wyście siebie nawzajem wybrali, lecz Ja was wybrałem. Ja postawiłem was naprzeciw siebie przed ołtarzem i przyjąłem waszą sakramentalną przysięgę, Ja was związałem aż po śmierć. Nie pytajcie, czy ten wybór był słuszny, tylko jak go zrealizować.
Każda młoda para powinna usłyszeć w czasie ślubu te słowa: Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał, aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali.

Re: Echo Słowa

: 16 maja 2018, 23:58
autor: Ukasz
http://brewiarz.pl/v_18/1605w2/czyt.php3
Ap 12, 10-12a
Ja, Jan, usłyszałem donośny głos mówiący w niebie: «Teraz nastało zbawienie, potęga i królowanie Boga naszego i władza Jego Pomazańca, bo strącony został oskarżyciel naszych braci, który dniem i nocą oskarża ich przed naszym Bogiem. A oni zwyciężyli dzięki krwi Baranka i dzięki słowu swojego świadectwa i nie umiłowali życia swego aż do śmierci.
Dlatego radujcie się, niebiosa oraz ich mieszkańcy».
Ps 34 (33), 2-3. 4-5. 6-7. 8-9
Będę błogosławił Pana po wieczne czasy, *
Jego chwała będzie zawsze na moich ustach.
Dusza moja chlubi się Panem, *
niech słyszą to pokorni i niech się weselą.

Wysławiajcie ze mną Pana, *
wspólnie wywyższajmy Jego imię.
Szukałem pomocy u Pana, a On mnie wysłuchał *
i wyzwolił od wszelkiej trwogi.

Spójrzcie na Niego, a rozpromienicie się radością, *
oblicza wasze nie zapłoną wstydem.
Oto zawołał biedak i Pan go usłyszał, *
i uwolnił od wszelkiego ucisku.

Anioł Pański otacza szańcem bogobojnych, *
aby ich ocalić.
Skosztujcie i zobaczcie, jak Pan jest dobry, *
szczęśliwy człowiek, który znajduje w Nim ucieczkę.
1 Kor 1, 10-13. 17-18
Upominam was, bracia, w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyście byli zgodni i by nie było wśród was rozłamów; byście byli jednego ducha i jednej myśli.
Doniesiono mi bowiem o was, bracia moi, przez ludzi Chloe, że zdarzają się między wami spory. Myślę o tym, co każdy z was mówi: «Ja jestem Pawła, a ja Apollosa; ja jestem Kefasa, a ja Chrystusa». Czyż Chrystus jest podzielony? Czyż Paweł został za was ukrzyżowany? Czyż w imię Pawła zostaliście ochrzczeni?
Nie posłał mnie Chrystus, abym chrzcił, lecz abym głosił Ewangelię, i to nie w mądrości słowa, by nie zniweczyć Chrystusowego krzyża. Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia.
J 17, 20-26
W czasie ostatniej wieczerzy Jezus, podniósłszy oczy ku niebu, modlił się tymi słowami:
«Ojcze Święty, proszę nie tylko za nimi, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie, aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili jedno w Nas, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał.
I także chwałę, którą Mi dałeś, przekazałem im, aby stanowili jedno, tak jak My jedno stanowimy. Ja w nich, a Ty we Mnie. Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś.
Ojcze, chcę, aby także ci, których Mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie Ja jestem, aby widzieli chwałę moją, którą Mi dałeś, bo umiłowałeś Mnie przed założeniem świata.
Ojcze sprawiedliwy! Świat Ciebie nie poznał, lecz Ja Ciebie poznałem i oni poznali, żeś Ty Mnie posłał. Objawiłem im Twoje imię i nadal będę objawiał, aby miłość, którą Ty Mnie umiłowałeś, w nich była i Ja w nich».
Sam wybierałem czytania na nasz ślub. Choć minęło od tego czasu ponad ćwierć wieku, dobrze pamiętam wszystkie. Z Ewangelii był to właśnie ten ustęp z modlitwy arcykapłańskiej Chrystusa.
Jezus modlił się nie tylko w intencji apostołów, ale także tych, którzy dzięki ich słowu – dzięki nauczaniu Kościoła – będą wierzyć w Niego. Mają oni stanowić jedno jak Ojciec w Synu, a Syn w Ojcu. Wiemy, że tu na ziemi tego ideału nie osiągniemy, ale możemy się do niego zbliżać w różnym stopniu. Największa jedność, jaka jest możliwa między ludźmi, urzeczywistnia się w sakramentalnym małżeństwie. Chrystus obejmował swą modlitwą wszystkich, cały Kościół, ale na pewno w sposób szczególny małżonków. A gdy wybrzmiała ona w trakcie liturgii obejmującej sakramenty eucharystii i małżeństwa, z wyjątkową mocą zadziałała na młodych stojących wtedy przed ołtarzem. Na mnie i na moją żonę.
Chrystus modlił się, abyśmy – przez Ducha Świętego – stanowili jedno w Nim i Ojcu, w tajemnicy Trójcy Świętej; aby świat uwierzył, że Ojciec posłał Syna, aby uwierzył w Ewangelię. Ta niebywała odpowiedzialność wydaje się być zarazem oczywista: jeżeli ci, którzy mocą sakramentu, za sprawą Ducha Świętego stają się jednym ciałem, nie świadczą o Jego miłości, o ileż trudniej uwierzyć w Słowo Boże. Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, że Ojciec Syna posłał i że Ojciec ich umiłował tak, jak Swojego Syna.
Aby tak się stało, Chrystus przekazuje małżonkom chwałę, jaką dostał od Ojca. Objawia im imię Ojca i nadal będzie im objawiał, aby miłość, którą Ojciec umiłował Syna, w nich była i Syn w nich. Takie jest Jego powołanie skierowane do mnie. Do takiej godności Bóg powołuje sakramentalnych małżonków, taką odpowiedzialność za Ewangelię składa na ich ręce, tak bardzo sam się im powierza.
Czym jest ta chwała i to powołanie w czasie kryzysu, gdy jedno z nich odwraca się od Boga i od współmałżonka? Szczególną drogą wierności przez krzyż. Drogą, która dla świata jest głupstwem, głupotą, bezsensownym uporem. Jest zatraceniem życia dla tych, którzy odwracają wartości i sami idą na zatracenie, nazywając zło rozsądkiem, a dobro głupotą. Jednak dla tych, którzy nią postępują ku zbawieniu, jest mocą Bożą. I zwyciężą oni dzięki krwi Baranka i dzięki słowu swojego świadectwa. Dzięki łasce czerpanej z sakramentów, a szczególnie z Jego Ciała i Krwi, ale także dzięki własnej wierności. Nie umiłowali bowiem życia swego, lecz oddają je Bogu. Każdego dnia, aż do śmierci.

Re: Echo Słowa

: 18 maja 2018, 9:10
autor: Ukasz
http://brewiarz.pl/v_18/1805p/czyt.php3
J 21, 15-19
Gdy Jezus ukazał się swoim uczniom i spożył z nimi śniadanie, rzekł do Szymona Piotra: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?»
Odpowiedział Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham».
Rzekł do niego: «Paś baranki moje».
I znowu, po raz drugi, powiedział do niego: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie?»
Odparł Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham».
Rzekł do niego: «Paś owce moje».
Powiedział mu po raz trzeci: «Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?»
Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: «Czy kochasz Mnie?» I rzekł do Niego: «Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham».
Rzekł do niego Jezus: «Paś owce moje.
Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz».
To powiedział, aby zaznaczyć, jaką śmiercią uwielbi Boga. A wypowiedziawszy to, rzekł do niego: «Pójdź za Mną!»
Renta już mi zwracała uwagę, że jestem tu monotematyczny. Zamierzam się tego trzymać. To, co nas tu łączy, to nie tylko powołanie do świętości, lecz także szczególna droga do niej: przez małżeństwo.
W rozmowie Chrystusa ze św. Piotrem widzę swoje życie. Ona toczy się już po zmartwychwstaniu, czyli w pewien sposób poza czasem. Wygląda tak, jakby całość zamknęła się w jednej minucie. Ale, jak jeden dzień jest dla Niego jak lat tysiące (Ps 90, 4; 2 P 3, 8), tak jedna minuta może być jak ludzkie życie.
U progu mojej dorosłości, gdy stanąłem wraz z moją narzeczoną przed ołtarzem, Pan zapytał mnie, czy miłuję ją – Jego w niej – więcej aniżeli inni. Odpowiedziałem Mu: Tak, Panie, Ty wiesz, że ją kocham, że kocham Ciebie w niej, że Ty we mnie ją kochasz. Rzekł do mnie Jezus: bądź jej mężem.
Minęło jedno pokolenie, podczas którego nasze dzieci stały się dorosłe, a moja żona odwróciła się ode mnie, Pan pozbawił mnie wszelkiej czułości jej wobec mnie, bliskości, jej szacunku i zaufania. Wtedy spytał mnie ponownie: czy kochasz ją? Odpowiedziałem: tak, Panie, Ty wiesz, że ją kocham bardziej niż wtedy, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, bardziej niż kogokolwiek innego na tym świecie. Rzekł do mnie Jezus: bądź jej mężem.
Potem przyszła długa noc, trwająca kilka lat, pełna smutku i bólu, gdy Pan odarł mnie z wszelkich uczuć do mojej żony, z tęsknoty za nią, z pragnienia bliskości z nią. Wtedy spytał mnie ponownie: czy kochasz ją? Odpowiedziałem: nie wiem, Panie, czy to jeszcze jest miłość, ale Ty wiesz, czy ją kocham, wiesz, że chcę ją kochać, wiem, że tylko Ty jesteś źródłem miłości, proszę, odnów we mnie miłość do niej, abym wiedział i czuł, że ją kocham, żebym znów tęsknił, pragnął, tulił w sobie jej obraz. Rzekł do mnie Jezus: bądź jej mężem. Gdy byłeś młodszy, miłość do żony wiodła cię w tym samum kierunku, co twoja miłość własna, kochając ją szedłeś za własnym szczęściem, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Teraz, gdy jesteś starszy i prosisz o miłość czystą, Moją, wyciągniesz ręce swoje i będziesz gotowy, że inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz, że będzie to droga bez szczęścia płynącego z wzajemności i bliskości, będzie to droga za mną, która poprowadzi cię także przez Golgotę.
Pan spełnił moją modlitwę, pozwolił mi odkryć w sobie na nowo moją miłość do żony płynącą z Niego, radość i ból, jakie ona ze sobą niesie. Powiedział mi: pójdź za mną.

Re: Echo Słowa

: 19 maja 2018, 11:42
autor: Ukasz
http://brewiarz.pl/v_18/1905p/czyt2.php3?tekst=1
J 21, 20-25
Gdy Jezus zmartwychwstały ukazał się uczniom nad jeziorem Genezaret, Piotr, obróciwszy się, zobaczył idącego za sobą ucznia, którego miłował Jezus, a który to w czasie uczty spoczywał na Jego piersi, i powiedział: «Panie, któż jest ten, który Cię zdradzi?»
Gdy więc go Piotr ujrzał, rzekł do Jezusa: «Panie, a co z tym będzie?»
Odpowiedział mu Jezus: «Jeżeli chcę, aby pozostał, aż przyjdę, to cóż tobie do tego? Ty pójdź za Mną!»
Rozeszła się wśród braci wieść, że uczeń ów nie umrze. Ale Jezus nie powiedział mu, że nie umrze, lecz: «Jeśli Ja chcę, aby pozostał, aż przyjdę, to cóż tobie do tego?»
Ten właśnie uczeń daje świadectwo o tych sprawach, i on je opisał. A wiemy, że świadectwo jego jest prawdziwe.
Jest ponadto wiele innych rzeczy, których Jezus dokonał, a które gdyby je szczegółowo opisać, to sądzę, że cały świat nie pomieściłby ksiąg, jakie trzeba by napisać.
Dzisiejsza (z mszy porannej) Ewangelia jest kontynuacją wczorajszej. To następna rozmowa Piotra z Jezusem. W poprzedniej Chrystus powierzył mu władzę pasterską pytając trzy razy o jego miłość i zamknął ją wezwaniem „Pójdź za mną!”
Teraz Piotr idąc za Chrystusem – za Jego wezwaniem – odwraca się i patrzy wstecz. Pyta swojego Mistrza o przyszłość innego z apostołów. Reakcja Chrystusa jest bardzo zdecydowana: cóż tobie do tego? Ty pójdź za Mną! Ustanowionej właśnie głowie Kościoła każe postawić granice własnej ciekawości. Piotra ma iść za Jezusem, a nie oglądać się wstecz. Ma być ciekawy, ale tego, co jest przed nim, Boga, który wskazuje mu drogę. Patrzenie do tyłu nie pomaga w kroczeniu za Jezusem.
Zestawiając tę rozmowę z poprzednią wydaje mi się, że ostra reakcja Chrystusa odnosi się do jeszcze jednej sprawy. Pan pytał Piotra o jego miłość. Teraz Piotr pyta Pana o innego ucznia, o jego relację z Mistrzem. I otrzymuje odpowiedź: cóż tobie do tego? Ty pójdź za Mną! To nie jest dla ciebie istotne. Ty masz iść za swoją miłością, a nie oceniać ją u innych. Pytania Jezusa skierowane do Piotra miały fundamentalne znaczenie dla niego samego, pomagały mu poznać, uzdrowić, oczyścić jego więź z Chrystusem. Pytanie Piotra o przyszłość Jana temu nie służyła i dlatego uzyskał odmowę odpowiedzi i to w formie zawierającej wyraźne upomnienie.
To nie jedyna sytuacja po zmartwychwstaniu, gdy Jezus poskramia niewłaściwie ukierunkowaną ciekawość uczniów. Bezpośrednio przed wniebowstąpieniem, słysząc obietnicę zesłania Ducha Świętego, pytali Go: czy w tym czasie przywrócisz królestwo Izraela? Nie wasza to rzecz znać czasy i chwile, które Ojciec ustalił swoją władzą, ale gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi (Dz 1, 6-8). Jezus jest Prawdą, a Duch Święty wszystkiego nas nauczy – ale nie oznacza to, że dostajemy dostęp do nieograniczonej bazy danych, którą możemy zapytać o wszystko. Otrzymamy taką wiedzę, jaka jest potrzebna do kroczenia za Nim, świadczenia o Nim, kochania Go.
Widzę w tej rozmowie Jezusa z Piotrem również – aby zadość uczynić przywoływanym poprzednio słusznym zarzutom o monotematyczność – wątki odnoszące się do małżeństwa. Pierwszy to sfera intymności i dyskrecji. Na pytanie o relację między Nim a uczniem, którego miłował, Jezus odpowiada jednoznacznie: nie twoja sprawa, nie wtrącaj się. Więzi między najbliższymi sobie osobami to ich świat, do którego inni ludzie nie mają wstępu. Małżonkowie mogą i powinni strzec go przed intruzami, uważać, kogo do niego zapraszają, szanować wrażliwość drugiej strony. Warto o tym pamiętać na tym forum – sam mam ogromne wątpliwości, czy wielokrotnie nie przekroczyłem tej subtelnej, ale bardzo ważnej granicy.
Druga sprawa jest znacznie istotniejsza. Pytanie Piotra nie odnosiło się jedynie do miłości Jana do Jezusa, lecz także, a może nawet bardziej, do relacji ukierunkowanej w drugą stronę. Jaki masz Panie plan dla tego innego, którego miłujesz? Jak wygląda Twoja miłość? Ja mam paść Twoje baranki, a on co ma robić? Jakie wyznaczasz mu miejsce przy Sobie? Czy przypadkiem nie miłujesz go bardziej niż mnie? Te wszystkie pytania wynikły stąd, że Piotr idąc za Jezusem zaczął patrzyć wstecz. I usłyszał: cóż tobie do tego? Ty pójdź za Mną!
Proszę Cię Panie, abym w drodze za Tobą nigdy nie próbował iść tyłem, pytając o Twoje relacje z innymi, a szczególnie z moją żoną; żebym się nie potykał patrząc wstecz, dopytując o miłość drugiego człowieka: jego (jej!) do mnie, do Ciebie, Twoją do niego (jej!). Gdy Ty Panie pytasz mnie o moją miłość do Ciebie, mam cierpliwie i coraz pełniej odpowiadać na to pytanie, gdy wzywasz mnie do kroczenia za Tobą, to mam tam iść wpatrzony w Ciebie, nic nie uzależniając od tego, czy ona kocha Ciebie, a tym bardziej od tego, czy kocha mnie, i – jeszcze bardziej – czy mi to okazuje, czy kiedyś będzie mnie kochać i jak. Jakkolwiek by to nie bolało, mówisz mi bardzo wyraźnie: cóż tobie do tego? Ty pójdź za Mną! Tak Panie, cóż mi do tego? Nie moja to rzecz znać czasy i chwile, które Ojciec ustalił swoją władzą, ja mam być świadkiem Twojej miłości, ja mam po prostu iść za Tobą. A żonę mam ją kochać Twoją miłością.

Re: Echo Słowa

: 20 maja 2018, 10:04
autor: Ukasz
http://brewiarz.pl/v_18/2005/czyt2.php3?tekst=1
Podczas mszy wigilii mogą być różne czytania ze Starego Testamentu:
Nowe polskie wydanie Lekcjonarza Mszalnego (Pallottinum, 2015) podaje komplet czytań liturgii Wigilii Zesłania Ducha Świętego. Nie ma natomiast zatwierdzonych w języku polskim tekstów modlitw po poszczególnych czytaniach; wspomniany wyżej Suplement nie został przetłumaczony i zatwierdzony w języku polskim. Z tej racji w Polsce nie ma obecnie możliwości odprawienia tej liturgii w formie dłuższej.
Przy celebracji w zwykły sposób należy wybrać jedną z podanych perykop ze Starego Testamentu i towarzyszący jej psalm responsoryjny, następnie wykonuje się czytanie z Listu do Rzymian, aklamację i Ewangelię.
W homilii usłyszanej podczas tej liturgii kapłan uświadomił mi związek między obrazem wieży Babel i zesłania Ducha Świętego; przytaczam jednak jeszcze jedno z czytań, które mocno mnie poruszyło właśnie w powiązaniu z pozostałymi.
Rdz 11, 1-9
Mieszkańcy całej ziemi mieli jedną mowę, czyli jednakowe słowa. A gdy wędrowali ze wschodu, napotkali równinę w kraju Szinear i tam zamieszkali.
I mówili jeden do drugiego: «Chodźcie, wyrabiajmy cegłę i wypalmy ją w ogniu». A gdy już mieli cegłę zamiast kamieni i smołę zamiast zaprawy murarskiej, rzekli: «Chodźcie, zbudujemy sobie miasto i wieżę, której wierzchołek będzie sięgał nieba, i w ten sposób zdobędziemy sobie imię, abyśmy się nie rozproszyli po całej ziemi».
A Pan zstąpił z nieba, by zobaczyć to miasto i wieżę, które budowali ludzie, i rzekł: «Są oni jednym ludem i wszyscy mają jedną mowę, i to jest przyczyną, że zaczęli budować. A zatem w przyszłości nic nie będzie dla nich niemożliwe, cokolwiek zamierzą uczynić. Zejdźmy więc i pomieszajmy tam ich język, aby jeden nie rozumiał drugiego!»
W ten sposób Pan rozproszył ich stamtąd po całej powierzchni ziemi, i tak nie dokończyli budowy tego miasta. Dlatego to nazwano je Babel, tam bowiem Pan pomieszał mowę mieszkańców całej ziemi. Stamtąd też Pan rozproszył ich po całej powierzchni ziemi.
Ez 37, 1-14
Spoczęła na mnie ręka Pana, i wyprowadził mnie On w duchu na zewnątrz, i postawił mnie pośród doliny. Była ona pełna kości. I polecił mi, abym przeszedł dokoła nich, i oto było ich na obszarze doliny bardzo wiele. Były one zupełnie wyschłe.
I rzekł do mnie: «Synu człowieczy, czy kości te powrócą znowu do życia?» Odpowiedziałem: «Panie Boże, Ty to wiesz».
Wtedy rzekł On do mnie: «Prorokuj nad tymi kośćmi i mów do nich: Wyschłe kości, słuchajcie słowa Pana! Tak mówi Pan Bóg: Oto Ja wam daję ducha, byście ożyły. Chcę was otoczyć ścięgnami i sprawić, byście obrosły ciałem, i przybrać was w skórę, i dać wam ducha, byście ożyły i poznały, że Ja jestem Pan».
I prorokowałem, jak mi polecono, a gdy prorokowałem, oto powstał szum i trzask, i kości jedna po drugiej zbliżały się do siebie. I patrzyłem, a oto powróciły ścięgna i wyrosło ciało, a skóra pokryła je z wierzchu, ale jeszcze nie było w nich ducha.
I powiedział On do mnie: «Prorokuj do ducha, prorokuj, o synu człowieczy, i mów do ducha: Tak powiada Pan Bóg: Z czterech wiatrów przybądź, duchu, i tchnij na tych pobitych, aby ożyli».
Wtedy prorokowałem tak, jak mi nakazał, i duch wstąpił w nich, a ożyli i stanęli na nogach – wojsko bardzo, bardzo wielkie.
I rzekł do mnie: «Synu człowieczy, kości te to cały dom Izraela. Oto mówią oni: Wyschły kości nasze, znikła nadzieja nasza, już po nas. Dlatego prorokuj i mów do nich: Tak mówi Pan Bóg:
Oto otwieram wasze groby i wydobywam was z grobów, ludu mój, i wiodę was do kraju Izraela, i poznacie, że Ja jestem Pan, gdy wasze groby otworzę i z grobów was wydobędę, ludu mój. Udzielę wam mego ducha, byście ożyli, i powiodę was do kraju waszego, i poznacie, że Ja, Pan, to powiedziałem i wykonam» – mówi Pan Bóg.
Czytanie z mszy w ciągu dnia:
http://brewiarz.pl/v_18/2005/czyt2.php3?tekst=2
Dz 2, 1-11
Kiedy nadszedł dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wichru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też jakby języki ognia, które się rozdzielały, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić.
Przebywali wtedy w Jeruzalem pobożni Żydzi ze wszystkich narodów pod słońcem. Kiedy więc powstał ów szum, zbiegli się tłumnie i zdumieli, bo każdy słyszał, jak tamci przemawiali w jego własnym języku.
Pełni zdumienia i podziwu mówili: «Czyż ci wszyscy, którzy przemawiają, nie są Galilejczykami? Jakżeż więc każdy z nas słyszy swój własny język ojczysty? – Partowie i Medowie, i Elamici, i mieszkańcy Mezopotamii, Judei oraz Kapadocji, Pontu i Azji, Frygii oraz Pamfilii, Egiptu i tych części Libii, które leżą blisko Cyreny, i przybysze z Rzymu, Żydzi oraz prozelici, Kreteńczycy i Arabowie – słyszymy ich głoszących w naszych językach wielkie dzieła Boże».
Bóg, Duch Święty jest Tym, który rozprasza i który zbiera na nowo, obdarza różnorodnością i jednością. Zastanawiałem się, dlaczego nie podobał Mu się zamiar budowy wieży sięgającej nieba i jak On mógł ludzi podzielić, zamiast łączyć. Nie wiem, czy odpowiedź, jaka mi przyszła do głowy, jest teologicznie poprawna, ale zarazem nie widzę w niej nic sprzecznego z nauką Kościoła. I znów dopatruję się w tym ważnego przesłania do małżonków, szczególnie tych w kryzysie.
Ludzkość ukazana w czytaniu z Księgi Wyjścia jawi się jako tłum, zbiorowisko mające jedną myśl. Nie ma dialogu między nimi: wypowiadają się jednym głosem i działają jak jeden wielki człowiek. Są pozbawieni swojej osobowej tożsamości, w niczym nie wzbogacają się nawzajem. Bóg widział, że w ten sposób mogą zbudować coś, co stanie się ich imieniem, ich naturą, zapisze się na stałe w nich samych. Miało to być zarazem miasto, czyli ich cywilizacja, i wieża, czyli sposób i sięgania do nieba. Zaczęli to wszystko budować z gliny, czyli z błota. Błotem utwardzonym w ogniu próbowali wypełnić swój jednorodny świat. To się Bogu nie podobało.
Pomieszał im języki, czyli obdarował ich różnorodnością. Rozproszył po świecie, czyli otworzył im oczy na wielkość i bogactwo świata. Tak powstali Partowie i Medowie, i Elamici, i mieszkańcy Mezopotamii, Judei oraz Kapadocji, Pontu i Azji, Frygii oraz Pamfilii, Egiptu i tych części Libii, które leżą blisko Cyreny, i przybysze z Rzymu, Żydzi oraz prozelici, Kreteńczycy i Arabowie. Bóg nie przestał jednak przemawiać do nich przez proroków i przez znaki, które działał pośród nich. W ten sposób zebrał ich z powrotem w jednym miejscu. W każdym z tych narodów znaleźli się tacy, którzy usłyszeli Jego Słowo, stali się pobożnymi Żydami, czyli wyznawcami Boga Jedynego, i przyszli do Jeruzalem. Choć sami o tym nie wiedzieli, Pan zgromadził ich tam po to, żeby byli świadkami zesłania Ducha Świętego: powstania Kościoła, nowego Miasta, które obejmie wszystkie narody, w którym różnorodność nie będzie barierą, lecz bogactwem, w którym wzniosą wieżę sięgającą nieba.
Dwoje ludzi zakochało się w sobie i wydawało im się, że mówią jednym językiem i działają jak jeden człowiek. Zaczęli sobie budować dom z tego, co łatwo poddawało się ich dłoniom, z gliny dnia codziennego. Utwardzali to w ogniu doświadczeń i nabrali przekonania, że jest tak trwałe, że z tego budulca wzniosą gmach sięgający aż po niebo, po kres ich życia. To się Bogu nie podobało. Pomieszał ich języki i pozwolił każdemu iść w swoją stronę. Mówili: wyschły kości nasze, umarła nasza miłość, znikła nadzieja nasza, już po nas.
Nie przestał jednak przemawiać do każdego z nich przez głos sumienia, głos Kościoła, znaki, które działał wobec nich. Mówił im: wasz dom stał się grobem, ale Ja jestem Tym, który otwiera groby i wydobywa z grobów, małżonkowie moi, i wiedzie z powrotem do domu, i poznacie, że Ja jestem Pan, gdy wasze groby otworzę i z grobów was wydobędę, małżonkowie moi. Udzielę wam mego ducha, byście ożyli, i powiodę was do domu waszego, i poznacie, że Ja, Pan, to powiedziałem i wykonam
Jeśli posłuchają tego głosu i staną w nowym Jeruzalem, da się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wichru, i napełni cały dom, w którym przebywają, powstanie szum i trzask, i wyschłe kości jedna po drugiej zbliżą się do siebie, powrócą ścięgna i wyrośnie ciało, jedno ciało dwojga osób, skóra pokryje je z wierzchu, ale każde pozostanie sobą, pełną osobą. Będą się modlić: z czterech wiatrów przybądź, duchu, i tchnij na nas pobitych, abyśmy ożyli. I ożyją i staną na nogach i pokochają się znów Jego miłością, zbudują na Nim i z Jego darów wieżę, dom, który sięgnie nieba.

Re: Echo Słowa

: 21 maja 2018, 10:25
autor: Ukasz
http://brewiarz.pl/v_18/2105p/czyt.php3
Dziś są do wyboru dwa pierwsze czytania i dwa ustępy z Ewangelii. Odnoszę się tylko do opisu cudu w Kanie Galilejskiej:
J 2, 1-11
W Kanie Galilejskiej odbywało się wesele i była tam Matka Jezusa.
Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi do Niego: «Nie mają już wina».
Jezus Jej odpowiedział: «Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Jeszcze nie nadeszła godzina moja».
Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: «Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie».
Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary.
Rzekł do nich Jezus: «Napełnijcie stągwie wodą». I napełnili je aż po brzegi.
Potem do nich powiedział: «Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu». Ci zaś zanieśli.
A gdy starosta weselny skosztował wody, która stała się winem, i nie wiedział bowiem, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli, przywołał pana młodego i powiedział do niego: «Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory».
Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie.
Ten tekst to dla mnie szkoła modlitwy. Maryja patrzy na to, co dzieje się wokół niej i widzi ludzką potrzebę. Zdaje sobie sprawę, że Bóg – jej Syn – jest tam obecny i też to widzi, nawet lepiej od niej. Mimo to zwraca się do niego z bardzo krótkim komunikatem. Nie mają już wina. Nie ma w tym wprost wyartykułowanej prośby. Nie ma odwołania do Jego bóstwa i mocy. Sam opis potrzeby innego człowieka, ujęty w ascetycznie krótkich słowach.
Jezus odpowiada wyraźnie, że nie miał zamiaru interweniować w tej sytuacji. Pyta, czy to jej lub Jego sprawa? Ewangelista nie zapisuje odpowiedzi Maryi, ale przecież musiała być pozytywna, skoro Jezus podejmuje działanie. Po co w ogóle padło to pytanie? Przecież On znał odpowiedź. Widocznie to ona jej potrzebowała: nazwania tego, co nią kieruje. Określenia czy i w jaki sposób jest to jej sprawa, coś, co płynie rzeczywiście z jej serca, z jej miłości do Boga (Moja sprawa) i bliźniego (twoja sprawa). Jeżeli coś nie płynie z tego źródła, to nie powinno być przedmiotem mojej modlitwy. Nie jest dobrze zasypywać Boga prośbami o rzeczy, które są dla mnie w istocie obojętne. Dopiero objęcie ich sercem sprawia, że modlitwa nabiera sensu.
Skutki tej krótkiej modlitwy Maryi są niezwykłe. Jezus w tym momencie po raz pierwszy objawia swoją moc. Dokonuje pierwszego cudu. Już sam ten fakt uświadamia mi niezwykłą moc modlitwy. Warto jednak uświadomić sobie miejsce tego pierwszego znaku w historii zbawienia.
Jezus został zaproszony na to wesele i przyszedł na nie wraz ze swoimi uczniami. Zaczął już nauczać, miał swoich uczniów. Jednocześnie sam mówi, że nie nadeszła jeszcze Jego godzina. Jak czytamy w ostatnim zdaniu tej perykopy, do czasu uczynienia tego znaku uczniowie nie znali chwały Jezusa i nie wierzyli w Niego. Był więc nauczycielem, ale na ziemski sposób. Nie tylko był tak postrzegany, ale sam to tak określał. Modlitwa Maryi to zmienia. Jezus objawia Swoją chwałę, uczniowie zaczynają wierzyć, zaczyna się Jego godzina, punkt zwrotny w historii zbawienia. Dlaczego już teraz? Dlaczego dopiero teraz? W tej najważniejszej sprawie, zbawczej misji Chrystusa na ziemi, Bóg czekał na modlitwę człowieka? Na jego inicjatywę? Nie wołał cudami – oto jestem! Przyszedłem z mocą! Robi to dopiero na wezwanie Maryi, do której wcześniej mówił w głębi jej serca. Ona odpowiedziała i uruchomiła dzieło zbawienia. Tym razem to nie anioł przyszedł do niej, tylko ona przez swoją wrażliwość na potrzeby bliźniego przyszła sama do Jezusa. Tylko Bóg może zbawić, ale On czeka cierpliwie, aż człowiek zwróci się do niego z modlitwą i dopiero wtedy zaczyna działać. I to jak – łamiąc prawa natury, z mocą Boga, władcy tego świata.
To działanie jest jednak znów delikatne i złożone w nasze ręce. Jezus nie idzie napełniać naczyń wodą, one nie napełniają się cudownie same. Najpierw padają słowa Maryi, które powinny mi stale towarzyszyć: zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie. Bóg nie działa za nas, lecz włącza się w nasze działanie. Warunkiem jest posłuszeństwo Jego słowom. Wtedy zwykła woda, którą na jego polecenie napełnimy naczynie, może stać się szlachetnym winem.
Mam problem z zaakceptowaniem wielu form pobożności maryjnej. Nie widzę swojej drogi do Boga przez nią. Dziś, w jej święto, uzmysłowiłem sobie jej niezwykłą rolę w dziejach zbawienia. W tej chwili, dla mnie, nawet większą, niż jej „Fiat!” przy zwiastowaniu, bo tu jej inicjatywa uruchamia zbawcze dzieło. A jego owoce zależą od tego, na ile posłuchamy jej słów: zróbcie wszystko, cokolwiek Jezus wam powie!

Re: Echo Słowa

: 22 maja 2018, 10:08
autor: Ukasz
http://brewiarz.pl/v_18/2205p/czyt.php3
Jk 4, 1-10
Najmilsi:
Skąd się biorą wojny i skąd kłótnie między wami? Nie skądinąd, tylko z waszych żądz, które walczą w członkach waszych. Pożądacie, a nie macie, żywicie morderczą zazdrość, a nie możecie osiągnąć. Prowadzicie walki i kłótnie, a nic nie posiadacie, gdyż się nie modlicie. Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz.
Cudzołożnicy, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem jest nieprzyjaźnią z Bogiem? Jeżeli więc ktoś zamierzałby być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga. A może utrzymujecie, że na próżno Pismo mówi: «Zazdrośnie pożąda On ducha, którego w nas utwierdził»? Daje zaś tym większą łaskę. Dlatego mówi: «Bóg sprzeciwia się pysznym, pokornym zaś daje łaskę».
Bądźcie więc poddani Bogu, przeciwstawiajcie się natomiast diabłu, a ucieknie od was. Przystąpcie bliżej do Boga, to i On przybliży się do was. Oczyśćcie ręce, grzesznicy, uświęćcie serca, ludzie chwiejni! Uznajcie waszą nędzę, smućcie się i płaczcie! Śmiech wasz niech się obróci w smutek, a radość w przygnębienie. Uniżcie się przed Panem, a wywyższy was.
Mk 9, 30-37
Jezus i Jego uczniowie przemierzali Galileę, On jednak nie chciał, żeby ktoś o tym wiedział. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: «Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity, po trzech dniach zmartwychwstanie». Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać.
Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był już w domu, zapytał ich: «O czym to rozprawialiście w drodze?» Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy.
On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: «Jeśli ktoś chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich». Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: «Kto jedno z tych dzieci przyjmuje w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał».
Śmiech wasz niech się obróci w smutek, a radość w przygnębienie. Dziwne wezwanie: przecież Pan obiecuje nam radość, i to pełną. I jednocześnie wzywa nas, żeby zamieniła się w przygnębienie? Stwierdzenie takiej pozornej sprzeczności, paradoksu, nie jest dla mnie zaskakujące, lecz mobilizujące. Wiem, że w Bogu mieści się to, co po ludzku rzecz biorąc nie da się pogodzić.
Bóg mówi mi, że jestem cudzołożnikiem. I nie chodzi Mu o cudzołożne współżycie, cielesne lub w sercu, a w każdym razie nie tylko. Różne żądze kotłują się we mnie i często im ulegam. Ewangelia zwraca uwagę na jedną z nich: pychę, pragnienie wywyższenia nad innych, przypisania samemu sobie szczególnych zalet. Takie dążenie do poklasku i splendoru jest dla Jezusa cudzołóstwem. Zazdrośnie pożąda On ducha, którego w nas utwierdził. Wie, jaką krzywdę wyrządzam sobie i innym, dając się ponieść temu duchowi, który należy do świata, nie jest Jego, jest zły, Złemu. To chyba dla nas wszystkich oczywiste.
Nazwanie tego cudzołóstwem i odwołanie do zazdrości pokazuje chyba coś więcej. Bóg przybiera tu postać zdradzonego, pałającego zazdrością małżonka. Pragnie, żebym przystąpił do niego bliżej, żebym przeciwstawił się diabłu tak, żeby ten uciekł. Pan, jak moja żona, domaga się wyłączności, radykalnej wierności w sercu, w pragnieniach. A gdy temu się sprzeniewierzę, cierpi jak zdradzona, kochająca bezgranicznie kobieta. To ból większy od tego, jaki sprawia śmierć najbliższej osoby, tak mocny, że człowiek wolałby umrzeć, niż przeżywać go nadal. Jak cierpi wtedy Bóg?
W Piśmie często stosunek Boga do człowieka przyrównywany jest do miłości małżeńskiej. Szczególnie mocno wybrzmiewa do w Księdze Ozeasza (rodz. 1-3). Z drugiej strony Boża miłość do mnie jest najcenniejszą wskazówką do tego, jak sam mam kochać moją żonę. Wydaje mi się jednak, że chodzi o coś więcej, niż porównanie, zestawienie dla ukazania pewnych podobieństw. Na pewno między innymi to, że prawdziwa miłość między małżonkami jest tak naprawdę od niego, w jakimś sensie jest Nim samym. Kocham Jego miłością, jakoś mając w Nim swój udział, pozwalając Mu działać we mnie. Więcej: stwarzając mnie na Swój obraz i podobieństwo ukształtował mnie do zdolności oblubieńczego daru ze mnie jako mężczyzny – kobiecie. Ta zdolność do daru z siebie to właśnie najgłębsze, najmocniej odciśnięte Jego piętno. Bóg powiedział, że nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam (Rdz 2, 18) – gdy jeszcze ów mężczyzna nie zniszczył swojej więzi z Bogiem grzechem pierworodnym. Nie jest dobrze, żeby człowiek był tylko z Bogiem? Potrzebuje odpowiedniej dla niego pomocy? Bóg nie jest odpowiednią pomocą? To pytania wręcz niebezpieczne, wolę na nie nie odpowiadać. Postawię jednak dalsze: Dlaczego Bóg stworzył człowieka? Czy nie było dobrze, gdy był sam? Potrzebował odpowiedniej dla Siebie pomocy? Czy człowiek jest w jakikolwiek sposób pomocny czy potrzebny Bogu? Czy Bóg potrzebuje kogoś, kto jest do Niego podobny, a jednak bardzo odmienny, powołany do wierności i zdolny do niewierności, komu składa nieodwołane śluby miłości, wierności i uczciwości, trwania z nim w najbliższej więzi aż po śmierć – i poza nią, w wieczność?
Szukając odpowiedzi wracam do Ewangelii. Jezus pokazuje apostołom, którzy dali się ponieść żądzy pychy i tak zdradzili swego Pana i Oblubieńca, drogę do właściwej postawy: wziął dziecko, postawił je przed nimi i objął ramionami i rzekł (Mt 18, 3): jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.
Szukając Boga w sobie, w innych, w miłości między ludźmi mam patrzeć szeroko, na wszelkie jej przejawy. Każda niesie ze sobą cenną treść. Ta małżonków między sobą, szczęśliwa i cierpiąca z powodu zdrady, miłość rodziców do dziecka i dziecka do rodziców, przyjaźń.
Uznajcie waszą nędzę, smućcie się i płaczcie! Śmiech wasz niech się obróci w smutek, a radość w przygnębienie. Uniżcie się przed Panem, a wywyższy was. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim (Mt 18, 4). To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna (J 15, 11). Nędza i wywyższenie, radość i płacz, dziecięca prostota i dojrzała miłość małżeńska. Wszystko w Nim ma istnienie (Kol 1, 17).

Re: Echo Słowa

: 23 maja 2018, 9:35
autor: Ukasz
http://brewiarz.pl/v_18/2305p/czyt.php3
Jk 4, 13-17
Najmilsi:
Zwracam się do was, którzy mówicie: «Dziś albo jutro udamy się do tego oto miasta i spędzimy tam rok, będziemy uprawiać handel i osiągniemy zyski», wy, którzy nie wiecie nawet, co jutro będzie. Bo czymże jest życie wasze? Parą jesteście, co się ukazuje na krótko, a potem znika.
Zamiast tego powinniście mówić: «Jeżeli Pan zechce, a będziemy żyli, zrobimy to lub owo». Teraz zaś chełpicie się w swej wyniosłości. Wszelka taka chełpliwość jest przewrotna. Kto zaś umie dobrze czynić, a nie czyni, ten grzeszy.
Słuchajcie tego, wszystkie narody, *
nakłońcie uszu, wszyscy mieszkańcy ziemi,
niscy pochodzeniem na równi z możnymi, *
bogaci razem z ubogimi.

Dlaczego miałbym się trwożyć w dniach niedoli, *
gdy otacza mnie złość podstępnych,
którzy ufają swoim dostatkom *
i chełpią się ogromem swego bogactwa?

Nikt przecież nie może samego siebie wykupić *
ani nie uiści Bogu ceny za siebie należnej.
Nazbyt jest kosztowne wyzwolenie duszy †
i nigdy mu na to nie starczy, *
aby żyć wiecznie i nie ulec zagładzie.

Albowiem ujrzy, że umierają mędrcy, *
jednakowo ginie głupi i prostak,
zostawiając obcym *
swoje bogactwa.
Mk 9, 38-40
Apostoł Jan rzekł do Jezusa: «Nauczycielu, widzieliśmy kogoś, kto nie chodzi z nami, jak w Twoje imię wyrzucał złe duchy, i zaczęliśmy mu zabraniać, bo nie chodzi z nami».
Lecz Jezus odrzekł: «Przestańcie zabraniać mu, bo nikt, kto uczyni cud w imię moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami».
Wszystkie trzy dzisiejsze teksty zawierają przeciwstawienie dwóch postaw, które Bóg każe nam rozróżniać. Dobre i złe.
Najbardziej klarowne jest przesłanie św. Jakuba. Przekonanie, że przyszłość jest w moich rękach jest wyniosłością i chełpliwością, przejawem pychy. Nie da się jej pogodzić ze świadomością własnej słabości i Bożej wszechmocy, z pokładaniem ufności w Nim. Deklarowanie wiary i utrzymywanie tej postawy jest przewrotnością, rozdwojeniem, hipokryzją.
Św. Jan apostoł, uczeń, którego Jezus miłował, przyszedł do Niego z wyznaniem. Nie wygląda ono na akt skruchy: wybrzmiewa w nim raczej zadowolenie ze spełnienia powinności, dobrego uczynku, chęć pochwalenia się przed Mistrzem. Odpowiedź Pana chyba zaskakuje rozmówcę: ma więcej tak nie robić, to było złe, a nie dobre. Przekonanie, że tylko ten, to chodzi wraz apostołem, jest zdolny do działania w imię Jezusa, nie jest prawdą. Jest pychą, zawłaszczaniem Jego mocy, narzucaniem ograniczeń Temu, który nie zna granic. Przecież jeśli ktoś czyni cud w imię Jezusa, to naprawdę robi to w Jego imię, Jego mocą, inaczej cud by się nie dokonał. Apostoł nie potrafi dostrzec nawet cudu, nie słyszy tak naprawdę wezwanego wtedy imienia Jezusa, jest zagłuszony swoją pychą.
Zdanie „Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami” przywodzi na myśl inne, pozornie całkiem z nim sprzeczne: „Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie” (Łk 11, 23). Tak Jezus odpowiedział faryzeuszom, którzy widząc oczywisty cud wyrzucenia złego ducha z człowieka przypisali Mu działanie przez Belzebuba. Była to więc sytuacja poniekąd podobna: świadkowie cudu nie potrafili rozpoznać jego Źródła i przypisali je innemu, wystąpili przeciwko temu, kto sprawił to dobro. Jezus wzywa ich do stanięcia w prawdzie: mając takie nastawienie nie jesteście ze Mną, lecz przeciwko Mnie. To samo mówi apostołom: człowiek dokonujący cudu w Jego imię nie jest przeciwko Niemu, lecz z Nim. Mam odróżniać jednoznacznie te dwie postawy – za Jezusem i przeciwko Niemu. Nie po tym, czy ktoś chodzi moimi ścieżkami, razem ze mną, tylko po tym, czy działa w imię Boże i przynosi dobre owoce. Nie po tym, czy jest ze mną, lecz po tym, czy jest z Bogiem. A ja nie widzę jego serca, mam więc patrzeć na owoce jego działań. Z pokorą, a nie poczuciem wyższości.
Trzecią postawę ukazuje psalm. Człowiekowi przyszło do głowy, że może kupić zbawienie. Za pieniądze, za opłacone w ten sposób uczynki, swoją mądrością. Czasem mi się wydaje, że tyle już wiem i zrozumiałem, że na pewno jestem dobry, Bóg po prostu musi to dostrzec i przyjąć. Do tego co i raz udaje mi się zrobić jakiś dobry uczynek. Przychodzi to łatwo, bo jestem względnie bogaty, dużo zarabiam. Łatwo dać jakąś kwotę potrzebującemu, poświęcić na coś trochę czasu. Jestem zdrowy i silny, więc nie sprawia mi kłopotu wykonanie jakiejś prostej czynności, jak włożenie ciężkiej walizki na półkę w pociągu. Gdy przyjdzie dzień śmierci i sądu, to wszystko będzie jednak bez znaczenia. Zostanie tylko wiara, miłość, zaufanie Jemu; zostanie tylko to, co stało się w mojej duszy. Pokora i pycha.
Św. Jakub bardzo jednoznacznie mówi, że mam działać. Jeśli zaniecham dobrego uczynku, to grzeszę. Wiara bez uczynków jest martwa (Jk 2, 14-26) – tak, jak martwe są uczynki bez wiary (1 Kor 13, 3).
Bóg nie mówi mi tego po to, żeby mnie stłamsić, wpędzić w poczucie bezradności. Przekonanie kupca, że ma przyszłość w swoich rękach dzięki majątkowi, mądrości i umiejętnościom, jest po prostu fałszywe. Gdy zderzy się z tą rzeczywistością, to właśnie to wprowadzi go stan beznadziei. Inaczej ci, którzy pokładają ufność w Bogu, mówią, że jeżeli Pan zechce, a będziemy żyli, zrobimy to lub owo. Ci nie mają powodu trwożyć się w dniach niedoli. Swoją przyszłość złożyli w ręce Tego, który naprawdę ma ją w swojej mocy.
Sądzę, że to przesłanie jest bardzo ważna dla małżonków w kryzysie. Powtarzamy to do znudzenia: zajmij się sobą, stań w prawdzie, buduj swoją relację z Bogiem dobrym postępowaniem, a efekty i przyszłość zostaw Jemu. Warto sobie uświadomić, że to nie jest wymysł moderatorów i innych kryzysowiczów, lecz prawda zawarta w Jego Słowie.
Doświadczam tego teraz bardzo mocno. Widzę, jak wiele Pan we mnie dokonał przez ostatnie miesiące. Cieszę się z tego, czerpię radość z odkrywania swojej ułomności i głupoty, z pozbywania się kolejnych śmieci i balastów w mojej duszy, z rosnącego poczucia wolności. Jest to możliwe dlatego, że nie uzależniam mojej pracy od jej przyszłych efektów. Nie wiem, czy żona będzie chciała odbudować relacje, czy czeka mnie więcej radości, czy cierpienia. To nie ma znaczenia dla drogi, którą wybieram, to nie wywołuje we mnie lęku, jestem gotowy na jedno i drugie.

Re: Echo Słowa

: 24 maja 2018, 9:37
autor: Ukasz
http://brewiarz.pl/v_18/2405p/czyt.php3
Dziś są do wyboru dwa pierwsze czytania, oba bardzo sobie bliskie:
Jr 31, 31-34
Pan mówi: «Oto nadchodzą dni, kiedy zawrę z domem Izraela i z domem Judy nowe przymierze. Nie takie jak przymierze, które zawarłem z ich przodkami, kiedy ująłem ich za rękę, by wyprowadzić z ziemi egipskiej. To moje przymierze złamali, mimo że byłem ich władcą, mówi Pan.
Lecz takie będzie przymierze, jakie zawrę z domem Izraela po tych dniach, mówi Pan: Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercach. Będę im Bogiem, oni zaś będą Mi ludem.
I nie będą się musieli wzajemnie pouczać, mówiąc jeden do drugiego: Poznajcie Pana! Wszyscy bowiem od najmniejszego do największego poznają Mnie, mówi Pan, ponieważ odpuszczę im występki, a o grzechach ich nie będę już wspominał».
Hbr 10, 11-18
Każdy kapłan Starego Testamentu staje codziennie do wykonywania swej służby i wiele razy składa te same ofiary, które żadną miarą nie mogą zgładzić grzechów. Ten przeciwnie, złożywszy raz na zawsze jedną ofiarę za grzechy, zasiadł po prawicy Boga, oczekując tylko, «aż nieprzyjaciele Jego staną się podnóżkiem pod Jego stopy». Jedną bowiem ofiarą udoskonalił na wieki tych, którzy są uświęcani.
Daje nam zaś świadectwo Duch Święty, skoro powiedział: «Takie jest przymierze, które zawrę z nimi po owych dniach, mówi Pan: Nadam prawa moje w ich sercach, także w myśli ich je wypiszę. A na ich grzechy oraz ich nieprawości więcej już nie wspomnę».
Gdzie zaś jest ich odpuszczenie, tam już więcej nie zachodzi potrzeba ofiary za grzechy.
To ciekawe, że w święto Chrystusa najwyższego i wiecznego kapłana czytany jest ów ustęp z księgi proroka Jeremiasza. Można się to powiązać z powierzoną księżom władzą odpuszczania grzechów, na ten kierunek wskazuje tekst z Listu do Hebrajczyków. Myślę, że możliwy jest jeszcze jeden motyw.
Czym jest dla mnie prawo w umieszczone głębi mojego jestestwa, wypisane w moim sercu? Widzę tu powołanie. Na samym początku mojego istnienia Bóg wpisuje we mnie powołanie do świętości, do dążenia ku Niemu, do wzrastającej więzi z Nim, aż do pełnego zjednoczenia, gdy kiedyś stanę z Nim twarzą w twarz. Określenia powołanie jest tu nieco zwodnicze, bo kojarzy się z głosem z zewnątrz. A jest odwrotnie: to wprawdzie głos, ale płynący z drugiej strony, od wewnątrz. Zapisany tak głęboko, że należy do mojej natury. Mogę go ignorować, zagłuszać, ale nie będę w pełni sobą, jeśli za nim nie pójdę. I nie mogę zmienić. To On go zapisał, wyrył tak, że mogę być tylko czytelnikiem, a nie pisarzem.
Jest jednak pewien wyjątek. Choć sam nic w tym powołaniu nie mogę zmienić, z pomocą Boga mogę tam coś dopisać, doprecyzować. Przez sakrament kapłaństwa, małżeństwa, przez śluby zakonne. Wtedy powołanie przybiera postać bardziej konkretną. Nie jest tylko zapisem Bożej woli, lecz także wynikiem mojego rozpoznania Jego głosu i mojej decyzji. Połączona z działaniem Ducha Świętego w sakramencie staje się tak samo nieodwołalna, jest zapisana równie mocno i nieodwracalnie, na samym dnie (choć chyba lepiej by brzmiała tu metafora kierująca myśl wzwyż, a nie w dół) mojego jestestwa.
Obraz nakreślony przez proroka Jeremiasza ukazuje więc nie tylko nowe przymierze, które Bóg zawarł z człowiekiem przez ofiarę Chrystusa, nie tylko samo powołanie każdej i każdego z nas do istnienia na obraz Boży, ale także moment wyboru drogi życia przez sakrament kapłaństwa lub małżeństwa.
W tym drugim przypadku Bóg wpisuje we mnie nie tylko drogę wiodącą przez rodzinę, ale także imię mojej żony. To nowe przymierze jest także przymierzem między mną a nią. To jest odtąd moja ścieżka do Niego. Nie wiem, jak ona będzie się realizowała, ale mam pewność, że odwracając się od niej, wykreślając ją z mojego serca, a nawet zaniedbując moje uczucia względem żony zapierałbym się jednocześnie samego Boga. Nierozerwalność małżeństwa to nie trwanie jakiś więzów przypominających kajdany, tylko prawda o człowieku zapisana przez Boga w głębi jego jestestwa, to wezwanie do nieustannego wzrastania w miłości do współmałżonka, w miłości, którą jest sam Bóg. Schodząc z tej drogi wyrządziłbym krzywdę nie tylko jej i wszystkim moim bliskim z dziećmi na czele, ale przede wszystkim sobie samemu.

Re: Echo Słowa

: 25 maja 2018, 23:48
autor: Ukasz
http://brewiarz.pl/v_18/2505p/czyt.php3
Jk 5, 9-12
Nie uskarżajcie się, bracia, jeden na drugiego, byście nie podpadli pod sąd. Oto Sędzia stoi przed drzwiami. Za przykład wytrwałości i cierpliwości weźcie, bracia, proroków, którzy przemawiali w imię Pańskie. Oto wychwalamy tych, co wytrwali. Słyszeliście o wytrwałości Hioba i widzieliście końcową nagrodę za nią od Pana; bo Pan pełen jest litości i miłosierdzia.
Przede wszystkim, bracia moi, nie przysięgajcie ani na niebo, ani na ziemię, ani w żaden inny sposób: wasze «tak» niech będzie «tak», a «nie» niech będzie «nie», abyście nie podpadli pod sąd.
Mk 10, 1-12
Jezus przyszedł w granice Judei i Zajordania. A tłumy znowu ściągały do Niego i znów je nauczał, jak miał w zwyczaju.
I przystąpili do Niego faryzeusze, a chcąc Go wystawić na próbę, pytali Go, czy wolno mężowi oddalić żonę.
Odpowiadając, zapytał ich: «Co wam przykazał Mojżesz?»
Oni rzekli: «Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić».
Wówczas Jezus rzekł do nich: «Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co więc Bóg złączył, tego niech człowiek nie rozdziela».
W domu uczniowie raz jeszcze pytali Go o to. Powiedział im: «Kto oddala swoją żonę, a bierze inną, popełnia względem niej cudzołóstwo. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo».
Temat pierwszego czytania nie musi łączyć się z Ewangelią, często jednak jakaś relacja między nimi jest i ja zawsze jej szukam. Tym razem na pierwszy rzut oka nie mają ze sobą nic wspólnego. Potem może przyjść skojarzenie znane z dowcipów o małżeństwie jako drodze męczeństwa. Nie wolno oddalić żony/męża, nie uskarżajcie się na siebie nawzajem, tylko będzie wytrwali i cierpliwi jak Hiob, a Pan okaże wam litość i miłosierdzie i wynagrodzi na koniec to poświęcenie. Choć jest w tym coś więcej niż niezbyt mądry żart, widzę jeszcze jedną interpretację.
Dodam przy okazji na marginesie, że użyte przez św. Jakuba słowo αδελφοι oznacza nie tylko braci, lecz także siostry, po prostu rodzeństwo w sensie dosłownym i przenośnym. W zależności od słuchaczy można je odczytywać jako "bracia i siostry", "siostry i bracia", "bracia", "siostry". Wszystkie wezwania z listów apostolskich przetłumaczone w Biblii tysiąclecia jako "bracia" odnoszą się w równej mierze do obu płci.
Wasze „tak” niech będzie „tak”. Opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. To złączenie polega właśnie na powiedzeniu „tak”: tak, będę Twoim mężem, Twoją żoną. Mam świadomość, że moje „tak” ma moc sprawczą, zamienia się w rzeczywistość, mówiąc „tak” staję się mężem, staję się żoną.
Nie przysięgajcie ani na niebo, ani na ziemię, ani w żaden inny sposób. Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi (Mt 5, 37). Moje życie ma być prostym „tak” – Bogu i równie prostym „nie” – Złemu. Tak po prostu, najzwyczajniej, bez przysiąg, zaklinania, przywoływania różnych gwarancji.
Chodzi jednak nie tylko o „tak”, lecz aż o „tak”. O coś więcej niż słowo, a w każdym razie więcej niż to, co wypowiadają usta. To ma być „tak” powiedziane całym sobą. Tak, jak powiedzenie „tak” całym sobą drugiemu człowiekowi czyni z nas jedno i to w sposób nierozerwalny. Słowo będące więcej niż słowem, aktem woli kształtującym rzeczywistość przekraczającą trwałością i godnością świat, jaki widzimy wokół nas.
Takiego „tak” Bóg ode mnie oczekuje. Takiego oblubieńczego daru z samego siebie, jakiego dokonałem mówiąc „tak” przed laty mojej żonie. Tamta zgoda, sprawcza jak „Fiat!” Maryi w czasie zwiastowania, ma być dla mnie wzorem codziennej odpowiedzi Bogu na wezwanie przyjścia do Niego, przyjęcia godności Jego dziecka, zaroszenie do grona Jego uczniów.
Naucz mnie Panie tak mówić „tak” Tobie i tak mówić „nie” grzechowi.

Re: Echo Słowa

: 26 maja 2018, 23:26
autor: Ukasz
http://brewiarz.pl/v_18/2605/czyt.php3
Mk 10, 13-16
Przynosili Jezusowi dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego.
A Jezus, widząc to, oburzył się i rzekł do nich: «Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego».
I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je.
Ten ustęp z Ewangelii chyba wszyscy znają. I nie słyszałem jeszcze nigdy, żeby ktoś potraktował go serio. Zatrzymał się nad nim, spróbował odnieść go do siebie. Mam wrażenie, że jest traktowany trochę jak mały brzdąc, który powinien się bawić w zasięgu wzroku, ale nie zawracać głowy i nie przeszkadzać dorosłym w ich poważnej rozmowie.
Jest to dla mnie o tyle zrozumiałe, że Jezus bardzo wyraźnie zachęca tu do prostoty, a nie do uczonych łamigłówek czy rozdzielania włosa na czworo. Z drugiej strony zdanie „kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego” powinno w gruncie rzeczy wzbudzić popłoch. Lub przynajmniej reakcję podobną do tej Nikodema: „Jakżeż może się człowiek narodzić będąc starcem? Czyż może powtórnie wejść do łona swej matki i narodzić się?” (J 3, 4). Jak mógłbym na powrót stać się dzieckiem? I w dodatku jednocześnie pozostać dorosłym, dojrzałym, odpowiedzialnym?
Nie będę próbował odpowiedzieć na to pytanie. Chciałbym natomiast mocno zachęcić do poszukiwania odpowiedzi na nie.
Ta scena jest opisana u św. Marka i u św. Mateusza bezpośrednio po rozmowie na temat nierozerwalności małżeństwa. Wczoraj, inspirując się zestawem czytań mszalnych i nie znając tych z następnego dnia, wiązałem tamtą rozmowę ze słowami z Kazania na górze: Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. (Mt 5, 37) Natomiast w Ewangelii św. Łukasza błogosławienie dzieci następuje po przypowieści o faryzeuszu i celniku modlących się w świątyni (Łk 18, 9-14). W dzisiejszym śpiewie przed Ewangelią liturgia przywołuje modlitwę Chrystusa: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że tajemnice królestwa objawiłeś prostaczkom (Mt 11, 25). To wszystko składa się przecież w jedną całość, bardzo spójną i delikatną zarazem, łatwą do zagadania, rozmycia, zamiany w jej negatyw. I odwołuje się do czegoś pierwotnego, fundamentalnego, początku, w którym zakorzeniona jest nasza tożsamość i gdzie najmocniej odcisnęło się Boże piętno.
W całym Piśmie Świętym czasownik „oburzać się” (gr. aganakteó) występuje siedem razy, wyłącznie w Ewangeliach synoptycznych. I tylko raz w odniesieniu do Jezusa. Słowo Boże nie ukazuje nam żadnej innej sytuacji, gdy Chrystus się oburzył: tylko wtedy, gdy uczniowie zabraniali dzieciom przychodzić do Niego! Spotykał się przecież z różnymi postawami i uczynkami, ale żaden inny nie wzbudził takiej Jego reakcji. Nie ograniczyła się ona zresztą do samego oburzenia. Towarzyszył jej także nakaz: pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im. I zaraz potem Jezus pokazał w czynem, jak odnosić się do najmłodszych: biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je. Po prostu pokazał, że je kocha, że chce i umie być blisko z nimi.
Wydaje mi się, że ta scena zasługuje na głębokie przemyślenie. Na czym może polegać przeszkadzanie dzieciom w przychodzeniu do Niego? Czy czasem nie chodzi o narzucanie dzieciom naszej drogi, która nie jest dla nich odpowiednia? Czy w obrazie Chrystusa biorącego dzieci w objęcia nie kryje się jakaś odpowiedź na pytanie o to, jak przyjąć królestwo Boże jak dziecko? Kochając to dziecko, nawiązując z nim w ten sposób więź, która uzdalnia mnie do dzielenia się z nim Bogiem? Nie tylko do prowadzenia dziecka do Niego, ale także do tego, by być przez nie prowadzonym?
W sumie przesłanie dzisiejszej Ewangelii wydaje się niesłychanie proste. Pokochaj dziecko, weź je w objęcia, błogosław i spojrzyj mu w oczy, a zobaczysz w nim odblask Nieba; wpatruj się w nie i daj się prowadzić.