
Przede wszystkim dwa lata temu mąż wprowadził się z powrotem do domu. Długo go nie było. Ponad rok. Nie zeszliśmy się wtedy, ja często i na długo wyjeżdżałam do pracy zagranicę, ale....zaczął się między nami dialog. Po chwilowej poprawie, znowu tąpnęło. To było latem zeszłego roku. Mąż ponownie się zamroził i... wyniósł z domu. Na szczęście do córki. Dojeżdżał od niej do pracy, a do mnie, do domu, przyjeżdżał na weekendy. Nie byliśmy w stanie spędzac ze soba wiecej czasu. Za duzo bylo zranien i roznych emocji.
Odradzalismy sie jako para bardzo powoli. Bardzo. Ja caly czas bylam mocno skupiona na swoich sprawach, ale minimalizowalam wyjazdy zagranice. Stopniowo zmienialam prace, powolutku, naprawde powoli odradzaly sie wiezi miedzy naszą czwórką. Suma drobnych zdarzen i decyzji, ktore na powrot zblizaly nas do siebie.
Dopiero od kilku miesiecy czuje, ze maz mentalnie jest ponownie przy mnie i chce tego.
Doradzalabym zaniechanie wyprowadzek! Wywalania sie z domu! Wytrzymac razem pod jednym dachem nawet jak jest bardzo kiepsko ( no chyba ze jest ewidentna patola i przemoc ). Mnie bardzo pomagala wtedy praca za granicą. Wentylowalam sie wtedy, nabieralam sil i dystansu, polegalam na sobie. Niesamowicie cieszylam sie, kiedy maz przytachał z powrotem swoje rzeczy do naszego garazu i zaraz wyjechałam do pracy, bo chyba bysmy zjedli sie wtedy.
A i tak dwie wielkie walizy rozpakowal dopiero po roku... Duzo by pisac
