czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Wiedza, która może pomóc, gdy boli dusza...

Moderator: Moderatorzy

udasiek
Posty: 149
Rejestracja: 15 lip 2017, 9:59
Płeć: Kobieta

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: udasiek »

Piszę tak bo wyobraź sobie "moja kowalska" była identyczna :D

"spontaniczna, często szalona, barwna, sporo się śmieje. Kiedy jest zdołowana, to i tak w codziennym przebywaniu nie jest męcząca, nie smęci o swoich uczuciach, tylko i tak się potrafi uśmiechnąć do kogoś. Jest ciepła i kobieca. Ma dużo cierpliwości w rozmowie z dziećmi. Nie boi się użyć ostrych słów, kiedy naprawdę tak myśli."

czy to nie zabawny przypadek??? a może to jest jakiś "ponadczasowy" zestaw idealnych cech??? cech które się MA gdy nie jest się "uwikłanym", gdy się nie jest spiętym, gdy komuś aż tak bardzo nie zależy??? Bo jak znam siebie - też taka byłam te 15 lat temu :D za to teraz może muszę trochę to sobie przypomnieć, odpuścić a z moim nabytym doświadczeniem - to DOPIERO będzie kobiecość! Piszę tak Tobie Margeritum żebyś trochę sobie odpuściła, proszę polub się, jesteś fajną normalną babeczką :)
3Has
Posty: 201
Rejestracja: 22 lip 2017, 15:40
Płeć: Mężczyzna

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: 3Has »

udasiek pisze: tylko sama się nie zakochaj ;) przepraszam... ale - może idealizujesz? Tak jak idealizuje Twój mąż? Łatwo być "miłym i gładkim" bez dzieci, 10ciu lat małżeństwa i różnych takich, Ty nie byłaś inna jak dopiero co randkowaliście?? Wiem że trzeba się przyglądać i wyłapywać swoje wady, pracować nad nimi, ale bez przesady z tym porównywaniem się! bo się kobieto kochana zajedziesz! też masz fajne aspekty osobowości, każdy ma! - rozwijaj je po prostu :)
Ale przecież @Margaritum zrobiła DOKŁADNIE to co trzeba i tym samym dała świadectwo swojej dojrzałości i rozwoju właśnie.
To że każdy ma wady i tamta panna też, to chyba oczywiste, ale to nie wady przyciągnęły jej męża a zalety. To że miała inną sytuację to też oczywiste, ale @Margaritum zamiast siąść i płakać że nie będzie ileś lat młodsza i bezdzietna oraz bez plecaka o którym wyżej - potrafiła się przyjrzeć bez uprzedzeń osobie którą ma powód szczerze nienawidzić. I za to szacun.

Naprawdę - to jest wejście na wyższy poziom, dla wielu niedostępny - obiektywnie spojrzeć na krzywdziciela, uczyć się od osoby której nie lubimy a nawet mamy powód nienawidzić. @Margaritum już to umie - i to już samo z siebie to wielki sukces.

udasiek pisze: Has
Bardzo proszę o przykłady konkretne, niezbędne mi do nauki właśnie dystansu, proszę...
No, to właśnie @Margaritum dała Ci idealną lekcję dystansu:)

A co do lektur - polecam książki św Josemarii Escrivy - Bruzda, Kuźnia, Droga.

Ogólnie święci, czy szczerzej Kościół - kilkadziesiąt lat temu nie cackali się tak z ludźmi jak obecnie. I to jedna z przyczyn kryzysu - św Josemaria pisze wprost, to, co wielu obecnie usiłuje powiedzieć naookoło, po drodze upewniając się czy na pewno nie urazili ego słuchającego.

Szczególnie to widać w sytuacjach kiedy księża czy mężczyźni piszą do kobiet - kiedy dochodzą do momentu że kobieta nie powinna czegoś tam, albo powinna coś tam (nie mówimy o łamaniu przykazań, ale o właściwym zachowaniu) - to milion razy przepraszają gdyby kogoś przypadkiem urazili, i po stokroć zapewniają że "oczywiście się to samo należy ze strony mężczyzn" i jest tu pełna symetria, i w ogóle.

Dawniej tego nie było - kiedy św Josemaria mówił do ludzi, nigdy nie było tematu co inni powinni. Bo jeśli nauka jest do mnie, to co mnie obchodzi co inni? Ja mam być taki by dawać radę w każdej sytuacji.

Naprawdę, uwierz @Udasiek - przyjęcie tej prostej prawdy ułatwia całą sprawę co najmniej o połowę.

Książki wyżej - polecam. To zbiory krótkich, łatwych do zapamiętania haseł czy zdań, i dających piekielnie do myślenia. Książek tych się nie czyta - je się rozważa.
To teksty jak np:
"Nie róbmy ze śmierci tragedii, bo nią nie jest! Tylko dzieci, które nie kochają swoich rodziców, nie cieszą się na spotkanie z nimi"
"Musisz pozbyć się tej wrażliwej, ckliwej miłości, którą darzysz samego siebie"

I tego typu. Dużo o pracy nad sobą i wykorzenianiu własnych wad, a także prawidłowym spojrzeniu na życie i innych ludzi. Bez znieczulenia - i o to chodzi:)
udasiek
Posty: 149
Rejestracja: 15 lip 2017, 9:59
Płeć: Kobieta

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: udasiek »

Ode mnie też szacun, podziwiam :) ale ważne jest też żeby w tym wszystkim uczyć się, dostrzegać jak Ty Margaritum i nie zagubić siebie. Po prostu wyobrażam sobie jak te rozważania bolą... a może to tylko mnie bolą... to pewnie jest to "zapieranie się siebie", to pewnie musi boleć bo wznoszenie się na wyższy poziom boli. W takim razie jeszcze dłuuuga droga przede mną.
Dzięki za lektury i za Waszą dyskusję.
3Has
Posty: 201
Rejestracja: 22 lip 2017, 15:40
Płeć: Mężczyzna

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: 3Has »

Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że boli na początku - kiedy oderwiesz się od siebie, to już nie tylko nie boli, ale wręcz dziwisz się co bolało wczesniej:)
Nie wiem do czego to porównać, ale może do ćwiczeń - kiedy poszedłem na siłownię po kilku latach przerwy, półgodzinny trening spowodował, że prawie zwymiotowałem pod prysznicem. I oczywiście zakwasy utrzymywały się prawie tydzień - albo to już nie były zakwasy, ale ból w mięśniach na pewno.
Trzy miesiące później, po prawie trzygodzinnym treningu "do oporu" - ile się dało - następnego dnia nie miałem żadnych zakwasów, przyjemne uczucie zmęczonego (lekko, regeneracja następowała bardzo szybko) treningiem organizmu i energia do pójścia kolejnego dnia.

Porównanie kulawe, wiem, ale naprawdę - to boli tylko na początku i im śmielej wejdziesz w to, tym ból krótszy.
margaritum
Posty: 66
Rejestracja: 03 lut 2017, 10:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: margaritum »

3Has pisze:Kluczem moim zdaniem jest zrozumienie zarówno przez męża Twojej sytuacji oraz konsekwencji jakie wynikają z Twojej historii, jak i Twoja praca nad sobą, by te konsekwencje wyeliminować.
Mój mąż bardzo długo wiele rozumiał. Tylko, tak jak pisałeś, czy taka, a nie inna historia życia daje nam prawo krzywdzić i żądać, bo od męża to się miłość należy? W którym momencie zaczyna się odpowiedzialność za to, co robię, jeżeli paradygmatów dostarczyli mi skrzywieni rodzice? Z drugiej strony, to, że rodzice nie dali mi dostatecznego wyposażenia na życie, nie zmienia tego, że w relacji obowiązują pewne zasady. I moje zranienia, chciejstwa, nie zmienią tego, że "latarnia morska" stoi wciąż w tym samym miejscu, prawda? Kiedy wiem, że mój mąż nie ma wpływu na pewne mechanizmy, łatwiej mi zaakceptować chwile, kiedy nie jest tak, jak bym chciała.
No i oczywiście mąż musi to samo ze swojej strony – zrozumieć i przepracować swoje demony
To prawda, ale ja do tego go nie mogę zmusić. Wciąż walczę ze sobą, z tym, że ilekroś trafię na wartościową myśl, lekturę, łapię się na tym, że chciałabym mu ją podsunąć, żeby się zapoznał. Bo... "gdyby tylko wiedział"... jak się głębiej zastanawiam, chciałabym go skontrolować, nagiąć do siebie. Kiedy wchodzę wgłąb swoich uczuć, widzę, że straszny dla mnie jest ten brak kontroli, to, że nie mogę go kontrolować. I odczuwam to również, kiedy jest dobrze. Jakby ta kontrola miała mi dać jakąś gwarancję, że nie odejdzie, nie umrze, nie zniknie... Jakby małe dziecko mogło upilnować matkę, która chce się zabić. Przecież nie może. Jak to zaakceptować w sobie? Że nie mam wpływu?
Chwilami puszczam kontrolę... i wtedy, dobrze mi z tym...
ojciec kiedyś umrze albo zniedołężnieje i co wtedy? (...) najlepiej byłoby by teść przestał jej pomagać już teraz (...) No ale to on musi zapewne zrozumieć, nie wy.
Pierwsze racja, drugie racja. Nie mamy wpływu na teścia, ale boli to, że jak kiedyś matka niewiele interesowała się naszymi sprawami, sprawami syna, bo w co drugim zdaniu musiała opowiadać o cierpieniach córki, tak teraz to samo robi ojciec. Chociaż zarzekał się, że on z tym zrobi porządek, nie da sobie wejść na głowę. Nie można się z nim spotkać, porozmawiać, nie wyjedzie z miasta, nie przyjedzie do nas, ograniczony kontakt, jakby miał niemowlę pod opieką. To denerwuje i boli. Mojemu mężowi zmarła matka, a ojciec stał się również niedostępny. Zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie, bo jest tak przemęczony, zdenerwowany wszystkim. Nie da się tu nic poradzić, nie oczekuję tego, opisuję tylko sytuację.
poprzytulał, pogadał, itp – a potem (...) zwracał uwagę na jakieś braki. Myślę że to do zrobienia, jak myślisz?
Ja myślę, że tak, ale ja niewielki mam na to wpływ. Mąż zdaje sobie sprawę z tego, że problemem są niewłaściwe proporcje między dobrym czasem razem z dzieckiem, a jego karceniem. Jest to jednak słabość, z którą musi się uporać. Chciałabym, żeby zrobił to po mojemu. I co z tego? Ma swoją drogę :)
wiesz tak dużo o kowalskiej jakbyście się znały
Tak, znamy się i to myślę, że dość dobrze.
Bo za dużo w nich prawdy?:) Przepraszam, ale tak właśnie może być.
Aaa! Trafiony, zatopiony :)
widzę że ta niedojrzałość jest... jakby to rzec – programowalna? Segmentowa? W pracy żona to odpowiedzialna, solidna, rozumna kobieta
Znam to. Przez kilka lat zawzięłam się i wypracowałam sobie w pracy wyjątkową pozycję. Stałam się znana w firmie i ceniona za solidność, perfekcyjnośc, niezawodność i upór w dążeniu do celu. Bardzo mi to dodawało skrzydeł, bo udowodniłam samej sobie, ze coś potrafię. Ludzie mnie cenili, szanowali po tym, jak wcześniej wydawało mi się, że jestem totalnie niewidzialna i aspołeczna. Ale miało to swoje minusy, niepokojące było to, że nie wystarczało mi, że byłam dobra, musiałam być jedną z najlepszych w zespole, dzień bez głasków od szefa lub innych osób był dniem zdołowanym, coś gryzło, gniotło. A kiedy przychodziłam do domu, zrzucałam maski i stawałam się zagubioną dziewczynką. To zdecydowanie nie jest normalne. Człowiek nie jest tak różny w zależności od środowiska, gdzies udaje... Kiedy nastąpiło wielkie bum, zawalił się mój świat i również praca zaczęła mi przepływać przez palce. Musiałam odpuścić, zostawić wiele rzeczy. Pogodzić się z tym, że moja pozycja runęła. Długo długo byłam jak za ścianą i niewiele z ludźmi rozmawiałam. Dzisiaj buduję od środka, nie od zewnątrz i nie potrzebuję już tych pochwał, żeby oddychać.

Fajnie to opisałeś z dzieciakami, masz dar prostego zrozumiałego wykładania różnych problemów.
wspominam w ogóle o tym żebyś Ty sama się przyjrzała, czy nie jest podobnie u Was
Jest, niestety zdecydowanie jest. Od pewnego czasu staram się to zmienić. Nie wiem, czy jest mi to niezbędne, ale zastanawiam się też, skąd to się wzięło. Jako młoda kobieta nie byłam bałaganiarą, to zaczęło się po ślubie. To coś więcej niż lenistwo. Jakiś rodzaj buntu? A może właśnie ta chęć pozostania dzieckiem, zrzucania odpowiedzialności? Sama sobie zadaję pytania, może niedługo sama odpowiem ;-)
udasiek pisze: przepraszam... ale - może idealizujesz? Tak jak idealizuje Twój mąż? Łatwo być "miłym i gładkim" bez dzieci, 10ciu lat małżeństwa i różnych takich, Ty nie byłaś inna jak dopiero co randkowaliście?? Wiem że trzeba się przyglądać i wyłapywać swoje wady, pracować nad nimi, ale bez przesady z tym porównywaniem się!
Nie, nie idealizuję. Ona ma wady i też sporo ich znam, ale nie miejsce tutaj je opisywać :). Nie porównuję się też na zasadzie, że ona jest, czy była lepsza i dlatego z nią się spotykał. To nie o to tu chodzi. Chodzi o to, że ja nie wystarczałam. Czyli... czegoś brakowało. Moje przyglądanie się jej to tylko próba odpowiedzi na pytanie, czego brakowało tak bardzo mojemu mężowi? A kiedy odpowiedziałam sobie na pytanie, co ma ta dziewczyna, a ja w sobie zagłuszyłam, wtedy postawiłam sobie drugie pytanie: czy ja jestem w stanie mu to znów dać? Znów, bo masz rację, ponad 15 lat temu też wiele z tych rzeczy miałam i urzekałam nimi męża. Ale straciłam je nie dlatego, że mam dziecko, dorosłe życie. Tylko dlatego, ze zapomniałam o tym, że do relacji małżeńskiej trzeba coś włożyć, żeby potem korzystać z owoców, że nie mogę tylko brać, bo zasoby się wyczerpią. Bez Boga nie miało prawa to działać. Mąż mi na początku opowiadał, że nie potrafi sobie poradzić z takimi emocjami, że potrzebuje nas obu, że dopiero ja plus ona dajemy komplet tego, czego potrzebuje, pragnął zatrzymać nas obie, chociaż wiedział, że to niemożliwe. Dzisiaj to tak rozumiem właśnie. Że w relacji ja plus mój mąż czegoś zabrakło, powstała szczelina, którą on niemądrze próbował zapełnić inną osobą. W pewien sposób użył jej jak lekarstwo na swój ból, swój brak w naszej relacji.
jesteś fajną normalną babeczką
Ależ całkowicie się z Tobą zgadzam :-)
Po prostu wyobrażam sobie jak te rozważania bolą...
Tak, bolały. Ale już nie. Pewnie dlatego, że już jestem trochę dalej. Że zaczynam odnajdywać w sobie dobre spojrzenie na wszystko, coraz bardziej lubię siebie. Ogromnie cieszę się z najmniejszych rzeczy, jakie dzieją się między mną i mężem np. wczoraj usłyszałam od niego piękne słowa: "że fakt, iż ja jestem jego żoną, jest dla niego błogosławieństwem". To była trudna rozmowa, mówił w niej o rzeczach, które budziły mój sprzeciw, bardzo trudno było mi słuchać i nie próbować naprawiać, prostować, wtrącać czegoś od siebie, żeby myślał po mojemu... a tu... w pewnym momencie... taka perła.
3Has
Posty: 201
Rejestracja: 22 lip 2017, 15:40
Płeć: Mężczyzna

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: 3Has »

margaritum pisze: Mój mąż bardzo długo wiele rozumiał. Tylko, tak jak pisałeś, czy taka, a nie inna historia życia daje nam prawo krzywdzić i żądać, bo od męża to się miłość należy?


Oczywiście że nie daje prawa. Podobnie jak sytuacja w Waszym małżeństwie nie dawała prawa do zdrady.
Ale myślę że najważniejsza do wyeliminowania postawa to "mnie należy się, bo coś tam".
Nie, nie należy się.

Obserwując udane małżeństwa widze jedną wspólną cechę - tam się nic nikomu nie należy. Każde myśli co najwyżej, co się należy ich małżonkowi.
margaritum pisze: W którym momencie zaczyna się odpowiedzialność za to, co robię, jeżeli paradygmatów dostarczyli mi skrzywieni rodzice? Z drugiej strony, to, że rodzice nie dali mi dostatecznego wyposażenia na życie, nie zmienia tego, że w relacji obowiązują pewne zasady. I moje zranienia, chciejstwa, nie zmienią tego, że "latarnia morska" stoi wciąż w tym samym miejscu, prawda?


Widzę że lektura nie poszła na marne ;-)
A co do tego co piszesz - nie wiem w którym momencie zaczyna się odpowiedzialność, natomiast wiem, co powinnaś na ten temat myśleć:) Otóż odpowiedzialność jest zawsze.
A Twoje usprawiedliwienie - bo paradygmatów dostarczyli skrzywieni rodzice - zostaw w pierwszej kolejności Bogu, a w drugiej mężowi.

Wiesz na pewno, że dużo łatwiej wybaczyć marnotrawnemu synowi, który przychodzi i mówi, że zgrzeszył i nie jest godzien nazywać się synem. Co jednak byłoby gdyby przyszedł syn i powiedział: "Ojciec, ciesz się, że wróciłem boś mnie tak źle wychował, że mało brakło, bym się zatracił. No, ale daję ci szansę na poprawę, i pamiętaj, że gdybyś mnie wychował właściwie, żadnej kasy bym nie przepuścił. A teraz godnie uczcij mój powrót - tuczone ciele i te sprawy."
Oczywiście świadomie przejaskrawiam, ale im większa pokora, tym łatwiej wybaczyć, a i samemu wyznać zło które się popełniło i poprosić o wybaczenie.

Podsumowując - jeśli będziesz szukać zrozumienia co i dlaczego się zadziało, aby poprawić a nie by szukac usprawiedliwienia - osiągniesz sukces. Oczywiście nie robimy tego gdy ktoś cynicznie wykorzystuje dobrą wolę, ale mam wrażenie że Twój mąż taki nie jest.

margaritum pisze: Kiedy wiem, że mój mąż nie ma wpływu na pewne mechanizmy, łatwiej mi zaakceptować chwile, kiedy nie jest tak, jak bym chciała.
No właśnie - i to jest świetna postawa, czyli szukanie usprawiedliwień dla drugiej strony, kiedy straci nerwy. Oczywiście jak wyżej - nie wtedy gdy ktoś cynicznie korzysta, ale przy założeniu dobrej woli obojga, praca nad sobą i wyrozumiałość dla drugiego, to dokładnie to, o co chodzi.
margaritum pisze: To prawda, ale ja do tego go nie mogę zmusić. Wciąż walczę ze sobą, z tym, że ilekroś trafię na wartościową myśl, lekturę, łapię się na tym, że chciałabym mu ją podsunąć, żeby się zapoznał. Bo... "gdyby tylko wiedział"
Tak mi się przypomniało jedno nauczanie a propos czytania Pisma Świętego - kiedy zobaczysz dobry tekst, nie dzwoń do przyjaciela z informacją: "hej, znalazłem świetny tekst dla ciebie" :)

Z lekturą jest podobnie - no niestety, ale druga strona sama musi chcieć przepracować, i żaden świetny tekst nie zadziała, jeśli osoba nie chce. A już na pewno od małżonka, który przecież (takie jest domniemanie) chce ustawić mnie pod siebie.
margaritum pisze: ... jak się głębiej zastanawiam, chciałabym go skontrolować, nagiąć do siebie. Kiedy wchodzę wgłąb swoich uczuć, widzę, że straszny dla mnie jest ten brak kontroli, to, że nie mogę go kontrolować. I odczuwam to również, kiedy jest dobrze. Jakby ta kontrola miała mi dać jakąś gwarancję, że nie odejdzie, nie umrze, nie zniknie... Jakby małe dziecko mogło upilnować matkę, która chce się zabić. Przecież nie może. Jak to zaakceptować w sobie? Że nie mam wpływu?
Chwilami puszczam kontrolę... i wtedy, dobrze mi z tym...
To pragnienie kontroli to mechanizm psychologiczny, a sama już widzisz, że "puszczenie kontroli" popłaca. Sama wiedza jednak nie wystarczy bo puścić kontrolę bardzo trudno.

Obrazowo mówiąc jesteś jak pasażer płonącego samolotu, który pikuje do ziemi. Masz spadochron, trzeba wyskoczyć, ale paradoksalnie wyskoczenie ze spadochronem to akt odwagi, i to nawet wtedy, kiedy pozostanie w samolocie to oczywista śmierć. Im częsciej będziesz zdobywac się na odwagę, tym później będzie to łatwiejsze.

margaritum pisze: Pierwsze racja, drugie racja.(...)Nie da się tu nic poradzić, nie oczekuję tego, opisuję tylko sytuację.
Rozumiem oczywiście - i współczuję.
margaritum pisze: Ja myślę, że tak, ale ja niewielki mam na to wpływ. Mąż zdaje sobie sprawę z tego, że problemem są niewłaściwe proporcje między dobrym czasem razem z dzieckiem, a jego karceniem. Jest to jednak słabość, z którą musi się uporać. Chciałabym, żeby zrobił to po mojemu. I co z tego? Ma swoją drogę :).
No to jak jest tego świadom i chce to zmienić - to zostaw mu to. I dzięki Bogu nie zrobi tego po Twojemu, bo Wasz syn ma ojca i matkę a nie dwie mamusie:) Bo dwie mamusie i dziecko... no, tego nie chcemy:)

margaritum pisze: Znam to. Przez kilka lat zawzięłam się i wypracowałam sobie w pracy wyjątkową pozycję. Stałam się znana w firmie i ceniona za solidność, perfekcyjnośc, niezawodność i upór w dążeniu do celu. Bardzo mi to dodawało skrzydeł, bo udowodniłam samej sobie, ze coś potrafię. Ludzie mnie cenili, szanowali po tym, jak wcześniej wydawało mi się, że jestem totalnie niewidzialna i aspołeczna. Ale miało to swoje minusy, niepokojące było to, że nie wystarczało mi, że byłam dobra, musiałam być jedną z najlepszych w zespole, dzień bez głasków od szefa lub innych osób był dniem zdołowanym, coś gryzło, gniotło. A kiedy przychodziłam do domu, zrzucałam maski i stawałam się zagubioną dziewczynką. To zdecydowanie nie jest normalne.
No, nie da się wszędzie udawać. Ale jeśli potrafisz być dobra w pracy, to to jest cenne. Sukces w pracy nad sobą niech tego nie zmienia - co najwyżej nie będziesz wypatrywać głasków od szefa:)

margaritum pisze: Człowiek nie jest tak różny w zależności od środowiska, gdzies udaje... Kiedy nastąpiło wielkie bum, zawalił się mój świat i również praca zaczęła mi przepływać przez palce. Musiałam odpuścić, zostawić wiele rzeczy. Pogodzić się z tym, że moja pozycja runęła. Długo długo byłam jak za ścianą i niewiele z ludźmi rozmawiałam. Dzisiaj buduję od środka, nie od zewnątrz i nie potrzebuję już tych pochwał, żeby oddychać.
Brawo:)
margaritum pisze: Fajnie to opisałeś z dzieciakami, masz dar prostego zrozumiałego wykładania różnych problemów.
Bo ja prosty chłop jestem:) Jeśli coś rozumiem to tylko dlatego że przetłumaczyłem sobie na język chłopski:)

margaritum pisze: Jest, niestety zdecydowanie jest. Od pewnego czasu staram się to zmienić. Nie wiem, czy jest mi to niezbędne, ale zastanawiam się też, skąd to się wzięło. Jako młoda kobieta nie byłam bałaganiarą, to zaczęło się po ślubie. To coś więcej niż lenistwo. Jakiś rodzaj buntu? A może właśnie ta chęć pozostania dzieckiem, zrzucania odpowiedzialności? Sama sobie zadaję pytania, może niedługo sama odpowiem ;-)
Życzę powodzenia, acz dużo łatwiej Wam będzie jeśli zachowacie porządek zanim jeszcze odnajdziesz odpowiedź:)
margaritum pisze: Nie, nie idealizuję. Ona ma wady i też sporo ich znam, ale nie miejsce tutaj je opisywać :). Nie porównuję się też na zasadzie, że ona jest, czy była lepsza i dlatego z nią się spotykał. To nie o to tu chodzi. Chodzi o to, że ja nie wystarczałam. Czyli... czegoś brakowało. Moje przyglądanie się jej to tylko próba odpowiedzi na pytanie, czego brakowało tak bardzo mojemu mężowi? A kiedy odpowiedziałam sobie na pytanie, co ma ta dziewczyna, a ja w sobie zagłuszyłam, wtedy postawiłam sobie drugie pytanie: czy ja jestem w stanie mu to znów dać? Znów, bo masz rację, ponad 15 lat temu też wiele z tych rzeczy miałam i urzekałam nimi męża. Ale straciłam je nie dlatego, że mam dziecko, dorosłe życie. Tylko dlatego, ze zapomniałam o tym, że do relacji małżeńskiej trzeba coś włożyć, żeby potem korzystać z owoców, że nie mogę tylko brać, bo zasoby się wyczerpią.
W złote ramki oprawić słowa Margaritum:)

margaritum pisze: Bez Boga nie miało prawa to działać. Mąż mi na początku opowiadał, że nie potrafi sobie poradzić z takimi emocjami, że potrzebuje nas obu, że dopiero ja plus ona dajemy komplet tego, czego potrzebuje, pragnął zatrzymać nas obie, chociaż wiedział, że to niemożliwe. Dzisiaj to tak rozumiem właśnie. Że w relacji ja plus mój mąż czegoś zabrakło, powstała szczelina, którą on niemądrze próbował zapełnić inną osobą. W pewien sposób użył jej jak lekarstwo na swój ból, swój brak w naszej relacji.
Myśle że podchodzisz do tego najlepiej jak tylko się da.

margaritum pisze: Tak, bolały. Ale już nie. Pewnie dlatego, że już jestem trochę dalej. Że zaczynam odnajdywać w sobie dobre spojrzenie na wszystko, coraz bardziej lubię siebie. Ogromnie cieszę się z najmniejszych rzeczy, jakie dzieją się między mną i mężem np. wczoraj usłyszałam od niego piękne słowa: "że fakt, iż ja jestem jego żoną, jest dla niego błogosławieństwem". To była trudna rozmowa, mówił w niej o rzeczach, które budziły mój sprzeciw, bardzo trudno było mi słuchać i nie próbować naprawiać, prostować, wtrącać czegoś od siebie, żeby myślał po mojemu... a tu... w pewnym momencie... taka perła.
Nagroda za Twój wysiłek:) Tym piękniejsza że nieoczekiwana, prawda?
Ale nie wyglądałaś tej nagrody, nie uznawałaś, że Ci się "należy" za Twój trud - i dlatego taka perła:)
Będzie dobrze:)
lena50
Posty: 1391
Rejestracja: 17 sie 2017, 0:29
Płeć: Kobieta

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: lena50 »

Czym jest szacunek żony do męża?.....takie padło pytanie,a ja pójdę dalej i zadam kolejne....
Czym jest szacunek meża do żony?
Czym jest szacunek rodzica do dziecka i odwrotnie?
Czym jest szacunek pracodawcy do pracownika i odwrotnie?
Czym jest szacunek do...............i tak można stworzyć bardzo długa listę pytań i konfiguracji,podczas kiedy wszystko zbiega się do jednego.......szacunku do drugiego człowieka.....czyli............uznania jego godności ,oczywiście nie pomijajac siebie samego.
Odwzierciedleniem szacunku jest nasze zachowanie,czyny i słowa jakich używamy.
Szanuje,czyli.........
nie obrażam
nie poniżam
nie krytykuję
nie wyśmiewam
liczę się z odmiennym zdaniem ,staram się zrozumieć inny punkt widzenia
uwzględniam uczucia,emocje i potrzeby drugiej osoby.......również swoje.
itp....
Jednym zdaniem ....traktuje tak,jakbym chciał żeby mnie traktowano.

Każdy z nas chce być szanowany,właściwie traktowany,ale tak się nie stanie jeśli sami nie będziemy szanować siebie i innych.
Szacunek opiera się na wzajemności, inaczej to tylko wysuwanie żądań,a nie domaganie się "należnego" szacunku.
Na tym to polega.

Odnosząc się do wątku margaritum..........

Podziwiam Cię kobieto za to co robisz,że nie owijasz w bawełnę,nie usprawiedliwiasz się,widzisz swój współudział w kryzysie(nie zdradzie,bo za tę odpowiada zdradzający),że pracujesz nad sobą i......że znosisz z pokorą "wybryki" swojego męża.
Te "wybryki" to nic innego jak brak szacunku w stosunku do Ciebie i syna.....niestety.
Przeczytałam od deski do deski to co piszesz,nawet kilka razy i mam swoją opinię.....oczywiście ona moja tylko i wcale nie musisz się z nią zgadzać,jednak może warto wziąć pod uwagę?

Wasz wypad po płytki.....

Mąż daje sobie prawo i nieograniczony czas na spożycie kawy i posiłku,Wam go oszczędza i się denerwuje.
W sklepie tez zdenerwowany....bo podrożało,bo chamstwo,bo ilez mozna czekać......weź idź i się zapytaj.
Chwila......a dlaczego Ty?
Akurat teraz oddaje Ci głos?
No coś tu chyba jest nie halo?

Sytuacja z dzieckiem....bo za dużo zjadło...

Póki jadło z tego co piszesz był cicho,potem mu się przypomniało....w czasie drogi do sklepu i ponownie w trakcie zakupów.
Ciebie za nieuwagę obarczył.
A ja się pytam....gdzie był On-tata,dlaczego nie upomniał w trakcie skoro to dla niego takie ważne?

Młody mi się na niego skarży, czasem pyta: "Dlaczego tata to, a to?" "Mamo, a tata mnie nie słucha".

No...to jest poważny zarzut....tata mnie nie słucha!......kłania się szacunek.
Dlaczego nie powie tego tacie?.....bo się boi?.....
Zaowocuje w przyszłości.....niestety.

Jeśli jeszcze o syna chodzi.........
. Poza tym, sami powiedzcie, jeżeli mój mąż wraca do domu po kilkunastu godzinach pracy w upale, jest wykończony, język mu się plącze ze zmęczenia, pada. Mówi, że nie jest w stanie ze mną porozmawiać o tym, czy np. kupimy ten stół, czy nie. I w takim stanie zdejmuje buty i włazi na drabinkę, żeby sprawdzić, czy mały rano łóżko pościelił. To jest wykończony, czy nie? Czy to jest nadkontrola?

Tak to jest nad kontrola i nie tylko.....to brak szacunku dla drugiego człowieka.
Syn cały dzień funkcjonuje bez taty,czeka na jego powrót z pracy z niecierpliwością i.......co dostaje na wstepie ....reprymęde.
A gdzie....witaj synu,jak minął Ci dzień,co tam w szkole....itp.

Mąż chce, abyśmy mieli jednolite stanowisko wobec dziecka i ma tutaj rację, zgadzam się z nim.
...i ja tez się zgadzam,ale nie może być tak,że On żąda i tak ma być.....On jest ojcem,Ty matką .....różnice wiadomo.....musi to uwzglednić.

Bądź mamą,rozumiejącą,opiekuńczą, otulającą.....nie pozwól aby mąż Cie tego pozbawił.
Taka nasza natura.
Jesli chce zrozumienia dla siebie,dla swojej natury,niech zrozumie i Twoją.....kobiety i matki.

Kiedy słyszę takie uwagi, że "dziecko za dużo zjadło, dziecko łóżka nie pościeliło, dziecko leży cały dzień, a naczynia nie umyte...", mam ochotę powiedzieć mu: "odwal się, całymi dniami Cię nie ma, wracasz wieczorem i wszystko ma być tip top, a ja nie mam też siły, mogę czegoś nie dostrzec, chociaż się staram". Czuję czasami, że czepia się mnie na każdym kroku. Mało tego, jeśli na jakąś uwagę zareaguję "przepisowo", czyli powiem: "Kurczę, masz rację, zwrócę na to uwagę". (Dlaczego on chce, żebym przy każdym najmniejszym drobiazgu wielkimi literami mówiła, że zauważyłam, że usłyszałam, że postaram się zmienić?), to znajdzie inną rzecz... i następną i jeszcze następną... Jeśli nie ma go cały dzień, albo czasem parę dni, to powrót przypomina inspekcję i czepianie się wszystkiego na poziomie krzywo wiszącego ręcznika. Wiem, że drażni go wszystko, wiem, że jest w nim wiele wiele gniewu, nie jestem przyczyną wszystkiego, sam to zresztą mówi.

A może właśnie tak powinnaś zareagować jak to napisałaś powyżej?
Ta inspekcja jest okrutna.
Zamiast cieszyć się powrotem,spotkaniem z żoną,dzieckiem........to nie jest normalne.

Na koniec.....
Jak sama pisałaś.....żyjesz w ciagłym strachu,stresie,boisz się gniewu,chcesz być potulna byle już nie krzyczał,jesteś zmęczona.......itp......
Cieszysz sie ,że mąż wrócił,starasz się ze wszystkich sił sprostać jego wymaganiom,lustrujesz kochankę co ona miała,co mu dała,czego nie dajesz Ty.....

Margaritum.......szacun dla Ciebie za szacunek do męża,ale zacznij szanować również siebie.
Mąż też postarać się powinien.


Teraz do 3Has......

Ty dalej nie rozumiesz natury mężczyzny

Być może nie rozumie jak i mąż nie rozumie jej natury,a mniemam ,ze tak właśnie jest.
Ty doskonale rozumiesz męża Margaritum,a ja doskonale rozumie ją.
Męski obowiązek nie sprowadza się tylko do sprawdzania nadanych obowiązków,jest jeszcze coś ponad to,coś równie ważnego.

To jest wielki komplement dla Ciebie (...)............chodziło o zdradę.

Nie zdradziłem Cię bo Cię nie kocham,że mi się nie podobasz,ale dlatego że..........poczułem się odrzucony.
No proszę Cię......
Ty wiesz ile ludzi na forum i nie tylko czuję się odrzuconych?
Nie jeden z nas miał "teoretyczne" powody do takiego kroku,a mimo to tego nie zrobił.
Są inne sposoby na poradzenie sobie z trudną sytuacją.
Mimo to nie potępiam "zdradzaczy"(starzy forumowicze wiedzą)...na ten czas nie potrafili inaczej.
Zrozumienie,ale nie usprawiedliwienie.

W swoich postach cenisz Margaritum ,że się nie usprawiedliwia,wręcz uważasz to za zło,ale jednocześnie cenisz,że usprawiedliwia męża,bo sie zdenerwował.



Tym niemniej ....3Has i pozostali panowie bardzo fajnie przedstawili swój punkt widzenia ,który warto wziąć pod uwagę.
lena50....dawniej lena
3Has
Posty: 201
Rejestracja: 22 lip 2017, 15:40
Płeć: Mężczyzna

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: 3Has »

lena50 pisze: Czym jest szacunek do...............i tak można stworzyć bardzo długa listę pytań i konfiguracji,podczas kiedy wszystko zbiega się do jednego.......szacunku do drugiego człowieka.....czyli............uznania jego godności ,oczywiście nie pomijajac siebie samego. (....) Jednym zdaniem ....traktuje tak,jakbym chciał żeby mnie traktowano.
Ależ kompletnie nie o to chodzi.
Czym jest szacunek, to założycielka wątku doskonale wie, chodzi o sposób jego okazywania konkretnej osobie. A ten, w zależności od tego komu ów szacunek okazujemy, będzie inny.
Jak pisał Mickiewicz o grzeczności, acz z kontekstu wynika że właśnie o szacunku:
„Grzecznośc wszystkim należy , lecz każdzemu inna;
Bo nie jest bez grzeczności i miłośc dziecinna
I wzgląd męża dla żony przy ludziach , i pana
Dla sług swoich , a w każdej jest pewna odmiana
Trzeba się długo uczyc , ażeby nie zbłądzic
I każdemu powinną uczicwośc wyrządzic.”
:)
lena50 pisze: Teraz do 3Has......
Ty dalej nie rozumiesz natury mężczyzny
Być może nie rozumie jak i mąż nie rozumie jej natury,a mniemam ,ze tak właśnie jest.
Ty doskonale rozumiesz męża Margaritum,a ja doskonale rozumie ją.
Męski obowiązek nie sprowadza się tylko do sprawdzania nadanych obowiązków,jest jeszcze coś ponad to,coś równie ważnego .
Naprawdę? W życiu bym na to nie wpadł:)
Sorry za sarkazm, ale naprawdę – tu są ludzie którzy rozumieją podstawowe rzeczy, więc nie lecę banałami, a staram się wytłumaczyć pewne sprawy dotyczące natury ludzkiej i męskiej w szczególności. To że odpowiadam DLACZEGO ktoś się tak zachowuje (skąd przyczyna) wcale nie oznacza że MA PRAWO do takiego zachowania.
Jeśli ktoś mnie zwyzywa a ja mu za to walnę w twarz, wcale nie znaczy że miałem do tego prawo, albo postąpiłem słusznie czy właściwie. No ale nie uczyniłem tego bez powodu – taki prosty przykład.

lena50 pisze: Nie zdradziłem Cię bo Cię nie kocham,że mi się nie podobasz,ale dlatego że..........poczułem się odrzucony.
No proszę Cię......
Ty wiesz ile ludzi na forum i nie tylko czuję się odrzuconych?
Nie jeden z nas miał "teoretyczne" powody do takiego kroku,a mimo to tego nie zrobił.
Są inne sposoby na poradzenie sobie z trudną sytuacją.
Mimo to nie potępiam "zdradzaczy"(starzy forumowicze wiedzą)...na ten czas nie potrafili inaczej.
Zrozumienie,ale nie usprawiedliwienie .
Szkoda jednak, że nie rozumiesz, że tu nikt nikogo nie usprawiedliwia. Ale nie będę przekonywał, myślę że osoba do której kieruję swoje posty dobrze wie o co chodzi:)

lena50 pisze: W swoich postach cenisz Margaritum ,że się nie usprawiedliwia,wręcz uważasz to za zło,ale jednocześnie cenisz, że usprawiedliwia męża,bo sie zdenerwował.
Jesteś tu nowa więc nie wiem czy miałaś okazję zapoznać się z pozycją tutejszej forumowiczki Anny „ile warta jest Twoja obrączka”. Tam Anna pięknie opisuje swoją transformację od osoby rozbitej i wściekłej za porzucenie do osoby która zrozumiała pewne rzeczy. I nie, nikt tam nikogo nie usprawiedliwia, a już na pewno autorka nie usprawiedliwia swojego męża. Pewne rzeczy po swojej stronie jednak dostrzega – i koncentruje się na nich (bo na siebie ma realny wpływ tylko). Polecam – mocna rzecz.

lena50 pisze: Tym niemniej ....3Has i pozostali panowie bardzo fajnie przedstawili swój punkt widzenia ,który warto wziąć pod uwagę.
Polecam jednak spróbować zrozumieć go najpierw:)
margaritum
Posty: 66
Rejestracja: 03 lut 2017, 10:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: margaritum »

Lena pisze: Czym jest szacunek żony do męża?.....takie padło pytanie
A widzisz, właśnie nie ☺️, pytanie było zgoła inne. Pytałam, czym jest dla mężczyzny szacunek jego żony, czyli co to dla niego znaczy, jaką ma wartość, jak się czuję zanim lub bez niego. Pytałam, by zrozumieć męską perspektywę. Nie ludzką w ogólności, ale męską.
Opisujesz różne, wymieniane przeze mnie wcześniej sytuację jako brak jego szacunku... Hm.. Pewnie w niektórych przypadkach jest to racja. Ale ja mogę zmienić tylko siebie, więc dlatego pytam tutaj o to wszystko, by moja postawa była jak najlepszą, by moje pół małżeńskiego podwórka jak najlepiej posprzątać... mając nadzieję, że to sprowokuje mojego męża do jego pracy nad sobą... To się dzieje. Powoli. Moje zmiany pewnie też nie mają szaleńczego tempa. Chociaż cieszy, kiedy są już na tyle widoczne, że dostrzegane.

Z drugiej strony, to prawda, że powinnam szanować siebie na tyle, by być szanowana. Czy o szacunek walczy się krzykiem? Chyba nie?
margaritum
Posty: 66
Rejestracja: 03 lut 2017, 10:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: margaritum »

No tak, i to jest to pisanie ze słownikiem. Nie lubię pisać z telefonu. To jedno zdanie wyszło niezrozumiałe, miało być tak:

"Pytałam, czym jest dla mężczyzny szacunek jego żony, czyli co to dla niego znaczy, jaką ma wartość, jak się czuje z nim lub bez niego."
3Has
Posty: 201
Rejestracja: 22 lip 2017, 15:40
Płeć: Mężczyzna

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: 3Has »

Oczywiście że nie.
A szacunek do siebie bywa opacznie rozumiany. To nie jest postawa z cyklu "on mi tu nie będzie...", "ja sobie nie pozwolę... " itp.
@Margaritum, myślę, że szacunek do siebie masz:)
lena50
Posty: 1391
Rejestracja: 17 sie 2017, 0:29
Płeć: Kobieta

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: lena50 »

.....no faktycznie,pytanie było zgoła inne ,chodziło o mężczyznę ,a nie o męża :D
Pytałam, czym jest dla mężczyzny szacunek jego żony, czyli co to dla niego znaczy, jaką ma wartość, jak się czuję zanim lub bez niego. Pytałam, by zrozumieć męską perspektywę. Nie ludzką w ogólności, ale męską.
Margaritum.....ja doskonale wiem o co pytałaś i o co Ci chodziło.
Jeszcze raz powtórzę.........panowie bardzo fajnie przedstawili swój punkt widzenia i warto go wziąć pod uwagę.
Warto również wziąć pod uwagę i inne opinie,przeanalizować,rozważyć i wziąć dla siebie to co wydaje się najlepsze.
Ze względu na to ,że kazdy z nas jest inny i różne są nasze sytuacje,na co innego zwracamy uwagę,co jednemu umknie,bądź wogóle nie zwróci na coś uwagi,drugi nie przepuści.
Osobiście nie powiem Ci zrób tak,czy siak,to robisz dobrze,tamto źle.....itp.
Nie zrobię tego,bo nie znam Waszego życia,nie znam Ciebie,ani Twojego męża,opieram się tylko na suchych faktach,znaczy na tym co tu przeczytałam.
Moim celem nie jest ani ganienie,ani pouczanie Ciebie jedynie zwrócenie uwagi na coś,co moim zdaniem jest równie ważne,a co być może umknęło Tobie.
Wybór należy do Ciebie,jeśli Ty nie skorzystasz,może kto inny.
Z drugiej strony, to prawda, że powinnam szanować siebie na tyle, by być szanowana. Czy o szacunek walczy się krzykiem? Chyba nie?
A czy ktoś,ja ....kazał Ci krzyczeć?
Domyślam się,do czego nawiązujesz,ale nie....nie o to chodzi.Krzykiem niczego nie załatwisz,ale szczera rozmowa może przynieśc rezultaty.
Czy powiedziałaś mężowi to wszystko co mówisz/piszesz nam.....jak i co Ty czujesz w tym wszystkim?
A może warto by również to samo pytanie skierować do męża......Czy o szacunek walczy się krzykiem? Chyba nie?

3Has....
Ależ kompletnie nie o to chodzi.
Czym jest szacunek, to założycielka wątku doskonale wie, chodzi o sposób jego okazywania konkretnej osobie. A ten, w zależności od tego komu ów szacunek okazujemy, będzie inny.
Ależ również chodzi i to bardzo chodzi.......bowiem bez tego"podstawowego"że tak powiem szacunku,nie ma mowy o tym bardziej indywidualnym.
Nie twierdzę,że Margaritum nie wie,wręcz przeciwnie......
Naprawdę? W życiu bym na to nie wpadł:)
Sorry za sarkazm, ale naprawdę – tu są ludzie którzy rozumieją podstawowe rzeczy, więc nie lecę banałami, a staram się wytłumaczyć pewne sprawy dotyczące natury ludzkiej i męskiej w szczególności. To że odpowiadam DLACZEGO ktoś się tak zachowuje (skąd przyczyna) wcale nie oznacza że MA PRAWO do takiego zachowania.
Mogłabym odbić piłeczke i odpowiedzieć sarkazmem,za sarkazm ....tylko po co.
Nie po to wróciłam,żeby sie szarpać,wiem czym to się kończy,wiele tu doświadczyłam i przeżyłam.
Nie wróciłam też,bo się np nudzę - mam co robić, nie zamierzam nikogo nawracać,pouczać ,czy pitolić dla samego pitolenia,nie.....
Mogę przedstawić swoje zdanie,szanując odmienne,może czasem coś wtrące,polecę banałem.......tak wolę.

Nie musisz tez mówić do mnie duzymi literami,staram sie czytać ze zrozumieniem i również ze zrozumieniem odpisywać,choć odbiór może być różny.
wiem,że tu sa mądrzy ludzie,wielu z nich poznałam osobiście,ale co do rozumienia podstawowych rzeczy....różnie bywa.
Niestety.....nie umniejszając nikomu i nie obrażając.....osoba w głębokim kryzysie z wielką raną w sercu,żalem i złością jednocześnie nie zawsze myśli racjonalnie i wielu rzeczy na ten moment nie dostrzega.
To tak ogólnie.
Jesteś tu nowa więc nie wiem czy miałaś okazję zapoznać się z pozycją tutejszej forumowiczki Anny „ile warta jest Twoja obrączka”.
Nie jestem nowa.....znam książkę Ani, jej historię i forumowy nick.O ile pamietam to byłam tu nawet przed Anią/Jedną , byłyśmy też prawdopodobnie na tych samych rekolekcjach.
Ksiązka super,powstawała za moich czasów,wszyscy bardzo jej kibicowaliśmy.
Jednak nie tylko ksiązka warta uwagi,ale całe archiwum z mnóstwem mądrych wypowiedzi i artykułów.
To niesamowita kopalnia wiedzy,która niejednego wyprowadziła na prostą,w tym rownież mnie ,mojego męża i nasze małżeństwo.
Choć nie udzielam się przez długi czas,ale śledziłam,nie mogłam inaczej......to forum to część mojego życia.
Polecam jednak spróbować zrozumieć go najpierw:)
Bez mojego zrozumienia dla męża,mojej walki i przemiany nasze małżeństwo już dawno by się skończyło.

Pozdrawiam
lena50....dawniej lena
3Has
Posty: 201
Rejestracja: 22 lip 2017, 15:40
Płeć: Mężczyzna

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: 3Has »

Margaritum pisze: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?
lena50 pisze:Czym jest szacunek żony do męża?.....takie padło pytanie.
Nie, nie takie. Poniżej Margaritum wyjaśnia to dokładnie:
Margaritum pisze:Pytałam, czym jest dla mężczyzny szacunek jego żony, czyli co to dla niego znaczy, jaką ma wartość, jak się czuję zanim lub bez niego. Pytałam, by zrozumieć męską perspektywę. Nie ludzką w ogólności, ale męską.
lena50 pisze:.....no faktycznie,pytanie było zgoła inne ,chodziło o mężczyznę ,a nie o męża
Nie ma znaczenia czy męża czy narzeczonego czy po prostu chłopaka – działa to podobnie.
lena50 pisze: Margaritum.....ja doskonale wiem o co pytałaś i o co Ci chodziło.
No właśnie na podstawie powyższego widać że nie zrozumiałaś:)
O tym czy dobrze rozumiesz Margaritum decyduje ona – a skoro ona pisze że nie, to znaczy że wie co pisze.
To nadawca komunikatu ocenia czy jest zrozumiany.
lena50 pisze: Nie musisz tez mówić do mnie duzymi literami,staram sie czytać ze zrozumieniem i również ze zrozumieniem odpisywać,choć odbiór może być różny .
Hm:)
lena50 pisze: Wiem,że tu sa mądrzy ludzie,wielu z nich poznałam osobiście,ale co do rozumienia podstawowych rzeczy....różnie bywa. .
Ano właśnie ;-)
lena50 pisze: Niestety.....nie umniejszając nikomu i nie obrażając.....osoba w głębokim kryzysie z wielką raną w sercu,żalem i złością jednocześnie nie zawsze myśli racjonalnie i wielu rzeczy na ten moment nie dostrzega. To tak ogólnie.
Owszem. Tak mają też niektórzy ludzie którzy nie są w kryzysie ;-)
lena50 pisze: Nie jestem nowa.....znam książkę Ani, jej historię i forumowy nick.O ile pamietam to byłam tu nawet przed Anią/Jedną , byłyśmy też prawdopodobnie na tych samych rekolekcjach.
Ksiązka super,powstawała za moich czasów,wszyscy bardzo jej kibicowaliśmy.
Jednak nie tylko ksiązka warta uwagi,ale całe archiwum z mnóstwem mądrych wypowiedzi i artykułów.
Tak, ale do książki nawiazuję bo tam najważniejsza jest postawa autorki. A mogłaby się zamknąć w swoich – słusznych! – pretensjach do męża, i nie zrobić kroku ponad to. I wiele osób tak robi.
Do tego piję właśnie, dlatego nie piszę Margaritum jaki powinien być jej mąż, tylko co ona może zrobić w takiej sytuacji, oraz skąd się bierze postawa jej męża. A zupełnie abstrahując od winy czyjejkowiek – zachowania takie czy inne nigdy nie są bez powodu i zawsze (a co najmniej bardzo często) można coś zrobić żeby im zapobiec albo co najmniej je załagodzić.


lena50 pisze: Tym niemniej ....3Has i pozostali panowie bardzo fajnie przedstawili swój punkt widzenia ,który warto wziąć pod uwagę.
3Has pisze: Polecam jednak spróbować zrozumieć go najpierw:)
lena50 pisze:Bez mojego zrozumienia dla męża,mojej walki i przemiany nasze małżeństwo już dawno by się skończyło.
Pisałem o zrozumieniu naszego punktu widzenia przedstawionego tutaj – o którym piszesz w pierwszym przytoczonym wyżej zdaniu, a nie Twojego zrozumienia dla swojego męża:)
lena50
Posty: 1391
Rejestracja: 17 sie 2017, 0:29
Płeć: Kobieta

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: lena50 »

.
....no faktycznie,pytanie było zgoła inne ,chodziło o mężczyznę ,a nie o męża :D
to akurat żartobliwe było z uśmieszkiem na końcu.....

...i jeszcze ta różnica w ..."do" i "dla"

Tak,tu przyznaję rację....moj błąd w pisaniu,typowa literówka ,ale w rozumieniu niekoniecznie.
O tym czy dobrze rozumiesz Margaritum decyduje ona
......podobnie jak ja decyduje o tym ,czy Ty dobrze zrozumiałes mnie.......
Wczesniej tez zapewniałeś,że Mrgaritum to doskonale wie i rozumie.....znaczy decydowałes za nią.

Mimo wszystko zrozumiałam,choć Tobie 3Hast wydaje się inaczej,ba ...nawet nie wydaje...Ty to wiesz,jakims cudem czytasz w moich myślach i usilnie starasz mi sie wytłumaczyć,przekonać że racja jest po Twojej stronie.
A niech będzie....Twoje prawo do własnego zdania.

Margaritum zwróciła sie do mężczyzn,Ci też odpisali,ale to chyba nie znaczy,że kobieta napisać nie może?
...a skoro może,to chyba jasnym jest,że nie będę się wypowiadała co czuje i czego chce facet,bo nim nie jestem,mogę natomiast ,co też uczyniłam zwrócić uwage na inne aspekty niemniej ważne moim zdaniem.
Margaritum ,albo zwróci uwage,albo nie.

Reszte pominę bo to Margaritum nie dotyczy,poza tym nie bawią mnie takie bezsensowne dyskusje.

Margaritum.....powodzenia zyczę.
lena50....dawniej lena
3Has
Posty: 201
Rejestracja: 22 lip 2017, 15:40
Płeć: Mężczyzna

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: 3Has »

lena50 pisze: Wczesniej tez zapewniałeś,że Mrgaritum to doskonale wie i rozumie.....znaczy decydowałes za nią.
Nie, po prostu potrafię czytać ze zrozumieniem co autorka wątku napisała:)
lena50 pisze: Mimo wszystko zrozumiałam,choć Tobie 3Hast wydaje się inaczej,ba ...nawet nie wydaje...Ty to wiesz,jakims cudem czytasz w moich myślach i usilnie starasz mi sie wytłumaczyć,przekonać że racja jest po Twojej stronie.
Jest dokładnie odwrotnie - to Tobie się wydaje (co zresztą napisałaś wprost) że rozumiesz autorkę wątku mimo że z Twoich wpisów wprost wynika że nie rozumiesz, a nawet autorka sama Ci to napisała. No ale tego wolisz nie widzieć - Twoja sprawa.
Nie mam ambicji ani ochoty czytać w niczyich myślach - czytam wyłącznie to, co zostało napisane:)
lena50 pisze:
Margaritum zwróciła sie do mężczyzn,Ci też odpisali,ale to chyba nie znaczy,że kobieta napisać nie może?
Nikt tu tego nie twierdzi - nie jesteś pierwszą kobietą która w tym wątku zabrała głos. Nie ma zatem żadnych powodów do takich sądów.
ODPOWIEDZ