czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Wiedza, która może pomóc, gdy boli dusza...

Moderator: Moderatorzy

margaritum
Posty: 66
Rejestracja: 03 lut 2017, 10:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: margaritum »

Mam prośbę do panów. Często czytam o tym, jak mężczyźni potrzebują szacunku żony. Chcę nauczyć się go okazywać, gdzieś w środku przeczuwam, że na pewno zaprzeczeniem szacunku do męża jest ciągła krytyka, torpedowanie, czy sabotowanie postanowień męża… ale mam wciąż poczucie, że to nie wszystko, że nie rozumiem wszystkiego. Czym dla Was jest szacunek, dlaczego jest tak ważny, co to dla Was oznacza? Proszę, wytłumaczcie, kiedy czujecie się szanowani, co dla Was oznacza szacunek żony, a co jest jego zaprzeczeniem? Jak mogę okazać szacunek, kiedy nie zgadzam się z czymś, co mąż robi?

Moja obserwacja jest w tej chwili taka, że mój mąż reaguje bardzo silnym gniewem, kiedy sabotuję jego postanowienia np. wobec dziecka, czy inne. Czyli to bardzo ważne. Ale chcę zrozumieć więcej.
jacek-sychar

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: jacek-sychar »

Margaritum

Facet ma zawsze w sobie chęć bycia samcem alfa. Chęć przewodniczenia stadu. A jak może to stado prowadzić, jak mu jakaś baba (bez urazy - nawet jak jest jego ukochaną żoną) wierzga i odciąga stado od drogi, którą on sobie upatrzył? W dodatku im bardziej samcowi zależy na tym stadzie (im bardziej kocha członków tego stada), tym bardziej się denerwuje i złości.
Może warto się zastanowić, dlaczego Ty musisz zmieniać jego decyzje?
Ja miałem podobnie. Moja żona była DDA, DDD i DDRR. A takie dzieci (nawet jak są dorosłe), mają ciągłą potrzebę decydowania o swoim losie. I nie jest ważne, czy to co one decydują, jest dla nich dobre czy złe. Ważne tylko, by miały wrażenie, że panują nad swoim losem.

Ustal z mężem zasady podejmowania decyzji i potem tych zasad się trzymaj. Nie możesz robić nic gorszego niż sama zmieniać decyzje męża.
Czy to trudne? A czy my tutaj jesteśmy dla przyjemności, czy dlatego, że nam się życie posypało? Znasz lek, który jest miły i przyjemny? Zwykle im gorsze paskudztwo, tym jest lepszym medykamentem.

A jak się czuje facet, którego żona zmienia jego decyzje? Jakby dostał po pysku lub jakby napluli mu w twarz. Innych słów nie znajduję.
margaritum
Posty: 66
Rejestracja: 03 lut 2017, 10:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: margaritum »

jak może to stado prowadzić, jak mu jakaś baba (bez urazy - nawet jak jest jego ukochaną żoną) wierzga
Nie czuję się urażona, nie ten etap :-) Ale chcę zrozumieć. Co to znaczy „jakaś baba” – czy jest coś upokarzającego w tym, że to ona-kobieta się sprzeciwia?
Może warto się zastanowić, dlaczego Ty musisz zmieniać jego decyzje?
Hm… Jestem DDD i DDRR. Od pewnego czasu kwestionuję o wiele mniej jego decyzji. Zwłaszcza odpuściłam w sprawach, które tak naprawdę w obu wariantach są ok. Ale mogłam to zrobić dopiero dzięki Efezjan 5. Odnalazłam ulgę w zaleceniu Boga, by się poddać. Ale odpowiedź na pytanie, dlaczego walczyłam/walczę z mężem jest nadal ważna.
Ważne tylko, by miały wrażenie, że panują nad swoim losem.
W moim przypadku jest to bardzo silna wewnętrzna sprzeczność. Paląca potrzeba, by ktoś się opiekował, decydował za mnie. Kiedy tego nie ma, poczucie zagrożenia. Unikałam odpowiedzialności w bardzo wielu obszarach funkcjonowania naszej rodziny. Z drugiej strony trudny do złapania/dokładnego nazwania lęk, że jeśli się poddam wszystkim decyzjom, to znaczy, że jestem bezwolna, „niedorosła” = niegodna miłości, zależna… Taki męczący balans między przyciąganiem i odpychaniem.
Poza tym moja matka całe dzieciństwo wpajała mi i słowami i podprogowo, jakim okropnym, nieżyczliwym, niekochającym, samolubnym, ograniczonym i prostackim stworzeniem jest mężczyzna. Buntowałam się przeciwko temu, tęskniłam za ojcem (który się emocjonalnie kompletnie wycofał), a lęk pozostał. Ogromny brak opieki/wsparcia mężczyzny-ojca w moim życiu i lęk przed odsłonięciem przed mężczyzną.
A jak się czuje facet, którego żona zmienia jego decyzje? Jakby dostał po pysku lub jakby napluli mu w twarz.
No właśnie. To już wiem. Że tak to działa. Ale Dlaczego, Dlaczego to jest takie ważne dla Was? Jeśli jakieś decyzje dotyczą czegoś mało ważnego, jak np. czy dziecko dzisiaj zje dwa, czy cztery cukierki, ja mogę podjąć decyzję będąc akurat z dzieckiem, ale właściwie nie ma to dla mnie większego znaczenia, jeśli później ojciec tę decyzję zmieni, kiedy będą razem. Oczywiście, są sprawy ważniejsze, wtedy raczej w grę wchodzi przedmiot sporu, na którym mi z jakiegoś powodu zależy, ale też nie chodzi tu o fakt, że ktoś „podważa moje decyzje”

Teraz staram się mówić, jeśli z czymś się nie zgadzam. Ale ostatecznie, jeśli nie mogę go przekonać, staram się przyjąć jego decyzję, czyli jak już zapadnie, nie mamrotać, nie narzekać, nie dziamolić, nie mówić po fakcie, a nie mówiłam. To ogromnie trudne. Zapanować nad moim językiem, potrzebą naprawiania mojego męża. Bo przecież "ja wiem", co robi źle, "gdyby tylko posłuchał". A on się złości. I często ma rację, bo zanim wysłucham do końca tego, co do mnie mówi, już mam 40 pomysłów, co powinien był zrobić inaczej. Okropne.

Najtrudniejsze jest to jednak dla mnie w jednej sytuacji. Kiedy mam silne poczucie, że naszemu synowi dzieje się krzywda. Kiedy ojciec jest w moim mniemaniu zbyt surowy, a ja widzę, jak w dziecku kipi złość, która nie może zostać wyrażona, bo spotyka się z silnym uciszeniem. Jakby na kipiący gwizdek nakładał pokrywkę. Kiedy widzę, jak trudne są relacje między moim mężem i jego ojcem, jak bardzo teść jest gruboskórny, a mój mąż cierpi z tego powodu, ale idealnie kalkuje to na syna… Nic nowego. Tak to działa. Ja to też robię. Też krzywdzę moje dziecko tym, co otrzymałam w rodzinnej spuściźnie. Również wtedy, kiedy tego nie chcę i wtedy, kiedy to dostrzegam, a czuję się bezradna wobec własnych braków. Ale wszystko we mnie krzyczy i czuję się nielojalną matką nie wtrącając się w pewne sytuacje. Z drugiej strony, to relacja małżeńska jest pierwszą… Kiedy się nie mieszam do ich rozmów, szybciej się dogadują, niż kiedy to zrobię. Czyli „dadzą sobie po pysku”, a potem razem grają w czołgi, jakby nic się nie stało… Ale martwi mnie to, że częściej to ten większy "da po pysku" temu mniejszemu, a nie pozwoli się odszczekać.

I jeszcze jedna sytuacja. Nasz syn często próbuje renegocjować warunki kar, ograniczeń. Kiedy kara jest nałożona przez ojca, mówię mu, żeby się zwrócił do niego z prośbą o jakieś zmiany. Tłumaczę to tym, że ten, kto nakładał karę, ten może ją zmienić. Ale dziecko mówi nieraz do mnie „Ty też jesteś rodzicem, dlaczego sama nie zdecydujesz”. Zastanawiam się wtedy, czy w ten sposób nie pracuję na brak szacunku ze strony dziecka.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: Pavel »

Zacznę od końca. To co robi syn, to próba gry na Twojej słabości, którą zapewne już wczesniej zauważył, wykorzystał. Ojciec/mąż ma być przewodnikiem i liderem rodziny, jeśli tak nie jest, równowaga nie jest zachowana a facet albo się wycofa, albo poszuka obszarów gdzie bedzie mógł kimś takim sie stać.

To co bym Ci polecił to poznanie tego jak powinien zachowywać sie mąż i ojciec, oraz co powinna a czego nie powinna robić żona i matka. Fajnie mowi o tym (j pisze) Jacek Pulikowski. Jako, ze jego konferencje sa darmowe, polecam od nich zacząć.
Polecam rownież książki o różnicach między mężczyznami i kobietami. To Twoje "ulepszanie" na przykład, jest naturalne, nie jesteś przez to okropna ;) chcesz dobrze, po prostu uderzasz w czuły punkt męża-samca.
Zanim bowiem zaczniesz zmieniać swoje zachowania, warto wiedzieć jak być powinno i czego się wystrzegać.

Jeśli chodzi o stosunek męża do syna - karność mu nie zaszkodzi, aczkolwiek blokowanie/uciszanie syna rowniez nie jest dobre. Pamiętaj jednak, że syna nie ochronisz przed złem całego świata - sam musi nauczyc sobie radzić.

No i temat szacunku. Zgadzam się z tym co napisał Jacek, odczuwam dokładnie tak samo.
Po lekturach sporo zrozumiesz - jak działamy i dlaczego pewne Twoje niby mało znaczące zachowania powodują taki bunt i złość męża.
Na podstawie tego przykładu z cukierkami o którym napisałaś, ale to samo tyczy sie kar - zmieniając jego decyzję burzysz jego autorytet. Krzywdzisz więc jednocześnie syna i męża. W dodatku nie mając nawet takiej intencji.
Powody? DDX, to co wpajała Ci mama, oraz bzdury wmawiaje nam przez współczesny świat o równości mężczyzny i kobiety. Kobiety niestety często próbują byc mężczyznami w domu, przejmować nasze role i zadania. Ze szkodą dla wszystkich.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
jacek-sychar

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: jacek-sychar »

margaritum pisze: 21 kwie 2017, 13:26 A jak się czuje facet, którego żona zmienia jego decyzje? Jakby dostał po pysku lub jakby napluli mu w twarz.
No właśnie. To już wiem. Że tak to działa. Ale Dlaczego, Dlaczego to jest takie ważne dla Was?
Bo my faceci tak mamy i już. :oops:
Dlaczego Wy, kobiety, tak dbacie o piękno? Bo tak macie. My bardziej dbamy o funkcjonalność i sensowność. Ten typ tak ma i już.
Jak miałbym Ci wytłumaczyć, gdybyś się pytała, dlaczego kamień jest twardy a woda mokra?
margaritum pisze: 21 kwie 2017, 13:26 Jestem DDD i DDRR.
Ja bym zaczął od tego.
Czytałaś:
ks dr hab. Grzegorz Polok, „Rozwinąć skrzydła” i „W drodze do siebie”
http://www.rozwinacskrzydla.pl/
Od tego zacznij. Myślę, że dużo zrozumiesz. Możesz mieć wrażenie, że czytasz o sobie.
Potem polecam:
Jim Conway, Dorosłe dzieci prawnie lub emocjonalnie rozwiedzionych rodziców. Jak uwolnić się od bolesnej przeszłości. Wydawnictwo Logos, Warszawa 2010
Fragment za darmo jest tutaj:
http://www.rozwinacskrzydla.pl/studenci ... dzicow.pdf
Ta książka jest trudniejsza, ale pełniejsza. Ja dopiero po przeczytaniu tej książki zrozumiałem swoja żonę. Też do furii doprowadzało mnie jej ciągłe decydowanie, zmienianie moich decyzji. Potem i tak praktycznie zawsze wychodziło na moje, ale nigdy nie przyznała się do błędu.
margaritum pisze: 21 kwie 2017, 13:26 Co to znaczy „jakaś baba” – czy jest coś upokarzającego w tym, że to ona-kobieta się sprzeciwia?
Toż tłumaczę. :P
Dla faceta ważne jest, że on czasami chce się poczuć decydujący o losie swojej rodziny. Im częściej czuje, że decyduje, tym jest bardziej spełniony.
Jak jesteś mądra kobieta, a zakładam, że jesteś, :lol: to tak przedstaw mu sprawę, żeby on wiedział już, jaka decyzję podjąć. Facet musi czuć, że jest głową rodziny. Ty możesz być szyją, która ta głową kręci. Nie walcz z nim na zmiany decyzji, bo to doprowadzi tylko do eskalacji konfliktu.
I nie jest ważne, co to za kobieta. Jeżeli jego ukochana, to tym gorzej, bo właśnie od niej oczekuje, że mu zawierzy i pozwoli się prowadzić..
margaritum pisze: 21 kwie 2017, 13:26 W moim przypadku jest to bardzo silna wewnętrzna sprzeczność. Paląca potrzeba, by ktoś się opiekował, decydował za mnie. Kiedy tego nie ma, poczucie zagrożenia. Unikałam odpowiedzialności w bardzo wielu obszarach funkcjonowania naszej rodziny. Z drugiej strony trudny do złapania/dokładnego nazwania lęk, że jeśli się poddam wszystkim decyzjom, to znaczy, że jestem bezwolna, „niedorosła” = niegodna miłości, zależna… Taki męczący balans między przyciąganiem i odpychaniem.
1. Na miłość nie można zasłużyć. Miłość jest darem bezwarunkowym.
2. Masz tak, bo jesteś DDD i DDRR. Przepracuj ten temat i może będzie łatwiej. Twoje trudne dzieciństwo spowodowało, że Ty ciągle czujesz się zagrożona, ciągle boisz się, że za chwilę ponownie rozsypie Ci się Twój świat.
margaritum pisze: 21 kwie 2017, 13:26 Jeśli jakieś decyzje dotyczą czegoś mało ważnego
:shock: :shock: :shock:
Żadna decyzja mężczyzna nie jest błaha, jeżeli została zmieniona przez kobietę! :!: :!: :!:
Ona tym samym nabiera jeszcze znaczenia.
A po drugie. Jeżeli jest to sprawa błaha, to dlaczego zmieniasz decyzję męża? :lol:
margaritum pisze: 21 kwie 2017, 13:26 I jeszcze jedna sytuacja. Nasz syn często próbuje renegocjować warunki kar, ograniczeń. Kiedy kara jest nałożona przez ojca, mówię mu, żeby się zwrócił do niego z prośbą o jakieś zmiany. Tłumaczę to tym, że ten, kto nakładał karę, ten może ją zmienić. Ale dziecko mówi nieraz do mnie „Ty też jesteś rodzicem, dlaczego sama nie zdecydujesz”. Zastanawiam się wtedy, czy w ten sposób nie pracuję na brak szacunku ze strony dziecka.
Rozumiem, że kochana mamusia chce być sądem apelacyjnym lub wręcz najwyższym od postanowień męża?
Robisz krzywdę mężowi i synowi. Tym samym sobie. Syn zobaczy, że nie trzeba być konsekwentny, bo można u mamusi wybłagać "niższy wymiar kary". Ja też przerabiałem to samo z moim najmłodszym synem. Potem z nim zostałem i miałem ostre jazdy, żeby go nauczyć odpowiedzialności. Czasami dziecko musi nauczyć się na swoich błędach, że musi ponosić odpowiedzialność za swoje postępowanie. Ty zmieniając decyzje męża nie pozwalasz mu dorosnąć.
Niestety, ale może zostać Piotrusiem Panem, który przez to nigdy nie dorośnie.
margaritum
Posty: 66
Rejestracja: 03 lut 2017, 10:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: margaritum »

To nie miał być mój osobisty wątek :) raczej rozważania właśnie na podstawie wielu materiałów, z którymi się zapoznałam. Zapytanie na żywo o sprawy, które mnie nurtują, nad którymi myślę po lekturach. Próbuję zajrzeć do męskiego świata... Kiedy wreszcie przestałam gadać tylko o sobie, o tym, co JA myślę, co JA czuję, co JA chcę i jak JA cierpię, zaczęłam słuchać i przyglądać się mężowi. Chyba do mnie w końcu dotarło to, co powtarzał od wielu miesięcy "Nie wiesz, kim jestem"

Słucham Jacka Pulikowskiego, chociaż przyznaję szczerze, że bardziej lubię czytać książki. Czytałam książki x Poloka. Dużo bardziej jednak poruszyła mnie Jim Conway, „Dorosłe dzieci prawnie lub emocjonalnie rozwiedzionych rodziców. Jak uwolnić się od bolesnej przeszłości.” Czytałam ją kilka miesięcy temu, opłakując niemal każdą stronę. Odkrywcze było dla mnie to, że jest coś takiego, jak rozwód emocjonalny i że ma tak samo kiepskie skutki, jak rozwód formalny. Ta książka jest bardzo o mnie. Jakiś czas temu kupiłam sobie ją całą i podchodzę do przeczytania ponownie.

Widzę, jak bardzo ważne jest też być gotowym na pewne treści. Lektury z tego forum w większości już czytałam, ale wracając do nich po kilku miesiącach znajduję zupełnie nowe rzeczy. Chociażby 5 języków Chapmana za pierwszym razem nie rozumiałam, o co tyle krzyku, jakoś do mnie nie przemawiała. Dzisiaj jest odkrywcza.
facet albo się wycofa, albo poszuka obszarów gdzie bedzie mógł kimś takim sie stać
… u nas stały się obydwie te rzeczy. Ale wahadło poszło już w drugą stronę, mój mąż powoli wraca do naszych spraw, domu, mieszkania… Nawet nie chciał śrubki przykręcić w mieszkaniu, tak bardzo się „wyprowadził psychicznie”.

Okropne jest nie to, że pragnę ulepszenia, tylko to, że tak trudno mi zamilknąć. Nie przerywać, wysłuchać, nie powtarzać po raz enty, że ja coś widzę inaczej zanim dowiem się tak naprawdę do końca, jak on to widzi. Kiedy milczę, bardzo często okazuje się, że punkt widzenia mojego męża wcale nie jest dla mnie niekorzystny. Że troszczy się o mnie i o nas i często robi to w lepszy sposób niż ja bym to wymyśliła, bo bardziej dalekowzroczny. Ale zanim go wysłucham, dlaczego zachowuje się jakośtam, zdążę go już bardzo zdenerwować i usłyszeć parę słów przykrych.

Nasz syn jest na progu między dzieckiem, a nastolatkiem. Walczy w nim dziecięca chęć skupienia na sobie „uwagi mamusi” i męska prostolinijność.
A jak się czuje facet, którego żona zmienia jego decyzje? Jakby dostał po pysku lub jakby napluli mu w twarz. (…)Bo my faceci tak mamy i już.
Czyli mam to przyjąć na klatę, bo z botakiem się nie dyskutuje? :-D

Minął już ponad rok od naszego punktu krytycznego w kryzysie… a ja mam wrażenie, że dopiero teraz otwierają mi się oczy, jak wiele zniszczyłam po prostu słowami. Moja mama wysyłała sprzeczne komunikaty, to znaczy nieraz mówiła o tym, że ludzie są równi, dobrze traktowała innych niezależnie od płci. Tylko mój ojciec był zawsze workiem treningowym. Jeśli na dworze była burza, on był winny, jeśli zrobił coś dla nas, to było krzywo, źle, nie tak… i wtedy dopiero było: „bo to przecież facet”. Moja agresja słowna jest nie wprost i to jest tak trudno mi rozpoznawać i dusić w zarodku. To, co jest widoczne gołym okiem dla innych, co wyrządza krzywdę, dla mnie jest ogromnie trudne do zauważenia i zatrzymania zanim zatruje.
Rozumiem, że kochana mamusia chce być sądem apelacyjnym lub wręcz najwyższym od postanowień męża?
Nie, nie chcę. Naprawdę. Bardziej nie mogę się w tym odnaleźć. Chyba przez lęk. Ja nigdy nie widziałam ojca/mężczyzny w akcji. Nigdy nie doświadczyłam silnej, ale pewnej ręki ojca, który prowadzi w dorosłość. Mój ojciec się wycofał, chociaż był obok, to jakby go nie było.

Jestem bardziej spolegliwa i kiedy dziecko jest ze mną, trudno bardzo mi jest go np. karać za przewinienia, dlatego powstaje taka nierówność. Mój mąż najczęściej daje kary, ale też i wymagania wykonania jakiejś pracy. I nie mogę się w tym odnaleźć. Bo z jednej strony rodzice powinni mówić jednym głosem, a z drugiej, ja po prostu nie umiem być taka, jak on. Dobrze, że on uczy go konsekwencji, ale ja taka być nie potrafię. Ja od razu utożsamiam się z emocjami dziecka, jak boli go krytyka, czy kara. Co nie przeszkadza mi wcale często na niego wrzeszczeć lub warczeć, kiedy sama jestem rozdrażniona.Trudno mi bardzo też czasem dostosować się do reguł, o których rozmawialiśmy, kiedy wydają mi się zbyt surowe. Np. spóźnia się często do szkoły, więc wyjście z domu powyżej pewnej godziny skutkuje reperkusjami. Jeśli wyjdzie dwie minuty po czasie, mój mąż da mu już karę. Ja raczej tego nie zrobię, bo wydaje mi się to okrutne, bo przecież to tylko dwie minuty. Jednak mój mąż później odbiera to jako sabotaż.

I zastanawiam się, jaki powinnam obrać kierunek, czy też się nauczyć większej konsekwencji wobec młodego, czy pozwalać sobie na inność, miękkość, ale nie kwestionować decyzji ojca. Nie chcę, by młody czuł, że ojciec go mniej kocha, bo jest bardziej surowy niż ja. To całkowita nieprawda. Mój mąż kocha swojego syna, a ten go bardzo potrzebuje. Ostatnio bardziej przychodzi do niego niż do mnie z problemami, czy przytulić się wieczorem. A ja rozmyślam, czy to dlatego, że ja mu się jawię jako ktoś chwiejny, niepewny, czy może jednak po prostu to jest ten moment w życiu chłopaka, kiedy musi stać się mężczyzną i tylko ojciec może go w tym poprowadzić.

Z książek ostatnio największe wrażenie na mnie zrobiło Dzikie serce Eldegre i Czego mąż Ci nie mówi David Murrow
jacek-sychar

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: jacek-sychar »

Margaritum

Jak widzę sporo już przerobiłaś. Sporo również zrozumiałaś. Jest jednak w Tobie wiele wątpliwości. Ale kto ich nie ma.

Odnośnie syna.
Jeżeli mąż oprócz kar również go nagradza i docenia, to bym się nie bał. Chłopak potrzebuje jasnego kierunku: działanie - konsekwencje. Tak kształtuje się jego męska osobowość.Wchodzi też w wiek, w którym bliżej mu do ojca. Ty byłaś potrzebna, gdy był dzieckiem. Teraz staje się mężczyzną. Kiedyś w pewnym wieku wychowywanie chłopców przejmowali ojcowie. Może i u Ciebie ten okres właśnie nadszedł? Może warto pozwolić na to w Twojej rodzinie? Mąż poczuje się dowartościowany, bo na niego scedujesz obowiązki, syn poczuje się doroślejszy i tym samym też pojawi się u niego znaczenie męskości.

A jeżeli chodzi o Twoje odczucia, to może jakaś terapia DDRR?
3Has
Posty: 201
Rejestracja: 22 lip 2017, 15:40
Płeć: Mężczyzna

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: 3Has »

Odpowiem na pytanie tytułowe - czym jest szacunek żony dla mężczyzny.
W skrócie - wszystkim.
Jeśli tego nie ma -nie ma nic. Chyba że jego męskość została zredukowana do poziomu gruntu.
Żona może męża nie kochać -to jest do przeżycia. Brak szacunku - nie.
I wtedy rodzi się frustracja, gniew, i wszelkie działania których wcale nie chcemy. Ale to jest rzecz absolutnie podstawowa i kluczowa.
Brak szacunku żony to negowanie męskości ale i człowieczeństwa. I to przez osobę od której najbardziej tego oczekujemy. Nie ma chyba nic gorszego.
margaritum pisze: Próbuję zajrzeć do męskiego świata... Kiedy wreszcie przestałam gadać tylko o sobie, o tym, co JA myślę, co JA czuję, co JA chcę i jak JA cierpię, zaczęłam słuchać i przyglądać się mężowi. Chyba do mnie w końcu dotarło to, co powtarzał od wielu miesięcy "Nie wiesz, kim jestem"
A mogłabyś to wytłumaczyć mojej żonie? :)
Nie no żartuję:) Dobra robota, że zechciałaś w ogóle do naszego świat zajrzeć. Warto docenić - poważnie. Szacun.
margaritum pisze: Okropne jest nie to, że pragnę ulepszenia, tylko to, że tak trudno mi zamilknąć. Nie przerywać, wysłuchać, nie powtarzać po raz enty, że ja coś widzę inaczej zanim dowiem się tak naprawdę do końca, jak on to widzi. Kiedy milczę, bardzo często okazuje się, że punkt widzenia mojego męża wcale nie jest dla mnie niekorzystny. Że troszczy się o mnie i o nas i często robi to w lepszy sposób niż ja bym to wymyśliła, bo bardziej dalekowzroczny. Ale zanim go wysłucham, dlaczego zachowuje się jakośtam, zdążę go już bardzo zdenerwować i usłyszeć parę słów przykrych.
No właśnie to jest pycha - ale pociesz się że to ma mnóstwo ludzi. To jest też brak szacunku, a przynajmniej my to tak postrzegamy.
No bo jak inaczej nazwać stosunek do ciebie kogoś kto wie lepiej zanim się w ogóle dowie o co Ci chodzi?
Wyobrażasz sobie dialog np na uczelni:
Margaritum: Panie profesorze, uważam że...
Profesor: Mylisz sie Margaritum.
Rozumiesz na pewno jak byś się wtedy poczuła, prawda? Skoro w ogóle zabrałaś głos, profesor wie że się mylisz, nie wiedząc co powiesz. Znaczy się uważa, że wszystko mówisz źle, bo niczego nie rozumiesz, jesteś aż tak głupia że nie opłaca się słuchać całej wypowiedzi.
Tak my się czujemy kiedy ktoś zaprzecza nie czekając co w ogóle mamy do powiedzenia.
Ale jest jeszcze gorzej kiedy to robi żona - czyli ktoś, od kogo oczekujemy lojalności, wsparcia, szacunku, itp. Nie może być nic gorszego niż coś takiego kiedy robi to żona.
Wiem co mówię - moja to robi notorycznie. Nie chcesz wiedzieć co wtedy czuję do niej.
margaritum pisze: I zastanawiam się, jaki powinnam obrać kierunek, czy też się nauczyć większej konsekwencji wobec młodego, czy pozwalać sobie na inność, miękkość, ale nie kwestionować decyzji ojca . Nie chcę, by młody czuł, że ojciec go mniej kocha, bo jest bardziej surowy niż ja.
Nie martw się o to - syn nigdy tak nie poczuje. Za to dasz mu przykład lojalnej żony wobec swego męża - i będzie szukał lojalnej kobiety. A tylko taka da mu szczęscie.
Ponadto wspomniałaś wyżej że odsyłanie syna do męża kiedy on dał karę może być poczytane jako słabość -ależ wręcz przeciwnie. Słabość jest wtedy kiedy zmieniasz decyjzję męża ulegając synowi. I on tą słabość wykorzysta, i nie zyskasz przez to szacunku syna.
Twardy komunikat - tata wymierzył karę, tylko tata może ją zmienić - to jest źródło syna szacunku do Ciebie. Będzie marudził, będzie próbował wjechać Ci na ambicję - olej to. W głębi duszy będzie miał za to szacunek do Ciebie. Za Twoją lojalność wobec jego ojca a Twojego męża.

Kto to powiedział? Że największy prezent jaki małżonek może dać dzieciom to kochać swojego współmałżonka.
Jedna z moich koleżanek, która ma rewelacyjne małżeństwo, ma jedną tylko metodę wychowania dzieci - dba o to by mieć jak najlepsze małżeństwo. I ma, a do tego szczęśliwe dzieci.
margaritum pisze: czy może jednak po prostu to jest ten moment w życiu chłopaka, kiedy musi stać się mężczyzną i tylko ojciec może go w tym poprowadzić.
Tylko i wyłącznie. Wspominał o tym ks Pawlukiewicz bodajże, ale nie tylko on - to znana prawda. Tylko mężczyzna zrobi z chłopca mężczyznę.
Jeśli nie ma ojca, to wujek, trener, jakikolwiek autorytet, ale mężczyzna. Kobieta go w tym nie wyręczy - najlepsze co zrobić to nie przeszkadzać.
margaritum
Posty: 66
Rejestracja: 03 lut 2017, 10:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: margaritum »

Dziękuję 3Has za odpowiedź tutaj.

Przeczytałam ten wątek od początku, żeby sobie przypomnieć. Wyryć na blachę.
Dobra robota, że zechciałaś w ogóle do naszego świat zajrzeć. Warto docenić - poważnie. Szacun.
Dziękuję, to dla mnie ważne, co napisałeś.

Niestety, mój mąż mówił do mnie bardzo długo, czym go ranię, a ja tego nie słyszałam. Nie docierało, beton. Tak byłam skupiona na sobie i na Moim cierpieniu. Potrzebny był wstrząs, żeby mi łuski z oczu opadły. Musiałam przeżyć potworny ból zdrady, żeby wreszcie ruszyć ... cztery litery. Zła jestem na siebie za to. Bez sensu. Tyle cierpienia można było uniknąć.

Margaritum: Panie profesorze, uważam że...Profesor: Mylisz sie Margaritum.
Genialne w prostocie przekazu. Muszę zapamiętać. Tragiczne jest to, że mnie się naprawdę wydaje, że ja wiem, co on chce powiedzieć (później okazuje się różnie, raz wiem, raz nie) i mam wrażenie, że się uduszę, jak poczekam jeszcze te parę minut, aż skończy wątek.
Mój mąż mówi długo, kilka razy, na różne sposoby coś tłumaczy, zanim powie, że skończył. Porusza kilka wątków, które trudno mi spamiętać, by potem odpowiedzieć. Nie chcę mu przerywać, ale tak, jak napisałam gdzie indziej, czasami wcześniej mówię niż myślę, po prostu w pewnym momencie słyszę siebie jakby z boku, że już powiedziałam. Automatyzmy.

Nie chcesz wiedzieć co wtedy czuję do niej.
Hm, spróbujmy, taki test. Zobaczmy, czy mam jakieś pojęcie.
- upokorzenie?
- bezradność?
- gniew, wściekłość?
- brak nadziei, że kiedykolwiek cokolwiek się zmieni?
- chęć wycofania, wyprowadzki emocjonalnej z relacji?
- wyjść i wrócić za tydzień?
- niechęć do rozmowy?

Słabość jest wtedy kiedy zmieniasz decyjzję męża ulegając synowi. I on tą słabość wykorzysta, i nie zyskasz przez to szacunku syna.
Twardy komunikat - tata wymierzył karę, tylko tata może ją zmienić - to jest źródło syna szacunku do Ciebie. Będzie marudził, będzie próbował wjechać Ci na ambicję - olej to. W głębi duszy będzie miał za to szacunek do Ciebie. Za Twoją lojalność wobec jego ojca a Twojego męża.
A co z tym, że to mąż wyznacza kary, ja tego nie robię? Mąż chciałby, żebym robiła, ale kiedy próbuję, to dla mnie jest to ogromnie sztuczne. Jak zaakceptowałam jego działania jako stawianie potrzebnych granic, tak zastanawiam się, czy ja mam udawać kogoś, kim nie jestem. Najlepiej by było, gdybym jako matka mogła zostać matką, opiekuńczą, otulającą. Ojciec jest wymagający z definicji. Młody mi się na niego skarży, czasem pyta: "Dlaczego tata to, a to?" "Mamo, a tata mnie nie słucha". Odpowiadam: "Idź do osoby, z którą nie możesz się dogadać, nie szukaj pośredników, ja nie chcę Ci tłumaczyć, czemu tata robi tak, a tak, dowiedz się od niego." Czasem idzie wyjaśnić, a czasem mówi, że tata nie chce rozmawiać, tata będzie krzyczał. Ważne tu jest, że nasz syn jest bardzo przewrażliwiony, wystarczy, że ktoś podniesie głos w emocjach odrobinę, a on już opowiada, że "wrzeszczał na niego", przejaskrawia, koloryzuje, wszystko bierze okropnie do siebie.

Mąż chce, abyśmy mieli jednolite stanowisko wobec dziecka i ma tutaj rację, zgadzam się z nim. Kiedy pewne decyzje wydają mi się zbyt surowe, i tak jest dla mnie wyczynem, że ich nie kwestionuję po tym, co mi tutaj wyjaśniono. Nie potrafię być taka sama. Poza tym, sami powiedzcie, jeżeli mój mąż wraca do domu po kilkunastu godzinach pracy w upale, jest wykończony, język mu się plącze ze zmęczenia, pada. Mówi, że nie jest w stanie ze mną porozmawiać o tym, czy np. kupimy ten stół, czy nie. I w takim stanie zdejmuje buty i włazi na drabinkę, żeby sprawdzić, czy mały rano łóżko pościelił. To jest wykończony, czy nie? Czy to jest nadkontrola? Czy to ze mną jest coś nie tak, że jak jestem tak wykończona, to nie sprawdzam codziennie drobiazgów, czy dziecko zrealizowało? Ograniczam się do rzeczy, od których coś ważnego zależy.

3Has, gdyby nie to, że napisałeś dosłownie trzy, czy cztery rzeczy, które się nie zgadzają, jak np. że nigdy żony nie zdradziłeś, to czytam Cię i normalnie... aż się na początku zastanawiałam, czy to nie mój mąż się w końcu na forum zapisał :)
Te argumenty mi są bardzo dobrze znajome: dwa plus dwa jest cztery i nie będzie pięć nawet, jeśli tak czujesz; mów o konkretach; jeśli dane słowo znaczy coś, to znaczy właśnie to i nic innego, chcesz, to sprawdź w słowniku...
Albo będziemy niedługo się mocno wkurzać, albo może sporo możemy sobie nawzajem wyjaśnić :-P
jacek-sychar

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: jacek-sychar »

margaritum pisze: 25 lip 2017, 14:56 jeżeli mój mąż wraca do domu po kilkunastu godzinach pracy w upale, jest wykończony, język mu się plącze ze zmęczenia, pada. Mówi, że nie jest w stanie ze mną porozmawiać o tym, czy np. kupimy ten stół, czy nie. I w takim stanie zdejmuje buty i włazi na drabinkę, żeby sprawdzić, czy mały rano łóżko pościelił. To jest wykończony, czy nie? Czy to jest nadkontrola?
Margaritum
Ty dalej nie rozumiesz natury mężczyzny. :lol:
On jest za bardzo zmęczony, żeby z Tobą prowadzić jakąkolwiek dyskusję.
Sprawdzanie posłania łóżka dziecka to natomiast jego męski obowiązek, czy syn wywiązuje się ze swoich obowiązków.
Jeżeli poczuwa się do bycia odpowiedzialnym tatą, to musi to sprawdzić. Choćby podciągał się na zębach, to jego męska duma nie pozwala na odpuszczenie tego.
Ja jego zachowanie bardzo dobrze rozumiem. :D
margaritum
Posty: 66
Rejestracja: 03 lut 2017, 10:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: margaritum »

A czy ja gdziekolwiek napisałam, że rozumiem naturę mężczyzny? ☺ Toż piszę właśnie, że nie.
Wychodzi mi, że mój egzemplarz wcale nie jest jakiś taki "uszkodzony" 😉, tylko tak świat jest urządzony. No i wierszyk mnie wyszedł.

Mare , jak rozumiesz, to jeszcze mi wytłumacz, czemu on tego samego chce ode mnie? Żebym sprawdzała dziecko z każdego punktu na liście np. rzeczy do zrobienia przed snem, czy wyszedł do szkoły dokładnie tyle minut przed dzwonkiem, wszystkie zeszyty co drugi dzień... Czy jest gdzieś granica, gdzie kończą się zdrowe wymagania, a zaczyna sprawdzanie każdego ruchu? Czy nie jest tak, że ja jako matka mam inną rolę?

Zapytałam dzisiaj u źródła, co mam zmienić na pierwszym miejscu. Ała, zabolało. Pewnie później rozwinę tę myśl...
margaritum
Posty: 66
Rejestracja: 03 lut 2017, 10:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: margaritum »

O masz, to nie Mare, to Jacek, pomyłka, przepraszam.
jacek-sychar

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: jacek-sychar »

A, jak pytanie do mnie, to odpowiadam. :D

On chce tego samego, bo facet to proste narzędzie jest.

Facet zwykle chce pewnej stabilizacji. Jak powie i robi, to tak jest (UWAGA: nie dotyczy polityków :cry: )
Jest więc stabilny w swoich działaniach.
Oczywiście gdzieś jest granica między wychowywaniem, a kontrolowanie. Jej położenie zależy od wieku dziecka, jego dojrzałości, ...
W pewnym momencie ta granica całkiem znika, gdyż dziecko staje się dorosłe (nie mylić z pełnoletnim!). Od tej chwili nie tylko nie powinniście, ale wręcz nie wolno Wam kontrolować dziecka.
A gdzie ta granica leży w danym przypadku? Trzeba to ustalić indywidualnie. Coraz częściej należy pozwalać dziecku na więcej i tym samym ponosić przez niego konsekwencje swoich działań.
3Has
Posty: 201
Rejestracja: 22 lip 2017, 15:40
Płeć: Mężczyzna

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: 3Has »

margaritum pisze:Dziękuję, to dla mnie ważne, co napisałeś.
To napiszę że po mojemu jesteś bardzo bliska sukcesu. Naprawdę niewiele brakuje - a w zasadzie tylko jednego.
margaritum pisze: Niestety, mój mąż mówił do mnie bardzo długo, czym go ranię, a ja tego nie słyszałam. Nie docierało, beton. Tak byłam skupiona na sobie i na Moim cierpieniu. Potrzebny był wstrząs, żeby mi łuski z oczu opadły. Musiałam przeżyć potworny ból zdrady, żeby wreszcie ruszyć ... cztery litery.
Niestety, ale wiele osób tak ma. Kiedyś powiedziałem mojej żonie, że ona się nie zmieni na pewno - chyba że zostanie sama, bez pieniędzy oraz bez pracy. Te trzy warunki muszą zostać spełnione żebyć coś jej przeskoczyło w głowie - w przeciwnym wypadku nic się nie zmieni. A ponieważ jest to bardzo mało prawdopodobne (nie zamierzam mimo wszystko jej zostawiać, ale uczciwie powiem że wyłącznie ze względu na dzieci - z pracy raczej też nie wyleci, a jeśli nawet to rodzina stanie na głowie by miała z czego żyć) - to pogodziłem się już z tym że nic się nie zmieni. Może zresztą się mylę i się zmieni - ale nie mam zamiaru codziennie sprawdzać czy aby. Robiłem tak i zbyt wiele mnie to kosztowało - mam dzieci dla których muszę dbać o to by pozostać normalnym i nie skończyć z ciężką depresją.
Ciebie jednak coś ruszyło - mimo wszystko. To plus.
margaritum pisze: Zła jestem na siebie za to. Bez sensu. Tyle cierpienia można było uniknąć.
To dobrze:) Jest szansa że kolejnego niepotrzebnego cierpienia nie będzie.
Poza tym od dawna jestem zdania że większość problemów stwarzamy sobie sami. Gdyby moja żona wiedziała jak bardzo chciałem ją uszczęśliwić, jak bardzo niewiele potrzeba byśmy choćby normalnie żyli - i to nawet teraz, po tym wszystkim... ale nie. Ona robi wszystko by się nie udało, bo to jest przestrzeń którą zna i czuje się dobrze. Tak, jako "trójpak" ta nienormalność to to co jej odpowiada - i zrobi wszystko żeby tak właśnie było, broń Boże nie lepiej. Ale nieważne, to dłuższy temat.
Ale sama siebie przekonuje że "chce ale się nie da". Argumenty jak z tej sytuacji "skorzystają" dzieci też nie trafia - zwali wszystko na mnie i po sprawie.
Kiedyś trafiłem jednak na artykuł, który wyjaśnił mi dlaczego tak się dzieje. Mniejsza z tłumaczeniem na razie dlaczego tak jest - ale aby z tego bezsensu wyjść trzeba przede wszystkim coś zauważyć w sobie. Tobie się udaje, po przejściach, ale jednak udaje. Brawo Ty:)

margaritum pisze: Genialne w prostocie przekazu. Muszę zapamiętać. Tragiczne jest to, że mnie się naprawdę wydaje, że ja wiem, co on chce powiedzieć (później okazuje się różnie, raz wiem, raz nie) i mam wrażenie, że się uduszę, jak poczekam jeszcze te parę minut, aż skończy wątek.
Moja żona ma dokładnie to samo. Ona zawsze najlepiej wszystko wie, szczególnie to, co ja mam do powiedzenia. Do tego stopnia, że kiedy w towarzystwie opowiadałem kawał, ona się wtrącała, przerywając i dopowiadając. Zaproponowałem żeby w takim razie sama go opowiedziała. Co się okazało? Ano nie pamięta! Pamiętała elementy, ale nie to jak to poskładać w całość. Dlaczego zatem wchodziła mi w słowo, przerywając, itp? A bo tak.

To się zdarza kiedy np opowiadam jakąś historię. Też nie potrafi usiedzieć tylko musi, no MUSI zaznaczyć, że i ona coś wie. Przerywa, dopowiada, w rezultacie w ogóle rozbija wszystko - ale co tam. Pokazała że i ona wie - nawet jak nie wie.
Myślisz że moja żona ma tak z kimkolwiek innym? A skąd! TYLKO ze mną. Każdego innego wysłucha, nie przerywa, da opowiedzieć itp.

Moja diagnoza jest taka, że Wami kobietami (nie wszystkimi, tymi, które tak mają w stosunku do mężów) kieruje olbrzymia pycha w relacji z mężami. Nie może być tak, że mąż ma głos a żona milczy i słucha - toż to patriarchat, ucisk, prześladowanie, szowinizm, mizoginizm i od razu faszyzm i antysemityzm (a co se będziemy żałować). Oczywiście w drugą stronę (żona mówi a mąż milczy i słucha) to jest to oczywiste i konieczne, no jakby mogło być inaczej, kto śmie w ogóle kwestionować takie oczywistości.

Ale wyobraź sobie że rozmawiasz z dzieckiem. Nie że z kimś bardzo młodym a przez to mniej inteligentnym, ale z kimś, kogo starasz się zroumieć, a prócz tego dobrze wychować, czyli między innymi nie sprawić mu przykrości sposobem rozmowy. Dziecko Ci coś mówi, oczywiście Ty doskonale wiesz co ono ma na myśli - ale wtedy nie przerywasz bo wiesz, ze ważne jest to by ono się swobodnie wypowiedziało, prawda?
No to jest to ważne dla nas mężczyzn także. Dla Was kobiet także. Dla dzieci też. To po prostu ludzka potrzeba - móc się wypowiedzieć i być wysłuchanym, oraz naprawdę zrozumianym.
Proponuję prostą grę - jeśli wydaje Ci się że wiesz co mąż ma na myśli - sprawdź - pozwalając mu się wypowiedziec do końca - czy to co Ci się wydawało, to to co on chciał powiedzieć. Zapisz wynik. Po dwudziestu razach podlicz ile razy zgadłaś a ile nie. Wyciągnij wnioski.
margaritum pisze: Mój mąż mówi długo, kilka razy, na różne sposoby coś tłumaczy, zanim powie, że skończył. Porusza kilka wątków, które trudno mi spamiętać, by potem odpowiedzieć. Nie chcę mu przerywać, ale tak, jak napisałam gdzie indziej, czasami wcześniej mówię niż myślę, po prostu w pewnym momencie słyszę siebie jakby z boku, że już powiedziałam. Automatyzmy.
Rozumiem, ale jest na to rada. Jeśli Twój mąż porusza kilka wątków (też tak mam), to możesz zrobić jedną rzecz - zanim w ogóle zaczniecie rozmawiać (to ważne, żeby nie pomyślał że znowu mu przerywasz) powiedz mu że musicie rozmawiać najpierw o jednym bo potem nie spamiętasz. Chętnie po rozmawiasz o wszystkim ale po kolei a nie na raz. On to zrozumie, a jeśli rzeczywiście jesteśmy tak podobni (znaczy on i ja) to się nawet ucieszy że się przyznasz do jakieś słabości (a cóż to w ogóle za słabość - normalna rzecz, większość ludzi nie rozmawia o kilku rzeczach na raz).

Nie wiem czy tak jest u Ciebie, ale moja żona nigdy się do niczego nie przyzna - wszystko robi doskonale, a nawet jak nie, to ma milion powodów na to, więc nie można jej winić nigdy i za nic. Jakiegoś prostego stwierdzenia "tego nie umiem, pomóż mi się nauczyć" nie słyszałem nigdy. Albo "to jest poza moim zasięgiem, uwzględnij to" - też nie. A to nas tylko obliguje do pomocy a co najmniej sprawia że doceniamy pokorę i stanięcie w prawdzie.
Mało tego - tak samo jest w życiu zawodowym. U mnie w pracy gdzie każdy jest tak zajebisty że niegodna ziemia go nosić, normalni ludzie którzy uczciwie przyznają co potrafią a co nie - są na wagę złota.
margaritum pisze:Hm, spróbujmy, taki test. Zobaczmy, czy mam jakieś pojęcie.
- upokorzenie?
- bezradność?
- gniew, wściekłość?
- brak nadziei, że kiedykolwiek cokolwiek się zmieni?
- chęć wycofania, wyprowadzki emocjonalnej z relacji?
- wyjść i wrócić za tydzień?
- niechęć do rozmowy?
Widzisz, upokorzenie to można czuć w takiej sytuacji jak podany przykład - kiedy jakiś autorytet, np profesor, sądzi że nie masz wiedzy i nie umiesz myśleć. On jest autorytetem, więc nawet jeśli się myli, to ma jakieś tam podstawy sądzić tak a nie inaczej - i to jest owszem, upokarzające.

Ale kiedy to robi ktoś kto nie ma podstaw być autorytetem w danej dziedzinie (bo jak moja żona może być większym autorytetem niż ja sam w dziedzinie takiej jak to, co ja sam myślę) - to wtedy jest owszem gniew, wściekłość, ale taki, jak masz na kogoś kto nic w danym temacie nie wie, ale sam uważa że wie wszystko.
Wyobrażasz sobie? Jak jakiś dzieciak który życia nie zna, pouczałby doświadczonego weterana wojennego, że dziadek w sumie nie wie co to wojna, choć sam ją przeżył, ale ja, trzynastolatek wiem, choć nawet filmu o niej nie widziałem. Nie wiem jak to opisać - gniew owszem, ale taki z pogardą. I to nie małą.

Bezradność, brak nadziei - nie. Niechęć do rozmowy - owszem. I to nie chwilowa. Taka na zasadzie - jeśli ktoś nie jest w stanie mnie wysłuchać i wie lepiej ode mnie co ja mam do powiedzenia - to niechże gada sam ze sobą! I niech sp.. no nieważne.

I owszem, chce się wyjść i nie wrócić w ogóle. Po co? Do kogo?

I jezcze jest jedno uczucie - jak do ciężkiej cholery można było być tak głupim i się związać taką przysięgą jak małżeńska z kimś kogo nie stać na najprostszą rzecz na świecie jaką jest wysłuchanie i zrozumenie. Każdy (prawie) obcy to potrafi - nawet ci których nie lubimy. A tu się ślubowało takie rzeczy komuś kto nie potrafi (bo nie chce) - nawet tego.
Przepraszam, ale staram się po prostu dobrze wytłumaczyć o co chodzi wtedy. Gwarantuję że większość mężczyzn czuje się podobnie w takiej sytuacji.

margaritum pisze:A co z tym, że to mąż wyznacza kary, ja tego nie robię? Mąż chciałby, żebym robiła, ale kiedy próbuję, to dla mnie jest to ogromnie sztuczne. Jak zaakceptowałam jego działania jako stawianie potrzebnych granic, tak zastanawiam się, czy ja mam udawać kogoś, kim nie jestem. Najlepiej by było, gdybym jako matka mogła zostać matką, opiekuńczą, otulającą. Ojciec jest wymagający z definicji. Młody mi się na niego skarży, czasem pyta: "Dlaczego tata to, a to?" "Mamo, a tata mnie nie słucha". Odpowiadam: "Idź do osoby, z którą nie możesz się dogadać, nie szukaj pośredników, ja nie chcę Ci tłumaczyć, czemu tata robi tak, a tak, dowiedz się od niego." Czasem idzie wyjaśnić, a czasem mówi, że tata nie chce rozmawiać, tata będzie krzyczał. Ważne tu jest, że nasz syn jest bardzo przewrażliwiony, wystarczy, że ktoś podniesie głos w emocjach odrobinę, a on już opowiada, że "wrzeszczał na niego", przejaskrawia, koloryzuje, wszystko bierze okropnie do siebie.
Rozumiem, ale konsekwencja stymuluje u niego rozwój.
Mam znajomego który też jest przewrażliwiony - tylko ma ponad 30 lat. Emocjonalnie - malutkie dziecko. Też go każdy krzywdzi do szpiku kości tonem nie tak jak trzeba albo dziwnym spojrzeniem.
Wychowywały go same kobiety - mama, babcia, ciotka. Wnioski?

Sorry, ale dziecko, syn szczególnie, musi się utwardzić. Nikt mu w tym lepiej nie pomoże niż ojciec. Zakładam że ojcu na synu zalezy, że nawet jeśli popełnia błędy (kto nie popełnia) to się stara i jest świadomy. To wystarczy.
A to co pomoże każdemu dziecku to zbudowanie relacji między Wami.

Raz jeszcze - DOBRZE ROBISZ każąc mu nie szukać pośredników. Szacun - trzymaj tak dalej.

margaritum pisze: Mąż chce, abyśmy mieli jednolite stanowisko wobec dziecka i ma tutaj rację, zgadzam się z nim. Kiedy pewne decyzje wydają mi się zbyt surowe, i tak jest dla mnie wyczynem, że ich nie kwestionuję po tym, co mi tutaj wyjaśniono. Nie potrafię być taka sama. Poza tym, sami powiedzcie, jeżeli mój mąż wraca do domu po kilkunastu godzinach pracy w upale, jest wykończony, język mu się plącze ze zmęczenia, pada. Mówi, że nie jest w stanie ze mną porozmawiać o tym, czy np. kupimy ten stół, czy nie. I w takim stanie zdejmuje buty i włazi na drabinkę, żeby sprawdzić, czy mały rano łóżko pościelił. To jest wykończony, czy nie? Czy to jest nadkontrola? Czy to ze mną jest coś nie tak, że jak jestem tak wykończona, to nie sprawdzam codziennie drobiazgów, czy dziecko zrealizowało? Ograniczam się do rzeczy, od których coś ważnego zależy.
Mąż ambitnie podchodzi do wychowania syna i chce go nauczyć obowiązkowości. Od tego nie ma zmęczenia i urlopu. Brawo on.
Stół to decyzja, projekt do zrobienia, inwestycja, wymaga spokoju, czasu, namysłu - inaczej będzie przypominał źle podjętą decyzję póki nie kupicie nastęnego:). Porażka zatem. Sprawdzenie ustaleń z synem to szybki punkt do odhaczenia. Dwie różne sprawy.
margaritum pisze: 3Has, gdyby nie to, że napisałeś dosłownie trzy, czy cztery rzeczy, które się nie zgadzają, jak np. że nigdy żony nie zdradziłeś, to czytam Cię i normalnie... aż się na początku zastanawiałam, czy to nie mój mąż się w końcu na forum zapisał :)
No, i nie pracuję w upale:)
Ty się za to diametralnie różniż od mojej żony w postawie - chce Ci się i COŚ robisz. Różnica fundamentalna.
margaritum pisze: Te argumenty mi są bardzo dobrze znajome: dwa plus dwa jest cztery i nie będzie pięć nawet, jeśli tak czujesz; mów o konkretach; jeśli dane słowo znaczy coś, to znaczy właśnie to i nic innego, chcesz, to sprawdź w słowniku...
Albo będziemy niedługo się mocno wkurzać, albo może sporo możemy sobie nawzajem wyjaśnić :-P
Wyjaśnimy, wyjaśnimy:) Jestem obcy, więc można mnie słuchać ze zrozumieniem :P
Moja żona (co się kilkukrotnie zdarzyło) kiedy ja coś powiedziałem, nie słuchała, nie rozumiała, zaprzeczała, robiła wszystko na nie - ale kiedy to samo powtórzyła inna osoba (czasem wręcz tymi samymi słowami) nie tylko wysłuchała, zrozumiała, ale odrazu zgodziła się że faktycznie, rzeczywiście tak jest.
Także tego...
:)
jacek-sychar

Re: czym jest szacunek żony dla mężczyzny?

Post autor: jacek-sychar »

3Has
Czy Ty również tak długo mówisz, jak długie piszesz posty?
Jeżeli tak, to nie dziwię się, że Twoja żona nie może doczekać się końca. :lol:
ODPOWIEDZ