DDA czy wszelkie inne DDX to nie wyrok. To tylko inny poziom zaczęcia pracy nad sobą.
Bycie DDA/DDX potrafi być elegancką wymówką, żeby wdrożyć narrację, że to nie działa, tamto się nie da, i w ogóle tak już musi być, bo jestem DDA. Bo DDA/DDX potafi być genialnym samookłamywaczem się, i autopodcinaczem sobie skrzydeł.
Ja jestem DDD, i całkiem nieźle znam z autopsji te mechanizmy
Natomiast też znam z autopsji proces naprawiania siebie we współpracy z Bogiem, proces autowychowania i dojrzewania do mądrej dorosłości, który w ciągu lat (u mnie kilkunastu) powoduje że i rodzina wychodzi z dysfunkcji. I robi się pięknie mimo trudnej przeszłości.
Więc fakt, że wracają mechanizmy wstydu jest sygnałem, że czymś mam się zająć. I to coś co mam zrobić, to nie jest wmawianie sobie, że nie się czegoś wstydzić, bo inni cośtamcośtam, tylko to solidny wgląd we własne myślenie/schematy myślowe i inne uczucia, które się pod ten wstyd podpinają, oraz we własne sumienie, bo ono też potrzebuje mieć swój głos.
Tego uczy terapia (dobra), tego uczy warsztat 12 Kroków, dobry przewodnik duchowy kształtujący sumienie, ale tego uczy przede wszystkim osobiste doświadczenie wielokrotnie powtarzane i weryfikowane światłem Ducha Świętego. I tak, to jest ciężka praca nad sobą, która się nie skończy do końca życia, jedynie sinusoidalnie będzie się zmieniać jej intensywność. Warto to zaakceptować i odpowiadać na zaproszenia Ducha Świętego, który zaprasza do okresowej większej intensywności poprzez kryzysy mniejsze czy większe.
Można na zaproszenie nie odpowiedzieć. Wtedy boli i jest frustracja, i to jeszcze pogłębia ból ku skrajnej neurotyczności.
Można odpowiedzieć. Wtedy też boli, ale to ból zakwasów po konkretnej pracy dającej owoce.
Owoce bardziej cieszą niż boli ból zakwasów.