Re: Wstyd przed przyznaniem się do rozwodu
: 25 paź 2022, 20:15
Monti, chwała Panu, gratuluję owocnej współpracy z Duchem Świętym życzę równie owocnej dalszej współpracy
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?
https://www.kryzys.org/
Astro pisze: ↑18 lis 2022, 12:35 A ja mam odwrotnie przyjacielu.
Mam dość wszystkiego . Mam dość udowadniania ,se nie jestem garbaty . Mam dość pokazywania rzeczy , które są zle i tłumaczenia tego pseudo specjalistom. I mam dość w koncu słuchania biadolenia tej kobiety , która uwolniła mnie od siebie 5 lat temu , robiąc mi przysługe jak patrzę z perspektywy czasu.
Ja jestem zaNiesakramentalny3 pisze: ↑23 lis 2022, 13:51Astro pisze: ↑18 lis 2022, 12:35 A ja mam odwrotnie przyjacielu.
Mam dość wszystkiego . Mam dość udowadniania ,se nie jestem garbaty . Mam dość pokazywania rzeczy , które są zle i tłumaczenia tego pseudo specjalistom. I mam dość w koncu słuchania biadolenia tej kobiety , która uwolniła mnie od siebie 5 lat temu , robiąc mi przysługe jak patrzę z perspektywy czasu.
A może jakieś off-line - real spotkanie zorganizujemy Co panowie?
Wymienimy się doświadczeniami... taki "męski krąg" )) ?
Monti pisze: ↑20 gru 2022, 11:49Jakoś jest mi to bliskie. Np. wczoraj ochoczo zawiozłem żonę z pracy do domu, ponieważ miała awarię samochodu. Niby wcale nie musiałem (wręcz niektórzy by powiedzieli, że nie powinienem), ale pomijając wszystko, lubię czuć się potrzebny.Ruta pisze: ↑18 gru 2022, 23:24 Bo u mnie z automatu wchodzi lęk przed odrzuceniem. Ja mam silny mechanizm zasługiwania na miłość. Mogę byc kochana, gdy jestem potrzebna. Wiem, że tak nie jest. I ze to, że maz do mnie przez całe lata dzwonił jak podac synowi probiotyk, nie oznaczalo że mnie kochał. A jak przestał, też nijak się to ma do milosci. Ale ja tak mam. Do uzdrowienia. Zdecydowanie. Czuję się niekochana, niekochana, niekochana.
Utwierdzam się też przekonaniu, że relacja z Bogiem czy też różne formy pobożności nie wypełnią pustki po drugim człowieku. To po prostu zupełnie inny charakter więzi. Dlatego też w żaden sposób nie dziwię się ani nie oceniam tych, którzy weszli w różne nieregularne sytuacje.
Nie wiem, co będzie, jeśli żona się z kimś zwiąże. Staram się nie "filmować". Natomiast na ten moment takie zachowanie wydaje mi się bardziej ewangeliczne i przynosi raczej dobre owoce w naszej relacji. Rozmawiamy ze sobą praktycznie codziennie o wielu sprawach, nie tylko związanych z synem. Za kilka dni spędzimy wspólnie Wigilię. Być może jest to dla mnie w pewnym sensie zgubne, bo nie potrafię się zakończyć emocjonalnie pewnego etapu (coś podobnego sugerowała mi ostatnio terapeutka). Ale z drugiej strony - skoro przysięga małżeńska nie przestała mnie wiązać, to uciekanie od kontaktu z żoną chyba też nie byłoby spójne z tym, co ślubowałem.Niepoprawny83 pisze: ↑20 gru 2022, 16:32 Wiem, że się znów "czepiam" może zbyt bezpośrednio, ale myślałeś o tym czym taka postawa może zaowocować jeśli twoja żona nawiąże bliższą relację z innym mężczyzną? Czy to nie zachwieje twoim spokojem i nie obróci w niwecz kilka lat pracy nad sobą? Wiem, że teoretycznie dobrze pokazywać żonie, że chcesz o nią zadbać, ale wydaje mi się, że logiczne postepowanie w pewnych relacjach nie jest najlepszym wyjściem. Nie zawsze możemy mierzyć swoją miarą. W końcu to twoja żona odcięła się od ciebie. Ona służy Ci pomocą gdy ją o to poprosisz?
No i te słowa o wypełnianiu pustki po drugim człowieku. Czy nie zacząłeś tej pustki dotkliwiej odczuwać po wspólnych zakupach z żoną i no i po tej sprawie z samochodem?
Nie zdrowsze było by radykalniejsze odcięcie się od żony?
A co do relacji z Bogiem to za dużo ludzie przywiązują wagi obecnie do swojego dobrostanu psychicznego (pozornego zresztą) a przymykają oko na Boże zakazy i nakazy co tylko powiększa nieporządek, tak musi się kończyć postepowanie wg swojego widzi mi się.
Monti pisze: ↑20 gru 2022, 22:20
Nie wiem, co będzie, jeśli żona się z kimś zwiąże. Staram się nie "filmować". Natomiast na ten moment takie zachowanie wydaje mi się bardziej ewangeliczne i przynosi raczej dobre owoce w naszej relacji. Rozmawiamy ze sobą praktycznie codziennie o wielu sprawach, nie tylko związanych z synem. Za kilka dni spędzimy wspólnie Wigilię. Być może jest to dla mnie w pewnym sensie zgubne, bo nie potrafię się zakończyć emocjonalnie pewnego etapu (coś podobnego sugerowała mi ostatnio terapeutka). Ale z drugiej strony - skoro przysięga małżeńska nie przestała mnie wiązać, to uciekanie od kontaktu z żoną chyba też nie byłoby spójne z tym, co ślubowałem.
Myślę, że postawa koncyliacyjna przynosi u mnie lepsze skutki (choć zdaje sobie sprawę, że częściowo wynika ona z lęku). Jednakowoż uważam, że w tym wszystkim daję dobry przykład synowi, że można się rozstać, ale nie wyklucza to szacunku i troski. Zresztą, jak miałoby hipotetycznie dojść między nami do pojednania, gdybym unikał kontaktu? To, że żona w cudowny sposób zmieni podejście jest raczej mało realne - bardziej prawdopodobne jest to, że dzięki mojej postawie zobaczy we mnie na nowo fajnego faceta (ze świadomością, że może tak się nie stanie).
Uważam, że sytuacje kryzysowe są na tyle różne, że trudno przyjąć jeden prawidłowy model postępowania. Czas pokaże, czy mój wybór okazał się słuszny.