Początek świadomego procesu umierania
: 16 sty 2018, 19:43
Witam.
Zainspirowany częścią artykułu zapodanego przez Nirwannę :
http://kosciol.wiara.pl/doc/4056296.Pie ... -kamieniem
a konkretnie tym fragmentem:
,, /.../Lekarstwem na zranione serce człowieka nigdy nie będzie praca, zadania, aktywności czy drugi człowiek. Jeśli ktoś myśli, że kariera czy związek ze „świetnym facetem” uleczą zranione serce, to się zawiedzie, i to srogo. Nie wolno traktować pracy czy drugiego człowieka jak lekarstwa na trudności i problemy z przeszłością. Bywa, że ludzie zranieni i odrzuceni w dzieciństwie, w dorosłości próbują udowadniać, że są najlepsi. Osiągają rzeczywiście wiele zawodowo, ale nierzadko przy tym niszczą innych oraz siebie, cały czas czując niezaspokojony głód serca. Jeśli przyczyną działań jest zranione serce – te aktywności, zachowania, praca, są ucieczkami przed samym sobą i bólem. A ucieczki stają się bożkami. Dla jednych tym bożkiem będzie praca i coś, co obiektywnie jest pozytywne. Dla innych alkohol i narkotyki. Ale przyczyna ucieczek jest ta sama: zranione serce. ,,
Przyszły mi na myśl słowa Mistrza:
,, Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa. ,,
Łk 9;24
Część zdania z artykułu : ,, /../ te aktywności, zachowania, praca, są ucieczkami przed samym sobą i bólem. ,, - mówi o ucieczce. Boimy się siebie i bólu. Czemu. Nie chcemy cierpienia a tym bardziej śmierci /póki co - pewnych stereotypów postrzegania, odbierania, w końcu - PRZEŻYWANIA rzeczywistości/
Przytoczone słowa Emmanuela wskazują delikatnie pewną ścieżkę, którą być może jak Piotr, niekoniecznie będziemy chcieli ale, koniec końców, podążymy.
Krótka analiza.
Kto chce zachować swoje życie straci je. Gwarantowana strata życia.
Kto straci życie z mego powodu ten je zachowa. Gwarantowane zachowanie życia pod warunkiem wcześniejszego stracenia go.
Wniosek:
Nie można uciec. Najzwyczajniej się nie da.
Ograniczeni materią - zamknięci w niej - mając jakaś perspektywę czasową nie mamy ani jak ani gdzie skutecznie uciec.
Trzeba stracić życie.
Parafrazując pewne powiedzenie : Nikt nas nie pyta czy chcemy umrzeć. To zostało już rozstrzygnięte.
Pytanie tylko JAK.
Powiew optymizmu teraz.
W pewnej książce wyczytałem takie fajne zdanie, które nawiązuje w swym brzmieniu do cytowanego wersetu Ewangelii.
Otóż opuszczenie tego świata rzadko ma związek z fizyczną śmiercią.
Wg autora optymalnie jest ,,umrzeć,, za życia aby ,,pozostając na tym świecie nie być już dłużej z tego świata,,.
Natchnione zdanie.
Teraz - powrót do tytułu tematu.
Czy jestem świadomy początku procesu umierania.
A może wolę o tym nie myśleć, nie zastanawiać się, ,,będzie co będzie ,,
Nie bezprzyczynowo pada to pytanie.
Kwestia jest taka, że większość z nas z tego forum pewnego dnia już stanęła przed tym pytaniem o śmierć naszego systemu wartości, ideałów, sposobu postrzegania etc.
Czy umieramy?
Jeśli tak to czy z zaufaniem.
A może pełni obaw i buntu.
Albo też obrażeni - wcale nie chcemy umierać - daremnie odwlekając nieuniknione.
Pozwolę sobie zakończyć ten post częścią wiersza ,, Po to właśnie ,,
Coraz to z Ciebie jako z drzazgi smolnej
Wokoło lecą szmaty zapalone
Gorejąc nie wiesz czy stawasz się wolny
Czy to co Twoje będzie zatracone
Czy popiół tylko zostanie i zamęt
Co idzie w przepaść z burzą.
Czy zostanie
Na dnie popiołu gwiaździsty dyjament
Wiekuistego zwycięstwa zaranie?
Pozdrówka
Zainspirowany częścią artykułu zapodanego przez Nirwannę :
http://kosciol.wiara.pl/doc/4056296.Pie ... -kamieniem
a konkretnie tym fragmentem:
,, /.../Lekarstwem na zranione serce człowieka nigdy nie będzie praca, zadania, aktywności czy drugi człowiek. Jeśli ktoś myśli, że kariera czy związek ze „świetnym facetem” uleczą zranione serce, to się zawiedzie, i to srogo. Nie wolno traktować pracy czy drugiego człowieka jak lekarstwa na trudności i problemy z przeszłością. Bywa, że ludzie zranieni i odrzuceni w dzieciństwie, w dorosłości próbują udowadniać, że są najlepsi. Osiągają rzeczywiście wiele zawodowo, ale nierzadko przy tym niszczą innych oraz siebie, cały czas czując niezaspokojony głód serca. Jeśli przyczyną działań jest zranione serce – te aktywności, zachowania, praca, są ucieczkami przed samym sobą i bólem. A ucieczki stają się bożkami. Dla jednych tym bożkiem będzie praca i coś, co obiektywnie jest pozytywne. Dla innych alkohol i narkotyki. Ale przyczyna ucieczek jest ta sama: zranione serce. ,,
Przyszły mi na myśl słowa Mistrza:
,, Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa. ,,
Łk 9;24
Część zdania z artykułu : ,, /../ te aktywności, zachowania, praca, są ucieczkami przed samym sobą i bólem. ,, - mówi o ucieczce. Boimy się siebie i bólu. Czemu. Nie chcemy cierpienia a tym bardziej śmierci /póki co - pewnych stereotypów postrzegania, odbierania, w końcu - PRZEŻYWANIA rzeczywistości/
Przytoczone słowa Emmanuela wskazują delikatnie pewną ścieżkę, którą być może jak Piotr, niekoniecznie będziemy chcieli ale, koniec końców, podążymy.
Krótka analiza.
Kto chce zachować swoje życie straci je. Gwarantowana strata życia.
Kto straci życie z mego powodu ten je zachowa. Gwarantowane zachowanie życia pod warunkiem wcześniejszego stracenia go.
Wniosek:
Nie można uciec. Najzwyczajniej się nie da.
Ograniczeni materią - zamknięci w niej - mając jakaś perspektywę czasową nie mamy ani jak ani gdzie skutecznie uciec.
Trzeba stracić życie.
Parafrazując pewne powiedzenie : Nikt nas nie pyta czy chcemy umrzeć. To zostało już rozstrzygnięte.
Pytanie tylko JAK.
Powiew optymizmu teraz.
W pewnej książce wyczytałem takie fajne zdanie, które nawiązuje w swym brzmieniu do cytowanego wersetu Ewangelii.
Otóż opuszczenie tego świata rzadko ma związek z fizyczną śmiercią.
Wg autora optymalnie jest ,,umrzeć,, za życia aby ,,pozostając na tym świecie nie być już dłużej z tego świata,,.
Natchnione zdanie.
Teraz - powrót do tytułu tematu.
Czy jestem świadomy początku procesu umierania.
A może wolę o tym nie myśleć, nie zastanawiać się, ,,będzie co będzie ,,
Nie bezprzyczynowo pada to pytanie.
Kwestia jest taka, że większość z nas z tego forum pewnego dnia już stanęła przed tym pytaniem o śmierć naszego systemu wartości, ideałów, sposobu postrzegania etc.
Czy umieramy?
Jeśli tak to czy z zaufaniem.
A może pełni obaw i buntu.
Albo też obrażeni - wcale nie chcemy umierać - daremnie odwlekając nieuniknione.
Pozwolę sobie zakończyć ten post częścią wiersza ,, Po to właśnie ,,
Coraz to z Ciebie jako z drzazgi smolnej
Wokoło lecą szmaty zapalone
Gorejąc nie wiesz czy stawasz się wolny
Czy to co Twoje będzie zatracone
Czy popiół tylko zostanie i zamęt
Co idzie w przepaść z burzą.
Czy zostanie
Na dnie popiołu gwiaździsty dyjament
Wiekuistego zwycięstwa zaranie?
Pozdrówka