Ruta pisze: ↑07 gru 2021, 19:28
Monti pisze: ↑02 gru 2021, 20:41
Ruto,
sugeruję więcej empatii w stosunku do mężczyzn. Twoje pisanie już przyczyniło się do odpływu z forum jednego, bardzo aktywnego forumowicza. Sugeruję w szczególności więcej empatii w stosunku do ojców takich jak np. Sajmon, którzy muszą pracować niemal ponad siły, by zaspokoić wszystkie zobowiązania (także te alimentacyjne). Nie wynika to z jego skąpstwa, tylko z różnych innych okoliczności. Natomiast, jak rozumiem, Sajmon powinien utrzymywać w całości dzieci, jak i wiarołomną żonę. Na szczęście, Twoje teorie nie mają oparcia ani w przepisach prawa, ani w nauce Kościoła, bo wtedy naprawdę nie chciałbym być facetem.
Druga rzecz to możliwości zarobkowe kobiet. Czasem narzekasz w swoim wątku na finanse, podkreślasz też, że mąż nie płaci tyle alimentów, ile powinien. Zapytam zatem - czy Ty wykorzystujesz w pełni swoje możliwości zarobkowe? Patrząc to Twojej aktywności na forum, a także po opisywanej szeroko aktywności pobożnościowej (skądinąd słusznej w rozsądnych granicach), zastanawiam się, czy nie znalazłabyś czasu, by sobie dorobić.
Wybacz, że tak personalnie, ale sama (nie wiem, czy celowo) wbijasz kij w mrowisko dość kontrowersyjnymi wpisami.
Co do poukładania finansów, to generalnie się zgadzam. Można dyskutować co do szczegółów, ale zasadniczo jest to dobry kierunek dla każdego (nie wiem, dlaczego niby tylko dla mężczyzn). Natomiast nie wiem, czy poprawne teologicznie jest łączenie tego poukładania z dochodami, czy to nie zalatuje trochę taką protestancką teologią sukcesu.
Monti, odpisuję z opóźnieniem, bo zjadło mi odpowiedź. I dobrze. Teraz odpiszę spokojniej.
Co do odpływu forumowiczów, każdy podejmuje decyzje w wolności. Nie raz i nie dwa byłam i jestem na forum krytykowana, nie zawsze w przyjemny sposób. Jeśli coś jest nie tak, coś mnie rani, piszę o tym wprost w odpowiedzi. Nie zdarzyło się jeszcze, by to nie wystarczyło. Choć czasem potrzeba było dłuższej rozmowy i paru postów. Gdyby była taka sytuacja, że to by nie wystarczyło, są i inne narzędzia, w tym możliwość kontaktu z moderacją i prośba o pomoc w rozwiązaniu sytuacji. Zrzucanie na inne osoby odpowiedzialności za własne decyzje jest formą zawoalowanej, ale wciąż przemocy. Ja się za użytkownika o którym wspomniałeś modlę, gdy mi przyjdzie na myśl, proszę dla niego, by dostrzegł schematy przemocowe w swoim zachowaniu, a to właśnie było osią naszych rozmów, czy sporów, że pewne jego zachowania noszą znamiona przemocy i nadkontroli, choć na pozór są miłe lub nie są przemocą. Przy okazji serdecznie pozdrawiam, urazy nie chowam.
Co do Sajmona. Jest dorosły. Jeśli poczuje potrzebę powiedzenia mi, że któryś mój post go uraził, jestem pewna, że mi o tym napisze. Sajmonie, i ciebie pozdrawiam serdecznie, jeśli czytasz. Finansom warto się przyjrzeć, właśnie sama jestem na tym etapie, polecam. Mam nadzieję, że nie czujesz się urażony. Nie zalecam nic, czego sama nie robię. Teorie jakie przedstawiłam nie są moje, są mężczyzn z którymi rozmawiałam. Sprawdzone, sądząc po dobrych owocach. Myślę, że warto się im przyjrzeć. Może coś z tego uznasz za przydatne dla siebie.
Monti, wziąłeś w obronę przede mną dwóch użytkowników, których nie atakuję i do których się w żaden sposób nie odnoszę. Napisałeś też, że nie mam empatii do mężczyzn w tym, co piszę. Ja mam inne pytanie. Czym uraziłam ciebie? Bo ja tak odczytuję twój post, że jest w nim sporo twojej urazy osobistej. I odnoszę wrażenie, że stąd też niemiła dla mnie w odbiorze twoja argumentacja ad personam, której całkiem sporo jak na krótki post. Ale odpowiem i na to.
Piszesz:
"Czasem narzekasz w swoim wątku na finanse, podkreślasz też, że mąż nie płaci tyle alimentów, ile powinien. Zapytam zatem - czy Ty wykorzystujesz w pełni swoje możliwości zarobkowe?"
Tak, wykorzystuję w pełni moje możliwości zarobkowe. Wykorzystywałam je już w małżeństwie i nawet wcześniej. Od 16-go roku życia swoje bezpieczeństwo budowałam na tym, że potrafię utrzymać się sama i od nikogo w finansach nie zależę. Gdy mąż odszedł zostałam z długami i kredytami, nie wystąpiłam nawet o alimenty. Utrzymuję się, czy raczej nas, bez pomocy męża.
Owszem żyję skromnie, ale nie dlatego, że pracuję za mało i nie korzystam z moich możliwości. Pierwszy czas po odejściu męża płaciłam raty nawet po trzy tysiące by wyjść z długów. Żyliśmy bardzo skromnie. Przez zeszły rok szkolny syn był w nauczaniu domowym ze względu na stan zdrowia. W międzyczasie straciłam też pracę etatową, redukcja.
Pracuję obecnie na zleceniach, bo przy obecnej sytuacji rodzinnej i zewnętrznej nie bardzo mam jak wrócić na pełny etat. W tym roku obcięto u nas w szkole świetlicę i skrócono zajęcia szkolne. Syn jest w szkole maksymalnie pięć i pół godziny. Rehabilitację mamy kolejny rok w domu. Do tego synowi jest potrzebne codzienne wsparcie w nauce, ma trudności edukacyjne. Kiedyś się mówiło na to opóźniony. Dziś tak się nie mówi, bo dzięki pracy te dzieciaki świetnie sobie radzą. Syn czasem dostaje nawet szóstki. Jeśli mam wystarczająco czasu, by pomóc mu wszystko zapamiętać, wyćwiczyć i utrwalić, Czasem nie mam czasu i dostaje dwójki, co bardzo przeżywa, bo jest ambitny.
Po stracie pracy etatowej straciłam też prywatne ubezpieczenie medyczne, koniec z wizytami od ręki, umówionymi na godzinę. W NFZ trzeba wszystko wystać, wychodzić, a na koniec i tak klasa syna ląduje na kwarantannie i kolejny termin od nowa trzeba wychodzić... Syn tych specjalistów ma całą listę. Po południu, jak nie mamy akurat kwarantanny klasowej, syna trzeba zwieźć do poradni, na zajęcia, na basen. To nie jest fanaberia szalonej mamy. On tego potrzebuje do prawidłowego rozwoju. Jak zostajemy w domu, to robimy dodatkowe ćwiczenia rehabilitacyjne. Nie mam samochodu, jeździmy komunikacją. Mam mało czasu na pracę, bo dużo zabiera mi opieka nad synem, który ma wiele specjalnych potrzeb. Ale i tak daję radę nas utrzymać. Sporo pracuję też pro bono i wspieram potrzebujących, którzy są w trudniejszej sytuacji niż ja. Bo i tacy są.
Piszesz: "Patrząc to Twojej aktywności na forum, a także po opisywanej szeroko aktywności pobożnościowej (skądinąd słusznej w rozsądnych granicach), zastanawiam się, czy nie znalazłabyś czasu, by sobie dorobić."
Piszę szybko. Pisanie nie zajmuje mi dużo czasu. To w jakimś sensie moje główne źródło utrzymania. Na forum piszę gdy mam chwilowy przestój, czekam na zatwierdzenie tekstu, na korektę. Dziś na przykład napisałam sporo na forum, bo mam takie dzień, że pracuję cały dzień przy kompie. Piszę też często z poradni syna, z autobusu, z drogi. Inna sprawa, że wtedy też pracuję, moja praca to w dużej mierze myślenie i czytanie. Piszę, gdy wymyślę. Nie musisz się martwić, że forum zabiera mi drogocenny czas na pracę. Ja swój czas na pracę bardzo szanuję, bo mam go bardzo mało.
Co do "aktywności pobożnościowej" jak to ująłeś, ja właśnie z modlitwy, z Mszy Świętej i z Adoracji czerpię siły, by sobie na co dzień radzić. I nie robię tego ani kosztem czasu na pracę, ani dla syna. Staram się zaczynać dzień od Mszy świętej. Po prostu wstaję wcześniej. Nie oglądam telewizji, nie czytam internetu. Ten czas, który inni poświęcają na takie rzeczy, ja mam na modlitwę i na Adorację. Coś za coś. Czasem, gdy mąż jest w dobrej kondycji i może zostać z synem sam, ale widać, że wobec mnie jest napięty, mam dodatkowy czas. Wycofuję się, wychodzę z domu i idę na Adorację lub na Mszę Świętą, przy ładnej pogodzie na spacer z różańcem.
Co do finansów po Bożemu, i zasad, zanim zapytasz:
-Stosuję już długi czas dziesięcinę, zanim ją stosowałam świadomie, stosowałam ją i tak, choć nie zawsze systematycznie, ale bywały miesiące, że oddawałam więcej, myślę, że bilans także był w okolicy 10 procent. Natomiast ważne jest, że dziesięciny się nie daje, a oddaje. Bogu. I to jest dla mnie w tym nowe. A bardzo dużo zmienia w podejściu do finansów.
- Nie pracuję w niedziele, tego nauczyłam się od mojego teścia, który mi to wyjaśnił krótko i treściwie, bo tak ma w zwyczaju:
w niedzielę się nie dorobisz.
- Bywało, że nie pracowałam na legalu, w sensie podejmowałam prace bez umowy, na rękę, głównie takie oferuje się mamom w domu. Teraz się na takie rzeczy nie zgadzam. Albo legalnie, albo wcale. Pracuję wobec tego mniej. Ale pieniądze mam te same. W moim przypadku legal się opłaca. Inni, których znam twierdzą to samo. To akurat już i ja mogę potwierdzić.
- Nie łamię swoich zasad moralnych i zasad wiary dla pracy. Zdarzyło mi się tak raz, w dobrej wierze, i bardzo ciężko to przeżyłam. Nie chcę tego powtarzać.
- Nie mam już swoich wydatków, które mogłoby nie podobać się Bogu, ostatnim było moje palenie. Ale już nie palę.
- Przyglądam się schematom finansowym z mojej rodziny. Jestem trzecim pokoleniem kobiet pracujących po męsku i niezależnych finansowo. Zobowiązuje. Mam też wiele innych odkryć co do różnych schematów rodzinnych, jak choćby to, że tyranie ma wartość, a odpoczynek jest podejrzany, i że trzeba się poświęcać dla bliskich ciężko pracując. Oraz, że posiadanie majątku jest podejrzane.To akurat, jak odkryłam, historyczna naleciałość. Majątki posiadało wiele osób które współpracowały z różnymi władzami. I w rodzinie zdarzyły się czarne owce, co bolało tych co woleli stracić i bardzo spolaryzowało postawy.
***
Natomiast właśnie moje praca nad tym, co oznaczają finanse po Bożemu uświadomiła mi, że ja mam męski model zarobkowania. I właśnie dbam, by do końca wyzyskać moje możliwości zarobkowe. Czuję się życiowo przede wszystkim odpowiedzialna za utrzymanie siebie i rodziny i tak było też w małżeństwie. To było destrukcyjne, bo dzięki temu mój mąż mógł tracić prace, brać, mieć okresy gdy nie pracował, i nic się nie działo. A powinno było się dziać i to jeszcze jak powinno.
Moje życie podporządkowane było pracy, a całą resztę ustawiałam pod pracę, także kwestie związane z potrzebami syna i swoje potrzeby także. I wszystkie kolejne zawalenia w tych obszarach wcale mnie z tej drogi nie zwracały.
Ale teraz zmieniam myślenie. Nie jestem mężczyzną i to nie jest moja rola by wykorzystywać wszystkie możliwości zarobkowe, by mąż nie musiał brać na siebie odpowiedzialności. Mam też prawo zorganizować swoją pracę tak, by była podporządkowana potrzebom mojego syna, a nie odwrotnie. I wcale nie muszę tyrać od rana do świtu, by móc domagać się od męża odpowiedzialności. Bo sądziłam dotąd, że ja najpierw muszę się zatyrać i dopiero jak się zatyram i nie dam rady, to mogę się czegoś od męża domagać.
Prawdę mówiąc teraz myślę, jak sobie leżeć i pachnieć i robić sobie paznokcie i chodzić do fryzjera. I jeszcze nowe ubrania kupować. Najlepiej za pieniądze męża. Dotąd tak nie robiłam. Jak mój mąż będzie zarabiać 30 tysięcy i zapłaci mi 10 tysięcy alimentów, to zostanie mu 20 tysięcy. Da chłopak radę. Będę się modlić w intencji jego finansów, Boże błogosław
Więc owszem wykorzystuję wszystkie możliwości zarobkowe, ale zamierzam się poprawić i pracuję nad tym, by przestać. Starczy mi przekleństwo Ewy, nie muszę jeszcze brać na siebie przekleństwa Adama. Inna sprawa, że i Ewy i Adamy są wezwani do tego, by z tego wychodzić, a nie by w tym tkwić.