PMS z przyległościami - wydzielone z: Żona kazała mi się wyprowadzić...

Informacje lokalne, gdzie szukać pomocy...

Moderator: Moderatorzy

mgła
Posty: 90
Rejestracja: 21 lip 2017, 11:02
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: PMS z przyległościami - wydzielone z: Żona kazała mi się wyprowadzić...

Post autor: mgła »

Ruta pisze: 04 gru 2022, 22:19 Przeciętny mężczyzna dokąd sądzi, że udowodni swoją rację, dotąd ją udowadnia. Wiem, bo w tym zakresie funkcjonuję na sposób męski.

Wycofanie ma charakter taktyczny, by nie odnieść porażki i nie odpowiadać na niewygodne pytania.

Rzecz w tym, że koledzy nie mieli ochoty nic się dowiadywać. Zbyt późno zdałam sobie z tego sprawę. Panowie lepiej od kobiet, które doświadczały lub doświadczają ciężkich PMS, wiedzą, że kobietom chodzi tylko o to, by usprawiedliwiać przemoc biologią i mieć comiesięczne dostawy kebabów. W zębach.

Wszak są specjalistami od PMS i kobiecych cykli. Mają analogiczne do cyklu problemy, jak sami stwierdzili, są to kolejno: zmęczenie i frustracje, napięcie seksualne, swoje trudności, różne głupoty. Z tymi "różnymi głupotami" mogę się nawet zgodzić. I tak, jest to zgryźliwy komentarz, wyrażający moje odczucia i refleksje, do sposobu odnoszenia się do wypowiedzi kobiet. I moje tym wzburzenie.
O matko! A któż to taki ten przeciętny mężczyzna?
Czyżby to ktoś taki, jak przeciętna kobieta?
Istnieje?
To w moim otoczeniu są sami nieprzeciętni, podobnie jak na tym forum, w zdecydowanej większości. Moim zdaniem nieprzeciętni.
Wszyscy których znam, są nieco onieśmieleni, na swój sposób delikatni, wrażliwi, trochę śmieszkujący, ale tak żartobliwie, zupełnie miło, w kwestiach PMS.
Czasem, jak wnerwieni, rzucą coś ostrzej, ale nigdy żeby dokuczyć kobietom. Może są kobiety, które zbyt osobiście to traktują? Jako spersonalizowany atak?
Hej, dystansu trochę, trzeba trochę się "rozpiąć" może...
Gdyby mój mąż, będąc przeziębionym, jak Ruta piszesz, żądał ode mnie rosołu czy czegoś tam, pewnie by dostał, ale bez radości, tkliwości, współczucia. Gdyby był w tym chorowaniu pokorny, dostałby rosół z miłością, tkliwością moją. Nie dlatego, że muszę, tylko chcę.
W tym, co piszesz jest dużo biernej agresji, żądania, oczekiwań. W takiej atmosferze słabo z ochoczym dawaniem.
Astro
Posty: 1199
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: PMS z przyległościami - wydzielone z: Żona kazała mi się wyprowadzić...

Post autor: Astro »

Caliope pisze: 05 gru 2022, 8:54
Astro pisze: 04 gru 2022, 19:33 Ruto i drogie koleżanki . Przyglądam się tej dyskusji. Napiszę to co czuje i myślę .
Za swoje zachowania nawet w PMS odpowiada kobieta , nie meższczyzna , nie mąż. My możemy w swej wolności starać się zrozumieć i wspomóc , albo też nie. Nie jest to nasz obowiązek i powinność.
Astro, kobieta ma obowiązek współżyć z mężem prawda? ale jej się nie będzie chciało, bo jeśli mąż nie ma obowiązku robić dogodnej atmosfery do jej obowiązku małżeńskiego, to to się nie uda. PMS, krwawienie, jest wpisane w kobiecy cykl, mężczyzna nie ma ochoty zrozumieć jej, kobieta też nie będzie miała ochoty zrozumieć jego.
A gdzieś tutaj napisałem o współżyciu? Znajdź mi to i pokaż!!!!!
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: PMS z przyległościami - wydzielone z: Żona kazała mi się wyprowadzić...

Post autor: Pavel »

Ruta pisze: 04 gru 2022, 22:19
mgła pisze: 04 gru 2022, 19:26
Ruta pisze: 01 gru 2022, 22:11 Pavle,
Uznaję, że mówimy tak różnymi językami, że trudno o porozumienie. I dalsza rozmowa nie ma sensu. Mam tu podobne poczucie jak ty, kręcenia się w kólko. Zupełnie nie rozumiem, jak możesz nie rozumieć tak prostych treści, napisanych kolejno przez tyle kobiet.

Natomiast zakończenie pokojowej deklaracji słowami "ty masz rację, a ja święty spokój" w moim odczuciu nie należy do najgrzeczniejszych. Tak jak zadeklarowałam, będę spokojnie w takich sytaucjach zwracać uwagę, zamiast się pienić i odpowiadać równie niegrzecznie - i zwracam.
Hej, a to należy do najgrzeczniejszych?
Masz Ruta może więcej czasu niż Pavel, Twoje posty są długie i zawiłe i przedarcie się przez nie, zrozumienie o co Ci chodzi jest także dla mnie trudne.
Więc, ja też, choć jestem kobietą, nie rozumiem.
Tak to często bywa w codzienności z mężczyznami. Ustępują, bo nie mają siły i ochoty na niekończące się dyskusje. Co nie znaczy, że kobiety mają rację.
Masz rację. Moja odpowiedź nie należy do miłych. Ani grzecznych. Odpisałam wprost z poczucia urazy. Nie jestem z tego dumna. Nadal czuję się wzburzona i dotknięta.

Natomiast jeśli chodzi o wycofywanie się mężczyzn "dla świętego spokoju", mam przeciwne doświadczenia. Przeciętny mężczyzna dokąd sądzi, że udowodni swoją rację, dotąd ją udowadnia. Wiem, bo w tym zakresie funkcjonuję na sposób męski.

Wycofanie ma charakter taktyczny, by nie odnieść porażki i nie odpowiadać na niewygodne pytania. Jak choćby o autora teorii "o męskim napięciu i kobiecym PMS". Sprawdziłam sama. Gray sformułował tylko to, co Pavel napisał o sprężynie i fali. Reszta podanej teorii nie jest autorstwa Graya. To porównanie autorstwa Pavla.
To dziwne, że pisałaś "wprost z poczucia urazy" w tym samym poście w którym napisałaś, że " Tak jak zadeklarowałam, będę spokojnie w takich sytaucjach zwracać uwagę, zamiast się pienić i odpowiadać równie niegrzecznie - i zwracam.".
Ja odebrałem ten post jako obraźliwy i prowokacyjny. I potrzebowałem nieco czasu, by powalczyć ze sobą, by jednak nie odpisać dokładnie i szczegółowo.
Nie oczekuję przeprosin, dla jasności, widząc bowiem co pisałaś po tym poście - najpierw przepraszasz, po chwili robisz to samo tylko w większej skali.
Ten post do którego się odnoszę czy też twój ostatni twój post świadczą wg mnie o tym, że niekoniecznie odczekujesz aż ci ostygną emocje.
A pisałaś, że to moje posty są takie emocjonalne, a "Nie widzę takiego rodzaju emocji w tym co piszą kobiety". Proponuję przeczytać ten post ponownie i pomyśleć, czy na pewno nie masz zamiaru wywoływać wojny damsko-męskiej. Podejrzewam, że ten post mógł urazić uczucia mężczyzn. Mnie nie tylko uraził, ale i mnie zasmucił. W moim odbiorze bowiem sama sobie robisz szkodę pisząc takie rzeczy.

Dzisiaj, zanim odniosłem się do twego postu, postanowiłem poczekać do czasu aż me emocje ostygną na tyle, że nie będę skory zakończyć go pewnym cytatem który padł w tym wątku. Udało się, więc piszę :)
Przy okazji: ja doskonale rozumiem "proste teksty pisane kolejno przez tyle kobiet". Po prostu niekoniecznie się ze wszystkim co zostało napisane zgadzam, co ciekawe niemal w całości ma niezgoda dotyczy tego co napisałaś akurat ty. I nie chodzi o fragmenty w których dzieliłaś się osobistym doświadczeniem.


W pewnym sensie masz rację, moje wycofanie z dyskusji miało również charakter taktyczny i był chęcią unikcięcia porażki. Tyle, że powody tego wycofania są inne niż opisujesz mierząc mnie swoim doświadczeniem (miarą?) lub zestawiając z "przeciętnym mężczyzną".

Widzisz, jestem starającym się nie praktykować racjoholikiem.
Z wieloletnim doświadczeniem udawadniania swej racji za wszelką cenę. Poprzez pobyt na forum Bóg mnie z tego wyleczył.
Czasem to wraca, ale Bogu dzięki potrafię się z tego wycofać.

Taktyczność mego wybiegu polegała na tym, że odpisując wyczerpująco - przegrałbym. Nie z tobą. Z sobą.
Gdybym dokładnie rozebrał na czynniki pierwsze twoje posty, cytował to co piszesz i wklejał cytaty w których ja i inni pisali to do czego się odnosisz (uwierz, korciło mnie przed i po napisaniu tego posta z "ty masz rację a ja święty spokój"), wyszłaby pokaźna ilość manipulacji, nadinterpretacji, przeinaczeń, zaprzeczania samej sobie, odnoszenia się do tez które nie padły. Chyba, że to licentia poetica, jeśli tak, mocno jej nadużywasz.
Zadanie wbrew temu co ci się najwyraźniej wydaje byłoby dość łatwe, aczkolwiek ze względu na ilość cytowań i opisywania - czasochłonne. W moim odbiorze niespecjalnie wysoko zawiesiłaś poprzeczkę. To nie prowokacja, po prostu tak uważam.
Podkreślam, że mimo wizji pisania dłuuuuuugaśnego posta co zajęłoby najpewniej kilka godzin, pokusa napisania była przeogromna.
Na szczęście udało się z tą pokusą wygrać.
Nikt by na tym nie wygrał. Ani ja, ani ty.
Zyskałbym tyle tylko, że wykazałbym coś co dotknęłoby cię zapewne jeszcze mocniej, odpisałabyś coś następnego i pisalibyśmy dalej. Niespecjalnie jestem zainteresowany zabawą w której kto napisze więcej postów ma "rację". Niespecjalnie potrzebuję takich zwycięstw.
A tak szczerze mówiąc samą rację mam w nosie. Jak dla mnie możesz zostać sobie ze swoimi wyobrażeniami, to twoja sprawa, twoje życie.
W tym temacie odezwałem się głównie dlatego, że pewne tezy były moim zdaniem szkodliwe, krzywdzące nie tylko dla autora wątku w którym się to zaczęło, ale i dla kobiet/panów na forum w ogóle. I do tego zdążyłem się odnieść. To, czy i kto oraz jak to każdy zrozumie, odbierze, weźmie dla siebie - to już wybór czytających.

Odnośnie "niewygodnych pytań", z chęcią odpiszę na to konkretne które padło w zacytowanym powyżej poście.
Moje odniesienie do Greya zaczynało się i konczyło na "fali" i "sprężynie". Cała reszta to moja "twórczość". Nie maiłem intencji sprawienia wrażenia, że jest inaczej. Gdybym powoływał się na Greya, posłużyłbym się cytatem - tak stanowi regulamin forum, a ja jako moderator, wypadałoby bym o tym pamiętał ;).
Myślę natomiast, że co do istoty moja "teoria" :lol: jest trafna. I chyba to jest istota, nie zaś autorstwo.
Śmieję się, że to teoria, bo po prawdzie to oczywista oczywistość.
Mało niewygodne pytanie ;)

Rozumiem, że zwrot "ty masz rację, a ja święty spokój" mógł cię urazić i zostać odebrany jako niegrzeczny.
Nie zamierzam natomiast za niego przepraszać.
Pamiętam, gdy kilka lat temu na forum napisał tak nałóg. Ja też się zagotowałem :lol:
Postanowiłem jednak się temu przyjrzeć i doszedłem do wniosku, że źródło tych trudnych emocji nie wynikało z tego zwrotu, a z tego co było we mnie. Mechanizmy racjoholizmu, tak konkretniej :)

Ruta pisze: ***
W tym akurat przypadku nie zamierzałam prowadzić dyskusji. Miałam szczery zamiar wyjaśnić, jak problem PMS wygląda po stronie kobiety, która go doświadczyła. Myślę, że podobne intencje miały koleżanki.

Rzecz w tym, że koledzy nie mieli ochoty nic się dowiadywać. Zbyt późno zdałam sobie z tego sprawę. Panowie lepiej od kobiet, które doświadczały lub doświadczają ciężkich PMS, wiedzą, że kobietom chodzi tylko o to, by usprawiedliwiać przemoc biologią i mieć comiesięczne dostawy kebabów. W zębach.

Wszak są specjalistami od PMS i kobiecych cykli. Mają analogiczne do cyklu problemy, jak sami stwierdzili, są to kolejno: zmęczenie i frustracje, napięcie seksualne, swoje trudności, różne głupoty. Z tymi "różnymi głupotami" mogę się nawet zgodzić. I tak, jest to zgryźliwy komentarz, wyrażający moje odczucia i refleksje, do sposobu odnoszenia się do wypowiedzi kobiet. I moje tym wzburzenie.
Dla wyjaśnienia, tak krótko.
To twoja (nad)interpretacja postawy mężczyzn z którą zupełnie się nie utożsamiam. Szczerze mówiąc wątpię, że którykolwiek z panów którzy się tu udzielali ma inaczej niż ja. Nie jesteśmy, wbrew twym (nie wprost) insynuacjom, debilami. Generalnie w wielu z twych postów w tym wątku wybrzmiewa mi infantylizacja panów na forum i poza nim. Bez względu na to czy to celowy zabieg mający nas deprecjonować, czy też twoje postrzeganie mężczyzn - najbardziej szkodzisz tym samej sobie.
Dodam również, że to co napisałaś o moim i innych panów oraz pań (którzy się z twoimi twierdzeniami nie zgadzali) odbiorze, świadczy wg mnie o tym, że albo się w to co napisali nie wczytałaś, albo nie postarałaś się zrozumieć, dlaczego napisali to co napisali.
I wciąż używasz tych samych złośliwych i kompletnie nieprawdziwych argumentów oraz najwyraźniej dużej ilości "licentia poetica".
Warto się zastanowić czy to studenci tacy niekumaci, czy wykład był do bani.
Nie wiem jak wyszło, ale starałem się wznieść na dostępne mi wyżyny subtelności.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: PMS z przyległościami - wydzielone z: Żona kazała mi się wyprowadzić...

Post autor: Nirwanna »

Ruta pisze: 05 gru 2022, 9:52 Pan Jacek Pulikowski mawia, że mężczyzna potrafi logicznie uzasadnić każdą podłość. W moim odbiorze nielogicznie też potrafi.

Przez cały wątek trwa nielogiczne uzasadnianie dlaczego mąż nie ma obowiązku wspierać żony, gdy jest ona fizycznie osłabiona. Poziomy nielogiczności osiągają szczyty, które zdawały mi się dla ludzkich umysłów niedostępne.
Wkleiłam fragment, ale w zasadzie powinnam całość.

Ruto, dopiero co pisałaś, że sarkazm i ironia skierowane do osób są przemocą.

Tak tylko przypomnę, gdy będzie Ci trudno z tym, że ktoś nie przyjmuje od Ciebie pewnych treści, że lepiej działa przykład, nie wykład.

A ponieważ, podobnie jak Pavel, mam tendencje do racjoholizmu, więc stawiam tu kropkę, i tylko pozdrawiam Cię ciepło :)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: PMS z przyległościami - wydzielone z: Żona kazała mi się wyprowadzić...

Post autor: Caliope »

Astro pisze: 05 gru 2022, 21:39
Caliope pisze: 05 gru 2022, 8:54
Astro pisze: 04 gru 2022, 19:33 Ruto i drogie koleżanki . Przyglądam się tej dyskusji. Napiszę to co czuje i myślę .
Za swoje zachowania nawet w PMS odpowiada kobieta , nie meższczyzna , nie mąż. My możemy w swej wolności starać się zrozumieć i wspomóc , albo też nie. Nie jest to nasz obowiązek i powinność.
Astro, kobieta ma obowiązek współżyć z mężem prawda? ale jej się nie będzie chciało, bo jeśli mąż nie ma obowiązku robić dogodnej atmosfery do jej obowiązku małżeńskiego, to to się nie uda. PMS, krwawienie, jest wpisane w kobiecy cykl, mężczyzna nie ma ochoty zrozumieć jej, kobieta też nie będzie miała ochoty zrozumieć jego.
A gdzieś tutaj napisałem o współżyciu? Znajdź mi to i pokaż!!!!!
Nie ma, ale wszystko to się według mnie łączy. Tak wygląda z punktu widzenia biologii, potrzeb.
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: PMS z przyległościami - wydzielone z: Żona kazała mi się wyprowadzić...

Post autor: ozeasz »

Ruto czytając Twoje ostatnie posty poczułem bezradność, wydawało mi się że może uda się porozumieć, ale teraz mam duże obawy które w sumie potwierdzają moją niepewność w podjęciu tej rozmowy.

Wydaje mi się że jesteś poraniona (sama zresztą napisałaś o tym)a takie sytuacje pokazują jak to na Ciebie działa, wydaje mi również że oczekujesz tylko takiego rozwiązania sprawy który Tobie będzie pasował, może się mylę ale odnoszę takie wrażenie z lektury większości Twoich postów.

Ja kończę pisanie w tym wątku bo mam wrażenie że to co napisałem jasno wskazuje na moje intencje i nie odczuwam potrzeby przekonywania kogokolwiek do zmiany zdania bo sama taka forma - konstrukcje alletyczne czy deontyczne nie są formą której chcę używać.

Nie ma też we mnie zgody na taką narrację która się pojawiła w tych ostatnich postach to też powód by na ten czas zachować dystans.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Astro
Posty: 1199
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: PMS z przyległościami - wydzielone z: Żona kazała mi się wyprowadzić...

Post autor: Astro »

Caliope pisze: 05 gru 2022, 23:07
Astro pisze: 05 gru 2022, 21:39
Caliope pisze: 05 gru 2022, 8:54
Astro, kobieta ma obowiązek współżyć z mężem prawda? ale jej się nie będzie chciało, bo jeśli mąż nie ma obowiązku robić dogodnej atmosfery do jej obowiązku małżeńskiego, to to się nie uda. PMS, krwawienie, jest wpisane w kobiecy cykl, mężczyzna nie ma ochoty zrozumieć jej, kobieta też nie będzie miała ochoty zrozumieć jego.
A gdzieś tutaj napisałem o współżyciu? Znajdź mi to i pokaż!!!!!
Nie ma, ale wszystko to się według mnie łączy. Tak wygląda z punktu widzenia biologii, potrzeb.
No to panowie doszliśmy jednak do tego ,że też mamy biologię i też mamy potrzeby . Mamy postęp.
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: PMS z przyległościami - wydzielone z: Żona kazała mi się wyprowadzić...

Post autor: Ruta »

Poszłam się wczoraj pomodlić w intencji toczącej się tutaj rozmowy, która mimo intencji rozmawiających, w tym moich, wciąż ma bardziej charakter dyskusji. Także w intencji uczestników rozmowy, w tym i mojej, i mojego w tej rozmowie udziału, także w tym, że rozmowie tej bliżej do dyskusji.

Pomogło mi to lepiej skontaktować się ze swoimi uczuciami, z tym co chcę wyrazić, z tym co czuję i z tym co z tego wyrażam.

Jestem kobietą, która doświadczyła, czym jest czas ciężkiego PMS, włącznie z wpadaniem w histerię i krzyczeniem na męża i innymi skrajnymy reakcjami. Było to w moim małżeństwie poważnym problemem. Przez ponad 30 lat życia nie miałam takich trudności, a kobiety, które w taki sposób doświadczały premenstruacji osądzałam jako niepanujące nad sobą histeryczki.

Wszystko zaczęło się, gdy wrócił mój cykl po urodzeniu mojego najmłodszego syna. Był to czas, gdy byłam ekstremalnie przemęczona. Mój mąż coraz bardziej zaniedbywał swoje obowiązki i jako ojciec i jako mąż. Pochłonęły go uzależnienia. Jego uwaga była skupiona na pornografii i okłamywaniu mnie i na używkach. Nie wiedziałam, co dzieje się z moim mężem, z nami. I coraz mniej rozumiałam, co się dzieje ze mną. Najmniej rozumiałam swoje reakcje, które powtarzały się co miesiąc. W tych dniach w naszym domu trwała regularna wojna. Był to czas, gdy mąż zarzucał mi wszystko, z chorobą psychiczną włącznie. I odmawiał jakiejkolwiek pomocy, twierdząc, że jej nie potrzebuję i mam się albo zacząć leczyć, albo opanować.

W naszym domu pojawił się ksiądz. Kolega męża. W te dni. Podejrzewam, że miał być "świadkiem" moich zachowań. Żadne z nas nie umiało wyhamować, mimo obecności gościa. Kolega okazał się dobrym księdzem. Rozmawiał z nami. Ze mną, z mężem, z obojgiem. Wysłuchał. Ze mną rozmawiał o moim cyklu, o zmianach w moim ciele, o potrzebach tego ciała. Przypomniały mi się wtedy nauki przedmałżeńskie i moje oburzenie na tamtego księdza i na to co mówił. Byłam zmęczona i nie miałam już siły się oburzać. Nie wiem o czym rozmawiał z moim mężem. Na koniec w mojej obecności zadał mojemu mężowi jedno pytanie. Czy jest gotowy zaryzykować i zacząć spełniać moje prośby w te dni i zobaczyć, co się stanie.

Mój mąż zmienił swoje podejście do moich potrzeb. Przestał mnie przesladować, kwestionować mój obniżony nastrój i krytykować zwiększone zapotrzebowanie na wypoczynek. Przyjął, że naprawdę przez kilka dni w miesiącu potrzebuję jego większego zaangażowania i kilku porcji czekolady. Skończyły się jego wykłady, których nie znosiłam. Stał się dla mnie w te dni pomocny, i naprawdę mnie wspierał i co dla mnie ważne przejmował inicjatywę i odpowiedzialność. Zakończyło to wojny. Z miesiąca na miesiąc moje reakcje stawały się coraz spokojniejsze. Był to proces. Jedyną moją reakcją, jaka pozostała po tym wszystkim, była płaczliwość. Tak zostało mi do dziś. Raz w miesiącu potrzebuję się wypłakać. Więc zapewne nie wszystko się we mnie z tamtego trudnego czasu zagoiło. Tak to interpretuję.

Chcę podzielić się tym, że te dni, gdy mąż był otwarty na mnie i moje potrzeby bardzo nas zbliżały do siebie. A mąż zaczął się na powrót angażować z nasze rodzinne życie także w inne dni miesiąca. Na tyle, że na jakiś czas wyskoczył ze swoich nałogowych cykli. Nie na długi. Ale gdy powrócił do zachowań nałogowych, wpisał sobie te moje dni w schematy swojego nałogowego funkcjonowania. Na bardzo długi czas. Nie dziwię się. Żadne z nas nie chciało powrotu tego koszmaru, w jakim braliśmy oboje udział. A jednak wszystko to wróciło...
Przyszedł czas, gdy nałogi męża zaczęły zjadać go na tyle, że nie był w stanie już funkcjonować wykazując się inicjatywą, zaangażowaniem. Wróciły ostantacyjne pytania "to w czym mam ci pomóc". Męża wsparła nasza wspólna koleżanka, o której już pisałam. Aż do tej naszej obecnej rozmowo-dyskusji obwiniałam ją. Uświadomiłam teraz sobie, analizując różne sprawy, że mąż po prostu skorzystał z jej poglądów, by uzasadnić "wychodzeniem spod pantofla" swoje coraz gorsze funkcjonowanie. Wróciły raniące mnie wykłady męża o prababkach.

W żaden sposób nie usprawiedliwiam swoich agresywnych zachowań ani z czasu pierwszego PMS, ani z czasu drugiego. Dzielę się tym, jaki proces do tego doprowadził. I jaki proces nas z tego wyprowadził.

Kilka kobiet, które przeszły przez ciężki PMS, podzieliło się tym trudnym doświadczeniem przede mną. Można to, czym się podzielilyśmy, przyjąć. Lub nie.
***

Chcę raz jeszcze przeprosić mężczyzn za moje zjadliwe komentarze. Nie były potrzebne. Także za te, które napisałam jako ogólne, do nikogo konkretnego, a mimo to doknęły paru mężczyzn indywidualnie.
***

Mam potrzebę, by poprosić mężczyzn, byście odnosząc się do kobiecego doświadczenia, starali się zachować formę osobistą, odnoszącą się do konkretnych wypowiedzi, unikając uogólnień, przypisywania znaczeń wypowiedziom kobiet i kpin. To rani.

W nieraniący sposób wypowiedział się na przykład Astro. Odniósł się osobiście. Podzielił się swoim spojrzeniem na to, czym my się podzieliłyśmy. I mimo, że jest w kontrze, wyraził to bez deprecjonowania kobiet, do których wypowiedzi się odnosił. Astro raz jeszcze ci za za to dziękuję.

Pavle ciebie również przepraszam. Tym razem szczerze i z serca.

Poczułam się urażona i zignorowana, gdy poprosiłeś mnie o wskazanie, co uraziło mnie w męskich wypowiedziach. Poświęciłam temu czas i uwagę, uznając tą prośbę za szczerą. Przyjęłam, że nie rozumiesz mojej perspektywy, ale jesteś na nią otwarty. Mimo pracy jaką włożyłam, by ci swoje odczucia wyjaśnić, zignorowałeś moją odpowiedź.

Zapytałeś mnie też, którzy dokładnie panowie szukają swojego odpowiednika dla kobiecego cyklu. Na to również postarałam się odpowiedzieć, wskazując, które wypowiedzi odbieram w taki sposób i dlaczego.
W odpowiedzi zakończyłeś rozmowę w niezbyt grzeczny sposób.

Zostałam z poczuciem, że niepotrzebnie włożylam pracę w odpowiadanie na zadane przez ciebie pytania. Odniosłam w tym momencie wrażenie, że nie byłeś zainteresowany tym, co chcę powiedzieć, ani tym, co mnie zraniło. A tak zrozumiałam twoje pytania wcześniej. Twoją odpowiedź konczaca rozmowę odebrałam jako celowo złośliwą. I zrobiło mi się przykro.
Na tą przykrość zareagowałam niedojrzale, odpowiadając złośliwością.

Chcę też powiedzieć, że w moim odczuciu wiele złośliwości jest także w twoim ostatnim poście skierowanym do mnie. I także on jest w moim odczuciu złośliwy celowo. Rozumiem, że nie zgadzasz się z moją argumentacją, z moim oglądem zjawiska określalnego jako PMS i że nie przekonuje cię moje osobiste doświadczenie. Ani doświadczenie innych kobiet, które PMS przeżyły. Natomiast tak jak uważam swoją złośliwość za niepotrzebą, za taką uważam również i twoją.
***

Nirwanno, Ozeaszu dziękuję za feedback. Mam o czym myśleć. I nad czym pracować.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: PMS z przyległościami - wydzielone z: Żona kazała mi się wyprowadzić...

Post autor: Firekeeper »

Ja mam podobne myślenie jak Ruta i zmagam się z ciężkim PMS. Dlaczego mało kto odniósł się do moich argumentów, które są takie same, a skupiła się uwaga na stylu pisania Ruty?
Tak mnie to zastanawia.
Dla mnie Ruta napisała wręcz jak krowie na rowie. Najprościej jak się da z przykładami. Ja się nie dziwię ironi i sarkazmowi, bo taki też został zaprezentowany przez innych w stosunku do kobiet.

Ja zmagając się z ciężkim PMS gdzie ani leki uspokajające mnie nie powstrzymają przed wybuchem, ani nic innego. Jestem jak burza, która musi się wyładować i jest to duże cierpienie dla mnie i moich bliskich czytam o kobietach w polu, o panowaniu nad emocjami i nie usprawiedliwianiu się też mam ochotę Panów wysłać w kosmos. A nikt się do tego faktu nie odniósł.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: PMS z przyległościami - wydzielone z: Żona kazała mi się wyprowadzić...

Post autor: Firekeeper »

Ruta pisze: 06 gru 2022, 8:36
Jestem kobietą, która doświadczyła, czym jest czas ciężkiego PMS, włącznie z wpadaniem w histerię i krzyczeniem na męża i innymi skrajnymy reakcjami. Było to w moim małżeństwie poważnym problemem. Przez ponad 30 lat życia nie miałam takich trudności, a kobiety, które w taki sposób doświadczały premenstruacji osądzałam jako niepanujące nad sobą histeryczki.

Wszystko zaczęło się, gdy wrócił mój cykl po urodzeniu mojego najmłodszego syna. Był to czas, gdy byłam ekstremalnie przemęczona. Mój mąż coraz bardziej zaniedbywał swoje obowiązki i jako ojciec i jako mąż. Pochłonęły go uzależnienia. Jego uwaga była skupiona na pornografii i okłamywaniu mnie i na używkach. Nie wiedziałam, co dzieje się z moim mężem, z nami. I coraz mniej rozumiałam, co się dzieje ze mną. Najmniej rozumiałam swoje reakcje, które powtarzały się co miesiąc. W tych dniach w naszym domu trwała regularna wojna. Był to czas, gdy mąż zarzucał mi wszystko, z chorobą psychiczną włącznie. I odmawiał jakiejkolwiek pomocy, twierdząc, że jej nie potrzebuję i mam się albo zacząć leczyć, albo opanować.
....

Mój mąż zmienił swoje podejście do moich potrzeb. Przestał mnie przesladować, kwestionować mój obniżony nastrój i krytykować zwiększone zapotrzebowanie na wypoczynek. Przyjął, że naprawdę przez kilka dni w miesiącu potrzebuję jego większego zaangażowania i kilku porcji czekolady. Skończyły się jego wykłady, których nie znosiłam. Stał się dla mnie w te dni pomocny, i naprawdę mnie wspierał i co dla mnie ważne przejmował inicjatywę i odpowiedzialność. Zakończyło to wojny. Z miesiąca na miesiąc moje reakcje stawały się coraz spokojniejsze. Był to proces. Jedyną moją reakcją, jaka pozostała po tym wszystkim, była płaczliwość.
Dokładnie ja przechodziłam to samo. Tylko ja miałam tak silne ataki autoagresji, że trzeba było mnie pilnować. Również najsilniejsze ataki miałam w okresach, kiedy mąż pisał z innymi kobietami, które podobnie mu radziły. Zostaw tą histeryczkę. Niech sama robi. Jest księżniczką?! Po co się starasz? Dla mnie niektóre dni to był taki obłęd, że sama siebie się bałam. Ja w czasie PMS potrafię połknąć wszystko co mam pod ręką psychotropowego, co ostatnio skończyło się zamiast uspokojeniem to staniem godzinę na dworzu po ciemku i rozmyślaniem nad możliwościami samobojstwa, jazdą autem na wysokich obrotach i dużą prędkością, rzucaniem przedmiotami, niszczeniem pamiątek jak np album ślubny i akt małżeństwa. Upijaniem się, zamykaniem w pokoju. Mam myśli od zabić kogoś po zabić siebie. Czuję się beznadziejna. Brzydka, głupia, okropna, gruba. Niezrównoważona. Krzyczę. Potem czuję się jak wrak. Nie panuję nad sobą. Jest mi wstyd. Dołuje się tym jeszcze bardziej.

Zapanowałam nad tym wszystkim i doszłam do stanu równowagi. Mam wybuchy, ale nie są już niszczycielską falą. Mąż zabezpiecza dom i dzieci. Czyli wywozi je z domu. Ja wychodzę do ogródka. Mam wtedy tyle siły, że potrafię solidnie skopać ziemię. Przede wszystkim nie dopuszczam do tego żeby się wszystko skumulowało. Przeciwdziałam. Komunikuję się. Ostrzegam go, że moja frustracja osiąga niebezpieczny poziom. Najczęściej kończy się to płaczem jaką beznadziejną matką i kobietą jestem. Mąż wystarczy, że słucha i mówi, nie jestem super. Bez tłumaczenia, bez kazań, że mam się opanować. Mam w nim wsparcie. Dzięki temu, że w naszym małżeństwie zapanował spokój i wzajemna pomoc. Ja nie mam co miesięcznych silnych wybuchów takich jak kiedyś i chwała za to. Jest ciężko ale znośnie. Dużo bym dała, żeby tych jazd, które mam w głowie nie przechodzić. Nie czuć napięcia i frustracji.
Ewuryca

Re: PMS z przyległościami - wydzielone z: Żona kazała mi się wyprowadzić...

Post autor: Ewuryca »

Firekeeper pisze: 06 gru 2022, 9:48
Ruta pisze: 06 gru 2022, 8:36
Jestem kobietą, która doświadczyła, czym jest czas ciężkiego PMS, włącznie z wpadaniem w histerię i krzyczeniem na męża i innymi skrajnymy reakcjami. Było to w moim małżeństwie poważnym problemem. Przez ponad 30 lat życia nie miałam takich trudności, a kobiety, które w taki sposób doświadczały premenstruacji osądzałam jako niepanujące nad sobą histeryczki.

Wszystko zaczęło się, gdy wrócił mój cykl po urodzeniu mojego najmłodszego syna. Był to czas, gdy byłam ekstremalnie przemęczona. Mój mąż coraz bardziej zaniedbywał swoje obowiązki i jako ojciec i jako mąż. Pochłonęły go uzależnienia. Jego uwaga była skupiona na pornografii i okłamywaniu mnie i na używkach. Nie wiedziałam, co dzieje się z moim mężem, z nami. I coraz mniej rozumiałam, co się dzieje ze mną. Najmniej rozumiałam swoje reakcje, które powtarzały się co miesiąc. W tych dniach w naszym domu trwała regularna wojna. Był to czas, gdy mąż zarzucał mi wszystko, z chorobą psychiczną włącznie. I odmawiał jakiejkolwiek pomocy, twierdząc, że jej nie potrzebuję i mam się albo zacząć leczyć, albo opanować.
....

Mój mąż zmienił swoje podejście do moich potrzeb. Przestał mnie przesladować, kwestionować mój obniżony nastrój i krytykować zwiększone zapotrzebowanie na wypoczynek. Przyjął, że naprawdę przez kilka dni w miesiącu potrzebuję jego większego zaangażowania i kilku porcji czekolady. Skończyły się jego wykłady, których nie znosiłam. Stał się dla mnie w te dni pomocny, i naprawdę mnie wspierał i co dla mnie ważne przejmował inicjatywę i odpowiedzialność. Zakończyło to wojny. Z miesiąca na miesiąc moje reakcje stawały się coraz spokojniejsze. Był to proces. Jedyną moją reakcją, jaka pozostała po tym wszystkim, była płaczliwość.
Dokładnie ja przechodziłam to samo. Tylko ja miałam tak silne ataki autoagresji, że trzeba było mnie pilnować. Również najsilniejsze ataki miałam w okresach, kiedy mąż pisał z innymi kobietami, które podobnie mu radziły. Zostaw tą histeryczkę. Niech sama robi. Jest księżniczką?! Po co się starasz? Dla mnie niektóre dni to był taki obłęd, że sama siebie się bałam. Ja w czasie PMS potrafię połknąć wszystko co mam pod ręką psychotropowego, co ostatnio skończyło się zamiast uspokojeniem to staniem godzinę na dworzu po ciemku i rozmyślaniem nad możliwościami samobojstwa, jazdą autem na wysokich obrotach i dużą prędkością, rzucaniem przedmiotami, niszczeniem pamiątek jak np album ślubny i akt małżeństwa. Upijaniem się, zamykaniem w pokoju. Mam myśli od zabić kogoś po zabić siebie. Czuję się beznadziejna. Brzydka, głupia, okropna, gruba. Niezrównoważona. Krzyczę. Potem czuję się jak wrak. Nie panuję nad sobą. Jest mi wstyd. Dołuje się tym jeszcze bardziej.

Zapanowałam nad tym wszystkim i doszłam do stanu równowagi. Mam wybuchy, ale nie są już niszczycielską falą. Mąż zabezpiecza dom i dzieci. Czyli wywozi je z domu. Ja wychodzę do ogródka. Mam wtedy tyle siły, że potrafię solidnie skopać ziemię. Przede wszystkim nie dopuszczam do tego żeby się wszystko skumulowało. Przeciwdziałam. Komunikuję się. Ostrzegam go, że moja frustracja osiąga niebezpieczny poziom. Najczęściej kończy się to płaczem jaką beznadziejną matką i kobietą jestem. Mąż wystarczy, że słucha i mówi, nie jestem super. Bez tłumaczenia, bez kazań, że mam się opanować. Mam w nim wsparcie. Dzięki temu, że w naszym małżeństwie zapanował spokój i wzajemna pomoc. Ja nie mam co miesięcznych silnych wybuchów takich jak kiedyś i chwała za to. Jest ciężko ale znośnie. Dużo bym dała, żeby tych jazd, które mam w głowie nie przechodzić. Nie czuć napięcia i frustracji.
Firekeeper dla mnie twoje posty są właściwe potwierdzeniem tego że to Ty jako osoba która go doświadczasz musisz nad nim nauczyć się panować i to właśnie robisz. Zobacz jaki ogrom pracy wkładasz aby twoj dom funkcjonał względnie bezpiecznie. Gdybys to Ty postanowiła nic z tym nie robić i dalej robić awantury czy wyrzucać męża z domu to pewnie byłoby już bardzo zle ale dzięki temu ze pracujesz nad sobą inni mają możliwość rownież pracy nad sobą. Nikt nie pisze ze to proste, ale odpowiedzialność jest po twojej stronie. Co do różnicy między twoimi postami a Ruty to osobiście dla mnie twoje posty są dzieleniem się i można się zgodzić bądź nie, ale nie narzucasz nikomu twojego punktu widzenia. Po prostu takie masz zdanie i tyle.
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1543
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: PMS z przyległościami - wydzielone z: Żona kazała mi się wyprowadzić...

Post autor: Niepozorny »

Ruta pisze: 06 gru 2022, 8:36 Poczułam się urażona i zignorowana, gdy poprosiłeś mnie o wskazanie, co uraziło mnie w męskich wypowiedziach. Poświęciłam temu czas i uwagę, uznając tą prośbę za szczerą. Przyjęłam, że nie rozumiesz mojej perspektywy, ale jesteś na nią otwarty. Mimo pracy jaką włożyłam, by ci swoje odczucia wyjaśnić, zignorowałeś moją odpowiedź.
Moim zdaniem Pavel nie zignorował twojej odpowiedzi. Najzwyczajniej w świeci nie dostrzegał w przytoczonych przez Ciebie cytatach tego, co Ty. Uważam, że posty kobiet, które dzieliły się swoimi doświadczeniami związanymi z PMS, mogły być odebrane jako próba usprawiedliwienia żony Cogito. Stąd oburzenie niektórych panów. Męska część forum próbowała przekazać, że ich zdaniem nie można ranić drugiego człowieka i usprawiedliwiać tego PMS. Poza tym panowie nie zgadzali się, żeby trudną sytuację małżeńską Cogito, zdiagnozować jako ciężkie przechodzenie PMS jego żony (nikt z nas nie ma pojęcia jak było) i jego niewystarczającego wsparcie dla niej.
Ruto próbowałaś przekonać mężczyzn, że powinni wspierać żony, gdy one przechodzą PMS. Większość mężczyzn na forum jednak nie mieszka ze swoimi żonami i często relacje z nimi są trudne. Moim zdaniem mogło to również wpłynąć na negatywny odbiór twoich słów. Poza tym forma jakiej użyłaś, w moim odczuciu, była czymś w rodzaju przymusu. Uważam, że mężczyźni bardzo nie lubią być do czegoś przymuszani.
Pavel żyje ze swoją żoną i w swoich postach pisał, że wspomaga ją, gdy ona ma PMS.
Zapytałeś mnie też, którzy dokładnie panowie szukają swojego odpowiednika dla kobiecego cyklu. Na to również postarałam się odpowiedzieć, wskazując, które wypowiedzi odbieram w taki sposób i dlaczego.
W odpowiedzi zakończyłeś rozmowę w niezbyt grzeczny sposób.
Ja nie uważam, żeby panowie szukali męskiego odpowiednika dla kobiecego cyklu, bo wiadomo, że taki nie istnieje. Z postów wyczytałem, że mężczyźni uważają, że człowiek powinien umieć nad sobą zapanować w każdej sytuacji (mężczyzna nie może swojego działania usprawiedliwiać popędem seksualnym). Kobiety przechodzące ciężkie PMS napisały, że jest im trudno nad sobą panować w tym czasie. Z dalszych postów można było wyczytać, że przy odpowiednim zrozumieniu siebie, swojego organizmu można zminimalizować problemy z tego wynikające.
Zostałam z poczuciem, że niepotrzebnie włożylam pracę w odpowiadanie na zadane przez ciebie pytania. Odniosłam w tym momencie wrażenie, że nie byłeś zainteresowany tym, co chcę powiedzieć, ani tym, co mnie zraniło. A tak zrozumiałam twoje pytania wcześniej. Twoją odpowiedź konczaca rozmowę odebrałam jako celowo złośliwą. I zrobiło mi się przykro.
Na tą przykrość zareagowałam niedojrzale, odpowiadając złośliwością.
W całym wątku było wiele nadinterpretacji i problemów z dobrym zrozumieniu tego, co chciała przekazać druga osoba. W moim odczuciu Pavel zdał sobie sprawę z tego, że inaczej rozumiecie kierowane do siebie słowa i że nie dojdzie do wzajemnego zrozumienia. Z tego powodu zrezygnował z dalszej "rozmowy".
Chcę też powiedzieć, że w moim odczuciu wiele złośliwości jest także w twoim ostatnim poście skierowanym do mnie. I także on jest w moim odczuciu złośliwy celowo. Rozumiem, że nie zgadzasz się z moją argumentacją, z moim oglądem zjawiska określalnego jako PMS i że nie przekonuje cię moje osobiste doświadczenie. Ani doświadczenie innych kobiet, które PMS przeżyły. Natomiast tak jak uważam swoją złośliwość za niepotrzebą, za taką uważam również i twoją.
Ja nie widzę złośliwości w ostatnim poście Pavla, choć nie ma w nim głaskania. Raczej próbuje Ci zwrócić uwagę na pewne rzeczy.

Ewuryca pisze: 06 gru 2022, 11:26 Firekeeper dla mnie twoje posty są właściwe potwierdzeniem tego że to Ty jako osoba która go doświadczasz musisz nad nim nauczyć się panować i to właśnie robisz. Zobacz jaki ogrom pracy wkładasz aby twoj dom funkcjonał względnie bezpiecznie. Gdybys to Ty postanowiła nic z tym nie robić i dalej robić awantury czy wyrzucać męża z domu to pewnie byłoby już bardzo zle ale dzięki temu ze pracujesz nad sobą inni mają możliwość rownież pracy nad sobą. Nikt nie pisze ze to proste, ale odpowiedzialność jest po twojej stronie. Co do różnicy między twoimi postami a Ruty to osobiście dla mnie twoje posty są dzieleniem się i można się zgodzić bądź nie, ale nie narzucasz nikomu twojego punktu widzenia. Po prostu takie masz zdanie i tyle.
Jestem tego samego zdania.
Z braku rodzi się lepsze!
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1543
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: PMS z przyległościami - wydzielone z: Żona kazała mi się wyprowadzić...

Post autor: Niepozorny »

Ruta pisze: 06 gru 2022, 10:46 Długo oduczałam się i nadal się oduczam "projektowania".

Chodzi o moje własne przekonania, dotyczące powodów działań innych osób, tego co moim zdaniem inne osoby myślą lub czują. Takie przekonania są określane projekcjami.
Ruto warto zastanowić się, na ile rzeczy, które Cię w tym wątku dotknęły, miało wpływ dodawanie swojej wizje, tego co kto pomyślał pisząc dany tekst.

Moja żona uważała, że lepiej ode mnie wie, co ja myślę.
Z braku rodzi się lepsze!
ŻonaS
Posty: 18
Rejestracja: 24 lis 2021, 16:55
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: PMS z przyległościami - wydzielone z: Żona kazała mi się wyprowadzić...

Post autor: ŻonaS »

Obserwuję forum od jakiegoś czasu.
Pytasz Firekeeper jaka jest różnica między twoimi wypowiedziami a Ruty.
Ty nawet jeśli ostro to piszesz w sposób bezpośredni ze swojego doświadczenia i tyle.
Z mojej perspektywy natomiast dużo w postach Ruty tonu moralizatorskiego. W dodatku mimo całej otoczki pokorności, odnosi się wrażenie, że sa to prawdy objawione, jedyne właściwe racje. Często posty Ruty są w formie wykładu, sama sobie stawia problemy i tezy których ja u innych nie odczytuje i na nie odpowiada przez co są bardzo bardzo długie i trudne do przebrnięcia i oddzielenia co jest z doswiadczenia osobistego a co jest częścią hipotetyczna podawaną w formie prawdy nieomylnej.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: PMS z przyległościami - wydzielone z: Żona kazała mi się wyprowadzić...

Post autor: Ruta »

Pisząc o "oduczaniu projektowania", zastanawiałam się, kto napisze, że w rozmowie o PMS dokonywałam projekcji.

Posty mnie dotknęły nie z powodu moich projekcji, ale z powodu tego, co jest tam napisane oraz z powodu sarkazmu i ironii wobec wypowiadających się kobiet. Zarówno treść jak i ton tych komentarzy są faktami sprawdzalnymi.

Gdy zaczęłam odpowiadać mężczyznom podobnym tonem, okazało się to niewłaściwe. Z czym się zgadzam. Z tą jedną uwagą, że jest to niewłaściwe po obu stronach. Gdy zaczęłam stosować złośliwe i nieprzyjemne uogólnienia, okazało się to niewłaściwe. Z czym także się zgadzam, z tą samą uwagą. Jest to niewłaściwe po obu stronach.

W przeciwieństwie do pozostałych kobiet, które tylko delikatnie napisały o poczuciu lekceważenia, wdałam się w grubą i całkowicie zbędną polemikę.

Projekcją jest natomiast zakładanie, że kobiety dzieląc się swoim doświadczeniem dążą do usprawiedliwiania przemocy biologią. Nie tylko żadna kobieta nic takiego nie napisała, ale też wszystkie kobiety te projekcje na bieżąco prostowały. Co nie przeszkodziło w dalszym projektowaniu tego, co kobiety chcą powiedzieć, co komu narzucić i do czego dążą.

Co do PMS żony autora wątku macierzystego. Opisane zachowania dokładnie odpowiadają objawom PMS. Stąd kobiety, które to przeżyły, w odniesieniu do swoich doświadczeń wskazały, że może być to problemem.

Doświadczenie kobiet, które przeszły drogę w stronę ekstremalnego PMS i z powrotem, w tym moje, wskazuje, że skutecznym rozwiązaniem tej sytuacji jest zwiększenie wsparcia dla żony w czasie premenstruacji. Oraz, że problem PMS nie ma nic wspólnego z panowaniem nad emocjami.

Prowadzenie polemiki z czyimś doswiadczeniem i projektowanie zamiarów tej osoby, przypisywanie jej intencji, których nie wyraża jest działaniem jałowym. Mój PMS zakończył się, gdy mój mąż zaczął mnie wspierać. I pozostaje to faktem. Oraz doświadczeniem innych kobiet, których małżeństwa ten problem dotknął. Lub dotyka.

Twierdzenie, że dzieląc się tym doświadczeniem kobiety, w tej liczbie ja, próbują innym mężczyznom cokolwiek narzucić także jest projekcją.
ODPOWIEDZ