Przekazanie informacji nt. rozstania dziecku
Moderator: Moderatorzy
Przekazanie informacji nt. rozstania dziecku
Drodzy Forumowicze,
Internet dużo pisze o przekazywaniu informacji o rozstaniu / wyprowadzce małżonka dzieciom. Że najlepiej razem, jednym głosem, poinformować dzieci o "wspólnej decyzji". A co jeśli to wcale nie jest wspólna decyzja? Jeśli to jednoosobowa decyzja o niewierności, a potem chęci zakończenia małżeństwa? Jak to było u Was, co było pomocne dla Was i Waszych dzieci, a co przyniosło złe owoce? Co pomagało Waszym dzieciom radzić sobie w tej sytuacji? Bardzo, bardzo Was proszę o wsparcie, bo słowa "razem z tatą postanowiliśmy że się rozstaniemy" po prostu nie są prawdziwe. Czy mówiliście dzieciom wspólnie, sami, czy małżonek brał na siebie przekazanie tej informacji?
Internet dużo pisze o przekazywaniu informacji o rozstaniu / wyprowadzce małżonka dzieciom. Że najlepiej razem, jednym głosem, poinformować dzieci o "wspólnej decyzji". A co jeśli to wcale nie jest wspólna decyzja? Jeśli to jednoosobowa decyzja o niewierności, a potem chęci zakończenia małżeństwa? Jak to było u Was, co było pomocne dla Was i Waszych dzieci, a co przyniosło złe owoce? Co pomagało Waszym dzieciom radzić sobie w tej sytuacji? Bardzo, bardzo Was proszę o wsparcie, bo słowa "razem z tatą postanowiliśmy że się rozstaniemy" po prostu nie są prawdziwe. Czy mówiliście dzieciom wspólnie, sami, czy małżonek brał na siebie przekazanie tej informacji?
Re: Przekazanie informacji nt. rozstania dziecku
Witaj Pinus.
Trudny temat.
Ważne też, kiedy powiedzieć, jak powiedzieć, ile dziecko ma lat; i czy w ogóle mówić- bo zależy na jakim etapie jest sytuacja.
Zasada jest taka, żeby nie wciągać dzieci w rozgrywki między dorosłymi.
Na pewno inni forumowicze podzielą się swoim doświadczeniem.
Trudny temat.
Czyli mówić prawdę i nie wyręczać męża w przedstawianiu jego decyzji, dać mu ponieść konsekwencje swoich zachowań.bo słowa "razem z tatą postanowiliśmy że się rozstaniemy" po prostu nie są prawdziwe
Ważne też, kiedy powiedzieć, jak powiedzieć, ile dziecko ma lat; i czy w ogóle mówić- bo zależy na jakim etapie jest sytuacja.
Zasada jest taka, żeby nie wciągać dzieci w rozgrywki między dorosłymi.
Na pewno inni forumowicze podzielą się swoim doświadczeniem.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Matka Teresa
Re: Przekazanie informacji nt. rozstania dziecku
Al la, dziękuję, mam dziecko w wieku szkolnym. Teoretycznie to wszystko zawiera się w kilku wskazówkach, a praktyka.... Bardzo liczę na Wasze doświadczenia. Obawiam się braku współpracy ze strony męża, ma aktualnie inne priorytety. Zdaje się że żeby odejść od żony po X latach, to trzeba samego siebie przekonać że te lata to była pomyłka, nie ma nadziei i "to zła kobieta była". No więc tego przekazywania informacji przez męża się obawiam, że może być spójne z jego aktualnym punktem widzenia sytuacji.
Re: Przekazanie informacji nt. rozstania dziecku
Psychologowie mówili mi na terapii żeby powiedzieć o wspólnej decyzji bo inaczej stawia się ojca w złym świetle. Z tym się nie zgodziłam bo nie będę kłamać. To przecież wprowadza niespójność w tym co pokazuję i przekazuję. Najtrudniej dostosować komunikat do wieku żeby nie mówić zbyt dużo. Ale ja jestem za prawdą. Ja wprost stwierdziłam, że tata ma inne plany niż bycie z nami, z mamą (czyli mną), ale jego kocha i zawsze będą się widywać (trochę z początku nawet brałam na siebie utrzymanie ich relacji - ale za relację z dzieckiem odpowiada dorosły, próbuję przestać kontrolować już ten temat).
Ostatecznie powiedziałam - już dokładnie nie pamiętam jak to ujelam - że każdy ma wolną wolę i musimy się z tym pogodzić, że on tak wybrał, a potem, że się z nim zgadzam (to nie to samo co wspólna decyzja przynajmniej jak dla mnie, plus dziecko widziało całą drogę od mojej niezgody do zgody. O ile można to nazwać zgodą, no ale odbiłam już w stronę sądu biskupiego więc tak to skracam myślowo).
Ostatecznie powiedziałam - już dokładnie nie pamiętam jak to ujelam - że każdy ma wolną wolę i musimy się z tym pogodzić, że on tak wybrał, a potem, że się z nim zgadzam (to nie to samo co wspólna decyzja przynajmniej jak dla mnie, plus dziecko widziało całą drogę od mojej niezgody do zgody. O ile można to nazwać zgodą, no ale odbiłam już w stronę sądu biskupiego więc tak to skracam myślowo).
Re: Przekazanie informacji nt. rozstania dziecku
Nowiutka, dziękuję za podzielenie się doświadczeniem. W jakim wieku było Twoje dziecko? Pytało dlaczego tata nie mieszka z nim? Jeśli tak to co odpowiedziałaś? Możesz coś więcej napisać? Będę bardzo wdzięczna.
Re: Przekazanie informacji nt. rozstania dziecku
Witaj,
Gdy mój mąż postanowił się wyprowadzić, poinformowaliśmy o tym syna, korzystając z porad psychologów (razem, rodzice cię kochają, itd.). Miał wtedy 8 lat. Od syna, później, gdy podrósł, dowiedziałam się, że był to fatalny sposób, a każde nasze słowo czuł "jak wbijany nóż". Samą zapowiedź rozmowy odczuł pozytywnie, cieszył się, myślał, że coś dla niego mamy, może psa o którym marzył.
Syna zachowanie szybko się załamało, mimo postępowania zgodnie ze wskazówkami. Pojawiła się agresja, wycofanie, moczenie. Jedyną osobą, która miała z tego korzyści, był mój mąż, który się łudził, że syn szybko zaakceptuje sytuację, jak będziemy postępować "psychologicznie" i nie będzie dla syna żadnych skutków. Korzyścią dla męża było właśnie takie samorozgrzeszenie w chwili gdy wyrządzał synowi ogromną krzywdę. Mąż mówił, że dzieci "szybko akceptują nowe sytuacje". Dziś wiem, że miał znajomą, interesujacą się psychologią, która mu takie "psychologie" wmawiała. Potem mąż długo nie przyjmował, że syn przeżywa jego odejście i obwiniał za przeżycia i trudności syna jakie się pojawiły mnie.
Ja podczas rozmowy "psychologicznej" czułam się fatalnie. Nie popierałam decyzji męża, a nagle przedstawiałam ją jako wspólną. Kłamałam więc, rzekomo "dla dobra". Jak i we wszystkim innym. Wcale nie identyfikowałam się z niczym z tego, co mówiłam, a co było zaczerpnięte "od psychologów", m.in. że czasem tak się dzieje, że dorośli nie mogą się porozumieć i wtedy się rozstają, że to lepiej niż kłótnie, i że nadal oboje synka kochamy.
Rozmawiałam też z innymi osobami, z którymi rodzice tak rozmawiali i sposób "na psychologa" nie zebrał dobrych notowań.
To okrucieństwo, mówić dziecku: ustaliliśmy z tatą, że rozwalimy ci świat, ale wszystko jest dobrze, czuj się bezpiecznie, kochamy cię. Dziś uważam, że to jest nie tylko okłamywanie dziecka, ale jeszcze próba wmawiania mu, że coś, co nie jest normalne, jest normalne oraz, że coś, co boli, wcale nie boli i nie ma powodu do rozpaczy tam, gdzie dziecko ma pełne prawo do rozpaczy.
Teraz z perspektywy czasu zrobiłabym to inaczej. Rozmawiałabym z synem sama. Powiedziałabym mu prawdę. Że tata postanowił wyprowadzić się z domu. Że jest mi przykro i trudno z jego decyzją. Że nadal go kocham i mam nadzieję, że się pogodzimy. Że sądzę, że tata nadal nas kocha, ale przechodzi trudny czas, pogubił się. Że nie wiem jeszcze, jak będzie wyglądać nasze życie po wyprowadzce taty, i co będzie robił tata po wyprowadzce, ale jestem dorosła, więc wiem, że zadbam o nasze potrzeby, do czasu, aż tata się odnajdzie.
O żadnej naszej późniejszej rozmowie syn nie powiedział już, że czuł się jakby miał wbijane noże. A było jeszcze wiele trudnych rozmów. Z czasem nauczyłam się rozmawiać szczerze, odpowiednio do wieku syna, ujawniając swoje emocje także szczerze, ale bez budzenia w synu poczucia zagrożenia, niepewności i bez obciążania go.
Gdy mój mąż postanowił się wyprowadzić, poinformowaliśmy o tym syna, korzystając z porad psychologów (razem, rodzice cię kochają, itd.). Miał wtedy 8 lat. Od syna, później, gdy podrósł, dowiedziałam się, że był to fatalny sposób, a każde nasze słowo czuł "jak wbijany nóż". Samą zapowiedź rozmowy odczuł pozytywnie, cieszył się, myślał, że coś dla niego mamy, może psa o którym marzył.
Syna zachowanie szybko się załamało, mimo postępowania zgodnie ze wskazówkami. Pojawiła się agresja, wycofanie, moczenie. Jedyną osobą, która miała z tego korzyści, był mój mąż, który się łudził, że syn szybko zaakceptuje sytuację, jak będziemy postępować "psychologicznie" i nie będzie dla syna żadnych skutków. Korzyścią dla męża było właśnie takie samorozgrzeszenie w chwili gdy wyrządzał synowi ogromną krzywdę. Mąż mówił, że dzieci "szybko akceptują nowe sytuacje". Dziś wiem, że miał znajomą, interesujacą się psychologią, która mu takie "psychologie" wmawiała. Potem mąż długo nie przyjmował, że syn przeżywa jego odejście i obwiniał za przeżycia i trudności syna jakie się pojawiły mnie.
Ja podczas rozmowy "psychologicznej" czułam się fatalnie. Nie popierałam decyzji męża, a nagle przedstawiałam ją jako wspólną. Kłamałam więc, rzekomo "dla dobra". Jak i we wszystkim innym. Wcale nie identyfikowałam się z niczym z tego, co mówiłam, a co było zaczerpnięte "od psychologów", m.in. że czasem tak się dzieje, że dorośli nie mogą się porozumieć i wtedy się rozstają, że to lepiej niż kłótnie, i że nadal oboje synka kochamy.
Rozmawiałam też z innymi osobami, z którymi rodzice tak rozmawiali i sposób "na psychologa" nie zebrał dobrych notowań.
To okrucieństwo, mówić dziecku: ustaliliśmy z tatą, że rozwalimy ci świat, ale wszystko jest dobrze, czuj się bezpiecznie, kochamy cię. Dziś uważam, że to jest nie tylko okłamywanie dziecka, ale jeszcze próba wmawiania mu, że coś, co nie jest normalne, jest normalne oraz, że coś, co boli, wcale nie boli i nie ma powodu do rozpaczy tam, gdzie dziecko ma pełne prawo do rozpaczy.
Teraz z perspektywy czasu zrobiłabym to inaczej. Rozmawiałabym z synem sama. Powiedziałabym mu prawdę. Że tata postanowił wyprowadzić się z domu. Że jest mi przykro i trudno z jego decyzją. Że nadal go kocham i mam nadzieję, że się pogodzimy. Że sądzę, że tata nadal nas kocha, ale przechodzi trudny czas, pogubił się. Że nie wiem jeszcze, jak będzie wyglądać nasze życie po wyprowadzce taty, i co będzie robił tata po wyprowadzce, ale jestem dorosła, więc wiem, że zadbam o nasze potrzeby, do czasu, aż tata się odnajdzie.
O żadnej naszej późniejszej rozmowie syn nie powiedział już, że czuł się jakby miał wbijane noże. A było jeszcze wiele trudnych rozmów. Z czasem nauczyłam się rozmawiać szczerze, odpowiednio do wieku syna, ujawniając swoje emocje także szczerze, ale bez budzenia w synu poczucia zagrożenia, niepewności i bez obciążania go.
Re: Przekazanie informacji nt. rozstania dziecku
Ja nie byłem dzięki Bogu w takiej sytuacji.
Blisko natomiast mi do tego co napisała Ruta. Wyciąłbym w swoim przypadku dwa słowa (odgadywanie uczuć współmałżonka), ale co do istoty się z takim podejściem identyfikuję.
Blisko natomiast mi do tego co napisała Ruta. Wyciąłbym w swoim przypadku dwa słowa (odgadywanie uczuć współmałżonka), ale co do istoty się z takim podejściem identyfikuję.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Re: Przekazanie informacji nt. rozstania dziecku
Ruta,
dziękuję - mam dziecko w podobnym wieku jak Twoje... Już teraz widzę w nim zmiany, drażliwość, trudności ze spaniem, problemy z koncentracją itp. Boję się co będzie dalej...
Pavel,
dziękuję za Twoje słowa.
Wasze słowa są przeciwwagą do poppsychologicznych rad z Internetu, jest ich tyle że sama poczułam się zagubiona.
Będę wdzięczna za każdy komentarz.
dziękuję - mam dziecko w podobnym wieku jak Twoje... Już teraz widzę w nim zmiany, drażliwość, trudności ze spaniem, problemy z koncentracją itp. Boję się co będzie dalej...
Pavel,
dziękuję za Twoje słowa.
Wasze słowa są przeciwwagą do poppsychologicznych rad z Internetu, jest ich tyle że sama poczułam się zagubiona.
Będę wdzięczna za każdy komentarz.
Re: Przekazanie informacji nt. rozstania dziecku
Trochę może nie w temacie, ale może kogoś to zainteresuje. Dziś akurat przypada wspomnienie bliskiego mi (nie tylko ze względów geograficznych) błogosławionego Bronisława Markiewicza, wychowawcy dzieci i młodzieży opuszczonej, żyjącego na przełomie XIX i XX w. Od jakiegoś czasu modlę się za jego wstawiennictwem za swojego syna oraz za dzieci znajomych z Sycharu i nie tylko, które doświadczyły rozpadu małżeństwa rodziców. Polecam tego wstawiennika w tego typu sprawach.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Re: Przekazanie informacji nt. rozstania dziecku
Hej
U mnie było tak że powiedziałam ja dzieciom że będziemy żyć osobno z tatą. Pytały dlaczego. Powiedziałam że tata traktował inną paniá jak żonę i mnie to boli bo to ja jestem żoną.
Pytały czy to na zawsze więc powiedziałam że nie wiem. Ale tata zawsze będzie mógł ich odwiedzać w naszym nowym domu i mogą zawsze do niego jeździć jak będą chciały.
Miałam to szczęście że solidaryzowały się że mną. Poczuły to jako zdradę całej rodziny.
Mieliśmy dużo tematów z urządzaniem własnego nowego domu.
Natomiast mąż wziął je też i z nimi rozmawiał. Dokładnie nie znam szczegółów ale one były na niego obrażone. Trudno mi to oceniać czy to dobrze czy źle przeprowadziłam ale bardzo mnie wtedy wsparły.
Wiem też że zwierzały się swoim kolegom. Niestety nie tylko nasza rodzina była rozbita. Między rówieśnikami lepiej było się otworzyć. Najmłodszy 8 lat często płakał po nocach - spał wtedy że mną. Zawsze im powtarzałam że najważniejsze żeby rodzina trzymała się razem i była lojalna.
I ja zawsze będę z nimi bo dla mnie to zaszczyt być mamá takich wspaniałych dzieci.
Nie oceniałam nie potępiałam go przy dzieciach. Jak przychodził byłam w swoim pokoju. W sumie to dały mu niezłą wyćwikę - chyba bardziej niż ja.
A kiedy chciał wrócić to miał wiele warunków ale główny to taki że każdego dziecka zaufanie musi odzyskać.
No...napracował się bo my z tych charakternych jesteśmy.
Może dlatego teraz bardziej to docenia....nie wiem.
Pozdrawiam
U mnie było tak że powiedziałam ja dzieciom że będziemy żyć osobno z tatą. Pytały dlaczego. Powiedziałam że tata traktował inną paniá jak żonę i mnie to boli bo to ja jestem żoną.
Pytały czy to na zawsze więc powiedziałam że nie wiem. Ale tata zawsze będzie mógł ich odwiedzać w naszym nowym domu i mogą zawsze do niego jeździć jak będą chciały.
Miałam to szczęście że solidaryzowały się że mną. Poczuły to jako zdradę całej rodziny.
Mieliśmy dużo tematów z urządzaniem własnego nowego domu.
Natomiast mąż wziął je też i z nimi rozmawiał. Dokładnie nie znam szczegółów ale one były na niego obrażone. Trudno mi to oceniać czy to dobrze czy źle przeprowadziłam ale bardzo mnie wtedy wsparły.
Wiem też że zwierzały się swoim kolegom. Niestety nie tylko nasza rodzina była rozbita. Między rówieśnikami lepiej było się otworzyć. Najmłodszy 8 lat często płakał po nocach - spał wtedy że mną. Zawsze im powtarzałam że najważniejsze żeby rodzina trzymała się razem i była lojalna.
I ja zawsze będę z nimi bo dla mnie to zaszczyt być mamá takich wspaniałych dzieci.
Nie oceniałam nie potępiałam go przy dzieciach. Jak przychodził byłam w swoim pokoju. W sumie to dały mu niezłą wyćwikę - chyba bardziej niż ja.
A kiedy chciał wrócić to miał wiele warunków ale główny to taki że każdego dziecka zaufanie musi odzyskać.
No...napracował się bo my z tych charakternych jesteśmy.
Może dlatego teraz bardziej to docenia....nie wiem.
Pozdrawiam