Świadectwo Udasiek
: 20 sty 2020, 8:57
Na 12 Kroków zapisałam się jak tylko znalazłam stronę sycharową, wówczas nie miałam jeszcze pojęcia o Ogniskach, za to po przewertowaniu archiwum bardzo przemówiły do mnie hasła typu „masz wpływ tylko na siebie”, mimo że jeszcze w ogóle nie umiałam tego stosować Wiadomość o tym, że „dostałam” Kroki przyszła do mnie w momencie, gdy (już po powrocie męża) czułam się tak zmęczona, zagubiona, samotna w moich staraniach, że nie wiedziałam co robić, byłam zupełnie bezradna, ale też pełna gniewu, na skraju wytrzymałości, jak bomba z opóźnionym zapłonem. Kroki wydały się ostatnim kołem ratunkowym.
No i się zaczęło – mozolna praca, zagłębianie się w siebie, analizowanie codziennych „rodzinnych” sytuacji, po których „obrywało mi się”, że może jednak nie miałam racji, może trzeba przeprosić… czyli – nauka bycia żoną, mamą, „lepszą wersją siebie”. Nauka kim właściwie jestem, jakie są moje przekonania, myśli, poglądy – czy je w ogóle mam?? I weryfikowanie tego wszystkiego.
Do tej pory pamiętam swoje zdenerwowanie, gdy stałam pierwszy raz pod oknem parafii w której spotykaliśmy się na „zjazdach” – „o rany zaraz spotkam ludzi którzy o mnie wiedzą więcej niż mąż” Spotkało mnie samo ciepło, wyciągnięte do przytulenia ręce, zrozumienie, ale też stawianie do pionu - nie myślcie sobie! Na krokach dostałam nowe życie – same pytania prowadzą jakąś dziwną ścieżką wprost do Pana Boga, plus prowadzące, które dały nam siebie w pełnym wymiarze swojego czasu i miłości, plus wsparcie grupy – jestem pewna, że to była Boża dłoń która mnie chwyciła pod postacią ludzi.
ZATEM, jeżeli zastanawiacie się czy jest sens, czy to aby dla Was, to nie wahajcie się! Spróbujcie, odważcie się, zaufajcie, poświęćcie czas, nie rezygnujcie. Nie powiem, żeby po Krokach było wszystko pięknie i gładko (nieraz jest ciężko i po grudzie) - ale dla mnie jest to początek prostowania swojego życia, swoich ścieżek, jakby pochylnia do pełniejszego życia, z której już nie ma odwrotu, bo już NIE CHCĘ inaczej niż właśnie tą ścieżką iść
Przejście kroków pokazało mi, że jest we mnie wytrwałość i cierpliwość (też do siebie), a może ich przejście pozwoliło mi te cechy wykształcić. Pozwoliło odkryć siebie i zweryfikować swoje przekonania, wydobyć to, czym warto się kierować, pokazało, że rozwój to powolna zmiana krok po kroku, nic nagle, bez pracy nad sobą i Łaski się nie ma prawa zmienić.
Dziękuję naszym prowadzącym, że znosiły moje tasiemcowe wpisy, dziękuję grupie, że wciąż jest ze mną, i mężowi, że nie obrażał się na moje ślęczenie przy komputerze. Dziękuję Panu Bogu, że mnie zaprowadził tu gdzie jestem teraz
No i się zaczęło – mozolna praca, zagłębianie się w siebie, analizowanie codziennych „rodzinnych” sytuacji, po których „obrywało mi się”, że może jednak nie miałam racji, może trzeba przeprosić… czyli – nauka bycia żoną, mamą, „lepszą wersją siebie”. Nauka kim właściwie jestem, jakie są moje przekonania, myśli, poglądy – czy je w ogóle mam?? I weryfikowanie tego wszystkiego.
Do tej pory pamiętam swoje zdenerwowanie, gdy stałam pierwszy raz pod oknem parafii w której spotykaliśmy się na „zjazdach” – „o rany zaraz spotkam ludzi którzy o mnie wiedzą więcej niż mąż” Spotkało mnie samo ciepło, wyciągnięte do przytulenia ręce, zrozumienie, ale też stawianie do pionu - nie myślcie sobie! Na krokach dostałam nowe życie – same pytania prowadzą jakąś dziwną ścieżką wprost do Pana Boga, plus prowadzące, które dały nam siebie w pełnym wymiarze swojego czasu i miłości, plus wsparcie grupy – jestem pewna, że to była Boża dłoń która mnie chwyciła pod postacią ludzi.
ZATEM, jeżeli zastanawiacie się czy jest sens, czy to aby dla Was, to nie wahajcie się! Spróbujcie, odważcie się, zaufajcie, poświęćcie czas, nie rezygnujcie. Nie powiem, żeby po Krokach było wszystko pięknie i gładko (nieraz jest ciężko i po grudzie) - ale dla mnie jest to początek prostowania swojego życia, swoich ścieżek, jakby pochylnia do pełniejszego życia, z której już nie ma odwrotu, bo już NIE CHCĘ inaczej niż właśnie tą ścieżką iść
Przejście kroków pokazało mi, że jest we mnie wytrwałość i cierpliwość (też do siebie), a może ich przejście pozwoliło mi te cechy wykształcić. Pozwoliło odkryć siebie i zweryfikować swoje przekonania, wydobyć to, czym warto się kierować, pokazało, że rozwój to powolna zmiana krok po kroku, nic nagle, bez pracy nad sobą i Łaski się nie ma prawa zmienić.
Dziękuję naszym prowadzącym, że znosiły moje tasiemcowe wpisy, dziękuję grupie, że wciąż jest ze mną, i mężowi, że nie obrażał się na moje ślęczenie przy komputerze. Dziękuję Panu Bogu, że mnie zaprowadził tu gdzie jestem teraz