Jest niedziela i będzie inaczej
Uruchomcie:
https://youtu.be/RRoTPM0tJNw i pozwalając tłu być tłem powróćcie do poniższego tekstu
Pewien ktoś (ale nie KTOŚ, tylko ,,ktoś,, - czyli statystyczny nikt) wracał z popołudniowej przechadzki po mieście. Zlekceważył czarne gromadzące się od rana chmury, gdyż ich pojawienie się jest coraz częściej dla picu a nie jako znak na zmianę pogody.
Pierwsze krople ucieszyły ktosia.
Wywołały nawet uśmiech ironii, jako że jeszcze przez kilkadziesiąt metrów szedł dosłownie między kroplami deszczu - były jakieś dziwne - takie jakby.. płaskie?
Dziwne spostrzeżenie ustąpiło szybko miejsca następnemu - zaczyna lać!
Co bardziej wyrozumiałe lipy i akacje oferowały swe korony w formie przejściowego parasola.
Ktoś nawet ucieszył się, że zmoknie - lubił to uczucie - a najbardziej latem. Mokry materiał przylegający do równie mokrej skóry dającej czasem wyraz ambiwalentnemu entuzjazmowi przez generowanie skórki - gęsiej.
Oho - pojawiły się drobiny gradu - wpierw słonecznikowe by zgrabnie przejść w grochowe.
Ktoś przycupnął na murku.
Pod drzewkiem.
Obserwował karoserie zaparkowanych aut, poddawanych wzmagającej się kanonadzie kropel wody wspomaganej ciężką artylerią lodowych kulek.
Karoserie pozostały nieugięte, natomiast drzewko udzielające czasowej ochrony dało znak, że ochrona ta właśnie się kończy - bez możliwości odwołania czy apelacji.
Ktoś jak niepyszny salwował się do sutereny schodkami w dół do drzwi nieczynnego już zakładu fryzjerskiego. Framuga drzwiowa zapewniała marną ale pewną ochronę przed siekącym opadem.
Minęła minuta, w trakcie której ktoś zobaczył kompana niedoli - pajączka kuleczkę na długich chudych nóżkach, który pokonawszy mokre źdźbła trawnika, przydreptał murem na skraj framugi i spytał ktosia o pozwolenie na czasowy pobyt.
Jego prośba spotkała się z aprobatą obwarowaną jednak bezwzględnym zakazem dreptania nad głową ktosia.
Pajączek kuleczka wyraził zgodę i już po chwili razem obserwowali trzeciego osobnika - zielonego konika bez jednej nóżki, który swym łażeniem po murku oporowym schodów śmiał się głośno w twarz rachunkowi prawdopodobieństwa trafienia go lodowym głazem.
Ten rechot musiał dojść uszu pajączka kuleczki, gdyż i on po chwili wahania postanowił zakosztować życia na krawędzi i opuściwszy suche schronienie - wdał się ochoczo w pogoń za przygodą po dżungli trawnika.
Zielony konik odbił się gdzieś jedną nóżką i znikł także.
Ktoś westchnął cichutko na wspomnienie dwóch zdrajców, którzy mieli okazję, choć na krótką chwilę, stać się towarzyszami opłakanej/mokrej niedoli. Wybrali mokry trawnik pod ostrzałem. A może po prostu wybrali wolność.
Z wolna wzrok ktosia powędrował z trawnika na metalową balustradę okalającą trawnik.
Zobaczył skapujące krople deszczu. Pojedyncze, powoli, wręcz majestatycznie odpadające od czarnej macierzy perły. Ich króciuteńki lot ku trawie i bezgłośne ,,kap,,
Ktoś spojrzał niewidzącymi oczami i dostrzegł wiatr, który bawił się opadającą wodą coraz gęściej zalewającą schodki, trawnik i wszystko wokół.
Ów wiatr i powodowany przez niego szum zmoczonych koron przenikał się z szumem wodno-lodowej kanonady tworząc przy akompaniamencie przetaczających się grzmotów z owych wykonawców tercet tworzący przecudną symfonię dźwięków, obrazów w końcu... doznań
Czas stanął w miejscu
- Kiedy ja ostatnio WIDZIAŁEM deszcz? - zapytał się w myślach ktoś.
- Zaraz, zaraz to chyba było w dzieciństwie..
Zobaczył słodkie kontury odległych wspomnień i nagle w jakiś irracjonalny sposób zostawił
je i przez ułamek ułamka sekundy poczuł
ŻE JEST