Skoro Jacek pisze, że jest trochę inna, to sama też z ciekawości ją obaczę. Mimo wielu porad w książce na temat, jak rozpoznać ojczysty język osoby, mam problem z precyzyjnym określeniem, który język miłości jest mój, który męża, bo najwyższą ilość punktów mamy oboje w dotyku, a potem kolejne mają tą samą ilość punktów.
=============+===========================
JĘZYK..........................|... MĄŻ...|...JA....
===========+=============================
1. dotyk .......................|....9.......|...9....
------------------------------------_--------------------
2. wyrażenia afirmatywne ...|....7.......|...7....
-------------------------------------_-------------------
3. drobne przysługi ...........|....7.......|...4...
--------------------------------------_------------------
4. dobry czas ..................|....6.......|...9...
---------------------------------------_-----------------
5. podarunki ...................|...1........|...1...
========================================
Faktycznie oboje jesteśmy straszliwie ciepłolubni i przytulający. Ale to sobie dajemy w bardzo dużej ilości. Mimo wszystko jest wciąż czegoś za mało. Z tego mi wychodzi, że ten drugi język też ma znaczenie, mimo że w pierwszym jest działanie. U nas chyba między 3,a 4 punktem jest dysharmonia. Ja ciągle mam żal, że "on ma dla mnie za mało czasu", a on bardzo nerwowo reaguje na tą skargę wyliczając mi, ile robi dla rodziny.... Od paru miesięcy zaczęłam robić takie rzeczy, jak np. wstawanie razem z nim o 5 rano (mimo że do pracy mam później) po to, żeby zrobić śniadanie.
Kłóciłam się do tej pory, nie mogłam wewnętrznie pogodzić z tym, że jeśli posprzątam w domu, ale zrobię to, co ja uważam za najważniejsze, pierwsze w kolejności, reakcja była zawsze średnioentuzjastyczna, kiedy nie został wykonany jakiś drobiazg, o którym mówił. Teraz widzę, że wykonując ten drobiazg, a nawet jeśli nie zdążę innych rzeczy, zbieram "plusy dodatnie"
Trudno mi się z tym było pogodzić, bo odczuwałam to jako walkę o władzę, że on sobie życzy porządku w jednym kącie bardziej niż w innym.... hm... Druga sprawa, myślałam, że chce, żebym robiła w domu tyle, co jego matka (która była tylko w domu i nie pracowała, a ja pracuję). Teraz coś mi świta, że to chyba po prostu jego język jest. Zawsze mnie wszędzie podwozi, jeśli może, załatwia recepty, inne sprawy, chociaż przecież ja też to mogę zrobić.... A ja jestem wciąż głodna po prostu wspólnego czasu.
Może to nikomu niepotrzebne, ale jak sobie tak wypisałam, to tak po babsku lepiej mi się myślało i rysowało przed sobą to wszystko...