pomoc mężowi
Moderator: Moderatorzy
pomoc mężowi
Witajcie. Piszę w takiej sprawie. Mój mąż pochodzi z rodziny alkoholowej, miał ciężkie dzieciństwo. Teraz po latach widzę w nim dużo zranień. Nie jestem psychologiem, ale tak myślę, że to z zranienia z dzieciństwa. Nie radzi sobie z trudnymi emocjami, dużo narzeka, marudzi, wszystko widzi w czarnych barwach, dużo porównuje się z innymi (wszyscy mają lepiej), ma dużo kompleksów, niskie poczucie własnej wartości. Każdą próbę rozmowy traktuje jako atak na siebie. Mimo, że uważa się za wierzącego nie praktykuje sakramentów. Myślę, że nie umie stanąć przed sobą w prawdzie, dostrzec problemu. Szuka relaksu w grach na konsolach, kupowaniu nowych rzeczy itd. Kiedyś modliłam się o Jego nawrócenie, ale teraz widzę, że modliłam się o to, by On się zmienił, bo wtedy mi byłoby łatwiej. Teraz widzę to inaczej. Sama zaczęłam pracować nad sobą, nawracać się, pogłębiać relację z Bogiem, dbać o rozwój osobisty, czytać wartościowe książki. Teraz nie chcę Jego zmiany, by mi było lepiej, ale by Jemu było lepiej. Zaczęłam pod Jego trudnymi emocjami, którymi mnie ranił, widzieć po prostu Jego poranione serce. I jest mi zwyczajnie Go żal, gdy tak się szarpie sam ze sobą, zadręcza się porównaniami z innymi. Wiem, że taki opis też nie odda tego w całości. Czy poza modlitwą jestem w stanie jakoś Mu pomóc? Wiem, że na siłę nikomu nie pomogę. Wiem, że to On musiałby zrobić ten pierwszy krok, by zobaczyć w prawdzie swoje zranienia i podjąć decyzję o pomocy i otworzyć serce na Bożą łaskę. Ale żadna rozmowa nic nie daje. Nie ma szans namówić Go na terapię.
Re: pomoc mężowi
Witaj Melpomene.
Podoba mi się Twoja droga i bardzo świadome myślenie o dysfunkcji Twojego męża, który jest DDA.
Tego, co Ty widzisz, mąż nie musi zobaczyć, jego myślenie i potrzeby są inne, na miarę swoich zranień, których on tez może nie dostrzegać.
Modlitwa i Twoja wiedza- to dużo, obyś Ty też czerpała z tego siłę.
W 2017 rekolekcjonistą na naszych rekolekcjach wspólnotowych był ks. Grzegorz Polok, autor tej strony https://rozwinacskrzydla.pl/rozwinac-sk ... ka-online/, a tu są konferencje https://www.youtube.com/watch?v=mzHkQut ... JVx0uxOiHy. Może znajdziesz tam wskazówki dla siebie?
Pozdrawiam, na pewno wesprą Cię nasi forumowicze.
Pamiętaj też, że internet nie jest anonimowy, zwróć uwagę na niepodawanie charakterystycznych szczegółów.
Podoba mi się Twoja droga i bardzo świadome myślenie o dysfunkcji Twojego męża, który jest DDA.
To prawda, jak on nie zechce zadbać o siebie, Ty nic nie zrobisz.Teraz nie chcę Jego zmiany, by mi było lepiej, ale by Jemu było lepiej.
Tego, co Ty widzisz, mąż nie musi zobaczyć, jego myślenie i potrzeby są inne, na miarę swoich zranień, których on tez może nie dostrzegać.
Modlitwa i Twoja wiedza- to dużo, obyś Ty też czerpała z tego siłę.
W 2017 rekolekcjonistą na naszych rekolekcjach wspólnotowych był ks. Grzegorz Polok, autor tej strony https://rozwinacskrzydla.pl/rozwinac-sk ... ka-online/, a tu są konferencje https://www.youtube.com/watch?v=mzHkQut ... JVx0uxOiHy. Może znajdziesz tam wskazówki dla siebie?
Pozdrawiam, na pewno wesprą Cię nasi forumowicze.
Pamiętaj też, że internet nie jest anonimowy, zwróć uwagę na niepodawanie charakterystycznych szczegółów.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Matka Teresa
- Niepozorny
- Posty: 1184
- Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
- Jestem: w separacji
- Płeć: Mężczyzna
Re: pomoc mężowi
Witaj Melpomene!
Wybacz, że nie odniosę się bezpośrednio do twojego pytania, ale przeczytałem twój post i w oczy rzuciło mi się to, że zaimki związane z twoim mężem piszesz wielką literą. Rozumiem, że zwracając się do kogoś, pisze się np. Cię, Tobie itp., jako wyraz szacunku, ale (zakładam, że) tu twojego męża nie ma. Ja stosuję podobny zabieg jak Ty (i z moich obserwacji wynika, że wiele osób na forum również), jedynie pisząc o Bogu. To rodzi pytanie, czy swojego męża nie postawiłaś zbyt wysoko w hierarchii ważności.Melpomene pisze: ↑13 paź 2023, 13:30Kiedyś modliłam się o Jego nawrócenie, ale teraz widzę, że modliłam się o to, by On się zmienił, bo wtedy mi byłoby łatwiej. [...] Teraz nie chcę Jego zmiany, by mi było lepiej, ale by Jemu było lepiej. Zaczęłam pod Jego trudnymi emocjami, którymi mnie ranił, widzieć po prostu Jego poranione serce. I jest mi zwyczajnie Go żal, gdy tak się szarpie sam ze sobą, zadręcza się porównaniami z innymi. Wiem, że taki opis też nie odda tego w całości. Czy poza modlitwą jestem w stanie jakoś Mu pomóc? Wiem, że na siłę nikomu nie pomogę. Wiem, że to On musiałby zrobić ten pierwszy krok, by zobaczyć w prawdzie swoje zranienia i podjąć decyzję o pomocy i otworzyć serce na Bożą łaskę. Ale żadna rozmowa nic nie daje. Nie ma szans namówić Go na terapię.
Z braku rodzi się lepsze!
Re: pomoc mężowi
Witaj Melpomene,
Nie mam pojęcia, czemu zajrzałam na dział różne, bo zwykle tego nie robię, a tu twój post
Dotyka tego, z czym ja się borykałam w małżeństwie. Napiszę ci jak jest u mnie.
Byłam i pozostaję przekonana, że mój mąż potrzebuje leczenia w związku z uzależnieniami. Próbowałam najróżniejszych rzeczy, by podjął terapię. Namawiania, przekonywania, przymuszania. W końcu osiągnęłam sukces. Połowiczny. Mąż podjął terapię, ale potem z niej zrezygnował. A potem odszedł od rodziny i kontynuuje swoje uzależnienia poza domem.
Przez wiele lat chciałam mężowi "pomóc" i rozważałam, co dla niego dobre, co potrzebuje w nim zmiany, jakie terapie by mu pomogły, jak ja mogłabym mu pomóc. Równocześnie byłam na mężu zawieszona. To oznacza, że nie wyobrażałam sobie życia bez niego, byłam zależna od jego ocen, nastrojów, decyzji, nie stawiałam granic.
Żona, która chce mężowi "pomóc", w swoich oczach zwykle jest kochającym aniołem. Z perspektywy męża wygląda to zwykle inaczej. Polecam ci książkę Beattie Melody "Współuzależnienie, przewodnik dla nowego pokolenia."
Teraz wiem, że nie jestem męża terapeutką, lekarką, ani nikim takim. Jestem żoną. Uczę się kochać męża takim jakim jest i zarazem chronić się przed tymi jego zachowaniami, które mnie ranią, zamiast je znosić.
Równocześnie pracuję nad sobą. Jest nad czym. Skala trudności męża obrazuje zwykle skalę trudności żony. Te żonine dysfunkcje, w tym i moje, są mniej spektakularne od mężowskich, ale są. Dlatego warto podjąć pracę nad sobą. To krok w dobrym kierunku
Super, że to dostrzegłaś sama.
Może masz ochotę pochodzić na spotkania w ognisku Sychar, może jest jakieś w twojej okolicy? Mi te spotkania pomagały, i nadal pomagają. To rodzaj grupy wspracia, a zarazem znacznie to więcej - wspólnota.
***
W tym kąciku forum ruch jest mniejszy. Jeśli chcesz zgościć na forum na dłużej, to może warto wątek przenieść do częściej odwiedzanego działu? Warto też poczytać inne wątki. Choć akurat wątki osób wychodzących ze współuzależnienia są długie, ciężkie i mogą wyprowadzać z równowagi. To zwykle zapis dłuuuuuugiej drogi do zdrowia... żony. Niekoniecznie męża.
Z drugiej strony, gdy żony zdrowieją, mężowie też z tego korzystają, a też z czasem część mężów z własnej woli podejmuje terapię. Ale nawet i bez terapii męża, gdy żona nad sobą pracuje, jakość jej relacji z mężem wzrasta. U mnie akurat wzrasta na odległość, ale zdecydowanie wzrasta
Nie mam pojęcia, czemu zajrzałam na dział różne, bo zwykle tego nie robię, a tu twój post

Byłam i pozostaję przekonana, że mój mąż potrzebuje leczenia w związku z uzależnieniami. Próbowałam najróżniejszych rzeczy, by podjął terapię. Namawiania, przekonywania, przymuszania. W końcu osiągnęłam sukces. Połowiczny. Mąż podjął terapię, ale potem z niej zrezygnował. A potem odszedł od rodziny i kontynuuje swoje uzależnienia poza domem.
Przez wiele lat chciałam mężowi "pomóc" i rozważałam, co dla niego dobre, co potrzebuje w nim zmiany, jakie terapie by mu pomogły, jak ja mogłabym mu pomóc. Równocześnie byłam na mężu zawieszona. To oznacza, że nie wyobrażałam sobie życia bez niego, byłam zależna od jego ocen, nastrojów, decyzji, nie stawiałam granic.
Żona, która chce mężowi "pomóc", w swoich oczach zwykle jest kochającym aniołem. Z perspektywy męża wygląda to zwykle inaczej. Polecam ci książkę Beattie Melody "Współuzależnienie, przewodnik dla nowego pokolenia."
Teraz wiem, że nie jestem męża terapeutką, lekarką, ani nikim takim. Jestem żoną. Uczę się kochać męża takim jakim jest i zarazem chronić się przed tymi jego zachowaniami, które mnie ranią, zamiast je znosić.
Równocześnie pracuję nad sobą. Jest nad czym. Skala trudności męża obrazuje zwykle skalę trudności żony. Te żonine dysfunkcje, w tym i moje, są mniej spektakularne od mężowskich, ale są. Dlatego warto podjąć pracę nad sobą. To krok w dobrym kierunku

Super, że to dostrzegłaś sama.
Może masz ochotę pochodzić na spotkania w ognisku Sychar, może jest jakieś w twojej okolicy? Mi te spotkania pomagały, i nadal pomagają. To rodzaj grupy wspracia, a zarazem znacznie to więcej - wspólnota.
***
W tym kąciku forum ruch jest mniejszy. Jeśli chcesz zgościć na forum na dłużej, to może warto wątek przenieść do częściej odwiedzanego działu? Warto też poczytać inne wątki. Choć akurat wątki osób wychodzących ze współuzależnienia są długie, ciężkie i mogą wyprowadzać z równowagi. To zwykle zapis dłuuuuuugiej drogi do zdrowia... żony. Niekoniecznie męża.
Z drugiej strony, gdy żony zdrowieją, mężowie też z tego korzystają, a też z czasem część mężów z własnej woli podejmuje terapię. Ale nawet i bez terapii męża, gdy żona nad sobą pracuje, jakość jej relacji z mężem wzrasta. U mnie akurat wzrasta na odległość, ale zdecydowanie wzrasta

Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości