Ja w maju odpisywałam na pozew mojego męża.
Co było dla mnie ważne to pisanie tego co czuję, jakimi wartościami się kieruję oraz to, żeby w niczym nie oskarżać męża.
Pisać
fakty bez oceny, bez wytykania, bez pretensji. To trudne, ale możliwe. Nie wiem ile lat już żyjecie w kryzysie (my co najmniej 6 lat i od roku w separacji sądowej), ale jak się ma już pewne rzeczy przepracowane u siebie to jest łatwiej (ja 4 lata w Sycharze, sporo pracy wykonałam i ciągle się uczę i poznaję siebie).
Powoływałam się na sakrament małżeństwa, na treść przysięgi, na to, że ślubowaliśmy sobie na dobre i złe, że obiecaliśmy także nasze dzieci wychowywać w wierze katolickiej (co na dwóch chrztach jeszcze potwierdziliśmy), a rozwód jest sprzeczny z naszą wiarą. Jest złem moralnym, jest zły dla dzieci. Godząc się na niego zaprzeczę wszystkiemu w co wierzę i nie będę umiała sobie spojrzeć w oczy. Miłość to postawa, a nie "motylki w brzuchu". Skoro zdecydowałam się kochać męża i nim zaopiekować, to już na zawsze. Tak samo dzieci się przyjmuje na świat i je obdarza miłością. Droga wspólna jest trudna i w małżeństwie i rodzicielstwie, ale ani z tego powodu nie wymieniam męża, ani dzieci
Napisałam, że jestem otwarta na wspólną terapię, której nigdy jeszcze się nie podjęliśmy, że jedynym dobrym rozwiązaniem dla dzieci jest pełna rodzina. Nie licytowałam kto jest lepszym rodzicem, nie wytykałam błędów. Sama je, jako matka, popełniam, więc nie byłoby to uczciwe.
Mój plan jest taki: trzymać się prawdy. Stanęłam w prawdzie już przed sobą i Bogiem. Chcę być wierna swoim postanowieniom, przekonaniom, wartościom. Nie będę handlować rozwodu za mieszkanie, dzieci, cokolwiek. Jestem zawierzona Jezusowi i Maryi i ufam, że Oni z każdej trudnej sytuacji mnie wyciągną. Do końca chcę bronić swojej postawy. Nie chcę wojny. Tylko obrona. Tyle i aż tyle. Nie mam nawet adwokata, bo nie chcę, aby nasza sprawa przerodziła się w wojnę. Chcę spróbować się sama obronić. Mam też świadomość, że po cywilnemu nasze małżeństwo już nie istnieje i sąd może na 1 rozprawie orzec rozwód, ale liczy się to, że ja będę wierna do końca Bogu, przysiędze i sobie.
Powodzenia.
ps. Ja pisałam odpowiedź tydzień. Ten czas jest potrzebny, aby przemyśleć i nie dać się prowadzić emocjom i zranionej dumie...