No dobrze, s-zono i Jacku, posypuję głowę popiołem i wycofuję się rakiem, ale też trochę bronię. Nie chodzi o składanie na dzieci, nawet dorosłe, ciężaru naszego dramatu, przede wszystkim decyzji. Przed udziałem w tym, poczuciem współodpowiedzialności za sytuację, trzeba je bezwzględnie chronić. Żeby lepiej pokazać, co mam na myśli, opowiem tu krótko swoją aktualną sytuację i udział moich dzieci.
Szczegóły są w moim wątku,
viewtopic.php?f=10&t=541&start=195
ale rozrzucone na kilkudziesięciu stronach, od 14-tej poczynając, więc je tu streszczę.
W rodzinnym domu moich rodziców, którego teraz jestem współwłaścicielem (żona nie, bo to darowizna), są trzy samodzielne mieszkania. Jedno moich rodziców: obejmuje część parteru i pierwsze piętro. Drugie moje na części parteru, tu mieszkaliśmy całą rodziną od kilkunastu lat, potem synowie się wyprowadzili, a ostatnio żona praktycznie też, choć jeszcze tu bywa i trzyma swoje rzeczy; twierdzi, że wciąż tu mieszka. Trzecie na strychu, gdzie mieszkała kiedyś moja siostra z mężem i dziećmi. Uzgodniliśmy, że ja z żoną przeprowadzimy się na strych, a starszemu synowi z jego żoną oddamy w użytkowanie to mieszkanie na dole, w którym spędził połowę swojego dzieciństwa. Natomiast młodszy będzie mógł dzięki temu zamieszkać w dwupokojowym mieszkaniu w bloku, które ja odziedziczyłem i w którym teraz mieszka starszy syn z żoną. Zamiast płacić za wynajem komuś będzie na własnym i jeszcze może zaprosić kogoś. Zacząłem przygotowania do tych zmian. Potem żona nagle zmieniła zdanie i wycofała swoją zgodę mówiąc wprost, że robi mi na złość. Ja odpowiedziałem, że ustalony plan i tak zostanie zrealizowany. W to wszystko były jednak mocno wciągnięte nasze dzieci, szczególnie starszy syn i jego żona. Przekazałem swoje stanowisko i jego uzasadnienie jemu i następnie też bezpośrednio jego żonie, bo tak chcieli. Drugi chciał tylko krótką informację i też taką otrzymał. To jednak nie do końca wyczyściło sytuację, bo żona zaczęła grać dziećmi i robi to do tej chwili. Mówi i pisze im, że dzieje jej się krzywda, że jest wyrzucana z domu, że to jest znęcanie się nad nią i żeby w tym nie brali udziału. Obaj synowie zostali w ten sposób postawieni w trudnej sytuacji. Żeby było jasne, że nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za moje decyzje mieszkaniowe, poinformowałem wszystkich, że mieszkanie na dole zostanie opróżnione niezależnie od tego, czy starszy syn zdecyduje się tam wprowadzić, czy nie. Może więc powstać taki dziwny układ, że ja zmuszę żonę do opuszczenia mieszkania wbrew jej woli, choć potem nikt w nim nie zamieszka. Pretensja żony do mnie będzie więc w tym wypadku jeszcze większa, szansa na pojednanie jeszcze spadnie. Jest to jednak konieczne, aby w najmniejszym stopniu nie obciążać dzieci ciężarem moich decyzji, wpływających w sposób zasadniczy na przyszłość naszego małżeństwa.
Mam nadzieję, że ten przykładem jednoznacznie potwierdzam zdanie s_zony i Jacka, że nie wolno obarczać dzieci, nawet dorosłych, ciężarem naszego kryzysu.
Jednocześnie starszy syn sam często pyta, jak się układa między nami i jak sobie z tym radzę. Nie ucinam tych rozmów, chętnie je podejmuję. Uważam, żeby nie wchodzić w niepotrzebne szczegóły, żeby nie nastawiać go przeciwko mamie, żeby mówić o niej z miłością. Jest o tyle łatwiej, że nie jestem w dołku, nie mam potrzeby wylewania swojego bólu. Trochę go jest i o nim też mówię, ale jako o czymś, z czym sobie dobrze radzę.
Młodszy nie chce w ogóle rozmawiać o tych sprawach, więc tak też jest - choć z nim mam częstszy i bliższy kontakt.
Sugerując Mice sięgnięcie w jej osamotnieniu do pomocy dorosłych dzieci miałem więc na myśli potraktowanie ich - na tyle na ile okażą się same gotowe i chętne - jako towarzyszy do rozmowy o niektórych trudnych sprawach. To może dotyczyć samotnych wieczorów, trudności organizacyjnych czy materialnych, dodatkowych kłopotów i trosk pojawiających się niezależnie od kryzysu, ale też spraw codziennych i radości, jakie przecież też się zdarzają. Chodzi więc o to, żeby dzieci chronić, podejść do sprawy z wyczuciem, do każdego indywidualnie, ale zarazem nie zakładać z góry, że nie mogą być w tej sytuacji żadnym wsparciem, bo za wszelką cenę trzeba je trzymać jak najdalej.
Było rozwlekle, ale - mam nadzieję - przynajmniej zrozumiale.
Mika pisze: ↑16 lis 2018, 20:58
Co do opisania tego wszystkiego to nie wiem czy ktoś by chciał czytać A co dopiero wydac
Niech się wypowiedzą osoby, które dobrze znają również stare forum, ale ja jeszcze nie spotkałem tak niesamowitej historii, a Twoja postawa w niej jest po prostu piękna i warta ogłoszenia całemu światu.