Post
autor: Pijawka » 10 gru 2018, 9:52
Kochana Bożenko, dziękuję Ci za dobre słowo i świadectwo ( nie jestem pewna czy to jest to świadectwo, które jakiś czas temu oglądałam na YT więc jeśli chcesz możesz podesłać link).
Moja sytuacja się komplikuje, po ludzku patrząc- robi się coraz trudniejsza. Mąż angażuje się w związek z kowalską, sypia z nią i dziećmi u niej w mieszkaniu... "Mój pan kawaler" też coraz bardziej zaangażowany snuje plany na wspólne święta (!)- chociaż jest niewierzący i od lat kościół omija dużym łukiem ( chyba, że ze mną idzie "pozwiedzać") Jest zakochany, w każdej możliwej chwili chce spędzać czas z nami.. a ja jestem w tym zgubiona. Z jednej strony cieszę się, że mam w nim ogromną pomoc w wielu sprawach, miłe towarzystwo, zaradnego faceta, który wiele mi oferuje i który w końcu czuje się komukolwiek potrzebny... a z drugiej strony- czuję i wiem, że "to nie jest TO"..nie mam w sobie do niego takiej miłości...moje serce jest ciągle poślubione mojemu mężowi (!!! aż chciałoby się to wykrzyczeć...) i wiem że to wszystko co pięknie wygląda to budowanie na piasku. Bezczelnie modlę się o zerwanie tych relacji- męża z kowalską i mnie z kowalskim, ale jednocześnie obserwuję jak kolejne "niteczki uwiązania" kotwiczą nas w tych układach z dala od małżeństwa. Szarpię się, miotam, cierpię.. i bezsilnie opadam z rozgoryczeniem zauważając, że mój mąż też nie jest uwolniony ( a może nawet tego nie chce..?) Wspominał kiedyś, że ma "no jakieś tam wyrzuty sumienia czasem"...ale podobnie jak ja- nic z tym nie robi (?). Ja już tylko się modlę, nie widzę innej nadziei. Nie wiem nawet co powinno być pierwsze- zatęsknienie za sobą co da siłę do zerwania z kowalskimi, czy zerwanie z kowalskimi i z czystym sercem zwrócenie się ku współmałżonkowi.. Napewno każde z tych działań musi być poprzedzone zatęsknieniem za Bogiem i pragnieniem nawrócenia. I od tego zaczęłam... modlę się o nasze nawrócenie w pierwszej kolejności.
Przyznam, że w swojej strasznej nędzy moralnej i czarnym dole zagłady w jakim się znajduję podjęłam się 90-dniowej modlitwy duchowego wspierania małżeństw zagrożonych rozpadem. Moje małżeństwo już się rozpadło, umarło, zgniło i zamieniło w próchno, które wiatr rozmiata...ale liczę na to, że moja modlitwa ( najlepsza na jaką mnie obecnie stać) dzięki miłosierdziu Bożemu pomoże innym małżonkom ocalić ich rodzinę. Tak więc czekajcie na łaski, Bóg napewno komuś z Was pomoże.