Obrona bez prawnika w sądzie

Bogu, co boskie, cesarzowi, co cesarskie... Czasami trzeba wkroczyć na drogę prawną, zanim to zrobisz, zajrzyj, zapytaj

Moderator: Moderatorzy

CzysteŚwiatło
Posty: 120
Rejestracja: 22 wrz 2018, 13:53
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Obrona bez prawnika w sądzie

Post autor: CzysteŚwiatło »

To nie są mury. A on nie jest więźniem. Jeśli dopnie swego to już jego sprawa. Najważniejsze, aby miał świadomość, że robi to na własny rachunek. Ja mam czyste sumienie, gdy wiem, że zrobiłam co mogłam, aby go zatrzymać. I tak już jestem na przegranej pozycji. To już nie jest walka o małżeństwo tylko o własną godność i czyste sumienie.
"Panie, przepasz mnie i poprowadź gdzie ja nie chcę pójść"
mare1966
Posty: 1579
Rejestracja: 04 lut 2017, 14:58
Płeć: Mężczyzna

Re: Obrona bez prawnika w sądzie

Post autor: mare1966 »

ĆS pisze :
"Jeśli dopnie swego to już jego sprawa. Najważniejsze, aby miał świadomość, że robi to na własny rachunek. Ja mam czyste sumienie, gdy wiem, że zrobiłam co mogłam, aby go zatrzymać. I tak już jestem na przegranej pozycji. To już nie jest walka o małżeństwo tylko o własną godność i czyste sumienie."

Z tym się zgadzam .
Warto próbować i zrobić tyle , ile się da ( umie ) zrobić .
Co do metody - jedna zadziała w tym , inna w drugim przypadku , albo i nie zadziała .
Na jakąś trzeba postawić .
A dalej ............. cóż ,
mimo wszystko
to nie będzie
koniec świata .
( choć teraz tak się może wydawać )
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Obrona bez prawnika w sądzie

Post autor: rak »

tak śledząc trochę Waszą rozmowę, dołożę też już trochę poza głównym tematem.

Myślę, że rozumiem Ciebie CzysteŚwiatło. W sumie to nawet myślę, że przyjąłem podobną strategię - powolne i bolesne dokładanie granic. Z mojej strony zamiast jednak zacząłem stawiać te b. bolesne (bo jakieś już były) to starałem się najpierw zrozumieć, a później przytulić to zagubione i rozbrykane dziecko i wzmocnić relację (działo się to dużym kosztem własnej psychiki, która odrzucała mnie od żony po takim zranieniu) . Dopiero korzystając ze wzmocnionej więzi (i cały czas ją podtrzymując) zacząć wspólnie bolesny proces dojrzewania, bo to jest w pewnym sensie wspólny proces - obie strony w imię jakiś swoich wzorców i motywacji pozwalały na coraz większe oddalanie się od Ciebie (zazwyczaj można zauważyć ten proces na kilka lat wcześniej, jak nie od początku związku).

I teraz rozumiem CŚ, że masz inną sytuację. Ale tak z perspektywy czasu, a końcowego efektu w sumie dalej nie znam po 1.5 roku "zabawy w te klocki" to ten proces dojrzewania jest b. trudny. Trudno wyskoczyć z dobrej zabawy i w zamian podjąć wysiłek zmiany (tym większej im się lepiej wcześniej bawiło). Dodatkowo małżonek nie jest dobrym materiałem na rodzica, to już trochę późno - dorosłość daje więcej możlwości realizacji planów i mniej kontroli, a w okresie buntu to rodzice są pierwszymi do odstawki... (bo np. wymagają niewygodnych zmian). Więc ponownie to mu się musi zachcieć się zmieniać i dojrzeć, mimo pewnie wielu lat przyzwyczajeń do "zabawy w życie" bez większych własnych konsekwencji. Najtrudniej myślę to właśnie przekonać drugą stronę, że sama chce zmiany, ale nawet to nie zmienia faktu, że i późniejsze procesy są b. trudne i długotrwałe.

Pozostaje mi życzyć powodzenia i duuuużo wytrwałości.
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
CzysteŚwiatło
Posty: 120
Rejestracja: 22 wrz 2018, 13:53
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Obrona bez prawnika w sądzie

Post autor: CzysteŚwiatło »

Rak, bardzo mądre słowa. Niestety moje próby utulenia tego dziecka skutkowały tym, że dziecko szybko okazywało się być kąsającym jadowitym pająkiem. Ot, drobna różnica.
"Panie, przepasz mnie i poprowadź gdzie ja nie chcę pójść"
mare1966
Posty: 1579
Rejestracja: 04 lut 2017, 14:58
Płeć: Mężczyzna

Re: Obrona bez prawnika w sądzie

Post autor: mare1966 »

CŚ pisze :
"dziecko szybko okazywało się być kąsającym jadowitym pająkiem"

......... to szczotką go , szczotką
CzysteŚwiatło
Posty: 120
Rejestracja: 22 wrz 2018, 13:53
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Obrona bez prawnika w sądzie

Post autor: CzysteŚwiatło »

mare1966 pisze: 17 gru 2018, 0:24 CŚ pisze :
"dziecko szybko okazywało się być kąsającym jadowitym pająkiem"

......... to szczotką go , szczotką
Mare, chyba mamy podobne poczucie humoru ;). Tak na marginesie.

A tak na poważnie: coś we mnie chyba ostatnio pękło. Zatoczyliśmy koło. Ja wróciłam do tego samego stanu emocjonalnego w jakim byłam w dniu wyprowadzki, a mój mąż szykuje się do kolejnej delegacji i życia z kowalska na koszt firmy. Zaczął mi sprzedawać dokładnie te same teksty co na początku (że on chciał, starał się, ale ze mną się nie da, ja na nim ciągle wymuszam, jestem toksyczna, awanturuję się o wszystko, nie dostał to czego potrzebował, jest skrzywdzony, a znalazł kogoś kto go rozumie i uświadomił sobie, że nie był ze mną szczęśliwy, a z kimś innym znalazł to szczęście, i że ja ciągle tylko obiecuję poprawę i zmianę, ale on jej wcale nie widzi, a ja jestem egoistką która ciągle myśli o sobie i robi z siebie ofiarę). Uświadomiłam sobie, że i tak w sądzie nie wygram, staję do walki, której wynik znam. Zależy mi na kupieniu czasu - ostatnio dowiedziałam się, że samo odwołanie od decyzji o rozwodzie to ok. 8 miesięcy oczekiwania na rozprawę - więc już chociaż przez to odwołanie swój cel osiągnę. Ponadto nasza mediatorka (gdy się spóźnił na spotkanie) powiedziała mi, że jeżeli on się jeszcze waha i szuka drogi, to ja nie jestem (i nie będę) dla niego drogowskazem. Nic co bym zrobiła nie poprawi mojej sytuacji. Pogorszyć też już się specjalnie nie da (nie mamy dzieci, więc rozwód i tak będzie dla nas zakończeniem relacji). I w sumie to mam w nosie, czy wykorzysta moje słowa w sądzie czy nie. Napisałam mu maila. Siedziałam nad nim 3 dni (łącznie chyba z 8h). Pomyślałam: "Jezu, ja mam to wszystko gdzieś. Teraz narobię bałaganu, a Ty jak będziesz chciał to posprzątasz" i wyrzuciłam wszystko, co mi leżało na sercu. Ale bez sięgania po szczotkę :P. Chyba pierwszy raz w życiu osiągnęłam szczyt asertywności. Wypomniałam mu wszystko, ale w zdystansowany sposób, z podkreśleniem, że jestem gotowa mu pomóc w naprawianiu tego. Powiedziałam mu, że nie jestem toksyczna i mam przyjaciół, którzy to potwierdzą (nawet przed sądem), że sam do mnie nie przyszedł z żadnym problemem, że nie robię z siebie ofiary, tylko rzeczywiście nią jestem, a moje egoistyczne myślenie doprowadziło mnie do zdiagnozowania błędów, jakie popełniłam w naszym małżeństwie i do wszystkich starań, jakie się podjęłam aby je naprawić, więc jeśli mi chce to jeszcze kiedyś zarzucić, to niech ma w pamięci, że dla mnie to jest komplement. Że nie miał prawa rozmawiać o naszych problemach za moimi plecami, jeżeli przede mną udawał, że wszystko jest w porządku, a już na pewno nie miał prawa iść z nową przyjaciółką do łóżka. Zarzucał mi nawet, że nie chce wziąć odpowiedzialności razem z nim za rozpad naszego małżeństwa. To już popłynęłam. Nazwałam po imieniu każdą podłość, jaką mi zrobił i przy każdym zdaniu podkreślałam, że to była jego decyzja, a żadna z tych rzeczy, do których się przyznałam i przeprosiłam (a które z mojej strony doprowadziły do naszego kryzysu) nie uprawnia go do takiego postępowania. Bo tak, przyczyniłam się do kryzysu, ale tylko do połowy, a druga połowa naszego kryzysu to nie jest niefortunny zbieg okoliczności. Ponadto nigdy mu nie powiedziałam, że chcę być okłamywana czy zdradzana, więc nie miał podstaw do tego, aby czuć się zwolniony z obowiązków małżeńskich w stosunku do mnie. I dużo, dużo innych mocnych słów, a każdy akapit zakończyłam zaproszeniem na terapię i naprawę małżeństwa.
Jeżeli i tak ma mnie zostawić - to niech przynajmniej to robi w pełnej świadomości swoich czynów, a nie w bajce o żonce, która mu wszystko wybaczy i będzie go wspierać na nowej drodze życia, a nawet wiernie czekać z obiadem na to, aż mu nie wyjdzie w nowym świecie. Bo to nie jest tak, że on docenia moją wierność i miłość. On uważa, że jemu to się należy i nawet tego ode mnie oczekuje. I tak, oczywiście, że chcę trwać w wierności i miłości nawet, gdy on jest z kowalską. Ale to mu nie daje prawa, aby to wykorzystywać jako swój plan B.
"Panie, przepasz mnie i poprowadź gdzie ja nie chcę pójść"
Jagodzianka

Re: Obrona bez prawnika w sądzie

Post autor: Jagodzianka »

CzysteŚwiatło, czytając Twój post, choć w odbiorze smutny i przejmujący - pomyślałam sobie, że napiłabym się z Tobą herbaty. :)

Trzymaj się, Dziewczyno!
mare1966
Posty: 1579
Rejestracja: 04 lut 2017, 14:58
Płeć: Mężczyzna

Re: Obrona bez prawnika w sądzie

Post autor: mare1966 »

Wytrawne poczucie humoru z nutą goryczy , albo i słodko-kwaśne .
Najwyraźniej starzeję się .

Z reguły dość łatwo mi się w czuć w sytuację , no przynajmniej
tak mi się wydaje .
W waszym przypadku to jakby bajka z innego kręgu kulturowego .
Nie rozumiem tej waszej relacji , tych jego oczekiwań na wsparcie itp.
Oczywiście , słowa kobiety ( też żony ) , cała jej postawa ,
wywierają ogromny wpływ na faceta ,
ale to chyba nie może być jakieś totalne uzależnienie
jak smartfona od ładowarki .

Niestety jest też tak , że ludzie po prostu chyba ,
nie pasują do siebie . Trudno tu kogokolwiek winić .
Z jednymi się ma ten "wspólny język" , jakąś bliźniaczą naturę ,
sposób postrzegania , wrażliwości itp.
Wtedy jest jakby naturalniej , łatwiej .

W tym , że "spotkał" kogoś takiego ( być może ? ) z kim mu łatwiej
nie ma nic dziwnego . Inna rzecz, na jak długo .

Mnie uderza ta jego tak wprost wypowiadana pretensja , że nie jest szczęśliwy .
Wychodzi - że myśli jedynie ( a przynajmniej głównie ) o sobie .
Dziwi mnie też twoja postawa i rola jaką zdawać się przyjęłaś - dostarczycielki szczęścia .
Taki przepływ w jedną stronę jakby .
Poniekąd jakby zamiana ról .
Sądzę , że źródłem są domy rodzinne , wasze .
On się ( z tego co piszesz ) bawi trochę jak chłopczyk .
Teraz pójdzie z zabawkami i pobawi się z koleżanka z piaskownicy obok .
Ale - to tylko na podstawie tego jak ty to widzisz .
A jak on to widzi ???
Tego się nie dowiemy chyba .

Ja bym jednak nigdy nie przesądzał sprawy .
Nie wiemy co się wydarzy , nawet jak jest 99 do 1 .
Życie jest jak ocean , a my znamy tylko naszą wannę trochę .

Paradoksalnie , twoja wierność i postawa ,
sprawia , że tylko tracisz na wartości w jego oczach ,
a tym samym osłabiasz szanse na utrzymanie "związku" .
To musi być układ w jakiejś równowadze , wzajemnych korzyści .
Inaczej się to rozpada .
mare1966
Posty: 1579
Rejestracja: 04 lut 2017, 14:58
Płeć: Mężczyzna

Re: Obrona bez prawnika w sądzie

Post autor: mare1966 »

Jagodzianka pisze :
"CzysteŚwiatło, czytając Twój post, choć w odbiorze smutny i przejmujący - pomyślałam sobie, że napiłabym się z Tobą herbaty. "

Gdybym siedział i rok cały i myślał
to bym tego nie wymyślił .
To tylko kobieta mogła wymyślić .......... herbaty . :)
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13316
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Obrona bez prawnika w sądzie

Post autor: Nirwanna »

mare1966 pisze: 21 gru 2018, 23:36 Jagodzianka pisze :
"CzysteŚwiatło, czytając Twój post, choć w odbiorze smutny i przejmujący - pomyślałam sobie, że napiłabym się z Tobą herbaty. "

Gdybym siedział i rok cały i myślał
to bym tego nie wymyślił .
To tylko kobieta mogła wymyślić .......... herbaty . :)
Podobnie sobie pomyślałam, jak Jagodzianka.
Pięknie się różnimy, czyż nie? :lol:
Paradoksalnie , twoja wierność i postawa ,
sprawia , że tylko tracisz na wartości w jego oczach ,
a tym samym osłabiasz szanse na utrzymanie "związku" .
To musi być układ w jakiejś równowadze , wzajemnych korzyści .
Inaczej się to rozpada .
To myślenie czysto po ludzku, na szczęście ;-) dodajesz mare, ten fragment:
Ja bym jednak nigdy nie przesądzał sprawy .
Nie wiemy co się wydarzy , nawet jak jest 99 do 1 .
Życie jest jak ocean , a my znamy tylko naszą wannę trochę .
Wtedy wszystko pasuje.
Czyli nawet gdy po ludzku coś wydaje się nie do końca logiczne, nie całkiem korzystne, to warto trzymać się Bożego pomysłu na ludzi i ich relacje, na małżeństwo, oddając resztę Jemu. Dopiero wtedy możliwe jest zauważenie Jego działania w swoim życiu - gdy coś co po ludzku nie miało prawa się wyjść, jednak udało się, choć w sposób najczęściej całkiem odmienny od ludzkich pomysłów na udanie się.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
mare1966
Posty: 1579
Rejestracja: 04 lut 2017, 14:58
Płeć: Mężczyzna

Re: Obrona bez prawnika w sądzie

Post autor: mare1966 »

Nirwanno ,
tylko , że różnimy się zasadniczo ,
bo ja nie jestem zwolennikiem istnienia "bożych planów" na nasze życie .
Bóg co miał zrobić , to zrobił .
Resztę czynią sobie ludzie .
I te dobre i wszystkie złe rzeczy .

To my mamy działać , a nie czekać na działanie boże .
I nawet jak coś udało się co się udać niby nie mogło ,
to też można to zwykle naukowo wytłumaczyć .
Takie "cuda" to po prostu odstępstwa od reguły ,
są obecne i zdarzają się CZASEM .

Natomiast , absolutnie nie odmawiam Bogu prawa do interwencji .
Nie mam dowodów też , że nie działa .
Wysnuwam tylko wnioski .
Skoro "dopuścił" do obu wojen światowych itd. itp.
to widać dał ludziom dużą autonomię
i nie ogranicza wolnej woli .
CzysteŚwiatło
Posty: 120
Rejestracja: 22 wrz 2018, 13:53
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Obrona bez prawnika w sądzie

Post autor: CzysteŚwiatło »

Jagodzianka pisze: 21 gru 2018, 23:12 CzysteŚwiatło, czytając Twój post, choć w odbiorze smutny i przejmujący - pomyślałam sobie, że napiłabym się z Tobą herbaty. :)

Trzymaj się, Dziewczyno!
To jest chyba najpiękniejsze w całej sytuacji. Choć całe moje życie kręciło się zawsze wokół mojego męża a ja siebie uważałam za totalnego odludka, to gdy zostałam sama znalazły się całe tłumy ludzi które chciały mnie wysłuchać, wesprzeć i pomóc. To jest Boża Mądrość. Sami sprowadzamy na sobie nieszczęście, a On już zabezpiecza nas przed tym, aby bolało jak najmniej, aby bolało tylko tyle, ile jesteśmy w stanie tego bólu znieść. Dziękuję Jagodzianka :) To na prawdę miłe i urocze :).
mare1966 pisze: 21 gru 2018, 23:30 Wytrawne poczucie humoru z nutą goryczy , albo i słodko-kwaśne .
Najwyraźniej starzeję się .
Ja się definitywnie nie starzeję. Nie dotarłam jeszcze do 3 dekady. A z powodu mojego poczucia humoru miałam dużo problemów i nieprzyjemności - w niczym mi to nie przeszkadzało. Więc raczej nie odbierałabym tego jako objaw starzenia się, a raczej jako właśnie objaw niedojrzałości, takiej pozytywnej oczywiście. Takiej emocjonalnej naiwności (w oczach innych, bo w naszych cel który mamy przed oczami jest jak najbardziej realny), która broni się rękami i nogami przed konformizmem. Tego przecież chce od nas Bóg - byśmy byli jak dzieci, nieświadomi barier. Jak trzmiel, który nie ma świadomości tego, że latając łamie wszelkie prawa fizyczne, ponieważ jego skrzydła są za małe w stosunku do masy jego ciała.
mare1966 pisze: 21 gru 2018, 23:30 Z reguły dość łatwo mi się w czuć w sytuację , no przynajmniej
tak mi się wydaje .
W waszym przypadku to jakby bajka z innego kręgu kulturowego .
Nie rozumiem tej waszej relacji , tych jego oczekiwań na wsparcie itp.
Oczywiście , słowa kobiety ( też żony ) , cała jej postawa ,
wywierają ogromny wpływ na faceta ,
ale to chyba nie może być jakieś totalne uzależnienie
jak smartfona od ładowarki .

Niestety jest też tak , że ludzie po prostu chyba ,
nie pasują do siebie . Trudno tu kogokolwiek winić .
Z jednymi się ma ten "wspólny język" , jakąś bliźniaczą naturę ,
sposób postrzegania , wrażliwości itp.
Wtedy jest jakby naturalniej , łatwiej .
To jest właśnie to, że my tak na zdrowy rozsądek nigdy do siebie nie pasowaliśmy. Sami trochę nie rozumieliśmy tego, czym się kierujemy. I w niczym to nam nie przeszkadzało (dwa trzmiele - nie wiem czemu, ale latamy). Wzięliśmy ślub przed Bogiem - bo sami takiej miłości nie utrzymamy. Potrzebny jest Bóg, aby utrzymać coś, czego źródła sami nie potrafimy znaleźć. Problem się zaczął, gdy tak daliśmy się porwać codzienności, że nie mieliśmy już energii dla naszej relacji. Mój mąż był zawsze wymagający. Zarzucał mi, że go nie akceptuję, że chcę zmieniać na siłę, że jestem z nim dla pieniędzy. A ja tak na prawdę dopiero wczoraj uświadomiłam sobie, że wcale nie jestem w jego oczach podłą [edycja moderacji] zdolną do czegoś takiego (bo zawsze tak to odbierałam). On tak mówił, bo obawiał się, że to prawda. Że jest w nim coś, co sprawi, że go porzucę. Był zawsze zamknięty emocjonalnie i wycofany - bo bał się, że jak się otworzy, a ja zobaczę co nosi w sobie, to ja ucieknę. Jak długo można wytrzymać w całkowitym zamknięciu przed drugą osobą? Rok? Dwa? No okazuje się, że dwanaście lat to maks. Znalazł kogoś, przed kim się otworzył i ta osoba nie uciekła - super! Brniemy w to! Sam stworzył barierę, która nas od siebie oddaliła. Co ja mogę z tym zrobić? Siądę i będę płakać. Plan na dziś :D. Jeżeli sam sobie tego nie uświadomi, to ja nic nie zdziałam. A sobie nie uświadomi sam. Do tego potrzebna jest Łaska. Ode mnie jej nie dostanie - z powodów nader oczywistych.

Tu się dzieje jakiś absurd za absurdem, których sama nie potrafię zrozumieć. Ostatnio koleżanka się mnie spytała, czy zmieniłam zdanie odnośnie rozwodu. Odpowiedziałam, że nie, na co ona mi odparła: "jesteś głupia. To cię wykończy i sama o tym dobrze wiesz". A jedyne co ja sobie w duchu pomyślałam, to że jeśli słyszę takie słowa, to znaczy że jestem na bardzo dobrej drodze. Jeśli jest coś absurdalnego do zrobienia, coś czego nikt by się nie podjął, coś czego nikt nie potrafi zrozumieć - brniemy w to! Alleluja i do przodu. Do boju mały, głupi trzmielu! Albo jak to powiedział św. Tomasz: "chodźmy także i my, aby razem z Nim umrzeć" (J 11,16).
Ostatnio zmieniony 22 gru 2018, 11:20 przez GosiaH, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: nawet zawoalowanym przekleństwom mówimy nie
mare1966
Posty: 1579
Rejestracja: 04 lut 2017, 14:58
Płeć: Mężczyzna

Re: Obrona bez prawnika w sądzie

Post autor: mare1966 »

CŚ pisze :
"Choć całe moje życie kręciło się zawsze wokół mojego męża a ja siebie uważałam za totalnego odludka, to gdy zostałam sama znalazły się całe tłumy ludzi które chciały mnie wysłuchać, wesprzeć i pomóc. To jest Boża Mądrość. Sami sprowadzamy na sobie nieszczęście, a On już zabezpiecza nas przed tym, aby bolało jak najmniej, aby bolało tylko tyle, ile jesteśmy w stanie tego bólu znieść"

Nic nie dzieje się bez powodu , przyczyny .
Oboje weszliście w takie role , jakie odziedziczyliście z domów rodzinnych .
Tak się ludzie "dobierają" .
Tyle , że człowiek się zmienia
i układ który był w jakiejś "równowadze"
nieistotne że chorej , po pewnym czasie już w niej nie jest .
Najpierw występują naprężenia wewnętrzne , a potem to słynne "coś we mnie pękło" ,
czyli przekroczenie stanu granicznego , destrukcja .

Wg. mnie Bóg działa , ale POŚREDNIO .
Już poprzez samą NATURĘ STWORZENIA , jakim jest np. psychika człowieka .
Tak są liczne ZABEZPIECZENIA , jak w systemach komputerowych .
Organizm jest zaprogramowany do reakcji obronnych , samoleczenia itd.
np. potoczne określenie "odbicia się od dna" itp.
To nie są cuda tylko tak działa człowiek .
Podobnie pobiera nauki od życia , najlepiej na własnej ......... .
Metoda bardzo skuteczna .

-------------------------------------------
CŚ pisze :
"To jest właśnie to, że my tak na zdrowy rozsądek nigdy do siebie nie pasowaliśmy. Sami trochę nie rozumieliśmy tego, czym się kierujemy"

Moim zdaniem błąd kardynalny .
Niestety bardzo powszechny .
Inna rzecz , że mając wiedzę i doświadczenie ,
bał bym się ożenić drugi raz , bo człowiek niczego nie przewidzi do końca ,
a mówią że kobieta zmienną jest .
Tak więc warto żenić się z głową , ale gwarancji nie ma nigdy .
Tym niemniej lepiej się już żenić niż nie .
To jak kupowanie na Allegro , ale bez 14 dni na zwrot .

---------------------------------------------
CŚ pisze :
"Jeżeli sam sobie tego nie uświadomi, to ja nic nie zdziałam. A sobie nie uświadomi sam. Do tego potrzebna jest Łaska. "

Ja "łaskę" nazywam mniej dostojnie .
Większość domyśli się jak .


I starość i choroba też jest w tym sensie łaską .
Oto popatrz baranie jaki koniec tutaj cię spotka .
To jest pomoc do myślenia , do zastanawiania się
i podejmowania decyzji .


---------------------------------------------------
CŚ pisze :
"Odpowiedziałam, że nie, na co ona mi odparła: "jesteś głupia. To cię wykończy i sama o tym dobrze wiesz".

Bo to jest inwestycja długoterminowa , z papierami na wykup "po śmierci" .
To jest ryzyko duże , ale procenty jeszcze większe .
Po prostu na coś trzeba postawić .

CŚ ,
na teraz łatwo , ale co będzie za lat 5 czy 15 ....... z tobą , jak się nie uda ?
A może lepiej nie martwić się na zapas . :) ....... za bardzo
Jagodzianka

Re: Obrona bez prawnika w sądzie

Post autor: Jagodzianka »

CzysteŚwiatło pisze: 22 gru 2018, 10:51

To jest chyba najpiękniejsze w całej sytuacji. Choć całe moje życie kręciło się zawsze wokół mojego męża a ja siebie uważałam za totalnego odludka, to gdy zostałam sama znalazły się całe tłumy ludzi które chciały mnie wysłuchać, wesprzeć i pomóc. To jest Boża Mądrość. Sami sprowadzamy na sobie nieszczęście, a On już zabezpiecza nas przed tym, aby bolało jak najmniej, aby bolało tylko tyle, ile jesteśmy w stanie tego bólu znieść. Dziękuję Jagodzianka :) To na prawdę miłe i urocze :).

Może będzie kiedyś okazja, np. na sycharkowych rekolekcjach. :mrgreen: Wesołych Świąt!
CzysteŚwiatło
Posty: 120
Rejestracja: 22 wrz 2018, 13:53
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Obrona bez prawnika w sądzie

Post autor: CzysteŚwiatło »

Mare, czytając Twoje posty mam takie wrażenie, że trochę nie doceniasz wkładu Boga w nasze życie. No owszem, mamy dużą swobodę i wolną wolę. A wszystkie nieszczęścia jakie nas spotykają - w tym rozpad małżeństwa - to nie jest Jego wola, tylko konsekwencje naszych grzechów (jak mi to kiedyś powiedział pewien egzorcysta: sakrament małżeństwa ma taką moc, że szatan w niego nie wejdzie bez mojego pozwolenia. A że ja swoją czujność uśpiłam i przestałam pilnować tego dostępu - konsekwencje ponoszę teraz). I tak, Bóg zaprasza, bardzo subtelnie, do relacji z Nim. I jeżeli my na Jego zaproszenie odpowiemy i pozwolimy mu działać - to działa na maksa. Znajomy ksiądz kiedyś wspomniał, że bez Jego łaski nie byłoby możliwe nawet wychwalanie Go. Wtedy tego nie rozumiałam. Teraz rozumiem. Sama z siebie nie jestem na tyle silna, aby wpaść na pomysł np. dziękowania za wszystko co otrzymuję (między innymi). A już tym bardziej, aby w tym wytrwać. Sama z siebie bym nigdy nie wstała na roraty. I sama z siebie bym nie walczyła o małżeństwo. A jak sama z siebie próbuję budować z Nim relację - no to doświadczyłam już, jak to się kończy.
Ja mam skłonność do wpadania w myślenie w przeciwną stronę - że jak Bóg będzie chciał, to naprawi, co wywołuje u mnie bezczynność. A należy znaleźć złoty środek. Bóg układa moje życie przy współpracy ze mną. Mogę go prosić, a jeżeli to będzie dla mnie dobre, to otrzymam. Działa na tyle, na ile ja Mu pozwolę, a ja powinnam działać na tyle, na ile to przynosi korzyść dla relacji z Nim.

mare1966 pisze: 22 gru 2018, 12:30
CŚ ,
na teraz łatwo , ale co będzie za lat 5 czy 15 ....... z tobą , jak się nie uda ?
A może lepiej nie martwić się na zapas . :) ....... za bardzo
To jest dobre pytanie. Mam pewne plany, które wprowadzę w życie, jak już będzie "po wszystkim". Jak już mój mąż zacznie układać sobie życie na drugim końcu świata. Choć nie ukrywam, że niektórzy zachęcają mnie, abym już zaczęła wprowadzać je w życie, ale mam ogromny dylemat. Nie potrafię rozeznać, czy wprowadzanie ich w aktualnej sytuacji będzie dobre.

Jagodzianka pisze: 23 gru 2018, 0:24 Może będzie kiedyś okazja, np. na sycharkowych rekolekcjach. :mrgreen: Wesołych Świąt!
Mam nadzięję :) Dziękuję i wzajemnie. Wszystkiego dobrego. Niech Bóg się narodzi w Twoim sercu :)
"Panie, przepasz mnie i poprowadź gdzie ja nie chcę pójść"
ODPOWIEDZ