Prośba o pilną pomoc - małżeństwo w rozsypce

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Fino
Posty: 584
Rejestracja: 20 wrz 2017, 7:15
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pilną pomoc - małżeństwo w rozsypce

Post autor: Fino »

I tak, muszę mówić w jakiś taki sposób ze prowokuje męża. Na jakiś kurs komunikacji czy co muszę iść. Natomiast ważne jest tak naprawdę jak się coś powie a nie co. I wtedy z pakowaniem prezentów powiedzialam normalnie, czule a mąż nie zareagował jakoś dziwnie, przystał na pakowanie na następny dzień.
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pilną pomoc - małżeństwo w rozsypce

Post autor: lustro »

Fino pisze: 28 gru 2018, 12:58
lustro pisze: 28 gru 2018, 10:08 Nic Ci nie wmawiam. Powątpiewam... I mam podstawy. To różnica.
Masz prawo wątpić ale w sposób jaki ostatnio napisałaś nie jest zbyt motywujacy ale ok, rozumiem
Fino
A tu cokolwiek było w stanie zmotywować Cię do zmian?
Patrząc na twoje pisanie od 90 stron i ponad 400 dni - nie.
krople rosy

Re: Prośba o pilną pomoc - małżeństwo w rozsypce

Post autor: krople rosy »

Fino pisze: 28 gru 2018, 13:05 Natomiast ważne jest tak naprawdę jak się coś powie a nie co.
To też ważne bo nie wszystko co się pomysli warto ubierać w słowa, choćby w najwytworniejsze.
Czasem trzeba się ugryźć w język i ocenić czy to co chcę powiedzieć może przynieść jakiś dobry skutek drugiemu/nam czy tylko mnie ulgę, że coś powiedziałam/em/dogryzłam/em, zrobiłam/em wyrzut. Licząc że gdy to wypowiem, to druga strona ze skruchą i wyrzutem sumienia szybciutko zareaguje taką reakcją jakiej ja oczekuję....czy się domagam.

Ja się ogromnej cierpliwości uczę przy swoich dzieciach a najbardziej przy synu z charakterkiem. Niejedno słowo może wywołać ogień czy poczucie niezrozumienia więc ważę każdą myśl i każde słowo. Staram się przewidzieć skutek znając dziecko/dzieci i próbuję do każdego z nich znaleźć indywidualną drogę kontaktu.
Czasem się po prostu uśmiechnij gdy coś ciśnie ci się na usta.
I nie rób śmiertelnie poważnej miny przy każdej rozmowie czy pogawędce z mężem.
Umiecie ze sobą żartować? Śmiać się z tych samych rzeczy?
Fino
Posty: 584
Rejestracja: 20 wrz 2017, 7:15
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pilną pomoc - małżeństwo w rozsypce

Post autor: Fino »

lustro pisze: 28 gru 2018, 13:34
Fino pisze: 28 gru 2018, 12:58
lustro pisze: 28 gru 2018, 10:08 Nic Ci nie wmawiam. Powątpiewam... I mam podstawy. To różnica.
Masz prawo wątpić ale w sposób jaki ostatnio napisałaś nie jest zbyt motywujacy ale ok, rozumiem
Fino
A tu cokolwiek było w stanie zmotywować Cię do zmian?
Patrząc na twoje pisanie od 90 stron i ponad 400 dni - nie.
Już może skończmy.
Jagodzianka

Re: Prośba o pilną pomoc - małżeństwo w rozsypce

Post autor: Jagodzianka »

Fino pisze: 28 gru 2018, 13:05 I tak, muszę mówić w jakiś taki sposób ze prowokuje męża. Na jakiś kurs komunikacji czy co muszę iść. Natomiast ważne jest tak naprawdę jak się coś powie a nie co. I wtedy z pakowaniem prezentów powiedzialam normalnie, czule a mąż nie zareagował jakoś dziwnie, przystał na pakowanie na następny dzień.
Fino, może spróbuj się nagrać. Moja mama ma okropny sposób i ton wypowiedzi. Oczywiście - ona tego nie słyszy i obraża się, kiedy jej o tym mówimy. Nagraliśmy ją z bratem podczas jednej z dyskusji. Wiem, że to nią wstrząsnęło. Nami też - bo jakby "z boku" usłyszeliśmy jej ton jeszcze dobitniej i byliśmy zażenowani.

Chodzi o to, że samego siebie się często nie słyszy. Skupieni na emocjach nie przywiązujemy wagi do formy, tonu, a to ma ogromne znaczenie w komunikacji. Ogromne. Bo taki ton rozkazujący, protekcjonalny, sfochowany, sarkastyczny denerwuje KAŻDEGO dorosłego. Bo nikt nie lubi, kiedy się nim komenderuje, strofuje, mówi do niego podniesionym tonem. Moja mama była święcie przekonana, że mówi normalnie. Natomiast my wszyscy czuliśmy się źle podczas rozmów z nią, jak małe dzieci, które się karci.

Pisałaś, że masz problem z komunikacją także z ludźmi z pracy, pisałaś, że jesteś nielubiana - tak ogólnie.

Możliwe, że ten ton, sposób komunikacji jest tego przyczyną, bo przecież wiadomo, że dobra z Ciebie dziewczyna.

Nie wiem tylko, czy wiedząc o tym, że nagrywasz to, co mówisz - nie będziesz się jakoś kontrolować, co zmieni obraz sytuacji. Najlepiej by było mieć możliwość włączonego dyktafonu i o nim... zapomnieć na cały dzień. Tylko czy są takie z tak dużo ilością pamięci?

W każdym razie - spróbuj podążyć tym tropem.

Aha. Mówiąc mężowi, że widzisz, że nie jest zainteresowany pakowaniem prezentów - mogłaś powiedzieć to czule, ale w zasadzie - po co w ogóle? Bo spójrz - to przecież ocena. I to ocena Twoja subiektywna, bo oceniasz jego myśli i zamiary. Skąd wiesz, że nie był zainteresowany, jeśli Ci tego nie powiedział? Bo akurat nie chciał tego robić w dokładnie tym samym momencie, co Ty? Bo nie podszedł, bo nie zapytał? Założyłaś, że tak właśnie jest, oceniłaś jego myśli, których nie znasz i nigdy nie poznasz. I objawiłaś mu swoje przypuszczenia. Mogłaś to powiedzieć czułym tonem, ale wydźwięk jest oczywisty - wiesz lepiej od niego, co czuje i jakie ma zamiary, interpretujesz je na jego niekorzyść i oceniasz go niesprawiedliwie (niesprawiedliwie, bo nie wiesz, do końca, jakie miał zamiary, a nie ma osądu sprawiedliwego bez wiedzy na temat całości).

Dlatego pisałam, że bez przemiany Twojego serca i Twojego wnętrza, nie zrobisz kroku naprzód. Tylko będą takie pozorowane. Udawane.

Ja za późno zaczęłam patrzeć na mojego męża takimi oczami, jakby patrzył na niego Jezus (przynajmniej w tym 1%, bo wiadomo, że nigdy w takim patrzeniu na ludzi nie zbliżę się nawet do Jego poziomi). Patrzyłam na męża jak na kogoś, kto też ma swoje oczekiwania, marzenia. Kto przychodzi do domu i widzi mnie, słucha mnie. I jaki ma obraz, jakie wspomnienia buduję, czy przebywanie ze mną sprawia mu przyjemność, czy raczej przykrości.

Też byłam nastawiona na branie, a kiedy zrozumiałam, że to dobra droga do wygaśnięcia więzi, to już było za późno. Dzisiaj jestem po rozwodzie. Może gdyby mąż też nie był skupiony na braniu jedynie, to można byłoby coś z tego uklecić, bo cierpliwie by na mnie poczekał, aż dojrzeję. No ale nie był - dlatego jest jak jest. Ważne jest więc tempo tego dojrzewania i nieodkładanie na wieczne później zmian. I doświadczenie forumowiczów mówi, że jeśli jest odpowiednio wcześnie, to wewnętrzna zmiana jednego małżonka może uczynić cud naprawy relacji. Jeśli zaś żadne nie chce ustąpić i czeka na zmiany w drugim, albo zbyt długo zwleka z wzięciem życia we własne ręce - to są porażki, czego jestem żywym dowodem.
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pilną pomoc - małżeństwo w rozsypce

Post autor: JolantaElżbieta »

Fino pisze: 28 gru 2018, 13:05 I tak, muszę mówić w jakiś taki sposób ze prowokuje męża. Na jakiś kurs komunikacji czy co muszę iść. Natomiast ważne jest tak naprawdę jak się coś powie a nie co. I wtedy z pakowaniem prezentów powiedzialam normalnie, czule a mąż nie zareagował jakoś dziwnie, przystał na pakowanie na następny dzień.
Mowa jest srebrem, a milczenie złotem. Uwagi w nadmiarze nie są słuchane, wywołują irytację. Rozmowa ma być konstruktywna - robienie uwag, choćby najsłodszym tonem, tylko zlości.
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pilną pomoc - małżeństwo w rozsypce

Post autor: JolantaElżbieta »

Fino, a może zamiast takiej uwagi wystarczyło powiedzieć; kochanie pomóż mi pakowac prezenty?
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Prośba o pilną pomoc - małżeństwo w rozsypce

Post autor: ozeasz »

Ja za późno zaczęłam patrzeć na mojego męża takimi oczami, jakby patrzył na niego Jezus (przynajmniej w tym 1%, bo wiadomo, że nigdy w takim patrzeniu na ludzi nie zbliżę się nawet do Jego poziomi). Patrzyłam na męża jak na kogoś, kto też ma swoje oczekiwania, marzenia. Kto przychodzi do domu i widzi mnie, słucha mnie. I jaki ma obraz, jakie wspomnienia buduję, czy przebywanie ze mną sprawia mu przyjemność, czy raczej przykrości.
Bardzo mocno poruszyły mnie słowa osoby prowadzącej 12 kroków w których brałem udział , kiedy podzieliła się z nami swoim doświadczeniem .
Nie pamiętam dokładnie tych słów ,więc samo przesłanie tylko wyrażę : ta osoba zwróciła uwagę na swoją twarz kiedy wraca współmałżonek , kiedy go wita ,jak ww słowa Jagodzianki, i jak ta osoba zdała sobie sprawę jak ważny jest świadomy uśmiech , często w takich momentach zwykle ja np. nie myślę o swojej fizjonomii ,wyrazie twarzy ,ale słuchając tych słów i wpatrując się w twarz tej osoby prowadzącej zobaczyłem w tym momencie uśmiech i zarazem diametralną zmianę w moim odbiorze .

I zdałem sobie sprawę jak sam w takich sytuacjach reagowałem witając się z żoną , jak bardzo moje nastawienie było ważne w takich momentach, i jak wiele mógł zmienić uśmiech jako celowe uzewnętrznienie dobrych intencji.

A mam świadomość , że mój wyraz twarzy jest zwykle postrzegany jako bardzo poważny ,a wręcz srogi u niektórych .

Warto wykorzystać swoje atuty dla siania ziaren miłości , warto nad tym się zastanowić ,tym bardziej że jako kobieta sama zwracasz pewnie uwagę i na mowę ciała i na mimikę twarzy i sam ton głosu , i mając te zdolności i wiedzę można wykorzystać to, do porozumienia ,a nie poczucia zranienia.

Wiem ze to może brzmieć znów że wymagam czegoś od Ciebie ,nie męża ,ale też nie mam tu możliwości wypowiedzieć się do niego ,gdybym mógł powiedziałbym mu to samo ,okazuj miłość słowem , gestem, działaniem i postawą .

Fino kto zatrzyma spiralę samonakręcającej się złości i wyrzutów , kto weźmie na siebie ciężar nie odpowiadaniem złem za zło ,kto będzie zło zwyciężał dobrem ?

Twojego męża tu nie ma ,czy Ty wspierana tu przez ludzi dobrej woli którzy chcą Ci pomóc i pośrednio waszemu małżeństwu ,którzy poświęcają swoją uwagę ,czas , może nie zawsze potrafiący przekazać to w sposób nieraniący ,chcesz tego ?

Czy chcesz zło dobrem zwyciężać ? Modlić się za tego który może w Twoich oczach ma Cię obecnie w nienawiści ? Błogosławić ,nie złorzeczyć ? Chcesz ? Dobrze czynić temu kto w twoim poczuciu Cię rani i krzywdzi ? Jeśli chcesz ...to Jezus już czeka z pomocą i wsparciem .

Pozdrawiam Cię serdecznie . :)
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pilną pomoc - małżeństwo w rozsypce

Post autor: JolantaElżbieta »

Widzisz Fino, my nie mamy żadnego powodu, żeby bronić twojego męża, ale patrzymy na sytuacje i na niego swoimi oczyma, nie Twoimi :-) Pomyśl, może coś w tym jest. I wtedy zrozumiesz co to znaczy zająć się sobą we właściwym tego słowa znaczeniu. Zmienić pewne rzeczy, postawić się w butach drugiego i pomyśleć jakby to działało na Ciebie. A Twój mąż ma takie samo zadanie. Może też ktoś mu o tym mówi i on chce i robi to? Tego nie wiesz :-)
Fino
Posty: 584
Rejestracja: 20 wrz 2017, 7:15
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pilną pomoc - małżeństwo w rozsypce

Post autor: Fino »

JolantaElżbieta pisze: 28 gru 2018, 16:06 Fino, a może zamiast takiej uwagi wystarczyło powiedzieć; kochanie pomóż mi pakowac prezenty?
Na pewno. Ale wtedy naprawdę nie chciałam mu nic narzucać a skąd, ze mogłabym, ze męża to nie interesuje bo od dawna nic nie bierze w swoje rece - remont mieszkania, jakieś drobne decyzje, zakup prezentów też zainicjowalam (a czekałam sporo żeby dac mu szansę) - dałam propozycje, zaproponowalam też żebyśmy razem pomyśleli a on bez większego wzruszenia, więc uznałam,ze zawsze proszę o jego inicjatywę więc teraz dam sobie na spokój. Dlatego uznałam, ze sama spakuje prezenty.
Fino
Posty: 584
Rejestracja: 20 wrz 2017, 7:15
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pilną pomoc - małżeństwo w rozsypce

Post autor: Fino »

Przyjaciółka powiedziala mi, ze czasem mam moralizatorski ton i używam zbyt trudnych słów dlatego brzmie jak mądrala. Zgadzaloby się - mąż mówi że ciągle prawie mu kazania a ja zdziwiona bo nie jest to moim celem a raczej podzieleniem się doświadczeniem, przemyśleniami.
Fino
Posty: 584
Rejestracja: 20 wrz 2017, 7:15
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pilną pomoc - małżeństwo w rozsypce

Post autor: Fino »

Jagodzianka pisze: 28 gru 2018, 15:13 Dlatego pisałam, że bez przemiany Twojego serca i Twojego wnętrza, nie zrobisz kroku naprzód. Tylko będą takie pozorowane. Udawane.
Tak, sto razy tak. Żal, złość, rozgoryczenie sprawiają że nie potrafię choć bardzo, bardzo chcę. :(
Jagodzianka pisze: 28 gru 2018, 15:13 Ja za późno zaczęłam patrzeć na mojego męża takimi oczami, jakby patrzył na niego Jezus
A jak w ogóle ci się to udało. Tak dosłownie - co zrobiłaś?
krople rosy

Re: Prośba o pilną pomoc - małżeństwo w rozsypce

Post autor: krople rosy »

Fino pisze: 29 gru 2018, 0:23 Przyjaciółka powiedziala mi, ze czasem mam moralizatorski ton i używam zbyt trudnych słów dlatego brzmie jak mądrala. Zgadzaloby się - mąż mówi że ciągle prawie mu kazania
Tak też sobie Ciebie wyobrażam dlatego zapytalam
krople rosy pisze: 28 gru 2018, 14:14 nie rób śmiertelnie poważnej miny przy każdej rozmowie czy pogawędce z mężem.
Umiecie ze sobą żartować? Śmiać się z tych samych rzeczy?
Dużo można sobie przekazać również na luzie, bez ciężkich przemow i kazań.
W toku codziennego życia. Bardziej z intencją poznawania współmałżonka, motywów jego działania ,wyjścia naprzeciw wzajemnym potrzebom niż naciskania i wymuszania czy też oczekiwania nagłej metamorfozy.
Fino
Posty: 584
Rejestracja: 20 wrz 2017, 7:15
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pilną pomoc - małżeństwo w rozsypce

Post autor: Fino »

krople rosy pisze: 29 gru 2018, 10:23
Przyjaciółka powiedziala mi, ze czasem mam moralizatorski ton i używam zbyt trudnych słów dlatego brzmie jak mądrala. Zgadzaloby się - mąż mówi że ciągle prawie mu kazania
Tak też sobie Ciebie wyobrażam dlatego zapytalam
To ciekawe bo w ogóle nie mam się za najmadrzejsza i nie mam celu prawienia kazań.
Ostatnio zmieniony 29 gru 2018, 11:46 przez Lawendowa, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: poprawiono cytowanie
Jagodzianka

Re: Prośba o pilną pomoc - małżeństwo w rozsypce

Post autor: Jagodzianka »

Fino pisze: 29 gru 2018, 0:36
Jagodzianka pisze: 28 gru 2018, 15:13 Ja za późno zaczęłam patrzeć na mojego męża takimi oczami, jakby patrzył na niego Jezus
A jak w ogóle ci się to udało. Tak dosłownie - co zrobiłaś?
Przede wszystkim nie zaczęłabym nawet o tym myśleć, gdyby nie to, że zbliżyłam się do Boga. Słuchając różnych konferencji, Szustaka, chodząc na częste msze, natknęłam się na filmiki na youtube List Boga do kobiety, List Boga do mężczyzny. Oczywiście przesłuchałam też ten drugi i nagle do mnie dotarło, że mój świat i "mój" Bóg, to nie jest tak, że ja jestem w centrum Jego uwagi i że On robi wszystko, aby mi podporządkować cały świat, innych ludzi. Zrozumiałam, że Bóg jest dla każdego.

Wiesz, miałam kiedyś dobrą przyjaciółkę. Niestety, 3 lata temu umarła na białaczkę. Po pogrzebie usiadłyśmy z dziewczynami z paczki i zaczęłyśmy wspominać Hanię, jaka była to fajna osoba, życzliwa, uśmiechnięta i mądra. Powiedziałam, że czuję mocno jej stratę, bo mam wrażenie, że byłam jej ulubioną koleżanką z paczki. Po zdziwionych minach koleżanek spostrzegłam, że popełniłam jakąś gafę. Ale nie - po prostu okazało się, że każda z nas się tak czuła! Hania potrafiła tak zadbać o relację z każdą z nas, że każda z nas czuła się wyróżniona, szczególnie ulubiona. Echs, i znowu się poryczałam. Tęsknię za Tobą, Haniu. :(

Do rzeczy - wchodząc głębiej w relację z Bogiem zobaczyłam, że Bóg dla każdego z nas ma tyle samo uważności i czasu. I np. będąc przy mnie w modlitwach, nie opuszcza nikogo w tym momencie. Wyobraziłam sobie, że Bóg stara się też mojemu mężowi stworzyć najlepszy plan na życie, też by zapewne chciał, aby mój mąż miał troskliwą, kochającą żonę. I wtedy zobaczyłam siebie - roszczeniową, obrażalską czasami, sfochowaną, niezbyt czułą, skupioną zbyt na sobie i na swoich oczekiwaniach. Zrozumiałam, że na 100% nie jestem idealną żoną dla mojego męża, a tymczasem ja oczekuję od Boga, że pomoże mi przemienić mojego męża tak, aby był dla mnie idealny. To tak w uproszczeniu, bo to dziecinne, ale rozumiesz, o co chodzi.

I wtedy przychodziły obrazy, przywoływałam - świadomie i celowo - różne sytuacje, kiedy mogłam rozczarować sobą mojego męża, zawieść go. Zaczęłam zwracać na to, co i jak mówię, jak komunikuję swoje potrzeby. Starałam się stanąć na jego miejscu. Wyobraziłam sobie, że wracam zmęczona do domu i pierwsze, co słyszę, to nie "cześć kochanie, jesteś zmęczona?", ale: "jak zjesz obiad, to coś tam coś tam - jakieś zadanie do wykonania". Itd. itd. takich sytuacji było sporo.

I oczywiście - na początku moja "stara ja" broniła się przed stanięciem w prawdzie i np. od razu odpowiadałam sama sobie: no ale przecież ty też nie jesteś jakoś szczególnie hołubiona, serdecznie witana, często nie usłyszałaś nawet dziękuję po jakimś posiłku, w który włożyłaś wiele inwencji i wysiłku. Od razu zaciemniałam obraz sytuacji, broniąc się przed wzięciem odpowiedzialności za swoje postępowanie.

Rozumiesz - od razu włączał się mechanizm: JA JA JA, MNIE itd. Ale stopniowo było mi coraz łatwiej wypośrodkować sytuację i widzieć ją taką, jaka była. Pomagało mi też wyobrażanie go sobie jako małego chłopca, który dorasta, ma jakieś marzenia w związku ze swoją przyszłością, np. żoną, rodziną. I czy ja mogłam być spełnieniem takich marzeń? Czy naprawdę robiłam wszystko, co w mojej mocy, by tak było? Z ręką na sercu odpowiem, że nie. I nie jest istotne, że i mąż nie wykazał się dojrzałością. Nie ma to znaczenia. Ja odpowiadam za swój kawałek i ten kawałek był słaby. Albo inaczej: mógł być lepszy.
ODPOWIEDZ