5-letnie dziecko...romans w 2013 r......hmmmmmmmmmmmmmmmmm
Bóg się rodzi małżeństwo umiera
Moderator: Moderatorzy
Re: Bóg się rodzi małżeństwo umiera
Ostatnio zmieniony 06 sty 2019, 12:19 przez Lawendowa, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: poprawiono cytowanie
Powód: poprawiono cytowanie
Re: Bóg się rodzi małżeństwo umiera
romans (żony) w 2013 r
Może wtedy byłeś "za dzielny" ?
Może wtedy nie przeżyłeś żałoby ?
Może wtedy "wyłączyłeś" emocje / odczuwanie z ciała ?
Pogody Ducha !
P.S. W pierwszym poscie, wymieniłeś (skrótowo) chronologicznie (najważniejsze) DOZNANE STRATY ...
Dobrze, że to widzisz. Bo jedno z (setek ?) podejść do opisu/diagnozy głębokich stanów depresyjnych to ... historia strat.
Może wtedy byłeś "za dzielny" ?
Może wtedy nie przeżyłeś żałoby ?
Może wtedy "wyłączyłeś" emocje / odczuwanie z ciała ?
Pogody Ducha !
P.S. W pierwszym poscie, wymieniłeś (skrótowo) chronologicznie (najważniejsze) DOZNANE STRATY ...
Dobrze, że to widzisz. Bo jedno z (setek ?) podejść do opisu/diagnozy głębokich stanów depresyjnych to ... historia strat.
Re: Bóg się rodzi małżeństwo umiera
W świetle powyższego myślę, że jego córka ma jednak trochę więcej - jakieś 9-10 lat.Tata_to_Zero pisze: ↑31 gru 2018, 22:19 Czy dobrym pomysłem będzie pamiątka dla córki w postaci bloga lub strony fb (ogranicz. dostęp)
Papier może nie przetrwać te 8~9 lat...
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Re: Bóg się rodzi małżeństwo umiera
Moje subiektywne odczucie, może jestem "nadwrażliwcem" (w niektórych kwestaich) ? :
Wolałbym (gdyby to było o mnie) : "córka Pustelnika" niż "jego córka" ...
P.S. Gdy (praktycznie - koncówka moich wieloletnich najcięższych stanów depresji, spowolnienia) powiedziałem w rozmowie z rodzicami (moja matka jak katarynka: czemu mowisz z zamknietymi oczyma ? uśmiechaj się !!!), że mam depresję i wtedy "to i tamto" jest "normalne" dla tych stanów, to zgadnijcie proszę, jaka była reakcja moich kochających rodziców ?
Siedziałem pomiędzy rodzicami, a Ojciec spojrzał (ponad moją głową) na swoją zonę i spytał : " Po kim ON to ma" ?
Wiem, dla niektórych, to pewnie się czepiam szczególów ...
Re: Bóg się rodzi małżeństwo umiera
Możliwe. Ja to zrozumiałam jako przetrwanie rzeczonego papieru do wczesnej nastoletniości kiedy dziecka zacznie zadawać pytania (zacznie wcześniej, ale wiek ok 13-14 to chyba czas bardziej świadomego stawiania pytań)Lawendowa pisze: ↑06 sty 2019, 12:26W świetle powyższego myślę, że jego córka ma jednak trochę więcej - jakieś 9-10 lat.Tata_to_Zero pisze: ↑31 gru 2018, 22:19 Czy dobrym pomysłem będzie pamiątka dla córki w postaci bloga lub strony fb (ogranicz. dostęp)
Papier może nie przetrwać te 8~9 lat...
Re: Bóg się rodzi małżeństwo umiera
Pełna zgoda i gdyby nick był inny, tak bym napisała. Mam natomiast wewnętrzny opór przed napisaniem Tata _to_zero (i podobnych negatywnych nicków). Słowa mają moc, a ja odbieram wydźwięk tego nicka, jako bardzo negatywne naznaczanie człowieka i każdorazowe użycie go jako potwierdzanie tego.
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Re: Bóg się rodzi małżeństwo umiera
Tato
Specjalnie piszę bez tego "0".
Twoje życie jest w Twoich rękach.
To Twoja sprawa.
Jeśli zechcesz to wyjdziesz z depresji, wyzdrowiejesz.
Jeśli nie zechcesz to nie wyzdrowiejesz, będziesz bezdomny, stracisz dzieci, żonę, rodzinę.
I tyle w temacie.
Nikt za Ciebie tego nie zrobi.
Pewnie Twoja żona próbowała od lat ciągnąć Cię w górę i zmęczyła się? chce abyś w końcu sam zaczął coś robić.
Masz dwa wyjścia: iść w dół, albo iść w górę.
Dobrze, że zostałeś z tym SAM. Bo tylko SAM możesz to zmienić. A właściwie tylko Z BOGIEM.
Może zacznij od zmiany nicka. Z tata to... na Tata w górę?
Specjalnie piszę bez tego "0".
Twoje życie jest w Twoich rękach.
To Twoja sprawa.
Jeśli zechcesz to wyjdziesz z depresji, wyzdrowiejesz.
Jeśli nie zechcesz to nie wyzdrowiejesz, będziesz bezdomny, stracisz dzieci, żonę, rodzinę.
I tyle w temacie.
Nikt za Ciebie tego nie zrobi.
Pewnie Twoja żona próbowała od lat ciągnąć Cię w górę i zmęczyła się? chce abyś w końcu sam zaczął coś robić.
Masz dwa wyjścia: iść w dół, albo iść w górę.
Dobrze, że zostałeś z tym SAM. Bo tylko SAM możesz to zmienić. A właściwie tylko Z BOGIEM.
Może zacznij od zmiany nicka. Z tata to... na Tata w górę?
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Re: Bóg się rodzi małżeństwo umiera
A/ TAK, tu zgoda ...
W sensie "nie prosiliśmy się na ten świat" to prawda .
Ale jak żyjemy i "jako tako" myślimy to warto zauważyć pytanie : CZY CHCESZ ŻYĆ ? DLACZEGO ? I ... czyje to pytanie ? Tu wchodzimy(bynajmniej jest taka szansa) w prawdziwą wiarę/zawierzenie, w odróżnieniu od religii/moralnoścu/pobożniści/psychologii/...
B/ Nie przypominam sobie, aby "tata(...)" tak pisał.
Moje przepucie i odbiór tego "miedzy wierszami" jest całkiem inny/przeciwny ... (Hmmm, to ciekawy czemu tak inny odbiór? Projekcje, czy co ?
Dobrej Niedzieli (dla Ciebie "tata(...)" i dla pozostałych forumowiczów) !
Re: Bóg się rodzi małżeństwo umiera
Powtarzasz słowa Taty_to_wiele - skąd on może wiedzieć, co ona mogła odczuć, czy nie? Siedzi w jej głowie? Skoro powiedziała "dość", to chyba raczej odczuła?A.zelia pisze: ↑05 sty 2019, 23:18no ja w wypowiedziach taty nie widzę, aby całe małżeństwo nie pracował. Wręcz przeciwnie, a w okresie po utracie stałej pracy dorywcze dochody uzupełnił oszczędnościami, które miał wcześniej i żona finansowo nie odczuła jego braku pracy.Jagodzianka pisze: ↑05 sty 2019, 22:27 Jednakże nikt nie rodzi się po to, by być np. takim wsparciem przez cały okres trwania małżeństwa
Poza tym ja pisałam o życiu, jakie jeszcze pozostało. Ty nie jesteś jeszcze żoną, o ile dobrze pamiętam, więc chyba nie rozumiesz, że w małżeństwie nie ma "moich-twoich" oszczędności, bo oboje małżonkowie pracują na wspólne życie. Przejadanie oszczędności to jest właśnie sygnał, że jest źle - jak żona mogła tego nie odczuć, wiedząc, że jej mąż za chwilę nie będzie miał nic, a pracy nie ma i nie zanosi się na zmiany. Wydał 20 tysięcy na terapię, ale nie za wiele to pomogło. A co - jeśli ona nie widziała światła w tunelu?
Przejadanie oszczędności, dorywcze prace, brak perspektyw na stałą to są właśnie elementy, które destabilizują sytuację rodzinną, zwłaszcza tam, gdzie są dzieci i trzeba jeszcze długo pracować, bo czeka wiele lat, kiedy te dzieci trzeba wykarmić, kształcić itd.
Doskonale też rozumiem mężczyzn będących w identycznej sytuacji. Zakładasz rodzinę - to niestety - nie możesz "zawiesić" już na zawsze odpowiedzialności. A jeśli jest tak silna depresja, że nie można pracować, to trzeba starać się o rentę.
Trzeba robić cokolwiek. Usprawiedliwiając i ciągle tłumacząc Autora wątku - osadzasz go w jego sytuacji. Jak rozumiem - nie zależy Ci, aby cokolwiek się u niego poprawiło, zmieniło.
A sugerowanie, że jego córka może nie być jego córką, jest tak podłe, że aż zaparło mi dech.
Re: Bóg się rodzi małżeństwo umiera
Jagodzianka tak się wypowiada, jakby była tą żoną autora Tata_to_zero. Bardzo osobiście.
Zróbmy lepiej coś, żeby stonować dyskusję i zachęcić autora do dialogu, wytężonej pracy i dania światu tego, co najlepsze.
Zróbmy lepiej coś, żeby stonować dyskusję i zachęcić autora do dialogu, wytężonej pracy i dania światu tego, co najlepsze.
Re: Bóg się rodzi małżeństwo umiera
Tato (...) możesz zobaczyć, że ... nie tylko Twoja żona jest ... agresywna
Fakt (osobiste doświadczenie) w depresji źle się znosi czyjąś agresję (ja prosiłem żonę: nie bądź do mnie agresywna ... ) tak jak i wiele innych rzeczy np. ... normalną jazdę samochodem (jako pasażer) która była dla mnie ... za szybka .
P.S. I jak tu może mieć rację ks. M. Dziewiecki, który mówi, że "zła" jest akceptacja, "zła" jest tolerancja, bo dobra jest tylko ... miłość.
Za to co niektórzy nazywają miłością (moje musi być na wierzchu) to ja ... serdecznie ... dziękuję. Wolę jednak ... akceptację
Re: Bóg się rodzi małżeństwo umiera
Może. A może zawinęła żagle jak tylko pojawiły się problemy. Wcześniej też nie chciała ich rozwiązywać skoro miała romans.Jagodzianka pisze: ↑06 sty 2019, 18:32
Powtarzasz słowa Taty_to_wiele - skąd on może wiedzieć, co ona mogła odczuć, czy nie? Siedzi w jej głowie? Skoro powiedziała "dość", to chyba raczej odczuła?
to się zmieni dosłownie na dniachTy nie jesteś jeszcze żoną, o ile dobrze pamiętam
a to zależy. Jak mają rozdzielność majątkową-są moje-twoje oszczędności. Jak oszczędności pochodzą z czasów panieńskich/kawalerskich-tak samo.w małżeństwie nie ma "moich-twoich" oszczędności, bo oboje małżonkowie pracują na wspólne życie.
miał-i tu wbrew temu co piszesz myśłisz na zasadzie moje-twoje. A mi mówisz, że w małżeństwie tego nie ma (co do oszczędności-czasem jest)Przejadanie oszczędności to jest właśnie sygnał, że jest źle - jak żona mogła tego nie odczuć, wiedząc, że jej mąż za chwilę nie będzie miał nic, a pracy nie ma i nie zanosi się na zmiany.
Tata tego nie robi i jestem spokojna o to, że nie zrobi.Zakładasz rodzinę - to niestety - nie możesz "zawiesić" już na zawsze odpowiedzialności.
zależy. Pisałam. Praca. Na początek cokolwiek.Trzeba robić cokolwiek. Usprawiedliwiając i ciągle tłumacząc Autora wątku - osadzasz go w jego sytuacji. Jak rozumiem - nie zależy Ci, aby cokolwiek się u niego poprawiło, zmieniło.
Trzeba, bo żona pokazała swoją postawę, a kryzys-na czym stoi ich związek.
Jak tam jest nie wiem, ale jak mała ma faktycznie 5 lat, żona miała romans w 2013 i córkę zabrała, ale syna, który na pewno jest dzieckiem męża (mniej dla niej ważnym???) to dałoby mi to....do myślenia.A sugerowanie, że jego córka może nie być jego córką, jest tak podłe, że aż zaparło mi dech.
Tak. I nie będę udawać, że jest inaczej. Jak czasokres by się zgadzał i byłaby taka możliwość to w obliczu zdrady żony miałabym prawo mieć i miałabym wątpliwości zaczynając ich rozwianie od testów DNA i ewentualnego pozwu o zaprzeczenie ojcostwa i rozdzielność. Nie przesądzam, tu trzeba znać dokładny wiek dziecka i ramy czasowe romansu.
Re: Bóg się rodzi małżeństwo umiera
Po mojemu, jeżeli Jagodzianka była w powyższych postach agresywna, to nie życzę doznać prawdziwej agresji, nawet tylko słownej.
W moim odbiorze, Jagodzianka w bardzo łagodny sposób przedstawiła możliwe odczucia żony, kobiety. Z moich obserwacji jednak dość typową reakcję. Można sobie pisać jak być powinno, a jak nie, nie zmienia to jednak niemal nic w realiach życia.
Tak jak my nie jesteśmy idealni tak nasi współmałżonkowie również.
I na tym forum jesteśmy właśnie z takich powodów - zarówno nam jak i naszym współmałżonkom nie było blisko do bycia przykładnym mężem czy żoną.
Biadolenie i rzucanie kamieniami we współmałżonka nie da nam nic, poza ewentualną krótką satysfakcją i wygodnym usadzeniu się na pozycji ofiary.
Zrozumienie współmałżonka, jego subiektywnego spojrzenia daje natomiast szansę na zrozumienie drugiej strony, oraz szansę na mądrzejsze działanie.
Ja w swoim kryzysie również nie czułem, aby waga moich przewinień mogła nawet w najczarniejszych snach doprowadzić do takiego finału. Jakoś doprowadziła. Czytałem bliźniaczo podobne inne wątki. Na forum również mi się dostało, zwłaszcza od pań. I co?
Wg mnie to, że bez tego nie poznałbym kobiecego spojrzenia, nie spojrzalbym na siebie uczciwie nie tylko z mojej perspektywy.
A z perspektywy mojej żony nie byłem wcale taki super skoro przestała mnie "kochać" i byle kowalski był atrakcyjniejszą opcją. Bolesne, mogę się z tym zgadzać lub nie, mogę to oceniać jakkolwiek chcę, ale tak właśnie było. Taką nieidealną żonę sam sobie wybrałem. I ona funkcjonowała/funkcjonuje jednak bardziej w oparciu o własny (nabyty do tej pory) światopogląd niż ideały "Jak to być powinno".
W moim odbiorze, Jagodzianka w bardzo łagodny sposób przedstawiła możliwe odczucia żony, kobiety. Z moich obserwacji jednak dość typową reakcję. Można sobie pisać jak być powinno, a jak nie, nie zmienia to jednak niemal nic w realiach życia.
Tak jak my nie jesteśmy idealni tak nasi współmałżonkowie również.
I na tym forum jesteśmy właśnie z takich powodów - zarówno nam jak i naszym współmałżonkom nie było blisko do bycia przykładnym mężem czy żoną.
Biadolenie i rzucanie kamieniami we współmałżonka nie da nam nic, poza ewentualną krótką satysfakcją i wygodnym usadzeniu się na pozycji ofiary.
Zrozumienie współmałżonka, jego subiektywnego spojrzenia daje natomiast szansę na zrozumienie drugiej strony, oraz szansę na mądrzejsze działanie.
Ja w swoim kryzysie również nie czułem, aby waga moich przewinień mogła nawet w najczarniejszych snach doprowadzić do takiego finału. Jakoś doprowadziła. Czytałem bliźniaczo podobne inne wątki. Na forum również mi się dostało, zwłaszcza od pań. I co?
Wg mnie to, że bez tego nie poznałbym kobiecego spojrzenia, nie spojrzalbym na siebie uczciwie nie tylko z mojej perspektywy.
A z perspektywy mojej żony nie byłem wcale taki super skoro przestała mnie "kochać" i byle kowalski był atrakcyjniejszą opcją. Bolesne, mogę się z tym zgadzać lub nie, mogę to oceniać jakkolwiek chcę, ale tak właśnie było. Taką nieidealną żonę sam sobie wybrałem. I ona funkcjonowała/funkcjonuje jednak bardziej w oparciu o własny (nabyty do tej pory) światopogląd niż ideały "Jak to być powinno".
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk