Miłość do nieprzyjaciół w czasie kryzysu

Pomogła Ci jakaś modlitwa? Któryś ze Świętych jest Ci szczególnie bliski?...

Moderator: Moderatorzy

bosa
Posty: 356
Rejestracja: 29 sty 2017, 22:55
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Miłość do nieprzyjaciół w czasie kryzysu

Post autor: bosa »

A kto to jest nieprzyjaciel?
Czy ktoś ,kogo ja nienawidzę, czy ktoś ,kto nienawidzi mnie? Czy ktoś ,kto mi źle życzy? Czy ktoś ,to mnie skrzywdził? Czy ktoś kogo ja uważam za nieprzyjaciela, czy ktoś kto uważa ,że ja jestem jego nieprzyjacielem?
Ja sobie zdałam sprawę,że nigdy nie miałam "nieprzyjaciół", nie docierały do mnie te słowa,że mamy miłować nieprzyjaciół ,bo miałam przy sobie ludzi ,którzy może nie tyle wszyscy byli przyjaciółmi ,ale nie krzywdzili mnie, ja nikogo nie miałam w nienawiści..oczywiście nie wszystkich lubiłam, ale to było nielubienie, a nie jakaś straszna nienawiść.
Dopiero jak mąż mnie zdradził,jak dowiedziałam się o tym ,okazało się że on nienawidzi mnie najbardziej na świecie, czego daje mi dowody na każdym kroku od czasu odejścia...
,No i teściowa jak się okazało jest moim nieprzyjacielem..a i jeszcze kowalska..to już mam trzech nieprzyjaciół w tym sensie ,że mnie skrzywdzili.

wg definicji
nieprzyjaciel
1. «osoba mająca wobec kogoś wrogą postawę»
2. «osoba nieuznająca czegoś lub odnosząca się do czegoś z niechęcią»
3. «wojska przeciwnika w czasie wojny»
Kocham Cię Panie, i jedyna łaska o jaką Cię proszę ,to kochać Cię wiecznie.. św.Jan Maria Vianney
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Miłość do nieprzyjaciół w czasie kryzysu

Post autor: ozeasz »

Myślę ze na podstawie tego co mówił Jezus ,
Łk 6,27-28
"Miłujcie waszych nieprzyjaciół;
dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą;
28 błogosławcie tym, którzy was przeklinają,
i módlcie się za tych, którzy was oczerniają"
nie-przyjaciel ,to nie mój przyjaciel i zarazem nikt obojętny ,a raczej człowiek który z jakiś przyczyn mnie nienawidzi (nie może na mnie patrzeć , mój widok jest dla niego wstrętny ) ,może coś zrobiłem co jest tego przyczyną ,a może nie .

Jest to człowiek jak dalej napisane który może i mnie przeklinać czyli źle mi życzyć i oczerniać czyli dawać fałszywe świadectwo , wypowiada kłamstwa na mój temat , w Mt 5 ,44 jest jeszcze mowa o prześladowaniu ,czyli to już nie przemoc bierna wobec mnie ,ale czynna ,ktoś kto wręcz nastaje na moje życie .

Jednak może jest to też człowiek który nie kocha ,albo kocha mniej ,może to wynikać trudności przetłumaczenia słowa hebrajskiego na grekę , to by tłumaczyło to co Jezus mówi dalej w Mt 5,46 Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią ?
Czyli to wskazywało by na człowieka który po prostu mnie nie kocha i moim obowiązkiem jako ucznia Chrystusa jest uczyć się kochać takich ludzi ,który wobec mnie nie mają postawy miłości .
Lena50" pisze:Kryzys mam za sobą , ale gdyby ktoś w czasie ów kryzysu małżeńskiego walnął mi taki temat...
Miłość do nieprzyjaciół w czasie kryzysu
pognałabym go w diabły.

Magnolia więcej wyczucia i empatii życzę.
Lena tylko o czym to świadczy że tak byś postąpiła ? Jeśli ktoś chce iść za Jezusem nie ma innej alternatywy by Go naśladować ,jeśli tego nie czyni to jest to powód do nawrócenia , nie wiem czy empatia lub stan emocjonalny to stan który chrześcijanina zwalnia z bycia świadkiem ?
Lena50 pisze:Miłość do nieprzyjaciół w czasie kryzysu.....
Temat może i ważny,ale nie dla osób w kryzysie ,którym małżeństwo się wali,gdzie zdrada,przemoc i tym podobne.

Magnolio....rozumie Twoja chęć pomocy,misji jaką Bóg Ci przeznaczył,ale odrobina empatii by się przydała.
Za to w mojej ocenie jest to temat jak najbardziej potrzebny w takiej sytuacji i znów jeśli jesteśmy uczniami Chrystusa , to nie ma zwolnienia na czas kryzysu , czy trudu ,to może oznaczać że W KONFRONTACJI Z RZECZYWISTOŚCIĄ MOJA WIARA OKAZAŁA SIĘ BYC SŁOMĄ .
To nie znaczy walić po oczach cierpiącego ,ale tez nie znaczy pobłażać gdy mój brat czy siostra skrzywdzony źle mówi ,przeklina ,czy źle życzy temu który Go zranił ,czy tak nie postępują celnicy ,mówi Jezus ?
Dla nas wzorem jest Chrystus który z krzyża woła "Ojcze przebacz Im bo nie wiedzą co czynią " i On pozostawia nam nowe przykazanie
J 13,34 Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie.
A jak nas umiłował On ? Gdyśmy jeszcze byli grzesznikami oddał za nas wszystkich życie , to wysoka poprzeczka dla mnie ponad siły ,ale to mnie nie usprawiedliwia jeśli chcę iść za Nim .
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
lena50
Posty: 1391
Rejestracja: 17 sie 2017, 0:29
Płeć: Kobieta

Re: Miłość do nieprzyjaciół w czasie kryzysu

Post autor: lena50 »

Lena tylko o czym to świadczy że tak byś postąpiła ?
Według Ciebie świadczy o jednym......marną chrześcijanką wówczas byłam,jak i moja wiara słomą była......i.......masz rację,ale mimo tej słomej wiary nie nienawidziłam swojego męża,nie złorzeczyłam,nie życzyłam źle i choć sama pomocy wymagałam,pomagałam na ile mogłam.
Nieraz oberwało mi się na forum,że naiwna jestem,zbyt pobłażliwa ,że zdradzaczy usprawiedliwiam.
Nie usprawiedliwiałam, starałam się zrozumieć....i wiesz co?....nie potrzebne mi były do tego cytaty z Bibli.
Czegoś innego od forum oczekiwałam i znalazłam.
Znalazłam ludzi głęboko wierzących,a nie tylko nauczających.
Ludzi ,którzy potrafili w realny ,ludzki sposób spojrzeć na moją sytuacje,a jednocześnie w piękny sposób przedstawić mi działanie Boga.
Wdzięczna im za to dozgonnie będę.
lena50....dawniej lena
Magnolia

Re: Miłość do nieprzyjaciół w czasie kryzysu

Post autor: Magnolia »

Leno, ja rozumiem, że moja osoba bardzo przysłania Ci przekaz, o którym mówię.
Jest to wątek o życiu duchowym, czyli niejako dla wszystkich. Może to, co zacytowałam z portalu teologia.pl nie było do Ciebie, ale czyta to forum wiele osób. Może jednak ktoś przeczyta, gdy będzie szukał pomocy duchowej i może właśnie przypomnienie o miłości nieprzyjaciół mu pomoże. Ja nie wiem.. przypuszczam, że ktoś może nie zważając na formę, moją osobę i pełno innych okoliczności może jednak skorzystać.
Oburza Cię moje nauczanie? Cóż... czasem nauczam, bo wszyscy jesteśmy wezwani do ewangelizacji. Więc nie tyle jest to moje nauczanie, tylko jestem przekazicielem Ewangelii. Staram się ją nieść tam gdzie jej nie ma, gdzie ludzie cierpią bo doznali krzywdy, bo gdzieś zabrakło miłości, bo pojawił się w ich życiu grzech. Właśnie w takiej chwili potrzebują miłości najbardziej.
Miłości Boga, miłości bliźniego i miłości do nieprzyjaciół.... bo tylko one zakotwiczone w Bogu potrafią leczyć.
Sama tego doświadczyłam, kiedy rok temu pękło mi serce (po tym jak na moje wyciągnięte na dłoni serce w zamian otrzymałam nienawiść, błoto i fałszywą ocenę od osoby bardzo mi bliskiej), następnego dnia Bóg wlał w moje serce miłość do nieprzyjaciół. Czułam tą miłość fizycznie, wypełniała mnie. Nie umiem tego lepiej opisać. Nawet nie zdążyłam o nią prosić, nawet przyznaję wcześniej przez myśl mi nie przechodziło by tak kochać ta osobę. Latami nosiłam urazy w sercu. Ale wtedy juz miałam otwarte serce dla Boga. Najwyraźniej Bogu tyle wystarczyło by wlać swoją łaskę.
Tak, cierpiałam, pęknięte serce potrzebuje czasu by się zabliźniła rana. Musiałam przestać się kontaktować z tą osobą, co było dodatkowym powodem cierpienia. Ale jak to tu się nazywa "odwiesiłam się emocjonalnie" w tym czasie. Po 8 miesiącach doszło do pierwszej rozmowy, okazało się że ta druga osoba stoi na tym samym stanowisku, czas nic nie zmienił. Ale ja się zmieniłam, już nie wyrzucałam z siebie pretensji, choć oczywiście kolejny raz moje nadzieje na porozumienie upadły, poprosiłam żeby ta osoba poszła do spowiedzi, sama się sobie przyjrzała i zobaczyła swoje grzechy wobec mnie. Usłyszałam w zamian, że to ja powinnam iść do spowiedzi. W pierwszej chwili oburzyło mnie to, ja sobie nie miałam nic do zarzucenia w tej sytuacji sprzed 8 miesięcy. Ale w pewnym sensie zrozumiałam, że ja też jestem krzywdzicielem dla tej osoby, a nie tylko ona dla mnie, że te role się zmieniają.
Posłuchałam i zrobiłam rachunek sumienia z wielu lat, jednak sumienie nie było całkiem czyste. Po gruntownej spowiedzi św. rozlała się po miesiącu niesamowita łaska Boga w postaci zdolności do przebaczenia tej osobie i wszystkim innym ludziom, którzy mnie jakoś skrzywdzili w całym życiu... A sporo tych krzywd i uraz nosiłam w sercu. Dlatego myślę, że miłość do nieprzyjaciół i przebaczenie są najbardziej potrzebne osobie cierpiącej, bo ta miłość ma im pomóc poradzić sobie z cierpieniem.
A jak ja rozumiem tą miłość. Zachowuję dystans wobec krzywdziciela, modlę się za niego, bo życzę mu dobra. Dobra rozumianego w ten sposób, że życzę Mu poznania miłości Boga, nawrócenia, uzdrowienia z ran, które nosi w sercu a pod wpływem których krzywdzi innych. Staram się rozumieć, ale nie usprawiedliwiam. Widzę w krzywdzicielu człowieka potrzebującego Boga.
Leno, życzysz mi empatii... tego jednego mam sporo, mąż mówi że nawet w nadmiarze. Właśnie dzięki empatii wiem jak bardzo w chwili cierpienia osoba taka potrzebuje miłości Boga i Jego łask. Dlatego staram się o Bogu mówić, Boga przybliżać. I robiłam to w wielu świadectwach tu na forum, że sama żyję tym o czym piszę.
Ale też rozumiem, że mówienie o miłości i Ewangelii budzi opór i oburzenie w słuchaczach... to także znam z doświadczenia. Nie umiałam sobie latami wyobrazić jak przełożyć Ewangelię na życie współczesne, na moje życie. Ale miałam jedno: determinację szukania. Nie ustawałam szukać Boga i w Nim szukać ratunku. Kiedy żaliłam się koleżance, że Bóg nie przychodzi z uzdrowieniem mojego serca, powiedziała: a przebaczyłaś? może brak przebaczenia stoi Ci na drodze do przyjęcia uzdrowienia. Tego samego dnia siadłam i wybaczałam, jak pisałam wyżej, wszystkim po kolei. Bo przebaczenie to decyzja. I tego wieczoru przyszedł Bóg i uwolnił z kilku grzechów trwale. Jego łaska rozlała się w moim sercu. Pisałam już o tym. Było to tak wielkie doświadczenie Bożej obecności, że nie sposób nawet po wielu miesiącach trzymać mi to tylko dla siebie i nie świadczyć o Bogu.
Najwyraźniej raz robię to lepiej, raz gorzej. Ale jestem pewna, tego o czym piszę i tego że wiem czego potrzebuje osoba cierpiąca.
Teraz już wiem jak żyć Ewangelią i tym się dzielę, nie przepisuję mądrych książek, nie cytuje Biblii bo to modne, albo jestem biegła.
Nie jestem tak biegła jak myślicie, każdy cytat który cytuję, jakoś do mnie przyszedł dla Was. Albo przez czytanie dnia, albo przez natchnienie Ducha św, przez inne osoby. Ale dla siebie także czytam Biblię, poznaję, zdumiewa mnie, tam słyszę głos Boga.
Sama doświadczyłam w swoim sercu i życiu że Ewangelia niesie ukojenie w cierpieniu, że Bóg czeka z otwartymi ramionami na każdego grzesznika, zawsze, w każdej chwili jest gotowy nam okazać miłość... czeka tylko na nasze otwarte serce.

Nie ma we mnie złości do Reni, choć nazwała mnie faryzeuszem, ani do Lustra, że nazwała mnie dewotką, ani do Leny, ani do innych. Choć przyznam, że boli mnie to w pierwszej chwili, jednak przychodzi pokój do serca, gdy zaczynam się za te osoby modlić.
I życzę wszystkim cierpiącym takiego pokoju w sercu, płynącego z miłości do nieprzyjaciół i płynącego z przebaczenia.
Na forum jest Wątek Beaty viewtopic.php?t=328 gdzie możecie zobaczyć, że Beata także tego doświadczyła o czym mówię.
pozdrawiam serdecznie
zenia1780
Posty: 2170
Rejestracja: 18 sty 2017, 12:13
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Miłość do nieprzyjaciół w czasie kryzysu

Post autor: zenia1780 »

Szkoda Magnolio, że pierwszego postu w tym temacie nie opatrzyłaś powyższym komentarzem, zapewne oszczędziłoby to wielu nieporozumień.
Magnolia pisze: 14 lis 2017, 9:38 Cóż... czasem nauczam, bo wszyscy jesteśmy wezwani do ewangelizacji. Więc nie tyle jest to moje nauczanie, tylko jestem przekazicielem Ewangelii.
Owszek, wszyscy jesteśmy wezwani do ewangelizacji, jednak sposób w jaki to robimy ma również ogromne znaczenie. O. Szustak mawia, że nikomu potrzebującemu na nic się nie przyda nasze słowo o Bogu, jeśli najpierw nie zaspokoimi jego pierwszej potrzeby, głodu fizycznego, bądź głodu serca, nie opatrzymy jego krwawiących ran, nie odejmiemy mu bólu... Czy Jezus tak nie robił? Czy komuś narzucał sowją pomoc i jej rodzaj przypadkiem? Czy nie pytał każdego kto do Niego przyszedł co chcesz abym Ci uczynił?...
lecz [Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali».
(2Kor 12,9)
Magnolia

Re: Miłość do nieprzyjaciół w czasie kryzysu

Post autor: Magnolia »

Zeniu, pewnie masz rację, że szkoda. Ale pisałam takie świadectwa w innych miejscach na forum. Ten wątek już był tylko na "potwierdzenie" tego o czym mówię.
Inna rzecz, że kiedy poczułam powołanie do pisania tu na forum, nie dostałam w pakiecie receptę jak mam to robić. Uczę się wypełniać Boża wolę.
Inna rzecz, jest wiele osób które robią tak jak mówisz, najpierw "zaopatrują rany", i dobrze. Ja chyba mam inne zadanie.
Albo może ono się już wykonało i powinnam odejść?
Foox
Posty: 37
Rejestracja: 28 wrz 2017, 16:13
Płeć: Kobieta

Re: Miłość do nieprzyjaciół w czasie kryzysu

Post autor: Foox »

Jak ktoś ma połamane nogi, to najpierw musi przejść gruntowną rehabilitację, potem powolutku na nowo nauczyć się chodzić, następnie biegać i dopiero wtedy może zacząć myśleć o maratonie.
Magnolio, masz rację wiele osób to czyta ale z całą pewnością są to połamańce, które zastanawiają się czy kiedykolwiek będą w stanie przejść chociaż niewielki kawałek na własnych nogach...
Magnolia

Re: Miłość do nieprzyjaciół w czasie kryzysu

Post autor: Magnolia »

W moim odczuciu właśnie tu jest błąd w myśleniu, "dopiero jak się pozbieram do kupy to przyjdę do Boga".
A Bóg nie czeka na nasze poukładane serce, tylko na otwarte. Bóg chce być z człowiekiem w każdej chwili Jego życia.

Z mojej perspektywy, gdy chodziłam swoimi ścieżkami i starałam się chodzić o własnych siłach to błądziłam. Z Bogiem kroczę zupełnie inaczej, pewniej, mądrzej, prostą ścieżką. Choć także popełniam błędy i też cierpię, ale podnoszę się z zaskakującą do tej pory prędkością. "Prostuję swe drogi" przy Bożej pomocy i o tym świadczę.
Nawet z wczorajszego czytania słowa Boże: "Mądrość bowiem jest duchem miłującym ludzi." Ja to rozumiem tak: gdy kochasz to Bóg obdarzy Cię mądrością byś wiedział jak postępować. Może miałam tu narobić tak dużego rabanu, by wiele osób zauważyło co mówię? ;) Może miałam oburzać, bo mobilizowało mnie to do wytężonej pracy nad sobą, przekazem i szukaniem dróg dotarcia.
Sama niesamowicie zyskałam na obecności tutaj. W pewnym sensie jestem wdzięczna do tych oburzonych, bo zmusili mnie do wysiłku.

Gdy modliłam się w niedzielę czytając List do Galatów, moją uwagę skupiły dwa końcowe wersy: W czynieniu dobrze nie ustawajmy, bo gdy pora nadejdzie, będziemy zbierać plony, o ile w pracy nie ustaniemy. A zatem, dopóki mamy czas, czyńmy dobrze wszystkim, szczególnie braciom w wierze." Ga 6, 9-10. Może jeszcze nie czas by ocenić plony...

Ale to już kilka razy pisałam, każdy może z tego co piszę wziąć coś dla siebie, rozważyć, przemyśleć,
ale nie ma przymusu mi wierzyć, sprawdźcie sami czy życie Ewangelią pomaga ;)
Foox
Posty: 37
Rejestracja: 28 wrz 2017, 16:13
Płeć: Kobieta

Re: Miłość do nieprzyjaciół w czasie kryzysu

Post autor: Foox »

Magnolia, czy człowiek rodzi się z Biblią w ręku i znajomością w sercu i czynie?
no chyba nie... najpierw dziecko uczy się tzw "paciorka" "Ojcze nasz", "Aniele Boży Stróżu".....
Ewangelizacja tak, jak najbardziej jestem za ale..... posłuchaj o. Szustaka. Do ludzi pogubionych, połamanych z większym wyczuciem... od "paciorka" trzeba zacząć :)
to oczywiście moje zdanie.
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Miłość do nieprzyjaciół w czasie kryzysu

Post autor: ozeasz »

lena50 pisze: 14 lis 2017, 1:36
Lena tylko o czym to świadczy że tak byś postąpiła ?
Według Ciebie świadczy o jednym......marną chrześcijanką wówczas byłam,jak i moja wiara słomą była......i.......masz rację,ale mimo tej słomej wiary nie nienawidziłam swojego męża,nie złorzeczyłam,nie życzyłam źle i choć sama pomocy wymagałam,pomagałam na ile mogłam.
Nieraz oberwało mi się na forum,że naiwna jestem,zbyt pobłażliwa ,że zdradzaczy usprawiedliwiam.
Nie usprawiedliwiałam, starałam się zrozumieć....i wiesz co?....nie potrzebne mi były do tego cytaty z Bibli.
Czegoś innego od forum oczekiwałam i znalazłam.
Znalazłam ludzi głęboko wierzących,a nie tylko nauczających.
Ludzi ,którzy potrafili w realny ,ludzki sposób spojrzeć na moją sytuacje,a jednocześnie w piękny sposób przedstawić mi działanie Boga.
Wdzięczna im za to dozgonnie będę.
Leno mam wrażenie że przyjęłaś to bardzo emocjonalnie , poczułaś się urażona ?

Proszę nie zarzucaj mi że ja Cię oceniam , bo jaką chrześcijanką jesteś ,nie wiem ?

Sama się oceniłaś , wkładając swoje myślenie w moją wypowiedź ,ja nic personalnego nie pisałem ,tylko zadałem pytanie ,chodziło mi o postawę ,nie osobę .

Tak jak nie pisałem że Ty przeklinasz ,czy źle życzysz swojemu mężowi ,mowa była na temat wątku i o postawie tu piszę ,nie osobie ,a o tym co robi mój "brat" czy "siostra" ,znów bardzo personalnie do tego podeszłaś ,przyjęłaś ?

Nie przypominam sobie żeby Ci się oberwało ode mnie ,jeśli tak było to przepraszam ,choć Twoja postawa o której piszesz jest mi bliska .

Za to nie rozumiem o co Ci chodzi z cytatami ,piszesz że nie potrzebne Ci były cytaty ,ok. ja za to potrzebuję się nieraz Nimi podeprzeć żeby pokazać że to nie jest moje fjubździu ,tylko nauka Jezusa , żeby pokazać coś o co mi chodzi , a co zostało ujęte lepiej i wiarygodniej .

Nie wiem czy to do mnie piszesz że jestem nauczający ? Nie to było moją intencją , ja chciałem się tylko odnieść do m.in. Twojej wypowiedzi ,mógłbym napisać że się nie zgadzam lub że mam inne zdanie ,tylko co z tego by było ,jakieś moje trutututu i tyle .
Co do oczekiwań na forum , to ja oczekuję że na forum które jest z zasady zgodne z nauką Kościoła i Pisma Świętego , treści które są w opozycji do powyższego będą przynajmniej naświetlone i wskazane , co też zrobiłem , jeśli to postawi mnie poza kręgiem ludzi "głęboko wierzących , a nie tylko nauczających " , czy "ludzi patrzących realnie i pięknie ukazujących działanie Boga" ,to trudno ,nie jestem doskonały ani nawet wystarczająco dobry , może i mnie się uda kiedyś stać kimś takim , pozdrawiam Cię serdecznie Leno .
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
bosa
Posty: 356
Rejestracja: 29 sty 2017, 22:55
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Miłość do nieprzyjaciół w czasie kryzysu

Post autor: bosa »

Magnolio, to jest Forum bądź co bądź katolickie, więc trafiają tu ludzie,którzy Boga znają i nie trzeba im przypominać i nawracać, potrzebują wsparcia tak po ludzku, ale nie po "świecku",jak na innych forach , tak myślę...
Czy próbowałaś nawracać na innych portalach? ;)
Kocham Cię Panie, i jedyna łaska o jaką Cię proszę ,to kochać Cię wiecznie.. św.Jan Maria Vianney
Magnolia

Re: Miłość do nieprzyjaciół w czasie kryzysu

Post autor: Magnolia »

Wierz mi Bosa, jest tu co robić ;) Począwszy od obrazu Boga, który wielokrotnie jest przekłamany, dlatego przed nim burzy się serce wiernego w kryzysie. Aż po zachęty do czytania Pisma św. i tam szukania ukojenia, wiedzy i wskazówek. Wyjaśniania Nauki Kościoła, tam gdzie ktoś błądzi.

Zgadzam się z Ozeaszem, ja także cytuję Biblię, żeby podeprzeć się nauką Jezusa, a nie polegać na tym, co mi się wydaje.

Ja nie bardzo rozumiem wskazówki, że mam zacząć od "paciorka", kiedy tym samym cierpiącym w kryzysie poleca się odmawianie pompejanki...(nawet dla mnie to za duży wysiłek...ale robię inne rzeczy, które dla kogoś są "za dużym wysiłkiem")
Ale najistotniejsze jest to, że każdy niech zdecyduje sam, bo dlatego Bóg dał nam wolność wyboru, czy czytać książki świeckie, czy Biblię, czy może równolegle jedno i drugie.
Bo czy coś stoi na przeszkodzie by chodzić na mszę św, do sakramentów, słuchać o miłości bliźniego, a potem poczytać słynne "5 języków"?!
Bosa, ja Cie pytam, skoro wszyscy tu słyszeli o Bogu i Jego Ewangelii, to powiedz skąd to oburzenie towarzyszące moim postom?

Nie, nie próbowałam na innych portalach ewangelizować, bo jak pisałam powołanie poczułam tu. A od jakiegoś czasu modliłam się o możliwość ewangelizacji, było to pragnienie mojego serca. Poza tym nawet mój mąż nie ma złudzeń co do tego, że jestem powołana właśnie do tego miejsca, bo idealnie ta "praca" jest dopasowana do moich talentów, doświadczeń i wiedzy. Co i tak oznacza dla mnie wiele pracy nad moim służeniem tu.

I jeszcze odnoszę wrażenie, że jak coś tłumaczę (przynajmniej taką mam intencję) to jest to odbierane jako pouczanie...Juz sama nie wiem czy nie dodać sobie do podpisu, że piszę jak równy z równym, że nie zawsze stoję w opozycji do innych, tylko najczęściej dodaję coś od siebie do tego co już padło. Pisząc nie zapominam, że jestem grzesznikiem.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Miłość do nieprzyjaciół w czasie kryzysu

Post autor: Nirwanna »

odnoszę wrażenie, że jak coś tłumaczę (przynajmniej taką mam intencję) to jest to odbierane jako pouczanie...
Magnolio, wierzymy, że nie masz świadomej intencji, aby pouczać. Jednak tyle osób zwróciło Ci na to uwagę, że tak Cię odbierają, że może warto się temu przyjrzeć, bo może Ci to wychodzić nieświadomie. Przy czym najlepiej przyglądać się takim rzeczom nie z mężem, ale np. z przyjaciółką, i to taką zołzowatą, co wali prawdę prosto z mostu.
Akurat forum Sycharu wielu z nas (mnie też) właśnie w ten sposób postawiło na nogi i nakierowało na Bożą ścieżkę. Forum w tym jest bardzo skuteczne i doświadczone. Warto skorzystać z takiego lustra, choć na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że to krzywe zwierciadło.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Magnolia

Re: Miłość do nieprzyjaciół w czasie kryzysu

Post autor: Magnolia »

Nirwanno, pracowałam nad tym latami na terapii i sama nad sobą. I musiałam uznać, że ten rozdźwięk między tym co chcę przekazać, a jak jestem odbierana po prostu jest. Że jest to coś czego po prostu nie mogę zmienić, a muszę zaakceptować.
Zgodnie z modlitwą Marka Aureliusza : "Panie, daj mi cierpliwość, abym umiał znieść to, czego zmienić nie mogę; daj mi odwagę, abym umiał konsekwentnie i wytrwale dążyć do zmiany tego, co zmienić mogę; i daj mi mądrość, abym umiał odróżnić jedno od drugiego".
Moja zołzowata koleżanka, z którą kiedyś o tym rozmawiałam, odpowiedziała mi: "wiesz juz że tak masz... denerwować się tym, to tak jak denerwować się, że w porze jesiennej pada deszcz. Bez sensu".
Więc chyba pozostaje mi poprosić Was by mnie zaakceptować taka jaką jestem, lub chociaż tolerować. Z tego co widzę na forum jest kilka takich indywidualności, które reszta po prostu toleruje... więc może mnie tez można?
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Miłość do nieprzyjaciół w czasie kryzysu

Post autor: Nirwanna »

Magnolio, zatem z Twojej wypowiedzi rozumiem, że masz świadomość, że jesteś inaczej odbierana, niż zakładane przez Ciebie intencje. Poprzednie Twoje wypowiedzi sugerowały, że nie bardzo wiesz o co chodzi..... Tymczasem okazuje się, że pracowałaś nad tym na terapii, zatem świadomość masz.
OK.

Wiesz, możesz się nie denerwować, że tak masz. Dotyczy to Ciebie. Natomiast nie możesz wymagać od kogokolwiek na forum, żeby się nie denerwował Twoimi wypowiedziami, których nie rozumie, bo to jest wolność tego konkretnego człowieka i nie masz na to wpływu.
Masz za to wpływ na siebie, na swój przekaz, który ZAWSZE może być lepszy. Ponosisz więc część odpowiedzialności za to, że czasem na forum czujesz się niezrozumiana czy oceniana. I do Ciebie należy zmiana Ciebie, a dokładnie - Twojego przekazu, formy wypowiedzi. Zmiana innych należy do innych. Nie masz na nią wpływu.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
ODPOWIEDZ