I co teraz?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: I co teraz?

Post autor: Nirwanna »

czas pisze: 26 mar 2019, 23:20 Uff jeszcze raz spytam racjoholizm? Co to jest?
Racjoholizm to kompulsywna lub nałogowa potrzeba posiadania racji.
czas pisze: 26 mar 2019, 23:24
Monti pisze: 26 mar 2019, 22:04
Przepisy są w miarę dobre, natomiast trudno oczekiwać, żeby mediator zdziałał cuda. Jak już sprawa jest w sądzie, to zazwyczaj przynajmniej jedna strona prze do rozwodu i nie jest łatwo ją od tego odwieść, o czym wszyscy dobrze wiemy.
I o to mi dokładnie chodziło jaki określony cel patrz rozwód taki też przebieg mediacji. I tylko to starałem się wyrazić po co zasmiecac ludziom przydatności czegoś, co ma szansę spalić się na panewce. Ale widocznie takie procedury maja tu sens. Po co?
Być może po to, aby dać ludziom nadzieję, że gdy się zrobi wszystko na maksa, na swoje sto procent, i wykorzysta wszystkie możliwości ku czynieniu dobra, to mimo że nie wyjdzie jakbym sobie wymarzyła - Bóg wtedy daje ogromny pokój serca.
Który jest bezcenny, kto doświadczył to wie, o czym mówię. "Lepiej z Bogiem stracić, niż bez Boga zyskać". Inaczej nazywa się to pogodą ducha.

Mediacje są dobrowolne. Wybrzmiało to wielokrotnie. Zatem gdy ktoś nie widzi ich sensu, to się na nie nie zgadza i nikt go nie zmusi.
Tylko skąd pretensje od ratowników małżeństwa, że ten co prze do rozwodu - nie zgodził się? Nie widział sensu. I ok. W jego rozumieniu postępuje racjonalnie. Tylko, że nie musi to determinować zachowań ratownika.
Ratownik myślący po chrześcijańsku i mający chrześcijańską nadzieję wie, że nawet gdy się nie udadzą te przykładowe mediacje, to wszystko to przeżywane z Bożą łaską i w świetle wiary - może mieć głębszy sens, wartość i owocność.

"...pozwól mi zaakceptować konieczność jako drogę do wewnętrznego pokoju..." - z modlitwy o pogodę ducha.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
czas
Posty: 195
Rejestracja: 01 sty 2019, 11:00
Płeć: Mężczyzna

Re: I co teraz?

Post autor: czas »

Nirwano fizycznie brak takiego pojęcia , po co zatem kogoś zdyskredytowac w wypowiedziach stosując jeszcze technikę rzekomej własnej diagnozy. Jaki w tym cel? Szczególnie że wiele lat jesteś na forum i kiedyś przecież barwa zielona nicu. Ale ja ci odpowiem by nie kombinować dalej z diagnozowanie kogoś szczególnie gdy brak powołania do tego, specjalizacji i wiedzy. Czasem nadmierne posiadanie racji to frustracja., blokada spowodowana własnym doświadczeniem i pozostały ogranicznik wewnętrzny, jaki jest w zasadzie przyjęty ale nie do końca jest pełna z nim zgoda. Moja frustracja życia jest separacja i wszystkie czynniki jakie do niego doprowadziły (w tym mediacja) mimo pozorne akceptacji tego stanu nie da się całkowicie go zaakceptować gdzieś tam powstał żal. I tyle by przerwać bezowocne udawadnianie że nie jestem wielblandem
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: I co teraz?

Post autor: Nirwanna »

czas pisze: 27 mar 2019, 7:02 Czasem nadmierne posiadanie racji to frustracja., blokada spowodowana własnym doświadczeniem i pozostały ogranicznik wewnętrzny, jaki jest w zasadzie przyjęty ale nie do końca jest pełna z nim zgoda. Moja frustracja życia jest separacja i wszystkie czynniki jakie do niego doprowadziły (w tym mediacja) mimo pozorne akceptacji tego stanu nie da się całkowicie go zaakceptować gdzieś tam powstał żal. I tyle by przerwać bezowocne udawadnianie że nie jestem wielblandem
Czasie, dzięki, że to napisałeś :-)
Dobrego dnia :-)

P.S.
A określenie "racjoholizm" nie zostało wymyślone przeze mnie, mówi o nim psycholog i coach Jacek Walkowiak. Nie wiem czy jest to nagranie w necie, bo moja przyjaciółka miała to nagranie offline. Może trzeba poszperać.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
czas
Posty: 195
Rejestracja: 01 sty 2019, 11:00
Płeć: Mężczyzna

Re: I co teraz?

Post autor: czas »

Szperalem i brak takiego pojęcia, może to interpretacja kogoś własna? lub dolozony przedrostek do wyrazu holizm? Nie istotne ja napisałem własny powód tego co gdzieś tam głęboko jest. I mimo wieloletniej pracy, zgody na wiele, zrozumienia, nadal tkwi. To tyle
Smutek
Posty: 302
Rejestracja: 18 lut 2018, 7:29
Płeć: Kobieta

Re: I co teraz?

Post autor: Smutek »

Nie mam bynajmniej pretensji o to że mąż nie zgodził się na mediacje, napisałam tylko że nie dane mi będzie się przekonać o ich skuteczności...
Skoro są dobrowolne to nikt nikogo nie zmusi na siłę, to chyba jasne.
Opisałam tylko w skrócie przebieg rozprawy i wypowiedzi, więc nie rozumiem skąd nagle "pretensje".
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: I co teraz?

Post autor: Nirwanna »

Smutku, przepraszam, jeśli poczułaś się urażona tym słowem. Akurat miałam na myśli brzmienie innych postów, deprecjonujących mediację jako taką. Nie Twoją postawę.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Unicorn2
Posty: 373
Rejestracja: 05 mar 2017, 14:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: I co teraz?

Post autor: Unicorn2 »

Straszne te nasze Polskie sądy , marne są nasze szanse na jakąkolwiek obrone , wzasadzie zdradzony który nie godzi się na rozwód postrzegany jest jako człowiek z problemami Adwokaci ,nawet ci z polecenia nie chcą się narażać sędziemu , dla nich ta sprawa nie ma sensu .
Chciałbym tu wiele napisać ale nikt tego nie puści .
Niech Bóg da Ci siłe Smutku bo jest Ci potrzebna w naszym strasznym kraju.
Z mojego doświadczenia wynika że im mniej walczymy to wszysko lepiej się układa.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: I co teraz?

Post autor: Nirwanna »

Unicorn2 pisze: 27 mar 2019, 21:17 Z mojego doświadczenia wynika że im mniej walczymy to wszysko lepiej się układa.
Z tym akurat zgoda. Warto nie walczyć, tylko ratować.
I być sprytnym w czynieniu dobra.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Blondynka55
Posty: 313
Rejestracja: 14 sty 2019, 15:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: I co teraz?

Post autor: Blondynka55 »

Ok.Ratować jak najbardziej tylko w Sądzie jak się bronić jak Cię atakują z każdej stony.
Osobiście nie jestem za rozwodami,tylko za ratowaniem małżeństwa, ale jak to przedstawić w Sądzie, który może ale nie musi się zgodzić z moją teorią na ratowanie mojego małżeństwa.
Smutek
Posty: 302
Rejestracja: 18 lut 2018, 7:29
Płeć: Kobieta

Re: I co teraz?

Post autor: Smutek »

Nirwanna, wszystko ok, nic się nie stało 🙂
Wiecie, przez to wszystko pojawiło się we mnie wiele wątpliwości. Niby wiedziałam, że nikt w tym sądzie nie będzie mnie głaskał po głowie, ale mimo to, to jednak takie zderzenie ze ścianą, które trochę przestawia nos.
Słyszę teraz wiele głosów, żeby odpuścić, dać sobie spokój, że przecież to w tym momencie już walka z wiatrakami, że jedyne co osiągnę to orzeczenie winy, bo rozwód i tak będzie. I właściwie nawet z tym się zgadzam, bo jakoś zawsze byłam racjonalna, tak mi się przynajmniej wydawało.
Poza tym, na drugiej rozprawie już nie będzie tak "przyjemnie", pojawią się oskarżenia, trzeba będzie się do nich odnieść, rzeczowo, spokojnie, nie raniąc słowem... Zdaję sobie sprawę, że mogę zostać ośmieszona, poniżona, bo w sumie za wariatkę to już mnie uznali, sądząc po zachowaniu i wypowiedziach.
I wiem, że mam dwa wyjścia, zgodzić się lub nie. Mam jeszcze trzy miesiące, to dużo, a jednocześnie wiem, że ani się nie oglądnę a minie. Sądziłam, chyba naiwnie, że skoro już weszłam na taką drogę to nie będę mieć wątpliwości.
jacek-sychar

Re: I co teraz?

Post autor: jacek-sychar »

Post użytkownika Tata999 został przeniesiony tutaj:
viewtopic.php?f=20&t=348&p=149432#p149432

czyli tam, gdzie powinno być od początku jego miejsce.
Blondynka55
Posty: 313
Rejestracja: 14 sty 2019, 15:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: I co teraz?

Post autor: Blondynka55 »

Smutku wiem,że przechodzić teraz ciężki czas,ale nie trać wiary wszystko jest w rękach Boga i jemu oddaj wszystkie swoje troski.
On się najlepiej Tobą zaopiekuję.
Jestem z Tobą.
katblo
Posty: 1434
Rejestracja: 03 lut 2017, 8:14
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: I co teraz?

Post autor: katblo »

Smutek pisze: 28 mar 2019, 0:51 Nirwanna, wszystko ok, nic się nie stało 🙂
Wiecie, przez to wszystko pojawiło się we mnie wiele wątpliwości. Niby wiedziałam, że nikt w tym sądzie nie będzie mnie głaskał po głowie, ale mimo to, to jednak takie zderzenie ze ścianą, które trochę przestawia nos.
Słyszę teraz wiele głosów, żeby odpuścić, dać sobie spokój, że przecież to w tym momencie już walka z wiatrakami, że jedyne co osiągnę to orzeczenie winy, bo rozwód i tak będzie. I właściwie nawet z tym się zgadzam, bo jakoś zawsze byłam racjonalna, tak mi się przynajmniej wydawało.
Poza tym, na drugiej rozprawie już nie będzie tak "przyjemnie", pojawią się oskarżenia, trzeba będzie się do nich odnieść, rzeczowo, spokojnie, nie raniąc słowem... Zdaję sobie sprawę, że mogę zostać ośmieszona, poniżona, bo w sumie za wariatkę to już mnie uznali, sądząc po zachowaniu i wypowiedziach.
I wiem, że mam dwa wyjścia, zgodzić się lub nie. Mam jeszcze trzy miesiące, to dużo, a jednocześnie wiem, że ani się nie oglądnę a minie. Sądziłam, chyba naiwnie, że skoro już weszłam na taką drogę to nie będę mieć wątpliwości.
Nie poddawaj się...
Pozew dostałam w lutym 2012, 3 miesiące przed I Komunią św. starszej córki. Po prostu odebrałam pocztę, mąż mnie nie uprzedził... Przebywa za granicą, był tydzień ale przez tydzień nie zdążył powiedzieć, co mnie czeka.
Poszłam w sumie do przypadkowej adwokat, sugerując się jedną rozmową telefoniczną i jej opinią w sieci. Na początku bardzo twardo obstawałam przy swoim - to znaczy oddalenie powództwa w całości. Oczywiście reakcją na to był diabelski atak - żądanie rozwodu z mojej winy wyłącznej, to mnie załamało, tym bardziej że to było 3 tygodnie przed uroczystością naszej córki. Dobrze jeszcze pamiętam jak wirował mi świat przed oczami, jak czytałam o sobie jaką jestem wiedźmą...
Prawniczka męża słynie z nieczystych zagrywek, raz nawet próbowała mnie śledzić po wyjściu z sądu, próbowała też sprowokować nieraz awanturę, a podobno prawnicy są po to, żeby łagodzić spory...
Moja prawniczka po zeznaniach męża patrzyła na mnie jak na ufoludka. Jej zdaniem były szanse na uzyskanie rozwodu z jego wyłącznej winy, wysokie alimenty i ograniczenie praw rodzicielskich. Jednak prowadziła sprawę tak, jak ja chciałam. Wina męża (samowolny wyjazd za granicę, opuszczenie w ciąży, znajomość z tzw. "koleżanką", brak kontaktu w czasie kryzysowych sytuacji, pobytu w szpitalu córki), dobro małoletnich dzieci (wtedy 9 i 5 lat) i sprzeczność z zasadami współżycia społecznego (dzięki Bogu, wypracowany dobry kontakt z teściami i rodziną męża) dawała dobry grunt do oddalenia pozwu.
Jednak był to koszmar. Raz w sądzie zemdlałam idąc na rozprawę, sprawy toczyły się ponad 1,5 roku, ponieważ sędzia zarządził badanie w RODK (wtedy jeszcze tak to się nazywało), na które oczywiście mąż się nie stawił, zarzucając mi, że przeze mnie sprawa się wlecze. Byłam w 2013 wykończona psychicznie. Chciałam nawet w ostatniej chwili zgodzić się na rozwód i mieć "święty spokój". Ale wtedy prawniczka sprzeciwiła się, twierdząc że sprawa jest "wygrana". Byłam na pielgrzymce w sierpniu 2013, podjęłam wtedy kilka ważnych decyzji. Dwa dni po powrocie było ogłoszenie wyroku, poszłam spokojna, gotowa nawet na ogłoszenie rozwodu z mojej wyłącznej winy (bo niestety polskie sądy to nie bajka, u nas sądy najczęściej przychylają się do wniosków męża lub żony - więc w naszym przypadku albo rozwód z mojej winy/z winy obojga ewentualnie lub oddalenie pozwu)...
Okazało się, że sąd oddalił pozew w całości. I wysmarował dłuuugie uzasadnienie, na wszystkich 3 przesłankach, tak mocne, włącznie z Sycharem, że apelacji nie było i ponownej próby ze strony męża raczej nie będzie - musiałby być kamikadze.
Mój mąż po przegranej 8 miesięcy nie odezwał się do dzieci.
Emocje opadły.
Żyjemy osobnym życiem, ale kiedy przyjeżdża do Polski i przychodzi do naszego domu - jest moim mężem i ojcem dzieci. Nigdy nie złożyłam nawet pozwu o alimenty. Dobrowolnie przysyła na utrzymanie dzieci, sądzę, że gdybym wystąpiła na drogę sądową, alimenty byłyby nie do ściągnięcia - obserwuję to na co dzień, jak po wpłynięciu pozwów niebieskie ptaszki za granicą stają się z dnia na dzień chore, bezrobotne, nieuchwytne, itd...
Nie walczę z ojcem naszych dzieci. One są cząstką jego i mnie i kochają nas oboje, czasem jego może "bardziej" bo on jest jak Boże Narodzenie i Wielkanoc dwa razy do roku, a ja jestem na co dzień.
Nie żałuję decyzji. śpię spokojnie.

Przepraszam, że tak się rozpisałam w Twoim wątku, wybacz...

Pozdrawiam!
Katarzyna
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: I co teraz?

Post autor: Angela »

katblo pisze: 28 mar 2019, 9:34 Moja prawniczka po zeznaniach męża patrzyła na mnie jak na ufoludka. Jej zdaniem były szanse na uzyskanie rozwodu z jego wyłącznej winy, wysokie alimenty i ograniczenie praw rodzicielskich. Jednak prowadziła sprawę tak, jak ja chciałam. Wina męża (samowolny wyjazd za granicę, opuszczenie w ciąży, znajomość z tzw. "koleżanką", brak kontaktu w czasie kryzysowych sytuacji, pobytu w szpitalu córki), dobro małoletnich dzieci (wtedy 9 i 5 lat) i sprzeczność z zasadami współżycia społecznego (dzięki Bogu, wypracowany dobry kontakt z teściami i rodziną męża) dawała dobry grunt do oddalenia pozwu.
Katblo,
Twoje świadectwo powinno się cytować wszystkim mającym sprawę w sądzie ku pokrzepieniu serc.
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: I co teraz?

Post autor: tata999 »

Angela pisze: 28 mar 2019, 10:04
katblo pisze: 28 mar 2019, 9:34 oddalenia pozwu.
Katblo,
Twoje świadectwo powinno się cytować wszystkim mającym sprawę w sądzie ku pokrzepieniu serc.
Dodam do tego poniższy cytat z tej samej wypowiedzi. Myślę, że ważne jest również świadectwo tego, że niezależnie od rozstrzygnięcia sądowego (oddalenia pozwu) problem kryzysu małżeńskiego nie ustał, małżonkowie nie wrócili do siebie, nie tworzą na powrót jedności natomiast żyją osobnym życiem. To jest meritum, a proces sądowy jest tylko sprawą poboczną.
katblo pisze: 28 mar 2019, 9:34 Emocje opadły.
Żyjemy osobnym życiem
ODPOWIEDZ