Moje uzależnienie a rozwód

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: tata999 »

Co więcej, może być i tak, że obie strony nie złożyły waznej przysięgi.
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: Monti »

MareS,

Nie uważam, że fakt, iż żona mnie porzuciła, zwalnia mnie z przysięgi małżeńskiej (choć czasem chciałbym, żeby tak było). Przypomina mi się tu świadectwo Tomka Budzyńskiego (cytuję za portalem Deon): „Powiedział, że przysięga małżeńska oznacza, że JA - wolny człowiek - ślubuje Ci miłość, wierność i to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Ale to JA to ślubuje, co oznacza, że Ty możesz ze mną być albo nie. Co nie oznacza, że obojętne mi jest czy ze mną będziesz czy nie, ale może się zdarzyć, że odejdziesz. A jeśli odejdziesz, to JA będę wierny TOBIE. I jak postanowisz wrócić, to Ci nogi umyję i postawię talerz z zupą, bo JA - wolny człowiek - ślubowałem Ci, że Cię nie opuszczę aż do śmierci”.

Zupełnie inna sytuacja jest wtedy, gdy małżeństwo nie zostało ważnie zawarte. Wtedy rzeczywiście przysięga nie obowiązuje, ale to musi dopiero stwierdzić sąd biskupi. Na razie istnieje domniemanie ważności małżeństwa. Nie rozumiem za bardzo sceptycyzmu wobec procedury badania ważności małżeństwa, która przecież została dana przez Kościół nie bez powodu. Nawiasem mówiąc, przy aktualnym poziomie przygotowań do małżeństwa oraz masowym (jeszcze) katolicyzmie, wiele małżeństw zawieranych tylko z tradycji może być nieważnych.

Nie wiem, jak jest w przypadku autora wątku, musiałby zasięgnąć rady u jakiegoś kanonisty.

Odrobienie swojej pracy domowej jest, oczywiście, potrzebne i autor wątku raczej ma tego świadomość.

Jeśli chodzi o wpływ wieku osoby porzuconej przez małżonka, to myślę, że w młodym wieku jest o tyle trudniej, że ma się przed sobą perspektywę powiedzmy 50 czy nawet 60 lat samotności (oczywiście, nie znamy dnia ani godziny, ale załóżmy, że ktoś rzeczywiście jest długowieczny). Dodatkowo spora część znajomych takiej osoby dopiero planuje ślub, bo to też się przesuwa w czasie w ostatnich latach. Nie ma dzieci, którym można by poświęcić czas. Trzeba więc naprawdę wielkiej (wręcz heroicznej) wiary, by wytrwać. A natura jest nieubłagana. I dla wielu jest to ciężar nie do uniesienia.

Pojawia się pytanie: czy Bóg, który jest Miłością, na pewno wymaga ode mnie aż takiego poświęcenia?

Inna sprawa, że nie jest wykluczone, że dyscyplina kościelna będzie szła w kierunku zliberalizowania dostępu do sakramentów dla osób w powtórnych związkach (ale nie wiadomo, czy dokona się to za naszego życia).

Żeby było jasne – nie namawiam nikogo do łamania przysięgi małżeńskiej ani sam nie zamierzam tego robić. Stosunkowo krótko jestem sam, ale widzę, jak jest ciężko. Może to kwestia niezakończonej jeszcze żałoby, nie wiem.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Blondynka55
Posty: 313
Rejestracja: 14 sty 2019, 15:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: Blondynka55 »

Monti każdy z nas jest słaby i napewno ma swoje lęki i obawy żeby nie popełnić cudzołustwa.Wszyscy jesteśmy grzesznikami i dlaczego musimy mieć nie tylko silną wolną przed tym,aby nie wpaść w sidła grzechu jakim jest cudzołustwo,ale z pomocą Bożą wszystko jest możliwe. To właśnie w Bogu mamy szukać ratunku i schronienia przed naszym upadkiem, a on nas napewno nie zostawi i poprowadzi tą właściwą drogą.
Krisaldo
Posty: 16
Rejestracja: 10 kwie 2019, 7:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: Krisaldo »

Kurde przeczytałem cały temat od deski do deski. Jestem podobnie jak Ty Marcinie uwikłany w szpony hazardu (choć ja zdecydowanie bardziej) ale w obecnej sytuacji działałem tak samo jak Ty. Chcialem za wszelką cenę pokazać kim ja nie jestem.Dzwonilem, pisałem nawet na konto na Facebooku się włamałem (to było już zachowanie na poziomie nastolatka) stamtąd się dowiedziałem, że tydzień gdy wyszło na jaw moje granie żona była zdecydowana na rozwód. Jestem z żoną 8 lat, z czego 2 lata po ślubie minie w czerwcu.

I też oczywiście na początek proszenie, zapewnianie, wszystko. Spotkaliśmy się powiedziała mi że chce rozwodu, że w czerwcu będzie składała pozew. Ale tak myślę,że nie do końca tego chce. Jak byłem w piątek po resztę rzeczy siedziałem chyba 3 godziny u niej. Były łzy, rozmowy. Tulilem ją do siebie. Dała się pocałować w czoło. Trzymałem za rękę.

Niby nic a daje duzo. Fakt ja zawalilem na wszystkich liniach frontu. Ale Powiedziałem jej, zeby swoje troski, cierpienia i smutki dała mnie. Teraz ją widzę. Późno, bo późno. Ale ją widzę. I wiem, że dam radę. Nie sam- ale z Jezusem i Maryją.

Nie chce zaśmiecać wątku ale chętnie też z wami będę polemizował viewtopic.php?f=13&t=2191
Zepsuty13
Posty: 236
Rejestracja: 16 lip 2018, 0:49
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: Zepsuty13 »

Podsumowanie swojego tematu już napisałem. Sytuacja wygląda tak jak wygląda i nic nie zapowiada zmiany nastawienia żony. Powoli trzeba się z tym pogodzić, że front uczuć skierowany jest w inną stronę i wiatr dla żony wieje z innego kierunku.

Pora, żeby wyciągnąć trochę wniosków. Niekoniecznie musicie się z Nimi zgadzać ale z perspektywy czasu widzę, co zrobiłbym inaczej. Zaczynamy. Kolejność przypadkowa.

1. Szukanie wsparcia. Bardziej radzę iść w stronę Pana Boga, Kościoła niż szukać wsparcia w znajomych, przyjaciołach. Wiadomo, że przyjaciel zawsze będzie Nas wspierał, pomagał ale będzie mówił raczej to co chcemy usłyszeć. Najgorsze w kryzysie to szukanie właśnie z ust kogoś tego co chcemy usłyszeć, tego co wpasuje się w nasz założony scenariusz. Zdania odmienne będziesz i tak od razu odrzucał i negował. Ty wiesz co chcesz usłyszeć i tego szukasz - potwierdzenia swojego założonego scenariusza. Znajomych lepiej "wykorzystać" do wspólnych wyjść na rower, basen itp.

2. Profile społecznościowe - zablokować, pousuwac, nie obserwować. Sam się katowałem tym przez długi czas - niepotrzebnie. Zaczyna się pisać scenariusze i dopowiadać sobie różne historie w głowie.

3. Przyjąć suche fakty - o rozstaniu, złożeniu pozwu rozwodowego. O tym, że żona ma Cię dosyć, nie chce Cię widzieć, znać. Nie narzucać się.

4. Zadbać o siebie - siłownia, fitness, sport wszelaki, makijaż, fryzura, nowe ubrania.

5. Nie ponizac się. Jak zawaliles to przeprosić ale nie 100 razy, bo to nie dociera. Czyny nie słowa.

6. Wziąć się za życie.

7. Przerabiać sobie materiały dostępne na YT.

8. Mieszać w cale zamieszanie jak najmniej osób. Nie wydzwaniac do Jej/Jego rodziców z blaganiami, prośbami.

9. Stać się jak skała. Pod każdym kątem.

10. Żeby ratownik coś/kogoś uratował to sam musi być silny.

11. Nie tracić nadziei i nie być wulgarnym w sytuacjach kryzysowych. Zachowywać spokój.

12. 2-3 razy przemyśleć zanim coś się odpisze, zadzwoni. Mówić to co się czuje i nie przyjmować "masek".

13. Stać się osobą lub wrócić do bycia osobą atrakcyjną: intelektualnie, życiowo, wizualnie, duchowo.

14. Starać się po prostu żyć. Po to zostaliśmy stworzeni.

15. Wyrzucić z głowy źle myśli - czasem nawet te najgorsze. Próby/myśli skończenia ze sobą nie są dobrym rozwiązaniem.

16. Pokazać czynami, że nawet będąc w separacji druga osoba może na Was liczyć.

17. Grać w otwarte karty. Zawsze.

18. Wypisać sobie na kartce swoje słabe strony i zacząć nad nimi pracować. Nie chodzi o słabe strony, które widział Twój mąż /żona ale o te z którymi Tobie się żyje źle i zrobić wszystko - krok po kroku aby być lepszym człowiekiem.

Pamiętajcie, że na drugą osobę wpływu nie masz. No po prostu. Musisz się z tym pogodzić i przyjąć to na klatę. Odpowiadasz sam za siebie.

W sytuacji największego bólu i kryzysu najlepiej szukać wsparcia i spokoju w Kościele.

I ostatnie co dla mnie było dosyć istotne- widzieć swoją odpowiedzialność za kryzys i wzięcia go "na siebie" - nawet w ekstremalnej sytuacji jakim może być spotkanie na sali sądowej.

Uwierzcie bądź nie ale nie wybaczylbym sobie do końca życia gdybym w sądzie wprost do sędziego nie powiedział, że grałem, tracilem pieniądze, oszukiwalem żonę. Mimo, że było widmo np. rozwodu z mojej wyłącznej winy.

Myślę, że potrzeba do tego dużej odwagi i spojrzenia na małżeństwo z boku i powiedzenia sobie - nie byłem idealny i odpowiadam za to, to to i to. Przeprosić i jak nie miało się odwagi w trakcie małżeństwa to chociaż nie chować głowy w piasek na koniec.

Osobiście uważam, że to na składzie sedziowskim zrobiło wrażenie i myślę, że moja żona też się tego nie spodziewała.

Trzymajcie się !
Pantop
Posty: 3167
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: Pantop »

Witaj Marcinie

Pochwał usłyszałeś dość :P - i to dobrze boś zasłużył.

A teraz pod górkę!
(ostra aronia)
Rozumiem, że pani adwokat, z którą się spotykasz dla zabicia czasu, jest nie w twoim typie, nadto ma 79 lat, nosi gustowna perukę, mieszka kątem u swego brata i jeździ maluchem.
Wspólne z nią wyjścia na basen i do kina są dla Ciebie po prostu miłym sposobem spędzania czasu.
:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:


Pisałeś, że żonka leżała dwa dni i płakała.
Być może uwierzyła, że melodramat z sali sądowej coś zmienił w Waszych relacjach, gdy tymczasem w żywotnych kwestiach nie zmienił niczego.
?
W dalszym ciągu przed Najwyższym jesteście mężem i żoną.
W Jego oczach poprzez sakrament małżeństwa nadal jesteście jednym ciałem.
TUTAJ NIC SIĘ NIE ZMIENIA.

Jak możesz pytać, czy spotkania z inną kobietą to zdrada?
Nie wiesz, czy udajesz że nie wiesz do czego takie spotkania prowadzą?
Serce nic Ci nie podpowiada?


Tyle
Zepsuty13
Posty: 236
Rejestracja: 16 lip 2018, 0:49
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: Zepsuty13 »

Pantop pisze: 17 kwie 2019, 9:50 Rozumiem, że pani adwokat, z którą się spotykasz dla zabicia czasu, jest nie w twoim typie, nadto ma 79 lat, nosi gustowna perukę, mieszka kątem u swego brata i jeździ maluchem.
Jakbys zgadł :D ;) ...no dobra - poza peruką ale byłeś blisko.
Pantop pisze: 17 kwie 2019, 9:50Pisałeś, że żonka leżała dwa dni i płakała.
Być może uwierzyła, że melodramat z sali sądowej coś zmienił w Waszych relacjach, gdy tymczasem w żywotnych kwestiach nie zmienił niczego.
? W dalszym ciągu przed Najwyższym jesteście mężem i żoną.W Jego oczach poprzez sakrament małżeństwa nadal jesteście jednym ciałem.
TUTAJ NIC SIĘ NIE ZMIENIA.
I tak - tutaj nic się nie zmienia. Czy chciałbym żyć dalej z żoną i układać z Nią życie? - tak.

I tutaj Pantop'ie (tak z angielskiego) masz rację w 100% i chyba to jest cały sens. Gdy przed rozwodem dopóki miałem kontakt z żoną pisałem jej, że rozwód jest porażką, że jest najłatwiejszym rozwiązaniem i jest przynajmniej z 10 rozwiązań naszych problemów to dostawałem strzały, że dla Niej rozwód będzie wygraną, że jedyne wyjście itp itd.

Okazało się, że nie minął rok od wyprowadzki żony a myślę, że byłbym już zupełnie nowym/innym/lepszym mężem. Złamanie przysięgi małżeńskiej po roku czasu dla nie całego roku zwątpienia i bezsilności. Jak to się teraz ma do reszty życia? Myślę, że to najbardziej boli moja żonę. Przynajmniej tak przypuszczam.

Abstrahując od mojego przypadku ale pomyśl ogólnie np. na skróconym przykładzie z alkoholem: dwie wierzące osoby/on pije/ona daje szansę/nie ma poprawy/ona składa papiery/on się leczy i nawraca/ jest nowym człowiekiem/ ona nie zmienia decyzji, bo nie wierzy w zmianę / rozwód i przychodzi moment w którym dochodzi do Niej , że... to jednak jest prawda. Że ten biedny pijacy/grający mąż wziął się za siebie i zmienił dla lepszego życia, bo mu na Tobie zależało, bo to przysięgał.

Późno, bo późno ale się zmienił. I dochodzi do Ciebie, że rozwód może wcale nie był najlepszym wyjściem i nie ostatecznym. Pojawiają się wyrzuty sumienia? Sprawa indywidualna.

Zawsze będę powtarzał - mimo, że taka jest również dewiza tego forum, że jak już ktoś składa papiery rozwodowe to łamie swoje wszystkie zasady - wszystkie. Rozwód zawsze jest porażka i będę niestety to nosił że sobą do końca życia. To jest to samo jedno, jedyne życie które dostałem od Boga.

Myślę, że do żony dopiero dotarło to również, że tutaj na ziemi - nic się nie zmienia.

Zostawiłem furtkę otwartą i żona wie, że wystarczy jej jedno słowo a spotkam się z Nią bez mrugnięcia okiem i bez zająkniecia. Pomogę w każdej ciężkiej sytuacji życiowej. Jej i jej rodzinie mimo tego jak się zachowali.

To Jej zadeklarowałem w sądzie i tego się trzymam.

Podsumowując: odkładając na bok nawet wartości Chrześcijańskie uważam, że rozwód - nawet sam cywilny jest porażką.

Kto się nie zgodzi - proszę rzucać jajkami a nie kamieniami. Trzymajcie się!
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: tata999 »

Zgoda. Dodam tylko, że są wyjątkowe sytuacje, gdy ślub był nieważny i wtedy rozwód jest logiczną konsekwencją.
Zepsuty13
Posty: 236
Rejestracja: 16 lip 2018, 0:49
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: Zepsuty13 »

tata999 pisze: 19 kwie 2019, 23:57 Zgoda. Dodam tylko, że są wyjątkowe sytuacje, gdy ślub był nieważny i wtedy rozwód jest logiczną konsekwencją.
Drogi tato999,

Dziękuję za zdanie i opinię. Niestety podejrzewam, że w 99,9% przypadków nawet osób wierzących, pierwsze składany jest wniosek o rozwód cywilny a dopiero później o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Czyż nie? Czy nie powinno być przypadkiem na odwrót jak już?

W jakim celu? A no tylko i wyłącznie w takim, żeby mieć czyste sumienie i można było układać życie z drugą osobą na nowo i żeby dopiec drugiej stronie i udowodnić, że nigdy nic między tymi osobami nie było. Ale czy na pewno?

Nie rozumiem jak nawet po stwierdzeniu nieważności i rozwodzie cywilnym ludzie tracą do siebie wszystko to co ich połączyło, jak nagle potrafią obrzucac się błotem i nie żywić do siebie żadnego uczucia.

Czy stając na ołtarzu w trakcie mszy nie byli oboje zdecydowani na to, żeby iść razem przez życie mimo tego jaki papier, jakie piękne słowa na ołtarzu ich nie połączą?

Wyobraźmy sobie parę, która jest ze sobą 10/15/20 lat. On poświęca swoje 10 lat i ona również. Poznają się, mają lub nie mają dzieci, wspólnie żyją, budują dom. Pojawia się problem. Rozwód. Po jakimś czasie obie strony mają "nielegalnych" partnerów.

Nagle jedna bądź druga strona mówi " Ej chodź złożymy wniosek o stwierdzenie nieważności małżeństwa, może Nasz ślub był nieważny".

Bzdura na kółkach. Wspólne X lat nieważne, deklaracje, dzieci, wspólny dom...?

Po wczorajszych wieczornych przemyśleniach wysuwam tezę, że stwierdzenie nieważności małżeństwa robi się dla wygody kolejnych etapów życia doczesnego. Nie biorę tutaj pod uwagę patologicznych przykładów jak porwania, przymus czy inne takie. Biorę pod uwagę związki, które z miłości po X latach znajomości zdecydowały się na ślub.

Ostatecznie: jeżeli ktoś stanął z kimś na ołtarzu to był zdecydowany na to, że będzie z tą osobą do końca życia. Zrobi dla Niej wszystko, żeby było jej tutaj na ziemi jak najlepiej.

Czy w przypadku stwierdzenia nieważności małżeństwa powinien nagle zapomnieć o tym co przyrzekal drugiej stronie? Nawet już nie mieszam w to Boga ale po ludzku - drugiej osobie? Może wtedy już na druga osoba nie chce od Nas nic ale w razie problemów, gdy się o tym dowiesz powinieneś służyć pomocą.

Wcześniej pytaliscie o to jak zapatruje się u siebie na tę kwestię. Ja nie będę składał wniosku na 200%. Jak żona złoży powiem prawdę jak było i zobaczymy. Czy będę żonie służył pomocą? Tak.

Zmieniłem pracę na lepiej opłacana. Jak Bóg da i pozwoli to za jakiś czas przeleje żonie jakąś większą kwotę na konto. Bezinteresownie.W ciągu wspólnego życia ona zainwestowała więcej środków, więc uważam to za sprawiedliwe podejście.
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: tata999 »

Wszędzie mogą zdarzyć się nadużycia. W procesie stwierdzania nieważności również. Jednakże nie jest to instytucja nowa, ani nieprzemyślana. Tysiące spraw rocznie kończy się stwierdzeniem nieważności. Nie przypuszczam, żeby wiele z nich było błędnych. Spodziewałbym się, że większości oszustów nie zależałoby na tym, bo to kosztuje, zabiera czas, wymaga zaangażowania, a nie zyskuje się materialnych, prawnych, ani innych korzyści. Jedynie możliwość zawarcia sakramentu, tym razem prawidłowo.
Zepsuty13
Posty: 236
Rejestracja: 16 lip 2018, 0:49
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: Zepsuty13 »

tata999 pisze: 20 kwie 2019, 9:54 Wszędzie mogą zdarzyć się nadużycia. W procesie stwierdzania nieważności również. Jednakże nie jest to instytucja nowa, ani nieprzemyślana. Tysiące spraw rocznie kończy się stwierdzeniem nieważności. Nie przypuszczam, żeby wiele z nich było błędnych. Spodziewałbym się, że większości oszustów nie zależałoby na tym, bo to kosztuje, zabiera czas, wymaga zaangażowania, a nie zyskuje się materialnych, prawnych, ani innych korzyści. Jedynie możliwość zawarcia sakramentu, tym razem prawidłowo.
Dobra. Obie strony się rozeszły, rozwód cywilny załatwiony, obie strony mają nowych partnerów. Uważasz, że ludzie się nie dogaduja między sobą i nie kłamią byle było stwierdzenie nieważności?

Uważam, że wtedy ludzie już bez skrupułów chcą to załatwić jak najszybciej byle układać sobie na nowo.
jacek-sychar

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: jacek-sychar »

Zepsuty13 pisze: 20 kwie 2019, 15:26 Uważasz, że ludzie się nie dogaduja między sobą i nie kłamią byle było stwierdzenie nieważności?

Uważam, że wtedy ludzie już bez skrupułów chcą to załatwić jak najszybciej byle układać sobie na nowo.
Ale robimy to dla siebie, dla ludzi, czy żeby mieć czyste sumienie?

Mi żona proponowała, że przyzna się do wszystkiego przed sądem biskupim, żebym tylko zgodził się na rozwód.
Ale ja nie mógłbym na takim kłamstwie dalej budować sobie życia.
Blondynka55
Posty: 313
Rejestracja: 14 sty 2019, 15:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: Blondynka55 »

Zepsuty13 pisze: 20 kwie 2019, 15:26
tata999 pisze: 20 kwie 2019, 9:54 Wszędzie mogą zdarzyć się nadużycia. W procesie stwierdzania nieważności również. Jednakże nie jest to instytucja nowa, ani nieprzemyślana. Tysiące spraw rocznie kończy się stwierdzeniem nieważności. Nie przypuszczam, żeby wiele z nich było błędnych. Spodziewałbym się, że większości oszustów nie zależałoby na tym, bo to kosztuje, zabiera czas, wymaga zaangażowania, a nie zyskuje się materialnych, prawnych, ani innych korzyści. Jedynie możliwość zawarcia sakramentu, tym razem prawidłowo.
Dobra. Obie strony się rozeszły, rozwód cywilny załatwiony, obie strony mają nowych partnerów. Uważasz, że ludzie się nie dogaduja między sobą i nie kłamią byle było stwierdzenie nieważności?

Uważam, że wtedy ludzie już bez skrupułów chcą to załatwić jak najszybciej byle układać sobie na nowo.
Może właśnie niektórym małżonkom chodzi właśnie o to tzn.szybki rozwód,a następnie życie w konkubinacie.
Bo dlaczego mają naprawiać swoje pierwotne małżeństwa niektórzy uważają ,że to drugie może być lepsze więc po co mają się męczyć
Nikogo do niczego nie zmusimy,a tym bardziej do miłości.
Jeżeli im nie wyjdzie to może do nich coś dotrze i zastanowią się nad dalszymi konsekwencjami.
Satine

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: Satine »

Zepsuty13 pisze: 20 kwie 2019, 9:12

W jakim celu? A no tylko i wyłącznie w takim, żeby mieć czyste sumienie i można było układać życie z drugą osobą na nowo i żeby dopiec drugiej stronie i udowodnić, że nigdy nic między tymi osobami nie było. Ale czy na pewno?

Generalizacje i uproszczenia. To dobrze, jeśli człowiek chce mieć czyste sumienie - po to jest między innymi Sakrament Pokuty (Spowiedź Święta).

Zgadzam się, że mnóstwo wyroków sądowych może być orzekanych na zasadzie takiej, jak to chciała zrobić żona Jarka. "Powiem wszystko, nawet skłamię, a wtedy dostaniemy wyrok dający nam wolność".

Tylko wiesz, co? Sama taka propozycja jest jedynie dowodem na to, że małżeństwo Jarka najprawdopodobniej było nieważnie zawarte. Ktoś, kto ma takie podejście do Sakramentu (papierek, opinia ludzi, drugi ślub, pozory) przecież nie jest absolutnie gotowy na przyjęcie Sakramentu Małżeństwa - który to Sakrament z definicji musi zakładać dojrzałość obu stron do miłości w rozumieniu Bożym (na całe życie, z Bogiem itd.). I skoro nie jest gotowy i nie rozumie tego Sakramentu teraz, to tym bardziej nie rozumiał wcześniej. Myślisz, że Bóg tego nie widzi? Nie wie? :)

Myślę więc, że te wszystkie "oszukane" wyroki to są całkiem sprawiedliwe wyroki summa sumarum - ponieważ osoby składające sobie przysięgę x lat temu, a teraz oszukują w celu uzyskania "wolności" nie miały pojęcia, czym jest małżeństwo w obliczu praw Boskich.

Śmiem też twierdzić, że 90% par biorących ślub nie ma takiej dojrzałości, wiedzy i świadomości.

Problem więc nie polega na tym, że łatwo i bez sensu można otrzymać wyrok stwierdzający nieważność, ale dlatego, że stanowczo zbyt łatwo można dzisiaj wziąć ślub kościelny.

Jeśli jest jakakolwiek wątpliwość, co do ważności Sakramentu Małżeństwa (i nieważne, czy małżeństwo cywilne trwa czy nie), uważam, że należy sprawdzić w sądzie biskupim wszystkie przesłanki. Właśnie dla czystości sumienia i pewnej prawdy, która powinna nas prowadzić przez życie. Nawet jeśli ta prawda jest niewygodna i nawet jeśli po ludzku zbyt wiele po drodze powstało zależności, zobowiązań, dzieci itd.

Zepsuty - jeśli w jednym zdaniu deklarujesz, że naprawiasz siebie i jesteś kompletnym, dojrzałym, przemienionym mężczyzną, w drugim deklarujesz, że zgodziłeś się na rozwód, w trzecim, że spotykasz się z kimś, w czwartym, że na jedno słowo żony wróciłbyś do małżeństwa - to gdzie tu dojrzałość? Spójność? Świadomość istoty Sakramentu? Pytasz: Czy Bóg wymagałby ode mnie takiego poświęcenia, bym żył sam, bo raz złożyłem przysięgę.

A czy Bóg wymagał od Ciebie składania przysięgi, bez świadomości, że dokładnie samotność Cię czeka, jeśli małżeństwo nie wyjdzie?
Czy zatem miałeś świadomość, co przysięgałeś w dniu ślubu?
Czemu jesteś teraz zdziwiony sytuacją - czy w dniu ślubu nie powinieneś mieć wiedzy, że dzisiejsze tak wierności, oznacza wierność żonie do końca życia Twojego lub jej, bez względu na okoliczności? Czy zatem zlożyłeś ważną przysięgę małżeńską, nie w oparciu o emocje, ale o świadomość duchową?

Teraz czekam na typowe argumenty: człowiek jest tylko człowiekiem, jesteśmy tylko ludźmi, kto jest bez grzechu, niech rzuci kamieniem itd. ;) Typowe usprawiedliwienie relatywizowania zasad, bo coś zmieniło się w naszym życiu, więc i my naginamy zasady, aby nam żyło się dobrze i wygodnie. No pewnie, to ludzkie. Ale lepiej nie wycierać sobie wtedy ust Sakramentem, Tak myślę. :)

Nawiasem mówiąc, jako ciekawostkę podam, że oczywiście my z mężem też uznaliśmy zgodnie, że nie mieliśmy pojęcia o tym, czym jest Sakrament. Mieliśmy poczucie, że coś jest nie tak, uczucie niepełności. Ale nie składaliśmy wniosku o zbadanie ważności, ale w porozumieniu z kierownikiem duchowym mojego męża, podjęliśmy już dojrzałą i w pełni świadomą decyzję i w dwunastą rocznicę ślubu odnowiliśmy przysięgę małżeńską.
Zepsuty13
Posty: 236
Rejestracja: 16 lip 2018, 0:49
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: Zepsuty13 »

Satine pisze: 20 kwie 2019, 16:20 Generalizacje i uproszczenia. To dobrze, jeśli człowiek chce mieć czyste sumienie - po to jest między innymi Sakrament Pokuty (Spowiedź Święta).
... i po to również jest Stwierdzenie nieważności małżeństwa? Z mojego punktu widzenia ta instytucja wygląda na taką, żeby "wypisać się całkowicie z poprzedniego życia ". Nawet kosztem kłamstwa, żeby później układać życie na nowo. A może kogoś nowy partner chce kogoś z "czystą" kartą i ten "ktoś" się brzydko mówiąc "czyści" na siłę? Wydaje mi się, że czasem jest szukanie pretekstow na siłę.
Satine pisze: 20 kwie 2019, 16:20Tylko wiesz, co? Sama taka propozycja jest jedynie dowodem na to, że małżeństwo Jarka najprawdopodobniej było nieważnie zawarte. Ktoś, kto ma takie podejście do Sakramentu (papierek, opinia ludzi, drugi ślub, pozory) przecież nie jest absolutnie gotowy na przyjęcie Sakramentu Małżeństwa - który to Sakrament z definicji musi zakładać dojrzałość obu stron do miłości w rozumieniu Bożym (na całe życie, z Bogiem itd.)
Czyli uważasz, że każdy kto składa papiery o rozwód cywilny powinien mieć stwierdzenie nieważności małżeństwa, bo przecież wyparl się Boga, tej drugiej strony, popełnił grzech ciężki i ogólnie nie był gotowy? Przecież jakby patrzeć przez pryzmat gotowości to większość małżeństw byłaby zawarta niepoprawnie. To może połączyć oba orzekania i zrobiłby się wtedy dla niektórych jeden "problem"?

Droga Satine załóżmy, że masz 23 lata. Nie masz dzieci, mąż odchodzi do innej kobiety . Rozwód cywilny - orzeczony. Stwierdzenie nieważności małżeństwa - nie, bo mąż chciał Ci dać popalić na koniec. Dodatkowo orzekanie trwało 3 lata, więc masz już 26 lat. W ciągu tych 3 lat Twój były mąż ma już dwójkę dzieci z nową partnerka, kupili mieszkanie i nie ma z Tobą kontaktu od 3 lat. Dodatkowo wyjechał do innego miasta 500 km od Ciebie. Wybacz ale już widzę jak każda młoda kobieta, której marzeniem jest posiadanie potomstwa będzie wiernie czekać na męża przy takich okolicznościach.

Co Ty byś zrobiła? Masz 26 lat, dookoła każda koleżanka ma dzieci a Ty dodatkowo spotykasz w pracy fajnego faceta z którym Ci się dobrze spędza czas.

Tak - pewnie będziesz wierna mężowi itp itd ale to tylko forum a życie zakładam w 99.9% przypadków mówi co innego.
ODPOWIEDZ