O to to to...
Tak samo uważam!
Szacunek, to po prostu szacunek, a nie służalczość i uzależnienie.
Moderator: Moderatorzy
O to to to...
To są trudne rzeczy i raczej nie ma szans na załatwienie tego hurtem. Ja zaczęłabym od załatwienia pojedynczych problemów i od tego co najbardziej szkodzi dzieciom. Dla mnie osobiście czymś takim jest podawanie dziecku tego co mu szkodzi (alergeny). Na szkodzenie na zdrowiu nie powinno byc niczyjej zgody. Przerobiłam to osobiście i wiem jaki to duży problem. Ktoś nakarmi alergenem dziecko, bo fajnie dać mu to czego mu nie wolno (a jak wiadomo zakazane najbardziej smakuje). Później to rodzice zmagają się ze skutkami, czasami bardzo uciążliwymi.mysikrolik pisze: ↑11 kwie 2019, 6:36 ... nie mogę przecież pozwolić, by np. moje dziecko nie sypialo, bo oni mają jednak inne dla niego plany w czasie drzemek/snu (zdarza się to dość systematycznie, a moje dzieci mają b. duży problem ze snem, więc wybicie z rytmu wiąże się z kilkudniowym przestawianiem) . By moje dziecko było zmuszane do całowania i przytulania co dosłownie 10min osoby, której sie boi. Przez to już kilkukrotnie jak byłyśmy same otwierał sie płakała, że się go boi, no ale ważniejsze jest dobre samopoczucie tej osoby od dziecka. Podawanie alergizujacych moje dzieci produkty, bo sobie wymyślili, że to tak fajnie...
Wiesz, to jest moje odczucie po czytaniu Twoich postów. Piszesz o b. trudnych sprawach, ale w sposób b. zorganizowany wręcz spokojny, mimo niewątpliwej emocjonalnej burzy, tak jakbyś wiedziała jak się od tego odciąć i miała w tym pewną praktykę ... Przejrzałem Twój pierwszy wątek i również odnioslem takie wrażenie. To oczywiście moje wrażenie.mysikrolik pisze: ↑12 kwie 2019, 21:24O których trudnych sprawach piszesz? Ja odnoszę wrażenie, że w moich wpisach jest mnóstwo emocji i przez to i chaosu... Nie widzę tu spokoju... We mnie nie ma spokoju-jest duże poczucie niesprawiedliwości i bezsilności.rak pisze: ↑12 kwie 2019, 11:20 Wiesz mysikrolik,
o trudnych sprawach wydajesz się pisać nadspodziewanie spokojnie. Tak sobie myślę, że albo w pełni to już przerobiłaś w sobie i postanowiłaś się zdystansować, albo po prostu oddzywa się twój mur DDX-owca i umiejętność chowania do szafy własnych emocji. Jeśli to ostatnie, to te zakumulowane i spiętrzone przez lata emocje zazwyczaj znajdują jakieś wyjście z tej szafy...
Może i wzniosłe, tylko to wydaje mi się, że chodzi o wydobywanie kogoś z dysfunkcji, bardziej o wspólne wydobycie się z niej. Do tanga trzeba dwojga, też do wejścia w taki układ...mysikrolik pisze: ↑12 kwie 2019, 21:24 To wszystko jest bardzo piękne i wzniosłe i zapewne prawdziwe, zapewne tak ma wyglądać małżeństwo. Ale na takie trochę i heroiczne "wydobywanie" kogoś z jego dysfunkcji trzeba mieć duuużo siły. I być wewnętrznie poukladanym, zdystansowanym do tego. Ja napisałam tutaj dlatego, że jestem przytloczona tym wszystkim naprawdę mocno już. Naprawdę ta sytuacja jest dla mnie destrukcyjna, przede wszystkim ze względu na dzieci. Każda matka myślę mnie zrozumie. Próbowałam sienzdystansowac setkę razy, ale nie potrafię. Nie mam siły bawić się w coach'a mojego męża, gdy wszystkie konsekwencje akurat tej jego dysfunkcji spadaja na moje barki. Nie mam siły już ciągnąć tego tak jak jest z myślą, ze może jak będę wystarczająco idealna żona to on kiedys zobaczy, że nasze relacje są najważniejsze. Próbowałam, ale zakończyło się fiaskiem. Straciłam wiarę już, że on cokolwiek dostrzeże.
Nie mieszkamy u teściów, tylko pareset metrów dalej. Zdaje sobie sprawę, że powinniśmy zamieszkać daleko. Mąż mi nawet przed ślubem obiecał przeprowadzkę do innego miasta, teraz chce być jak najbliżej, z powodów wymienionych powyżej.marylka pisze: ↑13 kwie 2019, 23:15 Według mnie nie powinnas miec pretensji, że wprowadziłaś sie do domu teściowej, w ktorym ona rzadzi.
To jej dom i jej warunki panuja.
Powinniscie zmienic miejsce zamieszkania.
Ja nie widze jakis konkretow. Co wlasciwie robia tesciowie zlego dzieciom?
Jeżeli jest uczulone dziecko np na orzechy to po zjedzeniu puchnie i trzeba z nim do szpitala jechać. Czy cos podobnego jest u Ciebie?
Rozumiem, że jest Ci cieżko ale piszesz takimi ogolnikami, że trudno sie ustosunkowac.
A to co mówi Ci maż o zareczynach na przyklad - to zwykla pyskowka i tu nic tesciowie nie maja do rzeczy.
Oki.
Do rzeczy - jak wyglada Wasze współżycie?
Masz rację niestety.
rak pisze: ↑14 kwie 2019, 0:58Wiesz, to jest moje odczucie po czytaniu Twoich postów. Piszesz o b. trudnych sprawach, ale w sposób b. zorganizowany wręcz spokojny, mimo niewątpliwej emocjonalnej burzy, tak jakbyś wiedziała jak się od tego odciąć i miała w tym pewną praktykę ... Przejrzałem Twój pierwszy wątek i również odnioslem takie wrażenie. To oczywiście moje wrażenie.mysikrolik pisze: ↑12 kwie 2019, 21:24O których trudnych sprawach piszesz? Ja odnoszę wrażenie, że w moich wpisach jest mnóstwo emocji i przez to i chaosu... Nie widzę tu spokoju... We mnie nie ma spokoju-jest duże poczucie niesprawiedliwości i bezsilności.rak pisze: ↑12 kwie 2019, 11:20 Wiesz mysikrolik,
o trudnych sprawach wydajesz się pisać nadspodziewanie spokojnie. Tak sobie myślę, że albo w pełni to już przerobiłaś w sobie i postanowiłaś się zdystansować, albo po prostu oddzywa się twój mur DDX-owca i umiejętność chowania do szafy własnych emocji. Jeśli to ostatnie, to te zakumulowane i spiętrzone przez lata emocje zazwyczaj znajdują jakieś wyjście z tej szafy...
A jak to w praktyce wygląda? Taki MUR przed kimś? Bo nie wiem, czy dobrze to rozumiem. Niedopuszczanie słów itp. do świadomości, by nie ranily? Czy o granicach raczej mówisz? Ja tutaj zrozumiałam, że ja tak naprawdę nie umiem stawiać granic. Wydawało mi się, że je stawiam, a inni je kruszą, ale raczej jest tak, że ja myślę, że je stawiam, a tak naprawdę nic nie stoi...rak pisze: ↑14 kwie 2019, 0:58Może i wzniosłe, tylko to wydaje mi się, że chodzi o wydobywanie kogoś z dysfunkcji, bardziej o wspólne wydobycie się z niej. Do tanga trzeba dwojga, też do wejścia w taki układ...mysikrolik pisze: ↑12 kwie 2019, 21:24 To wszystko jest bardzo piękne i wzniosłe i zapewne prawdziwe, zapewne tak ma wyglądać małżeństwo. Ale na takie trochę i heroiczne "wydobywanie" kogoś z jego dysfunkcji trzeba mieć duuużo siły. I być wewnętrznie poukladanym, zdystansowanym do tego. Ja napisałam tutaj dlatego, że jestem przytloczona tym wszystkim naprawdę mocno już. Naprawdę ta sytuacja jest dla mnie destrukcyjna, przede wszystkim ze względu na dzieci. Każda matka myślę mnie zrozumie. Próbowałam sienzdystansowac setkę razy, ale nie potrafię. Nie mam siły bawić się w coach'a mojego męża, gdy wszystkie konsekwencje akurat tej jego dysfunkcji spadaja na moje barki. Nie mam siły już ciągnąć tego tak jak jest z myślą, ze może jak będę wystarczająco idealna żona to on kiedys zobaczy, że nasze relacje są najważniejsze. Próbowałam, ale zakończyło się fiaskiem. Straciłam wiarę już, że on cokolwiek dostrzeże.
Przykładowo bycie idealną żoną jak próbowałaś to presja i obciążenie ponad siły, to też może oznaczać brak autentyczności, zrozumienia siebie, chodźby bez tego trudno postawić granice, można się dystansować i izolować, ale to b. przypomina stawianie murów kiedy obciążenie staje się zbyt duże niż wolne budowanie relacji. Przyznam się, że ja próbując budować relacje z żoną postawiłem mur dla pewnych członków jej rodziny, bo na dzień dzisiejszy nie mam siły, ale chyba też możliwości budowy tych relacji w zgodzie z sobą.
Zgadzam się, z tym wewnętrznym poukładaniem w takim układzie można b. łatwo przejść z pomocy do zawłaszaczania drugiej osoby, albo do współuzależnienia od jej stanów, czasem też można przeskakiwać płynnie pomiędzy tymi dwoma skrajnymi postawami.