Nie wiem - czy najciekawsze. Raczej zwyczajne.
Wiesz - może najlepiej jak sobie napiszesz sobie scenariusz na następne 5/10/15 lat swojego życia.
Załóżmy, że ulegniesz "byłemu" ... co zyskasz? No pewnie chwilę namiętnego seksu... odrobinę chwilowej rozkoszy dla ciała. OK - zgoda.
Ja to przyrównuję czasem, do jedzenia słodyczy np. kilku pączków - chwilowa rozkosz dla podniebienia... ale generalnie dla ciała/organizmu - to duże obciążenie i zło - zbędne kilogramy, zęby, zgaga, problemy jelitowe, pożywka dla bakterii i pasożytów itd itp. Tylko że ludzie (i ja też ) koncentrują się często na tym co widać, czuć teraz (np. cudowny smak w buzi) ... a to, czego skutki są nieco odroczone w czasie, nie chcą dostrzegać i zauważać.
"Były" równolegle obraca kilka panienek - tak? Ma zasądzone alimenty, obraca kolejną panią... może znów nawet uda mu się coś spłodzić... i będzie miał kolejne alimenty do zapłaty - mieszka z mamusią, niczego w życiu nie osiągnął - łapie kilka srok za ogon (no tak to wygląda).
Załóżmy, że wpadniesz z "byłym"... i będzie ciąża - to oczywiście ostatecznie rozwali już mocno nadwątlone Twoje małżeństwo. Myślisz, że "były" nagle się zmieni, zerwie wszystkie inne relacje, wybuduje Ci piękny dom.. urządzi ogródek... wybuduje piaskownicę i huśtawkę dla dziecka i będzie to dziecko odwodził co rano do prywatnego przedszkola swoim nowym rodzinnym SUVem... a Tobie będzie robił śniadanka do łóżka i obsypywał kwiatami co dnia?
Żeby ułatwić taki scenariusz, opisz dokładnie kowalskiego - dla siebie głównie - dla nas jak tam chcesz.
Czy pije? (jakieś tam piwko wieczorem czy wódeczkę?)
Ile razy zaprosił Cię na zrobiony przez siebie obiad?
Ile razy realnie pomógł Ci w jakimś trudnym problemie/pracy do wykonania?
Czy możesz mu ufać?
Czy nigdy Cię nie okłamał?
itd. itp.