Nie wiem, ile mam mu dać czasu? Mam powiedzieć po raz setny, że jak nie znajdzie pracy to ja się wyprowadzam od niego? To nic nie daje, a tylko pole do popisu, jak ja bardzo go nie kocham bo go NIE WSPIERAM. Podobno jest się "na dobre i na złe" a nie tylko "na dobre". Nie wiem... Jakie argumenty mogę użyć, abym nie była w roli oprawcy., który znęca się nad biednym mężczyzną, zdrowym, wykształconym i bez pracy... który przez to, że narzeczona go zawiodła teraz siedzi i nic nie robi oprócz rozwijania się duchowo.
Jesteście tak biegli, oczytani... pomóżcie...