Wątek Ukasza

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Wiedźmin

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Wiedźmin »

marylka pisze: 15 maja 2019, 9:42 [...] Alku - Ty po prostu szukasz zaczepki a nie interesuje Cie moje przeżycie tylko szukasz "haka"
[...] czekaja aż użyjesz jednegio nie do konca trafionego terminu żeby już wisiec na nim i do konca dyskusji byl to jedyny argument
[...] na koncu w nia wpada (w pułapkę) i wtedy wszyscy wyskakuja radosni i krzycza - mamy cię!!!!
[...] .....zatriumfowac i swoje zwyciestwo i trofeum tutaj publicznie oglosić wszystkim
Wiesz Marylko, jest takie powiedzenie - "każdy sądzi według siebie".
Lepiej bym Ciebie nie opisał, niż zrobiłaś to sama powyżej.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13350
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Nirwanna »

Drodzy,
Padła już sugestia wcześniej, aby dać Ukaszowi czas na przyswojenie treści, przemyślenie, itp.
Moderacja nalega na taki tryb komunikacji i stawianie granic sobie, nie lubi bowiem wprowadzać granic technicznych.
Apelujemy zatem o pauzę.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Wczoraj rano usłyszałem "Do zobaczenia kochanie" - do mnie. Miłe. Było też kilka innych drobnych gestów.
Sam przyjąłem w tej chwili postawę, że przyjmuję zaproszenia, ale ich sam nie kieruję. Jak żona coś zaproponuje, a ja mogę skorzystać, to się zgadzam. Nie wychodzę w inicjatywą. Taki stan zawieszenia do czasu, gdy podejmę decyzję.
Trwają przygotowania do wspólnej wyprawy w góry Szkocji. Ja ogarniam całość, bo odpowiadam za 9-osobową grupę, żona przygotowuje część rzeczy dla siebie. Wczoraj mieliśmy w tym celu spotkać się w sklepie, ale ja o tym zapomniałem. Coś tam pomogłem zdalnie, ale dałem plamę. W sumie to mi dobrze zrobiło i pomaga wyjść z patrzeniu na nasze relacje poza perspektywę dobrego męża i złej żony.
Wciąż nie potrafię sobie nawet wyobrazić mojej czytelnej niezgody na jej związki z kolegami przy jednoczesnym wspólnym mieszkaniu. Spanie w jednym czy w dwóch oddzielnych łóżkach to sprawa trzeciorzędna, a dbanie o dom - drugorzędna. Chodzi o moją postawę wobec niej. Ona chyba byłaby najbardziej zadowolona, gdybym stosował listę Zerty. Ode mnie wymagałoby to ogromnego wysiłku. I wydaje mi się, że taka sytuacja raczej by się utrwalała, niż prowadziła do jakiejś zmiany. Na pewno nie czuję się na siłach do takiej akrobacji uczuciowej. Może powinienem uznać, że to nie moje siły mają tu znaczenie, ale Jego - nie wiem. Mam jeszcze trochę czasu do namysłu. Wariantu z eksmisją nie wykluczam, ale też go raczej nie chcę. I nie widzę na razie trzeciej opcji.
Zastanawiałem się nad kwestią mojego uzależnienia i jego związku z kryzysem. Bardzo mi w tym pomogły czytania z ostatnich dni. Nie widziałem związku bezpośredniego i moja żona twierdziła, że też go nie widzi. W ogóle nie widziała problemu w mojej masturbacji i nawet w pornografii. Wydaje mi się, że ją rozumiem i w pewien sposób miała rację. Ja byłem w stanie na tyle ograniczyć swój grzech, żeby nie uderzał w nią bezpośrednio. A sfera, w której siał spustoszenie, była jej obca, odrzucała ją, zdecydowanie nie chciała tam wchodzić. Dotyczyło to mojej relacji z Bogiem.
Tu tkwił rdzeń zła, jakie dopuszczałem. Każdy upadek uderzał w wielką siłą w moja bliskość z Bogiem. Czułem to doskonale za każdym razem. Kiedyś, jeszcze jako nastolatek, odniosłem do siebie w sposób dosłowny zdanie z Ewangelii, że grzech przeciwko Duchowi Świętemu nie zostanie odpuszczony (cytat jest tu: Mt 12,32, por. Mk 3,29; Łk 12,10, ale w mojej głowie brzmiał w formie przytoczonej przeze mnie, zniekształconej). A skoro moje ciało jest świątynią Ducha Świętego, to takie znieważenie Jego świątyni na pewno nie może być odpuszczone... Uznałem, że nie ma dla mnie ratunku, przestałem chodzić do spowiedzi. Na szczęście porozmawiałem o tym z mądrym przyjacielem i wyprowadził mnie z błędu. Błędem nie było jednak poważne traktowanie tego grzechu. To była kotwica, która nie pozwalała mi rozwijać się duchowo. Stałem w miejscu. Gdy w małżeństwie układało się dobrze, uzależnienie słabło i powoli się podnosiłem, ale i tak przychodził kolejny upadek. A w miarę pogłębiającego się kryzysu było coraz gorzej i tutaj. Właśnie wtedy, kiedy powinienem najmocniej sięgać do fundamentu naszej więzi, sam się od niego - od Niego - oddzielałem. Gasiłem jedyny ogień, który mógł nas na nowo rozpalić. Widziałem to i nie potrafiłem się wyrwać. Zdołałem jedynie jakoś przetrwać ten czas, nie poddać się. Niestety, kiedy ja się podniosłem, po naszych relacjach zostały już tylko zgliszcza - i Fundament.
Tak widzę teraz jeden z głównych punktów mojej odpowiedzialności za kryzys. Nie poboczny czy drugorzędny. Mój grzech nie uderzał bezpośrednio w żonę ani nawet w moje relacje z nią, bo na tyle byłem w stanie go ograniczyć. Jednocześnie niszczył podstawę naszych więzi i w ten sposób ranił także ją. Choć ona sama tę rzeczywistość odrzucała i odrzuca.
Jonasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Jonasz »

Ukasz pisze: 19 maja 2019, 21:47 Wciąż nie potrafię sobie nawet wyobrazić mojej czytelnej niezgody na jej związki z kolegami przy jednoczesnym wspólnym mieszkaniu. Spanie w jednym czy w dwóch oddzielnych łóżkach to sprawa trzeciorzędna, a dbanie o dom - drugorzędna.
Szczerze mówiąc ja się bardzo umęczyłem dystansem w środku dnia i bądź co bądź pewną bliskością w nocy?
Emocjonalnie mnie to rozwalało.
Nie dałem rady.
Ukasz pisze: 19 maja 2019, 21:47 Taki stan zawieszenia do czasu, gdy podejmę decyzję.
Do końca czerwca tak?
Nie spiesz się a jak będzie go mało to daj sobie go więcej.
Zwłaszcza przy nowych okolicznościach które się pojawiają wskutek Twoich przemyśleń.
Bożego prowadzenia!
Pustelnik

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Pustelnik »

Ukaszu,
w Twoich postach ostatniego okresu zastanowiło mnie to:

- ciągle "stawiasz się" w pozycji przed decyzją; czy nie chciałbyś za dużo decydować w życiu ? zwłaszcza w tej drugiej (lepszej bo potencjalnie bardziej dojrzałej) połowie życia ...

- mocno przeżyłes "pogardę" żony, tak chyba nazwałeś to bolesne doświadczenie ROZCZAROWANIA ... . Jak Ci z tym doświadczeniem (Twoja historia życia) teraz ?
-
Pustelnik

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Pustelnik »

Ukasz pisze: 19 maja 2019, 21:47 Wciąż nie potrafię sobie nawet wyobrazić mojej czytelnej niezgody na jej związki z kolegami przy jednoczesnym wspólnym mieszkaniu (...).
Prawdopodobnie takie czy podobne myślenie oraz wyobrażanie oraz trudne emocje (nie do końca uswiadomione) powtarzasz w pewnym "zapętleniu".
Odkąd pamiętam Twoje liczne wpisy ... .
Oczywiście to tylko sugestia ...

Serdecznie Cię pozdrawiam !

P.S. "Człowiek bez wyobraźni" to negatywny (i osądzający) epitet. Ale prawdopodobnie jest i druga, też utrudniająca życie "skrajność" ...
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Pustelniku,

ja patrzę na to moje decydowanie z innej perspektywy. Dostrzegam w tym, co mnie spotyka, jakieś rozdroże. Wolałbym mieć jasną, prostą, oczywistą drogę, bez tej rozterki, czy mieszkać dalej z żoną, czy jednak oddzielnie. Teraz raczej się skłaniam do tego drugiego między innymi dlatego, żeby na co dzień nie stawać przed podobnymi wyborami. Zdecydowanie źle się z tym czuję.
Chyba nie zapętlam się w wyobrażaniu sobie tego, co mogłoby być. Takie myśli czasem przychodzą, bez nich nie dokonałbym żadnego wyboru. Sam sobie daję na to sporo czasu, żeby te wszystkie emocje zdążyły spokojnie przepłynąć sobie przeze mnie, żeby je przeżyć i nie być pod ich presją.
Nie widzę też w tym, co się działo w ostatnich czterech miesiącach, wielkiego rozczarowania z mojej strony. Owszem, miałem nadzieję na inny rozwój wypadków, ale od początku miałem świadomość, że może być również tak, jak to się ostatecznie stało. Nasze spotkanie, po którym wycofałem wniosek o separację, opisałem na gorąco tak: to może być punkt zwrotny lub niewiele znaczący epizod. Okazało się, że raczej to drugie. Cóż - brałem to pod uwagę.
Teraz resztą jest nadal podobnie. Za tydzień będziemy już w dzikich górach, w moim żywiole, który kiedyś był naszym wspólnym. Ona będzie przez następny tydzień zdana całkowicie na mnie, bo nie może nosić nic ciężkiego, cały bagaż znajdzie się w moim plecaku. Jak już zapuścimy się w te bezdroża, to stamtąd nie ma nawet jak wycofać się na skróty. Wspólne jedzenie, spanie w jednym namiocie, całe dnie razem - i jednocześnie ze świetną ekipą, która mnie zna i ceni, a ona będzie nowa dla prawie wszystkich, poza moim synem i siostrzeńcem. Ja kieruję całą grupą. Czy to musi coś przynieść? Nie, i tego nie oczekuję. Nie zakładam jednocześnie, że na pewno nic się nie stanie. Ja zamierzam się dobrze bawić i patrzeć, co się dzieje.
Pustelnik

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Pustelnik »

Ukasz pisze: 24 maja 2019, 23:17 Wolałbym mieć jasną, prostą, oczywistą drogę, bez tej rozterki, czy mieszkać dalej z żoną, czy jednak oddzielnie. Teraz raczej się skłaniam do tego drugiego między innymi dlatego, żeby na co dzień nie stawać przed podobnymi wyborami.
(...)
Nie wiem dlaczego, ale skojarzyło mi się z "młodym pokoleniem", które "nie potrafi" bądż "nie chce" decydować. Wiem, wiem Ukaszu, że jesteś dorosłym mężczyzną, który wiele w życiu dokonał i wiele potrafi, ale być może ... coś Ci się , po części cofnęło ... . Może aby "coś" lepiej przepracować czy zrozumieć czy odczuć na nowo. Tego nie wiem Ukaszu ... .
A może taki przedłużony "paraliż" tudzież "zawieszenie" jest Ci potrzebne ?
Ja też kiedyś nie lubiłem rzeczy nie wyjaśnionych "do końca". Teraz, po "depresji" już tak nie mam.
renta11
Posty: 844
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: renta11 »

Ukasz pisze: 24 maja 2019, 23:17 Pustelniku,

ja patrzę na to moje decydowanie z innej perspektywy. Dostrzegam w tym, co mnie spotyka, jakieś rozdroże. Wolałbym mieć jasną, prostą, oczywistą drogę, bez tej rozterki, czy mieszkać dalej z żoną, czy jednak oddzielnie. Teraz raczej się skłaniam do tego drugiego między innymi dlatego, żeby na co dzień nie stawać przed podobnymi wyborami. Zdecydowanie źle się z tym czuję.
Chyba nie zapętlam się w wyobrażaniu sobie tego, co mogłoby być. Takie myśli czasem przychodzą, bez nich nie dokonałbym żadnego wyboru. Sam sobie daję na to sporo czasu, żeby te wszystkie emocje zdążyły spokojnie przepłynąć sobie przeze mnie, żeby je przeżyć i nie być pod ich presją.
Nie widzę też w tym, co się działo w ostatnich czterech miesiącach, wielkiego rozczarowania z mojej strony. Owszem, miałem nadzieję na inny rozwój wypadków, ale od początku miałem świadomość, że może być również tak, jak to się ostatecznie stało. Nasze spotkanie, po którym wycofałem wniosek o separację, opisałem na gorąco tak: to może być punkt zwrotny lub niewiele znaczący epizod. Okazało się, że raczej to drugie. Cóż - brałem to pod uwagę.
Teraz resztą jest nadal podobnie. Za tydzień będziemy już w dzikich górach, w moim żywiole, który kiedyś był naszym wspólnym. Ona będzie przez następny tydzień zdana całkowicie na mnie, bo nie może nosić nic ciężkiego, cały bagaż znajdzie się w moim plecaku. Jak już zapuścimy się w te bezdroża, to stamtąd nie ma nawet jak wycofać się na skróty. Wspólne jedzenie, spanie w jednym namiocie, całe dnie razem - i jednocześnie ze świetną ekipą, która mnie zna i ceni, a ona będzie nowa dla prawie wszystkich, poza moim synem i siostrzeńcem. Ja kieruję całą grupą. Czy to musi coś przynieść? Nie, i tego nie oczekuję. Nie zakładam jednocześnie, że na pewno nic się nie stanie. Ja zamierzam się dobrze bawić i patrzeć, co się dzieje.
Zapętlasz się w wyobrażaniu sobie tego, co mogłoby być. Druga część wypowiedzi o tym świadczy.

Znowu gonisz ją do klatki (dzikie góry, Twój żywioł, zdana na Ciebie, Twój plecak, bezdroża, nie ma jak wycofać się, wspólne..., ekipa Ciebie zna i ceni, ona obca...). Ale cóż: ona silna, syn, siostrzeniec w ekipie, czyli ani sama, ani bezbronna, ani zdana na Ciebie. I znowu się rozczarujesz, a ptaszek znowu wyfrunie z klatki.
A karuzela kręci się dalej. :D

Dopóki nie przejdziesz przez pierwszy krok: "przyznaję, że jestem bezsilny ...." to nic się nie zmieni, a karuzela będzie się kręcić.
A wystarczyłoby po prostu nie robić NIC.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
nałóg
Posty: 3357
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: nałóg »

O ile żona Ukasza idzie w te góry dobrowolnie,bez przymusu i z własnej woli to wg mnie nie jest to zaganianie do klatki.Niedawno w którymś wątku posząca w pewnym sensie „wymusiła” na mężu udział w „ Weekendzie małżeńskim” . Konsekwencje tego udziału opisuje w kategorii co najmniej zaskakujących.Zaczeli rozmawiać ze sobą w duchu miłości.Może to jest to „ podbicie dna” w bezsilności lecz nie w bezradności.Ważne aby Ukasz nie miał za dużych oczekiwań.PD
renta11
Posty: 844
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: renta11 »

Nałogu

To myślenie życzeniowe i gra samemu ze sobą i ze współmałżonkiem. Ale jak kto lubi. Można gonić króliczka i do końca życia.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Jonasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Jonasz »

Hm.
Rento czy Twoim zdaniem rozsądnie jest przestać gonić króliczka chociażby dlatego by mu umożliwić samodzielne wyjście z tej roli?

Czy dobrze Cię zrozumiałem?
Jonasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Jonasz »

Nałogu być może w wątku o którym wspominasz że strony współmałżonka nie było jakiejś formy wewnętrznego odrzucenia czy to Siły Wyzszej czy to samego Sakramentu Małżeństwa.
Ot jakiś wewnętrzny konflikt kryzys pogubienie.
Wymuszenie wyjątkowo chyba okazało się formą pomocy i w jakims stopniu wsparciem.
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: marylka »

Ukaszu...no to bawcie sie dobrze. Udanej wyprawy :)
Pustelnik

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Pustelnik »

TAK ;-), GÓRY,
podczas wypraw w góry, zwłaszcza "sam na sam" gdy z "innym mężczyzną" z "inną kobietą" - można się zakochać (w "moim" przypadku - amok żony ...).

Ale Wy raczej wspólnego "amoku ku sobie" jako małżeńatwo "po przejsciach" nie doświadczycie, chociaż : kto wie ?

Co mogłoby przybliżyć małżeństwo po przejsciach;
- obustronna chęć pojednania ?
- seria szczerych i oczysczających rozmów ?
- ?
- ?
ODPOWIEDZ