Aleksander pisze: ↑05 lip 2019, 9:33
Jak "nie chce" ... no to "nagle jest romans".
No dobrze, ale dlaczego nie chce? Czy powód jest w nim samym, bo np. szybko się nudzi/nie potrafi nawiązywać głębszych relacji/ma deficyty z dzieciństwa/zaburzenia osobowości/wredny i zły charakter - czy dlatego, że małżonek w jakichś sprawach odpuścił, przestał się starać, odpowiadać na miłość, wszedł w nałogi, przestaje troszczyć się o rodzinę, jest przykry, agresywny itd.
I to sąd sprawdza, powołuje świadków np. awantur czy trwania w nałogu, agresji, zadłużania się itd.
Dla kogoś, dla kogo Sakrament Małżeństwa jest ważny, to nie są żadne powody do odejścia. Ale dla osoby, dla której te więzy nie mają znaczenia, ważne jest "po co mam się męczyć z kimś, nie kocham, jest mi źle, odchodzę, chcę być z kimś innym".
Sąd cywilny rozpatruje takie sprawy, a nie to, co kto komu przysięgał na ślubie i że ma trwać pomimo wszystko. Będę pił, bił, nie szanuję cię, nic nie robię w domu, ale bądź ze mną, bo Sakrament.
A jak chcesz odejść i mieć kogoś innego, to jesteś winna rozpadu związku. No tak to nie ma....
Na forum jest/było mnóstwo przykładów, gdzie zdradzany małżonek nie ma sobie nic do zarzucenia. Był wspaniały, idealny, a współmałżonek odszedł. Tylko w trakcie się okazywało, że:
uderzył kilka razy
zdradził wcześniej
przestał pracować
pije
przesiaduje przed komputerem
nie robi nic w domu
marudzi, narzeka, krytykuje, jest przykry w obyciu i życiu codziennym
30 lat oglądał pornografię
nie dba o siebie i o bliskość intymną
Ja osobiście nie znam żadnego przykładu - ani z forum, ani z życia realnego, że ktoś odchodzi od kochającego, troskliwego, uważnego małżonka. Zawsze jest jednak coś, co nie pasuje temu naszego rebeliantowi i to właśnie sąd może i często rozpatruje. Uwierz mi - że nie uważam tego za specjalnie sprawiedliwe, ale nic się na to nie poradzi, bo prawo świeckie uznaje prawo każdego do układania sobie życia tyle razy, ile chce. Nie ma ograniczeń, jeśli chodzi o zawieranie małżeństw cywilnych i każde kolejne jest tak samo ważne i chronione. Takie życie...
Rento, ja też mam kryzys wieku średniego. Chęć podsumowań, straconych szans. Ale mój mąż jest w porządku, kocha mnie i szanuje. 10 lat temu? Raczej byłabym już w separacji (a może i rozwodzie) - kiedy był agresywny i nie widział powodów do terapii i naprawiania siebie. Mało tego - kiedy mąż był wredny i przykry, trzaskał drzwiami i zachowywał się chamsko - miałam wiele pokus do wejścia w inne relacje i bywały takie sytuacje, że chciałam to zrobić. W ogóle mnie mój mąż i jego uczucia nie obchodziły. Jedynie świadomość Sakramentu mnie powstrzymała od zdrady. Ale dzisiaj - nawet gdyby nie było Sakramentu, to zachowanie i miłość mojego męża powoduje, że takie pokusy zniknęły. Potrzeba bycia żoną kochaną, bezpieczną, zaopiekowaną, adorowaną jest zaspokajana. Lubię mojego męża i sama bym się źle czuła, gdybym coś zrobiła przeciwko niemu. Dzisiaj - moja zdrada raczej byłaby powodem do orzeczenia o winie. Bo mąż wypełnia wszystkie swoje małżeńskie obowiązki wzorowo. Kiedyś - moja zdrada byłaby przez sąd uznana jako skutek, a nie przyczyna rozpadu małżeństwa, bo mąż zawodził jako mąż, ojciec i głowa rodziny.