Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ukasz

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: Ukasz »

Robertb pisze: 20 cze 2019, 20:10 Ja się zastanowiłem tylko ze u mnie sytuacja wygląda trochę inaczej, bo moja zona otwarcie powiedziała, że możemy mieszkać razem żyć obok siebie, ale nigdy już ze mną nie będzie.
Zachęcałem Cię do zastanowienia, czy Twoim celem jest zmuszenie żony do czegokolwiek - np. do przemyślenia, ratowania itd. Nieważne do czego, ważne kogo. Nie dąż do zmieniania żony, tylko siebie. Żony nie zmusisz do niczego, a podjęta próba może wyrządzić wiele złego.
Zajrzyj do tzw. listy Zerty:
32. Nie wierz w nic, co słyszysz i w mniej niż 50% tego, co widzisz. żona będzie wszystko negowała, ponieważ jest zraniona i przestraszona.
Teraz Twoja żona powiedziała, że nigdy. A to znaczy teraz. Nie wiesz, jak długo to "teraz" będzie trwało. Możesz mieć na to pośredni wpływ: pozytywny pracując nad sobą i negatywny próbując zmusić żonę, żeby to ona się zmieniła.
Robertb
Posty: 70
Rejestracja: 17 kwie 2019, 11:38
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: Robertb »

Ukasz pisze: 20 cze 2019, 23:34
Robertb pisze: 20 cze 2019, 20:10 Ja się zastanowiłem tylko ze u mnie sytuacja wygląda trochę inaczej, bo moja zona otwarcie powiedziała, że możemy mieszkać razem żyć obok siebie, ale nigdy już ze mną nie będzie.
Zachęcałem Cię do zastanowienia, czy Twoim celem jest zmuszenie żony do czegokolwiek - np. do przemyślenia, ratowania itd. Nieważne do czego, ważne kogo. Nie dąż do zmieniania żony, tylko siebie. Żony nie zmusisz do niczego, a podjęta próba może wyrządzić wiele złego.
Zajrzyj do tzw. listy Zerty:
32. Nie wierz w nic, co słyszysz i w mniej niż 50% tego, co widzisz. żona będzie wszystko negowała, ponieważ jest zraniona i przestraszona.
Teraz Twoja żona powiedziała, że nigdy. A to znaczy teraz. Nie wiesz, jak długo to "teraz" będzie trwało. Możesz mieć na to pośredni wpływ: pozytywny pracując nad sobą i negatywny próbując zmusić żonę, żeby to ona się zmieniła.
Tak ja to wszystko rozumiem, i wiem ze jestem ostatnią osobą, której rad by chciała słuchać, dlatego już od dłuższego czasu w ogóle o tym nie rozmawiam, nie próbuje wpływać na jej decyzję i staram się robić wszystko zgodnie z lista Zerty.

Tam jest punkt "2. Nie dzwoń często" Jako że mieszkamy razem to postanowiłem ze w ramach tego punktu ograniczę kontakty gdy jesteśmy w pracy, ale jak to zrobiłem to w domu tez praktycznie nie rozmawiamy.

Ja tylko się zastanawiam co jest lepsze biorąc pod uwagę długi okres czasu? Na razie się kontaktuje z żoną a po powrocie z pracy rozmawiamy coraz więcej i coraz częściej się uśmiecha.

To mnie nurtuje, bo nie wiem czy lepiej trzymać dystans czy pozwolić się sprawom toczyć w naturalny sposób.
Ukasz

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: Ukasz »

Mogę się tylko podzielić moim doświadczeniem - u mnie zdecydowanie lepiej działa
Robertb pisze: 21 cze 2019, 9:17 pozwolić się sprawom toczyć w naturalny sposób.
A lista Zerty to nie przykazania, żeby ich przestrzegać, tylko garść propozycji do rozważenia.
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: vertigo »

Jonasz pisze: 20 cze 2019, 23:20
vertigo pisze: 20 cze 2019, 16:16 A ja co? Siedzenie w domu, sprzątanie, zakupy, pomoc dzieciom. I taki mąż miał być dla niej wyzwaniem? Nuda.
Vertigo a zrobiłeś to z wyboru własnego czy zostałeś postawiony przed taką koniecznością?
Mam nadzieję,że nie masz do siebie o to jakichkolwiek pretensji?
I nie żałujesz.
Był to mój świadomy wybór wynikający z sytuacji, w jakiej nasza rodzina znalazła się. O to akurat nie mam do siebie pretensji, i nie żałuję, bo potraktowałem to także jako solidny trening do życia z dziećmi, a już bez żony. A pretensje mam, że jednocześnie byłem zbyt pasywny, bierny, bo można było znaleźć przestrzeń na aktywności własne w stylu wcześniej opisanym. Ale to zobaczyłem dopiero z dystansu, jak zostałem sam i ciśnienie ze mnie zeszło.
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
Wiedźmin

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: Wiedźmin »

vertigo pisze: 21 cze 2019, 11:08 [...]
A pretensje mam, że jednocześnie byłem zbyt pasywny, bierny, bo można było znaleźć przestrzeń na aktywności własne w stylu wcześniej opisanym. Ale to zobaczyłem dopiero z dystansu, jak zostałem sam i ciśnienie ze mnie zeszło.
Vertigo - nie ma co rozpamiętywać ani katować się, że nie robiłeś tego czy tamtego.

Przypominam regularnie, że gwiazdy Hollywood też są zdradzane i zostawiane, choć wcale nie są tamci panowie "bierni i pasywni" - motocykle, skoki spadochronowe, deska surfingowa... no co dusza zapragnie... i co? I nic... też są zostawiani przez partnerki (partnerów :P). Rób to co Ty czujesz... czego Ci brakowało i za czym tęskniłeś - a nie to, co myślisz, że jakbyś robił, to w oczach żony wypadłbyś na "mniej biernego".
Jonasz

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: Jonasz »

vertigo pisze: 21 cze 2019, 11:08 Był to mój świadomy wybór wynikający z sytuacji, w jakiej nasza rodzina znalazła się. O to akurat nie mam do siebie pretensji, i nie żałuję, bo potraktowałem to także jako solidny trening do życia z dziećmi, a już bez żony.
O to tak jak ja ;)
Dodatkowo otworzyły mi się oczy. Na współmałżonka.
vertigo pisze: 21 cze 2019, 11:08 A pretensje mam, że jednocześnie byłem zbyt pasywny, bierny, bo można było znaleźć przestrzeń na aktywności własne w stylu wcześniej opisanym. Ale to zobaczyłem dopiero z dystansu, jak zostałem sam i ciśnienie ze mnie zeszło.
Wiesz czasem mam takie same wrażenie u siebie.
Szczerze mówiąc gniew i lęk powoduje u mnie myśl o tak naprawdę niepotrzebnym czekaniu, że to nic nie da.
Że zostanę wykorzystany po prostu, może jak ktoś się znajdzie, może jak dzieci będą starsze, może jakieś inne okoliczności.
Vertigo nie żałuj, nie miej pretensji do siebie.
Ty nie oszukałeś, wykorzystałeś.
Szczerze mówiąc pilnowanie samego samego siebie żeby nie oszukać i wykorzystywać chyba mi pomogło zdystansować się.
Chyba przestałem się bać.
vertigo pisze: 20 cze 2019, 16:16 Ale skoro żona była w czasie kryzysu i wspólnego mieszkania jedną wielką emocją (tak mi w którym momencie powiedziała), to należało te jej emocje jeszcze bardziej rozhuśtać.
No cóz, kobieta która nie radzi sobie z emocjonalnością, po iluś tam latach małżeństwa żeby nie wypomnieć wieku. ;)
No trochę niedojrzałe jak na mój gust.
Robertb
Posty: 70
Rejestracja: 17 kwie 2019, 11:38
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: Robertb »

Ja jestem już u skraju wyczerpania, z jednej strony próbuje żyć, coś robić ale tak naprawdę myślę tylko o tym.

Mieszkam ciągle z żoną ale jakbyśmy nie mieszkali, nie kłócimy się wcale, ale też mało ze sobą rozmawiamy, ja nie chce jej zmuszać do rozmowy a ona ostatnio tez coraz mniej się do mnie odzywa i pokazuje jak nie znosi mojego towarzystwa.

Przez cały czas jednak mieszka ze mną i nie zamierza tego zmieniać, jak mówi jej to odpowiada.

Jeśli już poruszymy temat naszego związku ciągle powtarza że nic do mnie nie czuje i że nigdy że mną nie będzie. Czasami zmienia ton i mówi że nie może się do mnie przekonać i nie wie czy chce coś robić do poprawy małżeństwa.

Ostatnio jednak żona zgodziła się na terapię małżeńską. Bardzo się ucieszyłem chociaż zrobiła to bez przekonania, bardziej po to żeby nie mieć wyrzutów sumienia niż z chęci uratowania naszego małżeństwa.

Teraz nie bardzo wiem czy lepiej od razu zapisać nas na terapię czy dać trochę czasu. Teraz są wakacje, cześć spędzamy razem a cześć oddzielnie wiec będziemy mieli okazję żeby wszystko przemyśleć i od siebie odpocząć.

Ze względu na wyjazdy nie będzie tez możliwości ciągłości terapii, wiec pomyślałem ze lepiej będzie z tym wszystkim ochłonąć i zacząć terapię od września.

Czy jest sen zaczynania terapii w takim momencie? Czy ogóle jest sens chodzenia na terapię jeśli druga osoba godzi się na nią bez przekonania jak moja żona?

Ja chodzę do psychologa i mi te wizyty pomagają jednak, odnoszę wrażenie że psychologa przerastają moje problemy..

Dlatego tez ma drugi dylemat czy lepiej do trapi poszukać innego psychologa? już nie chodzi o to ze myślę ze ten sobie nie poradzi bo tak naprawdę nie wiem czy drugi będzie lepszy, ale bardziej myślę o komforcie żony.

Nie chciałbym aby odczuła ze psycholog trzyma moja stronę przez to ze się znamy i już zna moje problemy ....
Wiedźmin

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: Wiedźmin »

Robertb pisze: 10 lip 2019, 12:06 [...]
Nie chciałbym aby odczuła ze psycholog trzyma moja stronę przez to ze się znamy i już zna moje problemy ....
Ze swojego doświadczenia. Odwiedziłem kilku doświadczonych psychologów, żaden z nich nie bierze terapii małżeńskiej - wcześniej prowadząc indywidualną terapię jednego z małżonków - twierdzili, że to wbrew ich etyce.

Więc jeśli psycholog, do którego chodziłeś wcześniej indywidualnie - zaproponował Wam teraz wspólną terapię - to daje to do myślenia.
Robertb
Posty: 70
Rejestracja: 17 kwie 2019, 11:38
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: Robertb »

Aleksander pisze: 10 lip 2019, 12:19
Robertb pisze: 10 lip 2019, 12:06 [...]
Nie chciałbym aby odczuła ze psycholog trzyma moja stronę przez to ze się znamy i już zna moje problemy ....
Ze swojego doświadczenia. Odwiedziłem kilku doświadczonych psychologów, żaden z nich nie bierze terapii małżeńskiej - wcześniej prowadząc indywidualną terapię jednego z małżonków - twierdzili, że to wbrew ich etyce.

Więc jeśli psycholog, do którego chodziłeś wcześniej indywidualnie - zaproponował Wam teraz wspólną terapię - to daje to do myślenia.
Dzięki, to mi faktycznie dało do myślenia. Psycholog mi nie zaproponował terapii małżeńskiej ale kilka razy sugerował że najlepiej by było jak by zona tez przyszła na terapię.
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: rak »

Pozwól Robertb,

że ustosunkuję się do tego poniżej:
Robertb pisze: 10 lip 2019, 12:06 Czy jest sen zaczynania terapii w takim momencie? Czy ogóle jest sens chodzenia na terapię jeśli druga osoba godzi się na nią bez przekonania jak moja żona?
U mnie zdanie na ten temat się diametralnie zmieniło w czasie kryzysu, więc może podzielę się jak to wyglądało. Początkowo myślałem, że wspólna terapia, rozmowy to będzie szczyt szczęscia i "budowania". Dążyłem do tego, ale starałem się nie naciskać zbyt mocno, gdy napotykałem sprzeciw (w stylu "ludzie sobie tyle wieków radzili bez psychologów, nie potrzeba mi tego"). Stwierdziłem, że spróbuję najmniejszą linią oporu.
Z czasem zauważyłem, że patrzę na sprawę ze złej strony. Nie chodzi o to, żebym to ja ją przekonywał, ale to jej się powinno chcieć być i budować małżeństwo. Bez zaangażowania nie ma miłości, a zaangażowanie może pojawić się tylko w wolności. Naciski z boku moim zdaniem tylko utrudniają proces (długo do tego dochodziłem :lol: ). Ale oprócz nacisków, jest jeszcze wsparcie i współtowarzyszenie w drodze, a przed nimi jeszcze zachęta, żeby wziąć w niej wspólnie udział. U mnie działało na początku dużo "przyjemnych chwil", a później wspólna lektura (czy słuchanie) historii ludzi z podobnymi problemami, spotkania z nimi, itd... Po nich żona sama zauważyła, że coś jest nie tak i zaczęła swoją indywidualną terapię.
Cały problem wydaje mi się leży w przekonaniu jej, że "chce jej się chcieć", a z tym to już pozostaje tylko ustalić jak to najlepiej zrobić.

Teraz po dwóch latach, żona sama naciska na terapię małżeńską, wydaje mi się, jakby chciała ją jak naszybciej odbębnić i wyjść ze swojej indywidualnej. Jej zdanie zmieniło się z "ludzie tyle czasu radzili sobie bez psychologów" na to, że jej rodzice nie mieli szansy przerobić swoich problemów, bo nie mieli szansy dostępu do terapii i różnorodnych materiałów.

Myślę, że nie ma jednej odpowiedzie na Twoje pytania. Kluczowe wydaje mi się jednak pomóc żonie w przekonaniu, że samej jej się chce. Co wcale nie jest takie proste ;) a i później im głębiej w terapię tym więcej bólu może temu towarzyszyć.
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: rak »

Robertb pisze: 10 lip 2019, 12:51
Aleksander pisze: 10 lip 2019, 12:19
Robertb pisze: 10 lip 2019, 12:06 [...]
Nie chciałbym aby odczuła ze psycholog trzyma moja stronę przez to ze się znamy i już zna moje problemy ....
Ze swojego doświadczenia. Odwiedziłem kilku doświadczonych psychologów, żaden z nich nie bierze terapii małżeńskiej - wcześniej prowadząc indywidualną terapię jednego z małżonków - twierdzili, że to wbrew ich etyce.

Więc jeśli psycholog, do którego chodziłeś wcześniej indywidualnie - zaproponował Wam teraz wspólną terapię - to daje to do myślenia.
Dzięki, to mi faktycznie dało do myślenia. Psycholog mi nie zaproponował terapii małżeńskiej ale kilka razy sugerował że najlepiej by było jak by zona tez przyszła na terapię.
Wiesz Robertb,

to wcale nie jest takie niezwykłe, terapeuta widząc, że dużo Twoich spraw i wyzwań kręci się wokół drugiej strony, też chciałby się z nią spotkać, by móc poznać jej zdanie. Jest to jednak wyzwanie dla wszystkich zaangażowanych osób, dla Ciebie, bo w pewien sposób możesz stracić intymność i bezpieczeństwo w terapii, dla terapeuty bo może być postawiony pomiędzy młotem i kowadłem i dla żony, bo jest osobą 3 w już zbudowanej relacji.

Ja zostałem kiedyś zaproszony na dwie sesje żony i byłem wdzięczny, że mogłem podzielić się swoim spojrzeniem na wiele spraw. Jestem przekonany, że różniło się one znacznie od zdania ślubnej, co nie ułatwiało jej zadania (z czego nie zdawała sobie chyba wtedy jeszcze sprawy). Nie zmieniło to jednak charakteru jej terapii, która była i jest indywidualna. Jak powiedział Aleksander niewielu terapeutów podejmie się pracy z małżeństwem po indywidualnej (ale znam paru, którzy by się zgodzili).
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
Robertb
Posty: 70
Rejestracja: 17 kwie 2019, 11:38
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: Robertb »

rak pisze: 10 lip 2019, 13:00 Pozwól Robertb,

że ustosunkuję się do tego poniżej:
Robertb pisze: 10 lip 2019, 12:06 Czy jest sen zaczynania terapii w takim momencie? Czy ogóle jest sens chodzenia na terapię jeśli druga osoba godzi się na nią bez przekonania jak moja żona?
Z czasem zauważyłem, że patrzę na sprawę ze złej strony. Nie chodzi o to, żebym to ja ją przekonywał, ale to jej się powinno chcieć być i budować małżeństwo. Bez zaangażowania nie ma miłości, a zaangażowanie może pojawić się tylko w wolności. Naciski z boku moim zdaniem tylko utrudniają proces (długo do tego dochodziłem :lol: ).
Wszystko to się zdaje takie oczywiste a i tak ciągle popełniam ten sam błąd. Może przez to że jeśli nie robię nic to czuje że żona coraz bardziej się ode mnie oddala.
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: rak »

Robertb pisze: 10 lip 2019, 14:39 Wszystko to się zdaje takie oczywiste a i tak ciągle popełniam ten sam błąd. Może przez to że jeśli nie robię nic to czuje że żona coraz bardziej się ode mnie oddala.
to wcale nie jest takie oczywiste. Bez kryzysu to raczej powtarzamy wyuczone wzorce rodzinne, z moich obserwacji wynika, że mało kto ma ochotę i okazję porozkładać takie rzeczy na czynniki pierwsze. Złożyć je do kupy tylko tak, żeby działały już wg. innego wzorca jest jeszcze trudniej.

Z tym oddalaniem też tak to postrzegałem, tylko to nie ona się zaczęła oddalać, ale ja zacząłem to powoli dostrzegać. Moja percepcja się powoli otwierała na proces, który już dawno wystąpił. Moim pierwszym krokiem jak to zrozumiałem nie była praca nad zbliżeniem (nieosiągalne!), ale zmniejszeniem tempa oddalania...

Pozdrawiam
rak
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
Ukasz

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: Ukasz »

U mnie było tak, że ja wstępnie załatwiałem sprawę terapii, a następnie informowałem żonę, że wystarczy ustalić termin spotkania. To zostawiałem już jej. Na trzy próby udało się raz: gdy wiedziała, że jeśli się nie umówi, złożę wniosek o separację. W pozostałych dwóch przypadkach olała to i terapia została przerwana. Za pierwszym razem na jakiś czas, za drugim na dobre.
Robertb
Posty: 70
Rejestracja: 17 kwie 2019, 11:38
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: Robertb »

Ja postanowiłem ze jednak się wstrzymam z tą terapią do września. A może jeszcze dłużej …

Wiem, że z takim negatywnym podejściem jakie żona ma teraz i tak to raczej nie ma sensu.

Dodatkowo obawiam się ze jeśli terapia zostanie przerwana przez wakacyjne urlopy i nie będzie ciągłości to żona stwierdzi, że jednak nie chcę na nią chodzić, zwłaszcza że się tylko zgodziła, żeby potem nie mieć wyrzutów sumienia, bo ratować naszego małżeństwa nie chce na pewno.

Szczerze mówiąc to już chyba przestałem wierzyć, że coś z tego będzie. Ona mi każdym razem daje do zrozumienia, że mnie nie kocha , nie cierpi mojego towarzystwa i mnie nienawidzi.

Moja zmiana, chyba coraz bardziej wyprowadza z równowagi i jeszcze bardziej się ode mnie oddala i coraz więcej mnie nienawidzi. Już mi kilka razy wypomniała to, że jestem żałosny, bo załączyłem dbać o wygląd. I że na nią to i tak nie podziała ….

Plus jest taki, że chyba się zacząłem uodparniać na jej stosunek do mnie. W końcu mogę zając się pracą i przestać ciągle myśleć o naszym związku.

Może dlatego że wiem, że mam jeszcze dużo czasu, bo ona raczej na razie nie zrobi nic, może też dlatego, że wiem, że jej kontakty z kowalskim są praktycznie zerowe, a może się wypaliłem i już nie mam siły się tym zamartwiać.

W każdym razie w końcu chyba mogę nabrać dystansu do wszystkiego. Ciągle pracuje nad sobą spędzam jak najwięcej czasu z dziećmi, dbam o swój wygląd , uprawiam sport, czytam polecone książki, jestem dla żony miły i jej pomagam, a gdy widzę, że chodzi wkurzona i pokazuje jak bardzo jest nieszczęśliwa , to już mnie to nie rusza.

Chociaż za bardzo nie wierzę, że z czasem moja żona zmieni stosunek do mnie to myślę, że teraz jest właściwy moment, aby dać czasowi czas.
ODPOWIEDZ