Jak walczyć z brakiem miłości?
Moderator: Moderatorzy
Jak walczyć z brakiem miłości?
Dzień dobry
Podczytuję to forum od lipca tego roku. Trafiłam tutaj poszukując jakichkolwiek rad, jak zażegnać małżeński kryzys. W końcu postanowiłam napisać i poproscić Was o jakieś wskazówki, choć nie wiem, czy jest jeszcze jakaś nadzieja..
W lipcu, będąc w 6 miesiącu ciąży, odkryłam, że mąż (jesteśmy 7 lat po ślubie) ma romans, który trwał conajmniej od początku roku. Nasze małżeńskie relacje od dłuższego czasu były napięte, często dochodziło do kłótni i awantur. Ja zrzucałam to na jego stresującą pracę, a nasze wybuchowe charaktery niestety nie pomagały naszym relacjom.
Bardzo dlugo staraliśmy się o dziecko, więc gdy w lutym okazało się, że jestem w ciąży, miałam olbrzymią nadzieję, że od tej chwli już wszystko bedzie dobrze. Niestety - było coraz gorzej. Nie podzielał mojej ogromnej radości i tego entuzjazmu, owszem - mówił, że się cieszy, ale gesty i postawa przeczyły tym słowom. Dochodziło do coraz częstszych awantur, przestał się mną interesować, unikał sytuacji intymnych. Coś mi mówiło, że mnie zdradza, ale z drugiej strony nie dopuszczałam do siebie tej myśli. W końcu którejś nocy, po kolejnej kłótni, postanowiłam sprawdzić jego telefon i odkryłam to, czego tak się bałam.
W jednej chwili runął mój świat, tysiące myśli przeleciało przez głowę, czułam złość, strach, bezsilność, upokorzenie i to przeogromne uczucie przerażenia.
Tamtej nocy umarłam na kilka chwil. Ale musialam przecież żyć ze wzgledu na maleństwo, które nosiłam pod sercem.
Przyparty do muru, przyznał się do wszystkiego. Mówił, że zaniedbywalam go przez ostatnie dwa lata, że się nie starałam i to w nim narastało. Powiedział, że żałuje, ze wczesniej ze mną nie porozmawiał na ten temat, że nie zareagował na samym początku, ale też, że chce naprawić nasze małżeństwo, ze zależy mu na rodzinie, że zakończy tamten romans. Przeprosilam go za tamte lata, w których faktycznie było nieciekawie między nami. Powiedziałam mu także, że wybaczam mu wszystko, choć tak naprawdę on sam mnie o to nie poprosił i nie widziałam też szczerej skruchy w jego zachowaniu.
Choć w kolejnych tygodniach oboje się staraliśmy, z biegiem czasu znów było coraz gorzej. Ja byłam podejrzliwa, kontrolowałam go, cały czas płakałam na wspomnienie tego, co zrobił, a on nie okazywał mi żadnej czułości, nie czułam od niego żadnego wsparcia duchowego, był tuż obok, na wyciągnięcie ręki, a ja miałam wrażenie, że jest na innej planecie, oddalony o całe wszechświaty. I otoczony murem nie do przebicia. Ze wszystkich sił starałam się mu pokazać, jak wiele dla mnie znaczy.
Przez całą ciążę mialam nadzieję, że po porodzie wszystko się zmieni. Że kryzys minie.
W dniu wypisu ze szpitala, jak przyjechaliśmy z maleństwem do domu, zamiast kwiatów dostałam słowa, że mnie nie kocha, że gdyby nie ciąża już dawno by odszedł ode mnie i że mnie nienawdzi. Powiedział, że chce odejść i chce rozwodu, zaczął spać na kanapie. Gdy zapytałam czy nadal utrzymuje kontakt z tamtą, zaprzeczył.
Przy dziecku pomaga, czasem przewinie, nosi, jak makeństwo zapłacze, robi zakupy, szykuje dla nas posiłki, które wspólnie jemy przy jednym stole. Czasem razem szykujemy obiad, chodzimy z maluchem razem na spacery.
Ta sytuacja jest dla mnie totalnie niezrozumiała.
Nie potrafię ukrywać emocji, zwlaszcza przy tej burzy hormonalnej, przez jaką przechodzę po porodzie. Płaczę praktycznie caly czas. Juz kilka razy probowalam z nim rozmawiać i błagać go o to, aby nie przekreślał naszego małżeństwa, mówiłam jak bardzo go kocham (wiem, że niepotrzebnie - dopiero dziś w nocy przeczytałam listę Zerty). A on caly czas powtarza, ze mnie nie kocha i nie jest w stanie mnie znów pokochać. Że widzi, ze się staram, ale jest za późno już.
Modlę się bez przerwy, ale zaczynam tracić wiarę i nadzieję. Bywają chwile, że nachodzą mnie myśli samobójcze. Jedyne, co mnie jeszcze jakoś trzyma w ryzach to ten maleńki człowiek, nasze dzieciątko, na które czekałam tak bardzo długo. Wiem, że nawet takie maleństwo odczuwa negatywne emocje rodziców i widzę, że maluch jest niespokojny i nerwowy. Jestem w totalnej rozsypce.
Nie wiem już, co robić.
Podczytuję to forum od lipca tego roku. Trafiłam tutaj poszukując jakichkolwiek rad, jak zażegnać małżeński kryzys. W końcu postanowiłam napisać i poproscić Was o jakieś wskazówki, choć nie wiem, czy jest jeszcze jakaś nadzieja..
W lipcu, będąc w 6 miesiącu ciąży, odkryłam, że mąż (jesteśmy 7 lat po ślubie) ma romans, który trwał conajmniej od początku roku. Nasze małżeńskie relacje od dłuższego czasu były napięte, często dochodziło do kłótni i awantur. Ja zrzucałam to na jego stresującą pracę, a nasze wybuchowe charaktery niestety nie pomagały naszym relacjom.
Bardzo dlugo staraliśmy się o dziecko, więc gdy w lutym okazało się, że jestem w ciąży, miałam olbrzymią nadzieję, że od tej chwli już wszystko bedzie dobrze. Niestety - było coraz gorzej. Nie podzielał mojej ogromnej radości i tego entuzjazmu, owszem - mówił, że się cieszy, ale gesty i postawa przeczyły tym słowom. Dochodziło do coraz częstszych awantur, przestał się mną interesować, unikał sytuacji intymnych. Coś mi mówiło, że mnie zdradza, ale z drugiej strony nie dopuszczałam do siebie tej myśli. W końcu którejś nocy, po kolejnej kłótni, postanowiłam sprawdzić jego telefon i odkryłam to, czego tak się bałam.
W jednej chwili runął mój świat, tysiące myśli przeleciało przez głowę, czułam złość, strach, bezsilność, upokorzenie i to przeogromne uczucie przerażenia.
Tamtej nocy umarłam na kilka chwil. Ale musialam przecież żyć ze wzgledu na maleństwo, które nosiłam pod sercem.
Przyparty do muru, przyznał się do wszystkiego. Mówił, że zaniedbywalam go przez ostatnie dwa lata, że się nie starałam i to w nim narastało. Powiedział, że żałuje, ze wczesniej ze mną nie porozmawiał na ten temat, że nie zareagował na samym początku, ale też, że chce naprawić nasze małżeństwo, ze zależy mu na rodzinie, że zakończy tamten romans. Przeprosilam go za tamte lata, w których faktycznie było nieciekawie między nami. Powiedziałam mu także, że wybaczam mu wszystko, choć tak naprawdę on sam mnie o to nie poprosił i nie widziałam też szczerej skruchy w jego zachowaniu.
Choć w kolejnych tygodniach oboje się staraliśmy, z biegiem czasu znów było coraz gorzej. Ja byłam podejrzliwa, kontrolowałam go, cały czas płakałam na wspomnienie tego, co zrobił, a on nie okazywał mi żadnej czułości, nie czułam od niego żadnego wsparcia duchowego, był tuż obok, na wyciągnięcie ręki, a ja miałam wrażenie, że jest na innej planecie, oddalony o całe wszechświaty. I otoczony murem nie do przebicia. Ze wszystkich sił starałam się mu pokazać, jak wiele dla mnie znaczy.
Przez całą ciążę mialam nadzieję, że po porodzie wszystko się zmieni. Że kryzys minie.
W dniu wypisu ze szpitala, jak przyjechaliśmy z maleństwem do domu, zamiast kwiatów dostałam słowa, że mnie nie kocha, że gdyby nie ciąża już dawno by odszedł ode mnie i że mnie nienawdzi. Powiedział, że chce odejść i chce rozwodu, zaczął spać na kanapie. Gdy zapytałam czy nadal utrzymuje kontakt z tamtą, zaprzeczył.
Przy dziecku pomaga, czasem przewinie, nosi, jak makeństwo zapłacze, robi zakupy, szykuje dla nas posiłki, które wspólnie jemy przy jednym stole. Czasem razem szykujemy obiad, chodzimy z maluchem razem na spacery.
Ta sytuacja jest dla mnie totalnie niezrozumiała.
Nie potrafię ukrywać emocji, zwlaszcza przy tej burzy hormonalnej, przez jaką przechodzę po porodzie. Płaczę praktycznie caly czas. Juz kilka razy probowalam z nim rozmawiać i błagać go o to, aby nie przekreślał naszego małżeństwa, mówiłam jak bardzo go kocham (wiem, że niepotrzebnie - dopiero dziś w nocy przeczytałam listę Zerty). A on caly czas powtarza, ze mnie nie kocha i nie jest w stanie mnie znów pokochać. Że widzi, ze się staram, ale jest za późno już.
Modlę się bez przerwy, ale zaczynam tracić wiarę i nadzieję. Bywają chwile, że nachodzą mnie myśli samobójcze. Jedyne, co mnie jeszcze jakoś trzyma w ryzach to ten maleńki człowiek, nasze dzieciątko, na które czekałam tak bardzo długo. Wiem, że nawet takie maleństwo odczuwa negatywne emocje rodziców i widzę, że maluch jest niespokojny i nerwowy. Jestem w totalnej rozsypce.
Nie wiem już, co robić.
Re: Jak walczyć z brakiem miłości?
Witaj Paproch na naszym forum
Chciałabyś być z kimś, kto ciągle płacze i się Ciebie czepia?
Myślę, że nie. Ja bym chciał być z kimś, kto jest radosny i szczęśliwy. Dałabyś radę zacząć być radosna a nie płaczliwa? Szczęśliwa a nie załamana? Spróbuj. Ciesz się chociaż swoim dzieciątkiem.
Zapewne dostaniesz zaraz wiele słów wsparcia. Ja polecam Ci dalsze czytanie naszego forum. Obecnego i archiwalnego:
viewforum.php?f=56
Może odwiedziny w którymś z naszych ognisk:
http://sychar.org/ogniska/
Jednak pisząc pamiętaj, że internet nie jest anonimowy. Dlatego staraj się nie podawać danych, dzięki którym mogłabyś zostać rozpoznana, Ty lub Twoja rodzina.
Chciałabyś być z kimś, kto ciągle płacze i się Ciebie czepia?
Myślę, że nie. Ja bym chciał być z kimś, kto jest radosny i szczęśliwy. Dałabyś radę zacząć być radosna a nie płaczliwa? Szczęśliwa a nie załamana? Spróbuj. Ciesz się chociaż swoim dzieciątkiem.
Zapewne dostaniesz zaraz wiele słów wsparcia. Ja polecam Ci dalsze czytanie naszego forum. Obecnego i archiwalnego:
viewforum.php?f=56
Może odwiedziny w którymś z naszych ognisk:
http://sychar.org/ogniska/
Jednak pisząc pamiętaj, że internet nie jest anonimowy. Dlatego staraj się nie podawać danych, dzięki którym mogłabyś zostać rozpoznana, Ty lub Twoja rodzina.
Re: Jak walczyć z brakiem miłości?
Staram się, choć to bardzo trudne. Wiem, że dzieciątko jest teraz najważniejsze, ale czasem emocje biorą górę...jacek-sychar pisze: ↑01 gru 2017, 10:34
Dałabyś radę zacząć być radosna a nie płaczliwa? Szczęśliwa a nie załamana? Spróbuj. Ciesz się chociaż swoim dzieciątkiem.
Re: Jak walczyć z brakiem miłości?
jacek-sychar pisze: ↑01 gru 2017, 10:34
Chciałabyś być z kimś, kto ciągle płacze i się Ciebie czepia?
Myślę, że nie. Ja bym chciał być z kimś, kto jest radosny i szczęśliwy. Dałabyś radę zacząć być radosna a nie płaczliwa? Szczęśliwa a nie załamana? Spróbuj. Ciesz się chociaż swoim dzieciątkiem.
Witaj Paproszku
Jacek ma racje ,sprobuj prosze spojrzec na swoje zycie inaczej ...
Skup sie na tym ,co dobre ...
Jestes szczesliwa mama ,maz stara sie ,jak umie ,wiec moze potrzebuje czasu ..
A kanapy sa z reguly mniej wygodne od malzenskiego lozka ,wiec moze mu sie znudzi
Usmiechaj sie do dziecka .. bedzie lepiej spalo ...
Tez bylam zdradzana ,wiec znam to uczucie bezsilnosci ...
Mnie pomogla NP ...http://pompejanska.rosemaria.pl/jak-odm ... mpejanska/
b uspokaja ,czlowiek nabiera takiej wewnetrznej sily spokoju .. chociaz pierwsze dni sa ciezkie ...
Dobrze jest tez znalesc jakias grupe wsparcia ,moze ognisko lub przez Skype
http://sychar.org/skype/
Sciskam serdecznie ..
PS
postaraj sie dobrze wyspac
/www.youtube.com/watch?v=t3hyUyj2qaA
Re: Jak walczyć z brakierm miłości?
Dziękuję s zona za dobre słowa. Z wysypianiem się przy takim maluchu to nie taka prosta sprawa
Nie sądzę, żeby mu się kanapa znudziła - powiedział, że już nigdy nie będzie spać ze mną..
Pompejańską znam bardzo dobrze, jedna - niestety nie dokończona - już za mną, ale odmawiałam w innej intencji. Na razie odmawiam nowennę do św. Rity, a na NP może będzie następna
Najbardziej obawiam się o przyszłość maleństwa. Tak bardzo bym chciala, żeby wychowywalo się w pełnej rodzinie, żeby miało dobre wzorce.. Wiem jak nieszczęśliwe potrafią być dzieci pochodzace z rozbitych rodzin i bardzo chcialabym tego mu oszczędzić..
Nie sądzę, żeby mu się kanapa znudziła - powiedział, że już nigdy nie będzie spać ze mną..
Pompejańską znam bardzo dobrze, jedna - niestety nie dokończona - już za mną, ale odmawiałam w innej intencji. Na razie odmawiam nowennę do św. Rity, a na NP może będzie następna
Najbardziej obawiam się o przyszłość maleństwa. Tak bardzo bym chciala, żeby wychowywalo się w pełnej rodzinie, żeby miało dobre wzorce.. Wiem jak nieszczęśliwe potrafią być dzieci pochodzace z rozbitych rodzin i bardzo chcialabym tego mu oszczędzić..
Re: Jak walczyć z brakierm miłości?
Paproch, ale to już nie zależy od Ciebie. Nie możesz się tym zadręczać, bo się zakopiesz w bólu. Rzeczy, na które nie masz wpływu, zostaw Bogu. Módl się o to, by Twoje dziecko dorastało blisko Niego i żeby on nie wypuszczał z rąk Was oboja. Jest tu na tym forum wiele przypadków, że mąż wracał do małżonki czy małżonka do męża, mimo że wcześniej zarzekali się że "nie kochają" i "nigdy nie kochali". Słyszeli nie takie rzeczy. Odchodzący małżonek w gniewie potrafi wiele raniących słów powiedzieć, byle tylko "odstraszyć" współmałżonka, spowodować, by ten sam też chciał odejść i zdjąć z siebie chociaż część poczucia winy.
Re: Jak walczyć z brakiem miłości?
Witaj Paproch
Przyszłość dziecka zależy także od Twojej postawy teraz, a na nią masz wpływ.
Spróbuj zatroszczyć się o siebie, zaopiekować swoje emocje. To możesz zrobić. W ten sposób możesz też wyrazić miłość do dziecka. Ono choć nie rozumie to doskonale wyczuwa Twój stan emocjonalny.
Czy masz w swoim otoczeniu osobę, na której mogłabyś się teraz oprzeć, kogoś kto gotów jest przyjąć Ciebie z Twoimi naturalnymi w tej sytuacji emocjami? Myślę, że bardzo ważne jest teraz abyś mogła znaleźć przestrzeń, w której mogłabyś wyrazić i przeżyć cierpienie emocjonalne.
Myślę, że dla Ciebie raniące może być takie wybieganie w przyszłość. Z uwagi na sytuację w małżeństwie oglądasz ją przez czarne okulary. Po co to sobie robisz? Tym bardziej, że nie wiesz jaka przyszłość Cię czeka.
Przyszłość dziecka zależy także od Twojej postawy teraz, a na nią masz wpływ.
Spróbuj zatroszczyć się o siebie, zaopiekować swoje emocje. To możesz zrobić. W ten sposób możesz też wyrazić miłość do dziecka. Ono choć nie rozumie to doskonale wyczuwa Twój stan emocjonalny.
Re: Jak walczyć z brakierm miłości?
Masz rację, w tej sytuacji to chyba jedyne, co mogę zrobić - zostawić i oddać to wszystko Najwyższemu, aby on się tym zajął..
Mimo bólu i tego cierpienia, jakie zadaje mi mąż każdego dnia, nie jestem w stanie przestać go kochać i odejść.Simon pisze: ↑01 gru 2017, 17:33
Jest tu na tym forum wiele przypadków, że mąż wracał do małżonki czy małżonka do męża, mimo że wcześniej zarzekali się że "nie kochają" i "nigdy nie kochali". Słyszeli nie takie rzeczy. Odchodzący małżonek w gniewie potrafi wiele raniących słów powiedzieć, byle tylko "odstraszyć" współmałżonka, spowodować, by ten sam też chciał odejść i zdjąć z siebie chociaż część poczucia winy.
Niestety, jestem ze wszysykim sama. Prawie nikt z naszego otoczenia nie wie o naszej sytuacji, ani moja rodzina, ani wspólni przyjaciele. Jedynie jego rodzice wiedzą, jaka jest sytuacja między nami. Potępiają jego postawę i są po mojej stronie. Ja jednak nie potrafię bliskim o tym opowiedzieć, nie wiem, może dlatego że jeszcze mam nadzieję, że jednak wszystko wróci do normy, a może dlatego, że jest mi zwyczajnie wstyd. Chyba dlatego zdecydowałam się napisać o swoich przeżyciach tutaj...Czarek pisze: ↑01 gru 2017, 20:51
Czy masz w swoim otoczeniu osobę, na której mogłabyś się teraz oprzeć, kogoś kto gotów jest przyjąć Ciebie z Twoimi naturalnymi w tej sytuacji emocjami? Myślę, że bardzo ważne jest teraz abyś mogła znaleźć przestrzeń, w której mogłabyś wyrazić i przeżyć cierpienie emocjonalne.
Dziś udało mi się trzymać emocje na wodzy! Ani razu nie pokazalam mężowi bólu, jaki przeżywam w środku. Usmiechalam się do dzidziusia, i mimo wszystko bardzo staralam się zachowywać pogodnie, nawet wobec męża.
Re: Jak walczyć z brakiem miłości?
No to pisz kiedykolwiek będziesz potrzebowała.
Paproch co oznacza dla Ciebie trzymanie emocji na wodzy?
Re: Jak walczyć z brakiem miłości?
Paproch, uśmiechaj się i staraj się być jak najspokojniejsza-dla Maluszka. Mąż mówi, że nie kocha, takiego niekochającego to chyba nie potrzebujesz. Pozwól, żeby nauczył się kochać. Na razie spróbuj zagonić go do roboty a Ty wykorzystuj każdą wolną chwilę dla siebie.
Otulam Cię modlitwą, najżarliwszą jaką potrafię. I przytulam mocno. Śpij dobrze i długo.
Otulam Cię modlitwą, najżarliwszą jaką potrafię. I przytulam mocno. Śpij dobrze i długo.
Re: Jak walczyć z brakiem miłości?
Tak jak napisałam - nie pokazywałam mu, jak bardzo cierpię, zacisnęłam zęby i postarałam się nie płakać kolejny dzień, choć bylo to trudne, nie poruszałam w rozmowie tematu naszego małżeństwa i przyszłości, jak robiłam to w minionych dniach. I w końcu starałam, zgodnie z radami, skupić na maleństwie.
Re: Jak walczyć z brakiem miłości?
Kiedyś kochał i mam nadzieję, że ta jego miłość jeszcze powróci.nie_ewa pisze: ↑01 gru 2017, 23:44
Mąż mówi, że nie kocha, takiego niekochającego to chyba nie potrzebujesz. Pozwól, żeby nauczył się kochać. Na razie spróbuj zagonić go do roboty a Ty wykorzystuj każdą wolną chwilę dla siebie.
Otulam Cię modlitwą, najżarliwszą jaką potrafię. I przytulam mocno. Śpij dobrze i długo.
A z tymi wolnymi chwilami dla siebie, to jest różnie, ponieważ staram się mu pokazać, że potrafię zająć się domem - to był jeden z jego zarzutów - że zaniedbywałam domowe sprawy. On oczywiście również się angażuje w te okołodomowe obowiązki i często mówi mi, że mam odpoczywać, ale chcę aby zobaczył, że potrafię się zmienić i zdbać o dom...
Za modlitwę serdeczne Bóg zapłać, to bardzo miłe uczucie wiedzieć, że ktoś jeszcze modli się w mojej intencji
Re: Jak walczyć z brakiem miłości?
Kochany Paproszku
Wiem jak ciężko jest być pogodnym i uśmiechać się do dziecka, kiedy ma się w sobie taki ciężar.
Trochę znam ten ból. Przeżyłam calą ciążę w ostracyzmie. Mąż nie patrzył na mnie, nie mówił do mnie, nie dotykal...był wściekły gdzieś daleko pomimo, że na wyciągnięcie ręki.
Usłyszałam wtedy, że było by lepiej jak by dziecko umarło.
A po przyjeździe do domu wyniósł się na kanapw w innym pokoju I oswiadczyl, że więcej mnie nie dotknie.
To był straszny czas.
A dziecku powtarzalam - Ale ja Ciebie bardzo kocham. I zawsze będę.
Czas robi swoje. Minęło 16 lat i córka jest ukochaną coreczką i dumą tatusia. Ma z nim świetny kontakt i wyrosła na otwarta i wesolą osobę.
Wykorzystuj to, że mąż zajmuje się dzieckiem i wami.
Dziecko niech rośnie na jego oczach i w jego rękach. Przy jego czynnym udziale.
To jest więź trudna do zerwania i pominiecia.
A ty poszukaj wsparcia dla siebie. Jeżeli naprawdę nie możesz w realu, to tu na forum. Tu wsparcia jest cały ogrom.
Choć nie ma to jak ktoś bliski, taki fizyczny, obok.
I postaraj się żyć tu i teraz. Zmieniaj siebie na lepsze bez zaglądania w przyszłość. Nikt nie wie jaka będzie. Oddaj ją po prostu Bogu i wszystko się ułoży.
Wiem jak ciężko jest być pogodnym i uśmiechać się do dziecka, kiedy ma się w sobie taki ciężar.
Trochę znam ten ból. Przeżyłam calą ciążę w ostracyzmie. Mąż nie patrzył na mnie, nie mówił do mnie, nie dotykal...był wściekły gdzieś daleko pomimo, że na wyciągnięcie ręki.
Usłyszałam wtedy, że było by lepiej jak by dziecko umarło.
A po przyjeździe do domu wyniósł się na kanapw w innym pokoju I oswiadczyl, że więcej mnie nie dotknie.
To był straszny czas.
A dziecku powtarzalam - Ale ja Ciebie bardzo kocham. I zawsze będę.
Czas robi swoje. Minęło 16 lat i córka jest ukochaną coreczką i dumą tatusia. Ma z nim świetny kontakt i wyrosła na otwarta i wesolą osobę.
Wykorzystuj to, że mąż zajmuje się dzieckiem i wami.
Dziecko niech rośnie na jego oczach i w jego rękach. Przy jego czynnym udziale.
To jest więź trudna do zerwania i pominiecia.
A ty poszukaj wsparcia dla siebie. Jeżeli naprawdę nie możesz w realu, to tu na forum. Tu wsparcia jest cały ogrom.
Choć nie ma to jak ktoś bliski, taki fizyczny, obok.
I postaraj się żyć tu i teraz. Zmieniaj siebie na lepsze bez zaglądania w przyszłość. Nikt nie wie jaka będzie. Oddaj ją po prostu Bogu i wszystko się ułoży.
Re: Jak walczyć z brakiem miłości?
Drogie lustro,
dziękuję za te słowa. Widzę,
że moja historia - przynajmniej w tym jednym aspekcie - jest bardzo podobna do Twojej. Mój mąż, gdy wyszłam ze szpitala, też zapowiedział, że nigdy już nie bedzie ze mną spać, zabronił siebie dotykać, a jak czasem probowałam się przytulić do niego, pogłaskać, to tylko się wzdrygał i odskakiwał jak poparzony ze slowami: "nie dotykaj mnie!" Z resztą, czytając różne wątki na forum, zauważyłam, że dość często powiela się taki schemat.
Na razie chyba nie jestem gotowa, aby mowić o tym z kimś bliskim...
dziękuję za te słowa. Widzę,
że moja historia - przynajmniej w tym jednym aspekcie - jest bardzo podobna do Twojej. Mój mąż, gdy wyszłam ze szpitala, też zapowiedział, że nigdy już nie bedzie ze mną spać, zabronił siebie dotykać, a jak czasem probowałam się przytulić do niego, pogłaskać, to tylko się wzdrygał i odskakiwał jak poparzony ze slowami: "nie dotykaj mnie!" Z resztą, czytając różne wątki na forum, zauważyłam, że dość często powiela się taki schemat.
Czy to znaczy, że udało się Wam zwyciężyć kryzys?
Na razie bardzo mi pomaga to, że mogę tutaj podzielić się swoimi emocjami, za co z całego serca bardzo jestem Wam wdzięczna. To dla mnie bardzo dużo, zwłaszcza po takim wyznaniu, jak Twoje, gdy widzę, że ktoś rozumie mój ból o ciężar, jaki w sobie noszę.
Na razie chyba nie jestem gotowa, aby mowić o tym z kimś bliskim...
Re: Jak walczyć z brakiem miłości?
lustro pisze: ↑02 gru 2017, 8:48 Kochany Paproszku
Wiem jak ciężko jest być pogodnym i uśmiechać się do dziecka, kiedy ma się w sobie taki ciężar.
Trochę znam ten ból. Przeżyłam calą ciążę w ostracyzmie. Mąż nie patrzył na mnie, nie mówił do mnie, nie dotykal...był wściekły gdzieś daleko pomimo, że na wyciągnięcie ręki.
Usłyszałam wtedy, że było by lepiej jak by dziecko umarło.
A po przyjeździe do domu wyniósł się na kanapw w innym pokoju I oswiadczyl, że więcej mnie nie dotknie.
To był straszny czas.
A dziecku powtarzalam - Ale ja Ciebie bardzo kocham. I zawsze będę.
Czas robi swoje. Minęło 16 lat i córka jest ukochaną coreczką i dumą tatusia. Ma z nim świetny kontakt i wyrosła na otwarta i wesolą osobę.
Wykorzystuj to, że mąż zajmuje się dzieckiem i wami.
Dziecko niech rośnie na jego oczach i w jego rękach. Przy jego czynnym udziale.
To jest więź trudna do zerwania i pominiecia.
A ty poszukaj wsparcia dla siebie. Jeżeli naprawdę nie możesz w realu, to tu na forum. Tu wsparcia jest cały ogrom.
Choć nie ma to jak ktoś bliski, taki fizyczny, obok.
I postaraj się żyć tu i teraz. Zmieniaj siebie na lepsze bez zaglądania w przyszłość. Nikt nie wie jaka będzie. Oddaj ją po prostu Bogu i wszystko się ułoży.
Podpisuje sie pod kazdym slowem ...
Moj maz wtedy nawet torby z dzieckiem z porodowki nie chcial wziasc do reki ,sama znioslam ...
Wzystko sie zgadza niemal na zasadzie skopiuj/ wklej , oprocz plci dziecka i kilku lat roznicy ..
U mnie maz wytrzymal z narzucaniem takiej presji ,jak pisze Lustro cale 18 ms ....
Paproszku ,nie pisze tego ,zeby sie uzalac ,ale zeby dodac Ci odwagii do robienia swoje ,
dbania o siebie i dziecko i to o czym pisza dziewczyny - zaangazowania w pomoc meza ...
Jesli robi to sam ,tym lepiej ..
U nas TERAZ maz jest b dumny z najmlodszego syna , tez jest pogodnym wesolym dzieckiem ..
ps ale dobrze jest miec jakas bratnia dusze w zasiegu reki ,takie realne wsparcie