O ile rozumiem parasol ochronny nad własną córką (co nie znaczy, że pochwalam), warto poszukać własnej odpowiedzialności w podkreślonym.
Nie pochwalam reakcji i decyzji Twojej żony. Jednocześnie...jeśli przeczytasz swój post, zobaczysz swój stosunek zarówno do żony jak i jej rodziców, twoje pretensje wobec nich. A sam, w ważnej dla żony sprawie dałeś jej sygnał - nie obchodzisz mnie, nie mam ochoty na rozmowę z tobą. To "teraz" ma jednak sądząc po reakcji żony, małe znaczenie.vicente14 pisze: ↑01 sie 2019, 13:42 Po kilku godzinach napisała mi wiadomość: "mam niusa, zmieniam prace". Napisałem, że na razie nie mam ochoty z nią o tym gadać. (. Napiszę, tylko, że żona nie pyta jak mi się tam żyje itp. mało co ją to interesuje.) I to był ten zapalnik - "w takim razie to koniec, rozwód itd"
Aha, proponuję postarać się postawić na miejscu teścia.
To jego córka. On chciałby, aby była szczęśliwa. Na pewno dołożyłeś wszelkich starań aby tak było? Co byś zrobił na jego miejscu, jaki miałbyś stosunek do zięcia, który zamiast twoją córkę uszczęśliwić spowodował, że od niego uciekła?
Wiadomo, że patrzy na sprawę subiektywnie, nie ma w tym jednak niczego nietypowego.
Bazując na własnym doświadczeniu i jego owocach polecam skupić się na sobie i własnej odpowiedzialności za obecny stan. Nie oznacza to, że Twoja żona nie ma udziału w kryzysie. Jednak skupianie się na niej nie pomoże ci w ratowaniu małżeństwa.