UkaszuUkasz pisze: ↑14 lip 2019, 0:13Okazuje się, że również to jedyne działanie jest manipulacją. Nawet jeśli nie jest warunkowe - wystąpię o rozdzielność, jeśli to lub tamto - tylko gdy po prostu to robię.renta11 pisze: ↑17 sie 2018, 9:14 Ukaszu
Ponieważ wyrażasz obawy co do odpowiedzialności za długi żony, wyjaśniam, co następuje.
"Przy ocenie odpowiedzialności małżonka dłużnika za zobowiązania zaciągnięte przez drugiego małżonka należy ustalić, czy zobowiązanie zostało zaciągnięte za jego zgodą (art. 41 § 1–2 k.r.o.). Odpowiedź pozytywna prowadzi do możliwości zaspokojenia się bez ograniczeń z majątku wspólnego, a negatywna do zaspokojenia się tylko z niektórych składników majątku wspólnego, w tym przede wszystkim z wynagrodzenia za pracę oraz z dochodów uzyskiwanych z prowadzonej działalności gospodarczej."
Żona zaciągała długi bez Twojej zgody, więc Twoja odpowiedzialność nie dotyczy całego majątku wspólnego, lecz głównie Twojego wynagrodzenia za pracę. Jest to Twoje zdaje się główne żródło utrzymania. Jedyne, co da Tobie bezpieczeństwo w tym temacie, to złożenie wniosku do sądu o rozdzielność majątkową (i tylko to) i to tylko z datą wsteczną. Bo tylko Sąd może orzec rozdzielność majątkową z datą wsteczną. Może to być data Waszego faktycznego rozejścia się (tego pierwszego) tym bardziej, że nadal razem nie mieszkacie, ani nie żyjecie. Jest to jedyne wyjście w tej sytuacji (oczywiście oprócz pokrycia długów żony). Czyli zabezpieczenie siebie i rodziny przed nieodpowiedzialnością żony.
Wszystkie inne działania finansowe będą manipulacją z Twojej strony mającą skłonić Twoją żonę do działań zgodnie z Twoimi założeniami. Wysłałam na priw długiego maila w tym temacie.Jeżeli liczyć wcześniejszy wniosek o separację, gdzie rozdzielność byłaby automatyczną konsekwencją, to drugi. Jeśli pominąć tamten krok, to pierwszy raz.Ciekaw jestem, co byłoby dla Ciebie stanięciem w prawdzie? Co takiego miałbym zrobić, żeby się do tej prawdy przybliżyć, a nie zrobiłem? Naprawdę byłby wdzięczny za konkretne przykłady. Podobnie z zaczynaniem zmiany od siebie - też z góry dziękuję za jakiś przykład takiego działania, pożądany, a nie podjęty.
Rozdzielność nie jest kijem, tylko uporządkowaniem spraw finansowych. Czas podjęcia tego kroku wynika z działań mojej żony, na które nie mam wpływu i za które nie chcę już odpowiadać.
Rozdzielność majątkowa w Twoim przypadku, tak samo jak separacja, to oczywiście dobre kroki, bo sankcjonujące rzeczywistość. To jasne i klarowne, i chyba poza sporem między nami.
Ale tutaj istotna jest motywacja. Bo mnie się wydaje, że Ty za pomocą różnych dostępnych tobie działań działań (właśnie kija i marchewki) chcesz osiągnąć zupełnie inny cel aniżeli ten, do którego te środki zostały ustanowione. Chcesz zmusić własną żonę do zmian emocjonalnych, a mianowicie, aby "pokochała" Ciebie. A w minimalnym zakresie, aby dawała tego zewnętrzny wyraz. A tutaj nie te środki, nie te sposoby, nie ta droga, nie ta motywacja.
Dlatego wycofałeś sprawę o separację, i tak samo wycofasz wniosek o rozdzielność, jak tylko żona da Ci jakąś tam marchewkę. Bo Wy oboje ciągle gracie, zamiast po prostu żyć. Ty nie chcesz widzieć wielu rzeczy, bo inaczej musiałbyś, Ty a nie nikt inny, podjąć decyzję o opuszczeniu kurtyny. A przecież to do małżeństwa powołał Cię Bóg. Really? Więc jaki ma sens to Twoje doświadczenie?
Sorki, ale prawdziwej miłości ja tutaj nie widzę. Zarówno Ty, jak i Twoja żona gracie tylko na siebie. To znaczy Ty na siebie, i ona na siebie. I należałoby się zastanowić, czy tak nie było zawsze?
A efekt kołdry wskazuje tylko na uzależnienie, i to nawet nie od Twojej żony, a raczej od instytucji małżeństwa.
A co by się stało gdybyś odstawił małżeństwo na bok, przestał przywiązywać do tego taką wagę?
Co wtedy ukazałoby się Twoim oczom?