Cytat z "sąsiedniego" wątku.Pavel pisze: ↑10 wrz 2019, 10:45 Ja generalnie uważam, że temu co pisze lustro warto się mocno przyjrzeć.
Posty lustro bardzo mi pomogły zarówno w lepszym poznaniu żony oraz próbowaniu empatycznego spojrzenia na nią. Niewątpliwie były jedną z ważnych „cegieł” w procesie ratowania małżeństwa.
Mam tylko jedną uwagę, może to nie tylko moje doświadczenie.
To, że kryzys mnie tak mocno zaskoczył, wcale nie oznaczało że mi było tak dobrze.
Trochę komiczna sytuacja, gdy żona powiedziała „nie kocham” w szoku nadmiernie się ubiczowałem, żonę wyidealizowałem i zacząłem ją „kochać” jak nigdy wcześniej.
A przecież tak naprawdę od wieeeeelu miesięcy miałem jej serdecznie dość. Z wielu racjonalnych i z dzisiejszego punktu widzenia względów (tak jak i wiele z zarzutów żony w stosunku do mnie miało głęboki sens).
Miałem jej dość tak samo jak ona miała dość mnie. Podobnie jak ona szukałem winy z drugiej strony siebie mając za tego „Ok”.
Podobnie jak ona nie budowałem tej relacji.
Podobnie jak ona patrzyłem na koniec własnego nosa, nie próbowałem jej zrozumieć.
Dlaczego mnie to zaskoczyło?
Ja po prostu od prawdy podświadomie uciekałem, zakłamywałem sobie rzeczywistość, No i żona jednak nie była ze mną zbyt szczera (częściowo z powodu mojej nieumiejętnosci poprawnej komunikacji (zdecydowanie nosiła znamiona przemocowej - autorytarna, oceniająca, nieempatyczna), częściowo jej przewrażliwienie i bagaż z domu rodzinnego)
Nie wiedziałem bowiem jak właściwie powinno być, z domu wyniosłem przykład jak małżeństwo nie powinno wyglądać a to za mało. Warto wiedzieć jak powinno.
Pavle w punkt - miałem bardzo podobnie - i jak Tobie się powiodło tak i ja mam nadzieję i wiarę że i mi się uda odbudować relację małżeńską z żoną.
Ile razy w myślach się rozstawałem mając serdecznie dość, ile razy z domu uciekałem ochłonąć, a i tak mnie to spotkało.
Niestety jestem wręcz podręcznikowym przykładem DDA.
Obudziłem się - oby nie za późno.
I w zasadzie pomimo, że wiem że wina była obopólna,
to jednak ja dopełniłem dzieła zniszczenia i cały czas nie mogę sam sobie wybaczyć ( to chyba najtrudniejsze) .
I w swojej świadomości jako ten zły liczę, czekam, marzę o wybaczeniu.
Ale gdyby zdarzył się ten cud to i tak uważam że bez porządnej terapii nie mogłoby się obyć.
Trzeba wierzyć że się przyda , choćby po to aby kiedyś nie żałować i nie pluć sobie w brodę , że nie zrobiło się wszystkiego ze swej strony aby uratować małżeństwo.kryzysowa pisze:
Czasem zastanawiam sie jaki to ma sens słuchanie tych konferencji o małżeństwie, o miłości, jeśli życie potoczy się tak, że nie będziemy razem. Raczej ta wiedza nie przyda mi sie w niczym...