nowe życie

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

mare1966
Posty: 1579
Rejestracja: 04 lut 2017, 14:58
Płeć: Mężczyzna

Re: sukces czy porażka ?

Post autor: mare1966 »

Verirrte
skoro jesteś w depresji
to i twoje widzenie sytuacji skażone jest tym stanem .
Analogicznie - jak ktoś jest pod wpływem alkoholu ,
to ocenia sytuację , jak ktoś po alkoholu .
Czy to jest logiczne ?

Oczywiście , ty możesz nie odczuwać tego stanu wprost ,
ale depresja wpływa na postrzeganie .
Zauważ , jak ciekawie wymieniłeś :
1. Dom
2. samochód itd.
Może to przypadek , ale raczej nie .
W dużej mierze to naturalny "kryzys wieku średniego" chyba .
Cele zdobyte i pustka , rozliczenie , świadomość bezpowrotnego upływu czasu .
Braki bliskości , egzystencjalne "nic" .
W sumie typowe zmęczenie materiału .

Zdobyłeś szczyt .
Myślałeś , że to Everest , a to Łysica .
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: sukces czy porażka ?

Post autor: tata999 »

Verirrte pisze: 14 maja 2019, 22:32 Jeśli chodzi o seks to przez wszystkie te lata był dla niej przykrym obowiązkiem...
Często to się słyszy. A jak przykrym obowiązkiem jest wyprasowanie ubrania to tego nie robią. Z innej beczki - gdyby firma Apple przyjmowała za prawdziwe wszystkie przykre wypowiedzi konsumentów, to iPhone by nigdy nie powstał, a konsumenci go wybrali.

Jak to w kryzysie - będą przykre słowa i zranienia. Wybrałem akurat jaskrawy i najprostszy przykład. Bądź silny Verirrte. Do pokonania kryzysu potrzebna jest energia. Zbieraj siły, nie tocz walki na każdym polu. I głowa do góry. Świętuj dobre chwile.
Jonasz

Re: sukces czy porażka ?

Post autor: Jonasz »

Verirrte pisze: 14 maja 2019, 22:32 Więc wizyty u psychologa to taka rozmowa małżeństwa z moderatorem. Niestety u psychologa żona nie mówi prawdy i uważa , że nie mamy żadnego problemu jednak w domu według niej to ja jestem wszystkiemu winny i zmarnowałem jej życie.
Witaj chyba ponownie
Mam tutaj wątpliwości: po co chodzić do lekarza nie mówiąc co boli: zaliczyć czy odbębnić.
Verirrte pisze: 14 maja 2019, 22:32 Dodatkowo od dwóch lat zmagam się z depresją i chodzę na terapię. Od kilku dni rozważam rezygnację. Myślę , że cała ta terapia jest nic nie warta.
Rozważ parę rzeczy.
1. To sprawa Twoja, Twojej równowagi. Rozważ owoce. Jeżeli nie pomaga, nie wzmacnia nie rezygnuj ale zmień terapeutę.
Rozdziel je.
Bo o ile w Twojej indywidualnej jest pomagający i wymagający pomocy to w małżeńskiej jest pomagająco/doradzający i dwóch pacjentów .
No chyba ze jest rozdźwięk - Żona przyszła z Tobą, Ty z żoną a nie WY RAZEM z Waszym wspólnym problemem.

2. Po drugie jeżeli czujesz że daje owoce Tobie i dodatkowo pojawiły się gorsze dni to być może Ty wychodzisz z więzienia i odzyskujesz wolność a Twoja żona to czuje i jej się to nie podoba. Nie wiem traci kontrolę itp.
Dodatkowo zapytam czy terapeuta wie o tym.
Może być tak Że nie mówisz a po prostu sytuacja w domu psuje mu robotę.
Zresztą może warto jego zapytać czy uważa że jesteś zdolny chodzić do psychologa z żoną.


Ty masz kryzys osobisty.
Żona jak piszesz
Verirrte pisze: 14 maja 2019, 22:32 Jeśli chodzi o wiarę w Boga to deklaruje się jako osoba w kryzysie.
To czemu nie zajmuje się nim ?
Verirrte
Posty: 13
Rejestracja: 16 lut 2017, 9:58
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Koniec

Post autor: Verirrte »

Witam,

Podczas ostatniej rozmowy z żoną powiedziałem spokojnie , że nie ma powodów żeby była nieszczęśliwa.
Wspomniałem, że ma wszystko to co kiedyś chciała mieć... Dowiedziałem się , że to "ja" i to jak myślę, cokolwiek robię a nawet oddycham to jest jej największy problem. Nie chcę już nic zmieniać tym razem to naprawdę koniec.(Zbyt długo to trwa) Będziemy jakoś żyli razem jak obcy sobie ludzie... (Ja pewnie będę bankomatem jak dotychczas )a jak dziecko dorośnie to odejdę i może przed swoją śmiercią będę miał trochę spokoju i zacznę żyć. Niestety nie ma innego wyjścia. (Każdy musi nieść swój krzyż.)

Ostatni raz dziękuję wszystkim za wcześniejszą pomoc i życzę wszystkim użytkownikom forum wszystkiego dobrego
Pustelnik

Re: Koniec

Post autor: Pustelnik »

Witaj 8-) .
No to sobie "pogadaliście".
Ale raczej "skomunikowaloście" się (każde z Was z osobna) z wlasnymi "wizjami" a takzę "projekcjami" na osobie Małżonka.

Szczęście - b. ważny temat, dzięki, że mi go przypomniałeś.
Ewangelicznie zamiennikiem (synonimem) slowa: "szczęśliwi Ci co (...)" jest "błogosławieni Ci co".
Chętnie coś wysłacham na temat czym jest dla Ciebie szczęście. Czy jesteś, czy byleś w zyciu szczęśliwy tudzież "co dawało Ci szczęscie" ...

Trzymaj się !
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Koniec

Post autor: lustro »

Pustelnik pisze: 18 wrz 2019, 10:21 Witaj 8-) .
No to sobie "pogadaliście".
Ale raczej "skomunikowaloście" się (każde z Was z osobna) z wlasnymi "wizjami" a takzę "projekcjami" na osobie Małżonka.

Szczęście - b. ważny temat, dzięki, że mi go przypomniałeś.
Ewangelicznie zamiennikiem (synonimem) slowa: "szczęśliwi Ci co (...)" jest "błogosławieni Ci co".
Chętnie coś wysłacham na temat czym jest dla Ciebie szczęście. Czy jesteś, czy byleś w zyciu szczęśliwy tudzież "co dawało Ci szczęscie" ...

Trzymaj się !
Czy możesz podać jakieś źródło tych "synonimów"?
Nie twierdzę, że nie... Ale mnie ciut zaskoczył ten "zamiennik", więc może mnie oswiecisz?
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Koniec

Post autor: marylka »

Na taki obrot sprawy warto przeczytać -" Ewa czuje inaczej" pana Pulikowskiego
I jeszcze raz przemyśleć...czy żona może czuć sie przy Tobie szcześliwa.
Czego jej brak? Dlaczego?
Jaki jezyk miłosci ma Twoja żona?
Może ona chce isć na spacer z Toba a Ty przelewasz jej kase i dziwisz sie że czegos jej brak?
Zdażyleś poznać jej jezyk miłości?

I...jeszcze jedno...życie nie zna prożni. Samotne opuszczone serce bedzie szukało drugiego. Skoro Ty chcesz swoja role sprowadzic do bankomatu to nie zdziw sie jak role meża ktos inny zajmie
Pozdrawam
Pustelnik

Re: Koniec

Post autor: Pustelnik »

lustro pisze: 18 wrz 2019, 13:43
Szczęście - b. ważny temat, dzięki, że mi go przypomniałeś.
Czy możesz podać jakieś źródło tych "synonimów"?
Nie twierdzę, że nie... Ale mnie ciut zaskoczył ten "zamiennik", więc może mnie oswiecisz?
Heyka,
wywołany "do tablicy" troche pogooglalem i (jako jeden z przykladów egzegezy tylko):
Alternetywny przekład Kazania na Górze
http://pracownicy.uksw.edu.pl/Krzysztof ... -na-gorze/
Verirrte
Posty: 13
Rejestracja: 16 lut 2017, 9:58
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

akceptacja rzeczywistosci

Post autor: Verirrte »

Witam,

Miałem już więcej nie pisać ale bardzo wiele się wydarzyło... i poczułem wewnętrzną potrzebę...
Niestety miałem wypadek samochodowy... Z powodów zdrowotnych nie mogę dalej pracować w obecnej pracy...
Jeśli chodzi o pracę to nie przejmuję się bo jakoś sobie poradzę ale sprawy rodzinne i duchowe to przepaść...
Niedawno żona powiedziała mi w nerwach " jak ja Cię nienawidzę!!! - Zmarnowałeś moje życie i nie mogłam nigdy na Ciebie liczyć..." co uważam za nieprawdę!
Później zachowywała się jakby nigdy nic. Każdy żyje własnym życiem. W sprawach wychowania dziecka nie zgadzamy się w niczym. Jak już kiedyś pisałem żona nie chce terapii i żadnej pomocy bo wszystko jest dobrze...
Duchowość nie jest ważna dla mojej żony i uważa , że nie powinienem starać się wychowywać dziecko jak katolik (chociaż sama jest wierząca ale niepraktykująca) bo tylko będzie miało problemy w przyszłości...
Ostatnio wieczorem zapytałem czy chciałaby coś dodać do tego co powiedziała o nienawiści. Odpowiedziała , że już wszystko powiedziała... i ma tylko prośbę żebym przy znajomych nie był sobą... przynajmniej przed jej znajomymi.
Wydaje mi się , że jako rodzic ponoszę porażkę bo dziecko bardziej woli matkę..., jako mąż też (małżeństwo wydaje się idealne tylko na pokaz)- wiem , że mogę liczyć tylko na siebie i zawsze będę bardzo samotny...
Dla małżonki najważniejsze jest co ludzie powiedzą itp. Rodzina mojej żony jest taka sama jak ona...
Jeśli chodzi o duchowość to także od dłuższego czasu jestem w kryzysie... Nie czuję obecności Boga... Nie wiem czy nadal chcę być chrześcijaninem bo od kiedy pamiętam tylko ciągłe problemy przez to... jestem zmęczony długą walką...
Nie czuję już nic... Jeśli ktoś myśli , że istnieje jakiś sposób , żeby wszystko naprawić albo zaakceptować to bardzo proszę z całego serca o pomoc...
Al la
Posty: 2671
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: nowe życie

Post autor: Al la »

Witaj ponownie, Verirrte, na naszym forum.
Pojawiasz się tutaj od pewnego czasu i decyzją moderatorów wszystkie Twoje wcześniejsze tematy zostały połączone w jeden.
Z pewnością ułatwi to i przybliży użytkownikom forum Twoją sytuację i sprzyjać będzie czytelniejszemu jej przedstawieniu.

Życzę Ci abyś uzyskał odpowiedzi na pytania, które zadajesz i aby doświadczenia forumowiczów pomogły Ci znaleźć pokój ducha.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: akceptacja rzeczywistosci

Post autor: JolantaElżbieta »

Verirrte pisze: 27 sty 2020, 0:00 Witam,

Miałem już więcej nie pisać ale bardzo wiele się wydarzyło... i poczułem wewnętrzną potrzebę...
Niestety miałem wypadek samochodowy... Z powodów zdrowotnych nie mogę dalej pracować w obecnej pracy...
Jeśli chodzi o pracę to nie przejmuję się bo jakoś sobie poradzę ale sprawy rodzinne i duchowe to przepaść...
Niedawno żona powiedziała mi w nerwach " jak ja Cię nienawidzę!!! - Zmarnowałeś moje życie i nie mogłam nigdy na Ciebie liczyć..." co uważam za nieprawdę!
Później zachowywała się jakby nigdy nic. Każdy żyje własnym życiem. W sprawach wychowania dziecka nie zgadzamy się w niczym. Jak już kiedyś pisałem żona nie chce terapii i żadnej pomocy bo wszystko jest dobrze...
Duchowość nie jest ważna dla mojej żony i uważa , że nie powinienem starać się wychowywać dziecko jak katolik (chociaż sama jest wierząca ale niepraktykująca) bo tylko będzie miało problemy w przyszłości...
Ostatnio wieczorem zapytałem czy chciałaby coś dodać do tego co powiedziała o nienawiści. Odpowiedziała , że już wszystko powiedziała... i ma tylko prośbę żebym przy znajomych nie był sobą... przynajmniej przed jej znajomymi.
Wydaje mi się , że jako rodzic ponoszę porażkę bo dziecko bardziej woli matkę..., jako mąż też (małżeństwo wydaje się idealne tylko na pokaz)- wiem , że mogę liczyć tylko na siebie i zawsze będę bardzo samotny...
Dla małżonki najważniejsze jest co ludzie powiedzą itp. Rodzina mojej żony jest taka sama jak ona...
Jeśli chodzi o duchowość to także od dłuższego czasu jestem w kryzysie... Nie czuję obecności Boga... Nie wiem czy nadal chcę być chrześcijaninem bo od kiedy pamiętam tylko ciągłe problemy przez to... jestem zmęczony długą walką...
Nie czuję już nic... Jeśli ktoś myśli , że istnieje jakiś sposób , żeby wszystko naprawić albo zaakceptować to bardzo proszę z całego serca o pomoc...
Uznaj swoją bezsilność i oddaj wszystko Panu Bogu - trzymaj się Go, choćbyś Go w ciemnościach nie widział i nie słyszał. ALe On jest! Tak powiedziej: Ja Jestem!
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: akceptacja rzeczywistosci

Post autor: Ruta »

Verirrte pisze: 27 sty 2020, 0:00 (...)
Jeśli chodzi o duchowość to także od dłuższego czasu jestem w kryzysie... Nie czuję obecności Boga... Nie wiem czy nadal chcę być chrześcijaninem bo od kiedy pamiętam tylko ciągłe problemy przez to... jestem zmęczony długą walką...
Nie czuję już nic... Jeśli ktoś myśli , że istnieje jakiś sposób , żeby wszystko naprawić albo zaakceptować to bardzo proszę z całego serca o pomoc...
Verrite,
Podobnie jak Ty, któregoś dnia znalazłam się w głębokim kryzysie po długim, wyczerpującym i kompletnie nieskutecznym staraniu o to, aby jakoś wydostać z kryzysu w małżeństwie. Mój mąż z dnia na dzień odszedł. Zostałam z małym dzieckiem rozpaczającym za tatą, długami i bardzo zranionym sercem. I byłam tak rozbita i bezsilna, że nie bardzo coś z tego okresu pamiętam. Do Boga chyba czułam wtedy głównie żal. A czasem pustkę. Nie mogłam uwierzyć, jak bardzo moje życie jest porozbijane na kawałki, jak bardzo ja jestem rozbita...
Wygrzebałam się z tego. Mogę wydać Ci się nawiedzona albo dziwna - ale wygrzebałam się dzięki modlitwie. W całej tej mojej ówczesnej beznadziei dostałam poradę, aby zacząć odmawiać Nowennę Pompejańską. Najpierw pomyślałam, że co to w ogóle za propozycja? Nie do końca wiedziałam też, co to w zasadzie ta Nowenna jest. Miałam za sobą okresy wiary i poczucia bliskości z Bogiem, a także okresy oddalenia i pustki - ale jakoś nie za bardzo wierzyłam, że Bóg może zacząć działać w moim życiu. Ale wpadałam w ten swój kryzys głębiej i głębiej. Potem znów ktoś wspomniał mi o Nowennie. Potem przypadkiem dostałam do rąk różaniec. I było tak źle, że postanowiłam spróbować, nie miałam nic do stracenia. Nie spodziewałam się, jak wiele uzyskam.

Moje małżeństwo nadal jest w ogromnym kryzysie, mąż złożył pozew o rozwód. Ale ja jestem już w zupełnie innym punkcie. I za nic już nie chciałabym wrócić do tego co było. Choć gdy zaczynałam Nowennę marzyłam tylko o tym, aby mąż wrócił.

Więc jako sprawdzony sposób mogę Ci z całego serca polecić właśnie Nowennę Pompejańską. Na sieci znajdziesz mnóstwo informacji, jak ją odmawiać. Są też nagrania różnych osób, aby móc odmawiać ją "z kimś". Jeśli jesteś już wystarczająco zdesperowany i nie masz nic do stracenia, to Nowenna jest dla Ciebie. Nic nie stracisz.
To modlitwa która wymaga dyscypliny, jednak ponieważ nie dawałam rady i czasowo i czasem emocjonalnie odmawiać dziennie wszystkich przewidzianych modlitw, przyjęłam, że dzień nowenny kończy się, gdy skończę to co jest przewidziane na dzień nowenny. Mój dzień nowenny trwał więc czasem kilka dni. Były dni, gdy było ze mną źle na tyle, że nie mogłam się modlić, nie dawałam rady. Mówiłam wtedy w myślach o swoich emocjach, o tym że nie daję rady. Ale potem wracałam do modlitwy. I ta modlitwa mnie podzwignęła i zbliżyła do Boga.
Nie znam lepszej recepty, ale ta jest sprawdzona. To nie tylko moje świadectwo, ale wielu wielu osób. Ważne jest jednak aby nie było to mówiąc brzydko "klepanie zdrowasiek", ale by starać się naprawdę rozważać kolejne tajemnice - pomocne są słowa Biblii odnoszące się do poszczególnych tajemnic. Bo samo hasło "Zwiastowanie" to trochę dla rozważań chyba za mało.

Bardzo pomocna jest też modlitwa o uzdrowienie. W takiej modlitwie otwierasz się na działanie Boga i na to, aby zaczął Cię uzdrawiać - gdy wyrazisz zgodę, zaproszenie i chęć współdziałania, Bóg zacznie działać. Bez twojej zgody i woli nic się nie stanie. W sieci znajdziesz kilka propozycji na taki rodzaj modlitwy, na pewno znajdziesz taką którą uznasz za odpowiednią dla Ciebie. Ale to Nowenna jest naprawdę wspaniała i to Nowennę Pompejańską szczególnie Ci polecam. Nawet jeśli początkowo będziesz czuć że słowa kierujesz w pustkę.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: nowe życie

Post autor: Nino »

Też polecam NP. Przynosi spokój.
SAMOA
Posty: 157
Rejestracja: 20 lut 2017, 9:43
Płeć: Kobieta

Re: nowe życie

Post autor: SAMOA »

Wiem, ze nie jest latwo ale uznaj przed Bogiem swoją bezsilność,
znam to uczucie pustki...
nie poddawaj się
trwaj z Jezusem...
proś Maryję...
pójdź na Eucharystię
poslychaj tego https://youtu.be/m2ud6DnHS6A
ODPOWIEDZ